Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Paweł Nowakowski
Paweł Nowakowski , 26 lat

Dziś Paweł rozgrywa swój najtrudniejszy mecz! Stawką jest zdrowie! POMOŻESZ?

Jego i nasza tragedia wydarzyła się w miejscu, któremu Paweł poświęcał wiele swojej uwagi i czasu. Boisko. To tam, w jednej sekundzie upadł i jego serce się po prostu zatrzymało... Paweł, czekamy na Ciebie!  Paweł, to piłkarz, podróżnik, dusza towarzystwa. Zawsze pracowity, radosny, bardzo ambitny. Potrafił pogodzić dwuzmianową, dwunastogodzinną pracę ze studiami na wydziale politechnicznym. Był aktywny sportowo, grał w klubie piłkarskim, jeździł na rowerze, w wolnych chwilach podróżował. Wszędzie go było pełno!  Życie jest jednak nieprzewidywalne, nie oszczędziło również naszego kochanego Pawła. W jednej chwili wszystkie plany i marzenia przestały mieć znaczenie. 2.09.2023 Paweł wszedł na boisko, było to w 29 minucie meczu. W 39 minucie doszło do tragedii, której nikt w najgorszych snach się nie spodziewał! Paweł niespodziewanie upadł na boisko, a jego serce przestało bić. Dzięki długiej, skutecznej i niestety dwukrotnej reanimacji udało się — serce Pawła zaczęło pracować, uzyskano poprawę krążenia. Od tamtego dnia nasz dzielny wojownik przebywa na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej w Bełchatowie. Paweł pojechał zagrać mecz, dzień jeden z wielu... Tego dnia jednak nie wrócił do domu, nie wrócił do nas! Dostaliśmy przerażający telefon, że jest w ciężkim stanie, że z boiska zabrał go helikopter, że w jednej chwili przestał oddychać...  Paweł był w śpiączce farmakologicznej przez 4 dni. Dziś jest już wybudzony, ale nadal nie mamy z nim żadnego kontaktu. Wodzi za nami wzrokiem, delikatnie porusza jedną ręką i nogą... Nie jesteśmy w stanie opisać, jak bardzo za nim tęsknimy. Niestety, lekarze wyraźnie powiedzieli — najbliższe miesiące będą najważniejsze! Aby móc wierzyć w to, że Paweł wróci do zdrowia, konieczna będzie bardzo specjalistyczna, pilna i ogromnie kosztowna rehabilitacja.  Obecnie jego stan jest ciężki, ale wierzymy, że z Państwa pomocą ulegnie poprawie. Celem zbiórki jest zebranie pieniędzy na intensywny turnus rehabilitacyjny w specjalistycznym ośrodku, z wykwalifikowanym personelem. Jedyną szansą na poprawę jakości życia Pawła jest jego intensywna rehabilitacja. Musimy zrobić wszystko, żeby pomóc naszemu przyjacielowi odzyskać zdrowie i sprawność. Prosimy wszystkich, to dla Pawła i dla nas nowa, trudna rzeczywistość. Wierzymy, że razem uda nam się wrócić do poprzedniej, dobre, bezpiecznej... Z Pawłem! Najbliżsi 

307 498,00 zł ( 80,29% )
Brakuje: 75 481,00 zł
Bartosz Flisiński
11 dni do końca
Bartosz Flisiński , 19 lat

Pomóżmy spełnić marzenie Bartka! Zbieramy na samochód!

Jestem Bartek i od urodzenia choruję na dystrofię mięśniową Duchenne’a. Wszyscy mówią, że jestem inteligentnym, pogodnym i aktywnym młodym człowiekiem. Mam wiele marzeń i planów, do których pomimo przeciwności staram się każdego dnia dążyć. Prawdą jest, że moja choroba stwarza wiele ograniczeń, jednak dla mnie nie są to przeszkody nie do pokonania. Dwa razy do roku uczestniczę w turnusach rehabilitacyjnych. Doskonalę umiejętność jazdy na wózku podczas zajęć w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. Trzy razy w tygodniu spotykam się z fizjoterapeutą w celu poprawy mojej samodzielności. Jestem uczniem III klasy liceum, w przyszłości zamierzam rozpocząć naukę na studiach.  Niestety moja szkoła oddalona jest od miejsca zamieszkania o 4 kilometry, co jest dla mnie dużym dystansem do pokonania na wózku. Zarówno budynek szkoły oraz blok, w którym mieszkam, mają złamane bariery architektoniczne. Z tego względu jestem zmuszony codziennie uczyć się stacjonarnie. Mam kochających rodziców, którzy wspierają mnie we wszystkich moich działaniach. Mój tata dodatkowo pełni rolę mojego szofera. Poprzednie auto w wyniku wypadku uległo kasacji, a kolejne kupione w pośpiechu więcej stoi u mechaników niż służy mi do transportu. Od tego roku Aktywny Samorząd wprowadził program ,,Samodzielność – Aktywność – Mobilność!”, który daje mi możliwość zakupu samochodu dostosowanego do moich potrzeb. Koszt własny, który należy wnieść to 66 tys. złotych! Na ten moment jest to dla mnie nieosiągalna kwota. W kolejnych latach mam zamiar kontynuować edukację na Uniwersytecie Łódzkim i wiem, że opuszczanie zajęć z powodu awarii samochodu będzie już dużą komplikacją. Dlatego w obecnie marzy mi się nowy BARTKOWÓZ. Będę wdzięczny każdemu, kto przybliży mnie do realizacji tego marzenia. Bartek Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową 🎥 Zobacz APEL Bartka ⬇️ Zbiórka Bartka w TVP3 Łódź  

55 166,00 zł ( 78,56% )
Brakuje: 15 047,00 zł
Krzyś Przybylski
Krzyś Przybylski , 11 lat

4 x Dycha dla Krzycha – zbieramy razem na Kolorowe Turnusy!

Mimo że Krzyś to uśmiechnięty dziesięciolatek, autyzm zamyka go w swoim świecie, a my chcemy zrobić wszystko, żeby w jak największym stopniu dzielić z nim nasz wspaniały świat. To nie jest proste zadanie, dlatego zbieramy drużynę do zadań specjalnych. Liczymy na Was! Walczymy już od ładnych kilku lat, ale jesteśmy też świadomi, że autyzm to stan „na zawsze” i tylko nasza ciężka i niestety kosztowna praca, może pomóc Krzysiowi w usamodzielnianiu się na tyle, na ile to tylko możliwe. Jesteśmy gotowi na każdą walkę.   Jednak bez Waszej pomocy nie jesteśmy w stanie zapewnić Krzysiowi tyle wsparcia, ile byśmy chcieli i tyle ile nasz mały człowiek  potrzebuje... Turnusy terapeutyczne, to cel naszej zbiórki. Chcielibyśmy, aby Krzyś mógł w nich aktywnie i REGULARNIE uczestniczyć, bo w połączeniu z codzienną terapią, są krokami milowym w jego rozwoju. Wiemy, że to działa! Całą resztę staramy się zająć, ale na turnusy zaczyna jednak brakować w budżecie... Autyzmu nie widać, ale to nasze życie i nasza codzienność. Sporo czasu zajęło nam nauczenie się funkcjonowanie z autyzmem w tle, na tyle dobrze, żeby nasze życie wyglądało w miarę normalnie. Krzyś zmaga się wieloma sprzężeniami – chorobami towarzyszącymi i uwierzcie nie jest to łatwe. Ani dla niego, ani dla nas. Jest dzieckiem niemówiącym, które nie odczuwa potrzeby komunikacji. Pojawiają się pojedyncze słowa, ale przed nami jeszcze wiele pracy i tak naprawdę nie wiemy, czy ta mowa się pojawi.  Ma wybiórczość pokarmową, jedzenie napadowe i ogromną nadwrażliwość sensoryczną (ma bardzo wyczulony węch). Każdy posiłek zaczyna od powąchania i jeśli coś nie zagra, nie ma możliwości, żeby zjadł. Dużo pracujemy także nad emocjami, bo każdy pobyt w nowym miejscu, to wyzwanie.  Na co dzień Krzyś uczęszcza do szkoły specjalnej, chodzi do niej z radością i uśmiechem. Po szkole ma dodatkowe zajęcia: logopedię, hipoterapię, terapię psychologiczną, terapię pedagogiczną, terapię integracji sensorycznej, zajęcia na basenie.  Wiele potrzeb naszego dziecka zaspokajamy własnymi siłami, szanując każdą złotówkę. Jednak koszt turnusów rehabilitacyjnych przerósł nasze możliwości finansowe. Regularny udział w takiej skoncentrowanej formie terapii, to dla Krzysia najlepsza forma wspomagania! Każda, podarowana Krzysiowi złotówka, to inwestycja w fantastycznego młodego człowieka, który każdemu dookoła daje mnóstwo dobrej energii i uśmiechu. Wierzymy, że dobro wraca! Rodzice Krzysia Dycha dla Krzycha - licytacje

33 335,00 zł ( 78,33% )
Brakuje: 9 219,00 zł
Julia Brzozowska
Julia Brzozowska , 3 latka

Oszukać przeznaczenie... Wspomóż walkę Julki o życie i zdrowie!

Julka urodziła się jako najmłodsza z rodzeństwa. Fakt, że jestem w ciąży, był dla nas sporym zaskoczeniem, jednak cieszyliśmy się, że nasza rodzina znów się powiększy. Czekaliśmy na narodziny małej księżniczki i wiedzieliśmy, że będzie naszym oczkiem w głowie. Dlatego to, co stało się później, tak bardzo złamało nam serca… Córeczka urodziła się w ciężkiej zamartwicy i niedotlenieniu. Jej stan fachowo określono jako encefalopatia niedotlenieniowo-niedokrwienna. Jest to trwałe uszkodzenie mózgu noworodka spowodowane niedoborem tlenu i ograniczonym przepływem krwi do mózgu w okresie okołoporodowym. Charakteryzuje się trudnościami z podjęciem i utrzymaniem własnego oddechu oraz obecnością od pierwszej doby życia zespołu neurologicznego pod postacią zaburzeń świadomości, obniżenia napięcia mięśniowego i drgawek. Julka otrzymała najpierw 2, a potem 4 punkty na 10 w skali Apgar… Lekarze od razu zdecydowali się na przewiezienie jej do szpitala Matki Polki w Łodzi. Tam była wielokrotnie intubowana oraz reanimowana. Jej stan był bardzo ciężki! Lekarze nie dawali jej żadnych szans… Sytuacja była na tyle tragiczna, że sugerowano nam odłączenie jej od respiratora!  Nie zgodziliśmy się na to. Nie mogliśmy. To nasza córeczka i chcieliśmy o nią walczyć, ratować ją do samego końca! I wtedy wydarzył się prawdziwy cud! Córeczka delikatnie chwyciła mnie za mały palec! To był znak. Od tego momentu jej stan powolutku zaczął się poprawiać. Ostatecznie spędziła miesiąc na Oddziale Neonatologi, gdzie przeszła operację usunięcia krwiaka z główki. Później trafiła na Oddział Dziecięcy szpitala w Skierniewicach. Tam uczyłyśmy się siebie nawzajem, a Julka każdego dnia pokazywała nam, że walczy, bo chce z nami być! Jej schorzenia wymagają specjalistycznego sprzętu, który jest bardzo kosztowny. Dlatego cieszyliśmy się, gdy po powrocie do domu udało nam się uzyskać pomoc Hospicjum, pod którego opieką byliśmy przez rok. Dzięki temu Julka miała możliwość korzystania z wielu udogodnień w swoim trudnym życiu, bez konieczności jeżdżenia po szpitalach. Przy ich wsparciu mieliśmy zapewnione leki, sprzęt medyczny, w tym sondy pokarmowe, przez które Julka musi być cały czas karmiona.  Oprócz tego córeczka miała zapewnioną rehabilitację, która jest jej niezbędna. To była dla nas niesamowita pomoc, za którą byliśmy bardzo wdzięczni!. Niestety nic nie trwa wiecznie i już dłużej nie są w stanie nam pomóc… Obecnie stoimy przed koniecznością zakupu bardzo drogiego sprzętu, niezbędnego do funkcjonowania Julki. Do tego leki, rehabilitacje, które wyczerpują nasze zasoby finansowe. Proszę, pomóż nam. Każda złotówka przekazana naszej Julce jest dla nas na wagę złota. Monika, mama

24 941,00 zł ( 78,14% )
Brakuje: 6 974,00 zł
Barbara Marut
11 dni do końca
Barbara Marut , 64 lata

Mamę ma się tylko jedną... Proszę, pomóż uratować moją!

Ta historia zaczęła się jak wiele innych... Mama badała się regularnie, wyniki za każdym razem były prawidłowe, więc cieszyła się życiem – jeździła na swoim różowym rowerze, patrzyła na samoloty odlatujące w nieznane, dokarmiała ptaki za oknem i kochała ponad życie swoje adoptowane koty. Rok temu zaniepokoił ją ból w podbrzuszu, jednak lekarz nie widział niczego niepokojącego… “Taka pani uroda”. Na szczęście mama nie dawała za wygraną i w końcu dostała skierowanie na poszerzone badania, których wyniki przyniosły przerażającą diagnozę… Ta diagnoza zawaliła cały nasz świat – nowotwór złośliwy trzonu macicy, rak gruczołowy endometrialny G-2. W listopadzie przeprowadzono operację usunięcia macicy wraz z jajnikami i węzłami chłonnymi, następnie skierowano na radioterapię i brachyterapię.  Myślałyśmy, że nasz koszmar się skończył. Lekarze bagatelizowali problem, nie chcieli zlecić kolejnych badań, odsyłali do domu, zapewniając, że wszystko jest w porządku. Nie było.  Dzięki uporowi i ogromnej woli życia mamy 13 września 2023 został wykonany rezonans magnetyczny z kontrastem, a następnie badanie PET. Diagnoza: rak gruczołowy endometrialny G2 trzonu macicy FIGO IV we wznowie do wątroby, węzłów oraz otrzewnej. Pojawiły się też guzki w płucach i w stawie biodrowym.  Mama dostała skierowanie na chemioterapię. Po pierwszym wlewie czuła się fatalnie. Ogromne osłabienie, wymioty, zaniki pamięci, drętwienia nóg, brak apetytu. Przestała jeść, czuła ogromny ból brzucha. Po kilku dniach pobytu w szpitalu padła kolejna diagnoza – niedrożność jelit spowodowana zrostami po radioterapii. Konieczne było wyłonienie stomii z jelita cienkiego.  Ku naszej rozpaczy, po kolejnej chemioterapii czuła się jeszcze gorzej. Niestety taki stan nie kwalifikowałby jej do kolejnego wlewu, który ratuje życie. Przez cały ten czas szukałam sposobu, aby jej pomóc. Konsultowałyśmy się z lekarzami z całej Polski. W końcu mama została zakwalifikowana do zabiegów wspomagających leczenie jej typu nowotworu tak, aby dalsza chemioterapia była możliwa. Zabiegi hipertermii onkologicznej, tlenoterapia w komorze hiperbarycznej oraz wzmacniające wlewy dają szansę na kontynuowanie walki! W końcu w nasze życie powróciła nadzieja, że choroba nie jest wyrokiem, że to tylko jakiś etap, który trzeba godnie przejść. W tym momencie mama jest po trzeciej chemii, przed nią jeszcze trzy zabiegi. Dzięki leczeniu wspomagającemu mama będzie mogła je w ogóle dostać, ma siły do walki!  Niestety, leczenie nie jest refundowane przez NFZ… Jest natomiast bardzo kosztowne. Jedna seria zabiegów to koszt 1200 zł, a takich serii musi odbyć w miesiącu 8, co daje około 9600 zł na miesiąc. Dodatkowo co chwile musimy kupować leki, które również nie są refundowane oraz środki do stomii – refundowane tylko częściowo. Wspieram mamę, jak tylko potrafię, ale moim marzeniem również jest zapewnienie jej profesjonalnej opieki psychoonkologicznej. To kolejne koszty, ale wiadomo przecież, że psychika to połowa sukcesu w zdrowieniu!  Moja mama jest dla mnie najważniejsza na świecie, łączy nas wyjątkowa więź. Nie spotkałam nigdy cieplejszej, wrażliwszej czy bardziej empatycznej osoby. Chcę móc być z nią jak najdłużej, nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej zabraknąć w moim życiu. Chcę widzieć, jak wraca do zdrowia i cieszy się każdym dniem, pielęgnując swoje ukochane, przygarnięte koty… Niestety, same nie dajemy już rady. Wiem, że nie znajdę odpowiedzi na pytanie dlaczego najlepszą osobę, jaką znam, czyli moją mamę, spotkało tyle cierpienia. Wierzę jednak, że dzięki Waszej pomocy możemy  zminimalizować cierpienie i pokonać chorobę oraz że najpiękniejsza podróż cały czas przed nami! Z całego serca proszę Was o pomoc.  Córka Basi, Justyna ➡️ Licytacje dla Basi

156 401,00 zł ( 77,7% )
Brakuje: 44 871,00 zł
Wojciech Papiernik
Wojciech Papiernik , 55 lat

Nasze najstraszniejsze obawy stały się rzeczywistością! Wciąż potrzebna pomoc dla Wojtka!

Od pięciu miesięcy życie Wojtka to niczym walka na ringu – Wojtek kontra skutki porażenia prądem o bardzo wysokim napięciu. Pierwsza runda wygrana! To była niezwykle ciężka walka – walka o życie! Teraz Wojtek i cała jego rodzina mierzą się z kolejnym wyzwaniem – powrotem do normalnego życia. Oto jego historia: 14 lutego… dzień miłości, radości, szczęścia. Dla nas ten dzień już nigdy nie będzie radosny, już zawsze będzie dniem nieszczęścia, które dotknęło naszą rodzinę. Ten dzień będzie początkiem jeszcze większej niż kiedykolwiek miłości do naszego taty, męża, okupionej bólem, cierpieniem, litrami wylanych łez. Nasz kochany tata ponad 26 lat pracował jako elektryk w spółce PKP. Lubił swoją pracę, ale często musiał narażać swoje życie i zdrowie. Wiedzieliśmy, co robi i że jego praca jest zawsze obarczona ryzykiem. Codzienne obcowanie z prądem o napięciu 3000 V wymaga olbrzymiego doświadczenia i zachowania największych środków ostrożności. 14 lutego wydarzyło się coś, o czym nawet nie chcieliśmy myśleć. Tata pracował przy konserwacji maszyny, kiedy poraził go prąd. Stracił przytomność i doszło do zatrzymania krążenia. Na miejscu reanimowali go koledzy, a potem ratownicy medyczni, którzy przewieźli go do szpitala.  Nie mogliśmy uwierzyć, kiedy otrzymaliśmy telefon o wypadku. W tej jednej sekundzie nasz świat się zatrzymał, a pojawił się ogromny strach i niepewność. Ze względu na obrażenia tata musiał zostać wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Przebywał w niej 4 dni, ale gdy lekarze odstawili mu leki, tata się nie wybudził. Lekarze zrobili mu dodatkowe badania, które wykazały obrzęk mózgu. Musieliśmy jak najszybciej przenieść tatę do szpitala rehabilitacyjnego. W takim miejscu, pod odpowiednią opieką lekarską i terapeutyczną, tata miał szansę wybudzić się i wracać do zdrowia. I do nas, do domu, gdzie czeka na niego kochająca rodzina. Minione pięć miesięcy to czas sinusoidy emocjonalnej. Momenty ogromnego smutku i płaczu, gdy sytuacja Wojtka tuż po wypadku była dramatyczna – zatrzymanie krążenia, obrzęk mózgu, rozległe poparzenia kończyn, a później ciągłe infekcje i zapalenie płuc po momenty radości i szczęścia, gdy sytuacja zdrowotna się poprawiała, gdy Wojtek otworzył oczy, reagował na bodźce mechaniczne i dźwięki. To była pierwsza runda, którą wspólnie zwyciężyliśmy! Teraz czas na drugie starcie – mamy nadzieję, że ono pozwoli wygrać całą walkę! Aktualnie Wojtek przebywa w ośrodku rehabilitacji neurologicznej w Otwocku, gdzie każdego dnia jest pod opieką specjalistów z zakresu rehabilitacji, logopedii i psychologii. Pobyt w specjalistycznym ośrodku to ogromna szansa na powrót do normalności. Intensywna rehabilitacja i wola walki Wojtka doprowadziły do bardzo dużego postępu. Przełomowym momentem była decyzja o usunięciu rurki tracheostomijnej, dzięki czemu wprowadzono normalne odżywianie, a także przyczyniło się to do znacznej poprawy dźwięczności wypowiadanych słów. Od tego momentu komunikacja z Wojtkiem jest o wiele łatwiejsza. Ten postępujący proces może być kontynuowany jednie w specjalistycznym ośrodku, w którym dzięki opiece wielu specjalistów z dziedziny medycyny i innych nauk Wojtek może stopniowo pisać swoją historię od nowa. Jest to jednak długotrwały i bardzo kosztowny proces. Miesięczny pobyt w ośrodku wyceniany jest na 20 tys. złotych. Zwracamy się z ogromną prośbą o wsparcie finansowe, które umożliwi Wojtkowi dalszy pobyt w ośrodku i kontynuację rehabilitacji. Jesteśmy przekonani, że Wojtek już niedługo o własnych siłach wróci do domu. Dziękujemy za wsparcie!  Wiktor, Ola i Daria, dzieci Wojtka i żona Joanna

61 327,00 zł ( 76,86% )
Brakuje: 18 461,00 zł
Lina Pietraszewska
Lina Pietraszewska , 26 lat

Ból nie pozwala mi normalnie funkcjonować❗️POMOCY❗️

Mam na imię Lina i od wielu lat zmagam się z bólem, który na przestrzeni czasu stał się nie do zniesienia. Nie jestem już w stanie normalnie funkcjonować, dlatego dziś muszę prosić o pomoc... Codziennie rano, po nieprzespanej nocy, zakładam „maskę” i próbuję przeżyć kolejny dzień. Uśmiecham się, a wewnątrz rozpadam się na kawałki. Bo odczuwam silny ból, który przypomina cięcie nożyczkami wnętrzności. Są takie dni, gdzie cierpienie sięga zenitu i po prostu już nie daję rady… Cierpię przez żylaki miednicy mniejszej i żylaki przymacicza. W listopadzie 2023 roku miałam wykonany pierwszy zabieg (embolizacja) na żylaki przymacicza. Niestety poczułam się tylko gorzej. Wtedy podejrzenie padło na macicę, wyniki wskazywały na endometriozę.  W lutym 2024 roku musiałam przejść kolejny zabieg – usunięcia całej macicy z jajowodami. Kiedy otrzymałam wyniki badań histopatologicznych byłam w ogromnym szoku! Okazało się, że to nie macica była źródłem mojego cierpienia. Po miesiącu ból znowu powrócił i był tak silny jak przed operacją. Odwiedziłam wielu specjalistów, zjeździłam całą Polskę w poszukiwaniu pomocy. Gdy ponownie wykonałam rezonans byłam przerażona! Żylaki przymacicza znów były znacznie powiększone!  Obecnie nie daję już rady nawet pobawić się z własnym dzieckiem. Ból odbiera mi resztki sił. Jestem młodą osobą, która ma plany na życie, ale zdrowie nie pozwala mi ich realizować. Moją jedyną nadzieją jest nierefundowana operacja żylaków, która niestety kosztuje majątek.  Marzę o tym, żeby w końcu żyć bez bólu, zacząć żyć normalnie. Dlatego proszę Was, pomóżcie mi w tym. Samodzielnie nie uzbieram pieniędzy na operację, dlatego błagam – wesprzyj mnie, chociaż najmniejszą kwotą… Liczy się każda złotówka! Lina

16 158,00 zł ( 75,94% )
Brakuje: 5 119,00 zł
Artur Tomaszewski
Pilne!
7 dni do końca
Artur Tomaszewski , 3 latka

Złośliwy nowotwór zaatakował niewinne dziecko! Pomóż Arturkowi w walce z siatkówczakiem!

Tego lata beztroskie wakacje zamieniły się w walkę z bezlitosnym nowotworem, który na przeciwnika wybrał naszego malutkiego, jedynego synka! Do dziś nie możemy w to wszystko uwierzyć. Każdy dzień to dla nas niewyobrażalny strach o przyszłość Arturka… Gdy zauważyłam plamkę na oku synka, od razu umówiłam go na wizytę do okulisty. Niestety, chwilę czekaliśmy na termin wizyty. W najgorszych snach nie przypuszczaliśmy, że tak mała plamka może być spowodowana nowotworem.  W gabinecie u okulisty od razu padły pierwsze podejrzenia. Czuliśmy, jak ziemia osuwa nam się spod nóg… Otrzymaliśmy skierowanie do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, 120 km od naszego domu. Rzuciliśmy wszystko, spakowaliśmy się i już następnego dnia zjawiliśmy się w stolicy. Na miejscu niemal natychmiast otrzymaliśmy przerażającą diagnozę – nowotwór złośliwy oka. Nie było już złudzeń i nadziei, że może to jednak coś innego… Ta informacja spadła na nas, jak grom z jasnego nieba. W tamtej chwili świat na kilka minut się dla nas zatrzymał. Nie mogliśmy się załamywać. Arturek potrzebuje naszego ciągłego wsparcia i opieki. Nieustannie trwaliśmy przy szpitalnym łóżeczku, gdy z kroplówki leciała wycieńczająca chemia. Byliśmy zdruzgotani, gdy okazało się, że zarówno podania dotętnicze, jak i bezpośrednie do oka, nie przyniosły pożądanych rezultatów. Ostatnie badania dna oka nie pozostawiły nam nadziei… Przed nami powtórne badania, które mają potwierdzić wielkość i postać guza. Niestety, możliwe że konieczne będzie usunięcie oka. Myśl, że już w pierwszych latach życia nasze maleństwo zostanie bezpowrotnie okaleczone, rozrywa nasze serca. Przed nami wiele wizyt lekarskich, a już teraz same koszty dojazdów zaczynają nas przerastać... Najważniejsze jednak, żeby nie doszło do przerzutów. Arturek już tak wiele wycierpiał. Każdy jego krzyk, płacz, to dla nas potworny cios. Tak bardzo chcielibyśmy mu pomóc. Niestety, możemy tylko czekać. Wierzymy, że nasz dzielny wojownik wygra tę walkę. Wasze wsparcie to dla nas ogromna pomoc, za którą z całego serca dziękujemy. Rodzice ➡️ Licytacje dla Arturka

56 194,00 zł ( 75,45% )
Brakuje: 18 275,00 zł
Marysia Derek
Marysia Derek , 4 latka

Choroba NISZCZY naszą córeczkę... Odebrała Marysi wszystko❗️Błagamy o ratunek❗️

Prawda jest okrutna, prawda boli. Marysia cierpi na Zespół Retta, straszną chorobę, która odbiera dziewczynkom wszystkie umiejętności. Zamyka je we własnym ciele, sprawia, że stają się żywymi lalkami... Prosimy o pomoc dla naszej cierpiącej córeczki! Codziennie toczymy walkę z chorobą. Póki co możemy przeciwstawiać się jedynie rehabilitacją. Niestety jesteśmy jak Syzyf, wtaczający swój kamień na górę… Gdy wydaje się, że Marysi udało się osiągnąć sukces, zdobyć jakąś umiejętność, choroba okrutnie ją odbiera. I zaczynamy od nowa. Znów codziennie ćwicząc, jeżdżąc na kosztowne turnusy rehabilitacyjne…  Nasza biedna Marysia nie potrafi chodzić, mówić, ciało nie słucha jej poleceń. Nie słuchają jej ręce, nogi, nie słucha buzia. Nie sięgnie po ulubioną zabawkę, czy jedzenie. A w czerwcu skończy 4 latka… Czasami myślimy, co byłoby gdyby nie choroba, która odebrała jej radość życia. Jaka byłaby nasza dziewczynka, co lubiłaby robić? Z takich rozmyślań wyrywa nas straszna rzeczywistość. Ta rzeczywistość to nocne wybudzanie z okropnym krzykiem. To okrutne ataki epilepsji. To karmienie przez PEGa i częste wizyty w szpitalu. To infekcje, które przychodzą znienacka i zabierają wszystkie wypracowane postępy…  Jednak Marysia cały czas walczy, walczy o odrobinę radości w jej małym życiu. Pomimo jej okropnej choroby każdego dnia budzi nas pięknym uśmiechem, patrząc w oczy, tak jakby chciała do nas powiedzieć – “mamo, tato nie martwcie się, poradzimy sobie, mamy siebie”. Jesteśmy szczęśliwą rodziną, która robi wszystko, żeby pomóc Marysi. Niesamowitym wsparciem są nasze trzy cudowne córki, pomagają przy opiece nad swoją młodszą siostrą. Gdy jesteśmy w szpitalu, co chwilę dzwonią, kiedy do nich wrócimy. Ale my jako rodzice, nie chcemy ich obciążać, są nastolatkami, przed nimi mnóstwo wyzwań związanymi z wchodzeniem w dorosłość.  Kiedy dwa lata temu dowiedzieliśmy się o chorobie naszej córeczki, ciężko było nam to przyjąć. Czuliśmy smutek, ból, rozczarowanie i zadawaliśmy sobie pytanie: Dlaczego nasza córeczka, dlaczego los sprawił, że to ona musi być chora? Jednak dziś po prostu walczymy i staramy się myśleć o przyszłości!  Nasze wydatki są jednak ogromne i trudno nam udźwignąć je samemu. Musimy kupić Marysi nowe ortezy, wózek… Córeczka potrzebuje też sprzętów, takich jak pionizator. Wyjazdy na turnusy również wiążą się z dużymi wydatkami. A nie możemy przestać walczyć, bo choć choroba zabiera wypracowane postępy, to bez rehabilitacji byłoby jeszcze gorzej! Liczymy, że w przyszłości będzie można pomóc Marysi. Trwają zaawansowane badania nad terapią genową, która będzie mogła zatrzymać okrutną chorobę. Koszt leczenia będzie wynosił jednak kilkanaście milionów złotych! Póki co, musimy walczyć z chorobą rehabilitacją. Nasza córeczka to taki nasz kochany milczący aniołek, bo tak nazywa się dziewczynki z Zespołem Retta. Kochani, prosimy Was o wsparcie. Ona nas wszystkich potrzebuje. Każda nawet najmniejsza kwota daje Marysi szansę na lepsze życie. Za każde otwarte serce dla naszej córeczki – z góry DZIĘKUJEMY! Rodzice ➡️ Licytacje dla Marysi ➡️ Strona Marysi na Facebooku ➡️ TikTok

239 036,00 zł ( 74,89% )
Brakuje: 80 112,00 zł