Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Staś Długosz
Staś Długosz , 6 lat

Staś już dwa razy walczył o życie❗️Teraz walczy o sprawność❗️

Staś, nasze czwarte szczęście, od urodzenia cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Odkąd pojawił się na świecie, już dwa razy walczył o życie! Początki były naprawdę dramatyczne. Przez problemy okołoporodowe i refluks żołądka u Stasia doszło do zalania płuc kwasem żołądkowym. Potrzebna była natychmiastowa operacja, by nie dopuścić do najgorszego… Drugi zabieg polegał na założeniu PEG-a, ponieważ przez wiotką krtań wciąż dochodziło u niego do zachłystowego zapalenia płuc. Wtedy lekarze twierdzili, że jeśli przeżyje, to w przyszłości nie będzie widział, ani słyszał. Groził mu stan całkowicie wegetatywny. Czas walki o życie naszego synka wciąż przypomina okrutny koszmar, który wraca nawet po latach... Obecnie Staś ma 5 lat. Jest dzieckiem leżącym i potrzebuje stałej opieki. Ma niedowład czterokończynowy spastyczny. Nie mówi, nie zgłasza potrzeb fizjologicznych i nie jest w stanie jeść sam. Cierpi też z powodu ataków padaczki lekoodpornej i astygmatyzmu... Przez podłoże neurologiczne wciąż obecny jest u niego odruch moro, który powinien zanikać już u noworodków. Jednak dzięki systematycznej rehabilitacji i terapii, nie sprawdziły się te najgorsze prognozy. Staś jest świadomy otoczenia. Widzi, słyszy, odczuwa emocje, nie ma przykurczy, ma wypracowanie mięśnie nóżek... To wszystko daje nam głęboką nadzieję, że w przyszłości Staś będzie choć trochę samodzielny. Ale to dopiero początek. Obecnie jest pod opieką gastrologa, fizjoterapeuty, okulisty, ortopedy, neurologa i audiologa. Oprócz tego codziennie poddajemy go rehabilitacji, by za wszelką cenę utrzymać jego rozwój. Bez niej w przyszłości może nastąpić regres i utracimy wszystkie wypracowane do tej pory postępy…  Ze wszystkich sił staramy się zapewnić mu jak najlepsze warunki do życia i leczenia. Niestety, nasze starania ciągną za sobą ogromne koszty, które przewyższają nasze możliwości. Chcemy, by w przyszłości był choć trochę samodzielny, ale bez intensywnej rehabilitacji tego nie osiągniemy… Dlatego prosimy Was o pomoc dla naszego małego wojownika! Wierzymy, że dobro wraca ze zdwojoną siłą. Rodzice Stasia

2 102,00 zł ( 4,39% )
Brakuje: 45 771,00 zł
Maksio Krawczyk
Maksio Krawczyk , 11 lat

DOSŁOWNIE z dnia na dzień choroba zabrała mu sprawność - POMÓŻ wrócić Maksiowi❗️

Dziękujemy, że zatrzymała/eś się tutaj na chwilę, abyśmy mogli opowiedzieć Ci historię Maksa. Jest to pogodny, radosny, z głową pełną marzeń chłopiec. Miał tyle planów... Nie wiedział jednak, że wszystko ma się tak drastycznie zmienić. W marcu tego roku syn przeszedł grypę jelitową, po której nie mijało zmęczenie. Dnia 16 marca b.r. obudził się z boleściami całego ciała. Nie wiedział co się z nim dzieje... Powoli tracił napięcie w mięśniach. Zmartwieni tym woziliśmy go od przychodni do szpitala i nikt nie był w stanie podać prawidłowej diagnozy! A Maks był coraz słabszy. W końcu podjęto decyzję o poszerzeniu diagnostyki w Centrum Zdrowia Matki Polki.  I wtedy zaczęła się nasza największa tragedia!  Po przewiezieniu Maksia do Łodzi spadła nagle saturacja i synek zatrzymał się oddechowo 2 razy; był reanimowany i zaintubowany. Przewieziono go na OIOM dziecięcy gdzie spędził 3 tygodnie. Przez 10 dni lekarze nie byli w stanie zdiagnozować Maksia. Dopiero szereg różnych badań i konsylium lekarskie orzekło o Zespole Guillaina-Barrego. Podstępnej i rzadkiej chorobie, polineuropatii zapalnej. Zespół ten ma podłoże autoimmunologiczne, gdzie układ odpornościowy wyzwala szkodliwą odpowiedź w kierunku nerwów, przyczyniając się do ich postępującego niszczenia! Choroba rozwija się bardzo szybko, w ciągu kilku dni, tygodni — u Maksia to były godziny. Wobec braku poprawy stanu zdrowia zastosowano oczyszczanie osocza oraz wlewy dożylne immunoglobulin, aby zahamować aktywność niepożądanych autoprzeciwciał i zatrzymać reakcje zapalne. W wyniku podjętego leczenia następuje powolna poprawa stanu zdrowia. Obecnie Maksio jest od intubowany, oddycha samodzielnie i przebywa na oddziale neurologii dziecięcej w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki, gdzie jest nadal leczony. Choroba ta jest bardzo bolesna, a powrót do zdrowia jest długotrwałym procesem, w którym podstawą jest regularna rehabilitacja. To wymaga ogromnych środków finansowych, które potrzebne są już w tej chwili, aby Maksio mógł skupić się na regenerowaniu organizmu w procesie zdrowienia... Zwracamy się dziś do Ciebie z serdeczną prośbą, aby wspomóc Maksia w drodze powrotu do zdrowia. To wszystko stało się tak nagle...  Chcielibyśmy móc z nim wyjść na powietrze, znów beztrosko planować atrakcje wraz z rodzeństwem. Po prostu wrócić znów razem z nim do jego dzieciństwa!  Rodzice Maksia Joanna i Krzysztof 

25 685 zł
Dawid Żabierek
Dawid Żabierek , 19 lat

Młody chłopak walczy z nowotworem... Pomóżmy mu wygrać!

Jest nam niezmiernie miło za każde słowo wsparcia, jakim obdarzyliście nas podczas poprzedniej zbiórce. Wasza pomoc i wsparcie są naprawdę nieocenione. Czujemy niesamowitą wdzięczność za każdą dobroć serca! Niestety nasza walka cały czas trwa. Dawid jest już po 9 cyklach chemioterapii i 28 naświetlaniach! Jest naprawdę osłabiony, jego odporność jest prawie zerowa. Obecnie przebywa w szpitalu w izolatce, gdzie wdrożono dodatkowe leczenie. Przed nami bilans i badania, które pokażą, czy organizm zareagował na chemię, tak jakbyśmy tego chcieli.  Bez względu na diagnozę, przed nami jeszcze wiele miesięcy leczenia. Silna chemioterapia już teraz pozostawiła po sobie negatywne skutki w postaci uciążliwych skurczy mięśni. Z tego względu Dawid potrzebuje wielu zajęć z fizjoterapeutami.  Nie mając innego wyboru, ponownie prosimy Was o pomoc! Już raz pokazaliście, jak wielkie są Wasze serca. Głęboko wierzymy w to, że tym razem nie będzie inaczej! Poznaj naszą historię: 28 września 2022 roku usłyszeliśmy najstraszniejszą z możliwych wiadomości, jaką może otrzymać rodzic – "Państwa syn jest poważnie chory, potrzebna jest natychmiastowa operacja." Po tych słowach świat się zatrzymał! Szybka diagnostyka, niezbędne badania obrazowe, podpisanie zgody i trzy godziny później Dawid już był na stole operacyjnym... Po operacji przyszło dalsze oczekiwanie i niepewność, jakie przyjdą wyniki histopatologii. Niestety wyniki nie pozostawiły złudzeń, a diagnoza była druzgocąca. Nowotwór złośliwy — mięsak Ewinga tkanki łącznej i innych tkanek miękkich. Tyle pytań, tyle niewiadomych i jeszcze więcej strachu o zdrowie i życie syna. W ciągu dwóch dni od wyników syn już był diagnozowany na oddziale onkologicznym w Łodzi. Od 28 października jest poddany leczeniu chemioterapią wg protokołu, a od końca stycznia również radioterapią. Choroba ta dotyka całą rodzinę i wiąże się z rozłąką z młodszym czteroletnim synem, który nie do końca rozumie całą sytuację i bardzo tęskni za bratem… Leczenie pochłania sporo nakładów finansowych. Przez dłuższy czas staraliśmy się dawać radę... Jednak jest to coraz trudniejsze.... Mamy nadzieję, że uda się pokonać chorobę, a syn będzie mógł w pełni korzystać z życia tak jak każdy młody człowiek! Mamy nadzieję, że czas izolacji pozostanie tylko wspomnieniem, do którego nie będziemy musieli wracać. Rodzice  

3 982,00 zł ( 37,42% )
Brakuje: 6 657,00 zł
Dariusz Wróblewski
Dariusz Wróblewski , 60 lat

Kiedyś walczyłem na boisku, dziś walczę o powrót do sprawności! Pomóż!

Mam na imię Darek. Jestem ojcem, dziadkiem oraz byłym sportowcem. Przez wiele lat grałem w piłkę nożną, w szczególności, jako wychowanek klubu sportowego ŁKS, później także klubu sportowego Pilica Tomaszów Mazowiecki. Choć osiągnąłem już wiele sukcesów, moje życie wcale nie należało do najłatwiejszych.  Przeszedł raka żołądka na początku milenium i po trzech latach walki z chorobą oraz chemioterapią udało mi się wygrać tę trudną walkę. Powróciłem do trenowania młodzieży na poziomie 3 ligi i byłem trenerem w Lechii Akademia Młodzieży, gdzie prowadziłem chłopców do zwycięskich wyników. Niestety, w marcu 2020 roku przeszedłem udar. Byłem pod opieką w szpitalu, gdzie w wyniku powikłań zmuszony byłem przejść amputację prawej nogi. W 2022 roku musiałem poddać się kolejnej amputacji, powyżej kolana, ze względu na dalsze poważne problemy zdrowotne. Codziennie odczuwam związane z ogromnym bólem odczucia fantomowe oraz przykurcze. Proteza, która umożliwiłaby mi powrót do normalnego życia, kosztuje około 80 tysięcy złotych, co niestety przekracza moje możliwości finansowe. Dziś proszę o Wasze wsparcie. Chciałbym znów czuć, że żyję. Chcę powrócić do trenowania młodzieży. Mam wnuki i wielką nadzieję na dobrą przyszłość. Darek Kwota zbiórki jest szacunkowa

32 624,00 zł ( 38,33% )
Brakuje: 52 483,00 zł
Marysia Sawicka
Marysia Sawicka , 12 lat

Kiedy chore ciało nie ma siły, by prosić o pomoc... Marysia wciąż potrzebuje pomocy!

Z całego serca dziękujemy za wsparcie w leczeniu i rehabilitacji Marysi! Jednak przed nami wciąż długa droga, by zapewnić córeczce warunki do prawidłowego rozwoju... Nasza historia: Codziennie patrzę, jak moja córeczka powoli znika. SMA, czyli rdzeniowy zanik mięśni, to powolne umieranie w coraz większym cierpieniu. Od wielu lat walczymy o jej każdy kolejny dzień. Choroba kradnie Marysi coraz więcej... Odbiera siły, zdolność ruchu, jedzenia czy oddechu. Jedną szansą na jej powstrzymanie jest kosztowne leczenie i intensywna rehabilitacja...  Kiedy moja córeczka skończyła 3. miesiąc, pojawiły się pierwsze niepokojące objawy. Marysia, zamiast nabierać sił, stopniowo zaczynała je tracić. Z uśmiechniętej i aktywnej dziewczynki, stała się apatycznym i nieobecnym dzieckiem. Mniej się poruszała, a jej chwyt z dnia na dzień robił się coraz słabszy. Po kilku dniach Marysia całkowicie straciła siły do unoszenia i utrzymywania swojej główki. Wszystkie dotychczas ukształtowane umiejętności zaczęły zanikać... Byłam przerażona!  Bez zastanowienia rozpoczęłam maraton. Zaniepokojona biegałam od lekarza do lekarza, prosząc każdego o pomoc. Chciałam wierzyć, że wraz z diagnozą przyjdzie ulga. Tak się jednak nie stało... Marysia otrzymała bolesny wyrok – SMA1, czyli rdzeniowy zanik mięśni. Te 3 litery już na zawsze zmieniły nasze życie... Choroba kawałek po kawałku niszczy jej mięśnie. Nie tylko te, dzięki którym jest w stanie chodzić, czy utrzymać coś w rączkach. Obecnie od momentu diagnozy dzieli nas 9 lat. Marysia wciąż wymaga stałej opieki. Dzięki otrzymanemu wsparciu jesteśmy w stanie uczęszczać na rehabilitację i leczenie, by pomóc jej w walce o samodzielność. To naprawdę ogromne wsparcie, za co jestem niesamowicie wdzięczna! Jednak przed nami długa droga, na której pojawią się nowe przeciwności... Moja córeczka robi się coraz starsza. Opiekuję się nią sama i chciałabym to robić jak najdłużej, ale z każdym dniem jest ciężej. Mieszkanie, w którym obecnie przebywamy, nie spełnia potrzeb osoby niepełnosprawnej i trudności sprawia nawet umycie Marysi. Nigdy nie myślałam, że moim marzeniem będzie choćby posiadanie wanny... Ale to nie koniec. Przejazd wózkiem przez próg, poruszanie się, schodzenie po schodach... To wszystko sprawia, że codzienność staje się dla nas jeszcze poważniejszą przeszkodą. Dlatego znów zwracam się o pomoc do Darczyńców. Chciałabym, by moja kochana Marysia rozwijała się w jak najlepszych warunkach, a jej przyszłość malowała się w jasnych barwach. Zakup nowego mieszkania to ponad 400 000 tysięcy, ale wiem, że to dla nas ogromna szansa! Sama nie jestem w stanie sprostać takiej kwocie... Wciąż napływają koszty leczenia i rehabilitacji, co samo w sobie jest ogromnym wydatkiem! Wiem, że z Twoją pomocą na pewno się uda, dlatego błagam, wesprzyj nasze zmagania w zapewnieniu Marysi dobrej przyszłości! Mama Marlena

2 248 zł
Kajetan Gatzke
Kajetan Gatzke , 5 lat

Drugie starcie z SMA i walka o sprawność❗️Pomagamy Kajtkowi❗️

Pamiętamy, jak w maju 2020 roku otwieraliśmy zbiórkę na ponad 9 milionów złotych… Nie mogliśmy uwierzyć, że Kajtuś choruje na śmiertelnie niebezpieczną chorobą, czyli SMA. Walka trwała ponad 9 miesięcy i udało się! Zebraliśmy środki na najdroższy lek świata, czyli terapię genową. A teraz, 2 lata później znaleźliśmy się w miejscu, w którym kolejny raz musimy prosić Was o pomoc. O ratunek dla synka… By nie przekreślić tego wszystkiego, co przez lata uzyskaliśmy! Kilka tygodni przed zakończeniem zbiórki zmniejszyliśmy jej kwotę. Zrezygnowaliśmy z części środków potrzebnych na rehabilitację. Chcieliśmy jak najszybciej przyjąć terapię genową, by uratować Kajtka. Jego stan każdego dnia się pogarszał… Dzieliła nas też granica 13,5 kilograma, której nie mogliśmy przekroczyć. Postanowiliśmy poradzić sobie sami z kosztami rehabilitacji. Dzięki temu udało się przyjąć terapię genową, a synek zaczął robić ogromne postępy. Po miesiącu od przyjęcia leku poprawiła się mowa synka, a każdy dzień dawał nam szansę na jak najszybszy rozwój.  Kajtek ma teraz 4 latka. Siada w każdej pozycji, czworakuje oraz staje i stawia pierwsze kroki w ortezach. Nie ma także skrzywienia w Jesteśmy po pierwszej poważniejszej infekcji, z którą poradził sobie sam. Nie potrzebowaliśmy sprzętu, nie baliśmy się o jego życie. Cudownie odetchnąć z ulgą, jednak nie spodziewaliśmy się, że na naszej drodze znowu pojawi się ogromny problem, w postaci braku środków… Długo zastanawialiśmy się, czy uruchamiać kolejną zbiórkę. Mnóstwo różnych myśli kłębiło się w naszych głowach… Jednak wszystkie oszczędności i nadwyżkę kwoty wykorzystaliśmy na dotychczasową rehabilitację i sprzęt, który jest bardzo drogi. Przez to kolejny raz stanęliśmy w miejscu, w którym nie możemy pozwolić na to, by SMA wtargnęło do życia Kajtka i całej naszej rodziny! Dzielny, waleczny, z przepięknym uśmiechem na twarzy. Taki jest nasz Kajtuś. Po przyjęciu terapii genowej obiecaliśmy naszemu synkowi, że już nigdy nie będzie cierpiał tak jak wcześniej… Że zrobimy wszystko, by mógł zapomnieć o chorobie i cieszyć się wspaniałym życiem. Dlatego w tym trudnym dla nas momencie, jeszcze raz prosimy Was o pomoc!  Rodzice ➤ Obserwuj walkę Kajtka na FACEBOOK'U ➤ Wspieraj także poprze LICYTACJE

145 050,00 zł ( 52,44% )
Brakuje: 131 546,00 zł
Izabela Kostrzewa
Izabela Kostrzewa , 40 lat

Najpierw choroba zabrała jej syna, teraz sama walczy o swoje zdrowie...

Było mi już dane zaznać dobroci ludzkich serc… Waszych serc. Wielokrotnie okazaliście mi już wsparcie, wpłacając pieniądze na zbiórkę mojego ukochanego synka. Niestety Jacek odszedł, przegrał walkę z nowotworem, który wyssał z niego życie… Teraz ja sama muszę walczyć o swoje zdrowie. Moje życie od kilku lat to pasmo przerażających informacji… W 2019 roku dowiedziałam się, że choruje na stwardnienie rozsiane. To była informacja, która całkowicie zaburzyła naszą poukładaną codzienność. Ale to nie było wszystko, najgorsze miało dopiero nadejść. Trzy miesiące później usłyszeliśmy, że nasz synek choruje na nowotwór. Nie zastanawiałam się ani sekundy. Razem z mężem rozpoczęliśmy walkę o życie naszego jedynego dziecka. Odłożyłam na bok swoje problemy zdrowotne, włożyłam wszystkie moje siły i energię w walkę o Jacka. W międzyczasie choroba postępowała, próbując odbierać mi siły. Każda kobieta, będąca matką mnie zrozumie. Mimo że momentami brakowało mi tchu, biegłam dalej i się nie poddawałam. Szukałam lekarzy, najlepszych klinik. Łapałam się każdego sposobu na uratowanie mojego dziecka. W momencie, gdy życie mojego synka było zagrożone – nic innego się dla mnie nie liczyło. Niestety Jacuś odszedł. Pozostawił po sobie mnóstwo pięknych wspomnień i ogromną pustkę, którą ciężko czymkolwiek zapełnić. Nasze życie po jego odejściu były przepełnione smutkiem i gorzkimi łzami. Długo nie potrafiliśmy zrozumieć, dlaczego nas to spotkało. Z czasem jednak musieliśmy zacząć normalnie funkcjonować i uwierzyć, że synek trafił do świata, w którym nie ma cierpienia.  Gdy myśleliśmy, że powoli stajemy na nogi… po raz kolejny grunt nam się spod nich osunął. Dzień wcześniej miałam rozmowę o pracę. Wkrótce miałam zostać zatrudniona w świetlicy i opiekować się dziećmi… I właśnie wtedy, tego pechowego dnia poślizgnęłam się na ulicy i złamałam nogę. Czy to był nowy rzut choroby, przez który straciłam równowagę? A może czysty przypadek? Tego nie wiem. Złamanie okazało się na tyle skomplikowane, że jego skutki będę odczuwać do końca życia. Zostałam zabrana karetką do szpitala, w którym od razu przeszłam trudną operację. Lekarz poskładał moją nogę, wprowadzając śruby i pręty. Uprzedził mnie, że czeka mnie intensywna rehabilitacja i w późniejszej przyszłości – kolejna operacja usunięcia metali z nogi. Póki co tylko one sprawiają, że noga nie łamie się przy choćby najmniejszym kroku.  Obecnie nie jestem w stanie podjąć żadnej pracy. W codziennym funkcjonowaniu pomaga mi mąż, który jest przy mnie zawsze. Wspólnie walczyliśmy o życie Jacusia, teraz wspólnie walczymy o moje zdrowie. Tylko z jego pomocą mogę wyjść z domu, który opuszczam wyłącznie w konieczności wizyty u lekarza. Po domu poruszam się o kulach, co i tak sprawia mi ogromne trudności i nierzadko ból. Noga wymaga intensywnej rehabilitacji, która może potrwać aż pół roku. Dopiero w trakcie ćwiczeń lekarze będą w stanie stwierdzić, czy przynosi ona efekty i zaplanować operację usunięcia śrub i prętów. To pozytywna wizja mojej przyszłości. Jeśli nie będę uczęszczać na rehabilitację – czeka mnie dużo gorsza opcja.  Każdy dzień działa na moją niekorzyść. Ćwiczenia trzeba zacząć natychmiast, aby stan mojej nogi się nie pogarszał. Niestety to i tak nie koniec moich problemów. Od momentu otrzymania informacji o prawdopodobnym stwardnieniu rozsianym – żaden lekarz nie podjął się leczenia ani postawienia konkretnej diagnozy. Obecnie zostałam z niczym. Nigdy nie było mi łatwo prosić o pomoc. Gdy mój synek zachorował – byłam do tego zmuszona. Wszystkie moje osobiste blokady czy wątpliwości odsunęłam na bok i wyszło mi to na dobre. Okazaliście nam niesamowite wsparcie, wpłacając pieniądze na leczenie mojego dziecka. Teraz jest mi równie ciężko prosić o pomoc… Być może nawet jeszcze ciężej, bo chodzi o mnie samą. Niestety ze względu na to, że mąż sam utrzymuje naszą rodzinę, nie stać nas na rehabilitację, która jest bardzo kosztowna. Proszę Was, bo już niejednokrotnie Wasze wielkie serca okazały mi wsparcie…

11 139 zł
Jan Dziedziela
Jan Dziedziela , 64 lata

Ponad 20 lat aktywnie niósł pomoc innym❗️ Teraz sam potrzebuje wsparcia❗️

Nazywam się Jan. Mam 63 lata. Od ponad 20 lat staram się, by moja historia i doświadczenia pomagały tym, którzy proszą o pomoc. Niestety, teraz to ja jestem zmuszony prosić o wsparcie… Od 26 lat jestem abstynentem. W trakcie leczenia przez wiele lat udzielałem się społecznie. Organizowałem wyjazdy, spotkania dla osób uzależnionych, Sylwester bez alkoholu, pomagałem przy Dniach Trzeźwości oraz piknikach, gdzie można było uzyskać pomoc i rady jak radzić sobie z chorobą. 22 lata temu usłyszałem diagnozę – rdzeniowy zanik mięśni, czyli SMA. Oprócz tego cierpię na cukrzycę typu 2, nadciśnienie tętnicze, dyslipidemię, marskość wątroby, żylaki przełyku, wielopoziomowe zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa szyjnego…  Starałem się ze wszystkich sił, by każdego dnia nie tracić uśmiechu i optymizmu. Niestety, życie postanowiło poddać mnie kolejnej próbie. W wyniku upadku doszło do złamania obu nóg. To spowodowało, że na czas leczenia jestem całkowicie uzależniony od poruszania się na wózku i pomocy żony. To dla mnie szczególnie trudne doświadczenie. Zawsze byłem samodzielny, a teraz przy najprostszych czynnościach muszę polegać na innych. Do tego mój stan zdrowia pogarsza się z dnia na dzień, a przez uraz nie mogę podjąć pracy ani uczęszczać na punkcje w kierunku leczenia SMA... Utrzymuję się jedynie z renty i świadczeń społecznych, a koszty leczenia, rehabilitacji, leków, a także życia codziennego ciągle wzrastają. Wyjazd na turnus rehabilitacyjny to wydatek w okolicach 6 tysięcy złotych! Nie jesteśmy w stanie sprostać takiej kwocie. Dlatego zwracam się do was o pomoc. Z zebranych środków będę w stanie uczynić moje życie nieco łatwiejszym. Zakupić potrzebne leki, opłacić rehabilitację i leczenie. Jeśli starczy mi sił, będę dalej angażować się w działalność społeczną, korzystać z doświadczenia i nieść pomoc innym, którzy borykają się z problemami. Wierzę, że każdy zasługuje, by otrzymać pomoc i szansę. Z całego serca dziękuję za okazane wsparcie. Jan

1 863 zł
Rafał Ciechanowicz
Rafał Ciechanowicz , 46 lat

Nie mogłem wstać – miesiąc później okazało się, że to przez UDAR!

Ja nie mogłem wstać z fotela, a lekarza mówił, że to przez stres. Nie podważałem diagnozy, bo rzeczywiście w życiu miałem dużo napięcia i wiele brałem na swoje barki. Niestety to, co wydarzyło się miesiąc później, rozsypało całe moje życie… Był już wieczór. Zaczęła drętwieć mi lewa ręka i noga. Czujem się bardzo słabo. Nie wiem, skąd znalazłem w sobie tyle siły, by wykręcić numer 112. Pogotowie przyjechało około 19:30. Ratownicy od razu zawieźli mnie na SOR. Na odpowiednim oddziale znalazłem się po wykonaniu serii badań. Pamiętam jak dziś – była godzina 22. Co się działo potem, nie mam pojęcia. Cały tydzień jakby został wyjęty z mojego życiorysu. Lekarze mówili, że doznałem niedokrwiennego udaru mózgu. Chciałem coś odpowiedzieć, zadzwonić do mamy, która również w tym czasie była w szpitalu, ale z moich ust wydobywał się tylko bełkot. Nie byłem w stanie wypowiedzieć jednego wyraźnego słowa. Ten stan się utrzymywał, aż w końcu telefon sam zaczął dzwonić. Odebrałem połączenie. Mama nie żyje.  Ojczyma pochowałem tego samego roku. Dziadków, którzy mnie wychowywali – lata wcześniej. Dziadek zmarł w 2005 roku przez nowotwór płuc, a schorowana babcia w 2009 roku. Poczułem się na świecie sam jak palec… Do tego z balastem chorób takich jak zmiana niedokrwienno-obrzękowa w mózgu, hepatopatia, zmiany drobno guzkowe płuc. Obecnie poruszam się przy pomocy wózka inwalidzkiego. Wcześniej wykonywałem niemalże wszystkie możliwe zawody. Byłam mistrzem piekarnictwa, zajmowałem się wykończeniówką, potem pracowałem jako złota rączka. Teraz nie mogę wykonywać żadnego zawodu… Bardzo proszę Cię o pomoc! Tylko rehabilitacja może poprawić mój stan zdrowia i usprawnić mnie w codzienności. Za każdą pomoc będę dozgonnie wdzięczny.  Rafał

5 410 zł