Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marek Sztabnicki
Marek Sztabnicki , 54 years old

Sportowy duch w walce ze straszliwą chorobą! Pomocy!

Jeszcze do niedawna żyłem na pełnych obrotach. Spełniałem się jako ojciec, mąż i trener. W latach 80. byłem Mistrzem Polski w kajakarstwie, później trenowałem zawodników w tej dyscyplinie. Zapewne robiłbym to do dziś, gdyby nie straszliwa choroba, która niespodziewanie pojawiła się w moim życiu i wywróciła wszystko do góry nogami...  Wszystko zaczęło się bardzo niepozornie. Najpierw złe samopoczucie – brak sił, mocne osłabienie i częste krwawienie z nosa. Na początku byłem przekonany, że wszystkie te dolegliwości są wynikiem przepracowania i zwykłego przemęczenia. Jednak, kiedy pod pachą wyczułem dużego guza, wiedziałem, że jak najszybciej muszę skonsultować się ze specjalistą.  Lekarz zalecił usuniecie guza i wykonanie badań histopatologicznych. Do samego końca wierzyłem, że to nie może być nic strasznego. Przecież zawsze dbałem o swoje zdrowie, a mała narośl i osłabienie nie mogą zwiastować śmiertelnej choroby! Niestety, tak bardzo się myliłem... Wyniki jednoznacznie wykazały, że guz pod pachą to nowotwór złośliwy –  chłoniak powstały z komórek płaszcza C83!  Początkowo byłem w ogromnym szoku i utrzymywałem diagnozę w tajemnicy przed sąsiadami, znajomymi, przyjaciółmi… Nie chciałem ich martwić, w dodatku było to dla mnie niesamowicie trudne... Zawsze byłem samodzielnym i wytrwałym człowiekiem – głową i filarem rodziny. Dbałem o żonę, dzieci i bliskich. Miałem plany, marzenia i cele do zrealizowania... Nagle to wszystko zawisło na włosku.  Po kilku tygodniach, gdy szok minął, pozostało pytanie, „Co dalej?”. Poddanie się nie wchodziło w grę. Przecież to nie leży w naturze sportowca! Wiedziałem, że mam dla kogo żyć, dlatego muszę walczyć. Z tą właśnie myślą rozpocząłem długi cykl leczenia...  Obecnie od diagnozy upłynęło już sporo czasu... Minęły dokładnie 4 lata – ciężkiej, intensywnej walki. Przeszedłem chemioterapię, naświetlania, autoprzeszczep szpiku kostnego oraz leczenie podtrzymujące, w którym jestem do dziś.  Jestem również pod stałą opieką onkologiczną, hematologiczną oraz pod opieką pulmonologa, kardiologa i wielu innych specjalistów. W wyniku leczenie powstało wiele skutków ubocznych, z którymi zmagam się do dziś. Mam ogromną męczliwość, szybko tracę siły, a wykonanie niektórych czynności staje się dla mnie wyzwaniem nie do pokonania. Dodatkowo ostatnie badania wykazały obecność guza w płucach... To oznacza, że leczenie nadal musi trwać.  Niestety długotrwała walka odbiła się na całej rodzinie. Żona zrezygnowała z pracy, aby całkowicie poświęcić się opiece nade mną, a dotychczasowe leczenie pochłonęło wszystkie nasze oszczędności! Pojawił się problem z opłaceniem bieżących rachunków, o wyjazdach medycznych, lekach i diecie nie wspominając...  Nie pozostaje mi nic innego, jak prosić Was o pomoc. Leczenie to jedyna szansa na powrót do dawnego życia – bez wznowy i cierpienia.   Proszę, pomóżcie mi.  Marek *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.  Licytacja na Facebooku:  ➡️ Licytacje dla Marka- człowieka z żelaza! Dowiedz się więcej:  ➡️ Sportowy duch w walce z chorobą. ➡️ Były Mistrz Polski walczy o życie!

70 802,00 zł ( 83.19% )
Still needed: 14 305,00 zł
Natalka Mancewicz
Urgent!
Natalka Mancewicz , 14 years old

Tato, kiedy przestanie boleć? – Zapalenie mózgu pożera Natalkę!

Załamałem ręce, gdy usłyszałem pierwszą diagnozę. Autyzm!? Tak nagle, zachorowała po przejściu infekcji? Nie mogłem w to uwierzyć. Zdecydowaliśmy się z żoną na badanie genetyczne, którego wynik wykluczył autyzm. Wtedy zaczęła się nasza walka o prawidłowe zdiagnozowanie córeczki.  Wszystko zaczęło się we wrześniu zeszłego roku, gdy Natalka miała 12 lat. Przeszła wtedy bardzo silne zapalenie zatok, po którym jej zachowanie zmieniło się nie do poznania. Zaczęła mieć masę niespecyficznych objawów bólowych, tiki, nadwrażliwość słuchową i wzrokową, omamy, problemy ze snem, mówieniem, pląsawice. Ponieważ Natalka była wcześniej zdrowym dzieckiem, nie mogliśmy uwierzyć w sugestie lekarzy, że córka nagle ma spektrum autyzmu. Wydatki na znalezienie diagnozy pochłonęły nasze oszczędności. Tylko w ciągu ostatnich kilku miesięcy na badania, leki i wizyty u specjalistów wydaliśmy ponad 15 tysięcy zł. Staraliśmy się podołać finansowo i nie prosić o pomoc, jednak przerosła nas ilość przepisywanych zaleceń farmakologicznych oraz niekończąca się lista badań zlecanych przez poszczególnych lekarzy, u których córka ma prowadzoną diagnostykę tj.: neurologa, immunologa, lekarza chorób zakaźnych i metabolicznych, gastroenterologa, reumatologa, pediatry, psychologa, psychiatry, alergologa, genetyka.  Kolejni specjaliści, wskazują potrzebę przeprowadzenia badań genetycznych WES 2+2, których koszt to ponad 15 tysięcy zł. Badania te można wykonać tylko prywatnie. Jednak tylko ono da nam możliwości znalezienia przyczyn postępującej choroby córki. Najgorsze jest to, że Natalka cierpi na uporczywe bóle brzucha, głowy, nóg i są one oporne na działanie środków przeciwbólowych. Naprawdę nie da się funkcjonować i nie płakać, gdy twoje dziecko codziennie, kilkadziesiąt razy dziennie skarży się na ból.  Staraliśmy się nie załamywać, gdy odbijaliśmy się od nietrafionych diagnoz i kolejnych lekarzy, których jedynym rozwiązaniem było przepisywanie coraz to większych dawek niedziałających leków przeciwbólowych, które doprowadziły do stanów zapalnych w przewodzie pokarmowym, przewlekłego zapalenia przełyku i żołądka.  Niektórzy twierdzili, że tak najwidoczniej już teraz będzie. Nie mogliśmy uwierzyć, że przy tak rozwiniętej medycynie, skutecznym leczeniu nowotworów, lekarze nie potrafią ulżyć naszej córce w bólu, aby mogła funkcjonować jak rówieśnicy. Nie poddawaliśmy się więc i po blisko roku szukania, nauki, czytania, znaleźliśmy lekarzy neurologii i immunologii dziecięcej, którzy ustalili, na co choruje Natalka. Musimy się zmierzyć z bardzo poważną chorobą, wyniszczającą po kawałku różne obszary mózgu – autoimmunologiczne zapalenie mózgu pożera naszą córeczkę. I żona, i ja pracuję w dwóch miejscach pracy, ale pomimo tego nie jesteśmy w stanie zgromadzić wystarczających środków na leczenie, które umożliwi powrót do zdrowia i cofnięcie tego, co się zadziało przez postępującą chorobę. Znaleźliśmy skuteczne leczenie immunoglobulinami. Koszt tej nierefundowanej kuracji jest zależny od wagi i liczby wymaganych wlewów. Czekamy aktualnie na kosztorys.  Prosimy o pomoc! Od kilku lat leczenie zapalenia mózgu jest nierefundowane, pomimo że chorobę da się skutecznie wyleczyć przeciwciałami IVIG. Niestety koszt jednego wlewu to ok. 75 tysięcy złotych. Wlewów takich może być potrzebnych kilka. Bez Twojej pomocy nie damy rady zebrać takich pieniędzy...  Rodzice Natalki ➡️ Licytacje na Facebooku ➡️ Kiermasz dobrej książki – Styczeń dla Natalki!

413 446,00 zł ( 87.81% )
Still needed: 57 379,00 zł
Antoni Pracki
Urgent!
Antoni Pracki , 4 years old

❗️By koszmar nowotworu nigdy nie wrócił. Pomóż w walce o zdrowie i życie Antosia

Mamy wrażenie, że tkwimy w pułapce. Nowotwór może wrócić w każdej chwili, a wtedy zdrowie i życie Antosia znów stanie pod znakiem zapytania… Choroba nie pozostawiła nam wyboru - musimy poświęcić wszystko, by walczyć o jego przyszłość. Kiedy pierwszy raz wchodziliśmy na pokład samolotu do USA, byliśmy pełni nadziei, wiary i nerwowego oczekiwania… Po tragicznych informacjach, brutalnej diagnozie, wreszcie mieliśmy realną szansę na zdobycie ratunku. Za nami trudna i wymagająca droga - kolejne chemioterapie, konsultacje, badania, wznowy, które dzięki szybkiej interwencji lekarzy udało się opanować.  Niestety, nie możemy czuć się bezpiecznie, bo choroba w każdej chwili może zaatakować ponownie, a tylko wczesna diagnostyka wznowy nowotworu, daje nam szansę na pokonanie potwora.  Wizyty kontrolne w USA odbywają się co 6-8 tygodni. Podczas jednej z nich skutecznie zatrzymaliśmy rozwój nowych guzów w prawym oczku. Właśnie dlatego nie możemy zrezygnować, nie możemy się poddać i czekać na rozwój wypadków. Specjaliści z amerykańskiej kliniki traktują Antosia jako szczególny przypadek, bo nasza historia to nie tylko walka z nowotworem oczek, ale też groźnym guzem w główce. Kiedy wracamy do tych chwil pełnych strachu, wiemy, że już nigdy ponownie nie chcemy tam wrócić. Poświęciliśmy wszystko tej walce, dlatego zdrowie naszego małego Wojownika musi pozostawać pod kontrolą lekarzy, którym możemy zaufać.  Regularne wizyty, pokrycie kosztów badań dodatkowych oraz bilety lotnicze to koszty, które ciężko nam sobie wyobrazić. Jeśli doliczymy do tego rehabilitację bądź inne potrzeby medyczne Antosia, suma może sięgnąć nawet 500 tysięcy złotych! Świadomość tego, że potrzebujemy takich środków, by zabezpieczyć przyszłość naszego synka jest porażająca.  Sami nie mamy szans! Nie damy rady zapewnić tego, czego potrzebuje najbardziej. Niestety, te potrzeby nie mogą czekać, bo wizyty są planowane w odniesieniu do wyników kolejnych badań. Jeśli nie zdobędziemy potrzebnej kwoty, terapia zostanie wstrzymana! Właśnie dlatego z całych sił prosimy o pomoc i wsparcie!  Walka trwa, a poddanie się nie wchodzi w grę. Już raz podarowaliście nam nadzieję na lepsze jutro. Tak bardzo chcemy wierzyć, że znów możemy na Ciebie liczyć!  Całe życie podporządkowane jest nierównej walce, ale toczymy bój o najwyższą stawkę. Na szali jest życie, zdrowie i przyszłość Antosia. Każdy jego uśmiech utwierdza nas w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję. Przed nami jeszcze wiele ciężkich lat, ale dzięki Wam możemy dostać iskierkę nadziei!  Każda z nich jest na wagę zdrowia i życia! Proszę, podaj Antosiowi i naszej rodzinie pomocną dłoń.  Dobro, które przekazujesz innym, wraca!  Rodzice ____ Walkę Antosia można śledzić na bieżąco na: Facebooku: Antoś Pracki kontra nowotwory Instagamie: @antospracki Zbiórkę można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych w grupie: TeamAntoś pomaganie przez licytowanie❗️❤️ ____ Media o walce Antosia:  Wyścig z czasem. Mały Antoś potrzebuje pomocy Antoś ma cztery miesiące, walczy z dwoma nowotworami. Apel o pomoc Mały Antoś potrzebuje naszej pomocy, by wygrać z nowotworami Ratujmy Antosia! Chłopczyk walczy aż z dwoma nowotworami. Liczy się każda złotówka! Możemy uratować oczy i życie małego Antosia Historia Antosia w Wiadomościach: Podwójna walka małego chłopca

372 390,00 zł ( 87.51% )
Still needed: 53 141,00 zł
Szczepan Skibniewski
13 days left
Szczepan Skibniewski , 45 years old

Maszyna wciągnęła i zmiażdżyła mu rękę – potrzebna proteza!

Życie mojego taty dotychczas kręciło się wokół innych. Był zawsze gotowy pomóc, podnieść bliskich na duchu, wesprzeć swoją wiedzą i siłą. Niestety okrutna tragedia przecięła jego życie na pół… Maszyna w pracy wciągnęła i zmiażdżyła jego prawą rękę!  Mój tata, Szczepan, odkąd pamiętam był osobą, której uśmiech rzadko kiedy schodził z twarzy. Nawet w najtrudniejszych chwilach był w stanie znaleźć pozytywy, tak aby podtrzymać nas, swoich bliskich, na duchu. Jedną z jego naczelnych wartości była pomoc innym. Ciężko mi nawet zliczyć, jak wiele dobra dla innych uczynił przez 45 lat swojego życia: co roku uczestniczy jako wolontariusz w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, regularnie wspiera różne akcje charytatywne, a szczególnie bliskie jego sercu jest dobro zwierząt.  Niestety, 3 lutego wydarzyła się tragedia, która zmusiła tatę do zatrzymania się… Tamtego dnia tata miał mieć wolne, planowaliśmy spędzić ten dzień rodzinnie, w domu. Jednak pech sprawił, że musiał jeszcze na chwilę pójść do pracy, dokończyć coś, czego nie zdążył zrobić w tygodniu. Kilka sekund zadecydowało, że życie mojego taty zmieniło się na zawsze! Wskutek nieszczęśliwego splotu wydarzeń podczas prac konserwacyjnych, fragment kurtki taty został wciągnięty do maszyny. Tata walczył z całych sił i próbował się wyswobodzić! Wszystko trwało dosłownie sekundy – MASZYNA WCIĄGNĘŁA CAŁĄ JEGO PRAWĄ RĘKĘ! Niestety, pomimo wielkiego wysiłku lekarzy, ręki mojego taty nie udało się uratować. Zniszczenia były zbyt obszerne, by cokolwiek dało się zrobić… Jedynym wyjściem była amputacja. Z dnia na dzień z osoby bardzo aktywnej, pełnosprawnej, stracił swoją dominującą, prawą rękę. Dla nas wszystkich jest to ogromny szok, ale tata postrzega to jako osobisty KONIEC ŚWIATA! Tata jest pod najlepszą możliwą opieką lekarzy i dzięki ich wysiłkom, będzie mógł częściowo powrócić do poprzedniego życia. Lekarze ocenili, że możliwe stanie się założenie protezy ręki, dzięki której będzie mógł wykonywać wiele czynności „po staremu”. Koszt protezy ręki jest dla naszej rodziny niewyobrażalny – to ponad 700 000 zł!  Takich oszczędności nie zebralibyśmy nawet pracując przez całe życie. Bardzo głęboko wierzymy, że mój tata wyjdzie z całej sytuacji silniejszy i w swoim życiu uczyni jeszcze wiele dobrego dla innych. Osoba, która całe swoje życie pomagała innym, teraz sama potrzebuje naszej pomocy. W imieniu mojego taty i całej naszej rodziny prosimy o pomoc i  dziękujemy Wam za każdą wpłaconą sumę i chęć pomocy! Ufamy, że jeszcze będzie przepięknie! Syn Dawid z rodziną

186 320,00 zł ( 25.23% )
Still needed: 551 934,00 zł
Sara Fierka
Sara Fierka , 5 years old

❗️Sara żyje w ciemności - potrzeba kilku milionów złotych, by mogła zobaczyć świat!

Dzieci boją się ciemności, a to właśnie ona jest światem mojej córeczki... Sara w październiku skończyła 5 lat. Nie widzi... Bardzo rzadka choroba genetyczna odebrała jej wzrok. Dla takich dzieci jak Sara jest jednak nadzieja - terapia genowa. Kosztuje kilka milionów złotych, ale może dać jej to, co dla nas jest bezcenne - szansę na to, że Sara zobaczy słońce, kolor nieba, moją twarz... Teraz żyje w całkowitym mroku. Błagam o pomoc! Gdy Sara przyszła na świat, nikt nie spodziewał się, że razem z nią przyszła na świat choroba... Że ma wadliwy gen, odpowiedzialny za produkcję białka, niezbędnego do prawidłowego widzenia. Córeczka urodziła się jako zdrowe dziecko - tak się wszystkim wtedy wydawało... Ciąża przebiegała prawidłowo, po narodzinach wszystkie badania wychodziły poprawnie. Wróciłam z Sarą do domu, a córeczka zawładnęła moim sercem... Nie sądziłam, że los szykuje dla nas dramatyczny scenariusz. Po jakimś czasie w moje serce zakradło się coś jeszcze - niepokój... Sara w ogóle nie wodziła wzrokiem za zabawkami. Gdy słyszała głośny dźwięk, odwracała główkę w tę stronę, ale nie interesowały ją kolory, światełka... Ona nie widzi - ta przerażona myśl pojawiła się w mojej głowie i nie chciała zniknąć. Lekarze twierdzili, że się mylę; byliśmy u okulisty, neurologa, którzy uważali, że ze wzrokiem Sary jest wszystko w porządku. Ja jednak wiedziałam... Gdy w kompletnej ciemności rozświetlałam latarkę, Sara na początku reagowała. Potem przestała robić nawet to... Diagnoza potwierdziła się, gdy córeczka miała 1,5 roku. To wtedy przyszły wyniki badań genetycznych... Okazało się, że Sara choruje na wrodzoną ślepotę Lebera, rzadką chorobą genetyczną, występującą z częstotliwością raz na kilkadziesiąt tysięcy urodzeń... Przez mutację w jednym genie moja córeczka jest ślepa, bo jej organizm nie koduje białka, które jest niezbędne, by widzieć... To były dla nas dramatyczne chwile... Nie mogłam powstrzymać łez. Bardzo się bałam, co będzie z Sarą, jak ona sobie poradzi, jaka przyszłość jej czeka? Wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądać jej życie, które nie jest w stanie zobaczyć nic, poza ciemnością... Płakałam, że nigdy nie zobaczy błękitu nieba, kolorowych ścian swojego pokoju, moich oczu, wpatrzonych z nią miłością... Nie obejrzy bajek, a gdziekolwiek poza bezpiecznymi murami domu świat będzie dla niej zagrożeniem... Wyobraź sobie, że otwierasz oczy, ale jedyne, co jesteś w stanie zobaczyć to przerażającą ciemność, z której próbujesz się wydostać. Płakałam na myśl, że taka ciemność już zawsze może towarzyszyć mojej małej Sarze. Kiedyś dla takich dzieci jak moja córeczka nie było ratunku... Do końca życia żyły w mroku, nie będąc w stanie podziwiać tego, jak piękny jest świat, skazane jedyne na wyobraźnię... Teraz jednak jest dla nich nadzieja. Przez kilkanaście lat trwały pracę nad terapią genową, która obecnie jest stosowana z powodzeniem w leczeniu ślepoty Lebera. Tak jak wspomniałam, przez uszkodzony gen  komórki oka nie są w stanie wyprodukować białka, niezbędnego do procesu widzenia. Dzięki zastrzykowi organizm z odpowiednim kodem RNA, zawierającym instrukcję inicjująca produkcję białek, organizm zaczyna je produkować, a tym samym zaczyna widzieć... Zaawansowane leczenie ślepoty Lebera przeprowadza się już w Poznaniu. Chłopiec, który dostał terapię genową, po miesiącu zobaczył już kontury budynków... Wcześniej żył w ciemności tak jak Sara. To dla naszej córeczki ogromna szansa na to, by mogła zobaczyć świat! Niestety, w przypadku choroby, jaką jest ślepota Lebera, mutacja może dotyczyć kilkunastu różnych genów... Dzieci leczone w Polsce mają mutację innego genu niż nasza córeczka. Dla Sary jednak też jest nadzieja - trwają prace nad opracowaniem terapii genowej dla takich przypadków jak moja córeczka. Myślę, że za 2-3 lata Sara powinna dostać upragniony lek... O ile uda nam się zebrać środki. Niestety, terapie genowe należą do najdroższych na świecie... Stoją za nim lata badań.  Szacuje się, że jeden zastrzyk to koszt trzech milionów złotych... Robię, co mogę, aby Sara miała szczęśliwe dzieciństwo mimo otaczającej ją ciemności... Córeczka je sama, chodzi do przedszkola, jeździ nawet na rowerze - jestem z niej bardzo dumna. Część rzeczy jest dla niej trudna do osiągnięcia, bo 98% rzeczy uczy się przecież przez obserwację, a Sara nie widzi... Nie podpatrzy, jak się je widelcem, jak ułożyć usta przy mówieniu pewnych zgłosek, jak wiąże buciki... Poznaje świat dotykiem, słuchem. Codziennie ma rehabilitację, jest pod opieką wielu specjalistów... Czasem denerwuje się, jak chcę zrobić coś za nią, bo chciałaby sama... Mam nadzieję, że będzie jak najbardziej samodzielna. Mamy do zebrania ogromną kwotę pieniędzy, aby Sara mogła widzieć... Musimy zacząć już teraz. Przychyliłabym Sarze nieba, ale sama nie jestem w stanie zebrać kilku milionów złotych... Muszę prosić o pomoc. Głęboko wierzę w to, że terapia genowa sprawi cuda, Sara będzie widziała, będzie mogła rozwijać się tak samo dobrze jak każde inne dziecko. Proszę, pomóż mi ocalić Sarę przed ciemnością... Pozostaje mi wiara w to, że znajdą się ludzie o dobrych sercach, którzy będą chcieli sprawić, że moja córeczka zobaczy kiedyś słońce... Katarzyna - mama Sary   ➡️ Sarze możesz pomóc też poprzez licytacje - Pomóżmy Sarci zobaczyć słoneczko🌞

144 685 zł
Olaf Hałas
14 days left
Olaf Hałas , 11 years old

Ból, który nie daje żyć – Ratuj Olafa❗️

Dziękujemy z całego serca za dotychczasowe wsparcie! Udało nam się skontaktować z lekarzami, którzy podejmą się leczenia Olafka. Niestety, koszty są przerażające... Nasza historia: Czy może być coś bardziej rozdzierającego niż bezsilne obserwowanie cierpienia własnego dziecka? Przez wiele lat byliśmy bezradni, próbując zrozumieć, co dolega Olafowi. Po 8 latach bólu i niepewności okazało się, że Olaf jako jedyny w Polsce i jeden z 14 osób na świecie choruje na PMLD1, czyli leukodystrofię.  Leukodystrofia jest nieuleczalna. Powoduje między innymi oczopląs, opóźnienie psychoruchowe, spastyczność, brak rozwoju mowy, brak przyrostu masy ciała, ataksję, problemy z przełykaniem, problemy ortopedyczne. Pomimo tego, że mamy już diagnozę, lekarze rozkładają ręce i nie wiedzą, jak pracować z naszym Olafkiem… Synek ani na chwilę nie osiągnął umiejętności samodzielnego siadania, chodzenia czy mowy. Większość dzieci przez kilka pierwszych lat ma te umiejętności, a potem je zatraca. W końcu szpital w Rzymie zgodził się kompleksowo zająć zdrowiem mojego syna. Los wreszcie się uśmiechnął. Znaleźliśmy zrozumienie, wsparcie, swoją bezpieczną przystań! Leczenie w Rzymie jest wybawieniem, ale niestety bardzo kosztownym. Wiąże się z częstymi, drogimi podróżami i wysokimi opłatami za sam pobyt i opiekę w szpitalu. Operacja za granicą to teraz nasza jedyna szansa. Jako matka zrobię wszystko, by pomóc mojemu dziecku. Wszystko, by miał choćby szansę na normalne życie, by przestał cierpieć. Każde wsparcie to nadzieja, że to marzenie się spełni. Ale bez Ciebie nie damy sobie rady. Każda nawet najmniejsza wpłata jest dla nas na wagę złota i za każdą z całego serca dziękujemy. Mama Olafa ➡️ Facebook  PMLD1 - Walka Olafka

107 895,00 zł ( 45.17% )
Still needed: 130 935,00 zł
Jakub Genc
Jakub Genc , 12 years old

Tylko pilne leczenie pomoże uratować Kubusia ze szponów choroby! Pomocy!

U Kubusia w wieku 4 lat błędnie zdiagnozowano autyzm dziecięcy oraz ADHD. Po wielu poszukiwaniach wiemy, co dokładnie dolega naszemu Kubusiowi. Zrobimy wszystko, by odmienić jego przyszłość, by zadbać o jego zdrowie.  Dziś po czasochłonnej i bardzo kosztownej diagnostyce wiemy, że to nie autyzm, a autoimmunologiczne zapalenie móżdżku, które objawami bardzo przypomina zachowania autystyczne. Bezsprzeczne wyniki badań potwierdzili specjaliści. W ostatecznej diagnozie pomogła nam między innymi mama dziecka, któremu w czas udało się pomóc.  U nas sytuacja jest bardziej dramatyczna, ponieważ nasz syn ma już 10 lat i jego zapalenie uzyskało miano 1:100. Oznacza to, że zapalenie w móżdżku trwa już wiele lat powodując szereg zmian w funkcjonowaniu. M.in. niekontrolowane napady autoagresji, niepełnosprawność intelektualna w stopniu lekkim (przy nieleczonym zapaleniu będzie ona się pogłębiała z każdym dniem). Przez wiele lat byliśmy przekonani, że syn ma autyzm i stąd jego objawy. Zaufaliśmy diagnozie specjalisty... Już wiemy, że żadna terapia nie pomoże... Potrzeba bardzo drogiego leczenia wlewami immunoglobulin IVIG. Niestety to już jedyna szansa na poprawę funkcjonowania naszego syna inaczej jego rozwój nie będzie możliwy! Koszt leczenia przekracza nasze możliwości finansowe, wydaliśmy już wszystko, co mieliśmy na badania. Konsultacje i leki. Można powiedzieć, że już jesteśmy pod kreską dlatego błagamy o jakąkolwiek pomoc finansową i wsparcie zbiórki. Prosimy pomóżcie nam w walce o normalna przyszłość dla naszego syna... Rodzice

104 996,00 zł ( 43.3% )
Still needed: 137 451,00 zł
Nadia Wójcik
Nadia Wójcik , 22 months old

Specjalistyczne leczenie to jedyna szansa dla małej Nadusi❗️POMÓŻ w walce o życie❗️

Każdego dnia, w każdej minucie, jako rodzice ciężko chorego dziecka, błagamy, by nie było już bólu, łez i lęku... By nasza córeczka nie musiała cierpieć. Jest jeszcze malutka, nie wie, jak bardzo jest chora. My – jej rodzice walczymy z całych sił, by ocalić jej życie, by polepszyć sprawność... By nasza Nadusia mogła rozwijać się tak, jak inne dzieci, choć takiej szansy od losu nie dostała. Nadusia urodziła się z zespołem Aperta. Jest to bardzo rzadka choroba genetyczna, która sprawiła, że nasza córeczka ma zrośnięte paluszki u rąk i nóg, zwężone nozdrza i przedwcześnie zrośnięte szwy czaszkowe… Obecnie Nadia doszła już do siebie po ciężkiej operacji w lutym. W czerwcu odbędzie się kolejna, jeszcze trudniejsza, bardzo poważna operacja głowy. Planowane jest przecięcie kości czołowej czaszki wraz z nasadą nosa i górną częścią oczodołów, a także wszczepienie dystraktorów, które przez kilka miesięcy będą po troszkę wysuwać oczodoły. Dzięki temu zmniejszy się wytrzeszcz.  Jeśli chodzi o pierwszą operację paluszków – wciąż czekamy na wyznaczenie terminu przez szpital. Może to zająć nawet kilka miesięcy, dlatego musimy uzbroić się w cierpliwość. W dodatku konieczne operacje głowy ratujące życie bardzo osłabiają Nadusię, dlatego z rozwagą musimy planować każde kolejne interwencje chirurgiczne.  Równocześnie prowadzona rehabilitacja jest dla Nadii bardzo ważna, gdyż mała ma duże braki ruchowe. Do tego ma wykrzywione kostki u nóg. Nie podnosi rąk ponad głowę, nie potrafi usiąść z leżenia na plecach. Nadia mimo przejść jest niezwykle wesołą dziewczynką, uśmiecha się do obcych, wszystko ją interesuje, żwawo raczkuje i szpera w każdym kącie.  Niestety, koszty związane z leczeniem, intensywną rehabilitacją wspierającą rozwój Nadusi są dla nas nie do udźwignięcia. Mam jednak nadzieję, że Wasze serca po raz kolejny otworzą się dla naszej córeczki i dzięki Wam, wspólnymi siłami po raz kolejny zawalczymy o jej los.  Gdy Nadia przyszła na świat, jako jej mama bardzo bałam się czy damy sobie radę. Czułam, jak wiele wyzwań jest przed nami. Najtrudniejsze była świadomość, że za tym wszystkim, co było widać, kryją się ograniczenia, trudności, ból, cierpienie, a nawet zagrożenie życia. Ale wiedziałam, że choć Nadusia wygląda inaczej, choć los nie był dla niej łaskawy, pokocham ją najmocniej. I tak było. Pokochałam od pierwszych chwil, gdy tylko ją ujrzałam. I wiem, że będę walczyć o nią do końca. Przed nami bardzo trudna i wyboista droga – czeka nas wiele operacji i długich rehabilitacji, które są jedyną szansą na w miarę normalne życie. Choć Nadia ma zaledwie rok przeszła już trzy, bardzo poważne operacje głowy. Wiem, że to nie koniec – będzie ich jeszcze co najmniej kilka. Nadusia, jak każde dziecko w jej wieku zaczyna być ciekawa świata. Interesuje się zabawkami, często próbuje za coś złapać. Niestety, zrośnięte paluszki bardzo jej w tym przeszkadzają.  Dzięki Waszemu wsparciu udało nam się zebrać potrzebną kwotę na opłacenie pięciu operacji rozdzielenia paluszków w Hamburgu. Jesteśmy Wam bardzo wdzięczni i z pewnością będziemy Was informować o dalszych postępach.  Na ten moment potrzebujemy wsparcia finansowego, by zapewnić córeczce specjalistyczną rehabilitację oraz wszelkie konieczne wizyty. Będę Wam więc wdzięczna za każdą pomoc i okazane dobro, które pomogą Nadii zawalczyć o życie bez bólu i cierpienia... Dla Nadusi zrobimy wiele, z Wami jeszcze więcej...  Mama Nadii

101 460 zł
Laura Walaszczyk
Laura Walaszczyk , 8 months old

Nasza córeczka mogła UMRZEĆ❗️Dziś walczy o zdrowie i przyszłość – POMÓŻ❗️

Nasza córeczka przyszła na świat jako skrajny wcześniak w 22. tygodniu ciąży. Była taka malutka! Ważyła zaledwie 480 gram i mierzyła 30 centymetrów. Lekarze nie dawali jej najmniejszych szans na przeżycie… Nasza mała wojowniczka pokazała nam jednak ogromną siłę woli. Zaskoczyła wszystkich! Niestety skutki skrajnego wcześniactwa będą jej towarzyszyć jeszcze bardzo długo… Nawet nie mogliśmy wziąć naszego maleństwa w ramiona, ucałować i zapewnić, że bardzo ją kochamy. Laurka niezwłocznie została umieszczona w inkubatorze, a lekarze walczyli o jej każdy oddech. To było jak najgorszy koszmar!  Dwa tygodnie po urodzeniu córeczka musiała przejść pierwszą  poważną operację!  Okazało się, że jej jelito jest zrośnięte z dwunastnicą! Lekarze musieli wyciąć kawałek jelita i wyłonić stomię.  Laurka ważyła wtedy zaledwie 600 gram… Jej skórka była cienka jak pergamin. Gdy po dwóch tygodniach nastąpiło ściągnięcie szwów z brzuszka naszej kruszynki wszystko się rozeszło… Wnętrzności wyszły na wierzch, co było powodem konieczności przeprowadzenia następnej operacji! To cud, że nasza córeczka żyje! Walka o ustabilizowanie Laurki trwała miesiącami. Córeczka ma dużo powikłań wcześniaczych takich jak dysplazję oskrzelowo-płucną, retinopatię, na którą przeszła już dwie laseroterapie, oraz chorą tarczycę. Przez dwa i pół miesiąca 2 i pół miesiąca respirator kontrolował każdy oddech Laurki. Później córeczka musiała korzystać z tlenu, bo bardzo ciężko było jej samodzielnie oddychać. Kiedy pomalutku wszystko szło ku dobremu i już myśleliśmy, że w końcu zabierzemy naszą malutką do domu, dokładnie 18 maja dostaliśmy telefon, że Laurka potrzebuje kolejnej pilnej operacji! Okazało się, że doszło do skrętu jelita cienkiego i zamartwicy… Lekarze musieli wyciąć naszej Kruszynce 3/4 jelita cienkiego oraz wyłonić nową stomię! Obecnie córeczka jest karmiona pozajelitowo.  Nie wiemy co będzie dalej. Czeka nas dużo rehabilitacji, przez wzmożone napięcie mięśniowe oraz wizyt u wielu specjalistów, gdzie często będziemy musieli dojeżdżać na drugi koniec Polski. To niestety wiąże się z ogromnymi kosztami. Dlatego bardzo prosimy o pomoc! Wesprzyjcie nas w walce o zdrowie i lepszą przyszłość naszej Laurki! Rodzice

97 633 zł