Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jakub Gaj
Jakub Gaj , 28 lat

Udar mógł go zabić❗️Walka o przyszłość trwa❗️

Chcielibyśmy bardzo podziękować wszystkim zaangażowanym w zbiórkę pieniędzy dla Kuby. Dobroć ludzi przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Dzięki Wam Kuba jest w trakcie wysokospecjalistycznej i wielowymiarowej rehabilitacji w jednym z lepszych ośrodków tego typu w Polsce. Z każdym tygodniem zbliża się do celu, jakim jest odzyskanie sprawności po tak ciężkim udarze. Jednak to nie koniec walki. Dlatego po raz kolejny prosimy Was o pomoc! Nasza historia: „Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem, ale dla niektórych ludzi jesteś całym światem” Kuba to nasz starszy syn. Zawsze pełny energii, radości, służący pomocą rodzinie i innym. Szczególnie uwidaczniał ją, będąc druhem ochotniczej straży pożarnej. Od dziecka marzył o tym, by zostać strażakiem.  Mundur, służba, to coś, co nakierowało jego plany życiowe. Jego marzenie spełniło się i z końcem października 2022 złożył przysięgę i został pełnoprawnym żołnierzem w 32. Bazie Lotniczej w Łasku. Szczęśliwy jak nigdy dotąd, pełny uśmiechu, opowiadający o swoich planach. Niespodziewanie całe jego życie zmieniło się diametralnie. 9 grudnia 2022 roku Kuba doznaje ciężkiego udaru pnia mózgu i móżdżka. Lekarze podejmują decyzję o operacji. Zabieg udaje się. Kuba żyje, ale jego stan określono jako krytyczny. Dla nas, rodziny, przyjaciół był to szok i niedowierzanie.  Początkowo lekarze nie dawali mu zbyt dużych szans na wybudzenie ze śpiączki. Konsekwencją udaru było porażenie czterokończynowe i ciężkie zapalenie płuc. Kuba, podłączony do respiratora, uwięziony we własnym ciele walczył o życie.  Po kilkunastu dniach udaje się próba wybudzenia ze śpiączki. Rozpoczyna się dla niego i dla nas największe wyzwanie w życiu. Nasz syn spędził na oddziale intensywnej opieki medycznej prawie 3 miesiące. Przez 3 tygodnie podłączony był do aparatury wspomagającej oddychanie.  Dzięki ogromnej pracy lekarzy, woli życia i chęci odzyskania sprawności, stan Kuby z tygodnia na tydzień zaczął się powoli poprawiać. Radość jednak nie trwała zbyt długo. Nasz syn zaczął stawać się słabszy, wyniki badań pogorszyły się, sugerując możliwość wystąpienia sepsy.  Kolejny raz Kuba pokazuje swój charakter i walczy. Po kilku tygodniach wyniki stabilizują się i jego stan zaczyna się poprawiać. Obecnie nasz syn przebywa na oddziale rehabilitacyjnym w szpitalu. Kuba zaczyna stawiać pierwsze kroki i robi niesamowite postępy! Choć wyniki są obiecujące, to przed nim wciąż wiele miesięcy rehabilitacji, do której jest bardzo zmobilizowany. Robimy co w naszej mocy, żeby pieniądze nie były nigdy przeszkodą. Aby Kuba mógł znów w pełni stanąć na nogi, cieszyć się życiem i pomagać innym, jak robił to wcześniej. Dziś jesteśmy niesamowicie wdzięczni, że pomimo początkowych bardzo złych rokowań, Kuba wygrał walkę o życie. By jednak mógł odzyskać to, co zabrał mu udar, dalej potrzebuje bardzo kosztownej, intensywnej i ciągłej rehabilitacji. Jej wartość jest dla niego bezcenna, jednakże przewyższa nasze możliwości finansowe. Ilość osób, które zaangażowały się w zbiórkę, udostępniały ją, wspierały w różnorodny sposób, była ogromna. Ta pomoc zwala z nóg. Dziś znów pełni nadziei prosimy o pomoc w dokonaniu kolejnego, małego cudu. Rodzice Kuby Kwota zbiórki jest szacunkowa

230 905,00 zł ( 69,56% )
Brakuje: 101 010,00 zł
Marianka Prystupko
Marianka Prystupko , 5 lat

Małymi kroczkami do nowego życia! Marianka potrzebuje wsparcia!

Nasza córeczka ma zaledwie 4-latka, a już przeżyła więcej wzlotów i upadków, niż niejeden dorosły. Marianka każdego dnia dzielnie stawia czoła wielkiemu przeciwnikowi, jakim jest SMA. Nasza codzienność to nieustanne cierpienie, niewyobrażalny strach o życie córeczki, gorzka mieszkanka rozpaczy i nadziei... Gdy Marianka przyszła na świat, jak wszyscy rodzice, nie mogliśmy doczekać się jej pierwszych słów, a potem pierwszych kroczków. Niestety, mijały miesiące, córeczka nie robiła postępów, a nasz niepokój rósł coraz bardziej. Widzieliśmy, że nie rozwija się prawidłowo – gdy inne dzieci potrafiły już chodzić, ona nadal miała problem, by usiąść.  Od razu zaczęliśmy szukać odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje. Skonsultowaliśmy się z wieloma specjalistami, przeprowadziliśmy szereg badań. I w końcu udało się poznać okrutną prawdę. Okazało się, że za wszystko odpowiedzialny jest rdzeniowy zanik mięśni – SMA. Nie mogłam w to uwierzyć… Przecież nie mogło nas to spotkać, nie moją kochaną Mariankę.  Pierwsze dni po poznaniu diagnozy były straszne. Jedyne, co pamiętam z tamtych chwil, to płacz i niedowierzanie. Nie wiedzieliśmy, co robić, nie wiedzieliśmy, co myśleć. W głowie pojawiało się mnóstwo pytań i wątpliwości. Jednak chyba najgorsza w tym wszystkim była świadomość tego, że aby ocalić Mariankę, potrzebowaliśmy najdroższego leku świata!  Szukaliśmy rozwiązań i pomocy u różnych specjalistów. Dowiedzieliśmy się, że jeden z międzynarodowych koncernów medycznych organizuje konkurs, w którym nagrodą była terapia lekiem na SMA. Pomyślałam, że wygrana byłaby spełnieniem naszych marzeń! Tak bardzo jej wtedy potrzebowaliśmy. Nie tracąc chwili, zgłosiłam Mariankę i niedługo potem otrzymaliśmy wiadomość zwrotną. Nie mogłam uwierzyć na własne oczy – wygraliśmy, Mariance wkrótce zostanie podany jedyny lek na świecie, który jest w stanie ją uratować! Byłam przeszczęśliwa! Córeczka przyjęła lek i z tygodnia na tydzień czuła się coraz lepiej. Niestety, wiele osób błędnie myśli, że po leczeniu dziecko budzi się z koszmaru choroby.... Prawie jak księżniczka z bajki po pocałunku księcia, a czar SMA spada, jak klątwa starej wiedźmy...  Tak się jednak nie dzieje i nawet po zdobyciu upragnionego ratunku, na dziecko i rodziców czeka długa i ciężka rehabilitacja. Obecnie każdy dzień Marianki jest dokładnie zaplanowany co do minuty. Od rana fizjoterapia, potem  neurologopeda, na końcu basen... Kilka razy w roku dochodzą też turnusy rehabilitacyjne. Wszystkie zajęcia i rehabilitacje są bardzo kosztowne. Nie ma to jednak znaczenia, gdy w końcu na buzi twojego dziecka widzisz uśmiech i wiesz, że nareszcie wszystko będzie już dobrze.  Potwierdzają to również rokowania lekarzy – jeśli będziemy kontynuować leczenie,  Marianka niedługo zacznie chodzić bez pomocy! Już teraz jest coraz silniejsza – samodzielnie siada, raczkuje, a nawet porusza się przy pomocy balkonika!  Pomimo że robimy wszystko, co w naszej mocy, po trzech latach walki z SMA nie stać nas już na pokrycie reszty kosztów rehabilitacji. Aby córeczka mogła dalej się rozwijać, potrzebuje również sprzętu rehabilitacyjnego, który ułatwi jej pracę nad sprawnością.  Teraz gdy udało się pokonać tyle przeciwności, nie możemy się poddać! Będziemy walczyć do końca, dlatego każde wsparcie i każda złotówka będzie dla nas na wagę złota!  rodzice Marianki

69 636,00 zł ( 69,1% )
Brakuje: 31 130,00 zł
Jan Iwański
Jan Iwański , 24 lata

Moja skóra mnie niszczy, a ja błagam o ratunek!

Już 6 lat choruje na atopowe zapalenie skóry.  Od czasu usłyszenia diagnozy sięgałem wielokrotnie po pomoc u dermatologów, niestety leczenie miejscowe za pomocą maści sterydowych czy kremów nie dawało efektów. Choroba postępowała, a stan mojej skóry coraz bardziej się pogarszał.  Z roku na rok było coraz gorzej, aż choroba zajęła całe moje ciało... Skóra łuszczyła się i pękała. Świąd skóry był na tyle nasilony, że miałem trudności ze spaniem. W 2016 roku podjąłem próbę naświetlania całej skóry lampami UVB, które chwilowo dawały miejscową poprawę. Niestety jej stan nie wrócił do normalności. Zacząłem się bać, że to nie minie już nigdy, nigdy nie poczuję się dobrze, choroba zniszczy to, o czym tak bardzo marzyłem - spokojne, zdrowe życie. Kolejną próbą leczenia była cyklosporyna, preparat działający immunosupresyjnie. Byłem bardzo zadowolony z efektów terapii, ponieważ praktycznie z dnia na dzień ustąpiły wszelkie objawy skórne. Odbywałem comiesięczne kontrolne badania krwi pod kątem objawów niepożądanych na lek. Niestety lek ten nie można stosować przez bardzo długi okres czasu. Po odstawieniu cyklosporyny choroba wróciła ze zdwojoną siłą... Stan zapalny całej skóry był tak nasilony, że miałem problemy z poruszaniem się. Nie wstawałem z łóżka, aby zmniejszyć nasilenie bólu. Tamte dni były niczym koszmar senny, który chciałem jak najszybciej przerwać... Nie widziałem nadziei na normalne życie. Z tego powodu musiałem zrezygnować z trenowania piłki nożnej, którą kocham i trenuje ją od 10. roku życia. Przestałem pływać, ponieważ pobyt w basenie bardzo podrażniał moją skórę. Z powodu tragicznego stanu mojej skóry w 2019 roku dermatolog zdecydował się na ponowne włączenie cyklosporyny. Niestety, przestałem na ten lek odpowiadać. Zacząłem mieć najczarniejsze myśli, myśli, że już nigdy nie zatrzymam choroby... Zdecydowałem zgłosić się na badania kliniczne z najnowszymi preparatami i lekiem biologicznym. W badaniach klinicznych często można trafić na grupę placebo, ja jednak zaobserwowałem, że któryś z 2 aktywnych leków zaczął działać. Zobaczyłem wtedy światełko w tunelu. W końcu moje życie zaczęło się zmieniać!  Pomyślałem, że rozwiązaniem problemu może być lek biologiczny, który początkowo mogłem brać w badaniu klinicznym. Jest to lek, który jest refundowany w wielu krajach, ale nadal nie w Polsce... To moja ostatnia szansa, o którą proszę z całego serca, o szansę na normalne życie! Jan

53 625,00 zł ( 68,59% )
Brakuje: 24 552,00 zł
Kasia Latosek
Pilne!
2 dni do końca
Kasia Latosek , 40 lat

Katarzyna walczy ze wznową raka❗️Pomóż opłacić kosztowne leczenie❗️

Mam pasażera na gapę, potrójnie ujemnego raka piersi. Usłyszałam kiedyś, że „nie jest ważne, jakiego raka ma człowiek – ważne, jakiego człowieka ma rak”. Głęboko wierzę, że tak właśnie jest i pomimo tego, że przychodzi mi się zmierzyć z tą okropną chorobą po raz drugi – wygram tę walkę ponownie.   W październiku 2019 roku po raz pierwszy  otrzymałam diagnozę potrójnie ujemnego raka piersi. Zastosowano wówczas 16 wlewów chemii przedoperacyjnej, a w maju 2020 roku przeszłam operację oszczędzającą – która umożliwiała usunięcie guza i zachowanie piersi. Po operacji przeszłam 5 tygodniową radioterapię wraz z chemią pooperacyjną w tabletkach i na tym zakończyło się leczenie. Myślałam, że zostawiłam ten rozdział w życiu za sobą. Niestety, w listopadzie 2023 roku zdiagnozowano u mnie wznowę. Nie było czasu do stracenia, więc już w styczniu 2024 roku przeszłam mastektomię. Walka z rakiem się jednak nie skończyła. Mój ma jednak ogromnego „pecha” – ma za swojego gospodarza świadomą, zdeterminowaną i waleczną osobę. Mam w sobie niezmierzone pokłady dobrej i pozytywnej energii, a przede wszystkim jestem całkowicie skoncentrowana na zdrowieniu. Poza leczeniem farmakologicznym dbam o siebie w każdy możliwy sposób. Mój rak uwielbia cukier – to mu daje siłę do wzrostu, więc powiedziałam basta – odwyk cukrowy. Każdego dnia dbam o jak najlepszą dietę i żywienie. Odrzuciłam całkowicie niezdrowe jedzenie, fastfoody, ciasteczka i używki – dzięki temu moje ciało ma siłę na dalszą walkę z nowotworem. Stosuję się do zaleceń lekarzy i przyjmuję suplementy: kwasy omega 3, witaminę D3 i K2…  Mój rak chce tu rządzić. Przede wszystkim przez stres. Codziennie chce zasiać ziarna lęku, ale to orka na ugorze. Nie poddaję się temu, bo wiem, jak istotne jest nastawienie w procesie leczenia.  Rozpoczęłam chemioterapię, jednak największe szanse na całkowitą remisję daje połączenie jej z immunoterapią. Niestety, nie jest ona refundowana. Pierwszy wlew powinnam otrzymać już w pierwszej połowie marca. Kolejne trzeba byłoby podawać co dwa tygodnie. Koszt jednego wlewu to około 15 tysięcy złotych. Niezbędne jest podanie ich aż 8 razy, co składa się na ogromną kwotę 120 tysięcy złotych, której nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie. Nigdy wcześniej nie prosiłam o pomoc. Po raz pierwszy doszłam jednak do momentu, w którym potrzebuję wsparcia. Każda wpłata to dla mnie krok w stronę zdrowia. Wierzę, ze dobro wysłane w świat – wraca z podwójną mocą! Katarzyna

87 550,00 zł ( 68,58% )
Brakuje: 40 110,00 zł
Sebastian Orzechowski
Sebastian Orzechowski , 39 lat

By zwykła codzienność nie była tak dużym wyzwaniem...

Osiem lat. Przez tyle czasu, byłem sprawnym człowiekiem. Dzieckiem, które o nic nie musiało się martwić. Chłopcem, który idzie na boisko, wiedząc, że czekają na niego koledzy, aby pograć w piłkę lub wspólnie pobawić się na placu zabaw. To były piękne lata beztroski. Teraz mam córeczkę, dla której zrobię wszystko. Bardzo bym chciał, żeby jej przyszłość była wspaniała, żeby wiedziała, że w każdej sytuacji może na mnie liczyć.  Cała moja historia z chorobą zaczęła się niewinnie - od chodzenia na palcach w wieku 8 lat. Tak mi było wygodnie, w pewnym momencie zacząłem chodzić i biegać w ten sposób, bez zastanawiania się, że nie stawiam kroków całą stopą. Szczerze mówiąc, nie myślałem, że może to zwiastować jakiekolwiek problemy. Z roku na rok moje mięśnie stawały się słabsze. Mięśnie pasa biodrowego, później barkowego przestawały prawidłowo funkcjonować… Czułem się coraz gorzej. Najprostsze czynności stawały się ogromnym wyzwaniem. Rodzice pojechali ze mną specjalistów i wtedy dowiedziałem się o chorobie.  Wciąż wierzę w to, że diagnoza nie musi być wyrokiem. Mam na imię Sebastian, mam 36 lat i choruję na dystrofię mięśniową LGMD2A.  Mam cudowną żonę i uroczą córeczkę. Dla nich zrobię wszystko, co tylko się da, aby zatrzymać postępy choroby. Przemieszczam się na wózku inwalidzkim. Nauczyłem się, że jest on moimi nogami, ale nie chcę dopuścić do tego, by dystrofia odebrała mi jeszcze więcej. W maju przeszedłem terapię komórkami macierzystymi. Teraz czeka mnie intensywna rehabilitacja, która mam nadzieję, sprawi, że będę mógł zrezygnować z wózka i wstanę na nogi o własnych siłach.  Na co dzień zajmuję się księgowością w warsztacie samochodowym. Motoryzacja od zawsze była moją pasją. Niestety, mimo że bardzo bym chciał, nie mogę podjąć się żadnej nowej pracy. Pozostała mi tylko praca biurowa.  W każdej sytuacji chcę być wsparciem dla mojej rodziny. Pierwszy krok wykonany - terapia komórkami macierzystymi. Teraz pozostała mi rehabilitacja. Miałem już kilkadziesiąt spotkań z fizjoterapeutą. Czuję się po nich bardzo dobrze i powoli zaczynam widzieć rezultaty. Niestety, koszty terapii, a także dalszej rehabilitacji są naprawdę duże, dlatego z całego serca proszę o wsparcie, dzięki któremu mogę zatrzymać chorobę. Chcę być silniejszy, dla siebie i dla rodziny - by zwykła codzienność nie była tak dużym wyzwaniem. Sebastian

33 703,00 zł ( 68,57% )
Brakuje: 15 446,00 zł
Maria Kaźmierczuk
Maria Kaźmierczuk , 72 lata

Uratować mamę – to moje największe zadanie! Proszę, pomóż!

Choć jestem dorosła – przy mamie zawsze czuję się bezpiecznie. To ona bez słowa potrafi poznać mój humor, wysłuchać i zawsze kieruje się moim dobrem. To o nią tak bardzo się boję, boję się choroby, która chce mi ją zabrać. W styczniu 2016 roku u mamy zdiagnozowano nowotwór złośliwy jajnika. Trochę skarżyła się na ból brzucha, lecz gdy trafiła do lekarza było już za późno. Pamiętam dzień operacji, który jednoczenie powodował lęk, ale i nadzieję. Potem było leczenie chemioterapią i radioterapią – tak bardzo obciążające dla organizmu.  Wszyscy myśleliśmy, że to koniec zagrożenia, że rak odpuścił. Niestety, w 2017 roku badania kontrolne potwierdziły nawrót. Wrócił strach, szpitale i nadzieja, że tym razem się uda. Mama bardzo dzielnie znosiła wszystkie skutki leczenia. Wiem, że cierpiała, ale ona ze spokojem przyjmowała wszystko według zaleceń lekarzy.  W 2019 roku mama przyjęła ostatnią chemioterapię, która nie przyniosła zamierzonych efektów. Nowotwór atakuje inne narządy, ale to nie jest powód, by się poddawać! Choć refundowane leczenie już nie działa, są inne sposoby, które mogą ocalić jej życie. Widzę, że mama tak bardzo chce żyć, być przy moim tacie, z wnukami… Skoro ona się nie poddaje, ja tym bardziej nie mogę! Lekarz prowadzący zaproponował mamie nierefundowany lek. Na początek potrzebne będą trzy podania. Bardzo wierzę w to, że lek zadziała, a terapia będzie kontynuowana. Dziś proszę Cię tylko o jedno, pomóż mi ratować życie mojej mamy - najważniejszej kobiety w moim życiu.  Nieważne ile mamy lat – zawsze jesteśmy dziećmi swoich rodziców. Koleje życia są wszystkim znane, lecz zrobię wszystko, by mama mogła cieszyć się życiem a my jej obecnością jak najdłużej. Jeśli jest nadzieja – trzeba o nią walczyć! Ania, córka Marii

24 818,00 zł ( 68,38% )
Brakuje: 11 471,00 zł
Kamila Czajka
Kamila Czajka , 40 lat

„Codziennie tracę kawałek siebie...” Pomagamy Kamili!

Mam na imię Kamila. Jestem szczęśliwą żoną i mamą wspaniałej dziewczynki. Jestem też ciężko chorą osobą… Przez wiele lat samodzielnie mierzyłam się ze swoimi trudnościami. Niestety, los zmusił mnie, by wreszcie poprosić o wsparcie. Od 2016 roku choruję neurologicznie. Zdiagnozowano u mnie nieuleczalną ataksję mózgową. To był wielki szok! Jednak pierwsze lata po diagnozie dawały nadzieję, że nie będzie tak źle… Wszystko zmieniło się, gdy zostałam mamą. To właśnie w najpiękniejszym momencie mojego życia choroba zaczęła postępować w zastraszającym tempie! Ataksja powoduje problemy z mową, chwiejny i bardzo niestabilny chód oraz zaburzenia równowagi, co bardzo utrudnia, a często nawet uniemożliwia codzienne funkcjonowanie. Bolesne i poważne upadki, często kończą się wizytą na SOR. W czerwcu tego roku złamałam nogę. Gdyby nie pomoc moich przyjaciół nie dałabym sobie rady z najprostszymi czynnościami – myciem, ubieraniem,  praniem czy zakupami. Ponadto w 2006 roku uległam poważnemu wypadkowi samochodowemu, wskutek którego doznałam licznych złamań, co niestety potęguje objawy choroby… Niestety moja choroba jest nieuleczalna… Jedyne co mi pomaga i pozwala ją spowolnić to bardzo intensywna rehabilitacja, której będę potrzebować do końca życia i wspomagająca terapia witaminowa. Każda przerwa w terapii i rehabilitacji bardzo negatywnie wpływa na efekty leczenia i moje zdrowie. Jednak niedługo okaże się to okrutną koniecznością, ponieważ wydatki na leczenie  przerastają nasz rodzinny budżet… Marzę, by żyć jak każdy z Was – cieszyć się każdym dniem, bawić się z dzieckiem, spacerować z rodziną, wychodzić do ludzi i normalnie funkcjonować, ale choroba próbuje mi to wszystko brutalnie zabrać. Chcę walczyć, bo mam dla kogo żyć! Proszę, pomóżcie mi spełnić to marzenie! Za wszelką pomoc już teraz dziękuję i pozwólcie, by moją zapłatą było ZDROWIE. Kamila

10 733,00 zł ( 67,25% )
Brakuje: 5 225,00 zł
Kamil Owczarek
Kamil Owczarek , 16 lat

Jestem tak słaby, że nie utrzymam się na własnych nogach! Proszę o pomoc...

Mój syn jest już nastolatkiem. Ukończył szkołę podstawową i powinien cieszyć się wakacjami. Nie ma jednak przestrzeni do swobody, która powinna być stałym elementem lata. Choroba zabrała Kamilowi nie tylko zdrowie, ale także wszelką energię... Postawionych diagnoz jest wiele: wrodzona wada serca, zwężenie prawej tętnicy płucnej, nerwiakowłókniakowatość typu I. Jednak to ostatnie miesiące spędzały mi sen z powiek… Niemal przez 4 miesiące mój syn przebywał w szpitalu na oddziale ortopedii, ze względu na stan po martwiczym zapaleniu powięzi uda z rozległym ubytkiem skóry i tkanek miękkich. Nie przypuszczałam, że sytuacja będzie aż tak poważna!   Kamil przeszedł kilka przeszczepów skóry z licznymi krwotokami. Wymagał wielokrotnego przetaczania preparatów krwiopochodnych… Jednak z dnia na dzień było coraz gorzej, aż w końcu z ust lekarza padła choroba, której bałam się wówczas najbardziej: SEPSA!  Wyniki spadały, parametry życiowe pogarszały się, a ja drżałam ze strachu! Starałam się, jak mogłam, ale nic nie zdołałam zrobić. Los mojego dziecka powierzyłam w ręce lekarzy...  Jego ciśnienie krwi spadało, pojawiły się problemy w pracy serca. Byłam przerażona, gdy dowiedziałam się, że moje dziecko musi dostać adrenalinę i trzeba wykonać masaż serca! Potem jego stan na chwilę się ustabilizował, ale na horyzoncie pojawiły się kolejne powikłania. Pod koniec maja konieczna była resekcja płata środkowego płuca prawego. Początkowo całe płuco miało zostać usunięte, jednak ostatecznie zdecydowano się wyciąć tylko jego fragment… Przetrzymaliśmy najgorsze i Kamil przebywa już w domu. To nie koniec, bo przed nami kolejny etap leczenia i rehabilitacji, który będzie trwał długo. Syn jest bardzo osłabiony i wychudzony. Nie ma siły utrzymać się na nogach i dlatego porusza się na wózku inwalidzkim.   Rany po zabiegach operacyjnych są otwarte i ciągle pękają! Pokrywają duże powierzchnie jego ud, co wymaga zmiany opatrunków kilka razy dziennie! To dodatkowe obciążenie, ból, łzy… Pomimo swoich problemów zdrowotnych oraz niepełnosprawności Kamil jest cudownym dzieckiem – zawsze radosnym, uśmiechniętym, pomocnym i życzliwym. Swoją postawą mógłby dawać przykład innym. Życie go nie rozpieszcza, ale jest niezwykle silny i pozytywnie nastawiony na każdy kolejny dzień.  Rehabilitacja będzie prowadzona w warunkach ambulatoryjnych, a na kolejnym etapie w warunkach domowych. Już teraz wiem, że będzie długotrwała. Staram się jak mogę, ale cena za zdrowie i sprawność syna jest dla mnie za wysoka. Proszę o pomoc, bez Was nie zdziałam nic. Liczy się każda wpłata i każde udostępnienie, za co już teraz wszystkim Wam dziękuję! Barbara, mama

10 718,00 zł ( 67,16% )
Brakuje: 5 240,00 zł
Ksawery Zaremba
Ksawery Zaremba , 3 latka

Walczymy o życie Ksawerego❗️Guz mózgu nie może wygrać... Pomóż❗️

Ksawery zaraz po skończeniu 2-lat trafił do szpitala na kontrole zastawki. Gdy miał 1.5 roku u synka zdiagnozowano ostrą postać wodogłowia. Lekarze przebadali go wszystkimi metodami, nie znajdując przyczyny. 22 grudnia 2022 roku przy okazji kontroli zastawki, lekarze, wykonując rezonans, wykryli nowotwór rdzenia kręgowego z licznymi skupiskami ognisk nowotworowych. Teraz walczymy o życie synka  z nadzieją, ze wszystko skończy się pomyślnie… Gdyby kilka tygodni temu ktoś spojrzał na naszego synka, nawet nie pomyślałby, że w jego głowie zaczyna dziać się dramat, który wywróci życie całej naszej rodziny do góry nogami. Nie mamy czasu na rozpacz… Musimy działać jak najszybciej. Usłyszeliśmy wyrok dla naszego synka – to najcięższy typ nowotworu, którego nie da się operować. Ta okrutna diagnoza nie daje nam spać bo wiemy, że mamy małe szanse, jeśli nie znajdziemy nowoczesnego leczenia. Lekarze tak naprawdę nie wiedzą, co robić. Boją się operować, bo guz zlokalizowany jest na rdzeniu kręgowym. Już teraz wiemy, że przerzuty są w mózgu i móżdżku. Czekamy na wyniki badań i leczenie chemioterapią, jednak musimy wyjechać za granicę, bo choroba atakuje w zastraszającym tempie, a my nie możemy czekać. Z pomocą może przyjść klinika w Essen w Niemczech. Nie wiemy jaka będzie dokładna kwota leczenia, ale już wiemy, że będzie to bardzo kosztowne. Boimy się braku środków, ale jeszcze bardziej przeraża nas brak czasu. Ksawcio jest bardzo wesołym i dzielnym chłopcem. Jednak przez swoje problemy z zastawką i wodogłowiem, dokładnie wie, z czym wiąże się pobyt w szpitalu. Na widok pielęgniarek wpada w paniczny strach. Płacze i krzyczy, że nie chce… To łamie nasze serca na milion kawałków, jednak wiemy, że bez tego może stać się najgorsze. Prosimy Was o pomoc. Wesprzyj naszą walkę, pomóż nam uratować naszego synka. My wierzymy, że się uda, jednak sami nie damy sobie rady. Każda wpłata, każde udostępnień to ogromna szansa dla Ksawerego. Błagamy… To nie czas na pożegnania… Martyna i Mateusz, rodzice ➤ Ksawery kontra nowotwór – śledź walkę chłopca na FB ➤ Wspieraj zbiórkę Ksawcia poprzez LICYTACJE 

354 250,00 zł ( 66,59% )
Brakuje: 177 665,00 zł