Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Teresa Pawińska
5 days left
Teresa Pawińska , 64 years old

Operacja jedynym ratunkiem. POMOCY!

Całe swoje życie ciężko pracowałam, aby zapewnić sobie i moim dzieciom jak najlepsze życie. Niestety teraz odczuwam tego przykre konsekwencje, które nie pozwalają na normalne, samodzielne funkcjonowanie.  Gdy mój synek miał pół roku, zauważyłam na nadgarstku niepokojące zmiany, jednak zbagatelizowałam problem. Musiałam bowiem zająć się domem. Mój ówczesny mąż chodził do pracy i niestety opieka nad dziećmi i pozostałe obowiązki spadały na mnie. Robiłam wszystko, aby zapewnić byt rodzinie, podejmowałam się każdej możliwej pracy i nie zważałam na pogarszający się stan ręki. Dziś odczuwam tego skutki. W międzyczasie mój syn zachorował na białaczkę. Byłam przerażona, ale robiłam wszystko, żeby mu pomóc. W tamtym czasie również mój tata potrzebował opieki.  Niestety to wszystko bardzo się odbiło na moim zdrowiu. W ręce pojawiły się gangliony — torbiele z galaretowatą zawartością i próchnica kości. Wymagam pilnej, ale bardzo kosztownej rehabilitacji, żeby wyciąć zmiany i scalić kości. Mam problemy z wykonaniem prostych czynności domowych. Niestety na co dzień jestem sama, towarzyszy mi jedynie ogromny ból. Moi ukochani synowie i córka pomagają mi w tej trudnej codzienności, ale mają swoje rodziny, dzieci i nie mogą spędzać przy mnie 24. godzin.   Lekarze wyznaczyli termin operacji na NFZ na 2027 rok... Nie mogę tyle czekać. Boję się pomyśleć, co może stać się z moją ręką do tego czasu. Gdy staram się ją oszczędzać – ból atakuje drugą. Mam trudności ze wstawaniem, każdego ranka moje kończyny odmawiają posłuszeństwa. W przeszłości miałam też problem z nogą, dolegliwości towarzyszą mi do dziś… Bardzo potrzebuję pomocy. Pomyślałam, że być może znajdą się ludzie o dobrych sercach, którzy nie przejdą obok mnie obojętnie. Staram się sama ćwiczyć, jednak ból jest na tyle duży, że bezsenne noce towarzyszą mi codziennie… Jestem zapisana na rehabilitację, którą rozpocznę dopiero 4. września. Proszę o pomoc, sama nie dam rady... Teresa Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

253,00 zł ( 1.08% )
Still needed: 23 152,00 zł
Muslim i Sanżar Kuanyshbek
Muslim i Sanżar Kuanyshbek , 13 years old

Walczymy o samodzielne kroki naszych dzielnych synów! Pomocy!

Chodzenie. Zwykła czynność, o której nie myślimy zbyt często. W przypadku dwójki naszych dzieci to jednak wielkie marzenie. Prosimy, pomóżcie nam, aby nasi synowie mogli poruszać się samodzielnie! Obie ciąże były absolutnie bezproblemowe. Nic w wynikach badań nie budziło niepokoju lekarzy. I jeden i drugi syn urodzili się zupełnie zdrowi.  Niestety, gdy Sanżar skończył dwa miesiące, dowiedzieliśmy się, że coś jest nie tak. Od piątego miesiąca życia cały czas jest leczony, ale nie widać znaczących efektów. Trochę pomaga mu tylko rehabilitacja… Syn ma już 12 lat, zdiagnozowane dziecięce porażenie mózgowe, wadę postawy ciała i angiopatię siatkówki. Po pierwszy synku - przyszła na świat nasza córka. Na szczęście nic jej nie jest, jest zdrowa i chodzi do szkoły. W 2017 roku urodził się nasz najmłodszy syn – Muslim. Kiedy dowiedzieliśmy się, że również ma dziecięce porażenie mózgowe, przeżyliśmy prawdziwe załamanie… Oprócz tego cierpi też na: encefalopatię niedotlenieniowo-niedokrwienną, zespół nadciśnienia, opóźnienie rozwoju psychoruchowego. Szukaliśmy już możliwości leczenia w różnych częściach Kazachstanu, żeby nasze dzieci w końcu mogły chodzić, być jak najbardziej samodzielne. W tym roku skontaktowaliśmy się z lekarzami ze szpitala w Ankarze. Po zapoznaniu się z dokumentacją dają oni duże szanse na wyleczenie naszych synów. Koszty są jednak ogromne… Bardzo prosimy o wsparcie. Wydajemy wszystko, co mamy na leczenie naszych dzieci. Ostatnio pojawiła się nadzieja na lepszą przyszłość chłopców. Proszę, pomóżcie im! Tak bardzo chcemy, żeby mogli biegać i bawić się na własnych nogach.  Rodzice

480,00 zł ( 1.06% )
Still needed: 44 414,00 zł
Alicja Bilak
Alicja Bilak , 4 years old

Nie zamykaj Alicji w Krainie Ciszy... POMÓŻ!

Badania w trakcie ciąży nie wykazywały żadnych nieprawidłowości. Nikt nie mógł mi wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Siostra bliźniaczka Alicji urodziła się zdrowa, co tym bardziej wzbudzało podejrzenia i niepokój. Niestety na moje pytania do dziś nie otrzymałam odpowiedzi. Moja córeczka przyszła na świat bez uszka, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Kiedy ją zobaczyłam po raz pierwszy, najbardziej wystraszyłam się tego, że już nigdy nie będzie słyszeć. Bardzo bałam się o jej przyszłość, sprawność i beztroskie dzieciństwo, ale wiedziałam, że muszę walczyć. Obecnie Alicja prawie nie słyszy na jedno uszko. Jeśli ktoś coś do niej mówi, odwraca się i podstawia lewe, zdrowe uszko. Jeśli ma dwa źródła dźwięku, ktoś coś mówi, a w tle słychać inne dźwięki, to bardzo się gubi i nic nie słyszy. Ciężko sobie wyobrazić, jak poradzi sobie w szkole – jej stan się nie poprawia, lecz stale pogarsza… Na szczęście pojawiła się nadzieja! Alicja została zakwalifikowana do bardzo wymagającej operacji, w którą zaangażowanych będzie dwóch chirurgów jednocześnie! Pierwszy przewierci kość w przewodzie słuchowym i zajmie się plastyką błony bębenkowej. Jeśli będzie brakowało kości w uszku, to wstawi też implanty, jednak to będzie można stwierdzić dopiero w trakcie zabiegu. Drugi chirurg zadba o estetykę i rekonstrukcję małżowiny usznej. Operacja będzie trwała 8 godzin, ale dzięki niej jest wielka szansa na lepszą przyszłość Alicji! Obecnie córeczka jest jeszcze za mała, żeby wszystko rozumieć, jednak jest świadoma swoich problemów zdrowotnych. Jak czyścimy uszy, to często zadaje pytanie „Mamo, ale czemu tylko jedno? Drugiego nie ma jak? Ale Liza ma dwa!” Gdy bawi się w lekarza, to wie, że stetoskop może włożyć tylko do jednego ucha. Na razie wywołuje to u niej tylko lekkie zdziwienie, dlatego niezwykle ważne jest, żeby wykonać operację jak najszybciej. Prognozy lekarzy są bardzo optymistyczne, wszyscy wierzymy, że operacja przebiegnie pomyślnie i uda się pomóc mojej małej, dzielnej dziewczynce! Operacja zaplanowana jest na 4 stycznia! Nie mamy chwili do stracenia! Prosimy, pomóżcie nam uzbierać kwotę, dzięki której Alicja będzie słyszeć. To ogromna suma, której sama nie jestem w stanie uzbierać. Wierzę, że nie przejdziecie obojętnie obok jej historii. Mama Alicji Zobacz filmik z pięknymi zdjęciami Alicji

2 769,00 zł ( 1.06% )
Still needed: 256 846,00 zł
Franek Bielski
7 days left
Franek Bielski , 7 years old

Franio zamknięty we własnym ciele - leczenie trwa, a koszty stale rosną❗️

Mieliśmy środki na rehabilitację, leki i potrzebne narzędzia i sprzęt do walki o zdrowie naszego dziecka. Niestety, przy Mózgowym Porażeniu Dziecięcym ta walka będzie trwała jeszcze przez wiele lat. Dlatego nie mamy wyjścia... To miał być zwyczajny dzień, ale nie był, bo brutalnie zmienił życie nasze i naszego nienarodzonego jeszcze synka. Franek urodził się przedwcześnie i kilka godzin później przestał oddychać. Niedotlenienie oraz krwiaki okołoporodowe spowodowały trwałe uszkodzenie mózgu i szereg powikłań. Zdrowie naszego dziecka zostało doszczętnie zniszczone, a my robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby choć trochę je odbudować. Strach ogarnął wszystkich dookoła i zmobilizował personel do działania. Zaczęto na szybko szukać szpitala, który przyjmie poród. Potem myśleliśmy, że najgorsze mamy już za sobą, ale rzeczywistość szybko sprowadziła nas jednak na ziemię. Franek w nocy przestał oddychać. Nie wiemy, jak długo to trwało, ale doszło do mocnego niedotlenienia. Rano zobaczyłam go już zaintubowanego, w bardzo ciężkim stanie. Widok jak z najgorszego koszmaru. Niestety, bardzo prawdziwy. Nasze maleństwo walczyło o życie, a ja mogłam się tylko bezradnie przyglądać. Na szczęście, wkrótce jego stan się ustabilizował, lekarze zapewniali, że nic mu nie będzie. Wykryto co prawda krwiaki, ale miały się szybko wchłonąć. Franek dochodził do siebie, wychodził po miesiącu ze szpitala jako „zdrowe” dziecko. USG główki sprawiło, że w jednym momencie nasz świat rozpadł się na tysiące kawałków. Wykryto poważne niedotlenienie, a krwiaki, które miały się wchłonąć — nie tylko się nie wchłonęły, ale rozlały, powodując ogromne zniszczenia w mózgu. Zaczęłam krzyczeć, płakać… Cały mój ból skumulował się w tym jednym momencie i nie byłam w stanie już go dłużej tłumić. Byliśmy tylko my i ogromna niepewność co do przyszłości naszego maleństwa… Franek z okazji urodzin otrzymał „prezent” na całe życie – mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe. Dzisiaj wiemy, że nasz syn nigdy już nie będzie zdrowy… Jesteśmy w zupełnie innym świecie, w ogóle nie ma czego porównywać. Najgorsze jednak, że Franka dopadła również padaczka lekooporna, odbierając wszystkie wypracowane do tej pory umiejętności. To był nagły, gwałtowny reset. Zupełnie jakby w komputerze usunąć wszystkie dane z twardego dysku. Wracamy do punktu wyjścia, czyli tak naprawdę donikąd. 40 bardzo silnych ataków dziennie, które udało się ograniczyć do 1-2 dziennie. Wciąż rehabilitujemy Frania codziennie, bo to nasza jedyna droga. Niestety, bardzo kosztowna. Dzięki wielu ludziom dobrego serca udało nam się kupić Frankowi między innymi specjalistyczny fotel rehabilitacyjny i zapas leków na kilka miesięcy. Franio jednak rośnie jak na drożdżach, przez co wciąż potrzebuje wsparcia, a rehabilitacja będzie mu towarzyszyć pewnie do końca życia. Do tego czeka nas operacja zwichniętych bioder, a jej cena PRZERAŻA – ponad 300 000 złotych! Tego, przez co przeszliśmy przez ostatnie lata, nie opisują w żadnym poradniku dla rodziców. Okropnej mieszanki bólu, strachu, złości i bezradności nie da się opowiedzieć słowami. Choć to wszystko siedzi w nas bardzo głęboko, musimy teraz przede wszystkim patrzeć w przyszłość i zapewnić naszemu dziecku jak najlepsze warunki do rozwoju. To jednak bardzo trudne – jak wyprawa wątłym kajakiem na oszalałe morze. Gdzie nie spojrzeć czarne chmury i wysokie fale. Pomóżcie nam utrzymać się na powierzchni i dopłynąć do portu „Nadzieja”. Z Waszym wsparciem na pewno będzie nam łatwiej... Sylwia, mama Frania

3 961,00 zł ( 1.06% )
Still needed: 368 380,00 zł
Józef Pałac
Józef Pałac , 57 years old

Mała rana powodem trwającego latami problemu! Pomóż!

Nie miałem pojęcia, że mała ranka będzie początkiem ogromnego, zdrowotnego problemu. Okropny ból odebrał mi sprawność. Będę niezwykle wdzięczny za każde, nawet najmniejsze wsparcie! Walka z okrutną chorobą trwa już trzy lata. Zaczęło się od małego zadrapania, które nie chciało się goić. Pomimo konsultacji z lekarzami rana się powiększała, a moja sytuacja z dnia na dzień była coraz gorsza. Podczas jednego z badań okazało się, że jest w niej bakteria. Leczenie przebiegło pomyślnie, jednak poprawa nie nadchodziła. Obecnie rana obejmuje całe podudzie. Ma około siedemnastu centymetrów i sprawia ogromny ból, którego nie hamują nawet silne leki. Przez większość dni nie jestem w stanie chodzić, siedzieć, a nawet leżeć, nie mówiąc już o ośmiogodzinnym pobycie w pracy. Nie mogę uwierzyć, że malutkie zadrapanie rozrosło się do tak gigantycznych rozmiarów. Momentami czuję się bezradny. Problemy generuje również druga noga. Za mną dwie operacje wymiany stawu. Muszę bardzo uważać, bo wszelka kontuzja może odebrać mi sprawność na zawsze. Nie mogę na to pozwolić. Nie mam nikogo, kto byłby w stanie mi wtedy pomóc... Nie prosiłbym Was o wsparcie, gdybym nie był w tak trudnej sytuacji. Tylko dzięki Waszej pomocy drogie leczenie rany oraz późniejsza rehabilitacja nogi będą skuteczne. Będę wdzięczny za każdy najdrobniejszy gest! Józef

396,00 zł ( 1.06% )
Still needed: 36 839,00 zł
Arkadiusz Deka
Arkadiusz Deka , 42 years old

Tragiczny wypadek Arka zrujnował nasze życie. Próbujemy je poskładać... POMOCY❗️

Arek to mój mąż i wspaniały tata naszych synów – 17-letniego Maksa i 11-letniego Filipa. Zawsze był skory do rozpieszczania i zabawy z nimi. Prowadził z powodzeniem jednoosobową działalność gospodarczą — zajmował się usługami remontowo-budowlanymi. Był dla nas oparciem. Niestety nagły wypadek całkowicie odmienił nasze życie. Potrzebujemy pomocy... Na początku grudnia 2023 roku, Arek uległ strasznemu wypadkowi – spadł z rusztowania. Rusztowanie było dosłownie nad drzwiami, nie była to duża wysokość. Jednak obrażenia, których mąż doznał, są bardzo poważne i rozległe… Arek poważnie uszkodził rdzeń kręgowy i złamał kręgosłup w trzech miejscach. Usłyszeliśmy druzgocącą diagnozę – niedowład czterokończynowy. Przez pewien czas mąż musiał być utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Lekarze mówili, że prawdopodobnie nie będzie mógł samodzielnie oddychać. Ten dzień na zawsze zmienił nasze życie.  Do tej pory nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Arek był głową rodziny, to on ciężko pracował na nasze utrzymanie, gdy ja opiekowałam się naszymi dziećmi. Własnymi rękami postawił nam wspaniały dom, do którego niebawem mieliśmy się wprowadzić. Niestety los miał dla nas inne plany – wszystkie nasze marzenia prysły jak bańka mydlana. Zastąpiła je walka o zdrowie i sprawność naszego ukochanego męża i taty. Chłopcy bardzo ciężko znoszą pobyt Arka w szpitalu. Wszyscy marzymy, by to wszystko okazało się złym snem, potwornym koszmarem. Niestety każdego ranka, gdy się budzimy, dramat trwa... Teraz ja muszę stanąć na wysokości zadania, choć nie wiem, skąd mam zebrać siły i środki pieniężne. Nie byliśmy przygotowani na taką sytuację, zresztą nikt nigdy nie jest w stanie przygotować się na taką tragedię! Wiem jedno – dla rodziny zrobię wszystko. Musimy poruszyć niebo i ziemię, by zapewnić Arkowi odpowiednią rehabilitację i leczenie. Tylko to daje szansę na poprawę… Sytuacja, w której Arek się teraz znajduje, bardzo obciążyła go psychicznie. Nie jest taki jak zawsze. Jest smutny, patrzy ciągle w jedno miejsce, nie chce jeść. Oddycha samodzielnie, choć są jeszcze dni, kiedy musi mieć podłączony respirator. Jest świadomy tego, co się z nim dzieje. Niestety – zbyt słaby, by mógł ze mną porozmawiać.  Mąż został zakwalifikowany na rehabilitację w prywatnym Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej w Bydgoszczy, gdzie zostanie przetransportowany karetką. Na rehabilitację pojedziemy wspólnie, abym mogła być przy nim i wspierać go w walce o powrót do sprawności. Wierzę, że wyjazd na turnus wpłynie pozytywnie na jego stan psychiczny i Arek podejmie walkę o swoją przyszłość. Ma dla kogo żyć... Musimy zapewnić mu łóżko rehabilitacyjne, wózek i respirator – jeśli Arek nie zacznie w pełni samodzielnie oddychać. Konieczne jest również pokrycie kosztów turnusu, który jest bardzo drogi... Bez Waszej pomocy nie dam rady uzbierać tak gigantycznych pieniędzy. Bardzo proszę o wsparcie w tej walce. Jesteście naszą nadzieją... Żona Sylwia wraz z dziećmi

1 781,00 zł ( 1.05% )
Still needed: 167 305,00 zł
Krzysztof Andrzejczak
Krzysztof Andrzejczak , 46 years old

Pełnił służbę w obronie innych. Choroba skazała go na niepełnosprawność!

Zanim wykryto u mnie chorobę, byłem sprawnym, wysportowanym chłopakiem na służbie w Żandarmerii Wojskowej. Chciałem pracować, chciałem się rozwijać i zapewnić mojej rodzinie jak najlepsze życie. Niestety, los okrutnie pokrzyżował moje plany... Z początku nie wyglądało to groźnie. Pewnego dnia po prostu poczułem się gorzej. Byłem osłabiony, co równie dobrze mogło być wynikiem zmęczenia po pracy. Jednak poszedłem kontrolnie do lekarza i po miesiącu badań, w 2000 roku niczym grom z jasnego nieba uderzyła we mnie diagnoza – Stwardnienie rozsiane pod postacią wtórnie postępującą.  Nie zamierzałem poddawać się bez walki, ale niestety trafił mi się ciężki przeciwnik. Ta nieuleczalna, okrutna choroba siała w moim organizmie tak wielkie spustoszenie, że moim jedynym sposobem na poruszanie się był wózek inwalidzki. Obecnie mam 45 lat. Byłem zmuszony przyjąć na siebie cios od losu i zrezygnować ze swojej dotychczasowej pracy i pasji. Ze względu na problemy motoryczne w jednej ręce, podjąłem pracę w Zakładzie Aktywności Zawodowej przy systemie Corel, sterującym pracą grawerko-wycinarki laserowej. Pracuję tam do dziś. Lubię swoją pracę. Jest dla mnie sposobem na relaks i formą własnej rehabilitacji. Co ważniejsze, to jedyny sposób, bym mógł wyjść z domu i poczuć choćby namiastkę życia, które miałem przed chorobą. Regularnie uczęszczam na rehabilitacje, by spowolnić rozwój choroby, ale fakt bycia przykutym do wózka ciąży mi na sercu każdego dnia. By dojechać na leczenie i do pracy potrzebuję pomocy drugiej osoby. Sam nie jestem w stanie wsiąść do samochodu, ani z niego wysiąść. Na co dzień wspiera mnie rodzina – żona i dwie córki. To głównie dla nich chcę walczyć i stawać się coraz bardziej samodzielny. Nie chcę być obciążeniem… Dlatego zwracam się do Państwa o pomoc. W samodzielności znacznie pomoże mi zakup specjalnego samochodu, dostosowanego do potrzeb osób poruszających się na wózku. Dzięki niemu mógłbym sam dojeżdżać do pracy i na rehabilitacje. Znacznie ułatwi mi to kontakt z innymi ludźmi. Niestety, koszt specjalistycznego auta, to niewyobrażalnie duża kwota. To stanowczo za dużo, bym mógł sam ją uzbierać. Pragnę tylko powrotu do samodzielności i normalności. Proszę o wsparcie...  Krzysztof

3 961,00 zł ( 1.04% )
Still needed: 373 699,00 zł
Julia Werencowa
Julia Werencowa , 10 years old

Podaruj szansę, by mogła chodzić!

Kiedy Julcia przyszła na świat, wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Teraz, po latach wiemy, że by było dobrze, potrzebna jest intensywna rehabilitacja. Bez niej córeczka nie będzie mogła chodzić… Mimo tak młodego wieku Julcia ma za sobą już dwie poważne operacje rdzenia kręgowego i nóg w Stanach Zjednoczonych. Teraz nasz rodzina przeprowadził się do Polski, gdzie jest bezpiecznie, a Julcia zaczyna nowe życie. By spełniać swoje marzenia, niezbędna będzie rehabilitacja i codzienne ćwiczenia. Ale koszty są ogromne, dlatego potrzebna nam będzie pomoc, bo aktualnie nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z ogromem kosztów. Wszystkie wysiłki i środki naszej rodziny skupiają się na tym, by poprawić jakość życia Julki. Dlatego każde wsparcie jest nieocenione, by pewnego dnia Julia mogła chodzić o własnych nogach! Tata Julki

321,00 zł ( 1.04% )
Still needed: 30 318,00 zł
Julia Niewielska
Julia Niewielska , 7 years old

Choroba odbiera jej szansę na sprawność! Prosimy - pomóż!

Mam dwójkę dzieci rok po roku. To z jednej strony ogromne wyzwanie, bo opieka trochę przypomina tę, co w przypadku bliźniaków. Choć z drugiej strony, gdy trochę podrośli mieli siebie jako kompanów do zabawy w berka, chowanego czy co tam im tylko przyszło do głowy. Tym bardziej nie mogę uwierzyć, że zostało im to tak nagle zabrane!  U mojej młodszej pociechy – Julki zdiagnozowano chorobę Perthesa, czyli jałową martwicę głowy kości udowej. To schorzenie, w wyniku którego dochodzi do obumierania tkanki kostnej w okolicy biodra bez udziału drobnoustrojów chorobotwórczych. Część kości udowej tworząca staw biodrowy ulega stopniowemu zanikowi, degeneracji. Przez to moja córka nie może wykonywać żadnej aktywności! Nie może bawić się z bratem oraz rówieśnikami, bo musi dużo odpoczywać – leżąc lub ewentualnie siedząc… To takie trudne dla kilkulatki…  We wszystkich czynnościach muszę jej pomagać, aby jak najbardziej odciążyć chorą nogę. Leczenie polega na intensywnej rehabilitacji, na którą jeździmy 5 do 6 razy w tygodniu oraz różnego rodzaju zabiegach. Koszty tego leczenia są niebotyczne! Zbyt duże, abym wspólnie z mężem potrafiła je udźwignąć… Proszę, pomóżcie nam! Tak bardzo chcę uratować nóżkę Juleczki, aby znów mogła bawić się z bratem i rówieśnikami…  Anna, mama

557,00 zł ( 1.04% )
Still needed: 52 635,00 zł