Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Wiktor Szparagowski
Wiktor Szparagowski , 20 lat

By móc żyć, funkcjonować... po prostu słyszeć❗️

Dziękujemy za odzew dobrych serc! Chcielibyśmy powiedzieć, że dla naszej rodziny to już koniec zmagań. Chcielibyśmy, ale znów pojawiły się przeszkody. Moja historia: Jestem już dorosły. Nie mam wygórowanych oczekiwań, ani pragnień. Mam tylko jedno marzenie – słyszeć.  Tak bardzo chciałbym być w pełni samodzielny. Wielokrotnie, wychodząc z domu, czuję lęk, ponieważ nie wiem, czy będę w stanie zareagować w niebezpiecznej dla mnie sytuacji. Wiem natomiast, że na razie niczego nie usłyszę i to znacznie obniża moje szanse ! Każdego dnia budzę się z tą samą myślą – chcę słyszeć. Od urodzenia bowiem zmagam się z niedosłuchem, który tak bardzo utrudnia mi codzienność! Mimo że przeszedłem wiele operacji i reoperacji, problem ze słuchem wciąż powraca. Muszę korzystać z aparatów słuchowych. Sytuację komplikuje fakt, że bardzo często mam wydzieliny ropne z uszu, które po prostu je zalewają! Aparaty się psują i muszę korzystać z zastępczych, które są słabej jakości...   Codziennie mogę liczyć na wsparcie mojej cudownej mamy, jednak i ona nie jest w stanie pomóc mi całkowicie. Dlatego postanowiłem znów poprosić Was o pomoc w zakupie wodoodpornych aparatów słuchowych, które są dla mnie jedyną szansą i pokrycie kosztów rekonstrukcji stomatologicznej. Mam dużo słabszych dni, kocham tylko te dobre... Tych lepszych jest jednak bardzo mało w mym życiu. Jeżdżę z moją mamą do specjalistów, takich jak psychiatra i otolaryngolodzy. Chcę być jak moi rówieśnicy. Chcę i pragnę żyć jak każdy z nas! Bez Was, moje marzenie o samodzielności będzie ciągle poza moim zasięgiem. Bardzo proszę, pomóż mi! Wiktor ➡️ licytacje dla Wiktora

52 762,00 zł ( 61,99% )
Brakuje: 32 345,00 zł
Oliwka Kraczek
Pilne!
Oliwka Kraczek , 3 latka

PILNE: Potrzebujemy 10 MILIONÓW, by powstrzymać SMA❗️Czas Oliwki się kończy❗️

BARDZO PILNE! U naszej 3-letniej córeczki lekarze zdiagnozowali SMA – chorobę, która każdego dnia zabija jej malutkie mięśnie! Jedyną szansą na ratunek jest terapia genowa, za którą musimy zapłacić blisko 10 MILIONÓW ZŁOTYCH!  Czas naszej córeczki liczony jest w kilogramach, ponieważ zostały jej ostanie 2 kilogramy do przyjęcia leku! Terapię mogą przyjąć jedynie te dzieci, które nie przekroczyły wagi 13,5 kg, a dziś Oliwka waży już 11,5 kg. Oznacza to, że mamy niewyobrażalnie mało czasu, by jej pomóc! Gdy córeczka przekroczy granicę, lekarze odmówią jej leczenia... Błagamy o POMOC! Postawienie ostatecznej diagnozy w przypadku Oliwki zajęło naprawdę wiele czasu, bardzo cennego czasu. Córeczka urodziła się zdrowa. Przez pierwsze miesiące rozwijała się prawidłowo. Dopiero z czasem zaczęliśmy zauważać, niepokojące objawy. Inne dzieci w jej wieku potrafiły już siadać i raczkować, ona wciąż nie umiała utrzymać równowagi. To bardzo nas niepokoiło… Lekarze uspokajali nas, że każde dziecko rozwija się w swoim tempie i powinniśmy dać Oliwce jeszcze trochę czasu. I faktycznie, ku naszemu zaskoczeniu i oczywiście ogromnej radości, po kilku tygodniach córeczka zaczęła siadać. Odetchnęliśmy z ulgą. Mijały kolejne miesiące. Córeczka skończyła rok, więc z niecierpliwością czekaliśmy na jej pierwsze kroki. Niestety, choć próbowaliśmy różnych sposobów, Oliwka nie zaczęła chodzić. Mimo kolejnych zapewnień lekarzy, że ma na to jeszcze czas, nie odpuszczaliśmy, bo w głębi duszy czuliśmy, że coś jest jednak nie tak. Biegaliśmy od lekarza do lekarza, szukając przyczyny. Byliśmy u pediatrów, ortopedów, genetyków, neurologów. W międzyczasie też u kilku fizjoterapeutów, z którymi już wtedy rozpoczęliśmy rehabilitację.  Wciąż nie znaliśmy powodów, dla których Oliwka zmagała się z takimi problemami. Dopiero po wielu wizytach jeden z lekarzy zaproponował diagnostykę w kierunku SMA. To był dla nas ogromny szok, nie mogliśmy uwierzyć w to, co usłyszeliśmy. SMA? Jak to możliwe? Przecież Oliwka urodziła się jako zdrowa dziewczynka…  Niestety, wynik pierwszego badania był niejednoznaczny i wskazywał tylko na nosicielstwo. Za radą lekarza wykonaliśmy jeszcze jedno, bardziej wnikliwe badanie. Na jego wyniki musieliśmy czekać ponad 2 miesiące! Przeprowadzone wtedy badanie wykluczyło SMA, co spowodowało zmianę kierunku dalszej diagnostyki. Oczywiście ucieszyło nas to, że Oliwka nie jest chora, ale wciąż nie wiedzieliśmy, co jej dolega. Czuliśmy, że straciliśmy kolejne cenne miesiące.  Z bólem patrzyliśmy, z jakim trudem nasza córeczka próbuje się poruszać. Czekaliśmy na dzień, w którym ktoś w końcu powie nam, co się dzieje i dlaczego nasze dziecko przestało się rozwijać. Nie potrafiliśmy przespać  spokojnie nocy, wciąż zadawaliśmy sobie pytania, czekając na cud.  Zrozpaczeni i zupełnie bezradni zdecydowaliśmy się zgłosić do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam przeprowadzono trzecie, rzadsze badanie w kierunku SMA i ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu badanie potwierdziło chorobę.  Byliśmy zrozpaczeni… Do tego świadomość, że straciliśmy prawie 1.5 roku na diagnostykę, była przygnębiająca. Kosztowało nas to mnóstwo nerwów i stresu. Dziś Oliwka ma już 3 latka! Wciąż nie chodzi ani nie stoi samodzielnie.  SMA to bardzo rzadka, niezwykle podstępna choroba genetyczna, która krok po kroku zabija jej mięśnie. Co to oznacza? Z każdym dniem Oliwka będzie coraz słabsza, aż z czasem zupełnie utraci sprawność. Najpierw przestanie raczkować, później nie będzie miała siły nawet usiąść, aż w końcu choroba przykuje ją do łóżka na zawsze! Nie możemy przecież na to pozwolić! Szansą jest dla niej wyłącznie terapia genowa jednym z najdroższych leków na świecie, na którą potrzebujemy blisko 10 MILIONÓW ZŁOTYCH! Wciąż nie potrafimy pogodzić się z diagnozą, wciąż nie rozumiemy, dlaczego nas to spotkało. Jednak teraz najważniejsze jest zdrowie i życie Oliwki, dlatego nie wahając się ani chwili rozpoczynamy zbiórkę. Równocześnie córeczka pozostaje pod opieką lekarzy, przyjmuje zastrzyki, które choć spowalniają rozwój SMA, nigdy nie zatrzymają tej okrutnej choroby...  Nie będziemy w stanie zebrać takiej sumy własnymi siłami. W obecnej sytuacji musimy Was już nie tylko prosić, lecz BŁAGAĆ o pomoc! Każda wpłata, udostępnienie zbiórki i Wasze wsparcie są dla nas na wagę złota.  Staramy się wierzyć w CUD, w cud, który musi się wydarzyć, abyśmy zdążyli uratować Oliwkę… Rodzice Oliwki ➡️ Śledź losy Oliwki na Facebooku! ➡️ Razem dla Oliwki – LICYTACJE ➡️ Instagram oliwka_kraczek_walczy_z_sma  ✍🏻 Dwa kilogramy czasu. Oliwka z Lublina potrzebuje najdroższego leku świata 🎥 TVP3 LUBLIN - 08.01.2024 🎥 Panorama Lubelska TVP3 LUBLIN 📣 Radio Plus – "SMA i pilna pomoc dla chorej Oliwki Kraczek" 📣 Polskie Radio Lublin  ✍🏻 Wspólnota Opolska (lublin24.pl) – "Oliwce zostały już tylko dwa kilogramy do zebrania 10 mln zł" 🎥 TVP3 Lublin – Między Wisłą i Bugiem (wywiad od 01:45:40)

5 734 561,00 zł ( 56,63% )
Brakuje: 4 390 971,00 zł
Magdalena, Andrzej, Maciej, Marta, Wiktor, Weronika, Justyna i Ewa Gołaszewscy
Magdalena, Andrzej, Maciej, Marta, Wiktor, Weronika, Justyna i Ewa Gołaszewscy , 11 lat

Rodzina nękana przez choroby nowotworowe ❗️ Pomóż im stworzyć godny dom❗️

Choruje niemal cała nasza rodzina. Trzy córki i mąż zmagają się z nieuleczalną chorobą – neurofibromatozą typu 1 wzmagającą ryzyko wystąpienia złośliwych nowotworów. I tak się dzieje... Weronika jest po dwóch chemiach, Madzia po czterech, a czekają ją kolejne. Na tę chwilę nie widzi w ogóle na lewe oczko. U najmłodszej Martusi oprócz glejaków powstał nerwiak. Każde z tych słów wywołuje we mnie paniczny strach o życie i zdrowie dzieci. Mamy jeszcze dwóch synów. Maciek jest diagnozowany od 8. roku życia na zmiany w głowie, a na koniec 2023 dowiedzieliśmy się, że Wiktor cierpi na wodonercze lewej nerki. Nic nie jest dla mnie tak ważne, jak zdrowie moich dzieci. To dzięki nim, mojej wspaniałej piątce, wraz z mężem mamy motywację każdego dnia do tego, by budzić się i od nowa kolorować ich świat. Niestety, nasze plany bardzo często wyglądają inaczej niż te, które zaplanował nam los... Trudno wyliczać co przeszli moje dzieci i mąż, zliczyć ile dni spędziliśmy w szpitalu. Kolejne diagnozy spadają na nas lawiną i jedyne co możemy zrobić, to stać twardo na ziemi i nie dać się im całkowicie porwać w otchłań. Ale gdyby tego było mało, od trzech lat mąż jest prawnym opiekunem swojej niepełnosprawnej siostry. Od trzech lat żyjemy więc na dwa domy – ja z dziećmi w mieszkaniu komunalnym w Reszlu, a mąż opiekuje się siostrą w Troksach. Nie mamy niestety możliwości, by szwagierka zamieszkała u nas, a w jej domu nie ma warunków dla 8 osób. Udało nam się zakończyć sprawy spadkowe związane z domem i chcielibyśmy zacząć remont, by w końcu zapewnić dzieciom warunki, dostosować wszystko do nich i niepełnosprawnej szwagierki, a potem zamieszkać razem. Ale ciągłe wizyty, leczenie i nieplanowane wydatki wywracają nasze plany. Codzienne życie jest intensywne, chaotyczne... Ciężko nawet pisać jak wygląda, ponieważ wszystko ciągle się zmienia. Potrzeby, nowe diagnozy, nagłe pogorszenia zdrowia – nie jesteśmy w stanie zawsze przewidzieć wszystkiego. Mąż w ostatnim czasie bardzo podupada na zdrowiu. Wykryto u niego niezłośliwy nowotwór na rdzeniu kręgowym, a 2 lata temu przeszedł obustronne zapalenie płuc i będąc w szpitalu, zaraził się gruźlicą. Jego płuca są zniszczone. Czasem chciałabym uciec, wypłakać wszystkie łzy, a wraz z nimi pożegnać choroby całej mojej rodziny. Potem wrócić do domu, w którym wszystko będzie wyglądać tak, jak powinno, w którym dzieci i rodzice będą cieszyć się zdrowiem i swoją obecności.  Wciąż wierzę, że jeszcze się to uda. I dla nas nadejdą słoneczne dni, znów wszyscy razem będziemy głośno się śmiać, a jedyne łzy, które będą się wtedy pojawiać to łzy radości. Wciąż walczymy o zdrowie i życie, wciąż leczymy się i wspieramy. Ale przychodzę tutaj jeszcze raz z gorącą prośbą – Czy pomożesz nam stworzyć dom, w którym moglibyśmy żyć bez strachu? Justyna

87 440,00 zł ( 27,39% )
Brakuje: 231 709,00 zł
Marta Łazarska
Pilne!
Marta Łazarska , 42 lata

Dramatyczny wyścig z czasem – bez leczenia został mi ROK życia❗️Błagam o POMOC❗️

Pełna lęku i obaw, z duszą na ramieniu, przeszywającym bólem całego ciała wyruszam w ostatnią podróż. W głowie mam tylko jeden cel – pokonać raka, wyzdrowieć i przeżyć… Bez leczenia został mi zaledwie rok życia. A ja chcę żyć, chcę żyć dla mojej rodziny, dla moich kochanych dzieci, dla siebie... Aby tak się stało, muszę natychmiast rozpocząć leczenie ostatniej szansy – innowacyjną chemioterapię w szpitalu uniwersyteckim w Los Angeles. Jedyną na świecie, która jest w stanie mi pomóc.  Mój świat runął dokładnie 23 czerwca 2023 roku, kiedy to zdiagnozowano u mnie raka dróg żółciowych zlokalizowanego w wątrobie – nowotwór bardzo rzadki i agresywny, w stadium zaawansowanym. Ten typ raka rozwija się podstępnie, bezobjawowo, zamykając szanse na wczesną diagnozę i tym samym pozytywne rokowania. Dziś opcje leczenia są niezwykle ubogie…  Gdy usłyszałam, że jestem śmiertelnie chora, w jednej sekundzie ziemia osunęła mi się pod nogami. Pytania kłębiły się w mojej głowie: Dlaczego ja? Dlaczego teraz? Nikt nie był w stanie na nie odpowiedzieć. Lekarze bezradnie rozkładali ręce… Początkowo miałam przejść operację, ale po paru tygodniach lekarze odkryli, że nowotwór rozprzestrzenił się także na kości. Ostatnia szansa na wyzdrowienie wygasła. Usłyszałam, że muszę pogodzić się z losem, że od teraz muszę myśleć o swoim przypadku w kategoriach choroby chronicznej...  Na pytanie ile czasu mogę żyć, usłyszałam: “Może trochę ponad rok…” Nie dwa, nie trzy lata... ROK!  Przeżyłam kolejny szok – za rok, mój synek będzie w średniakach, moja córeczka w zerówce... Dla matki myśl, że mogłabym odejść i zostawić ich tak maleńkich jest nie nie do wytrzymania. Przeszłam przez pierwszą ciężką chemioterapię w połączeniu z immunoterapią. Przez 5 miesięcy wyniki badań delikatnie się poprawiały... Mogłam na chwilę odetchnąć. Na krótko, bo w styczniu tego roku okazało się, że choroba postępuje dalej. Zaproponowano mi kolejną chemioterapię, która może wstrzymać postęp na kilka kolejnych miesięcy. Co potem? Potem pozostaje mi już tylko leczenie paliatywne i śmierć… Pomimo szoku i paraliżującego strachu, który dopada mnie w momentach zwątpienia, nie dałam za wygraną. Przeszukiwałam internet dzień i noc w poszukiwaniu nowych terapii, szukając ratunku… Czytałam opracowania naukowe, szukałam świadectw osób, którym udało się pokonać chorobę... I tak 1 stycznia, w Nowy Rok, znalazłam informację na temat badań klinicznych nowego leku, którego pierwsze wyniki okazują się bardzo obiecujące – u ponad 60% pacjentów zaobserwowano częściowe cofnięcie się choroby.  Badanie odbywa się w Stanach Zjednoczonych. Skontaktowałam się z laboratorium, jednym z ośrodków uczestniczących – szpitalem uniwersyteckim w Los Angeles. Wysłałam dziesiątki maili, przetłumaczyłam dokumentację i czekałam na jakąkolwiek odpowiedź... Wiedziałam, że to leczenie jest moją ostatnią nadzieją. Tydzień później otrzymałam potwierdzenie, że spełniam wymogi. Niemal od razu umówiłam się na wizytę z lekarzem na miejscu w Los Angeles. Usłyszałam, że mam szansę na rozpoczęcie leczenia pod koniec stycznia. Będę przyjmować silną chemioterapię wzmocnioną o dodatkową cząsteczkę, która jak dotąd skutecznie działa na zmiany nowotworowe u pozostałych pacjentów! W moim tunelu w końcu pojawiło się maleńkie światełko nadziei. Nadziei, którą dziś odebrała mi niemal cała reszta świata… Klinika w Izraelu, z którą byłam w tym samym czasie w kontakcie, odmówiła mi leczenia i zasugerowała udział właśnie w tych badaniach w USA...  Nie miałam już żadnych wątpliwości, że muszę z nich skorzystać. Niestety, ta innowacyjna terapia wiąże się z ogromnymi kosztami: muszę opłacić leki, badania, pokryć koszty zakwaterowania... Wstępnie oszacowaliśmy, że potrzebuję około MILIONA ZŁOTYCH. Dokładny kosztorys leczenia otrzymam w ciągu najbliższych dni.  Niestety, mimo największych starań nie jesteśmy w stanie pokryć tych wydatków z własnej kieszeni. 24 stycznia, czyli jutro wylatuję do USA. Z oszczędności mogłam jedynie pokryć loty, na terapię nie mam pieniędzy. Ale muszę podjąć to ryzyko, nie mogę już dłużej czekać, bo każdy dzień zwłoki mnie zabija... Dlatego też zwracam się do Was wszystkich o pomoc i wsparcie w sfinansowaniu leczenia. Czas gra na moją niekorzyść, leczenie muszę zacząć jak najszybciej, a nie mam na nie środków... Błagam, ta terapia jest obecnie moją jedyną nadzieją na pokonanie lub choćby ograniczenie choroby. Dziękuję Wam z całego serca! Marta, Nicolas mój mąż oraz dzieciaki Abigail i Simon Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

934 450,00 zł ( 87,83% )
Brakuje: 129 380,00 zł
Noemi Drajer
Noemi Drajer , 3 latka

Ogromny guz w ciele 3-latki... Ratuj Noemi❗️

4 kwietnia 2024. Tego dnia beztroskie dzieciństwo mojej Noemi się skończyło. Zamiast przedszkola i zabaw z rodzeństwem, jest szpitalna sala i chemioterapia… Do teraz trudno uwierzyć w to, co się stało. U mojej 3-letniej córeczki zdiagnozowano neuroblastomę IV stopnia! Okrutny guz przyszedł zabrać życie Noemi… Błagam o pomoc! Ta diagnoza to jeden z najgorszych rodzajów nowotworu. Guz jest ogromny i obecnie nie można go usunąć… Przylega bezpośrednio do przepony, uciska na wątrobę, prawą nerkę i rdzeń kręgowy. A przecież córeczkę tylko bolał brzuszek… Wiele razy przeszła USG i nikt nie zauważył nic niepokojącego! W październiku zeszłego roku Noemi zaczęła skarżyć się na ból brzucha, który nie pozwalał w nocy spać. Od razu zaczęliśmy szukać powodu tego stanu. Wizyta za wizytą, badania za badaniami, a diagnozy dalej nie było. Ból niestety powracał, a ja tak bardzo chciałam pomóc mojej kochanej dziewczynce. Nie wiedziałam już, co robić. A ona ciągle budziła się w nocy i płakała, prosiła, żeby już nie bolało… Przed świętami wielkanocnymi ponownie trafiliśmy do szpitala, ponieważ ból był już nie do zniesienia. Pojawiła się także gorączka. Wstępnie zdiagnozowano u córki zapalenie wyrostka robaczkowego. Wiedziałam, że w takich przypadkach trzeba działać szybko. Następnego dnia chirurg nie potwierdził jednak tej diagnozy! W szpitalu powiedziano, że możemy zostać na obserwacji, ale oni nie widzą takiej potrzeby… Kilka dni później, 4 kwietnia, znów pojawił się ból, temperatura. Córka odczuwała też ból nóżki. Na SORze lekarz wykrył coś niepokojącego i skierował nas na oddział onkologiczny. Z jednej strony cieszyliśmy się, że nie zostaliśmy po raz kolejni odesłani do domu, z drugiej było przerażenie… I nadzieja, że może jednak nie jest to nic aż tak poważnego… Ta nadzieja szybko umarła… Kolejne badania przyniosły okrutną diagnozę. Chyba najgorszą z możliwych… NEUROBLASTOMA IV stopnia! Ogromny guz o wielkości ponad 7 centymetrów w malutkim ciele Noemi… Niedowierzanie, złość, łzy i pytanie dlaczego?! Dlaczego moja córeczka?! Noemi rozpoczęła już chemioterapię. Jest tak niesamowicie dzielna! Chociaż pojawia się ból i pytania, o to dlaczego musi tu być… Trudno widzieć swoje malutkie dziecko na szpitalnej sali. Ta cała aparatura, igły, kroplówka, płacz innych dzieci i ich rodziców… Chciałabym, żeby ten koszmar się nie wydarzył. Ale musimy być silni dla córeczki! Z tatą Noemi jesteśmy przy niej cały czas. W szpitalu odwiedza ją rodzeństwo i rodzina. Jesteśmy w tym razem i wierzę, że przejdziemy przez te najgorsze momenty życia. Niedługo zostanie podjęta decyzja, czy będzie możliwa operacja wycięcia guza. Drżę też, czy nie pojawiły się przerzuty… Walka z nowotworem będzie długa i kosztowna. Po operacji i zakończeniu chemioterapii Noemi będzie potrzebować szczepionki przeciw wznowie. Niestety jest ona nierefundowana i kosztuje prawie 2 miliony złotych! Nie mamy takich pieniędzy… Dlatego przychodzę błagać Was o pomoc!  Jesteście naszą jedyną nadzieją. Ta droga dopiero się rozpoczęła, ale Noemi nie pokona jej sama. Wiele w rękach lekarzy, ale także każdej dobrej osoby, która zdecyduje się wspomóc tę zbiórkę. Liczy się każda złotówka i każde udostępnienie. Proszę, jak prosić może tylko matka śmiertelnie chorego dziecka...Katarzyna, mama Noemi ➡️ Facebook - Waleczna Noemi VS Neuroblastoma

168 997,00 zł ( 9,37% )
Brakuje: 1 633 003,00 zł
Zosia Przybylska
Zosia Przybylska , 9 lat

Rączki Zosi łamią się jak zapałki! Potrzebna pilna operacja❗️

Dzień, w którym Zosia przyszła na świat, był najpiękniejszym dniem naszego życia. Nie mogliśmy się jej doczekać! Widzieliśmy, jaka jest maleńka i krucha. Jak okazało się niedługo później, była delikatniejsza niż inne niemowlęta… U Zosi zdiagnozowano wrodzoną łamliwość kości. Gdy się o tym dowiedzieliśmy, nasz idealny, szczęśliwy świat runął w jednej sekundzie. Tak bardzo baliśmy się o zdrowie naszej córeczki, jej dzieciństwo i przyszłość! To brzmiało jak wyrok!  Ciężko opisać to, jak uważni i ostrożni byliśmy, gdy Zosia rosła i zaczynała się poruszać. Jej każdy krok był przez nas bacznie obserwowany. Z bólem serca nie mogliśmy też pozwalać jej na niektóre aktywności, ponieważ była narażona na złamania bardziej niż inne dzieci. Musieliśmy uważać na każdy ruch naszej córeczki... Nie sposób jednak uniknąć upadków czy potknięć, gdy dziecko dorasta i poznaje świat. Zosia przez swoją chorobę doznała już tylu złamań, że przestaliśmy je liczyć. Najgorsze jest to, że może do nich dojść nawet podczas najprostszych czynności. Ponadto, po złamaniach kończyny nie zawsze zrastały się równo, przez co rączki córeczki nie są proste. Jednym z rozwiązań, by zapobiec złamaniom u Zosi i wyprostować jej ręce, jest operacja wszczepienia prętów teleskopowych. Taki zabieg został już wykonany na nóżkach naszego dziecka. Od tamtego czasu nie było więcej złamań w obrębie jej nóg! Niestety, rączki Zosi nie zostały wcześniej poddane operacji, przez co są bardziej narażone na złamania. Kilka dni temu, gdy córeczka jechała rowerkiem, przewróciła się i złamała obie ręce! Zosia tyle już wycierpiała, a teraz ten dodatkowy ból… Jej cierpienie rozdziera nasze serca! Tak trudno jest patrzeć na dramat własnego dziecka, nie mogąc mu pomóc! Ten wypadek jest ogromnym ciosem, ponieważ odebrał Zosi całą samodzielność. Teraz nie jest w stanie wykonywać podstawowych czynności – jeść, pić, myć zębów czy poruszać się na wózku, bo obie ręce ma w gipsie. Zosia na co dzień uczęszcza do szkoły, co także jest w tym momencie uniemożliwione.  Mimo wszystkich przeciwności losu, córeczka jest pogodną i radosną dziewczynką. Jest maleńka, ale swoim ogromnym uśmiechem zaraża każdego. Dobrze radzi sobie w szkole, ma tam też wielu przyjaciół. Przeraża nas myśl, że przez obecną sytuację i zamknięcie w domu, straci tę wewnętrzną radość i zamknie się w sobie… Nie możemy na to pozwolić! Ogromną szansą na poprawę stanu Zosi jest wzmocnienie jej rączek prętami. Zabieg można wykonać w ramach NFZ, jednak terminy są bardzo odległe. Ponadto refundowana jest operacja tylko jednej ręki podczas wizyty. To oznaczałoby dla naszej córeczki wydłużony czas rekonwalescencji oraz więcej pobytów w szpitalu... Pojawiła się jednak szansa na przeprowadzenie operacji na obu rączkach jednocześnie w prywatnej klinice! Zabieg jest jednak bardzo kosztowny, a my mamy coraz mniej czasu! Zosia pilnie potrzebuje tej operacji szczególnie teraz, gdy złamania ograniczają jej normalne funkcjonowanie. Prosimy, pomóżcie naszej córeczce! Rodzice Zosi

34 664,00 zł ( 65,16% )
Brakuje: 18 528,00 zł
Sandra Bekierz
Pilne!
Sandra Bekierz , 34 lata

Trwa dramatyczna walka o życie Sandry❗️Potrzebna PILNA pomoc❗️

Nigdy nie sądziłem, że można tak się bać… Mieliśmy żyć długo i szczęśliwie… Mamy wspólne marzenia i z każdym dniem realizowaliśmy rodzinne plany. Dzisiaj to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Właśnie toczymy nierówną walkę z okrutnym przeciwnikiem i czasem... Moja żona może umrzeć, a ja mogę stracić cały mój świat. Sandra ma 34 lata. Jest kochaną żoną i mamą trójki wspaniałych dziewczyn: Oliwki, Amelki i Zuzi, a także towarzyszką jej ulubienicy – owczarka Luny. Nikt z nas nie mógł przeczuwać tragedii, jaka już za chwilę miała wkroczyć w nasze życie. 13 grudnia 2023 roku Sandra odebrała rutynowe wyniki z badania krwi, które wskazywały na nieprawidłowości. Natychmiastowo wykonane USG jamy brzusznej odkryło przed nami okrutną prawdę, na którą nikt z nas nie był gotowy – Sandra ma guza wątroby. Kolejne badania, w tym tomografia komputerowa, potwierdziła przypuszczenia lekarzy. Wynik zabrał nam grunt pod nogami: RAK, złośliwy rak IV stopnia, nowotwór przewodów żółciowych wewnątrzwątrobowych z przerzutami do miednicy, kręgosłupa i żeber oraz limfodenopatia węzłów chłonnych. Usłyszałem, że życie mojej kochanej żony i mamy naszych dzieci, jest w śmiertelnym zagrożeniu! Byłem przerażony. Jak to możliwe, że nic wcześniej nie zauważyliśmy? Dlaczego akurat ona? W głowie miałem tysiące pytań, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi... Niestety, w naszym mieście nie było ratunku dla mojej żony, dlatego musieliśmy poszukać pomocy gdzieś indziej. Natychmiast rozpoczęliśmy leczenie się w Gdańsku. Sandra przyjmuje chemioterapię systemową, która niestety nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Dodatkowo w swoją dietę musi włączyć żywienie przeznaczenia medycznego, suplementacje wspomagające wycieńczony organizm oraz odbywać szereg konsultacji specjalistów i być pod opieką psychologa. To wszystko nie jest refundowane z NFZ. W dodatku dojazd do położonego 600 kilometrów od naszego miejsca zamieszkania szpitala i związane z tym wysokie koszty dojazdu i zakwaterowania bardzo obciążają nasz budżet.  Nie mogłem jednak stać bezczynnie i patrzeć na to, jak moja żona umiera... Jak każdego dnia zastanawia się, czy dożyje jutra. Czy doczeka Komunii córki, czy będzie mogła zaprowadzić dzieci 1 września do szkoły... Widzę jej cierpienie każdego dnia i nie ma we mnie na to zgody. Przecież gdzieś musi być ratunek dla mojej żony, to było aż wręcz niedorzeczne... Zaczęliśmy szukać pomocy w innych państwach. W końcu się udało! Dostaliśmy odpowiedź z Izraela z kliniki, która jest pionierem w leczeniu nowotworów. Usłyszeliśmy, że istnieje szansa na leczenie dla Sandry, niestety ta szansa ma ogromną cenę. Klinika w Izraelu musi przeprowadzić badanie molekularne, które polega na znalezieniu uszkodzonego genu, aby dobrać do niego odpowiedni protokół leczenia. Jest to leczenie celowane bezpośrednio w uszkodzony gen, dzięki czemu szanse na to, że moja żona przeżyje, są naprawdę duże. Musimy skorzystać z tej szansy. Wydałem już wszystkie oszczędności życia, by ratować Sandrę. 21 kwietnia wylatujemy do Izraela na badania. Sam koszt badań i przelotu to kwota ponad 40 tysięcy złotych. Całe leczenie w zależności od protokołu może opiewać na kwotę ponad półtora miliona złotych. Równocześnie chcemy rozpocząć leczenie uzupełniające w Niemczech, by jak najsilniej zadziałać na naszego przeciwnika. Koszt leczenia opiewać może w granicach miliona złotych. To wstępne założenia, ale już teraz to ogromne sumy, których nigdy nie będę w stanie zgromadzić... Proszę, choć nie jest mi łatwo... Proszę o pomoc. Każde wsparcie, złotówka, udostępnienie zbiórki są w tym przypadku nie na wagę złota, lecz życia! Muszę ratować żonę przed śmiercią, muszę, nim choroba wyrwie ją z objęć naszych ukochanych dzieci...  Paweł, mąż Sandry ➡️ Wspieraj Sandrę poprzez licytacje na Facebooku – Wola życia, której nie złamie rak!!!

249 720,00 zł ( 7,82% )
Brakuje: 2 941 770,00 zł
Anna Szwinge
Pilne!
13 dni do końca
Anna Szwinge , 32 lata

Mama 5-letniej Marysi przegrywa z rakiem! POMOCY❗️

Mam na imię Ania, mam 32 lata, rodzinę i pięcioletnią córeczkę o imieniu Marysia.    Choruję na raka jajnika od 2020 roku. Wcześniej byłam pewna, że do szczęścia już niczego mi nie brakuje, niestety czasami życie szykuje nam niespodzianki, na jakie nie jesteśmy gotowi.   Gdy Marysia skończyła roczek, dowiedziałam się, że mam raka jajnika w trzecim stadium zaawansowania. Owszem – choroba daje wcześniejsze symptomy, ale ten rodzaj nowotworu jest trudny do wykrycia, a objawy umykają. Usprawiedliwiamy je gorszym samopoczuciem czy osłabieniem organizmu.   Przyjęłam trzy cykle chemioterapii, które nie tylko spowodowały utratę włosów, ale także bardzo osłabiły mój organizm, nie poprawiając jednocześnie mojego zdrowia. Guzy, które miałam, urosły podczas przyjmowania chemii. W szpitalu, w którym się leczyłam, lekarz prowadzący zalecił próbowania innych chemioterapii, nie chciał podjąć się operacji. Na szczęście Bóg pobłogosławił mnie cudowną rodziną i przyjaciółmi, oni dają mi ogromne wsparcie. To właśnie oni znaleźli inny szpital, wspaniałego profesora, który mnie zoperował. Operacja trwała 6 godzin, spędziłam kilka dni na intensywnej terapii, największy z guzów był wielkości piłki, ale udało się usunąć wszystko. Niestety sama operacja nie wystarczyła, aby nowotwór znów się nie uaktywnił.   Przyjęłam już 18 dawek leku, na który pomogliście mi zbierać pieniądze, jeśli się nie mylę 12 chemii opartej ma platynie, 8 tzw. „czerwonej” (było już jej tyle, że straciłam rachubę).     Guzy ciągle wracają. Mój organizm przestał odpowiadać na platynę. Pani doktor zakończyła leczenie „czerwoną” chemią, ponieważ bała się, że moje serce nie wytrzyma. Wykorzystałam już wszystkie możliwe szanse na leczenie w Polsce, a choroba postępuje z dnia na dzień.   Jestem zmęczona ciągłym leczeniem – najdłuższa przerwa między chemiami jaką miałam od 4 lat, to 4 miesiące. Mimo to chcę walczyć dalej – jeszcze tli się nadzieja.   Szansą na dalsze życie jest leczenie zagraniczne (w Izraelu). Konsultowałam się z lekarką z tamtejszej klinki, która zaleciła mi specjalistyczne badania genetyczne, których w naszym kraju się nie wykonuje. Od tych badań zależy, jaki lek (również niedostępny w Polsce) zostanie mi podany.   Aktualne badania, leki, dojazdy do placówek medycznych, a także konsultacje zagraniczne to ogromna kwota! W tym momencie muszę jak najszybciej wykonać badania, a gdy przyjdzie wynik – jak najszybciej poddać się leczeniu.    Leczenie wstępnie oszacowano na 1,5 miliona złotych. Wiem, że to kolosalna suma. Czy jednak można wycenić życie i miłość?  Mam nadzieję, że uda mi się wykorzystać tę szansę, uzbierać potrzebną kwotę, że będę mogła towarzyszyć córce w dorastaniu, dalej cieszyć się każdym dniem, co rok wyczekiwać wiosny. Mam nadzieję, że będzie to trwało jak najdłużej, żebym mogła dalej cieszyć się życiem w otoczeniu najbliższych.   Z góry dziękuję za każdą przekazaną złotówkę. Za każdy nowy dzień, którym będę mogła się cieszyć z bliskimi, za każdy uśmiech na twarzy Marysi, każdą nową możliwość przytulenia jej i każdej bliskiej mi osoby.   Proszę! Jeśli jesteście w stanie jakkolwiek pomóc, realnie wpłynąć na moje życie – zróbcie to. Będę wdzięczna teraz i zawsze!  

16 010,00 zł ( 1% )
Brakuje: 1 579 734,00 zł
Mateusz Gruszczyk
Pilne!
8 dni do końca
Mateusz Gruszczyk , 20 lat

Mateusz potrzebuje kolejnej operacji❗️ Twoja pomoc może zmienić jego przyszłość na lepsze!

Nie wiem, jak potoczyłaby się nasza przyszłość, gdyby nie Wasza pomoc! Ja i mój syn jesteśmy Wam bardzo wdzięczni! Pojawiły się jednak komplikacje, a lekarze stwierdzili, że trzeba przeprowadzić kolejną operację! Dlatego musiałam założyć ponownie zbiórkę… Nasza historia:  Liczba chorób, które ma moje dziecko jest wielka. Mateusz jest już 20-letnim chłopakiem, który musi zmagać się w wielkim bagażem doświadczeń i trudną codziennością, którą wypełniają diagnozy: Zespół Ehlersa Danlosa, Zespół Marfan, Zespół Aspergera, padaczka lekooporna.  Zespół Ehlersa Danlosa to rzadka i postępująca choroba, która kilka lat temu posadziła mojego syna na wózku inwalidzkim, atakując jego stawy i uniemożliwiając chodzenie.  Nastoletnich, pełnych beztroskich lat, nikt już mu nie zwróci. Kiedy inni uprawiali sporty, podróżowali i korzystali z życia, Mateusz ciężko pracował, aby wzmacniać swoją sprawność. Już wtedy patrzył w przyszłość, z nadzieją, że ta okaże się lepsza.  Dzięki Waszemu dotychczasowemu wsparciu i ogromnemu zaangażowaniu, udało się zdziałać już bardzo wiele! Mateusz przeszedł już dwie operacje! Po pierwszej odbył wielomiesięczną rehabilitację – to wszystko sprawiło, że syn odzyskał częściową sprawność w nogach! Przestał być osobą całkowicie leżącą, a z pomocą balkonika potrafił przejść kilka metrów! Wiedzieliśmy jednak, że to nie wystarczy i trzeba było przeprowadzić kolejną operację. Wtedy ponownie mogliśmy liczyć na Waszą pomoc! Mateusz został poddany drugiej operacji, jednak w międzyczasie okazało się, że wystąpiły pewne komplikacje... Niestety kość się nie zrosła i trzeba było założyć dodatkowy implant do kości, wykonać dodatkowe zespolenia kości oraz zrobić autoprzeszczep kości! Właśnie z tego względu nie można było zakończyć leczenia operacyjnego i konieczna jest jeszcze jedna operacja, która ponownie zostanie przeprowadzona przez samego Doktora Paley w Paley European Institute w Warszawie.  Termin operacji został wyznaczony na wrzesień, a ja ponownie muszę otworzyć zbiórkę! Niestety kosztorys nie został jeszcze ustalony, więc cały czas czekam na wycenę… Wiem jednak, że nie mam ani chwili do stracenia! Mój syn walczy o swoją przyszłość i jestem z niego dumna! Mateusz zdał maturę i obecnie jest studentem pierwszego roku informatyki na Uniwersytecie Bielsko-Bialskim! Szansę, którą podarowaliście mu w ramach poprzednich zbiórek, wykorzystuje w pełni i daje z siebie wszystko! Celem obecnej zbiórki jest zebranie środków na kolejną operację w Paley European Institute, na rehabilitację pooperacyjną, leczenie oraz zakup sprzętu rehabilitacyjno-ortopedycznego. Kochani, jestem wdzięczna za to, co zrobiliście dla mojego syna! Nie możemy się jednak zatrzymać, ponieważ wszystko, co do tej pory Mateusz przeszedł, poszłoby na marne! Ta trzecia operacja musi się odbyć! Liczę na Was i wierzę, że razem uda nam się po raz kolejny!  Jolanta, mama Mateusza   ➡️ LICYTACJA ➡️ 17-letni Mateusz czeka na pomoc! ➡️ Wsparcie dla Mateusza! ➡️ Mateusz w akcji! ➡️ 17-letni Mateusz chce stanąć na nogi! Wyborcza.pl ➡️ Ostatnia szansa dla Mateusza, aby stanął na nogi!

30 320,00 zł ( 15,35% )
Brakuje: 167 145,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki