Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Grzegorz Piskorski
9 dni do końca
Grzegorz Piskorski , 55 lat

Honorowy dawca krwi walczy o powrót do zdrowia – pomocy!

Miłość mojego życia, troskliwy ojciec i wierny przyjaciel w nieszczęśliwym wypadku  we własnym domu niemal stracił życie. Do szpitala trafił w stanie krytycznym. Usłyszeliśmy, że nie ma dla niego już żadnej nadziei…  W wyniku wypadku doszło do pęknięcia czaszki i wodogłowia. Diagnoza to urazowe krwawienie wewnątrz-czaszkowe, krwiak podtwardówkowy, krwawienia wtórne do stłuczenia mózgu, złamania kości czaszki i niedowład. Stan męża z dnia na dzień się pogarszał. – wdało się zapalenie płuc, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i zakażenie gronowcem. Grzegorz stracił z nami kontakt, był nieprzytomny. Któregoś dnia przyszedł lekarz i powiedział, że nie ma już żadnej nadziei... W międzyczasie szukaliśmy pomocy u różnych specjalistów. Po  konsultacji u jednego z profesorów dowiedzieliśmy się ze stan taty nie jest beznadziejny, tylko potrzebna jest jak najszybsza rehabilitacja i umieszczenie taty  w odpowiednim szpitalu. Niestety żaden szpital nie chciał taty przyjąć ze względu na infekcje i brak kontaktu. Zorganizowaliśmy terapię na własną rękę, w domu. To jednak było za mało... Ostatnią deską ratunku był dla nas profesor, który specjalizuje się wybudzaniem ze śpiączki. Obiecał, że nam pomoże! Przyjął Grzegorza do swojej kliniki i powiedział, że postawi go na nogi. W naszych sercach zaświeciło znów słońce. To były najpiękniejsze słowa, jakie mogliśmy usłyszeć. Niestety koszty takiej rehabilitacji przewyższają nasze możliwości finansowe.  Mąż zawsze pomagał innym Jako honorowy dawca krwi. Sam nigdy nie prosił o pomoc. Teraz robię to w jego imieniu. Nie mogę dalej patrzeć jak mój Grzegorz gaśnie... Nie jestem w stanie pomóc mu w żaden inny sposób, niż zebrać środki na rehabilitację. Proszę, nie bądź obojętny. Pomóż nam... Żona Grzegorza, Anna

9 570,00 zł ( 17,63% )
Brakuje: 44 686,00 zł
Igor Olejnik
Igor Olejnik , 15 lat

OSTATNI MOMENT❗️Nie pozwól, by szansa na leczenie przepadła bezpowrotnie... Razem dla Igora❗️

Igor od zawsze był niższy od rówieśników. Zaniepokojeni rozwojem syna już parę lat temu zaczęliśmy szukać przyczyny u lekarzy, jednak za każdym razem słyszeliśmy, że z czasem wzrost „ruszy” jak u reszty nastolatków. Niestety, tak się nigdy nie stało...! Dopiero parę tygodni temu dowiedzieliśmy się, że za niskim wzrostem Igora stoją poważne diagnozy – karłowatość i niedoczynność przysadki. Co gorsza, kości naszego syna starzeją się szybciej, niż wskazuje na to jego wiek, przez co jego leczenia nie obejmuje już refundacja! Wieści o chorobie syna oraz tym, że na terapię hormonem wzrostu w ramach NFZ jest już za późno – spadły na nas właściwie jedna po drugiej… Dziś nasz syn ma zaledwie 150 cm i bez leczenia już nie urośnie! Jedyną szansą jest podawanie hormonu wzrostu prywatnie. Lekarze ocenili, że to już OSTATNI MOMENT, by terapia przyniosła efekty i dała naszemu synowi szansę na „normalny” wzrost. Wiedzieliśmy, że nie mamy ani chwili do stracenia. Natychmiast rozpoczęliśmy podanie leku. Niestety, fiolka hormonu wzrostu to koszt aż 3500 zł. Wystarcza ona na zaledwie 25 dni, a przed naszym dzieckiem co najmniej 12 miesięcy leczenia!  Mimo najlepszych chęci nie jesteśmy w stanie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego samodzielnie – jesteśmy rodziną wielodzietną, mamy czworo dzieci. Najmłodsza córeczka ma zaledwie 2 miesiące… Nie możemy jednak dopuścić, by ostatnia szansa na zdrową i szczęśliwą przyszłość Igora przepadła bezpowrotnie.  Dodatkowo okazało się, że 8-letni brat Igora również wymaga terapii hormonem wzrostu. Ze względu na to, że jest znacznie młodszy, kwalifikuje się jednak do refundowanego leczenia… Walczmy więc tylko o Igora. Nie chcemy, by patrzył do góry na młodsze rodzeństwo – zastanawiając się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby on dostał taką samą szansę… Wszyscy wiemy, jak ważne są zdrowe kości i prawidłowy wzrost. Jako rodzice zdajemy sobie także sprawę, że syn nigdy nie będzie jednym z najwyższych mężczyzn, jednak dzięki leczeniu ma szansę rozwijać się i czuć normalnie. Nie możemy znieść myśli, że Igor będzie szedł przez życie nieodwracalnie okaleczony przez chorobę, wiedząc, że mogliśmy coś zrobić! Prosimy, pomóżcie nam zawalczyć o jego zdrowie i przyszłość!  Rodzice Igora

9 535,00 zł ( 17,07% )
Brakuje: 46 317,00 zł
Jerzy Ratajczyk
Jerzy Ratajczyk , 64 lata

Pożar odebrał Jerzemu bezpieczne schronienie... Pomóż w odbudowie domu!

Piątek trzynastego okazał się dla Jerzego niezwykle nieszczęśliwy… Dom, dokumenty, rzeczy osobiste, pamiątki rodzinne, cały jego dobytek zabrał ogień. Od dnia pożaru brakuje mu dosłownie wszystkiego, a najbardziej bezpiecznego schronienia przed zbliżającym się chłodem… Jerzy mieszka sam. Utrzymuje się z uprawy warzyw i owoców, a poza sezonem, z rozmaitych prac dorywczych. Dotychczas wystarczało mu to na codzienne wydatki, ale na pewno nie na doprowadzenie domu do stanu, w którym będzie można w nim mieszkać… Trudno zaakceptować nam sytuację, w której znalazł się nasz przyjaciel. Jerzy to skromna, ceniąca sobie prywatność i niezależność osoba. Nigdy nie chce obarczać innych swoimi problemami, nigdy nie prosił też o pomoc. Bardzo martwi nas sytuacja, w której się znalazł. W tym trudnym momencie jego życia pragniemy mu pomóc i wesprzeć go w odbudowie domu. Będziemy niezwykle wdzięczni za każdy, nawet najdrobniejszy gest, który pomoże Jerzemu stanąć na nogi. Nadchodzi zima, więc trzeba działać szybko. Wspólnie możemy sprawić, że znów będzie miał ciepły dom i któregoś dnia zapomni o tragedii, która go spotkała. Bliscy i przyjaciele

9 455 zł
Vanessa Klepczyńska
Vanessa Klepczyńska , 14 lat

Vanessa walczy o przyszłość! Nie pozwólmy jej się zatrzymać!

Czy wiecie, jak to jest, kiedy Wasze dziecko płacze, a Wy nie potraficie ukoić jego bólu? Z pewnością każdy rodzic zdrowego dziecka przeżył taką chwilę i zostawiła w jego sercu bliznę. Rodzice dzieci niepełnosprawnych przeżywają podobne niemal każdego dnia, a dziś moja piękna i zdolna córeczka znów płakała – z niemocy, zmęczenia i rezygnacji. Vanessa ma 13 lat, dziecięce porażenie mózgowe – spastyczne, czterokończynowe, padaczkę lekooporną, poważną wadę wzroku, pęcherz neurogenny i problemy gastroendokrynologiczne. Ma też pełną świadomość swojej niepełnosprawności, w końcu przestała być dzieckiem i staje się dziewczynką, która wie… Wie, że czeka ją ogrom walki o normalność, sprawność i przyszłość, która innym dzieciom dana jest na start. Obowiązkiem moim i jej taty jest podarować jej to zwykłe nadzwyczajne życie, ale nawet dla nas, zakochanych w Vanessie bez pamięci, bywa to zbyt trudne, dlatego, kiedy ona płacze wali nam się świat. Wszystko zaczęło się od nagłego odejścia wód płodowych w 28 tygodniu ciąży. Vanesska urodziła się jako skrajny wcześniak z silnym niedotlenieniem. Była tak maleńka, a jednak drzemała w niej wojowniczka, która każdego dnia staje do walki o siebie. Kiedy skończyła 2 lata, padł na naszą rodzinę wyrok – dziecięce porażenie mózgowe. Po raz kolejny stanęliśmy do walki o nasze dziecko i z małej miejscowości przeprowadziliśmy się do Łodzi, po to, aby miała dostęp do najlepszych ośrodków leczniczych, specjalistów i rehabilitantów, ale choroba zawsze wyprzedzała nas o dwa kroki. Pojawiła się padaczka i leki, po których moja córeczka nie była w stanie funkcjonować – nadmierna senność zmieniła ją w śpiącą królewnę, która nie miała siły ćwiczyć. Do ukończenia 6 roku życia była trzykrotnie reanimowana, przeszła kilka operacji bioder, które unieruchamiały ją na miesiące, a finalnie i na lata. Do dziś nie chodzi i nie siedzi, chociaż z całych sił walczymy o to, by otrzymała najlepsze wsparcie. Nie możemy nawet odzyskać sprawności, którą miała jeszcze przed operacjami. Do tego doszły zabiegi ratujące wzrok, oraz leczenie napiętych mięśni toksyną botulinową i coraz bardziej wymagająca rehabilitacja.  Przy tym wszystkim pojawiła się nadzieja, bo Vanessa mówi, uczęszcza do szkoły, nawiązuje przyjaźnie, a jej rozwój znacznie przyspieszył. To jedyna szansa na to, aby nie zmarnować potencjału, który udało jej się wypracować, ale znów goni nas choroba i czas. Niestety zauważyliśmy, że ostatnie rehabilitacje przynoszą znikome efekty, ponieważ córka szybko rośnie i spastyka ją pokonuje. Jedynym rozwiązaniem, które na tę chwilę oferuje nam medycyna jest fibrotomia – zabieg polegający na nacięciu wybranych punktów. To zniweluje przykurcze bioder, kolan i rąk. Przykurcze są tak silne, że uniemożliwiają jej nawet podniesienie dłoni. Tylko tak jesteśmy w stanie zagwarantować jej na dalszy rozwój. Nie pozwólmy jej zatrzymać się w tej walce. Niestety koszt takiej operacji wynosi około 12 tysięcy złotych. Przy równoczesnych rehabilitacjach, które i tak muszą się odbywać, aby jej umiejętności się nie cofały, kosztach sprzętu np. wózka, siedziska, ale też zwykłych środków higienicznych, to kwota, którą nie dysponujemy. Tym trudniejsza do uzbierania, ponieważ staliśmy się rodziną zastępczą dla siostrzeńca męża. Tymka los również nie oszczędzał i potrzebuje specjalistycznego wsparcia, aby wzrastać w zdrowiu, w szczęściu i poczuciu bezpieczeństwa. Marzeniem Vanessy jest stanąć na nogach, chodzić, tańczyć i grać w piłkę – to jest możliwe! Ale najpierw musimy pokonać głównego wroga, czyli przykurcze. Kiedy to się już stanie, ona będzie wiedziała, jak walczyć dalej i jak wygrać tą nierówną i niesprawiedliwą walkę. Błagamy Was! Pomóżcie nam jej pomóc! Sandra i Krystian ➡️ Vaneska w Pytanie na sniadanie

9 323 zł
Anna Dudkiewicz
Anna Dudkiewicz , 66 lat

4 wznowy w ciągu 5 lat❗️Pomóż mi walczyć z nowotworem❗️

Jestem emerytowaną nauczycielką z 35-letnim stażem pracy. Całe życie z radością poświęciłam dzieciom i młodzieży. Spełniałam się zawodowo, prowadziłam szczęśliwe życie. To wszystko nagle zniszczyła diagnoza, która zabrzmiała jak wyrok – złośliwy nowotwór piersi. Oprócz programu nauczania walczyliśmy o jak najlepsze przygotowanie naszych uczniów do dorosłego życia. Koła zainteresowań, wycieczki, kolonie i inicjatywy… Ciągła walka dla ich dobra. Ale kiedy zachorowałam 30 sierpnia 2018 roku, musiałam podjąć inną walkę. O własne zdrowie. W ciągu 5 lat leczenia miałam aż 4 wznowy. W 2018 roku przeszłam mastektomię, w 2022 naświetlania. Niestety, w tym roku guz wrócił i usadowił się pod pachą. Dlatego obecnie jestem w trakcie przyjmowania bardzo silnej chemii.  Ostatnio pojawił się nowy, refundowany lek, który w opinii onkologów, gdyby był potrzebny, byłby dla mnie ratunkiem. Na szczęście mój stan i rokowania są dobre, dlatego chcę dalej z całych sił walczyć o swoje życie.  Ale koszty leczenia, rehabilitacji i leków są ogromne. Razem z mężem nie jesteśmy w stanie im sprostać, dlatego zwracam się do Was z większą niż koszty prośbą o pomoc. Każde wsparcie, symboliczna wpłata, udostępnienie i dobre słowo to dla mnie ratunek. Wierzę, że rehabilitacja wystarczy, by wygrać z chorobą. Wierzę również, że dobro wraca ze zdwojoną siłą i razem nam się uda. Anna Kwota zbiórki jest szacunkowa.

9 249,00 zł ( 43,46% )
Brakuje: 12 028,00 zł
Julia Nowak
Julia Nowak , 2 latka

Julcia ma guzy na sercu, jej mama w oczach! Rzadka choroba odbiera zdrowie rodzinie❗️

W trakcie ciąży dowiedziałam się, że moja córka ma stwardnienie guzowate. Jest to bardzo rzadka i trudna choroba. Julia ma wiele guzków na sercu. Dokładnie wiem, jak będzie wyglądała jej przyszłość, ponieważ sama zmagam się z tą chorobą. Tracę wzrok… Jestem przerażona. Tak bardzo się boję, że za moment po prostu przestanę widzieć moje maleństwo. Musimy Julkę leczyć i badać prywatnie, ponieważ na NFZ bardzo długo czeka się na wizyty do specjalistów i mogłoby być już za późno, aby jej pomóc. Oznacza to, że codziennie odkładamy każdą możliwą złotówkę, by tylko być pewnym, że nie zabraknie nam pieniędzy, by opłacić kolejną wizytę lekarską. Badania takie jak echo serca, holter i EKG są kosztowne, stałe wizyty u kardiologów również. Nie wystarcza nam środków na leczenie córeczki. Julka jest bardzo energicznym dzieckiem i jest duża szansa, że do 4. roku życia, przy dobrej opiece lekarskiej guzki się wchłoną i Julia będzie bezpieczna.  Musimy być też pod kontrolą neurologa, gdyż przerzuty na inne organy powodują padaczkę i upośledzenie umysłowe, a chcemy zrobić wszystko, aby do tego nie dopuścić. Zrobimy wszystko dla tej cudownej istoty, którą tak kochamy.  Ciężko pogodzić się z myślą, że ukochana córeczka odziedziczyła chorobę, która mnie samą wykańcza od środka. Dlatego chcę zrobić wszystko, póki jestem i widzę moje dziecko, by podarować jej bezpieczną przyszłość. Utrata wzroku będzie dla mnie czymś strasznym. Jednak utrata dziecka to scenariusz, którego po prostu nie dopuszczam do siebie! Dziękujemy za każdą złotówkę. Wiemy, że dzięki pomocy Julia ma szansę być zdrowa. Mama *Kwota zbiórki jest szacunkowa

9 225,00 zł ( 24,77% )
Brakuje: 28 010,00 zł
Krzysztof Plaskota
Krzysztof Plaskota , 51 lat

Niedowład cały czas postępuje❗️Jedyna nadzieja w rehabilitacji...

Jedyną szansą powrotu do zdrowia jest długa i żmudna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym. Proszę o wsparcie, ponieważ sam nie zdałam zapłacić ceny za moje zdrowie.  Jestem wdzięczny za Waszą dotychczasową pomoc, która naprawdę wiele zmieniła. Niestety musiałem ponownie założyć zbiórkę… Moja historia: Jednego dnia chodziłem do pracy, byłem aktywny i zdrowy. Od 9. lat opiekowałem się moją mamą. Tego, co potem się wydarzyło nie byłem w stanie przewidzieć. Nie uległem żadnemu wypadkowi ani kontuzji. Po prostu z dnia na dzień nie mogłem już chodzić! Zaczęło się od drętwienia palców u stóp. Potem drętwienie objęło też łydki. Zaniepokoiłem się, ale nie wyglądało to przecież na nic groźnego. Udałem się w końcu do lekarza. Wtedy przeżyłem pierwszy szok! Neurolog wykonał mnóstwo badań, które pozwoliły postawić diagnozę polineuropatii. Okazało się, że doszło do uszkodzenia neuronu obwodowego, a to z kolei sprawiło, że moje nerwy w nogach po prostu zniknęły! Przestałem móc samodzielnie chodzić!  Choroba niestety postępuje! Mam niedowład kończyn górnych i dolnych i muszę poruszać się na wózku inwalidzkim. Rehabilitacja jest moją jedyną nadzieję na cofnięcie skutków tej okrutnej choroby! Nie mogę się poddać, nie mogę pozwolić, aby choroba mnie pokonała i całkowicie odebrała moją niezależność. Jeszcze raz proszę o Waszą pomoc. Tylko z Wami dzieją się rzeczy niemożliwe! Krzysztof  

8 794,00 zł ( 41,32% )
Brakuje: 12 484,00 zł
Ewa Pachulska
Ewa Pachulska , 14 lat

Jedna chwila omal jej nie zabiła – Tylko my możemy pomóc Ewuni❗️

Pomóż! Przeczytaj historię Ewy: Gdy Ewunia przyszła na świat, rozegrał się horror. Ci, którzy mieli ją chronić i leczyć, skrzywdzili ją; błąd lekarza spowodował, że córeczka urodziła się martwa. To miał być cud narodzin. Tymczasem stał się koszmarem…  Była wyczekana, wymarzona. Lata starania się. Ewa urodziła się w 39. tygodniu ciąży, była wtedy zdrowym, donoszonym dzieckiem. Ale gdy wywołano poród, doszło do błędu. Lekarz zbagatelizował złe wyniki KTG. Biegli orzekli później, że już o północy powinno w trybie natychmiastowym wykonać się cesarskie cięcie, bo tętno dziecka drastycznie spadło. Tymczasem lekarz takiej decyzji nie podjął. Ewa przyszła na świat o 2:55. Przez 3 godziny niedotlenienie narastało, a ona, zaplątana w pępowinę, powoli umierała. Ewa po narodzeniu nie dostała żadnego punktu w skali Apgar... Jej serduszko nie biło przez 5 minut. Nie wiadomo, jak długo nie biło w ogóle… Była wiotka. Martwa. Nie wykazywała żadnych funkcji życiowych, nie oddychała. Doszło do ogromnych, nieodwracalnych zmian w mózgu. Płakaliśmy i modliliśmy się – tylko tyle mogliśmy zrobić.  Ewunia przeżyła, ale było z nią tak źle, że nie była w stanie nawet płakać. Zapłakała cichutko, dopiero gdy miała miesiąc. Długo nawet nie mogliśmy jej dotknąć. Ewa nie patrzyła na nas, miała oczy pływające, nieobecne. Zero kontaktu, jakbyśmy trzymali w ramionach szmacianą lalkę! Inni rodzice wracają z maluchem do domu autem. Ewę zawiozła karetka, bo nie przeżyłaby kilka minut bez aparatury. Co kilka minut, nieważne w dzień, czy w nocy, trzeba było uruchamiać ssak, bo nie miała odruchu ssania i połykania. Szybko musieliśmy nauczyć się nie tylko, jak być mamą i tatą – ale przede wszystkim, jak być mamą i tatą ciężko niepełnosprawnego dziecka.  Lekarze prognozowali, że Ewa będzie dzieckiem leżącym, z którym nie będzie żadnego kontaktu. Nie mogliśmy się z tym pogodzić. Gdy tylko wróciliśmy z córeczką do domu, zaczęliśmy rehabilitację.  Na pierwszych zajęciach Ewunia leżała na piłce bezwładnie jak worek piasku.  Dziś nasza córeczka ma 14 lat. Bardzo słabo chodzi, widzi, ale z dużą wadą wzroku. Nie mówi (uczymy komunikować się za pomocą AAC alternatywnej komunikacji). Potrafi sama napić się z kubka i bidonu z rurką. Jest pampersowana, nie umie gryźć, ale udaje jej się rozdrobnić z pomocą języka jedzenie i przełknąć. Uczęszcza na kilka godzin dziennie do szkoły specjalnej. Niedotlenienie podczas porodu spowodowało jednak tak rozległe uszkodzenia w mózgu, że córka jest niepełnosprawna. Choruje na Dziecięce Porażenie Mózgowe, padaczkę i autyzm. Potrzeby finansowe są ogromne. Dziecko z porażeniem mózgowym musi być rehabilitowane przez całe życie. Aktualnie walczymy, aby Ewa nie pogarszała się ruchowo, niestety dojrzewanie i szybki wzrost cofnął jej umiejętności poruszania się. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie w opłaceniu rocznego leczenia i rehabilitacji Ewci! Z uwagi, że pieniążki, które zebraliśmy, zostały przeznaczone już prawie w całości na leczenie w roku 2023, wszystkie koszta związane z rehabilitacją, zakupem leków, suplementów, środków czystości, pampersów, musimy pokrywać z własnych środków. Miesięczne wydatki na Ewę to ok. 6 000 złotych. Ja jestem na świadczeniu pielęgnacyjnym. Tata Ewy jest jedynym żywicielem rodziny. Nasza rodzina jest 4-osobowa. Młodsza córka Alicja ma 7 lat i rozpoczęła szkołę. Też ma przeróżne problemy zdrowotne. Do tego niestety dochodzą problemy w dużej mierze wynikające z agresji i autoagresji Ewy, krzykami i płaczem wywołanymi schorzeniami. Po 14 latach opieki nad Ewą mamy z mężem duże problemy zdrowotne i też korzystamy z prywatnych konsultacji specjalistów, a także ogromu drogich leków. Sprawa o odszkodowanie i rentę nadal trwa… to już 15 lat! Zastanawiamy się, czy batalia sądowa zakończy się do pełnoletności córki? Dlatego prosimy o wsparcie. Pomóżcie nam, pomóżcie Ewie! Rodzice ➡️ Facebook

8 752,00 zł ( 8,22% )
Brakuje: 97 631,00 zł
Marcin Dolder
Marcin Dolder , 42 lata

Prawie się udało... Ale los chciał inaczej❗️Pomagamy Marcinowi❗️

Wsparcie od Was jasno pokazało mi, że prośba o pomoc to nie wstyd, a pomaganie ma wielką moc! Dziękuję! Niestety, okazało się, że koszty zakupu roweru będę musiał pokryć w całości z własnej kieszeni. Dlatego znów proszę o pomoc! Moja historia: W 2006 roku miałem super pracę, życie, perspektywy i nie spodziewałem się, że jeden dzień może podpisać na mnie wyrok. Dzisiaj mam 41 lat i od 18 lat zmagam się z niedowładem czterokończynowym. To okrutny przeciwnik, z którym walczyć mogę jedynie dzięki ciężkiej pracy i rehabilitacji. Aby sprostać obowiązkom, naprawdę ciężko pracowałem. To odbiło się na moim zdrowiu. Najpierw pojawiły się zmiany na oskrzelach. Wizyta u lekarza, leczenie, potem zwolnienie. Trzy miesiące później, kiedy wciąż cieszyłem się nową pracą, dostałem udaru krwotocznego. W mojej głowie pękł tętniak! Udar sparaliżował mi obie ręce i nogi. Nie potrafiłem mówić, chodzić... Wszystkiego musiałem uczyć się od początku. To był koszmar. Każdego dnia musiałem walczyć o to, by chociaż w części odzyskać dawną sprawność i życie. Po trzech latach intensywnej rehabilitacji zupełnie przypadkiem na ówczesnych Targach Rehabilitacyjno-Ortopedycznych pierwszy raz w życiu zobaczyłem rower poziomy, czyli „trajka".  Wtedy moje życie zmieniło się diametralnie. Dzięki niemu wróciłem do aktywnego trybu, do pracy, do szkoły i spotkań towarzyskich! Mimo niepełnosprawności mogłem funkcjonować... Mogłem żyć! Niestety, kilka miesięcy temu w moim rowerze pękła rama. Rower jest wiekowy i żadna naprawa nie zagwarantuje, że nie pęknie znowu w innym miejscu. Abym mógł jak najszybciej wrócić do rehabilitacji, potrzebuję nowego sprzętu.  Po poszukiwaniach znalazłem odpowiedni. Rower elektryczny, lekki i dostosowany do mnie. Ale jego cena wynosi 26 000 złotych! Niedawno okazało się, że nie otrzymam części kwoty z fundacji, a czas oczekiwania na kolejne zebrania rady w tej sprawie to nawet kolejne pół roku... Czuję się załamany, ale nie zamierzam się poddać. Elektryczny wózek inwalidzki jest dobry dla osoby, która nie ma sprawnych obu nóg. Ja, dzięki możliwości pedałowania na rowerze utrzymuję swoje kończyny i resztę ciała w jako takiej kondycji, która na całe szczęście daje mi możliwość swobodnego przemieszczania się. Jeśli przestałbym jeździć, moje nogi, zwłaszcza prawa, przestałyby funkcjonować! Podczas pandemii nie jeździłem na rowerze i powoli traciłem zdolność chodzenia. Marzę o nowym rowerze, by móc się swobodnie przemieszczać. Dzięki Wam udało się zakończyć zbiórkę i zebrać znaczną część potrzebnej kwoty. Dlatego po raz kolejny proszę Was o pomoc. Jeden mały gest nie zmieni świata, ale może odmienić czyjeś życie. Marcin Kwota zbiórki jest szacunkowa.

8 595,00 zł ( 80,78% )
Brakuje: 2 044,00 zł