Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Piotr Makuła
Piotr Makuła , 45 years old

Stwardnienie rozsiane postępuje! Ratujemy Piotra – męża i tatę dwójki dzieci!

Piotr to mój mąż. Razem wychowujemy dwoje dzieci. W 2007 życie naszej rodziny wywróciło się do góry nogami... To wtedy u Piotra zdiagnozowano stwardnienie rozsiane – chorobę nieuleczalną, która krok po kroku odbiera mu sprawność. To był dla nas szok. Nie wiedzieliśmy, co dalej. Zaczęła się walka... Mąż jeszcze niedawno był silnym i sprawnym mężczyzną, który mógł opiekować się swoją rodziną. Choroba odebrała mu sprawność – teraz ma problem z poruszaniem się, są dni, kiedy nie może sam podnieść się z łóżka. Zwykłe czynności stały się bardzo trudne do wykonania. Przez wiele lat walczył, jak umiał. Dzięki temu chodził, ale dwa lata temu wszystko się zmieniło... Choroba postąpiła, stała się silniejsza, wepchnęła go na wózek inwalidzki, nie pozwoliła dłużej oszukiwać, że nic się nie dzieje. W chwili kiedy przestał chodzić, stracił szanse na leczenie eksperymentalne. Jednym z warunków leczenia w takich terapiach jest to, żeby pacjent samodzielnie się poruszał. Każdy dzień to walka o sprawność, a mąż bez leczenia jestem na straconej pozycji. Ciągła rehabilitacja, wizyty u specjalistów (często prywatne), dojazdy są bardzo kosztowne. Znacznie obniżają nasz skromny budżet domowy.  Mąż kocha życie, bo ma dla kogo żyć. Mamy dwoje wspaniałych dzieci i wielu przyjaciół. Ja wspieram Piotra, jak mogę. Na moje barki spadły wszystkie obowiązki. Mąż nie chce być tylko ciężarem dla mnie i dzieci. Szansą może być lek, na który nas nie stać. Miesięczna kwota, jaka jest nam potrzebna na zakup tego leku to 8 tysięcy złotych. Żeby leczenie przyniosło jakiekolwiek efekty, potrzebne są pieniądze na dwuletnią terapię. Chciałabym, żeby mąż jak najdłużej uczestniczył w naszym życiu rodzinnym, spędzał czas na świeżym powietrzu i jeździł z dziećmi na rowerze (Piotr na skuterze inwalidzkim). Chcę, żeby sam wychodził z domu i nie był więźniem czterech ścian przekłutym do łóżka. Bardzo proszę o pomoc. Mąż ma w sobie siłę i nadzieję, że pokona tę chorobę i będzie mógł patrzeć, jak dorastają nasze dzieci. Każda wpłacona kwota zwiększa szansę za zdobycie leku i na w miarę normalne życie. Mój mąż i ja wierzymy, że wygramy tę walkę. Doceniamy każdy dzień. Dzieci potrzebują taty, a ja męża. Ciągle walczymy o jego sprawność. Leki dają nam zawsze dużo nadziei, nadziei na lepsze jutro. Edyta, żona Piotra możesz wesprzeć, biorąc udział w licytacjach ➡️ KLIK

62 044,00 zł ( 32.04% )
Still needed: 131 574,00 zł
Mateusz Molik
Mateusz Molik , 11 years old

Tak mało trzeba, by odmienić życie Mateusza i jego mamy❗️

Mateusz od urodzenia jest niepełnosprawny, a ja od jego przyjścia na świat nie wróciłam do pracy. Synek wymaga całodobowej opieki, która z czasem, z jego przybieraniem na wadze i pogłębiającą skoliozą jest coraz cięższa…  Jesteśmy czteroosobową rodziną, mamy córkę Magdalenę, która ma 13 lat i syna Mateusza, który ma 10 lat.  Mati jest leżacy, nie siedzi sam, nie trzyma głowy, ale codziennie o to walczymy poprzez rehabilitację.  Nasz syn choruje na mózgowe porażenie dziecięce, ma padaczkę lekooporną. Jest karmiony jest przez PEG-a. Jego tata musiał ratować naszą sytuację finansową, dlatego wyjechał do pracy za granicę. Widzimy się raz na dwa miesiące…  Chciałabym sobie radzić i zapewniać Mateuszowi bezpieczeństwo. W opiece nad synem, który jest coraz większy i coraz cięższy nie pomagają moje dolegliwości. Mój kręgosłup niestety coraz częściej nie wytrzymuje…  Codzienna opieka nad synem spoczywa na mnie. Nigdy nie narzekałam, nie chciałam litości i pomocy. Chciałam być samodzielna — dzisiaj jednak przemawia przeze mnie rozsądek.  W naszym codziennym funkcjonowaniu może pomóc podnośnik. Wybór takiego podnośnika był konsultowany z terapeutami i rehabilitantami, ponieważ Mateusz ma postępująca skoliozę i chcemy w sposób bezpieczny móc go przenosić.  Wiemy, że w jego przypadku to urządzenie się sprawdza — mają dokładnie ten sam w szkole, do której uczęszcza.  Boję się, że pewnego dnia nie będę w stanie wyciągnąć go z łóżka. Boję się, że nie będę mogła go umyć… Boję się, że Mateusz poczuje, że jest ciężarem. Chciałabym, tylko żeby chociaż trochę nasze życie dało nam wytchnienia.  Proszę o pomoc w swoim i Mateusza imieniu! Mama

12 943,00 zł ( 32.01% )
Still needed: 27 483,00 zł
Andrzej Marzęcki
15:29:47  left
Andrzej Marzęcki , 49 years old

Kazano nam pożegnać się z tatą… On jednak chce żyć! Pomóżcie!

4 lipca zdarzyła się tragedia – w wyniku wypadku samochodowego nasz tata doznał ciężkich obrażeń ciała i głowy! Stan był krytyczny, więc od razu z miejsca wypadku przetransportowano go na SOR, a później trafił na oddział intensywnej terapii! Kiedy wydawało się, że sytuacja się stabilizuje, doszło do ostrej niewydolności oddechowej! Lekarze nie dawali tacie szans na przeżycie i kazali nam się z nim pożegnać… Nie mogliśmy w to uwierzyć! Tata miał jednak ogromną wolę życia i przetrwał kryzys! Przez kilka tygodni leżał podtrzymywany przy pomocy leków, a my codziennie dojeżdżaliśmy do niego, by wesprzeć go chociaż swoją obecnością przy szpitalnym łóżku. Mamy z tatą wyjątkową więź – już od dzieciństwa to on wspierał wszystkie nasze plany i marzenia. Był dla nas, małych chłopców, wzorem do naśladowania! Niestety, tata po wyprowadzeniu ze śpiączki farmakologicznej nie odzyskał na razie świadomości i nie ma z nim kontaktu, co świadczy o uszkodzeniu mózgu. Mimo to wierzymy, że tata kiedyś do nas wróci, a my jako synowie musimy mu w tym pomóc!  Na szczęście tata oddycha już bez pomocy respiratora, jednak walka o powrót do dawnego zdrowia i sprawności może potrwać wiele miesięcy. Dotychczas staraliśmy się zapewnić mu rehabilitację z własnych środków, jednak teraz, gdy zadanie lekarzy na OIOMie już się kończy, musimy przenieść go do wyspecjalizowanego ośrodka. To będzie długa i trudna rehabilitacja, która jest niestety bardzo kosztowna. Dlatego zwracamy się o pomoc i wsparcie w walce o przyszłość Andrzeja! Zrobimy wszystko, aby tata do nas wrócił! Synowie z rodziną

61 299,00 zł ( 32.01% )
Still needed: 130 191,00 zł
Tadeusz Łuczak
Tadeusz Łuczak , 21 years old

„Bo ludzi dobrej woli jest więcej”❗️ Pomóż Tadkowi pojechać na turnus❗️

Od urodzenia cierpię na mózgowe porażenie dziecięce (MPD), jednak ani na chwilę się nie poddałem. Chociaż codzienną trudnością jest zwłaszcza samodzielne poruszanie się, to nie powstrzymało mnie, aby stanąć w miejscu.  Pokonuję kolejne kamienia milowe, które pojawiają się na mojej drodze. Zaraz po świętach Bożego Narodzenia planuję wybrać się na kolejny turnus rehabilitacyjny. Ostatni mógł dojść do skutku dzięki Waszej pomocy! Poprawiłem stan zdrowia, czuję się lepiej i kontynuowałem pracę zaczętą w ośrodku. Od lipca też współpracuję z trenerem personalnym. Po co? Po to, żeby jak najdłużej być samodzielnym i niezależnym! Zacząłem studia, chcę robić to, co kocham. Fascynuje mnie marketing i media więc właśnie w tym się realizuję. Mimo niepełnosprawności nie użalam się nad sobą, a działam! Niestety, pojawia się problem. Turnus jest droższy od tego kwietniowego, ale proszę o pomoc w zebraniu 50% kwoty. Resztę jestem w stanie dopłacić sam. Potrzebuję tylko trochę wsparcia. Kocham ludzi i świat. Wierzę, że „ludzi dobrej woli jest więcej”. Z Twoją pomocą mogę wyjechać na kolejny turnus i dalej walczyć o sprawność! Tadeusz 🎥 Zobacz, jak Tadek walczy!

2 382,00 zł ( 31.98% )
Still needed: 5 065,00 zł
Tomasz Lewandowski
Tomasz Lewandowski , 47 years old

45 lat spędzonych w łóżku i tylko jedno marzenie - mieć swój własny pokój, którego nigdy nie było! Proszę pomóż mi!

Już raz okazaliście nam swoje ogromne serce. Pomogliście zebrać środki, dzięki którym codzienność mojego brata stała się dużo łatwiejsza. Niestety, aby zacząć żyć normalnie we własnym domu znów potrzebujemy Twojej pomoc. Nazywam się Wioleta Lewandowska. Od 9 lat opiekuję się chorym na porażenie mózgowe z zapaleniem opon mózgowych bratem. Niestety nie potrafi on samodzielnie funkcjonować, nawet podniesienie szklanki z piciem jest w jego przypadku niemożliwe. Sama przeszłam operację przepukliny brzusznej, ponieważ krew zaczęła wyciekać mi przez pępek. Powodem było przeciążenie organizmu spowodowane codziennym przenoszeniem brata. Od dziś zaczynam rehabilitację. Z uwagi na konieczność dostosowania łazienki oraz dobudowanie malutkiego pokoiku proszę o pomoc. Mimo, że mąż pracuje, a ja sprawuję całodobową opiekę, nie jesteśmy w stanie pokryć kosztów związanych z dostosowaniem warunków dla tak niepełnosprawnej osoby. Brat od początku swojego życia jest osobą leżącą, po śmierci Mamy zaopiekowałam się nim w malutkim domu, w którym nigdy nie było warunków dla niepełnosprawnej osoby. I tak od 11 lat Tomek mieszka w mojej małej kuchni. Niestety przez to pomieszczenie stało się zupełnie niefunkcjonalne. Naszym marzeniem jest dobudować dwa pokoje i nową kotłownię. Jeden z pokoi byłby właśnie dla mojego niepełnosprawnego brata, żebyśmy mogli korzystać z kuchni jak normalni ludzie. Niestety koszty są dla nas niewyobrażalne, dlatego też zwracamy się z prośbą o pomoc. Całe swoje życie poświęciłam bratu, zaniedbując nawet swoją własną rodzinę. Proszę Was, a wręcz błagam o pomoc. Marzę o tym, by powrót do normalnego życia był możliwy dla Tomka, ale i całej mojej rodziny. Nasze potrzeby są skromne. Nie jest mi łatwo prosić o pomoc, ale już nie mam siły. Mimo starań nie jestem w stanie pokryć kosztów remontu. Przewiduję tylko podstawowe potrzeby – na pewno nie chcę nadwyrężyć niczyjej dobroci. Proszę o zrozumienie i pomoc. Pozdrawiam, Wioleta Lewandowski –––––––––––– LICYTACJE –> KLIK

47 502,00 zł ( 31.97% )
Still needed: 101 064,00 zł
Mirosław Młynarczyk
Mirosław Młynarczyk , 72 years old

Naprawa protezy, by każdy krok był bezpieczny! Pomóż!

Cukrzyca powoli odbierała mi dziadka. Wyniszcza jego ciało, odbierając zdrowie, sprawność i chęci do życia. Od czasu amputacji jest przykuty do wózka. Samodzielnie nie jest w stanie wyjść z mieszkania na czwartym piętrze.  Budynek, w którym mieszka dziadek, nie ma windy. Osłabiony wieloletnią walką z chorobą, nie daje rady wychodzić i wdrapywać się z powrotem do mieszkania. Cztery miesiące po zakupie protezy dziadek schudł tak bardzo, że kikut wypada z leja, silikon się nie trzyma co uniemożliwia bezpieczne poruszanie się z protezą. Wystarczy niefortunny upadek, by doszło do tragedii.  Po wizycie z technikiem firmy ortopedycznej wyszła potrzeba pilnej wymiany leja, silikonu i pasków podtrzymujących całą konstrukcję protezy. Niestety, miesięczne dochody nie starczają na pokrycie kosztów z tym związanych. Dziadek zawsze był pełen energii i pomysłów. Nie lubił marnować czasu, a każdą minutę wykorzystywał do cna. Dzisiaj jedyną aktywnością są godziny spędzone na obserwacji świata z balkonu. Te kilka metrów kwadratowych słodko–gorzko nazywa swoimi Hawajami. Balkon stał się dla Dziadka tym, czym spacerniak dla osadzonych w więzieniu – namiastką utraconej wolności. Amputacja nogi wymaga zgody pacjenta. Dziadek nie miał wyjścia – wiedział, że ten podpis jest wyrokiem ratującym życie. Dramatem jest świadomość, że ratujesz życie za cenę wolności i samodzielności.  Angelika - wnuczka

2 788,00 zł ( 31.95% )
Still needed: 5 936,00 zł
Monika Loll-Kozłowska
5 days left
Monika Loll-Kozłowska , 48 years old

Zapomnieć o bólu i znów żyć...

Moje życie całkowicie zostało podporządkowane chorobie. Jeszcze kilka lat temu pracowałam, byłam bardzo aktywną osobą, a teraz cierpię każdego dnia. Dzisiaj marzę o jednym – o życiu bez potwornego bólu. Proszę, pomóż mi w tym... 14 marca 2018 roku tę datę zapamiętam do końca życia. Tego dnia wykonano mi zabieg stabilizacji kręgosłupa odcinka lędźwiowego. Od samego początku podejrzewałam, że coś poszło nie tak. Przy prawidłowo wykonanym zabiegu, pacjenta pionizuje się jeszcze tego samego dnia, ja dwa dni po operacji wciąż nie mogłam się ruszyć. Leki pomagały uśmierzyć ból, ale kiedy je odstawiłam, wszystko wracało. Mimo woli walki, rehabilitacja nie przynosiła efektów i minął bardzo długi czas, zanim zaczęłam samodzielnie chodzić. Okazało się, że w następstwie źle wykonanej operacji stabilizacji uszkodzony został korzeń rdzeniowy i sploty nerwowe, które uściśnięte i obrzęknięte były przyczyną nowych bóli. Mimo przyjmowania silnych leków przeciwbólowych i przeciwzapalnych są takie dni, że nie jestem w stanie wstać z łóżka. Moje całe życie zostało podporządkowane bólowi. Brakuje mi już sił... Ból i cierpienie, każdego dnia próbuje pozbawić mnie nadziei. Wierzę, że jeszcze nie wszystko stracone. Nie dam jednak rady zrobić tego bez Twojej pomocy. Proszę, bądź ze mną w tej ciężkiej walce...

6 527,00 zł ( 31.95% )
Still needed: 13 899,00 zł
Jerzy Bernasiuk
Jerzy Bernasiuk , 63 years old

Udar niczym tornado zniszczył zdrowie Jerzego. Pomóż!

Prawie cztery lata temu dla mojego męża czas się zatrzymał. To wtedy, w czerwcu 2017 roku przeszedł niedokrwienny udar mózgu, który zabrał zdrowie, sprawność, a przede wszystkim samodzielność. Lekarze nie dawali mężowi nadziei, jego stan był krytyczny, a ja modliłam się tylko o to, że nie mogę go stracić. Dzień, w którym Jurek trafił do szpitala, pamiętam jak przez mgłę. Wspominał tylko o bólu w okolicy karku, który utrzymywał się od kilku dni. Szczerze mówiąc, myślałam, że jest to kwestia związana z przeciążeniem w pracy. Problem stał się coraz poważniejszy, kiedy u męża zaczęły się zawroty głowy i zaburzenia równowagi. Nie czekaliśmy już dłużej, pojechaliśmy do szpitala. Diagnoza postawiona przez lekarzy bardzo mnie zaskoczyła i przeraziła. Udar niedokrwienny prawej półkuli mózgu spowodował, że mąż został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Każdy dzień był czasem ogromnego strachu o zdrowie i życie Jurka. Gdy po miesiącu największe zagrożenie minęło i udało się ustabilizować parametry życiowe, usłyszałam, że mąż nie będzie w stanie samodzielnie funkcjonować…  Mąż był przykuty do łóżka przez rok. Dzięki ogromnej determinacji i rehabilitacji, która odbywa się 3 razy w tygodniu, udało się wypracować wiele cennych umiejętności. Z tygodnia na tydzień robi coraz większe postępy. Z człowieka leżącego, któremu zapowiadano stan wegetatywny, udaje się przy mojej pomocy wstać z łóżka, a nawet przejść kilka kroków!  Koszty związane z rehabilitacją są ogromne, dlatego prosimy o pomoc, by jego codzienność znów mogła przypominać tę sprzed udaru...  Przeszłość, to czas, do którego bardzo lubimy wracać. Wspominamy pracę Jurka, którą tak bardzo lubił. Nigdy nie usłyszałam z jego ust słów krytyki, nie narzekał na zmęczenie. Wspólnie uwielbialiśmy podróżować. Zawsze byliśmy ciekawi świata. Chcieliśmy poznać nowe miejsca, podziwiać piękne widoki, jeść regionalne jedzenie. Kiedy w naszym życiu pojawiły się wnuki, stały się jego oczkiem w głowie. Udar tak nagle zabrał zdrowie męża. Teraz musi zmagać się z niepełnosprawnością, jednak szanse na powrót do sprawności są naprawdę duże. Kiedy przypominam sobie, że lekarze nie dawali mężowi żadnych szans, oznajmili mi, że nie będzie mówił, sam jadł, będzie zależny tylko od rodziny, to do moich oczu napływają łzy. Nie dlatego, że tak bardzo się wtedy wystraszyłam, a dlatego, że nie mieli racji,  że udało się nam tak wiele wypracować.  Niestety rehabilitacja jest bardzo kosztowna. Jurek powinien codziennie ćwiczyć pod okiem specjalisty. Stać nas jedynie na 3 godziny w tygodniu. Szansa na dofinansowanie z NFZ jest znikoma.  Mężowi udało się wyjechać na 3 turnusy rehabilitacyjne. Po jego powrocie zauważyłam znaczną poprawę stanu męża. Proszę, pomóż mi spełnić marzenie Jurka - jest bardzo piękne i wydaje się być na wyciągnięcie ręki… Zapytany, o czym teraz marzy, odpowiedział mi: ,,Największym marzeniem, które pragnę spełnić, jest pójście z wnukami na spacer. Tak niewiele, a dla mnie tak dużo…” Anna, żona Jurka *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

14 610,00 zł ( 31.93% )
Still needed: 31 135,00 zł
Michalina Sobótka
Michalina Sobótka , 7 years old

Nie możemy dopuścić, by Misia została skazana na kalectwo!

Wiadomość o tym, że Misia może być zupełnie sprawna, daje nam siłę do walki i do tego, by bardzo Was prosić o pomoc! Dzięki Wam mamy środki na operację w Aschau. Po niej konieczna będzie jednak intensywna rehabilitacja, na którą nas nie stać. Bez niej efekty operacji pójdą na marne… Bardzo prosimy - pomóż Misi! Poznaj historię Michalinki: Mówili, że będzie jak roślinka: bezwładna, bez kontaktu, bez przyszłości. Michalinki wtedy jeszcze właściwie nie było; dopiero rosła spokojnie pod moim sercem nie wiedząc, co jej zapowiadają. Proponowali mi przerwanie ciąży, ale ja już byłam mamą — nic nie mogło tego zmienić. Mówili nam, że jesteśmy młodzi, będziemy jeszcze mieć zdrowe dzieci... Jak miałam im wytłumaczyć, że nie chcę innych dzieci, chcę Michalinkę?! Postanowiłam walczyć o córeczkę i ta walka trwa do dzisiaj. Nigdy nie żałowałam. Moje dziecko nie jest roślinką — jest prześliczną dziewczynką, która umysłowo rozwija się prawidłowo, a nawet powyżej przeciętnej! Choroba jednak jest, dotknęła ciało.  Michalinka urodziła się z rozszczepem kręgosłupa, zespołem Arnolda-Chiariego, pęcherzem neurogennym, mocz cofa się do nerek, stwarzając realne zagrożenie… Misia musi być cewnikowana co 3 godziny i przyjmować mnóstwo leków. Ma też niedowład nóżek i wodogłowie. A największe problemy są z chodzeniem… Ma już dwa latka, bardzo chciałaby biegać ze swoimi koleżankami. Nie wie, że nie powinna, nie możemy jej jednak na siłę przywiązać do łóżka… Tylko że coraz bardziej niszczą jej się nóżki. Dzięki ortezom i balkonikowi powoli stawia pierwsze kroki, jednak wizja trwałego kalectwa i wózka inwalidzkiego do końca jej dni jest coraz bliżej… Biodra Misi muszą zostać zoperowane! Bez tego został nam rok, może dwa względnej sprawności. Potem będzie za późno… Nasza córeczka przeszła już wiele, czasami myślę, że za dużo jak na małą istotkę. Pierwsza operacja jeszcze zanim przyszła na świat, w łonie mamy. Zabieg był ryzykowny, ale tylko on dawał szansę na uniknięcie niepełnosprawności umysłowej spowodowanej zespołem wad Arnolda-Chiarego. Operacja odbyła się w 26 tygodniu ciąży. Wierzyłam, musiałam wierzyć, że się uda — przecież nie mogło być inaczej… Gdy obudziłam się po operacji, chciałam usłyszeć tylko jedno — czy Misia żyje. Operacja się udała, ale zagrożenie nie minęło. Do samego dnia porodu musiałam być w szpitalu, pod czujnym okiem lekarzy. Każdego dnia budziłam się i zasypiałam z myślą, by jeszcze wytrzymać… Misia urodziła się dwa tygodnie za wcześnie, ale od samego początku dzielnie walczyła i walczy każdego dnia!  Jesteśmy już po dwóch operacjach odkotwiczenia rdzenia kręgowego. Michalinka jest pod kontrolą wielu specjalistów. Niestety, polscy lekarze nie są w stanie zrobić wszystkiego… Problemy z biodrami to poważne ryzyko. Szansę na operację stawów biodrowych dali córeczce lekarze z kliniki w Aschau, a dzięki pomocy wielu dobrych ludzi udało się nam na nią zebrać niezbędne środki! Dzięki tej operacji, a potem intensywnej rehabilitacji, Misia w przyszłości może być zupełnie sprawna, może sama chodzić, a nawet biegać! Niestety, potrzebne są ogromne pieniądze, których nie mamy i nie jesteśmy w stanie sami zdobyć. Dlatego prosimy o pomoc dla Misi… W życiu są rzeczy, które nadają mu sens, o które trzeba walczyć do samego końca. Naszym celem jest zdrowie Michalinki, jej szczęście i sprawność. Już tak wiele za nami: ciężkich przeżyć, łez bólu i bezradności, ale też iskierek nadziei, które wnoszą światło do naszego życia. Tak samo, jak uśmiech córeczki… Dla niego zrobimy wszystko. Prosimy, pomóżcie nam.  Rodzice Misi

84 307,00 zł ( 31.92% )
Still needed: 179 790,00 zł