Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kamil Długosz
Kamil Długosz , 13 years old

Kamil kontra nowotwór! 13-latek pilnie potrzebuje leku❗️

Nowotwór nie odpuszcza. Walka z nim, ten onkologiczny koszmar, trwa już tak długo… Kamil ma dopiero 10 lat. Jego dzieciństwo upływa w ścianach oddziału onkologicznego, ale on nie traci wiary, że pokona chorobę! My też w to wierzymy, dlatego każdego kolejnego dnia podejmujemy na nowo walkę i bardzo prosimy o pomoc! Kamil pilnie potrzebuje leku uzupełniającego chemioterapię! Niestety te nie jest refundowany… Nigdy nie będę w stanie zaakceptować choroby syna. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego śmiertelne niebezpieczeństwo dopada tych najsłabszych i bezbronnych...  To wszystko zaczęło się od niewinnego bólu kolana, jeszcze wtedy byłam niemal pewna, że to nic poważnego. Ponieważ lekko spuchło, udaliśmy się do lekarza, który stwierdził wirusowe zapalenie stawów, ale dla pewności dał skierowanie na zrobienie zdjęcia. Jeszcze wtedy cały czas nie dopuszczałam do siebie myśli, że to coś tak poważnego, aż do tego dnia...    Po zobaczeniu zdjęcia chirurg od razu stwierdził, że to mięsak kościopochodny. Mój świat się zawalił... Już na następny dzień zjawiliśmy się w szpitalu, mając nadzieję, że to pomyłka, niestety, ale wszystkie badania potwierdziły tę koszmarną diagnozę. Walkę zaczęliśmy od chemioterapii, jednak już wtedy wiedziałam, że koszty związane z leczeniem Kamila będą ogromne. Założyliśmy zbiórkę, która dzięki Wam zgromadziła sporą sumę pieniędzy. Walka mimo tego, że okupiona wielkim trudem stała się choć trochę łatwiejsza.  Kamil wciąż walczy z chorobą przy pomocy chemioterapii, jednak by spróbować raz na zawsze pozbyć się tego śmiertelnego przeciwnika, leczenie powinno być wspomagane nierefundowanym lekiem. Wiem, że Kamil będzie musiał przyjmować lek przynajmniej trzy miesiące, jednak już teraz lekarze poinformowali mnie, że być może cała kuracja będzie trwać dłużej niż dwa lata! Koszty związane z leczeniem znacznie przerastają moje możliwości, dlatego ponownie proszę, pomóż mi walczyć o zdrowie i życie mojego syna!  Agnieszka - mama Kamila ➡️ Losy Kamila można śledzić TUTAJ ➡️ Licytacje dla Kamila

57 854,00 zł ( 31.25% )
Still needed: 127 253,00 zł
Patryk Krzyżewski
Patryk Krzyżewski , 5 years old

Sleep = Death. I’m begging for help to save my son!

Every time I approach my son’s cot, I’m afraid that I’ll find him dead. Patrick suffers from a super-rare disease, central hypoventilation syndrome, which causes him to stop breathing during sleep. The only thing that saves him then is the respirator. If the machine breaks, turns off, I don’t hear the alarm or the tube gets blocked - my son chokes to death… I alone take care of him and am on the edge of endurance. The only way to save my son is an implantation of a respiratory pacemaker. As long as he survives till then… Throughout the whole pregnancy, I felt… as if I wasn’t really pregnant. My baby wasn’t moving like he should, I never knew what it was like to have cramps. My doctor for many months told me that it was normal. Only a few weeks before giving birth did a different gynaecologist diagnose the hypotrophy. My son was too small. The day before giving birth I landed in hospital due to serious bleeding. A young doctor at the ward performed CTG seven times, repeating each time “It’s not good”. Patrick wasn’t meant to survive the day.  It was a nightmare. The next day, a senior doctor ordered an emergency C-section. I heard a great commotion, an alarm was raised in the delivery room. My baby was swollen, I didn’t hear his cries, for he was immediate put under resuscitation. It was the longest twenty minutes in my life. I was petrified, I had waited for him so many months, and now it turned out that I might never get to cuddle my own child… They saved him, but after 6 hours, due to too low saturation. The decision was taken to transfer him to another hospital. My baby was incubated for the next two months, and my life turned into one big fear and being in constant vigilance by Patrick’s cot. In the following weeks, a terrible disease was suspected. The material from the genetic test was sent to France, I waited for a month for the results. Finally the verdict was passed - central hypoventilation syndrome. 30 people in Poland are struggling with it, including Patrick…  My child is only 6 months old and already suffered more than most adults. There were also hospital infections, the fight against sepsis for several weeks, and the need for a stoma. Before leaving the hospital, I was trained in home ventilation. My baby must be connected to special equipment several times a day, about which, a lot can be said, but not that it’s reliable ... I can't trust it, a moment of inattention will end tragically. The only way to get rid of the respirator is to have a special pacemaker, surgically implanted, which stimulates the diaphragm and helps the child forget about having to breathe. This procedure can take place when he  turns 3 years old, provided that he or she lives. It's brutal what I’m writing, but this is the truth that I have to face every day ... There is also the other side of the coin - a huge cost ... I will not get such money alone, so please help. Every parent is happy when their child falls asleep, since they gain time for other responsibilities. For me, when Patrick sleeps, I feel paralyzing fear. I can't describe it in words. Will I find my baby alive? Will I still have a chance to feel his warmth? As a mother, I am begging you ... Help me stop the nightmare, drive away negative thoughts. Help my Patrick live. Dominika - mom. 

12 490,00 zł ( 31.22% )
Still needed: 27 510,00 zł
Paweł Chudak
Paweł Chudak , 19 years old

Walka o sprawność Pawła trwa❗️Twoja pomoc jest niezwykle potrzebna 🚨

Naszemu synkowi zbyt bardzo spieszyło się na ten świat. Nie spodziewał się, że czeka go tu tyle cierpienia… Paweł urodził się w 30. tygodniu ciąży i od tamtej pory trwa nasza walka o jego sprawność i możliwie jak najlepsze funkcjonowanie. Pomożesz? U naszego syna zdiagnozowano kurczowe porażenie obustronne, padaczkę i mózgowe porażenie dziecięce. Jest dzieckiem leżącym, dlatego potrzebuje wszechstronnego wspomagania rozwoju. Systematyczna rehabilitacja pomaga stymulować jego narządy wzroku, mowy i ruchu. Mimo wielu przeciwności jest bardzo wesołym nastolatkiem.  Robimy wszystko, co w naszej mocy, by zapewniać mu niezbędną opiekę, odpowiednią ilość zajęć rehabilitacyjnych i ćwiczeń, by miał szansę na jak największą samodzielność. Tylko intensywna rehabilitacja zapobiegnie pogłębiającemu się regresowi Pawła, oszczędzi mu bardzo trudnych, ciężkich, bolesnych i jednocześnie kosztowych operacji. Synek jest rehabilitowany od dziecka, nie stał się samodzielny i niestety już nigdy nie będzie, ale jako jego rodzice, walczący o jego dobro i komfort życia wiemy, że mniejszy zakres terapii spowoduje utratę umiejętności, jakie syn posiada. Bez rehabilitacji jego stan będzie się stale pogarszał… Nie możemy pozwolić, by musiał znosić ten nieustający ból… Jesteśmy zmuszeni ponownie prosić o pomoc. Wszystko, co niezbędne, generuje również bardzo wysokie koszty. Dzięki Państwa wsparciu mogliśmy zabrać syna na turnusy rehabilitacyjne, które przynoszą ogromną poprawę. Nie możemy z nich zrezygnować! Planujemy również dostosować samochód do potrzeb osoby niepełnosprawnej, co w znaczący sposób ułatwi nam przemieszczanie się z Pawłem i zawożenie go na zajęcia rehabilitacyjne. Dziękujemy za wszystko, co zrobiliście dla nas dotychczas i nieśmiało prosimy – wspierajcie nas dalej. Każda pomoc i najmniejszy gest są dla nas na wagę złota… Rodzice Pawła

50 734,00 zł ( 31.21% )
Still needed: 111 820,00 zł
Sebastian Borowski
Sebastian Borowski , 7 years old

Sebastian w wieku 7 lat nadal nie mówi... Pomóż w walce o zdrowie i lepsze jutro!

Dla każdego rodzica najważniejsze jest, by jego dziecko przyszło na świat zdrowie i miało szansę prawidłowo się rozwijać. Tak też było w moim przypadku. Niestety, diagnoza Zespołu Downa u synka sprawiła, że o jego lepsze jutro muszę jeszcze zawalczyć! Sebastian urodził się z Zespołem Downa. Przez wadę genetyczną, jaką ma, wymaga bardzo dużo dodatkowego wsparcia. Ze względu na swoje ograniczenia syn otrzymał orzeczenie o niepełnosprawności. Sebastian ma problem z jedzeniem, a dokładniej z gryzieniem. Jego dieta to blendowane posiłki bądź zupy. Pomimo że ma już 7 lat nadal nie potrafi mówić. Jako rodzice nie mamy problemu ze zrozumieniem swojego dziecka, ale problem pojawia się, gdy syn jest wśród rówieśników bądź obcych osób.  Sebastian wciąż nie jest samodzielny i wymaga całodobowej opieki osoby dorosłej. Jego dysfunkcje wymagają częstych wizyt u różnego rodzaju specjalistów i wyjazdów na turnusy rehabilitacyjne – zarówno stacjonarne jak i poza miejscem zamieszkania. Tylko codzienne rehabilitacje, ciężka praca z terapeutami i w domu, może przynieść sukces oraz pomóc Sebastianowi łatwiej wejść w dorosłe życie. Aktualnie skupiamy się na nauce komunikacji, jedzenia i aspektach związanych z samodzielnością. Niestety, wymaga to bardzo dużych nakładów finansowych – każda konsultacja i godzina pracy ze specjalistami jest niezwykle kosztowna.  Bardzo proszę Was o pomoc dla synka. Moim największym marzeniem jest, by zapewnić Sebastianowi szansę na lepszą przyszłość i równiejszy start. Przed nami jeszcze bardzo długa droga, jednak to właśnie teraz, gdy jest jeszcze dzieckiem – możemy wypracować najwięcej! Mama

9 960,00 zł ( 31.2% )
Still needed: 21 955,00 zł
Natalka Jędrzejczak
Natalka Jędrzejczak , 9 years old

My muscles are dying! Help me stay alive!

Thank you for your donations to my daughter's previous fundraiser. Unfortunately, we failed to raise the required amount on time, and Natalka didn't undergo gene therapy. Now it's too late to start the treatment because of her age and weight. She missed the chance forever, and my heart shattered into a million pieces.  Here's our story: Natalka suffers from type 1 SMA - spinal muscular atrophy, a deadly and ruthless disease that wants to take away our beloved child.  There were no warning signs of the drama. When Natalka was born, she received an Apgar score of 10. I was convinced she was perfectly healthy! Unfortunately, as it turned out later, she wasn’t.  When Natalia was five months old, her every attempt to sit ended in disaster. She became weak and could barely hold her head up. She also didn't roll from tummy to back. I was worried, so I took her to the specialists, who told me I was overly sensitive. On the day Natalia turned one year old, the doctors diagnosed her with type 1 SMA! I knew nothing about that disease, though. I thought it was curable! I was wrong. It was deadly. Spinal muscular atrophy is a cruel genetic disorder that takes away the muscle strength in arms and legs. Within several months, a child loses the ability to breathe independently and must be put on a ventilator to survive.  It is heartbreaking to see your child unable to breathe on his own. It makes you feel like there's no hope left. The diagnosis came as a shock to me. I cried so many nights! My baby girl couldn't even hold her head up or reach to grab a snack.  I experienced situations no parent would wish to end up in.  SMA almost took away my daughter. Sometimes, I didn't know whether my baby girl would wake up the next day. Those were the worst moments of my life. Pneumonia caused breathing difficulties and made her weak. I couldn't do anything. I just watched her fight for life. She was in a critical condition. Although the doctors saved her, her health was still in danger.  Since my daughter might not survive another infection, I make sure she has a proper diet and a strong immune system. A child with SMA loses muscles each day, and even contracting the mildest infection or choking on something can be deadly. Natalka dreams of being able to walk like other children and help her mom, lift a glass of water - and stay alive.  Many times, I stood by her crib in fear of her life. I dreamed of the moment when the doctors removed all the cannulas and tubes from her body, and I would finally take her in my arms.  Currently, Natalka is administered the drug that slows down the progress of the disease. However, she still cannot sit or roll from tummy to back. She uses a wheelchair, and her scoliosis is progressing. Caring for her resembles caring for a newborn who must be changed, washed, and dressed.  I also have a son with disabilities (congenital disorders and nervous system disorders). Fabian cannot read or write. It makes our situation even more difficult. It gets worse every day. Sometimes, I wonder what will happen to my children when I'm gone. Who will take care of them? The options that come to my mind make me go weak at the knees.  This is why I am doing my best to provide my daughter with at least a minimum of physical therapy so that she can become independent in the future.  The annual cost of Natalia's rehabilitation is terrifying - it's a whopping amount of 140,000 zlotys! She should also attend at least three rehabilitation camps a year. She requires a special diet and medical and orthopedic equipment, which I cannot afford. Although I need physical therapy myself, my children need it even more. Their health and future are more important!  As a mother, I am begging you to stay with us. Please save my child and help me slow down the progress of the terrible disease. Every donation offers Natalia a chance for a better future!  Mom

73 035,00 zł ( 31.2% )
Still needed: 161 040,00 zł
Jakub Kirszenstein
4 days left
Jakub Kirszenstein , 34 years old

❗️Guz mózgu chce zabrać mi wszystko, ale walczę o to z całych sił - pomocy!

PILNE! Kuba ma 32 lata i niedawno stanął do najważniejszej walki - tej o własne życie... 2 lata temu wyryto u niego glejaka - złośliwy guz mózgu. Przy Kubie jest jego żona Dorota - ślub brali już po diagnozie, po operacji, między kolejnymi etapami leczenia onkologicznego... Trwa walka o zdrowie i życie, dlatego bardzo prosimy o pomoc! "Mam na imię Kuba, mam 32 lata i do trzydziestki, a właściwie do 24 lipca 2020 roku, moje życie wyglądało całkiem zwyczajnie... Razem z moją narzeczoną Dorotą wybieraliśmy się na ślub kuzynki. Tego dnia zauważyłem, że opada mi kącik ust. Początkowo myśleliśmy, że mnie przewiało. Postanowiliśmy jednak to sprawdzić i następnego dnia pojechaliśmy na SOR. Tam, po wstępnych konsultacjach na oddziale neurologicznym, dowiedziałem się, że najprawdopodobniej w mojej głowie jest guz... Rezonans magnetyczny i szereg innych badań potwierdziły wstępną diagnozę. To był szok, byłem młodym i zdrowym mężczyzną w kwiecie wieku, któremu wcześniej nic nie dolegało. Wszystko działo się bardzo szybko... Przyjechałem na zwykłe badania, a okazało się, że muszę walczyć o życie. Natychmiast przyjęto mnie do szpitala. Konieczna była operacja, którą przeszedłem kilka dni później. Trwała 8 godzin... Udało się, dostałem szansę na dalsze życie. Niestety, operacje na mózgu obarczone są ogromnym ryzykiem... I w moim przypadku nie obyło się bez powikłań - operacja spowodowała niedowład ciała, kurczowe porażenie połowiczne oraz spastyczność.  Badanie histopatologiczne guza wykazało, że jest to glejak, który w IV-stopniowej skali osiągnął złośliwość ocenianą jako II/III. Kilka tygodni po operacji rozpocząłem rehabilitację. Ciało przestało mnie słuchać, znów musiałem uczyć się chodzić... Potem czekało mnie 6 tygodni pobytu na onkologii... To był trudny etap. Każdego dnia przyjmowałem chemioterapię, a od poniedziałku do piątku radioterapię. Potem znów  miała być chemia, przyjmowana przez pół roku, w każdym miesiącu ciężkie 5 dni. Leczenie jednak musiało być przesunięte. Mój stan był na tyle poważny, że razem z Dorotą postanowiliśmy nie czekać ze ślubem... Wiedzieliśmy, że trwamy razem w chorobie i tak samo chcemy trwać w zdrowiu, o które walczyłem. 21 października 2020 roku - 3 miesiące po diagnozie - wzięliśmy ślub. Nie było miesiąca miodowego - spędziłem go w szpitalu. Dwa dni po ślubie trafiłem znowu na SOR... Szereg badań potwierdził stan zapalny jelita grubego, zapalenie skóry i zarażenie bakterią Yersinia. Przesunięte w czasie leczenie zaczęło się w końcu w styczniu. W czerwcu skończyłem chemię. Rehabilitowałem się w domu oraz na turnusach. Udało mi się nauczyć samodzielnie wykonywać podstawowe czynności... Wcześniej nawet to było niemożliwe. Jestem pod stałą opieką neurochirurgów i onkologów... Boimy się, że choroba wróci. Niestety glejak to bardzo agresywny i nieprzewidywalny nowotwór, prawdopodobieństwo nawrotu jest duże... Oprócz tego martwi mnie niedowład lewej strony ciała oraz spastyczność, mimo ćwiczeń nie udało się ich jeszcze pokonać. Szczególnie ciężko jest mi pracować ręką. Stale trwającą rehabilitację wspieram leczeniem toksyną botulinową. Niestety wiąże się ono z dużymi kosztami. Za jeden zabieg w październiku 2021 r. zapłaciłem 3500 złotych. Chciałbym również wybrać się na kolejny turnus rehabilitacyjny – taki, na którym skupię się na mojej lewej ręce i dłoni. Choroba dała dużo bólu i strachu... Odebrała poczucie bezpieczeństwa, samodzielność, sprawność. Jestem na świadczeniu rehabilitacyjnym, nie mogę pracować zawodowo, staram się o przyznanie renty. Mam kredyt hipoteczny, który muszę spłacać... Nie spodziewałem się, że zamiast w wieku 32 lat, zamiast robić karierę, będę musiał walczyć o życie. To dla mnie trudne - nie być zdolnym zabezpieczyć bytu swojej rodziny. Dawaliśmy sobie radę przez te 2 lata, ale dzisiaj muszę poprosić o pomoc... Potrzebuję wsparcia, by walczyć z nowotworem, by odzyskać sprawność, by leczyć się, by się rehabilitować... Chciałbym mieć spokojną głowę, że nie zabraknie mi środków na leczenie. Mam dopiero 32 lata, chcę żyć..." Kuba

11 617,00 zł ( 31.19% )
Still needed: 25 618,00 zł
Ala Golic
Ala Golic , 11 years old

By cierpienie i choroba nie były na zawsze... Pomocy!

Alicja ma dopiero kilka lat, a jej dokumentacja medyczna to kilka grubych tomów. Za każdym z nich stoi walka - lekarzy i naszej małej bohaterki. Dziś ruszamy do kolejnej, która jest dla nas jedyną nadzieją na to, że choroba nie będzie miała ostatniego słowa. To nie było spokojne, pełne radości oczekiwanie na przyjście maluszka na świat. Każdy dzień wiązał się ze strachem, a tak często powtarzane “proszę się nie stresować”, przynosiło zawsze efekt odwrotny do oczekiwanego. Niemalże na początku ciąży, po badaniach usłyszałam od lekarzy, że podejrzewają chorobę. Początkowo miał być to Zespół Downa, który po kolejnej konsultacji wykluczono. Niestety, ta diagnoza została zastąpiona inną - lekarze dostrzegli problemy z rączką, ale nie byli w stanie określić, co właściwie jest nie tak. Pozostawało czekać na pierwsze spotkanie, które miało odkryć, z czym się mierzymy.  Jej przyjściu na świat towarzyszyło mnóstwo skrajnych emocji - radość mieszała się z lękiem, ekscytacja z pełnym napięcia oczekiwaniem na informacje od lekarzy. Niestety, przekazane fakty niewiele miały wspólnego z dobrymi. Nasza córeczka została zdiagnozowana, a badania pokazały szereg wad, z którymi musieliśmy się zmierzyć. Pierwsza myśl to strach i niepewność. Plan leczenia był potwornie długi. Lekarze niczego nie byli pewni, a my musieliśmy im zaufać, bo wszystko, co związane z procedurami medycznymi było dla nas zupełną nowością…  Minęło mnóstwo czasu, niestety, strach o naszą córeczkę wcale nie jest mniejszy. Marzymy tylko o tym, by w przyszłości już jako większa dziewczynka czy dorosła kobieta mogła radzić sobie samodzielnie nie trafiając co rusz na bariery.  Wiedzieliśmy, że wada Alicji będzie budziła ciekawość, będzie tematem pytań, szczególnie w środowisku dzieci - właśnie dlatego od początku przygotowywaliśmy córeczkę na to, że zostanie poddana operacji, która sprawi, że rączka będzie sprawna, a wtedy już nic nie stanie na przeszkodzie do spełnienia marzeń, które na ten moment zakładają, że zostanie weterynarzem. Przygotowanie Alicji to tylko jeden krok, bo zdajemy sobie sprawę, że najpierw to my rodzice, musimy pokonać kolejną trudną drogę. Wszystko przez to, że leczenie Alicji będzie kosztować prawie pół miliona złotych! Ogromna kwota za sprawność i samodzielność naszej córeczki. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że ta suma brzmi przerażająco. Niestety, świadomość, że Alicja już zawsze będzie się musiała borykać z wadą jest dla nas znacznie gorsza. Musimy prosić o wsparcie, ratunek i pomoc dla naszej córeczki! Od tego zależy jej przyszłość…  Nie możemy pozwolić, by obietnica operacji była zapewnieniem bez pokrycia. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której zawiedziemy nasze dziecko! Ona wierzy w to, że jej los nie jest przesądzony. Przeszła tak długą drogę, starała się być dzielna w sytuacjach, w których my zdawaliśmy się poddawać. Los nie był dla niej łaskawy, ale my za wszelką cenę chcemy wynagrodzić jej trudności. Najlepszy prezent, jaki możemy jej dać to… sprawność. Dla nas to walka o wszystko.  Strach o zdrowie Ali będzie nam towarzyszył już zawsze, ale wierzymy, że każdy mały krok ma ogromne znaczenie dla jej przyszłości. Teraz potrzebujemy jednego z najważniejszych – milowego, który będzie dla naszej córki całkiem nowym startem. Alicja nigdy nie zmarnuje szansy, którą otrzyma. Nasza córeczka, jak nikt inny, potrafi docenić zdrowie albo chociaż jego namiastkę. ➡️ Licytuj, wystawiaj przedmioty i pomagaj Ali!

92 736,00 zł ( 31.17% )
Still needed: 204 734,00 zł
Daniel Gogoliński
10 days left
Daniel Gogoliński , 40 years old

TRAGEDIA na drodze❗️Tata trójki dzieci walczy o życie❗️

Pamiętam ten dzień, tę chwilę, gdy serce biło jak szalone, a oczy niemal natychmiast napełniły się łzami. Pamiętam telefon, słowa lekarza, po których nie mogłam się otrząsnąć – “Pani mąż miał wypadek. Jego stan jest poważny. Zabieramy go do szpitala”. Czułam, jakbym w jednym momencie straciła wszystko. To był 1 maja. Upragniony czas przez wielu z nas. Daniel pojechał na przejażdżkę motocyklem, z której jak dotąd nie wrócił do domu. Nie wiemy, co dokładnie spowodowało, że stracił panowanie. Wiemy, że zderzył się czołowo z nadjeżdżającym samochodem i cudem przeżył. Z dnia na dzień jego stan się pogarszał. Lekarze robili wszystko, co w ich mocy. Pierwsze noce były kluczowe, usłyszałam – “Proszę być gotowym, że to może być ostatnia noc męża. Proszę się z nim pożegnać.” Moje serce rozpadło się na milion kawałków. Nie mogłam uwierzyć, że na moich oczach rozgrywa się taka tragedia. Obok w sali leżał mój ukochany mąż, tata trójki dzieci, który walczy o życie.  Prosiłam, by nas nie zostawiał. Prosiłam, by walczył z całych sił. W domu czekają na niego nasze dzieci. Udało się. Po kilku dniach lekarze wybudzili go ze śpiączki. Przeżył. Jednak w wyniku wypadku Daniel doznał wielu rozległych obrażeń m.in. złamania miednicy, nosa, szczęki, obu rąk, nogi, żeber i kręgosłupa. Przeszedł wiele skomplikowanych operacji. Mają one pomóc przygotować go na długą i kosztowną rehabilitację. Daniel, to człowiek, który zawsze gotowy był do pomocy. Lubi ćwiczyć, kocha motoryzacje. Uwielbia spędzać czas z nami i miał wiele planów na nasze wspólne wyjazdy. Wierzymy, że Daniel do nas wróci, to silny i mądry chłopak!   Z utęsknieniem czekamy na niego w domu razem z naszymi dziećmi – 12-letnim niepełnosprawnym Robertem, z 10-letnim Filipkiem i z małą 2-letnią Hanią. Przed mężem jeszcze długa droga. Przez liczne złamania nie może się poruszać. Jest osobą leżącą. Czekają go jeszcze dodatkowe operacje. Po zakończonym leczeniu będzie potrzebował specjalistycznej rehabilitacji. Niestety już teraz wiemy, że jej koszty są na tyle duże, że sami nie będziemy w stanie ich pokryć z własnej kieszeni, dlatego potrzebujemy Waszej pomocy! Bez Was, nasze marzenia o powrocie do zdrowia mojego ukochanego męża i wspaniałego tatusia nie mają szans się spełnić... Żona Małgorzata wraz z dziećmi

51 085,00 zł ( 31.14% )
Still needed: 112 958,00 zł
Roman Radzik
Roman Radzik , 55 years old

Tragiczne wakacje, z których tata nigdy nie wrócił... Pomóż nam o niego walczyć❗️

Po pracowitym sezonie rodzice postanowili wybrać się na weekend do Budapesztu. Chcieli zasłużenie odpocząć, zwiedzić miasto i oderwać się od codziennych obowiązków. Gdyby tylko mogli przewidzieć co się wydarzy... Gdyby tylko byli w tym samym miejscu, ale kilka sekund wcześniej lub później… Niestety, dziś walczymy o tatę...  Już pierwszego dnia ich wyjazdu, wydarzyła się nasza tragedia. Tata niefortunnie i nagle upadł. Niestety upadł na schody. Uderzył głową o stopień, co spowodowało, że od razu stracił kontakt ze światem.  W konsekwencji doszło do licznych złamań kości potylicznej i piramidy kości skroniowych, krwiaków oraz krwotoku do mózgu, a także uraz odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Po dwóch ciężkich operacjach oraz bardzo słabych rokowaniach i praktycznie zerowych szansach na wybudzenie, tata po trzech tygodniach otworzył oczy! Był to ogromny sukces, jednak tata wciąż nie nawiązywał żadnego kontaktu...  Jego stan poprawił się na tyle, że mogliśmy go przetransportować do Polski, gdzie od razu trafił na oddział intensywnej terapii. Po kilku dniach zaobserwowaliśmy, że tata porusza rękoma, lewą nogą i zareagował na nasze głosy. Widząc jakikolwiek postęp, bardzo się ucieszyliśmy. Pomyśleliśmy, że to znak, że nasze troski za chwilę się skończą. Szybciej jednak wróciliśmy na ziemię. Po konsultacji z neurologiem okazało się, że w mózgu nadal nie ma żadnych zmian i to, co obserwujemy to tylko nieświadome odruchy… Niedługo pobyt w szpitalu dobiegnie końca, wiemy, że tata potrzebuje bardzo długiej specjalistycznej, a zarazem kosztownej rehabilitacji neurologicznej. Musi zacząć ją jak najszybciej. Pierwsze miesiące są kluczowe. Jedynie rehabilitacja daje tacie szansę na powrót do zdrowia i sprawności. Rehabilitacja to również nasza nadzieja na powrót taty… Miesięczny koszt takiej opieki i ćwiczeń to ok. 20 tys. złotych. Niestety ta kwota jest poza naszymi możliwościami, a wiemy, że tylko dzięki niej stan taty może się poprawić. Dlatego bardzo prosimy o wsparcie… Rodzina   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

49 635,00 zł ( 31.1% )
Still needed: 109 940,00 zł