Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Monika Gąsiorowska
Monika Gąsiorowska , 46 years old

Na Monikę czekają dzieci. Pomóż wybudzić ją ze śpiączki!

Nasze życie dzieli się na dwa etapy  – przed wypadkiem i po. Takie coś może przydarzyć się każdemu i z dnia na dzień wywrócić wszystko do góry nogami. Przydarzyło się akurat nam i dziś musimy uczyć się z tym żyć. Serce Moniki zatrzymało się zupełnie niespodziewanie. Czas, w którym nie biło, doprowadził do nieodwracalnych zmian. Doszło do niedotlenienia i, choć udało się uratować życie, Monika wciąż nie odzyskała świadomości. Cały czas o nią walczymy! My – siostry, rodzice, dzieci i mąż. Prosimy, bądź z nami, a ta walka będzie łatwiejsza. To był 7 marca, dwa miesiące temu. Monika zawiozła córkę do szkoły. Kiedy wróciła, źle się poczuła. Chwilę później doszło do zatrzymania akcji serca. Reanimacja, karetka, szpital – wszystko działo się bardzo szybko. Do dzisiaj wszystkim nam trudno uwierzyć w to, że w ciągu tych kilku chwil mogliśmy stracić Monikę. Dlaczego jej serce się zatrzymało? Tego nie wiemy do dzisiaj. Na OIOM-ie dowiedzieliśmy się, że stan Moniki jest zły. Lekarze wymieniali słowa, których tak bardzo nie chcieliśmy słyszeć – niedotlenienie, śpiączka, zatrzymanie akcji serca. A przecież jeszcze dzień wcześniej Monika rozmawiała z nami, chodziła, śmiała się. A teraz? Leżała w śpiączce na szpitalnym łóżku. Nie mówiła, nie ruszała się, nie patrzyła na nas… Do dziś nie odzyskała świadomości. Z dnia na dzień musieliśmy nauczyć się, jak opiekować się Moniką. Nasza mama właściwie zamieszkała w szpitalu, aby być przy niej cały czas. Po trzech tygodniach wypisano nas do domu… Tylko jak do niego wrócić, kiedy nie jest przystosowany do potrzeb Moniki? Poza tym potrzebna jest specjalistyczna opieka i rehabilitacja, której, choćbyśmy chcieli, sami nie zapewnimy. Monika potrzebuje całodobowej opieki. Niezbędna jest specjalistyczna rehabilitacja multisensoryczna, ponieważ pierwsze tygodnie i kolejne miesiące mają kluczowe znaczenie przy wybudzaniu ze śpiączki. Z uwagi na brak miejsc w ośrodkach finansowanych przez państwo, pozostają tylko te niepubliczne, posiadające odpowiednie zaplecze medyczne i rehabilitacyjne oraz wolne miejsce... Niestety – te kosztują mnóstwo pieniędzy. To, co się wydarzyło, zmieniło wszystko – zrewidowało wszystkie nasze plany i marzenia. To nasza wspólna tragedia – rodziców Moniki, męża, dzieci – Zosi i Tosi – oraz sióstr, które zawsze były razem, we cztery... Nie poddajemy się, będziemy walczyć, bo tylko tak możemy pomóc Monice. Innego sposobu nie ma. Prosimy o pomoc, bo choć stajemy na głowie, zaczyna brakować pieniędzy… Wierzymy, że któregoś dnia Monika wybudzi się ze śpiączki. Tak bardzo na nią czekamy… –rodzina Moniki

132 171,00 zł ( 46.01% )
Still needed: 155 063,00 zł
Kamil Ornat
Kamil Ornat , 33 years old

Tato, ja wciąż na Ciebie czekam – Kamil prosi o pomoc, by odzyskać dawne życie

Jak wytłumaczyć 3-letniemu dziecku, że jego ukochany tata, który do tej pory nosił go na rekach i na każdym kroku powtarzał, jak bardzo kocha, teraz siedzi w swoim fotelu, bezszelestnie, nic nie mówiąc, wpatruje się przed siebie? Kamil przeszedł operację, przez długi czas był w śpiączce. Po pewnym czasie jego stan zdrowia stał się bardziej stabilny, jednak wciąż nie reagował na bodźce i nie nawiązywał kontaktu z najbliższymi. Lekarze nie umieli określić, jak wielkie zmiany zaszły i czy spustoszenie wywołane obrzękiem mózgu i krwiakiem pozwoli jeszcze kiedyś pacjentowi funkcjonować normalnie. Kamilowi bardzo pomógł pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym, jednak nie może liczyć na finansowanie dalszej rehabilitacji przez NFZ. Także jego rodzina nie jest w stanie unieść kosztów leczenia w profesjonalnej placówce. Ogromna rolę w rehabilitacji Kamila odgrywa jego synek – Oskar. Nieustannie czeka, aż tata odzyska sprawność i znowu będzie mógł się z nim bawić i pokazywać mu świat. Żeby kiedykolwiek ojciec i syn mogli porozmawiać, żeby chłopiec mógł zobaczyć uśmiech taty, konieczna jest dalsza rehabilitacja Kamila. Do tego potrzebna jest praca, ćwiczenia i wola walki, której Kamilowi nie brakuje. Kolejne turnusy przesądzą o wszystkim. Oskar codziennie czeka, aż ojciec spojrzy, w jego stronę, odezwie się. W swojej dziecięcej ufności głęboko wierzy, że przyjdzie dzień, kiedy tata pójdzie z nim na długi spacer i czeka. Kamil przeżył wypadek i choć nie ma go w policyjnych statystykach wśród tych, którzy zginęli, to jego życie w pewnym sensie się skończyło. Rozległy uraz głowy, szpital, i skomplikowana operacja ratująca życie. Usunięcie krwiaka, odłamków kości czaszki. Jest z nami – przeżył. Kompromis między olbrzymią tragedią a wielkim szczęściem. Kamil żyje, i to tyle, bo o resztę trzeba mocno walczyć. Gdy po wypadku wrócił do domu, nastała straszna cisza, której nawet jego synek nie był w stanie przerwać. Kiedy patrzyło się na dziecko, kiedy próbuje wtulić się w tatę, który bez życia, siedzi wpatrzony przed siebie, serce pękało z żalu. Kilka metrów od domu przeznaczenie obdarło Kamila z normalności, odebrało mu radość z bycia ojcem, i na długie miesiące wcisnęło go do szpitalnego łóżka. Chwila nieuwagi, rozpędzony samochód, za małe pobocze, a po chwili inna rzeczywistość – oddział ratunkowy, śpiączka farmakologiczna. Wszystko w cieniu pytania, co będzie dalej? Przeżyje? Jeśli tak, to kiedy odzyska przytomność? Dni mijały i nikt nie umiał powiedzieć, co będzie dalej. Kamil nie był poturbowany, nie miał obtarć, złamań. Cały impet uderzenia przyjęła głowa chłopaka, to w niej tkwił największy problem, bo nikt nie umiał powiedzieć, jak wielkie zmiany zaszły i czy spustoszenie wywołane obrzękiem mózgu i krwiakiem, pozwoli  jeszcze kiedyś normalnie żyć. Dzień, którego wszyscy się bali, w końcu nastał i odsłonił to, czego nikt do siebie nie dopuszczał. Kami bez emocji patrzył przed siebie, nie reagował na żadne bodźce, nawet te najsilniejsze – nie reagował na swojego synka!  Długie miesiące intensywnej rehabilitacji i nadal przed Kamilem ściana, której nie może zburzyć. Tylko że on jest, tam w środku, czuje wszystko. Gdy Synek przytula się do niego, w oczach widać łzy. Oskar nie zadaje pytań. Dla niego to ten sam tatuś, co wcześniej - wskakuje mu na kolana, ściska i całuje. Nie odwraca wzroku od zniekształconej głowy, nie boi się, choć ojciec nie może odwzajemnić tych wszystkich ciepłych gestów. W pokoju łóżko i cała masa specjalistycznego sprzętu, na łóżku leży Kamil, szczuplutki, z ciałem poranionym licznymi odleżynami, a wkoło zabawki Oskara. Chłopiec uwielbia się bawić w pobliżu ojca, zawsze lubił i to się nie zmieni. Niekiedy wskakuje na kolana swojego taty, chwyta bezwładne ręce i bawi się w ciuchcie tak jak kiedyś, przed wypadkiem. Kiedy zasypia, Kamil patrzy, jak śpi, znów pojawiają się łzy, i można poczuć, że ta ogromna więź jest najlepszą formą rehabilitacji. Od narodzin Oskara życie Kamila kręciło się wokół niego, był taki dumny z tego, że jest ojcem, z niecierpliwością wyczekiwał dnia, kiedy synek będzie starszy, opowiadał mu o meczach, które będą razem rozgrywali. Chłopiec pamięta te obietnice i wierzy, że tata nauczy go jeszcze grać w piłkę, że go przytuli, że to wszystko to tylko kwestia czasu. Wszyscy wierzą, że przyjdzie przełom i któregoś dnia ci dwaj dzielni mężczyźni, ten mały i ten większy, chory, znów odzyskają dawny kontakt, pojadą na spacer, pojada razem na wakacje. Aby odczarować rzeczywistość, która postawiła ten mur, między ojcem i synem potrzebny jest czas i ciągła systematyczna rehabilitacja, a to z kolei duże pieniądze. Jeśli jest szansa, to musimy ją wykorzystać, dla Kamila i dla Oskara.  

37 564,00 zł ( 52.31% )
Still needed: 34 245,00 zł
Małgorzata Pilińska
Małgorzata Pilińska , 27 years old

Małgosia potrzebuje nowego wózka inwalidzkiego! Pomożesz?

Moja córka Małgosia od urodzenia zmaga się z niepełnosprawnością ruchową. Porusza się na wózku inwalidzkim, wymaga stałej opieki i rehabilitacji. Zdiagnozowano u niej  liczne wady wrodzone, w tym: przepuklinę oponowo-rdzeniową, padaczkę oraz niedowład nóg. Córka nie jest samodzielna, wymaga mojej całodobowej opieki.  Musiałem zrezygnować z pracy, by móc opiekować się Małgosią. Mimo ciężkiej sytuacji finansowej staram się ze wszystkich sił, szukając pomocy z różnych stron. Gosia jest poddawana intensywnemu leczeniu i rehabilitacji. Jeździ na dodatkowe badania i odwiedza wielu specjalistów. Niedawno przeszła skomplikowaną operację stóp, w miejscu oddalonym o 600 km od naszego domu. Pomimo trudności pozostaje cały czas aktywna. Uczęszcza na terapie basenowe, spotkania zaprzyjaźnionych grup i wspólnot. Bierze udział w kursach i warsztatach, z udziału, w których bardzo się cieszy. Poznała nowych znajomych i przyjaciół, nabrała też wielu nowych umiejętności. Małgosia jednak wciąż potrzebuje pomocy w zakresie zakupów drogich leków, sprzętów zaopatrzenia medycznego i rehabilitacji.  Niestety ostatnio napotkałem kolejny ogromny problem. Małgosia od 14 lat korzysta z wózka inwalidzkiego, z którego niestety już wyrosła. Niezbędny dla jej zdrowia i wygody jest nowy sprzęt dostosowany do jej wzrostu i wagi. Niestety koszt takiego wózka to aż 19 500 złotych! Pomimo dofinansowania z NFZ i PFRON, brakująca kwota wciąż jest powalająca…  Dlatego z całego serca proszę o wsparcie Małgosi, by mogła korzystać z wózka dostosowanego do jej potrzeb, wieku oraz wzrostu i wagi. Dziękujemy za dotychczasową pomoc i prosimy – nie zostawiajcie nas. Każda złotówka ma ogromne znaczenie!  Adam, tata Małgosi

1 560,00 zł ( 10.47% )
Still needed: 13 334,00 zł
Małgorzata Ślesicka
Małgorzata Ślesicka , 47 years old

Choroba chce odebrać Gosi wszystko! RATUJ!

Każdego roku dużo słyszy się o boreliozie. Niestety niewiele osób w pełni zdaje sobie sprawę, jak tragiczne ma ona konsekwencje. Jedno ugryzienie przekształciło moje życie w ciągnącą się latami walkę. Czuję się coraz słabsza… Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu. Z dnia na dzień zaczęłam ciągnąć prawą nogę, nie byłam w stanie prawidłowo chodzić. Błędne diagnozy, leczenie, rehabilitacja… Ciągły brak efektów. Wreszcie, pod koniec 2017 roku, rehabilitanci namówili mnie na badania w kierunku boreliozy. Wynik wyszedł pozytywny. Wreszcie otrzymałam diagnozę. Niestety, wyjątkowo tragiczną… W dodatku, przez cztery lata nieskutecznego leczenia choroba zdążyła zaatakować cały układ nerwowy. Przez pandemię i ośrodki rehabilitacyjne nie mogłam kontynuować leczenia i rehabilitacji. Ciężko wypracowane efekty cofały się w zastraszającym tempie, a ja nie mogłam zrobić zupełnie nic. Mój stan zdrowia z każdym dniem się pogarszał. Choroba każdego dnia odbierała mi coraz więcej. Obecnie poruszam się na wózku inwalidzkim z pomocą innych osób. Zmagam się z długą listą dolegliwości – bólami mięśni, ścięgien, nerwów, bólami neuropatycznymi oraz szeregiem innych nieprawidłowości. Każdego dnia odczuwam ogromne zmęczenie, a przez problemy ze snem nie mam jak w pełni się zregenerować. Szansą dla mnie jest codzienna, wielogodzinna rehabilitacja, turnusy, leki przeciwbólowe i przeciwzapalne, zioła, suplementy diety. Moja sytuacja finansowa jest bardzo trudna, a koszty leczenia ciągle wzrastają. Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak prosić o wsparcie.  Chcę walczyć o swoje życie. Pomagając mi możesz przyczynić się do ułatwienia mojego funkcjonowania. Twoja złotówka może mi pomóc w dostępie do jak najlepszych rozwiązań w zwalczaniu tej choroby. Proszę, pomóż, nim moja nadzieja umrze… Małgorzata

56,00 zł ( 0.1% )
Still needed: 53 136,00 zł
Miłosz Mośko
Miłosz Mośko , 19 months old

Wierzymy, że te maleńkie nóżki kiedyś będą stawiać milowe kroki... Pomóż Miłoszkowi❗️

Przez całą ciążę mieliśmy nadzieję, że Miłoszek urodzi się zdrowy. Jednak nie… Synuś przyszedł na świat się z krótszą i mniejszą lewą nóżką. O wadzie dowiedzieliśmy się w 20. tygodniu ciąży podczas drugiego badania prenatalnego. Lekarz wykonujący USG stwierdził nieprawidłowy obraz kości udowej. Po wykonaniu amniopunkcji została wykluczona wrodzona łamliwość kości… Odetchnęliśmy z ulgą, jednak nadal nie znaliśmy konkretnej diagnozy.  Od tej pory poszukiwaliśmy pomocy. Gdy synek miał niecałe 2 miesiące, trafiliśmy do szpitala. Istniało podejrzenie rozwojowej dysplazji stawu biodrowego. Miłoszek leżał pod wyciągiem z wyciągniętymi nóżkami przez 2 tygodnie. Okazało się, że wyciąg był niepotrzebny, a nawet niebezpieczny… Nadal nie mieliśmy diagnozy… Zaczęły się poszukiwania lekarza, który prawidłowo zdiagnozuje naszego synka. W końcu trafiliśmy na odpowiedniego specjalistę w Wiedniu, który powiedział nam, co dokładnie dolega synkowi. Miłoszek cierpi na wrodzony niedorozwój kości udowej. Dodatkowo lekarz stwierdził brak wiązadeł krzyżowych w kolanie. Pan doktor przedstawił plan leczenia na kilkanaście lat. Postanowiliśmy jednak poszukać lekarza w Polsce, który potwierdzi tę diagnozę. Tak trafiliśmy do Paley European Institute, gdzie diagnoza została potwierdzona i otrzymaliśmy również plan leczenia. W końcu my i nasz synek otrzymaliśmy opiekę, której szukaliśmy. Różnica długości kończyn obecnie wynosi około 6 cm i z wiekiem będzie się powiększać. Lewa kość udowa jest zrotowana do wewnątrz. Miłoszek wymaga wieloetapowego leczenia chirurgicznego do wieku nastoletniego. Operacje będą możliwe około 10 –12 roku życia. Jeśli będą wymagane, kolejne w ciągu 2 – 3 lat. Celem leczenia jest uzyskanie kończyn o pełnej funkcji, równej długości, ze stopą płasko ułożoną na podłożu, a co najważniejsze – bez dolegliwości bólowych podczas normalnej aktywności. Miłoszek, pomimo swojej niepełnosprawności, jest bardzo pogodnym i radosnym dzieckiem, które z ciekawością eksploruje otaczający świat. Jest bardzo odważny, uwielbia się wspinać i cieszy się, wraz z nami, z każdej nowo nabytej umiejętności. Miłoszek ma 19 miesięcy, ale z powodu swojej wady jeszcze nie chodzi… Pomóżcie naszemu maluszkowi i wesprzyjcie tę zbiórkę... Rodzice Miłoszka, Marta i Tomek

1 124,00 zł ( 0.3% )
Still needed: 371 217,00 zł
Remik Komorowski
Remik Komorowski , 9 years old

Walka, w której stawką jest przyszłość! Remek potrzebuje Twojego wsparcia!

U naszego synka zdiagnozowano rzadką chorobę genetyczną – zespół Sotosa. Schorzenie to powoduje nadmierny wzrost w pierwszych latach życia i niesie ze sobą choroby towarzyszące, które znacznie utrudniają codzienność Remika i wymagają systematycznej opieki specjalistów! Od pierwszych dni Remiś jest objęty intensywną rehabilitacją, a od 11. miesiąca życia regularnie uczęszcza na zajęcia logopedyczne, terapię ręki, integrację sensoryczną oraz spotkania z psychologiem. Każda godzina poświęcona na ćwiczenia to krok bliżej ku samodzielności, której pragniemy dla niego z całego serca! Cały czas walczymy o lepszą komunikację i sprawność, a tym samym jak największą samodzielność syna. Remik używa specjalnego tabletu, dzięki któremu jest w stanie przekazać nam swoje emocje i potrzeby. Pokazuje nam, jak wiele rozumie i jak bardzo chce się rozwijać!  Nasz chłopiec zmaga się także z niedosłuchem i wadą wzroku, dlatego nosi aparaty słuchowe, okulary oraz ortezy na nogi. Dzięki Waszemu wsparciu Remik może korzystać z nowych ortez! Bardzo Wam za to dziękujemy! Pragniemy, by synek mógł kontynuować specjalistyczne zajęcia oraz rehabilitację, które są kluczowe dla jego prawidłowego rozwoju i tym samym otwierają mu drogę do lepszej przyszłości. Staramy się otoczyć go odpowiednią opieką, jednak koszty z nią związane każdego miesiąca mocno obciążają nasz domowy budżet... Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie. To dzięki dobrym sercom wokół nas możemy wierzyć, że spełni się nasze największe marzenie – by Remik miał życie pełne możliwości i radości, na które zasługuje, jak każde dziecko!  Rodzice Remisia

86,00 zł ( 0.8% )
Still needed: 10 553,00 zł
Krystian Olbryś
Urgent!
Krystian Olbryś , 24 years old

Złośliwy nowotwór daje kolejne przerzuty❗️Pomóż w walce o życie Krystiana❗️

Mam na imię Krystian. Zawsze byłem okazem zdrowia, nigdy nie chorowałem – z zawodu jestem policjantem, ale ta ciężka choroba odmieniła wszystko. Wszystko zaczęło się już w marcu 2023 roku, kiedy byłem jeszcze na szkole policyjnej. Pewnego dnia zauważyliśmy, że mam zaczerwieniony pępek – lekarze w przychodni sądzili, że najprawdopodobniej to początek przepukliny. Nikt nie podejrzewał, że w moim ciele rozwija się zabójczy nowotwór.  Dałem radę, ukończyłem szkolenie z dobrym wynikiem w maju 2023 roku. Schudłem wtedy już około 15 kg, jednak nie myślałem, że to objaw choroby. Sądziłem, że stres i duży wysiłek fizyczny w szkole zrobił swoje. Rozpocząłem pracę w wymarzonym zawodzie i tak też przepracowałem około 2 miesięcy. Coraz częściej zaczął się pojawiać u mnie stan podgorączkowy, ale brakowało jakichkolwiek innych objawów infekcji. Pomyślałem wtedy, że może to mieć związek z zaczerwieniem brzucha, które pojawiło się parę miesięcy wcześniej. 25 czerwca trafiłem na SOR. Gdy dotarłem do szpitala, zostałem zbadany, a lekarze podjęli decyzje o operacji. Około 23:00 trafiłem na blok z podejrzeniem ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego. Okazało się, że dotychczasowe podejrzenia specjalistów są błędne. Chirurg już podczas operacji widział, że są to zmiany nowotworowe. Pobrano wtedy wyrostek robaczkowy, na którym był guz, płyn z otrzewnej i wycinek sieci brzucha. Wynik badania histopatologicznego okazał się wstrząsający – nowotwór złośliwy jelita grubego w stadium rozsiewu. Przerzut na otrzewną i węzły chłonne. W momencie diagnozy miałem zaledwie 23 lata. Rozpoczęło się szukanie pomocy, w takiej sytuacji liczył się czas. 21 lipca podczas konsylium nie dawano mi większych szans. Mój przypadek postrzegany był jako beznadziejny. Usłyszałem słowa, których nigdy nie zapomnę: „Możemy podać Panu chemię, ale o operacji nie ma mowy. To nigdy już nie będzie operacyjne”. Wyznaczono termin rozpoczęcia chemioterapii – za dwa tygodnie.  Czas gonił, zacząłem rozpaczliwie szukać kogoś, kto nie postawi na mnie „krzyża”. Udało się. Już 24 lipca trafiłem do onkologa w Warszawie. Po rozmowie i podzieleniu się wcześniejszymi doświadczeniami, usłyszałem to ważne zdanie. „Dostanie Pan chemię nie po to, żeby jeszcze trochę pożyć, tylko po to, żeby mógł Pan żyć”. 1 sierpnia w Warszawie rozpoczęły się dokładne badania, których wyniki miały zadecydować o dobraniu rodzaju chemioterapii. Okazało się, że aby miała szansę zadziałać – musi być bardzo mocna. Pierwszy wlew odbył się 16 sierpnia. Ku zdziwieniu lekarzy, niezwykle dobrze ją znosiłem. Bez wymiotów, mdłości, biegunek czy innych skutków ubocznych. Chemia była podawana przez 3 dni, później następowała dwutygodniowa przerwa.  Po 5 wlewach wykonano kontrolną tomografię. W końcu usłyszałem dobre wieści – nowotwór w jakimś stopniu zaczął się cofać. Dla wielu wiązało się to z wielkim zaskoczeniem, bo prawda była taka, że mój przypadek był beznadziejny. Pani doktor napomknęła, że może warto by było się rozeznać, czy ktoś w Polsce byłby w stanie podjąć się leczenia operacyjnego. Po głębokich poszukiwaniach 28 listopada trafiłem na konsultację do polecanego przez wielu chorych profesora. Usłyszałem, że TAK! Podejmie się operacji. Termin został wyznaczony na początek kolejnego roku. Operacja trwała 7 godzin, powiodła się. Niestety, nie udało się usunąć zmian nowotworowych w całości – a w około 95%. Usunięto węzły chłonne, około 80 cm jelita, pępek (na którym od wewnątrz był wszczep nowotworowy) oraz zmiany z otrzewnej. Spędziłem około tygodnia w szpitalu, po czym wróciłem do domu. Rana była rozległa na 43 szwy. Na obecną chwilę od początku choroby straciłem już prawie 34 kg. Po operacji przyjąłem kolejne 10 cykli chemii. Niestety, już przy ostatnich dwóch chemia była często przekładana, ze względu na słabe wyniki krwi. Pomimo sterydowych leków, wyniki się nie poprawiały. Po czym zapadła decyzja o zmianie linii leczenia. Teraz przyjmuję chemię w tabletkach. Niestety, po porównaniu najświeższej tomografii okazało się, że mówimy o postępie choroby. Pojawiła się nowa zmiana na wątrobie i prawdopodobnie wszczep na przedniej ścianie pęcherza. Jedyną szansą jest dla mnie niezwykle kosztowne, nierefundowane leczenie onkologiczne. Nie jestem w stanie jednak udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego sam. Proszę, pomóż mi walczyć. Dopiero niedawno wkroczyłem w dorosłość. Tak jak każdy młody człowiek miałem swoje plany, nadzieje, marzenia… Wierzę, że jeszcze będę mógł je spełniać. Wierzę, że to jeszcze nie czas, by się poddać – to jeszcze nie czas, by odejść.  Chcę walczyć dalej. Krystian

1 895,00 zł ( 1.97% )
Still needed: 93 850,00 zł
Hania Hryciuk
Hania Hryciuk , 8 years old

Trwa nieustanna walka o zdrowie i przyszłość małej Haneczki... Nie przechodź obojętnie!

Hania to moja mała iskierka, mój cud, który każdego dnia wypełnia nasze życie światłem i nadzieją. Kiedy patrzę w jej ufne, pełne miłości oczy, serce pęka mi z bólu na myśl o tym, ile cierpienia już doświadczyła. Mimo młodego wieku Hania zmaga się z ciężką, rzadką wadą genetyczną, która codziennie rzuca jej nowe wyzwania. Od urodzenia, w sierpniu 2016 roku, Haneczka walczy z szeregiem chorób: padaczką lekooporną, coraz słabszym słuchem i wzrokiem oraz problemami z przyswajaniem pokarmów. Codziennie przez kilkanaście godzin jest podłączona do pompy żywieniowej, która przez gastrostomię dostarcza jej potrzebnych składników. Lista diagnoz mojej Kruszynki jest długa: opóźnienie psychoruchowe, wrodzona cytomegalia, stopy końsko-szpotawe… Hania potrzebuje nieustającej opieki i specjalistycznego wsparcia. Jestem niezwykle wdzięczna za całą dotychczasową pomoc dla mojego dziecka. Dzięki Wam możliwe było zakupienie niezbędnego sprzętu oraz opłacenie leczenia i rehabilitacji. Niestety, walka Haneczki wciąż trwa i nadal potrzebujemy Waszego wsparcia... Każdego dnia staram się zapewnić córeczce wszystko, co może ulżyć jej w cierpieniu i wspierać rozwój. Niestety, koszty leczenia, rehabilitacji, sprzętów, okularów, aparatów słuchowych, a także specjalistycznej diety są ogromne. Leczenie wspierające tradycyjną terapię jest nierefundowane, a nasze możliwości finansowe są ograniczone. Pomimo najlepszych chęci nie jesteśmy w stanie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego samodzielnie.  Stan Hani się pogarsza, a ja wciąż szukam kolejnych sposobów na to, by pomóc jej walczyć z licznymi diagnozami. Proszę, pomóżcie mi zawalczyć o Haneczkę!  Mama Hani

1 955 zł
Maksymilian Jankowski
Urgent!
Maksymilian Jankowski , 5 years old

5. urodziny Maks świętował w szpitalnym łóżku... Wpierw chemia, potem przeszczep – RATUJ❗️

Nasz ukochany synek Maksymilian w marcu 2024 roku skończył 5 lat. Niestety, jego urodziny wyglądały zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażaliśmy – spędził je w szpitalnym łóżku, w ciężkim stanie. Zamiast przyjęcia, zabaw z przyjaciółmi i dmuchania świeczek na torcie – Maks walczył o życie... Ten rok, zamiast zabawy i beztroski, przyniósł mu najtrudniejsze chwile, jakie można sobie wyobrazić. Dla nas, jego rodziców, to rok pełen lęku, a dla niego – bolesnych badań, izolacji i zmagań ze śmiertelnym zagrożeniem. Wszystko zaczęło się niewinnie – „zwykła” gorączka, która nie odpuszczała przez tygodnie. Początkowo lekarze podejrzewali mononukleozę, ale leki nie przynosiły efektów, a stan zdrowia Maksa się pogarszał. Kolejne konsultacje i badania – w końcu lekarze zlecili testy genetyczne. Diagnoza była dla nas wstrząsająca: nasz synek cierpi na niezwykle rzadką, wrodzoną chorobę – zespół limfoproliferacyjny sprzężony z chromosomem X, związany z niedoborem XIAP oraz hipogammaglobulinemią. Od stycznia większość czasu spędzamy w szpitalu – w domu byliśmy łącznie miesiąc, może minimalnie więcej.  Nawet najmniejsza infekcja, zwykły kaszel czy katar, mogłyby stanowić dla Maksia śmiertelne niebezpieczeństwo. Obecnie synek przechodzi megachemioterapię, a już 20 listopada czeka go przeszczep szpiku kostnego. Dawca jest niespokrewniony, ale tylko ten przeszczep daje mu szansę na życie. Dla Maksa to dopiero początek długiej drogi. Po przeszczepie będzie potrzebował dalszego, kosztownego leczenia, a niewykluczone, że konieczny będzie kolejny przeszczep. Do tej pory dawaliśmy ze wszystkim radę sami, jednak koszty stają się zawrotne, a my nie jesteśmy w stanie już dłużej im sprostać bez Waszego wsparcia. Zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Każda złotówka daje naszemu synkowi szansę na powrót do zdrowia, na przyszłość wolną od cierpienia. Dziękujemy za każdą formę wsparcia i za to, że pomagacie nam walczyć o jego życie. Rodzice Maksa

2 711 zł