Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Anna Hadryś
8 days left
Anna Hadryś , 25 years old

Nieleczona choroba może prowadzić do kalectwa! Jedyny ratunek to kosztowna operacja... Pomocy!

Cześć, mam na imię Ania i mam 25 lat. Od wielu lat zmagam się z kompleksem nóg, ale rok temu mimo utraty kilogramów zaczęłam dostrzegać, że ich wygląd się nie zmienia, a one same w sobie zaczęły mnie boleć. Całe życie od wielu lekarzy i wśród innych słyszałam, że zapewne zbyt dużo jem i za mało się ruszam. Z czasem gdy zwiększyłam aktywność fizyczną, słyszałam, że za dużo ćwiczę i dlatego nie chudnę. Korzystanie z usług dietetyków, trenerów personalnych na nic się zdało, problem większych nóg pozostał ze mną do dzisiaj. Żadne zalecenia nie przynosiły efektów... W wieku dojrzewania przez bezsilność oraz niemiłe komentarze zachorowałam na zaburzenia odżywiania, ponieważ za wszelką cenę starałam się schudnąć. Od wielu lat terapia oraz leczenie pochłania większość mojej wypłaty. W międzyczasie, kiedy moje zdrowie psychiczne zaczęło się stabilizować, zauważyłam, że mimo utraty kilogramów, moje nogi nadal pozostają większe i zaczynają się robić bolesne.  Po kliku latach poszukiwania przyczyn problemu, niekończących się konsultacjach i badaniach w końcu usłyszałam diagnozę – lipodemia. Niestety, od razu usłyszałam także, że na tę chorobę nie ma lekarstwa – jest nieuleczalna. Lekami i drenażami można zapobiegać pogłębianiu się choroby, ale niestety jej nie cofniemy. Wtedy też pierwszy raz usłyszałam o liposukcji lipodemii. Próbowałam na własną rękę zwalczyć chorobę. Chodziłam na siłownię, uprawiałam dużo sportu, wprowadziłam dietę, uczęszczałam prywatnie na drenaże limfatyczne, ale niestety – to wszystko zdało się na nic. Konsultacje ze specjalistami potwierdziły to, czego tak bardzo się bałam... W moim przypadku pozostaje tylko operacja. Niestety, z czasem padł kolejny cios – nie tylko moje nogi są chore. Ręce również potrzebują zabiegu liposukcji, co dodatkowo komplikuje sprawę.  Tkanka tłuszczowa w lipodemii nie jest możliwa do redukcji, nawet najlepsze dieta czy trening nie pozwolą mi się jej pozbyć. Największym problemem nie jest jednak mój wygląd, a ból, który ta tkanka mi sprawia.  Każda z planowanych operacji jest bardzo kosztowna, ponieważ żadna pomoc w kierunku leczenia lipodemii nie jest w Polsce refundowana. Kobiety takie jak ja, są skazane same na siebie. Niestety, ale sama muszę opłacić operację, rajstopy uciskowe, które pomogą w rekonwalescencji, drenaże, które po operacji są niezbędne. Dlatego zwracam się z prośbą do każdej osoby, która chciałaby mnie wesprzeć w walce z chorobą. Na ten moment choroba jest w stadium drugim, trzecie prowadzi już do kalectwa. Nogi mnie codziennie bolą, boleśnie obcierają się do krwi, puchną i tworzą się bolesne siniaki.  Chcę żyć jak kiedyś. Chcę biegać, spacerować z przyjemnością, zakładać ubrania, które lubię, a przede wszystkim – żyć bez bólu. Sama zawsze chętnie wspieram takie inicjatywy, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek samej mi przyjdzie z niej skorzystać, co nadal jest dla mnie trudne… Będę dozgonnie wdzięczna za pomoc. Każda wpłata czy udostępnienie to dla mnie krok w stronę zdrowia i lepszego jutra. Ania

41 259,00 zł ( 32.31% )
Still needed: 86 401,00 zł
Anna Domańska
Anna Domańska , 18 years old

Rehabilitacja to najskuteczniejsza metoda walki o sprawność Ani!

Od chwili narodzin moja córka jest osobą niepełnosprawną. Ania urodziła się jako wcześniak w zamartwicy z niską wagą urodzeniową. Jej stan określany był jako ciężki, a ja bałam się czy w ogóle przeżyje! Córeczka przeszła wylew śródczaszkowy czwartego stopnia, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i sepsę. Wspomnienia tamtych wydarzeń do dziś budzą we mnie grozę! W następstwie tego trudnego startu powstało wodogłowie, które wielokrotnie było operowane, całkowita utrata słuchu, mózgowe porażenie dziecięce, epilepsja lekooporna, opóźnienie psychoruchowe w stopniu głębokim.  Dokumentacje medyczna jest obszerna, a mi czasem brakuje już sił, aby ją czytać. To jednak tylko papiery, bo prawdziwa walka z chorobą toczy się każdego dnia, dzień w dzień… Pragnę jednego – aby moje dziecko jak najmniej cierpiało. Mimo że nie ma skutecznego leku, który rozwiąże wszystkie problemy, nadal jest sposób, aby pomóc Ani. Rehabilitacja oraz turnusy rehabilitacyjne, to najskuteczniejsza metoda walki o sprawność.  Moja córka jest pogodną nastolatką, uczęszcza do szkoły specjalnej i chętnie uczestniczy we wszystkich usprawniających terapiach psychoruchowych. Ania ma w sobie motywację do ciężkiej pracy, dlatego trzeba wykorzystać jej zapał! Dokładam wszelkich starań, aby moja córka nie odczuwała ograniczeń z powodu swojej niepełnosprawności i mogła równocześnie funkcjonować z innymi rówieśnikami. Pełna wiary, że znajdę w Tobie wsparcie, proszę dziś o pomoc dla mojej dzielnej i wytrwałej córki! Teresa, mama

6 871,00 zł ( 32.29% )
Still needed: 14 406,00 zł
Mariusz Kuleta
Mariusz Kuleta , 36 years old

Całe życie pomagał innym, teraz sam POTRZEBUJE WSPARCIA!!

Nie wiem, jak mam Wam dziękować. Moja wdzięczność jest nieopisana... Już pięć razy dzięki Waszemu wsparciu udało mi się wyjechać na turnus rehabilitacyjny do specjalistycznego ośrodka. Teraz stoję przed nową szansą, jaką są specjalistyczne zabiegi neurorehabilitacji, dla pacjentów takich jak ja – z uszkodzonym rdzeniem. Ośmielam się prosić o pomoc raz jeszcze, licząc, że ponownie dacie mi szansę na ten wyjazd.  Kiedyś jako strażak pomagałem ludziom. Od 7. lat, z powodu nieszczęśliwego wypadku, sam potrzebuję wsparcia. Oto moja historia:  Niewiele pamiętam z tamtego zdarzenia. Wchodziłem na ściankę treningową przed zawodami drużyn Ochotniczych Straży Pożarnych. Mógłbym to robić niemal z zamkniętymi oczami, bo znałem tę ściankę doskonale. Tym razem jednak coś poszło nie tak… Ścianka się zachwiała, straciłem równowagę i spadłem… Efektem jest uszkodzenie kręgosłupa i wózek inwalidzki. Jedyną szansą na powrót do zdrowia jest kosztowna rehabilitacja...  W pamięci każdego strażaka zapisane jest mnóstwo dramatycznych obrazów, które chciałoby się wymazać. Ofiary wypadków, pożarów. Twarze konających osób, tląca się nadzieja, że uda się ich uratować… Koledzy obecni przy moim wypadku pamiętają trzask pękającego kręgosłupa u zdrowego, pełnego życia chłopaka, który jeszcze kilka godzin wcześniej jechał z nimi na akcję. Pamiętają nienaturalną sylwetkę spadającego, w sumie z niewielkiej wysokości (1,5 m), ciała. Pamiętają pierwsze próby udzielania pomocy, wzywanie karetki. Niepewność oczekiwania na diagnozę... W tym jednym momencie moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Plany na przyszłość rozsypały się jak domek z kart. Straciłem pracę, którą lubiłem. Straciłem samodzielność i możliwość decydowania o sobie. Teraz karty rozdaje moje uszkodzone ciało, z którym przy pomocy intensywnej rehabilitacji próbuję dojść do ładu. Moje nogi są, ale jakby ich nie było. Do tego dochodzi częściowe porażenie górnych kończyn. Widzę efekty ćwiczeń, ale postęp idzie, a właściwie człapie, bardzo powoli… Potrzebuję wsparcia przy najprostszych czynnościach. Ubranie, toaleta, jedzenie. Mam już ponad 30 lat, a we wszystkich tych czynnościach musi mi pomagać mama... Mundur strażaka mogę założyć już tylko do okolicznościowej sesji zdjęciowej. Serce chce wyskoczyć z klatki piersiowej, kiedy słyszę charakterystyczny dźwięk syreny strażackiej, wzywającej do akcji. Widzę przez okno, jak chłopaki biegną, żeby załapać się na miejsce w wozie i móc zażegnać niebezpieczeństwo. Wyciągnąć węże, ugasić pożar. Siedzę wtedy bezradnie na moim osobistym wozie inwalidzkim i dobija mnie myśl, że teraz mogę co najwyżej pojechać do ogrodu podlewać trawę. W jakimś sensie już się do tego przyzwyczaiłem, ale wciąż bardzo trudno się z tym pogodzić. Co mi pozostaje? Intensywna rehabilitacja. To w tej chwili jedyna droga do uzyskania choćby odrobiny większej sprawności. Podczas ćwiczeń rozciągających likwidujemy przykurcze i zastane stawy. Na co dzień również staram się ćwiczyć, jednak nie są to ćwiczenia tak efektowne jak ćwiczenia z rehabilitantem. Jako strażak zawsze starałem się dbać o swoją formę i doskonale rozumiem, dlaczego dzisiaj to jest takie ważne. Zostałem raz jeszcze zakwalifikowany na turnus rehabilitacyjny, gdzie takich ćwiczeń będę miał od 4. do 6. godzin dziennie. Niestety, koszt tego turnusu, podobnie jak w poprzednich latach, w znacznym stopniu przekracza możliwości finansowe mojej rodziny. Dlatego raz jeszcze ośmielam się prosić o pomoc. Żaden strażak nie jedzie sam na akcję. Zawsze musi mieć wsparcie. Ja także o nie proszę. Wierzę, że z Waszą pomocą, odzyskam choć część utraconego zdrowia... To dla mnie bardzo ważne. Mariusz

5 600,00 zł ( 32.29% )
Still needed: 11 741,00 zł
Muslim Nasirov
Urgent!
Muslim Nasirov , 11 years old

DRAMAT❗️Pomóż wygrać rozpaczliwą walkę z białaczką❗️

Mój synek ma 9 lat. Tak bardzo cieszyłam się na jego narodziny. W głowie snułam plany i naszą szczęśliwą przyszłość. Nie sądziłam, że nasze życie tak szybko zmieni się nie do poznania, a najważniejsza będzie walka o każdy kolejny dzień. O to, by Muslim przeżył… Nasze problemy zaczęły się, gdy syn miał 1,5 roku. Przestał odpowiadać na swoje imię, stracił kontakt wzrokowy i rozwinął się problemy behawioralne. Po latach rehabilitacji, ciężkiej pracy i poszukiwaniach najlepszych specjalistów zdiagnozowano u niego autyzm. Nie mogłam iść do pracy, bo musiałam zajmować się synkiem. W 2020 roku Muslim poszedł do szkoły, do klasy integracyjnej, gdzie uczył się przez 2 lata. Nasz kolejny dramat rozpoczął się 21 czerwca 2022 roku. Zaczęło się od bardzo wysokiej temperatury. Odwiedziliśmy wielu lekarzy w miejscu zamieszkania, jednak nigdzie nie mogliśmy określić dokładnej diagnozy. Dostaliśmy leki, które nie pomogły. Węzły chłonne były ogromne, syn nie mógł jeść, stracił dużo na wadze, jego stan się pogorszył. Zwróciliśmy się do chirurga szczękowo-twarzowego o konsultację, gdzie wykonali USG, a lekarz powiedział, że w limfie nie ma ropy i zdiagnozował u nas zapalenie węzłów chłonnych.  Dwa tygodnie później zostaliśmy zabrani karetką z bardzo wysoką temperaturą do  Dziecięcego Szpitala Chorób Zakaźnych w Astanie. Tydzień później zdiagnozowano mononukleozę i przepisano ciężkie, silne antybiotyki. 15 lipca 2022 roku wypisano nas ze szpitala, wszystko było w porządku, cieszyliśmy się wspólnymi wakacjami.  We wrześniu Muslim poszedł do trzeciej klasy. Razem z rozpoczęciem roku szkolnego pojawiło się kolejne pogorszenie stanu zdrowia. Krwotoki z nosa, zmęczenie, ból nóg oraz częste wymioty. 10 września temperatura gwałtownie wzrosła do prawie 40 stopni! Leki nie działały. Syn został zabrany do szpitala. Hemoglobina znacząco spadła, lekarz zaproponował transfuzję krwi i szczegółowe badanie krwi w prywatnym laboratorium.  Po 3 dniach badanie krwi było gotowe. Lekarz prowadzący na podstawie wyników zdiagnozował u nas białaczkę limfoblastyczną. Zostaliśmy przeniesieni na oddział onkologii dziecięcej…  Zdecydowałam się szukać ratunku w Turcji. Po biopsji szpiku kostnego zdiagnozowano u syna ostrą białaczkę szpikową, czyli bardzo agresywną postać raka krwi. Wyniki zaczęły gwałtownie się pogarszać, stan syna pogorszył się. Nie mogliśmy ryzykować jego życia. Konieczne było rozpoczęcie pilnego leczenia, w przeciwnym razie stracilibyśmy czas… Lekarze w Turcji daj szansę mojemu synkowi. Szansę, która kosztuje fortunę… Dlatego błagam Was – nie bądźcie obojętni, pomóżcie uratować życie mojego jedynego dziecka. Mój syn naprawdę chce żyć i wrócić do normalności. Przeszedł już ponad połowę drogi, nasz lekarz prowadzący daje nam dużą szansę na wyzdrowienie. Teraz ważne jest, abyśmy nie przerywali leczenia! Rak jest bezlitosny… Nie będzie czekał. Mama  

76 910,00 zł ( 32.28% )
Still needed: 161 314,00 zł
Sławomir Trawiński
Sławomir Trawiński , 45 years old

Upadek z wysokości skazał Sławka na walkę o sprawność! Pomocy!

30 maja tego roku moje życie zmieniło się o 180 stopni! Mój ukochany mąż uległ bardzo poważnemu wypadkowi. To był dzień, jak każdy inny. Sławek od jakiegoś czasu samodzielnie stawiał wiatę dla maszyn rolniczych w naszym gospodarstwie. Tego dnia również pracował. Kiedy był na dachu, niepodziewanie załamała się po nim łata budowlana. Sławek spadł z 5 metrów! Na skutek upadku doznał ciężkiego urazu głowy, złamał rękę oraz miał przebite płuco... Mąż zawsze był pracowitym, zaradnym, aktywnym człowiekiem. Kochającym mężem i ojcem... Nigdy nikomu nie odmówił w potrzebie, jednak teraz to on potrzebuje pomocy innych. Wypadek sprawił, że wcześniej aktywny i całkowicie sprawny mężczyzna ostatnie 1,5 miesiąca spędził w śpiączce, przykuty do łóżka. Poważne urazy sprawiły, że do dzisiaj trwa walka o pełną samodzielność... Lekarze przekazali mi, że Sławek jest w stanie wrócić do pełnej sprawności. Gdy usłyszałam te słowa, po raz pierwszy od wypadku, mogłam głęboko odetchnąć. Jednak by było to możliwe, potrzebna jest  długa i intensywna rehabilitacja. Niestety wciąż nie jesteśmy w stanie określić dokładnej kwoty, którą potrzebujemy, ponieważ nie wiemy, ile czasu Sławek będzie potrzebował, aby wrócić do zdrowia. Jedyne czego jestem pewna to fakt, że będą to ogromne pieniądze. Od czasu wypadku musiałam zrezygnować z pracy, aby zająć się gospodarstwem, które prowadziliśmy razem z mężem i moimi dziećmi. Moja codzienność to teraz głównie szpital i gospodarstwo. Nie mam możliwości podjęcia dodatkowej pracy, a oszczędności nie pozwolą nam na opłacenie niezbędnego leczenia i rehabilitacji Sławka, dlatego z całego serca proszę Was o pomoc! Asia, żona Sławka   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

34 328,00 zł ( 32.26% )
Still needed: 72 055,00 zł
Antoninka Dróżdż
Urgent!
13 days left
Antoninka Dróżdż , 5 years old

PILNE❗️Dziewczynka, która pewnej nocy straciła WSZYSTKO!

Antoninka w maju skończy 5 lat. Ma cztery siostry, trzech braci, niezwykłą Mamę, wspaniałego Tatę oraz ukochane psy. To wszystko nadal ma, choć oni wszyscy chwilowo nie mają Antoninki... Przed Wielkanocą dzieci złapały infekcję, zwykłą, typową, żołądkową. Mama wszystkich doglądała, aż skończył się dzień i rodzina poszła spać. W nocy niestety Antoninka poczuła się na tyle źle, że trafiła do szpitala, a tam już nastąpił ciąg tragicznych zdarzeń: diagnoza pękniętego żołądka, nagłe zatrzymanie krążenia i reanimacja przez 20 minut – na szczęście zakończona przywróceniem funkcji życiowych. Później operacja ratująca życie, wstrząs septyczny i śpiączka farmakologiczna. I cisza, straszna cisza czekania. I kolejne informacje: obrzęk mózgu i potrzeba nawiercenia czaszki, obrzęk krtani i tracheotomia... Wreszcie parametry się ustabilizowały i można było próbować wybudzać Antoninkę. W międzyczasie rezonans wykazał duże uszkodzenie mózgu, na skutek wcześniejszego zatrzymania krążenia. Antoninkę w końcu wybudzono, oddycha samodzielnie, ale teraz musi wrócić do tej dziewczynki, którą była: dziewczynki, roześmianej, rozgadanej, chodzącej, po prostu sprawnej. Antoninka ma siły do walki (udowodniła to w szpitalu, wprawiając lekarzy w zdumienie), ma najbardziej kochającą drużynę przy sobie: Mamę, Tatę, rodzeństwo i dwa psy. Potrzebuje tylko (i aż) pieniędzy na rehabilitację, na ciężką pracę minuta po minucie, godzina po godzinie. Ale tego w jej domu nikt się nie boi. Już robią, co mogą, ale nie wszystko mogą zrobić sami – mama razem z Antoninką niedługo przeprowadzają się na 4-12 miesięcy do Kliniki Budzik, żeby nie zmarnować ani minuty i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć – aż grymas na twarzy stanie się uśmiechem, aż pojawią się pierwsze słowa, pierwszy krok itd. Rodzeństwo Antoninki (najmłodsza Hania ma 3 lata) zostanie w tym czasie w domu pod opieką Taty, który musi zmierzyć się z samodzielną opieką nad dziećmi i pracą. To wszystko, co udaje się zrobić własnymi rękoma, swoim czasem, siłą, miłością – z tym dadzą sobie wszyscy w rodzinie radę. A największą robotę robi sama Antoninka. Ale resztę trzeba opłacić i stąd ta zbiórka. Antoninka wróci do nas, a z nią wróci dobro. Dziękujemy, Mama Gosia, Tata Jacek, Siostry: Zuzia, Zosia, Hania, Ola Bracia: Piotrek, Staś, Kacper oraz wierne psy Phoebe i Rufus.    

137 242,00 zł ( 32.25% )
Still needed: 288 290,00 zł
Klaudia Pranszke
Klaudia Pranszke , 18 years old

Potworne cierpienie niszczy życie Klaudii od lat. Ratunku!

Jeden atak brutalnie zabiera to, co udaje się wypracować wieloma godzinami ciężkiej pracy. Klaudia została zdiagnozowana, gdy miała niewiele ponad roczek. Niebawem skończy 16 lat, a przez chorobę wciąż toczy poważną walkę o każdy dzień. Strach pomyśleć, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nam, rodzicom, zabrakło sił…  Wszystko zdawało się być w porządku, ale już od dawna wiemy, że pozory mylą najbardziej… Rozwój Klaudii przebiegał książkowo, ale w pewnym momencie miałam wrażenie, że trafiliśmy na ścianę. Postępów nie było widać, a mi zaczynało wydawać się, że następuje regres. Lekarze początkowo uspokajali i zapewniali, że moja córka “wyrośnie” i niebawem dogoni rówieśników.  Niestety, nic takiego się nie wydarzyło do dziś.  Padaczka lekooporna to potworna choroba, która brutalnie niszczy mózg. Z każdym kolejnym atakiem tracimy coś, na co poświęciliśmy wiele godzin pracy. W lepszych okresach Klaudia jest w stanie nawiązać kontakt, wskazać na swoje potrzeby. Niestety, lepsze dni są w naszym przypadku jak wygrana na loterii - tak naprawdę nie jestem w stanie przewidzieć, kiedy i jak mocno uderzy choroba.  Najgorsze jest to, że wzmożone ataki zupełnie wyłączają Klaudię z życia. Nagle, moja radosna córka staje się apatyczna, nie reaguje na to, co ją otacza. Nie może chodzić do szkoły, nie jest w stanie uczestniczyć w rehabilitacji. Co jakiś czas nasza rzeczywistość boleśnie ogranicza się do czterech ścian, w których gości głównie strach.  Obserwowanie cierpienia mojego dziecka łamie mi serce. Ze wszystkich sił staram się zapewniać Klaudii to, co niezbędne do walki z chorobą. Intensywna rehabilitacja, konsultacje, zakup suplementów i leków generują ogromne wydatki. To środki, których nie jesteśmy w stanie zdobyć. Jeśli nie będziemy mogli kupić tego, co potrzebne, nie będziemy w stanie walczyć z chorobą Klaudii. Przeraża mnie wizja przyszłości, w której nie będę w stanie wspierać walki mojego dziecka. Potrzebujemy wsparcia, by zapewnić naszej córce wszystko, co niezbędne. Jej życie nie może być pasmem niekończącego się cierpienia. Klaudia walczy o każdy dzień, ale by jej szansa nie przepadła potrzebna jest pomocna dłoń. Proszę, nie bądź obojętny na cierpienie, które trwa już od wielu lat. Momenty, kiedy na twarzy Klaudii gości uśmiech mogę policzyć na palcach obu rąk. A jednak każdy z nich daje mi mnóstwo energii do działania. Życie w cieniu choroby bywa potworne, ale po burzy zawsze wychodzi słońce. Wierzę, że dzięki Tobie Klaudia jeszcze będzie cieszyć się życiem. Rodzice Klaudii

23 586,00 zł ( 32.24% )
Still needed: 49 563,00 zł
Filip Kukuła
Filip Kukuła , 7 years old

Dla Filipka jedyną szansą na rozwój jest rehabilitacja! Pomóż!

U Filipka zaraz po przedwczesnym porodzie został zdiagnozowany Zespół Downa. W drugiej dobie życia rozpoznano u niego zarośnięcie lub zwężenie dwunastnicy, co zadecydowało o natychmiastowym zabiegu operacyjnym. Z czasem pojawiła się także niedoczynność tarczycy, niedokrwistość oraz żółtaczka. Leczenie Filipa to przede wszystkim intensywna rehabilitacja – 5 razy w tygodniu, częste wizyty prywatne u lekarzy specjalistów oraz potrzebne badania. Gromadzone fundusze przy Państwa pomocy umożliwiłyby nam zapewnienie niezbędnego leczenia naszego synka. Za każdy okazany gest wsparcia, szczerze Państwu dziękujemy. Rodzice Filipa

3 622,00 zł ( 32.23% )
Still needed: 7 613,00 zł
Małgorzata Lewandowska
Małgorzata Lewandowska

Rak trzustki mnie zabija! Nie umiem już ukrywać przed dziećmi, jak cierpię

Rak trzustki. Te słowa usłyszałam od lekarza, kiedy w końcu udałam się na badania, bo ból nie chciał minąć. Nigdy nie zapomnę tego, co wtedy poczułam. Taka diagnoza to z reguły wyrok śmierci, a na mnie w domu czekała dziesiątka dzieci. Miałam chwile, że walczyłam o życie z całych sił. Były też takie, że musiałam przerwać leczenie, bo było za drogie, a moje dzieci chodziły wtedy głodne. Wówczas na mojej drodze stanęły anioły. Dosłownie, bo nigdy bym się nie spodziewała, że pomocną dłoń wyciągną do mnie obce osoby. To dzięki nim zaczęłam wychodzić z choroby.  W moim wieku człowiek to pełnia sił i dojrzałości, a ja na przekór wszystkiemu walczę, aby w ogóle pozostać na tym świecie, bo mam dla kogo… Jestem mamą dziesięciorga dzieci. Środki, które udało się zebrać, miały starczyć na leczenie przez dwa lata. Starczyły na niecały rok - nie przewidzieliśmy, że choroba uderzy jeszcze mocniej. Tygodniowo na leki idzie 500-1000 zł, to ogromne koszty. Do końca liczyłam na to, że uda się uratować stopę przed amputacją. Niestety, wdała się martwica i krążenie jest bardzo słabe – jeszcze lekarze próbują cokolwiek zdziałać lekami, żeby nie trzeba było ucinać stopy. Szanse są niewielkie, ale są – jeśli leki nie zadziałają, nie będzie już innego wyjścia, tylko amputacja :( Ostatnio zdiagnozowano również neuropatię cukrzycową, przez którą jeszcze bardziej cierpię – uszkodzenia nerwów powodują straszny ból w zdrowej nodze i rękach. Coraz ciężej jest jej ukrywać przed dziećmi, jak cierpię, zwłaszcza w nocy, gdy nie potrafię powstrzymać krzyku. Dzieci podchodzą na zmianę do łóżka pytają jak, mogą mi pomóc i siedzą czasem do rana, aż ból zelżeje, a po takiej nocy muszą iść do szkoły. Pojawiła się szansa na uśmierzenie bólu - wszczepienie komórek macierzystych. Jeśli zakwalifikuj się do zabiegu pokazowego dla studentów medycyny, mam szansę na bezpłatną terapię komórkami. Z rakiem walczę już ponad 5 lat, ale nie mam zamiaru się poddać. Najgorszy jest ból, który czasami sprawia, że nie mam sił wstać z łóżka. Muszę przyjmować bardzo silne leki przeciwbólowe, które są nierefundowane. Ich miesięczny koszt to przeszło 2 tysiące złotych. Do tego mam ogromne rany na nogach z powodu cukrzycy. Niedawno zaczęły się goić dzięki opatrunkom z wyciągiem z lnu. To dodatkowe środki, a mnie po prostu na to nie stać. Wierzę, że znowu będę mogła liczyć na anioły. Jestem bardzo wdzięczna ludziom o wielkich sercach za pomoc z ostatniej zbiórki, bo to dzięki nim żyję godnie, wykupuję wszystkie leki odżywki, dzięki którym przytyłam prawie 6 kg. - pisze Pani Małgosia. - Tylko Bóg jeden wie, co czuję. Dziękuję mu za to, że pomimo wszystko kocha mnie, stawiając na mojej drodze ludzi o wielkich sercach, którym nigdy nie zdołam się odwdzięczyć. To dzięki Wam mam siłę do wali i będę walczyć do końca, do ostatniego oddechu, bo jestem Wam to winna, bo Wy, pomagając, uwierzyliście, że będzie lepiej, a dzięki Wam i ja uwierzyłam i nie poddam się! Daliście mi nie tylko wsparcie finansowe, ale przede wszystkim pokazaliście mi potęgę wiary w to, że człowiek nie jest sam ze swoim cierpieniem i ze swoimi problemami. Daliście mi godność, miłość, ulżyliście w cierpieniu, przywróciliście radość mojej rodzinie i nauczyliście, że wiara to coś, bez czego człowiek jest bardzo słaby... Ufam do końca, że będzie dobrze.          

9 947,00 zł ( 32.24% )
Still needed: 20 905,00 zł