Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jagódka Nowak
Jagódka Nowak , 5 lat

Wyjątkowa dziewczynka z wyjątkową chorobą... Twoja pomoc dzisiaj to jej szansa na lepszą przyszłość!

Dzień Matki 2021 roku zapamiętam na zawsze… Ten dzień był wyjątkowy nie tylko z uwagi na fakt, że miałam go z kim świętować i byłam z tego mega dumna! W tym dniu dowiedziałam się również, że moja cudowna córeczka cierpi na chorobę genetyczną zwaną Zespołem Angelmana… Jagoda miała różne niepokojące objawy już na wczesnym etapie rozwoju, jednak można je było odczytywać jako typowe dla większości dzieci. Gdy miała 3 miesiące, lekarz zauważył zeza, ale przecież sporo niemowlaków go robi. Później okazało się, że ma atopowe zapalenie skóry. Niedobrze, ale też nie jest to nic „nadzwyczajnego”. Najgorsze miało dopiero nadejść… Kwestia zeza jednak ewoluowała dlatego, gdy miała niespełna rok, przeszła jedną operację, a po kilku miesiącach kolejną. Wymaga noszenia okularów korekcyjnych, niemniej teoretycznie ta kwestia jest pod kontrolą. W międzyczasie zaczęły mnie niepokoić kolejne sygnały. Jagoda miała już 10 miesięcy, a nadal nie siadała. Moja mama jest pielęgniarką, więc wiedziała, że gdy w okresie 6-8 miesięcy dziecko nie siada, to należy się udać do fizjoterapeuty. Ten stwierdził co prawda obniżone napięcie mięśniowe, ale równocześnie kazał się pilnie udać na konsultację neurologiczną.  Udałam się na nią już mocno zaniepokojona. Tam padały różne podejrzenia, jednak nie obstawiano choroby genetycznej z uwagi na brak widocznych zmian na twarzoczaszce Jagódki, co jest dość charakterystyczne dla tego typu schorzeń. Skłaniano się do wykonania rezonansu magnetycznego, aby sprawdzić, czy nie ma jakichś zmian w główce. Niemniej trochę przez przypadek zapytałam jeszcze, czy jest to normalne, że Jagódka przewraca oczami do tyłu, tak jak to robią osoby, gdy mdleją. Jak dobrze, że o tym wspomniałam! Neurolog skierował nas na EEG i dzięki temu wykryto, że Jagódka choruje na padaczkę. Ok, nadal nie jest dobrze, ale z drugiej strony pocieszaliśmy się z mężem, że z tym też da się żyć. Gdy Jagoda miała 2-latka, trafiliśmy do Instytutu Matki Polki w Łodzi. Tam jeden z lekarzy po zbadaniu córeczki skierował nas jednak na podstawowe badania genetyczne tzw. kariotyp. Po 2 miesiącach oczekiwań otrzymaliśmy informację, że ma przesunięty 15. chromosom. Po 4 kolejnych, w Dzień Matki poznaliśmy ostatecznie naszego wroga… Jagoda dopiero w wieku 3 lat zaczęła chodzić. Mimo to nadal ma problemy z utrzymaniem równowagi. Ciągle się przewraca, traci stabilność. Dzięki rehabilitacji jej ubytek w błędniku zaczął lepiej działać. Potrafi już wejść pod niewielki podjazd, czy podejść gdzieś trzymając się barierki. Tak jest w lepsze dni. W gorsze chodzi tylko za rękę, bo notorycznie upada… Dużym wyzwaniem na teraz w zakresie motoryki jest wyćwiczenie jej rąk. Jagódka poszła do przedszkola specjalnego i niestety nie radzi sobie z najprostszymi rzeczami w zakresie operowania rękoma. Udało nam się z nią wyćwiczyć, aby umiała jeść rękoma, ale już na przykład nie utrzyma łyżeczki, kubka. Trzeba ją karmić i poić. Nie buduje nic z klocków, nie bawi się w zabawy, które wymagają utrzymania czegoś w ręce. Nie jest w stanie po prostu nic utrzymać!     Na domiar złego córeczka nic nie mówi i raczej nic nie powie przez swoje schorzenie… Pracujemy w związku z tym intensywnie nad alternatywnymi formami komunikacji. Wdrażamy jej gesty makatonu, aby umiała zgłosić najważniejsze potrzeby jak jeść, pić. To się udało, jednak dużym wyzwaniem na teraz jest nauka wskazywania tego, co jej dolega! Gdy jest chora, ma temperaturę, musimy zgadywać i dokładnie ją oglądać, by sprawdzić, czy coś ją boli. Ona nam niestety tego nie powie i nie wskaże… To najtrudniejsza dla nas sytuacja, bo nie możemy jej na czas pomóc!  Wiem, że Jagoda nigdy nie będzie zdrowa. Zawsze za to będzie szczęśliwa, bo uśmiech jest nie tylko jej indywidualną cechą charakterystyczną, ale jest również utożsamiamy z Angelmanem. Jednak najbardziej mi jako mamie zależy na tym, by moje dziecko było jak najbardziej samodzielne! W związku z tym cały czas intensywnie ją rehabilituję, jeżdżę do neurologopedy. Zapoznaję się z każdą dostępną metodą, która mogłaby poprawić jej sprawność i komunikację. Niestety większość zajęć odbywa się prywatnie, więc koszty są bardzo duże.   Jagódka to wspaniała dziewczynka, która widać, że pragnie kontaktu z otoczeniem. A ja jako mama chcę jej to umożliwić, aby mogła kiedyś samodzielnie porozumiewać się z otaczającym ją światem. Z Twoją pomocą uda się to osiągnąć! Iweta, mama Jagody

8 427 zł
Anna Żynis
5 dni do końca
Anna Żynis , 50 lat

Udar odebrał Ani wszystko... Każda pomoc jest na wagę złota❗️

Ania w wieku 49 lat doznała rozległego niedokrwiennego udaru mózgu. Tragiczny w skutkach incydent pozostawił ją z aż w 90% uszkodzoną lewą półkulą mózgu! Aktualnie Ania boryka się z poważnymi konsekwencjami tego schorzenia. Prawa strona jej ciała jest sparaliżowana, a głęboka afazja sprawia, że nie jest w stanie mówić ani pisać. Nie może funkcjonować samodzielnie i potrzebuje stałej opieki osób trzecich, aby zaspokoić podstawowe potrzeby dnia codziennego. Każdy dzień wymaga intensywnej rehabilitacji oraz terapii neurologopedycznej. Każdy dzień to walka o poprawę jakości jej życia i przywrócenie choćby niewielkiej niezależności. Jednak niestety, tego typu leczenie jest kosztowne, a zasoby finansowe wyczerpują się bardzo szybko. Dlatego też zwracamy się z gorącą prośbą o wsparcie. Każda, nawet najmniejsza kwota, będzie ogromnym wkładem w proces rehabilitacji Anny. Wasza hojność pozwoli kontynuować terapie, zakupić niezbędny sprzęt rehabilitacyjny i ułatwić funkcjonowanie. Wierzymy, że wspólnymi siłami możemy sprawić, że życie Anny stanie się łatwiejsze i pełniejsze. Bliscy

8 351 zł
Łukasz Majdan
Łukasz Majdan , 40 lat

Łukasz został zrzucony z wiaduktu kolejowego! Teraz walczy o powrót do sprawności

Życie Łukasza zniszczyła jedna chwila blisko 14 lat temu... W 2006 roku został napadnięty i zrzucony z wiaduktu kolejowego. Brzmi jak kiepski żart, ale to wszystko wydarzyło się naprawdę. Dzisiaj, choć minęło już tak wiele czasu, tamte wspomnienia wciąż powodują strach i niepewność. Ze zwykłego zdrowego chłopaka, Łukasz stał się osobą niepełnosprawną, która już do końca swoich dni będzie poruszała się jedynie za pomocą wózka inwalidzkiego. Łukasz miał wtedy 22 lata. Można śmiało powiedzieć, że stał na progu dorosłości. Wiele osób mówi, że to najlepszy wiek. Człowiek ma na wszystko jeszcze dużo energii i poczucie, że mógłby góry przenosić. Od tego feralnego dnia nic już jednak nie było takie, jak przedtem. Koszmar tamtych bolesnych chwil, będzie mu towarzyszyć już zawsze, ale jest coś, o co może walczyć — o sprawność. Na skutek  wypadku doznał urazu wielomiejscowego i wielonarządowego, między innymi kręgosłupa. Jest sparaliżowany, porusza się jedynie na wózku, ale to nie przeszkadza mu oddawać się swojej pasji, jaką jest wędkarstwo. Często można go spotkać nad brzegiem zbiorników wodnych z wędką w ręku i siecią pełną ryb. Łukasz codziennie walczy o to, by móc być samodzielnym, sprawnym człowiekiem. By to marzenie się spełniło, konieczna jest intensywna rehabilitacja. Koszty związane z leczeniem są duże dla pracującego człowieka, co dopiero dla osoby niepełnosprawnej... Wierzymy, że przyszłość Łukasza może być lepsza, dzięki ludziom, którzy nie są obojętni na potrzeby drugiego człowieka. Pomóż!

8 305,00 zł ( 38,76% )
Brakuje: 13 120,00 zł
Beata Cuper
Beata Cuper , 53 lata

Przypadek i rutynowa kontrola uratowały moje życie... POMOCY❗️

Moja walka z chorobą rozpoczęła się przypadkiem. Można śmiało stwierdzić, że ten przypadek i rutynowa kontrola uratowały moje życie… Udałam się do lekarza w celu wykonania standardowych badań. Lekarz stwierdził, że w moim brzuchu jest „bałagan” i zalecił konkretne działanie. Jak się później okazało – wtedy rozpoczęłam walkę ze śmiertelną chorobą.  Wykryto torbiele na jajnikach, które musiały zostać usunięte operacyjnie. Niestety w trakcie zabiegu okazało się, że ich „wnętrze” było pełne guzów. Operację przeprowadzono poprzez otwarcie jamy brzucha – trwała 4 godziny. Usunięto macicę, jajniki, sieć większą, wyrostek robaczkowy, guzy z odbytnicy, esicy i zatoki Douglasa.  Badanie, które później przeprowadzono, wykazało, że choruję na RAKA ŚLUZOWEGO WYROSTKA ROBACZKOWEGO. Wszystkie zmiany, które znajdowały się w moim brzuchu, były jego konsekwencją. Stwierdzono wtórny ZŁOŚLIWY NOWOTWÓR jajnika. Świat się zatrzymał. Po pierwszej operacji musiałam przejść kolejną, ze względu na komplikacje. Dopiero po zagojeniu wszystkich ran, będę mogła rozpocząć leczenie onkologiczne. Niestety choruję na bardzo rzadką odmianę nowotworu, przez co leczenie może nie przynieść oczekiwanych efektów. Znaleźliśmy terapię HIPEC, która jest skuteczna, ale wymaga bardzo drogich badań genetycznych i kosztownego zabiegu. Nie stać nas na to leczenie. Nie jest to typowa chemioterapia podawana dożylnie. Nowotwór, który mnie zaatakował, przybiera postać śluzu, dlatego podczas badań jest niewykrywalny. Terapia, której chce się podjąć, polega na wpompowaniu leku do jamy brzusznej, co może przynieść zniewalające efekty i pomóc pokonać tego potwora… Mam 53 lata, czuję się młoda i pełna radości. Mam wspaniałe dzieci, kochającego męża… Pragnę dalej korzystać z życia, cieszyć się czasem spędzonym z rodziną i najbliższymi. Nie mogę pozwolić, by pokonała mnie ta straszna choroba. To nie czas, by umierać… Proszę o pomoc. Twoje wsparcie może być moim ratunkiem! Beata

8 242 zł
Paulina Panek
Paulina Panek , 36 lat

Trudna codzienność i poświęcenie dla innych - dzisiaj to my możemy pomóc Paulinie!

Gdy byłam malutka, nagle dostałam wysokiej gorączki. Zapadłam w śpiączkę, a lekarze mówili mamie, że mogę nie przeżyć. Obudziłam się jednak, ale potem już nigdy nie było tak, jak wcześniej. Po wielu badaniach zapadła diagnoza - Dziecięce Porażenie Mózgowe, niedowład prawej strony ciała. Oczywiście, że było mi trudniej, ale się nie poddałam. Dzisiaj sama pracuję z osobami niepełnosprawnymi! Żeby moje ciało mnie słuchało, konieczna jest rehabilitacja. Bardzo droga… Proszę o pomoc, bym dalej mogła walczyć z niepełnosprawnością. Z góry dziękuję! Mieszkałam w małej miejscowości, gdzie nikt wcześniej nie powiedział nam o rehabilitacji, nie była tak dostępna, jak dziś. Jakoś musiałam sobie radzić z niedowładem prawej ręki i nogi, chociaż nie było lekko. Moja noga jest krótsza, przez co od dziecka trudno mi było utrzymać równowagę. Nie mogłam biegać jak inne dzieciaki, nosiłam specjalnego ortopedycznego buta. Mam dwie starsze siostry, które są zdrowe. Często było mi przykro, że nie jestem taka jak one, jednak nie mogłam pozwolić, by niepełnosprawność odebrała mi radość życia. Do 16 roku życia opiekowała się mną mama, potem dostałam rentę. Gdy stałam się pełnoletnia, decyzja o rencie nie została przedłużona, musiałam radzić sobie sama. Po gimnazjum poszłam do szkoły zawodowej, a potem do liceum. Wiedziałam, że muszę mieć zawód, by dać sobie w życiu radę. W 2010 roku zaczęłam pracować w Domu Pomocy Społecznej. Jestem tam do dziś! Ukończyłam odpowiednie szkolenia, które pomagają mi być lepszą w tym, co robię, a pracę mam naprawdę piękną. Na co dzień jestem terapeutką, zajmuję się starszymi osobami z chorobami psychicznymi. Moja praca daje mi wiele radość! Dzięki temu, że sama jestem niepełnosprawna, łatwiej mi zrozumieć innych, którzy też potrzebują pomocy. Wydawać by się mogło, że wszystko się dobrze ułożyło, ale jak cień ciągnie się za mną niedowład prawej nogi… Gdy chodzę i się zapominam, stopa wykrzywia mi się do środka, a kostka szoruje po ziemi. Przez to już wiele razy ją skręciłam… Raz po taki skręceniu poszłam prywatnie do lekarza, by mi pomógł. On wysłała mnie do jednego rehabilitanta, a tamten polecił kolejnego. Wtedy pierwszy raz w życiu doświadczyłam tego, jak wielkie znaczenie mają odpowiednie ćwiczenia! Teraz dwa razy w tygodniu przyjeżdża do mnie specjalista, który rehabilituje mnie metodą Vojty. Do dosyć bolesne, ale efekty są wspaniałe! Niestety, bym miała szansę na życie bez bólu i bez strachu o kolejne skręcenie kostki, bym już nie musiała chodzić na zwolnienie lekarskie i opuszczać moich podopiecznych, by mój kręgosłup i miednica się nie wykrzywiały, potrzebne są bardzo duże środki. Roczny koszt rehabilitacji to ok. 30 tysięcy złotych… Żyję skromnie i nie stać mnie na taki wydatek, dlatego postanowiłam poprosić o pomoc. Obiecuję, że nigdy się nie poddam! Paulina

8 097,00 zł ( 24,77% )
Brakuje: 24 584,00 zł
Julcia Król
Julcia Król , 20 miesięcy

Julia wygrała życie❗️Wesprzyj jej dalszą walkę❗️

9 marca 2023 roku – to właśnie wtedy zupełnie niespodziewanie, bo w 25 tygodniu ciąży, z powodu zagrożenia życia mojej żony, przyszła na świat nasza córeczka Julka. Ten dzień stał się jednocześnie najpiękniejszym i najgorszym dniem w naszym życiu. Najpiękniejszy, bo po raz pierwszy mogłem ujrzeć córkę. Najgorszy, bo w jednej chwili mogłem stracić je obie.  Na szczęście lekarzom udało się uratować ich życie. Ogromne przerażenie mieszało się z radością trudną do opisania. Juleczka jest niezwykle malutka, tak że jej paznokcie wyglądają jak ziarenka maku, przez skórę widać każdą żyłkę, a najmniejsze pieluszki są co najmniej o kilka rozmiarów za duże…  Tak naprawdę nie wiemy, co nas czeka. Córeczka przez cały czas przebywa na oddziale intensywnej terapii. Gdy widzę jej drobne ciałko leżące w inkubatorze ukryte pod masą rurek, moje serce rozpada się na milion kawałków. W pierwszym tygodniu życia Julia przeszła wylew krwi do mózgu. Nie wiemy jednak, jak wpłynie to na jej dalszy rozwój. Lekarze 24 godziny na dobę monitorują jej stan. Każdy z nas robi wszystko, by wygrała tę walkę. Walkę o życie.  Jesteśmy świadomi, że to dopiero początek. Przed nami długa droga o zdrowie i sprawność córeczki. Wiemy też, że odpowiednie leczenie i rehabilitacja wiele kosztują. Nie byliśmy gotowi na tak duże wyzwanie, stąd już teraz prosimy o wsparcie. W tej sytuacji każda złotówka będzie na wagę złota. Rodzice Julki

8 079 zł
Sebastian Martyka
Sebastian Martyka , 37 lat

Chcemy dalej dbać o syna, lecz mamy coraz mniej sił! Potrzebna pomoc!

Jesteśmy rodzicami Sebastiana, który urodził się jako wcześniak z niedotlenieniem mózgu. Z powodu komplikacji, nasz syn przez całe życie zmaga się ze spastycznym porażeniem czterokończynowym. Każdy dzień to walka o jego sprawność! Kiedy Sebastian rósł, zauważaliśmy u niego coraz większe zwiotczenie mięśni. Niestety jego stan pogarszał się tak bardzo, że syn musiał zacząć poruszać się na wózku inwalidzkim. Rozpoczął też konieczną rehabilitację, jednak z każdym dniem jest coraz trudniej… Staramy się pomagać Sebastianowi najlepiej, jak możemy. Wspieramy go w codziennych czynnościach, lecz jesteśmy coraz starsi i mamy coraz mniej siły! Każdy wyjazd do lekarza i na rehabilitację wiąże się z ręcznym przesadzaniem syna z wózka do samochodu i z samochodu na wózek... Na domiar złego wózek, który kiedyś udało nam się zdobyć dla syna, zaczął się psuć! Rehabilitacja nie przynosi już tak dobrych rezultatów, jak kiedyś. Boimy się, że nasz syn wkrótce nie będzie już w stanie sam się poruszać. Chcemy dalej dbać o Sebastiana i pomagać mu w walce o lepsze jutro, jednak ogromną przeszkodą są pieniądze… Niezbędny sprzęt rehabilitacyjny, wózek, wizyty u specjalistów, a także samochód przystosowany do potrzeb osoby z niepełnosprawnością to ogromny koszt, z którym ciężko nam samym sobie poradzić. Prosimy, pomóżcie nam, by codzienność Sebastiana stała się choć trochę łatwiejsza! Będziemy wdzięczni za każde okazane wsparcie! Rodzice

7 958 zł
Patrycja Młynarczyk
Patrycja Młynarczyk , 14 lat

Patrycja żyje z niebezpiecznym guzem w głowie, który odbiera jej wszystko!

Patrycja od wczesnego dzieciństwa walczy z guzem mózgu. W ostatnich miesiącach sytuacja pogorszyła się na tyle, że zaczęła cierpieć na niedowład prawej strony ciała. Pomóc miała operacja, ale niestety tak się nie stało.  Problemy ze zdrowiem Patrycji rozpoczęły się, gdy miała wtedy zaledwie 5 lat. Pojawiły się poranne wymioty oraz bóle głowy, których nie umiała nam wtedy jeszcze za bardzo opisać. Zupełnie nie spodziewałam się, że z córką dzieje się coś tak bardzo poważnego. Aż któregoś dnia spadła z tarasu, co okazało się szczęściem w nieszczęściu. Wykonany w związku z tym wypadkiem tomograf pokazał, że ma w głowie ogromnego guza oraz torbiele. Podstępnym wrogiem okazał się gwiaździak – nowotwór złośliwy układu nerwowego. Patrycja trafiła natychmiast do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie i w trybie pilnym została zoperowana. Ze względu na skomplikowane umiejscowienie guza możliwe było usunięcie jedynie jego fragmentu. Po operacji szybko wracała do formy, chociaż miała problemy m.in. z nazywaniem przedmiotów, z pamięcią, podwójnym widzeniem.  Szczęśliwie z czasem wszystko się ustabilizowało, a jedynym widocznym powikłaniem była zamknięta lewa powieka. Sytuacja poprawiła się na tyle, że Patrycja poszła nawet do szkoły mistrzostwa sportowego, aby móc trenować ukochaną piłkę nożną. Regularnie była na badaniach kontrolnych, bo przecież guz w jej głowie nadal pozostał...  Kolejny etap koszmaru rozpoczął się w styczniu 2022 roku. Pierwszym sygnałem alarmowym był postępujący niedowład ręki i nogi. W lutym wyjechaliśmy na ferie i Patrycja zaczęła nagle narzekać na ból głowy, pojawiły się też poranne wymioty. Już wiedzieliśmy, że trzeba pędzić prosto do Centrum Zdrowia Dziecka, bo sytuacja robi się znowu bardzo poważna. Badania kontrolne wykazały, że guz znowu zaczął rosnąć, a w torbielach pojawił się płyn, który pilnie trzeba ściągać. Wcześniej lekarze planowali leczenie guza małoinwazyjną metodą termoablacji. Niestety po tym, jak urosły torbiele, okazało się to już niemożliwe. Sytuacja pogorszyła się na tyle, że Patrycja zaczęła mieć problemy z poruszaniem całą prawą stroną ciała. Jesienią powłóczyła już nogą, a ręka osłabła na tyle, że musiała przestała pisać.  Nauczyła się wtedy pisać lewą ręką, ale to był moment, w którym też psychicznie bardzo osłabła. Stała się rozdrażniona, buntowała się i pytała, dlaczego właśnie ją to wszystko spotkało. A mi serce pękało i nie wiedziałam, co mogę jej odpowiedzieć. Niestety musiała zrezygnować z ukochanej piłki, co dodatkowo ją podłamało, ale żyła nadzieją, że jeszcze wróci do sportu. Okresowy niedowład miała poprawić operacja usunięcia torbieli i części guza, zaplanowana na początek grudnia 2022 r. Niestety po operacji niedowład się utrzymał. Przez jakiś czas po wybudzeniu się Patrycja wcale nie mówiła, a z ręką było nawet gorzej niż przed operacją. Na szczęście niedowład nogi odrobinę się cofnął. Niestety córka nie ma już siły ani chęci walki. Załamała się swoją niesprawnością, wstydzi się wychodzić z domu, unika znajomych, chociaż wcześniej była duszą towarzystwa.  Powikłania pooperacyjne oraz niedowład zamieniły Patrycji codzienność w koszmar. By go zakończyć, potrzebna jest jednak intensywna i droga rehabilitacja. Postawiłam sobie za cel, że postawię ją na nogi przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Tak, aby mogła powrócić do swoich przyjaciół, do pasji i po prostu odzyskać radość życia. Niestety potrzeby córki są tak duże, że przekraczają nasze możliwości finansowe, dlatego bardzo prosimy o wsparcie! Rodzice

7 774,00 zł ( 27,64% )
Brakuje: 20 344,00 zł
Marcelek Bednarek
Marcelek Bednarek , 7 lat

Guz mózgu odebrał Marcelkowi zdrowie. Pomóżmy mu je odzyskać!

Ten dzień zaczął się jak wiele przed nim. Nic nie wskazywało na to jak wielki dramat nas czeka… Tak jak zawsze wstaliśmy z łóżek, zjedliśmy wspólnie śniadanie i zaprowadziłam Marcelka do przedszkola. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to ostatni moment normalności, że później nic już nie będzie takie samo… Po południu otrzymaliśmy pilny telefon z przedszkola – Marcel dostał bardzo silnego skurczu rączki i nóżki. Tak silnego, że nie był w stanie utrzymać się na krześle i upadł na podłogę. Natychmiast pojechaliśmy z synkiem do szpitala. Lekarze mówili, że pewnie zaraz wrócimy do domu, bo to nic poważnego. Ja jednak w matczynym sercu czułam, że już tam zostaniemy. Niestety, okazało się, że się nie myliłam.  Po otrzymaniu wyników tomografu zaczął się koszmar. Lekarz wyszedł z gabinetu i na korytarzu wśród wszystkich obcych nam ludzi przekazał, że Marcel ma guza mózgu. Byliśmy przerażeni, świat wokół nas się zatrzymał, a serca przestały na chwilę bić. Nie potrafiliśmy zrozumieć, przecież rano oddawaliśmy synka zdrowego do przedszkola…  Trwały konsultacje, a nam nikt nie chciał nic powiedzieć. W końcu dowiedzieliśmy się, że guz jest wielkości 3 cm na 6 cm! Niezbędna była pilna operacja. Usłyszeliśmy, że oponiak jest ulokowany w takim miejscu, że nasz syn może nie przeżyć operacji lub obudzić się z niedowładem połowy ciała i już nigdy nie chodzić!  W panice odbyliśmy prywatną konsultację, modląc się o inną opinię. Zostaliśmy jednak odarci z jakichkolwiek złudzeń – usłyszeliśmy dokładnie te same rokowania. Marcela operowali najlepsi i najbardziej doświadczeni lekarze swoich specjalizacji. Przeżył, oddychał, nadal był z nami!  Nie był to jednak koniec naszego dramatu. Po wybudzeniu naszego synka okazało się, że w trakcie operacji doszło do uszkodzenia nerwów w mózgu. Zdiagnozowano u niego niedowład. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli walczyć o jego sprawność jeszcze bardzo długo. Po powrocie do domu ze względu na diagnozę guza mózgu oraz całościową opiekę, której wymaga Marcel, musiałam zrezygnować z pracy.  Pomimo tego jak dużo wycierpiał, Marcel jest czułym, pogodnym i uśmiechniętym dzieckiem. Nawet w szpitalu nie żalił się na swój los, nie narzekał na ból. Jedyny moment, gdy podupadł na duchu, był wtedy, kiedy dowiedział się, że stracił włosy. Swoje ukochane loczki. Wedle prognoz miał już nigdy nie stanąć na nogi, jednak dzięki codziennej i nieprzerwanej rehabilitacji zaczął chodzić! Nie wrócił jeszcze do sprawności sprzed operacji, kroki są czasami niepewne. Dzięki terapii dzieją się cuda, na które lekarze nie dawali szans! Niestety, każda godzina opieki specjalistów jest niezwykle kosztowna, a my nie jesteśmy w stanie udźwignąć takich wydatków sami. Dodatkowo niezbędny jest zakup ortez, których koszt liczony jest w tysiącach złotych… Przerwanie rehabilitacji będzie oznaczało utratę szansy na sprawność Marcelka oraz zaprzepaszczenie wypracowanych postępów.  Tak jak wszyscy rodzice chcemy dla naszego dziecka wszystkiego, co najlepsze. Prosimy, pomóżcie nam wrócić do dawnego życia. Pomóżcie Marcelkowi odzyskać sprawność, a mi wrócić do pracy. Nie jest łatwo nam prosić o pomoc, wiemy jednak, że od tego zależy zdrowie i przyszłość naszego syna.  Rodzice Marcela

7 585 zł