Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Tymek Stefanowicz
8 dni do końca
Tymek Stefanowicz , 14 lat

Tymek przyjmuje pokarm dożylnie! Pomóż zatrzymać chorobę!

Tymek jest wspaniałym, radosnym, bardzo inteligentnym i wrażliwym chłopcem, który mimo swojej choroby, bardzo optymistycznie podchodzi do życia. Syn od zawsze miał zaparcia i wzdęcia, ale od 2017 roku nastąpiło pogorszenie. Doszły bóle brzucha i ogromne wzdęcia – brzuch był jak bębenek. Przy ogromnym wzdęciu pojawiały się też wymioty… Badania pokazują, że jelita syna są bardzo rozdęte, jest ich dużo i są bardzo pokręcone. Stwierdzono niedokonany zwrot jelit i konieczne było założenie stomii. 17.01.2024 odbyła się pierwsza operacja syna i wyłonienie ileostomii. Pobrano wycinki z jelit i okazało się, że syn ma zaburzenia unerwienia jelita grubego i cienkiego. Jest to bardzo rzadkie schorzenie. Nie ma anatomicznej przeszkody, która blokowałaby przepływ jedzenia, jednak z powodu bardzo powolnej perystaltyki, jedzenie zatrzymuje sie w jelitach, co powoduje niedrożność.  Nerwy w jelitach nie są prawidłowo ukształtowane. Syn dostaje leki, które mają przyspieszyć pracę jelit i czekamy, aż jelito sie obkurczy i zacznie pracować. Wiemy, że zaburzenia unerwienia jelita cienkiego zdarzają się bardzo rzadko... Tego schorzenia nie da się wyleczyć. Dlatego błagamy o pomoc! Chcemy skonsultować Tymka ze specjalistami w USA, którzy chociaż w jakimś stopniu będą w stanie mu pomóc. Niestety nie stać nas na opłacenie wyjazdu i procesu leczenia… Obecnie Tymek ma żywienie pozajelitowe, które jest podawane dożylnie. Tak ma być przez następne 3 miesiące... Mamy nadzieję, że w tym czasie jelita się obkurczą, odpoczną i będą mogły podjąć pracę. Syn nadal przebywa w szpitalu. Jest słaby i bardzo schudł. W ciągu 6 tygodni przeszedł 4 poważne operacje!  Chcemy mieć pewność, że zrobiliśmy wszystko, co tylko możliwe, aby pomóc naszemu dziecku! Cena za zdrowie Tymoteusza jest wysoka, ale musimy podjąć się tego wyzwania! Prosimy o pomoc! Rodzice

85 763 zł
Jakub Jędrzejczak
Jakub Jędrzejczak , 21 lat

Wypadek nie może przekreślić szczęśliwej przyszłości Kuby! Pomóż!

Mój syn Kuba uczestniczył w wypadku drogowym, w którym bardzo ucierpiał... W jednym momencie całe jego życie zmieniło się nie do poznania. Natychmiast został przewieziony do szpitala, a jego stan określany był jako ciężki. Lekarze bardzo ostrożnie wypowiadali się na temat jego rokowań. Na szczęście, udało się uratować jego życie! Nie było to jednak końcem jego walki, a dopiero początkiem. U Kuby doszło do bardzo poważnych obrażeń ciała, w tym do silnego obrzęku mózgu. Silny organizm wygrał z najgorszym. Jakub otwiera oczy i nawet wykonuje proste polecenia, co dla nas jest sygnałem, że chce żyć i z całych sił o siebie walczyć. Bo Kuba jest ambitnym człowiekiem, który uparcie dąży do celu. Syn niedawno zdał maturę i dostał się na studia na kierunku logistyka. Był bardzo dobrym i ambitnym uczniem. Od dawna fascynował się motoryzacją - kocha duże samochody. Marzył też, by założyć własną firmę transportową. Wiele się na ten temat szkolił i krok po kroku wdrażał swój plan w życie. Jakub bardzo wytrwale dąży do wyznaczonego celu. Bardzo często powtarzał, że „ogranicza nas tylko głowa”. Kuba zawsze był zawzięty i silny. Wierzę w to, że pokaże swoją siłę i wróci do nas. Gdy dowiedziałam się o wypadku, zawalił się mój świat. Wiem, że muszę zrobić wszystko, by pomóc Kubie stanąć na nogi. Gdy jestem z nim w szpitalu, mówię do niego. Opowiadam o tym, co dzieje się w domu, trzymam za rękę, przytulam... Wiem, że dzięki pobytowi w profesjonalnym ośrodku rehabilitacyjnym Kuba ma szansę odzyskać to, co tak nagle utracił. Koszty pobytu są niestety ogromne, dlatego w imieniu swoim i syna, bardzo proszę o pomoc. Tu chodzi o dalsze życie i sprawną przyszłość młodego i pełnego pasji mężczyzny! Mama Kuba w "Sprawa dla reportera"

82 487,00 zł ( 64,61% )
Brakuje: 45 173,00 zł
Nikodem Zawiślak
Nikodem Zawiślak , 2 latka

By Nikoś mógł biegać, jak każdy sprawny chłopiec!

Jeszcze rok temu, nie spodziewałabym się, że w okolicach moich 40 urodzin zostanę po raz pierwszy mamą. Nie spodziewałabym się również, że będę pisać do Was te słowa z prośbą o pomoc.  W trudnym 2021 roku lekarz zaskoczył mnie mówiąc „jest Pani w ciąży”. Początkowy szok, szybko zamienił się w radość i wyczekiwanie, kiedy Nikodem przyjdzie na świat. Niestety, jeszcze w ciąży, lekarze zauważyli, że ze stópką Nikiego może być coś nie tak. „W obrazie USG wygląda na stopę końsko – szpotawą”. Świat się dla mnie zatrzymał. Co to? Dlaczego? Czym to grozi? Jak to naprawić!? Mnóstwo pytań, odpowiedzi przyszły z czasem. Pewności jednak nie było, więc nadal była nadzieja. Aż do chwili narodzin, kiedy to ziścił się czarny scenariusz. Lekarz potwierdził to co podejrzewał oraz dodał kolejne ciosy. „W badaniu lewa stopa końsko-szpotawa, syndromiczna, czteropalczasta - brak V promienia, typ stiff-soft, podejrzenie wrodzonego niedorozwoju kości strzałkowej.” Mój synek ma ciężki start. Jego stópka jest zdeformowana, a do tego może się okazać, że nie rośnie mu kość strzałkowa… Co stanowi kolejny, z tak wielu problemów małego Nikiego. Nie trzeba być ortopedą aby zdawać sobie sprawę jak bardzo te schorzenia mogą utrudnić „normalne” dziecięce, a potem dorosłe życie. Ból, problemy z poruszaniem się, wykluczenie społeczne, problemy psychologiczne. Z brakiem paluszka i krótszą stópką nic nie da się zrobić, niedorozwój kości strzałkowej trzeba obserwować w czasie i działać jak tylko będzie trzeba. To, co możemy i musimy teraz, to rozpocząć korygowanie lewej stopy. Najjaśniejszym światełkiem w tunelu jest tu wyjazd do Wiednia, gdzie Dr Radler od ponad 20 lat, z powodzeniem stosuje 'złoty standard leczenia' stóp końsko-szpotawych, METODĘ PONSETIEGO. Leczenie będzie podzielone na 3 etapy. Na początek co tydzień, przez kolejne 5 do 8 tygodni doktor będzie manipulował stópką, korygując jej ułożenie i będzie wkładał ją co tydzień w nowy gips. Kolejny etap to Tenotomia, nacinanie ścięgna Achillesa. Dzięki niej stopa zyskuje normalny wygląd i funkcjonalność. Kluczowy i ostatni element leczenia stopy metodą Ponsetiego to szyna derotacyjna. Stosuje się ją przez kolejne 4 – 5 lat do utrzymania stopy w poprawnej pozycji, zapobiegając nawrotowi.  W życiu miałam wiele marzeń i wiele jeszcze chciałam zrealizować. Teraz mam już tylko jedno. Wyjazd do Wiednia z moim małym synkiem na leczenie i „wyprostowanie” stópki Nikodema, aby w przyszłości mógł być samodzielny i by nie cierpiał. Aby mógł chodzić i w pełni doświadczać życia. Wychowuję Nikodema ‘samoDzielnie’. Przez pandemię i „Nowy Ład” mój mały biznes mocno ucierpiał i niestety nie dysponuję potrzebnymi pieniędzmi – cotygodniowe wyjazdy do Wiednia, wizyty lekarskie, gipsowanie, zabieg Tenotomii czy szyna derotacyjna to łącznie na początek 50-60 000 PLN. Niestety, sama nie jestem w stanie zorganizować potrzebnej kwoty. Wierzę, że z Waszą pomocą uda nam się jednak dotrzeć do Wiednia! Z góry dziękuje – za wsparcie! Niki i Mama Kasia

81 505 zł
Oliwia Sekuter
Oliwia Sekuter , 14 lat

Nie mam ochoty na umieranie❗️Uratuj mnie przed cierpieniem!

Niestety, stało się to, czego się tak baliśmy i do czego za wszelką cenę staraliśmy się nie dopuścić! Oliwka potrzebuje pilnej operacji! Kręgosłup wykrzywia się tak, że Oliwka jest już w niebezpieczeństwie... Niedługo będzie miażdżyc narządy, spowoduje problemy z oddychaniem! Lekarze mówią, że Oliwka jest "przypadkiem ekstremalnym"... Ona ma tylko 12 lat, mimo swoich chorób robi wszystko, by prowadzić piękne, wspaniałe życie... Musimy ją ratować! Z całych naszych sił prosimy Was o pomoc dla Oliwki! Im szybciej odbędzie się operacja, tym lepiej - nie ma czasu do stracenia! Dominika, mama: Jestem mamą Oliwki - dzielnej dziewczynki, która miała nie przeżyć, ale pokazała wszystkim, że nie ma ochoty na umieranie. Oliwka ma chore ciało, ale bystry umysł. Robię wszystko, by każdy dzień mojej córki był piękny i uczę ją, że może pokonać każdą przeszkodę. Niestety, przeszkody, jaką postawiło przed nią jej zdrowie, Oliwka nie jest w stanie sama pokonać... Potrzebujemy do tego Was, ludzi o dobrych sercach. Oliwia miała nie dożyć porodu. Jej historia to przykład tego, że nigdy, przenigdy nie można tracić nadziei. Co roku, 1 kwietnia, wspominam zdarzenie sprzed 6 lat. Byłam w 33. tygodniu ciąży. Do dziś brzmią mi w uszach słowa lekarza: "Rozległy rozszczep kręgosłupa..." Dalej pamiętam wszystko jak przez mgłę. Kazano mi przygotować się na śmierć dziecka. Dalej nie pamiętam praktycznie niczego, żadnego dnia od momentu diagnozy do czasu narodzin Oliwki 3 tygodnie później. Bo wtedy Oliwia pokazała to, co pokazuje do dziś - że wcale nie ma ochoty na umieranie. Kyfoskolioza, wodogłowie, niedorozwój kości krzyżowej i dolnych kręgów lędźwiowych, wady miednicy, żeber i kręgosłupa... Choroba uszkodziła ciało Oliwki. Ale nie umysł. Wiedziałam, że córeczka będzie musiała żyć na wózku inwalidzkim. Wiedziałam też, że zrobię wszystko, żeby nic jej  nie omijało, żeby prowadziła życie jak inne dziewczynki. Moim celem jest to, żeby była jak najbardziej samodzielna. Oliwka potrafi zrobić wokół siebie wszystko... Uczęszcza do szkoły, gra w koszykówkę, tańczy, spaceruje, wspina się, jeździ na rowerze. Niestety, choć uczę ją, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych, jest przeszkoda, której nie możemy pokonać... Stan kręgosłupa Oliwki jest tragiczny. Skrzywienie pogarsza się z każdym dniem... To powoduje straszny  ból! Nie mieliśmy nigdy takiego przypadku jak Oliwia. Nie możemy jej pomóc – odmawiali kolejni lekarze, przerażeni tym, co widzieli... Szukałam dalej, nie poddałam się. Tak trafiłam do doktora Feldmana, światowej sławy ortopedy, który dał Oliwce szansę! Podejmie się operacji... Wiedziałam, że będzie to skomplikowane leczenie i niestety bardzo kosztowne... Robiliśmy więc wszystko, by opóźnić ten moment - walczyliśmy ze skrzywieniem za pomocą intensywnej rehabilitacji. Niestety, nadszedł już ten czas, kiedy operacja jest konieczna... Na ostatniej wizycie doktor Feldman uznał, że skrzywienie kręgosłupa się pogorszyło... Pochwalił Oliwkę, mówiąc, że doskonale sobie radzi, jest mądra i samodzielna. Niestety, powiedział też, że nie możemy dłużej czekać. Oliwce coraz trudniej siedzieć i poruszać się na wózku, leżeć i spać. Musimy działać...  Leczenie Oliwki będzie składać się z trzech etapów, trzech operacji... Pierwsza odbędzie się w Polsce, w Paley European Institute. Będzie polegać na zlikwidowaniu głównego winowajcy aktualnie postępującego skrzywienia kręgosłupa: doktor zoperuje przykurcze i ustawi nogi w jednej osi, by nie uciekały na boki. Kolejne etapy to wszczepienie podskórnych ekspanderów i trzeci, najważniejszy, jakim jest operacja skoliozy i zespolenia kręgosłupa w USA. Dostaliśmy kosztorys pierwszego etapu leczenia. Przed nami długa walka, ale wiemy, że wygramy. Oliwka jest silna, odważna i ma ogromną chęć życia. Niestety, barierą są tylko finanse... Dlatego zwracam się do Was, wszystkich dobrych ludzi z prośbą o pomoc. Pomóż uratować ją przed nieludzkim cierpieniem...

81 384,00 zł ( 42,45% )
Brakuje: 110 300,00 zł
Mateusz Gwizdała
Mateusz Gwizdała , 12 lat

Nadzieja silniejsza od cierpienia... Pomagamy Mateuszowi!

Nikt nie potrafił zdiagnozować choroby naszego synka Mateusza. Osiem lat czekaliśmy na rozpoznanie – osiem lat bólu, prób pomocy i nieświadomości jakim zagrożeniem dla życia Mateusza jest choroba Hirschsprunga.  Nieprawidłowe unerwienie jelita spowodowało spustoszenie w organizmie mojego dziecka. Choroba poważnie zaburza naturalną perystaltykę jelit, co uniemożliwia regularne usuwanie resztek pokarmowych. Bolesną i wręcz śmiertelną konsekwencją są rozwijające się stany zapalne. Wieloetapowa operacja –  w tym usunięcie 45 cm jelita i założenie kolostomii miała przywrócić ciągłość pokarmową. Niestety plan leczenia nie idzie tak jak zakładano ze względu na nieoczekiwane komplikacje.  Półtora roku po operacji Mateuszek znowu uskarżal się na silne bóle brzucha, pojawiła się wysoka gorączka, a badania krwi wskazały wysoki stan zapalny. Strasznie się o niego baliśmy, nie chcieliśmy jechać do szpitala, ale nie było innego wyjścia. Mateusz ponownie trafił na stół operacyjny – doszło do rozlanego zapalenia i perforacji jelita. Lekarze z miejsca podjęli kolejną trudną, lecz ratującą życie decyzję o wyłonieniu ileostomii z jelita cienkiego. W związku z jego aktualnym stanem i leczeniem stanu zapalnego Mati bardzo schudł. Jego dziesięcioletnie ciało to dosłownie kości i skóra. Mając 140 cm wzrostu waży zaledwie 23 kg! Zaburzone wchłanianie składników odżywczych, witamin, minerałów –  to wszystko dodatkowo bardzo osłabia jego organizm. Lekarze mówią, że powinny być jeszcze dwie operacje, lecz ostatni proces leczenia pokazał nam jak dynamiczna i nieprzewidywalna jest choroba.  Najważniejsze co możemy teraz zrobić to wdrożyć zalecane leczenie, specjalistyczną rehabilitację, masaże, osteopatię, suplementację. Wszystko po to, by wzmocnić jego organizm przed kolejnymi ingerencjami chirurgicznymi, by nie stracił odporności. Wszystko wymaga szczegółowych konsultacji oraz regularnych badań.  Bardzo wierzymy, że to leczenie zakończy się pełnym sukcesem i nasz Mati w końcu będzie mógł wrócić do normalnego życia. Jako dziesięciolatek bardzo tęskni do kolegów, do szkoły, do prostych zabaw jak jazda na hulajnodze czy gra w piłkę. Teraz każdy ruch jest dla niego śmiertelnym zagrożeniem. Wierzymy, że otrzymane wsparcie pomoże nam z każdym dniem stawiać na nogi naszego ukochanego synka. Ewa i Damian – rodzice Mateusza ➡️  Licytacje dla Matiego

78 827 zł
Aneta Mielczarek
Aneta Mielczarek , 41 lat

Tragiczny wypadek zmienił wszystko... Pomagamy Anecie wybudzić się ze śpiączki!

Październik 2022, zwykły dzień. Moja żona odwoziła naszego syna do szkoły. Pewnie myślała o tym, co czeka ją w pracy, co będziemy robić po południu. Niestety, wydarzyła się tragedia… Z Anetą do dziś nie ma kontaktu… Doszło do bardzo poważnego wypadku samochodowego! Z niewyjaśnionych do dziś przyczyn, Aneta uderzyła w drzewo. Doznała rozległych obrażeń, mózg został uszkodzony… Pojawiła się odma płucna. Dwa miesiące spędziła na oddziale intensywnej terapii… Moja ukochana żona dalej nie wybudziła się ze śpiączki. Nie ma z nią kontaktu, ma tylko otwarte oczy. Oddycha samodzielnie, ale ma założoną rurkę tracheotomijną. Znajduje się obecnie w ośrodku Budzik w Warszawie. Tak bardzo za nią tęsknię!  Nie wiem, co będzie dalej. Aneta jest otoczona całodobową opieką. Pojawiają się sygnały, które świadczą o tym, że stan mózgu mojej żony poprawia się! Lekarze jej nie skreślają i walczą o nią, o to, żeby się wybudziła! Refundacja pobytu w Budziku jest jednak ograniczona czasowo. Prawdopodobnie od kwietnia będziemy musieli płacić za pobyt. To ogromne koszty. Boję się, że moja żona nie będzie miała szansy walczyć o powrót do nas przez brak środków… Nie możemy na to pozwolić! Aneta zawsze była towarzyska, ma wielu znajomych, którzy do dzisiaj są razem z nią. Oprócz nich, na jej powrót czeka cała rodzina. Mamy dwójkę synów, którzy tęsknią za swoją mamą. Mają 15 i 17 lat. Przed wypadkiem żona prowadziła kwiaciarnie, potrafiła też pięknie malować. Spokojne czasy sprzed wypadku już nie wrócą. Ale wierzę, że jeszcze może być dobrze! Zrobię wszystko, by pomóc mojej żonie. Bardzo proszę Was o wsparcie! Sebastian, mąż

76 053,00 zł ( 35,74% )
Brakuje: 136 713,00 zł
Ola Łągiewska
9 dni do końca
Ola Łągiewska , 35 lat

Ola nagle zemdlała, to był początek tragedii... Potrzebna pomoc!

Jak uwierzyć w takie nieszczęście… Wiem, ze to mogło spotkać każdego, ale dlaczego spotkało moją córkę? 6 marca 2021 roku moja córka była w domu. Nagle upadła, straciła przytomność. Do szpitala w karetce jechała już przytomna. A potem nastąpiło zatrzymanie akcji serca… Tamta tragedia na zawsze zmieniła życie Oli. Dziś proszę – pomóżcie o to życie walczyć!  Moja córka była taką pogodną, radosną dziewczyną. Tyle marzeń, planów… I nagle, zupełnie nieoczekiwanie to wszystko się skończyło! Okazało się, że przyczyną utraty przytomności była zatorowość płucna. Gdy serce Oli się zatrzymało, czułam, że moje pęka… Lekarze reanimowali ją aż 1,5 godziny. Udało się! Jednak niedotlenienie mózgu doprowadziło do tragicznych konsekwencji… Do 19 kwietnia Ola przebywała na OIOM-ie. Oddychał za nią respirator, karmiona była przez sondę. Potem została przewieziona do kliniki w Olsztynie, gdzie mieliśmy nadzieję, będzie odzyskiwać siły i sprawność. Niestety, dziś wiem, że to była najgorsza decyzja… Zamiast lepiej, było tylko gorzej!  16 sierpnia na własne żądanie wypisaliśmy Oleńkę i tego samego dnia zawieźliśmy do Polskiego Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej VOTUM w Krakowie. Tam po 4 turnusach trwających aż do grudnia, po ciężkiej i mozolnej pracy rehabilitantów zrobiła bardzo duże postępy!  Codzienna praca z neurologopedą miała duże znaczenie w kształtowaniu wymowy. Na razie córka ma ograniczoną sprawność ruchową, ale ważne, że rozmawia, widzi i poznaje. Jeszcze nie chodzi, ale stara się siedzieć stabilnie. Każdy najmniejszy postęp to dla niej i dla nas krok milowy. To wiara w to, że przyszłość przyniesie jeszcze więcej, że Ola odzyska sprawność! Do 2 kwietnia tego roku, Ola była na kolejnym turnusie. Dzięki temu pobytowi oraz codziennej współpracy z neurologopedą zrobiła postępy w wymowie. Dalsza praca z rehabilitantami poprawiła sprawność ruchową w rękach. Wiemy, że to miejsce, gdzie moja córka ma największe szanse, dlatego walczymy o więcej. Po tak tragicznym wydarzeniu droga do powrotu jest długa. Nigdy nie będzie tak, że jakimś cudownym sposobem Ola pójdzie spać, a obudzi się już taka, jak przed zatrzymaniem krążenia, choć – wierzcie mi – o niczym bardziej bym nie marzyła.  Nasza codzienność to jednak walka o każdy kroczek do przodu, który Ola robi dzięki ciężkiej pracy i Waszej pomocy! Dlatego z całego serca wciąż prosimy o wsparcie w finansowaniu dalszej rehabilitacji. Za wszystko bardzo dziękujemy! Świadomość, że obok nas jest ktoś, że nie jesteśmy na tej naszej drodze sami, dodaje nam skrzydeł. Mama Oli

75 995,00 zł ( 39,38% )
Brakuje: 116 952,00 zł
Michał Płoszyński
13 dni do końca
Michał Płoszyński , 37 lat

Nikt mu nie dawał szans… Mąż wygrał walkę o życie, teraz walczy o sprawność!

15 lipca 2022 r. Dusseldorf, Niemcy - tego dnia nasz świat się zatrzymał. Na początku lipca tego roku odwiedziliśmy z moim mężem Michałem i naszymi dziećmi - pięcioletnią Jagódką i ośmiomiesięcznym wówczas Jasiem - naszą rodzinę w Düsseldorfie. Michał przez cały pobyt czuł się bardzo dobrze i w zupełności nic nie wskazywało, że już niebawem stanie się ogromna tragedia. Tuż przed naszym powrotem do domu, w piątek 15 lipca Michał obudził się z bólem głowy. Wieczorem ból stał się bardzo ostry, aż mój mąż zasłabł. Natychmiast wezwaliśmy karetkę. Przyjechała w 3 minuty! Michał został szybko przewieziony do Kliniki Uniwersyteckiej w Düsseldorfie. Całą noc modliliśmy się, żeby przeżył... Rano, gdy pojechałam do szpitala dowiedzieć się, w jakim jest stanie i na jakim oddziale dokładnie przebywa - lekarz neurochirurg, który go operował, powiedział mi, że mąż trafił do szpitala w ostatniej chwili. Diagnoza – udar krwotoczny. Konieczne było ratowanie życia i natychmiastowa operacja. Stan był bardzo ciężki. Cała lewa półkula mózgu została zalana krwią. Lekarze musieli odbarczyć mózg i odciąć na kilka tygodni połowę czaszki, ze względu na opuchliznę po operacji...  Lekarz, który rozmawiał ze mną rano, nie dawał dużych nadziei. Powiedział mi, że muszę być „przygotowana na wszystko i jeśli mąż przeżyje to nie wie, w jakim będzie stanie”. Podkreślił jednak, że „cuda się zdarzają i należy w nie wierzyć”, ale powrót do zdrowia ocenia w kategoriach cudu. Gdy weszłam zobaczyć Michała na intensywnej terapii, zobaczyłam go leżącego w śpiączce i podłączonego do ogromnej ilości aparatury. Jeszcze kilkanaście godzin temu spacerowaliśmy nad Renem, trzymając się za ręce i planowaliśmy, co zrobimy, jak wrócimy do Polski. Teraz patrzyłam na niego, do końca nie wierząc, co się stało. Złapałam go za rękę i powiedziałam, że ta sama siła, która nas tutaj zatrzymała, pomoże mu wrócić do nas, że ja i dzieci na niego czekamy...  Po południu ten sam lekarz, który rozmawiał ze mną rano, zadzwonił, że Michał wybudził się ze śpiączki i ścisnął lekarzowi dłoń. To był ogromny cud.  Musieliśmy wszyscy wierzyć, że Michał przeżyje. Po kilku dniach jego stan odrobinę się ustabilizował, ale w zamian pojawiła się gorączka do 40 stopni! Rozpoczęły się poszukiwania, jakie jest źródło stanu zapalnego. Wyniki – ropień przy zastawce serca, który wywołał sepsę (Michał cztery lata wcześniej w Polsce przeszedł operację na otwartym sercu - wymiany zastawki i pnia aorty). Właśnie przy tych protezach powstał teraz stan zapalny, który należało natychmiast usunąć. Po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu, trzeba było znowu operować. Tym razem już drugi raz w życiu serce... Lekarz operator kardiochirurg powiedział mi, udając się na blok operacyjny, że to operacja bardzo wysokiego ryzyka, niezwykle trudna, ale konieczna, bo bez niej Michał umrze. To była już druga w tak krótkim odstępie czasu tak trudna dla mnie rozmowa z lekarzem. Nie pozostało mi nic innego, jak wierzyć, że operacja się uda i Michał wróci do mnie, do dzieci i bliskich. Tymi słowami z wiarą i nadzieją pożegnałam lekarza, który udał się prosto na salę operacyjną i rozpoczął wraz z całym zespołem ośmiogodzinną walkę o życie mojego męża. Przez ten czas modlitwa i wiara, że operacja musi się udać nas nie opuszczała. Po ponad ośmiu godzinach od jej rozpoczęcia - telefon od lekarza - „Było bardzo ciężko i trudno, ale się udało. Teraz trzeba czekać i mieć nadzieję”.  Na drugi dzień doszło jednak do krwawienia przy sercu i znowu trzeba było operować. Kolejna narkoza i kolejne osłabienie organizmu. Lekarz powiedział mi później, gdy przyszłam na intensywną terapię do Michała, że miał ogromne szczęście, że ropień wcześniej nie pękł. Zatem już kolejny raz, ktoś czuwał nad jego losem. Gdy w kolejnej dobie zaczął wybudzać się z narkozy, walczył o każdy oddech, który był dla niego ogromnym wysiłkiem. Na szczęście stopniowo płuca zaczęły podejmować samodzielną pracę i Michał mógł zostać odłączony od respiratora. Byłam przy nim w tych chwilach i trzymając go za rękę, wspierałam przy każdym kolejnym oddechu. Michał przeżył i każdy kolejny dzień dawał małą poprawę. Cieszyliśmy się z najmniejszego postępu, z każdego wypowiedzianego słowa, zjedzonego samodzielnie posiłku, z tego, że nas poznawał, że rozumiał, co do niego mówimy. Wielkim świętem była tuż przed powrotem do Polski wspólnie z rodziną wypita kawa w szpitalnej kawiarni. Po trzech miesiącach pobytu w Klinice w Dusseldrofie - przebytych łącznie 6 operacjach neurologicznych i kardiologicznych, wróciliśmy transportem medycznym do Polski na dalsze leczenie i rehabilitację. Na twarzy Michała malował się uśmiech, radość i ulga, że wraca do kraju, do swoich bliskich. Na ten moment od października przebywa w jednym z łódzkich szpitali. Przeszedł niedawno covid i bardzo poważną infekcję. Stopniowo odzyskuje świadomość, poznaje bliskich, rozumie, co się do niego mówi. Sam zaczyna mówić pojedyncze słowa, odzyskiwać też stopniowo pamięć. Przed nim długa droga regeneracji po tak długim i wyczerpującym leczeniu oraz długi czas rehabilitacji. Michał potrzebuje odbudować mięśnie, które pozanikały od czteromiesięcznego leżenia. Przed nim nauka mowy, pisania, czytania, chodzenia, radzenia sobie z podstawowymi czynnościami. Lekarze często podkreślają, że intensywna i długa rehabilitacja pozwoli Michałowi odzyskać sprawność. Z całego serca wierzę, że nie przez przypadek znaleźliśmy się właśnie tam w Niemczech, gdzie lekarze kilka razy uratowali życie mojego męża. Cały personel na każdym etapie robi co może, żeby tylko pomóc Michałowi wrócić do zdrowia. Środki, które uzbieramy, przeznaczymy na dalsze leczenie oraz rehabilitację Michała, która będzie bardzo długa, a jej koszty są ogromne (miesiąc pobytu w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym to nawet 20 tys. złotych)! Dlatego nawet symboliczna złotówka będzie dla nas na wagę złota...  Nasze dzieci cały czas czekają na swojego tatę. Proszę, pomóż...  Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

75 795,00 zł ( 44,52% )
Brakuje: 94 418,00 zł
Jaś Turczyn
Jaś Turczyn , 9 lat

Stan Jasia gwałtownie się pogorszył❗️Zagrożenie życia, konieczna pilna operacja!

Stan zdrowia Jasia dramatycznie się pogorszył! Dotychczas prosiliśmy o pomoc, by zapewnić mu godne życie bez bólu. Teraz błagamy o ratunek, bo życie Jasia jest zagrożone! Czekamy na kosztorys operacji w Paley Institute, jednak już teraz prosimy Was o pomoc! Mamy tylko pół roku na przeprowadzenie operacji - tak ocenili lekarze. Jednak czas jest na wagę życia… Historia Jasia właściwie od pierwszych chwil jego istnienia jest tragiczna. Mój synek miał brata bliźniaka, który zmarł jeszcze w moim brzuchu… Przez miesiąc nosiłam pod sercem martwe dziecko, a Jasiowi wtedy dzień za dniem umierał mózg… Nie wiedziałam o tym, bo do ostatniej chwili słyszałam, że wszystko z dziećmi jest dobrze. Dziś Antoś nie żyje, a Jaś jest w coraz gorszym stanie! Nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym stracić drugiego synka… Jesteśmy zrozpaczeni i błagamy o pomoc! Jaś ma zdiagnozowane mózgowe czterokończynowe porażenie. Teraz jego stan diametralnie uległ pogorszeniu! Zwiększyła się ilość ataków padaczkowych. Każdy atak może doprowadzić do zatrzymania akcji serca! Synek gorzej widzi i co najgorsze biodra uległy podwichnięciu, są na granicy zwichnięcia, a to wiąże się z kosztowną operacją w kwocie ok 400 000 zł wraz z rehabilitacją... Czekamy na przesłanie kosztorysu przez Instytut Paleya.  Jeśli nie wykonamy operacji w ciągu pół roku, będzie postępowała deformacja kręgosłupa powodująca ucisk na narządy wewnętrzne, które mogą odmówić posłuszeństwa, a to może doprowadzić do śmierci dziecka... Życie Jasia jest zagrożone!  Sprawa karna toczy się już 4 lata, a nie zostały postawione jeszcze zarzuty wobec osób, przez które jedno z moich dzieci nie żyje, a drugie jest ciężko chore... Nie wiemy, ile to jeszcze potrwa, czy kiedykolwiek wywalczymy odszkodowanie. Nie mamy żadnej pomocy, a potrzebne jest jak najszybsze ukaranie winnych oraz zdobycie środków na leczenie naszego synka!  Jesteśmy bezsilni… Błagamy o pomoc... Teraz walczymy już nie tylko o zdrowie i sprawność, ale też o życie Jasia... Sami nie damy rady. Kochamy synka najbardziej na świecie i nie wyobrażamy sobie życia bez niego. Prosimy, pomóż Jasiowi, który wycierpiał już zbyt wiele... Zrozpaczeni rodzice Media o sprawie Jasia: tvn24.pl - Antoś zmarł w łonie matki, Jaś nigdy nie będzie samodzielny. Lekarki po sześciu latach usłyszały zarzuty

75 750,00 zł ( 22,85% )
Brakuje: 255 740,00 zł