Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Maks Tomala
Pilne!
Maks Tomala , 17 lat

Żadne dziecko nie powinno tak cierpieć! Walka o Maksia trwa!

Nasz kochany synek Maksio od urodzenia choruje na ciężkie porażenie mózgowe. Walczymy o niego każdego dnia… Jego życie już tak wiele razy było w niebezpieczeństwie! Dzięki pomocy wspaniałych ludzi, którym los tak cierpiącego dziecka nie pozostał obojętny, rozpoczęliśmy leczenie w USA. Dla naszego synka to nadzieja na dłuższe i szczęśliwsze życie, bez bólu! Niestety, koszty wciąż rosną… Właśnie otrzymaliśmy kosztorys na niezbędne, półroczne leczenie pooperacyjne. Rehabilitacja pod opieką specjalistów w USA to dla Maksia konieczność. Ale cena zwala z nóg… Znów tu jesteśmy i prosimy, jako rodzice, o wsparcie dla naszego synka. Wierzymy, że i tym razem nam się uda… Pomimo ciężkiej choroby, nasz synek jest wspaniałym dzieckiem i daje nam ogromnie dużo szczęścia. Jako rodzice robimy co w naszej mocy, by skutki mózgowego porażenia nie zabrały nam dziecka. Maksio ćwiczy codziennie, żeby jego ciało nie przynosiło mu bólu. Jego codzienność nigdy nie będzie normalna, ale może być szczęśliwy! Żeby tylko nie bolało… To nasz cel. Zdrowy człowiek nie zauważa, że jego zwykłe umiejętności to nasze marzenie dla synka… Wstawanie, chodzenie, rozciąganie się. My ćwiczymy to w pocie czoła każdego dnia. Każda godzina rehabilitacji to dla Maksia trening porównywalny z najcięższymi ćwiczeniami dla sportowców. A on robi to tylko po to, by nie było skurczy, by tylko ból był mniejszy…  Porażone mięśnie są zdeformowane, tak samo jak kręgosłup, którego mięśnie nie były w stanie utrzymać w pionie. Synek potrzebował pilnej operacji, której podjęli się tylko lekarze w szpitalu St. Merys na Florydzie. Wtedy po raz pierwszy życie naszego dziecka zostało uratowane przed miażdżącym organy kręgosłupem – jego własnym! Jednak to nie koniec walki…  Wykrzywiony kręgosłup przez lata zdążył uszkodzić stawy biodrowe. Konieczne były dwie kolejne operacje… Jedną udało się przeprowadzić w kwietniu zeszłego roku, druga wciąż przed nami.  Dzięki wielu wspaniałym Darczyńcom udało się zebrać kwotę na ostatnią operację! Będziemy za to wdzięczni do końca naszego życia! Dziś jednak znów stajemy przed Wami z prośbą o wsparcie. Po operacji niezbędna jest rehabilitacja – równie ważna, jak sam zabieg! Będzie trwała kilka miesięcy w klinice Dra Paley. Jest niezbędna, by całe, wieloetapowe leczenie zakończyć sukcesem.  Tu jednak znów pojawiają się schody… Operacje w USA nie są refundowane, dlatego znów musimy zbierać sami. Ogromne pieniądze stają na przeszkodzie i tylko Wy możecie pomóc. Tylko w Was nasza nadzieja… Prosimy, pomóżcie Maksiowi jeszcze ten jeden raz. On już tak wiele wycierpiał. Chcielibyśmy po prostu wrócić do domu. Żeby tylko nie bolało, żeby nie cierpiał tak strasznie już nigdy więcej… Rodzice 09.01.24: Powiększamy kwotę zbiórki! Klinika Paley Institute wystawiła kosztorys na kolejny niezbędny zabieg operacyjny Maksia – to blisko 92 000 zł. O tę kwotę musimy powiększyć kwotę zbiórki. Walka trwa! ➡️ Maks Tomala - walka o życie bez cierpienia ➡️ Maks Tomala – profil na Facebooku ➡️ Licytacje dla Maksia➡️ Tik-Tok MaksiuTomala jaw.pl: Maks Tomala nadal potrzebuje Waszej pomocy onet.pl: Pomóż Maksowi Tomali. Chłopiec potrzebuje skomplikowanej operacji porady.onet.pl: Kręgosłup wygiął się o 130 stopni i przygniótł płuco. "Marzymy o życiu bez bólu dla Maksia" *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową i może ulec zmianie. 

673 941,00 zł ( 67,48% )
Brakuje: 324 759,00 zł
Liliana Bilińska
Pilne!
Liliana Bilińska , 3 latka

Maleńka Lilianka zachorowała na złośliwy nowotwór❗️Pomóż w walce o życie!

Na teleporadzie, mimo moich prawie błagań, lekarz odmówił wystawienia skierowania na USG brzuszka albo chociaż badania krwi… Moja córeczka już wtedy umierała…  Gdyby nie matczyne przeczucie i mój upór, dziś Lilianki mogłoby już nie być… Zaczęłyśmy dramatyczną walkę o życie, bo moja córeczka zachorowała na złośliwy nowotwór, który zabiera połowę dzieci! Po zakończeniu leczenia w Polsce koniecznie musimy wyjechać do USA na terapię przeciwko wznowie! Powracający nowotwór i powtórna walka wycieńczonego organizmu zbyt często kończą się śmiercią… Proszę o pomoc dla Lilusi! Ja muszę wierzyć tylko w szczęśliwie zakończenie… Nigdy wcześniej nie pomyślałam nawet, że dzieci mogą tak bardzo cierpieć… Że tak strasznie cierpieć będzie moja córeczka…  Zaczęło się infekcjami – wrzesień, początek przedszkola. Niby standard, musi swoje przechorować. Ale infekcja goniła kolejną. Pediatra stwierdzał zwykłe wirusówki, jednak Lilę zaczął boleć brzuszek. Leki przestawały pomagać… Nadszedł 22 grudnia 2023 roku. Dzień końca wszystkiego, co znałyśmy i początku obcego – walki o życie dziecka…  Przed Świętami trudno było się dostać do lekarza, została teleporada. Mówiłam lekarzowi, że martwię się infekcją, bo jest dziwna. Lilkę za mocno boli brzuszek… Poprosiłam o skierowanie, żeby sprawdzić, co się dzieje. Usłyszałam odmowę…  Ja czułam jednak, że z moją córeczką dzieje się coś złego! Jeszcze tego samego dnia – prywatnie – udało się nam dostać na USG. Mina lekarza nie zapowiadała nic dobrego. Chyba już wiedziałam, że za chwilę padną straszne słowa… Jest guz. Widać było od razu. Nie wiedzieliśmy, jak rozległy, tylko że ulokował się na prawym nadnerczu! Szok, świat w tamtej sekundzie się zatrzymał. A przynajmniej ja chciałam, żeby tak było. Żeby nie nastąpiło nigdy to, co właśnie trwa… Jeszcze tego samego dnia pojechałam z córeczką do szpitala w Warszawie. Nie miałyśmy skierowania, tylko wynik tego badania. Ale przyjęli nas od razu. Od 22 grudnia 2023 do teraz jestem z Lilką w szpitalu. Bez przerwy. Nie wiemy, kiedy uda nam się choć na chwilkę wrócić do domu…  Badania potwierdziły złośliwy nowotwór. Przez świąteczny okres niewiele dało się jednak zrobić, tymczasem guz zaczął uciskać, doszedł ból nóżki! Lilka była przerażona nową rzeczywistością… Dziś już się przyzwyczaiła, tylko nie do igieł. A te czuje codziennie… Dziecko szybko się przyzwyczaja, choć rodzic nigdy by nie chciał, by “mój pokój” maluszek mówił o szpitalnej sali…  Guz okazał się bardzo rozsiany. Sięga kręgosłupa, przesuwa aortę. Zajęty jest też szpik… Jedyny promyk nadziei – nie ma przerzutów w główce… Pierwszą chemię Lila zniosła fatalnie. Wszystkie koszmarne skutki uboczne, ból, cierpienie nie do opisania… Dopiero opioidy były w stanie go zagłuszyć… 2 tygodnie nie wstawała z łóżeczka…  Trwa chemia, kolejne cykle na szczęście nie są tak dramatyczne, jak pierwszy. Ale lekko też nie jest… Na szczęście uszkodzenie organów się zatrzymało. Przed nami jeszcze cały protokół leczenia, łącznie z operacją wycięcia guza, megachemią, przeszczepem komórek, radioterapia, immunoterapia… Może za kilka miesięcy – choć na kilka dni – pozwolą nam wrócić do domu… Jestem z córeczką w szpitalu sama, tatuś nie może za często nas odwiedzać… Lilka ma właściwie zerową odporność. Każdy wirus może być dla niej śmiertelnie niebezpieczny i opóźnić leczenie. A musimy je prowadzić zgodnie z planem – to daje największą szansę na osiągnięcie remisji… A jak już to wywalczymy, musimy wtedy jak najszybciej lecieć do USA na terapię przeciwko wznowie, która… jest kosmicznie droga. Ma jednak bardzo dużą skuteczność! To szansa na powrót do normalnego życia. Może już do przedszkola Lilka nie zdąży wrócić, ale choć do zerówki…  Bardzo proszę każdego, do kogo dotarł mój apel – o każdą możliwą pomoc. Dla mojej córeczki jestem gotowa zrobić wszystko! Ale najgorsza jest ta paraliżująca bezradność… Gdy ona tak strasznie cierpi, a w jej oczach widzę błaganie, bym to zabrała, by to wszystko się skończyło… A ja mogę tylko przytulać, wycierać łezki i obiecywać, że w końcu będzie dobrze… Proszę o pomoc, by tak właśnie było…  Paulina, matka Lilianki   Zachęcamy do wzięcia udziału w licytacjach: ➡️ Lilianka kontra neuroblastoma - licytacje

1 680 523,00 zł ( 92,92% )
Brakuje: 127 987,00 zł
Antoś Janas
8 dni do końca
Antoś Janas , 5 lat

Ratujemy 5-letniego Antosia❗️Potrzebna PILNA pomoc❗️

To jak ziszczenie naszych największych koszmarów, z których nie można się obudzić. Jak się z tym wszystkim zmierzyć po raz trzeci? Jak wytłumaczyć 5-latkowi, że ten koszmar wrócił, a on po raz kolejny wróci na oddział szpitalny? Na kolejne niezliczone worki chemii, kroplówki, naświetlania, skutki uboczne, badania, których tak bardzo nie znosi? Nasz synek ma zaledwie 5-lat, a stoczył już długotrwałą i niezwykle wyczerpującą walkę z chorobą. Pierwszy raz diagnozę o złośliwym nowotworze mózgu usłyszeliśmy we wrześniu 2020 roku. Antoś przeszedł wtedy operację usunięcia guza oraz 22 cykle chemioterapii.  Niestety nastąpiła wznowa choroby. Kolejną operację przeszedł 23 czerwca 2022 roku wraz z ponownym leczeniem, 8 długich kursów chemioterapią w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach oraz pilny wyjazd do kliniki w Essen-Niemczech na 30 trudnych naświetlań z codziennym usypianiem. Dodatkowo w wyniku powikłań Antoś potrzebował i wciąż potrzebuje stałej rehabilitacji ruchowej i opieki neurologopedycznej.  Po roku nadszedł dzień kontroli – rezonans Antosia. Dzień nerwów i stresu. Staraliśmy się jednak podjeść do tego, jak do rutyny – minął kolejny rok, musimy tylko się upewnić, że wszystko jest w porządku. Wszystko prysło, gdy zobaczyliśmy wbity w ziemię wzrok pani doktor. “W odcinku szyjnym Antosia pojawiła się mała kropka, musimy sprawdzić, co to jest”. Niestety, kolejny dzień przyniósł kolejny nóż w nasze serca – odcinek piersiowy też świeci. Tysiąc pytań, jak, czemu i dlaczego kłębiły się w naszych myślach. To niemożliwe – myślałam.  Mała iskierka tli się w nas jeszcze aż do konsultacji z kliniką w Essen. Mamy nadzieję, że choć Polscy lekarze nie mają złudzeń, usłyszymy, że to jakiś błąd, pomyłka… Wizytę mamy wyznaczoną na 7 marca. Czujemy, że zaczynamy toczyć walkę po raz trzeci. Niestety, tym razem walczymy również z czasem. Nie mamy go za dużo, bo każdy dzień zwłoki działa na niekorzyść naszego synka, każdy dzień może narobić jeszcze większe spustoszenie w jego małym organizmie. Tylko za GRANICĄ Antoś ma szansę – szansę na ŻYCIE, bo tam są dostępne protokoły leczenia, które dają największą nadzieję. Ale to wiąże się z ogromnymi kosztami. Choć jest jeszcze małym chłopcem, Antoś wie już aż za dobrze, z jakim bólem i cierpieniem będzie musiał się mierzyć. Jak mu przekazać, że dziś nie pójdzie do przedszkola, nie będzie się mógł bawić z nowymi kolegami i koleżankami, których poznał zalewie we wrześniu ubiegłego roku? Jak powiedzieć, że jego największe marzenie, żeby zobaczyć orki w ZOO we Francji, które tak planował zobaczyć od roku, musi zamienić na łóżko szpitalne i kolejne miesiące cierpienia? Wiemy, że gdy nadejdzie chwila pakowania walizki, pojawią się pytania, których tak bardzo się boimy: "Czy znowu wypadną mi moje włosy? Czy znowu będzie tak bardzo bolało?” Być może ktoś z nas powiedziałby: “To tylko włosy – odrosną”, ale dla Antosia to symbol choroby i ogromnego cierpienia.  Dla nas rodziców to walka z samym sobą, żeby jak najgłębiej ukryć, swój strach, płacz, przerażenie, bezradność, złość, bezsilność… Tak wiele emocji w nas siedzi, zrozumie je tylko rodzic walczący o życie dziecka… Nie chcemy ich pokazywać na zewnątrz, by Antoś czuł się bezpiecznie. To nie pierwsza bitwa, nie druga, a trzecia już wojna, z którą będzie się musiał zmierzyć na śmierć i życie. Znów przyjdzie płacz, cierpienie, strach i tęsknota za tatą, młodszym bratem i rodziną, z którą nie będzie mógł się widywać podczas leczenia. My – rodzice Antosia nie prosimy Was o pomoc, my o nią BŁAGAMY. Błagamy o to, by dar, jakim jest życie Antosia, nie zostało przekreślone z powodu braku pieniędzy i braku możliwości systemu. Bez Was nie damy rady, ale z pomocą każdej osoby wszystko jest możliwe. Nie zostawiajcie nas z tym samych. Prosimy… Rodzice Antosia ➡️ Licytacje – Wykopmy nowotwór z główki Antosia [FACEBOOK]

402 289,00 zł ( 37,81% )
Brakuje: 661 541,00 zł
Alicja Szewczyk (Skoczyńska)
Pilne!
Alicja Szewczyk (Skoczyńska) , 37 lat

Alicja potrzebuje pomocy w walce z nowotworem mózgu❗️

Alicja, młoda i piękna kobieta, moja siostra bliźniaczka (z trojaczków) i najlepsza przyjaciółka, potrzebuje naszej pomocy w walce z nowotworem mózgu.Zdiagnozowany zaledwie miesiąc temu, rak odebrał jej siły i sprawność fizyczną, ale nie złamał jej ducha walki.Ala jest osobą pełną życia, empatyczna, o wielkim sercu, która zawsze chętnie pomagała innym. Teraz sama potrzebuje wsparcia, aby wygrać tę trudną walkę. Początek walki Jej historia rozpoczęła się 14 kwietnia, kiedy nagły, silny ból głowy, na który skarżyła się od 2 tygodni, zmusił ją do wizyty w szpitalu.  Badania tomograficzne wykryły zmianę, a lekarz oznajmił - “Niestety, jest guz”.Mimo początkowego szoku i niedowierzania, Alicja nie traciła nadziei. Poddała się operacji, podczas której guz został całkowicie usunięty. Niestety, radość z sukcesu trwała krótko. Wyniki badań histopatologicznych potwierdziły najgorsze obawy - glejak IV stopnia, jeden z najbardziej agresywnych nowotworów mózgu. Informacja o stopniu została ukryta przed Alicją, by oszczędzić jej dodatkowego cierpienia. Pogorszenie stanu i nowe wyzwania Alicja straciła czucie w lewej ręce i słabła. Ból był tak silny, że nawet silne leki nie przynosiły ulgi. Serce mi pękało. Po 10 dniach od operacji, pomimo wciąż słabego stanu, Ala została wypisana do domu. Po 2 dniach została zabrana przez karetkę na oddział neurologii gdy straciła czucie w prawej nodze. Nie chodziła. Kolejne badania ujawniły nową zmianę w mózgu, która została zdiagnozowana jako udar. Alicja przeszła przez dwie poważne choroby neurologiczne jednocześnie. Niezłomna determinacja i walka o życie Walka trwa. Alicja straciła czucie w prawej nodze i ręce, przeszła udar mózgu. Mimo bólu i osłabienia, nie poddaje się. Z determinacją walczy o życie i każdy kolejny dzień.Obecnie Alicja przebywa na Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku, gdzie zostanie poddana chemioterapii i radioterapii. Niestety, medycyna konwencjonalna w przypadku tego typu nowotworów nie daje zbyt wielu nadziei. Nadzieja na ratunek Jedyną szansą na uratowanie Alicji jest Nanoterapia połączona z Immunoterapią. Ta innowacyjna metoda leczenia, niedostępna w Polsce w ramach publicznej służby zdrowia, oferuje nadzieję na trwałe zniszczenie komórek nowotworowych i oszczędzenie zdrowych tkanek mózgu. Niestety, koszt leczenia to ogromne 210 000 złotych, do których dochodzą jeszcze miesięczne koszty suplementów, diety i innych niezbędnych elementów terapii, sięgające 14 000 złotych. Apel o pomoc Rodzina i przyjaciele Alicji robią wszystko, co w ich mocy, aby zebrać potrzebną sumę. Czas jednak jest bezwzględny. Im szybciej uda się zgromadzić środki, tym szybciej Alicja będzie mogła rozpocząć Nanoterapię i zawalczyć o swoje życie. Każda złotówka, każdy gest ma znaczenie! Razem możemy dać Alicji szansę na życie! Jak możesz pomóc? ● Przekaż darowiznę ●Udostępnij zbiórkę: Pomóż nam dotrzeć do jak największej liczby osób, udostępniając zbiórkę na swoich profilach w mediach społecznościowych i forach internetowych.● Zorganizuj zbiórkę: Możesz zorganizować zbiórkę wśród znajomych, rodziny lub w swojej firmie. Każda złotówka ma znaczenie!●Modlitwa i wsparcie moralne: Twoje dobre myśli i pozytywna energia są dla Alicji niezwykle ważne. Dziękujemy za każdą pomoc! Rodzina i przyjaciele Alicji

155 066,00 zł ( 38,56% )
Brakuje: 247 062,00 zł
Zoe Rzepecka
Pilne!
11 dni do końca
Zoe Rzepecka , 6 lat

POMOCY! Nowotwór, który chciał zabić Zoe ponownie zaatakował❗️

Wznowa! Najgorsze, co może usłyszeć, rodzic dziecka z onkologii. Potrzebujemy Waszej mobilizacji, by ponownie zmierzyć się z nowotworem który atakuje naszą córeczkę! Po kilku chemioterapiach i kilkunastu wizytach w najlepszym ośrodku leczenia siatkówczaka na świecie wydawało się, że Zoe Rzepecka i jej rodzina mogą odetchnąć z ulgą. Niestety… na początku kwietnia badania bez wątpliwości wykazały, że nowotwór znów pojawił się w oczku Zoe i to, co wydawało się przeszłością, zaczęło się od początku. W prawym oku Zoe znów szaleje rak. Dzięki temu, że Zoe była pod opieką najlepszych lekarzy, można było od razu wdrożyć leczenie i ograniczyć szanse na dalsze rozprzestrzenianie się nowotworu i zajęcie nerwu wzrokowego. Niestety, aby zupełnie zniszczyć ognisko komórek nowotworowych, potrzebne są dalsze specjalistyczne badania, kosztowna laseroterapia i chemioterapia, długoletnie leczenie i wielokrotne wizyty w Memorial Sloan Kettering Cancer Center w Nowym Jorku. Historia Zoe sprzed lat:Dawno, dawno temu daliśmy naszej córce na imię Zoe. To znaczy “życie”. Nie sądziliśmy wtedy, że śmierć będzie czyhała na nią tuż za rogiem. Ta opowieść ma swój początek w czasie, kiedy szkoły były już zamknięte z powodu epidemii, a do sklepów ustawiały się długie kolejki. Był 29 marca, dzień przed jej drugimi urodzinami. W prawym oku Zoe zauważyliśmy odblask światła, który wyglądał dość osobliwie – źrenica była zupełnie biała. Nie sądziliśmy wtedy jeszcze, że to zwiastun całej serii niefortunnych zdarzeń. Sprawdziliśmy w internecie z ciekawości – myśleliśmy, że to interesujące zjawisko fizyczne. Okazało się, że to zjawisko ma swoją nazwę i szybko przekonaliśmy się, że wolelibyśmy nigdy go nie widzieć. U nikogo. Leukokoria – dosłownie “biała źrenica” – może być symptomem wielu chorób. Wśród nich – nowotworu siatkówki. Z całej siły staraliśmy się wierzyć, że to tylko zaćma. Po kilku dniach wizyta u okulisty a później USG oka rozwiały wszelkie wątpliwości. Mamy dziecko chore na nowotwór złośliwy. Tak, może umrzeć, stracić oko lub co najmniej wzrok. Otrzymaliśmy pilne skierowanie do szpitala na kolejne badania i kilka dni później, kiedy nasi znajomi odpowiedzialnie zostali w domach, my gnaliśmy do szpitala na drugi koniec kraju Seria wiadomości, które otrzymaliśmy, gdy poznaliśmy wyniki, przypominała jazdę na kolejce górskiej. Z jednej strony potężna ulga – guz nie dał do tej pory przerzutów do głowy i nie zajął lewego oka. Nie zajął też nerwu wzrokowego i plamki żółtej, co dało nam zastrzyk nadziei na zupełne wyleczenie. Z drugiej strony dotarła informacja o tym, że guz zdążył się rozsiać w szklistce oka. Wielkość nowotworu została oceniona w kategorii “D”. Skala kończy się na “E”. Wiedzieliśmy jednak, że w Polsce od kilku lat w przypadku siatkówczaka stosuje się chemioterapię dotętniczą. Taką, która celuje bezpośrednio w nowotwór. Bardzo skuteczną. To był tydzień, w którym żyliśmy pomiędzy “guz jest duży i rozsiany w oku” a “Zoe czeka bardzo skuteczna terapia i ma szansę na uratowanie wzroku”. Przeczytaliśmy sto artykułów o wyjątkowej skuteczności leczenia wspomnianą metodą. Byliśmy optymistami. Ostateczny kres naszemu optymizmowi przyniósł kolejny tydzień, wizyta na oddziale onkologii i próba podania chemioterapii dotętniczej. Nieudana. Usłyszeliśmy, że ze względu na budowę anatomiczną Zoe i ułożenie tętnic, podanie najskuteczniejszej możliwej terapii będzie niemożliwe. Teraz już wiemy, jak boli podcięcie skrzydeł. Nie próbowano po raz kolejny. Tego samego dnia lekarze zdecydowali o podaniu chemioterapii ogólnej. Tej, która nie trafia bezpośrednio do siatkówczaka, tylko obciąża cały organizm. W rozmowie z lekarzem uzyskaliśmy informację, że podjęta metoda leczenia ma szansę uratować życie Zoe. Być może też gałkę oczną. Wzroku w prawym oku – prawie na pewno nie. Mimo, że nerw wzrokowy nie jest zajęty przez nowotwór, kontynuacja leczenia w takiej formie będzie oznaczała jedno – nie ma możliwości uratowania życia Zoe bez poświęcenia jej wzroku w prawym oku i obciążenia jej dwuletniego organizmu kolejnymi seriami chemioterapii. Widmo usunięcia oka – do tej pory niewyraźne – bardzo konkretnie zamajaczyło na horyzoncie. Nasza córka wciąż widzi. Biega. Wspina się na wszystko, co tylko nadaje się do wspinaczki – i na to, co się nadaje mniej, też. I to boli nas najbardziej – świadomość, że przyjdzie dzień, w którym zostanie podjęta decyzja o usunięciu oka, które wciąż mogłoby widzieć. Jest jednak światełko w tym tunelu – i tym razem nie jest to złowrogi refleks słońca w źrenicy. Światełko – jak pewnie się domyślacie – świeci z zagranicy. Konkretnie – z Nowego Jorku. Lekarze z Memorial Sloan Kettering Cancer Center leczą nawet tak duże nowotwory, jak ten naszej córki. I nawet te u dzieci z nieco bardziej skomplikowaną budową tętnic. Leczą – to znaczy ratują życie, oczy i wzrok. Koszt leczenia siatkówczaka w tamtym miejscu opiewa na milion złotych – bez kosztów okołomedycznych i przelotu. Dla nas ten milion to cena za normalne życie Zoe. Dlatego jesteśmy zdeterminowani. Zdeterminowani, ale i przerażeni. Nie tylko kwotą, która niewyobrażalnie przekracza nasze możliwości finansowe. W dobie pandemii nawet rzeczy najprostsze stają się zaawansowanymi operacjami logistycznymi – od wydania paszportu po organizację lotu do Stanów. Zrobiliśmy to z Waszą pomocą. Wyjechaliśmy do Stanów Zjednoczonych, by po kilku tygodniach usłyszeć z ust lekarzy – Państwa córeczka jest zdrowa, możecie wracać do domu! Dziś w obliczu koszmaru jakim jest wznowa nowotworu, znów stajemy w obliczu ogromnego wyzwania. Nie wyobrażamy sobie, by nasza córeczka trafiła w inne ręce, niż ludzi, którzy już raz ocalili jej życie.  Znów walczymy o największą szansę naszego dziecka, szansę na kolejne kilkadziesiąt lat, w których będzie mogła bez przeszkód zarywać noce nad książkami, zostać świetnym kierowcą albo nadal wspinać się na wszystko, co tylko nadaje się do wspinania – i na to, co się nadaje mniej, też.

154 985,00 zł ( 26,48% )
Brakuje: 430 122,00 zł
Mateusz Płaczek
Mateusz Płaczek , 33 lata

Został brutalnie pobity❗️Potrzebna pomoc dla Mateusza❗️

Był pełen pasji, pomysłów oraz planów na przyszłość. Wszystko to legło w gruzach w nocy z 27 na 28 kwietnia, kiedy to wracając do domu, został brutalnie pobity... Atak zostawił go z urazem głowy a nas z sercami pełnymi strachu o jego życie. Mój brat, 33-letni Mateusz, dotychczas był osobą pełną radości życia, otoczoną gronem przyjaciół, którzy zawsze mogli na niego liczyć. Wrażliwy człowiek, honorowy krwiodawca, uzdolniony muzyk. Dotychczas pracował jako motorniczy tramwaju we wrocławskim MPK, gdzie z ogromnym zaangażowaniem odpowiadał za bezpieczny transport pasażerów.  Po skomplikowanej operacji neurochirurgicznej, polegającej na usunięciu krwiaka mózgu, wiele dni przebywał w śpiączce. Konsekwencją urazu głowy jest upośledzenie pracy układu nerwowego, które objawia się afazją, niedowładem lewej strony ciała, a także zaburzeniami pracy układu oddechowego.  Brat przebywa obecnie na oddziale intensywnej terapii. Oddani lekarze uratowali mu życie, ale jedyną szansą na powrót do samodzielności jest kosztowna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku. Proszę z całego serca o pomoc w zebraniu środków, które pomogą naszemu Mateuszowi stanąć na nogi, odzyskać zdrowie, wrócić do rodziny i przyjaciół. Bliscy

104 243,00 zł ( 54,43% )
Brakuje: 87 247,00 zł
Martyna Nowak
Pilne!
Martyna Nowak , 27 lat

Operacja kręgosłupa to ostatnia szansa, aby Martyna mogła pozbyć się bólu! Pomóż!

Jestem Martyna, mam 27 lat i od dziecka zmagam się ze skoliozą, która obecnie bardzo komplikuje mi życie. Dotychczas miałam do wyboru operację, która na zawsze usztywni moje plecy rujnując wiele moich marzeń lub życie ze skoliozą, która z każdym kolejnym rokiem boli mocniej – fizycznie i psychicznie... Przez wiele lat nie wiedziałam, co powinnam zrobić, jaką podjąć decyzję.... I kiedy już prawie pogodziłam się z nieuchronnym, pojawiła się iskierka nadziei. Przypadkowo natknęłam się na informację o nowej metodzie operacyjnego leczenia skoliozy – ASC, czyli zabiegu, który prostuje kręgosłup nie usztywniając go! Wiedziałam, że ten zabieg może być moim jedynym ratunkiem. Niestety, metoda ta nie jest stosowana w naszym kraju... Pełna obaw i lęku pojechałam na wizytę do Eifelklinik St. Brigida w Simmerath w Niemczech. Do samego końca nie wierzyłam, że to wszystko jest możliwe. Jednak udało się! Przeszłam kwalifikację i otrzymałam zgodę na operację. Poczułam wielką radość i strach jednocześnie, ponieważ dowiedziałam się, że zabieg powinien odbyć się jak najszybciej. Jeśli mój kręgosłup przestanie być wystarczająco elastyczny, raz na zawsze stracę szansę na operację metodą ASC i powrót do moich pasji.... Niestety, koszt jest ogromny i znacznie przekracza moje możliwości.  Tak bardzo boję się, że nie zdążę, że moja ostatnia nadzieja na komfortowe życie i pokonanie choroby zgaśnie.   Chciałabym móc żyć jak inne osoby w moim wieku, bez ciągłego zastanawiania się co będzie dalej... Chciałabym realizować swoje pasje i marzenia, nie myśląc o chorobie i ograniczeniach. Niestety, koszt operacji to około 240 tys. zł! Na chwilę obecną udało mi się zgromadzi około 100 tys. zł, jednak to wciąż za mało...  Jeżeli chciałbyś mi pomóc i wpłacić, choć symboliczną złotówkę – będę Ci bardzo wdzięczna... Twoje wsparcie będzie nieocenione!  Martyna Dowiedz się więcej:  ➡️ Operacja skoliozy, by wreszcie zacząć żyć 💚 Licytacja na Facebooku:  ➡️ Licytacje dla Martyny!

286 262,00 zł ( 91,47% )
Brakuje: 26 683,00 zł
Iwona Balsam
Pilne!
Iwona Balsam , 34 lata

"Mamo, nie mogę Cię stracić..." – pomóż uratować Iwonę przed nowotworem❗️

Nazywam się Iwona. Mam 34 lata. Mam wspaniałego syna, narzeczonego, z którym planuję ślub, wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Mam też złośliwy nowotwór, który próbuje zniszczyć moje życie, w którym przeszłam już naprawdę dużo. Proszę Cię, zatrzymaj się na chwilę, przeczytaj mój apel i daj mi szansę na życie… Wychowuje synka Kacpra, który ma 15 lat. Od zawsze był dla mnie najważniejszy. Stracił tatę, gdy miał kilka lat… Nie wyobrażam sobie, że i mnie miałoby zabraknąć w jego życiu. Jesteśmy tak blisko, spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. W opiece nad Kacprem pomaga mi mój narzeczony. W czerwcu tego roku chcielibyśmy wziąć ślub… Czy zdążę? Mimo że jestem dość młodą osobą, to w życiu wycierpiałam już naprawdę dużo. Od 2017 roku zmagam się z endometriozą. Jest to straszna choroba powodująca bóle nie do wytrzymania. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Nagle pojawiła się nadzieja na normalne życie. Była to operacja w prywatnej klinice, której koszt wynosił 25 tysięcy złotych. Poddałam się operacji, dzięki czemu zaczęłam żyć na nowo - bez bólu!  Odzyskałam sens życia. Znowu byłam szczęśliwa i spełniona. Nie trwało to długo… W 2020 roku poczułam, że znowu dzieje się coś niedobrego. Bolało mnie całe ciało i odsyłano mnie od lekarza do lekarza. Dwa lata walczyłam o diagnozę, która okazała się tragiczna! Usłyszałam wyrok – guz prawego nadnercza, 16-centymetrowy. Świat się dla mnie zawalił, ale mimo wszystko postanowiłam walczyć. 11 lipca 2022 roku poddałam się operacji usunięcia guza, węzłów chłonnych oraz prawego nadnercza. Wierzyłam, że będzie już tylko lepiej. Jednak badania histopatologiczne kolejny raz nie były dla mnie łaskawe. Zdiagnozowano przerzuty na węzły chłonne oraz usłyszałam dodatkowe, bardzo gorzkie słowa: “Niestety, ma Pani ogromnego pecha. To rak dziecięcy, neuroblastoma…”. W tym momencie wiem, że zainfekowany jest cały brzuch, czekamy na informacje, gdzie dokładnie umiejscowił się potwór… W Polsce założyli ręce i nie wiedzieli, jak mnie leczyć. Postanowiłam poszukać innego leczenia i pojawiła się nadzieja na terapię w Barcelonie. Jest bardzo skuteczna, jednak przekracza moje możliwości finansowe. A ja naprawdę bardzo chcę żyć! Z całego serca proszę o pomoc. Każda – nawet ta najmniejsza wpłata – jest na wagę życia… A ja mam dla kogo żyć! Iwona ➤ Zbiórkę Iwony można także wspierać poprzez LICYTACJE ➤ TVP Lublin  ➤ TVP Warszawa ➤  #CHALLENGE_DLA_IWONY

8 715 485,00 zł ( 93,82% )
Brakuje: 573 335,00 zł
Alan Stępień
Pilne!
Alan Stępień , 4 latka

RATUJ 4-letniego Alanka❗️Nowotwór złośliwy sieje spustoszenie – musimy to zatrzymać❗️

Chciałabym, by było inaczej... Chciałbym usłyszeć, że to wszystko nieprawda, że mój synek nie umiera, a diagnoza lekarzy to wielka pomyłka. W jednej chwili straciłam niemal cały mój świat. 18 października obchodziliśmy 4. urodziny Alanka. Były kulki, balony, dużo dzieci i dużo zabawy. Nic nie zapowiadało tego, że za chwilę spotka nas taka tragedia. Nie mieliśmy nawet jak się na nią przygotować... Pod koniec października u Alanka zauważyłam guza w okolicy łuku brwiowego. Mój synek zawsze był bardzo energicznym dzieckiem, dlatego założyłam, że zwyczajnie gdzieś się uderzył – w końcu to 4-latek.  Po kilku dniach guz, zamiast się zmniejszać, robił się coraz większy. Zaniepokojeni udaliśmy się do internisty, który po dokładnym zbadaniu synka i analizie bardzo dobrej morfologii uznał, że wszystko jest w porządku. Potwierdził, że prawdopodobnie Alanek musiał się w coś uderzyć. Ze skierowaniem do okulisty opuściliśmy gabinet.  Na kontrolną wizytę umówiliśmy się dopiero na poniedziałek, ale niestety w trakcie weekendu guz zwiększał się na tyle szybko, że zaczął deformować i zamykać oczko Alanka. Postanowiliśmy nie czekać i zabrać czym prędzej synka na SOR. Na miejscu lekarze nie stwierdzili żadnych dolegliwości okulistycznych. Uspokojeni siedzieliśmy na korytarzu, oczekując na dokumentację medyczną. Jeden z przechodzących właśnie lekarzy, zwrócił na nas uwagę. Podszedł do Alanka i zapytał, czy może zbadać guza, bo go coś bardzo zaniepokoiło. Po chwili oznajmił nam, że natychmiast mamy udać się na tomograf, a on za chwilę przybiegnie ze skierowaniem. Byliśmy bardzo zaskoczeni. Alanka przyjęto na oddział i przeprowadzano wszystkie badania. Czekaliśmy na wyniki, rozmyślając, jaki smak lodów za chwilę zjemy. Obiecałam synkowi, że resztę popołudnia spędzimy, tak jak on będzie chciał. W końcu przyszli do nas lekarze. Poprosili, bym na chwilę usiadła. “Pani syn ma guza” – dodał jeden z lekarzy. Roześmiałam się w głos – “przecież to widzę na własne oczy” – powiedziałam. “Pani, źle nas zrozumiała. Alanek ma 20 cm guzów w nadnerczach, a zgrubienie na czole to przerzut. To nowotwór złośliwy, przykro nam”.  Nic więcej nie pamiętam. Obudziłam się po kilku minutach, leżąc w szpitalnym łóżku. Zemdlałam. Nie mogłam uwierzyć w słowa lekarzy. Przecież za chwilę mieliśmy iść razem na lody, a potem na spacer… Nikt z nas nie spodziewał się, że życie Alanka jest w takim niebezpieczeństwie.  Neuroblastoma IV stopnia zaczęła siać spustoszenie w nadnerczu, stamtąd dawała przerzuty do oczodołu i zatoki szczękowej oraz szpiku. W związku z tym lekarze natychmiast podjęli decyzję o wdrożeniu intensywnego leczenia. Alan został objęty najcięższym protokołem.  Od momentu przyjęcia pierwszej chemii nie ma takiego dnia, by nie cierpiał. W ciągu kilku dni zmienił się tak bardzo, że nie poznawała go najbliższa rodzina, nie poznawałam go nawet ja… Alan przelewał się przez ręce. Nie jadł, nie pił, nie oddawał moczu. Męczyły go silne wymioty. Z oczu płynęła krew… Był tak osłabiony, że nie wstawał z łóżka. Nie miał siły przejść kilku kroków. Poruszał się wyłącznie na wózku.  A ja byłam przy nim każdego dnia. Z bliska przyglądałam się, jak rak odbiera mi moje najdroższe dziecko… Starałam i wciąż staram się być silna. Ale czasem po prostu nie potrafię… Tych wspomnień nie wymarzę nigdy z mojej pamięci. Pewnego dnia moje serce bezpowrotnie rozsypało się na milion kawałków. 27 lutego Alanek przeszedł bardzo ciężką operację. Lekarze wycięli 98% z 20-centymetrowej masy nowotworowej znajdującej się w jego nadnerczach. Miesiąc temu Alanek przyjął ostatnią dawkę megachemii. 21 i 22 marca, czyli w ciągu ostatnich dwóch dni, przeszedł autoprzeszczep szpiku z pobranych wcześniej komórek macierzystych.  Przez najbliższe tygodnie będzie dochodził do siebie, oczekując na kontrolne badania. Wtedy dowiemy się, czy magachamia wyniszczyła wszystkie ogniska nowotworowe. Przed nami jeszcze radioterapia i immunoterapia. Długie i agresywne leczenie. Mój synek nie jest już tym samym dzieckiem. Silne leki, a także uciskające guzy zmieniły jego zachowanie. Alanek szybko się denerwuje, nie chce współpracować. Na każdym kroku musimy uważać, by nie zrobił sobie krzywdy. Wspieram go, przytulam i zapewniam, że jeszcze będzie dobrze... Jego przypadek jest niezwykle ciężki. Niestety, dodatni N-MYC sprawia, że wznowa przyjdzie niemal na pewno. Muszę zrobić wszystko, by go przed tym uchronić. Szansą jest prowadzona w USA terapia przeciwko wznowie dla takich dzieci jak Alanek. Niestety jej koszt jest ogromny, co czyni ją na ten moment poza naszym zasięgiem… To jednak jedyna możliwość, by wyleczyć mojego synka, by wyrwać go ze szponów tej okrutnej choroby. Nie mogę siedzieć i czekać bezczynnie, wiedząc, że istnieje leczenie, które może mu pomóc. Proszę, jak mama mamę, przyjaciółka przyjaciółkę, pomóż mi… Spotkał nas dramat, o którym nie śniłam w najgorszych snach. Nie wyobrażam sobie życia bez Alanka. Jest sensem mojego życia… Jeżeli go stracę, moje życie także straci sens.  Proszę o każdą pomoc. Oliwia, mama dzielnego Alanka ➡️ ALAN vs. NEUROBLASTOMA – Licytacje charytatywne dla Alanka [FACEBOOK]

549 855,00 zł ( 30,4% )
Brakuje: 1 258 656,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki