Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Bartek Sochacki
Bartek Sochacki , 10 years old

Co się dzieje z naszym synkiem? Prosimy, pomóż Bartusiowi!

Pewnego dnia gdy odebrałam synka ze szkoły, cały czas krzyczał. W drodze powrotnej, po kolacji, w nocy, następnego dnia i kolejnego. Tak minął tydzień i drugi, a Bartek nadal krzyczy. Już około pierwszego roku życia zauważyliśmy, że ze zdrowiem Bartusia jest coś nie w porządku. Najpierw lekarze zdiagnozowali problemy z napięciem mięśniowym. Potem w szpitalu walczyliśmy z ciężkim wirusem cytomegalią nabytą. Niestety ta wygrana przez nas walka zakończyła się przykrymi wnioskami – Bartuś nie reaguje na imię i nie utrzymuje kontaktu wzrokowego.  Niedługo przed drugimi urodzinami usłyszeliśmy diagnozę: autyzm dziecięcy. Zaczęliśmy terapie, rehabilitację, dietę, ale rozwój nie poszedł do przodu. Nasz synek nadal nie mówi, do porozumiewania się wykorzystuje komunikację alternatywną. Od połowy września tego roku jego stan zdrowia zaczął się pogarszać. Doszły te pokrzykiwania, nocne pobudki, moczenie się w ciągu dnia… Tak naprawdę ani my, ani lekarze na ten moment nie potrafią powiedzieć, co się dzieje z Bartusiem. Dostaliśmy na cito skierowanie na oddział neurologiczny, ale najbliższy termin jest po Nowym Roku. Martwią mnie też problemy gastrologiczne, nadmierny apetyt i zdiagnozowany początek insulinooporności. Mimo że Bartuś nie je cukru, unika też innych produktów, to bardzo tyje. Martwię się o synka… Jego stan się pogarsza, a ja nie potrafię mu pomóc. Od kilku tygodni nie chodzi do szkoły, a przez to nie ma terapii, które tak bardzo wpływają na jego rozwój i codzienność. Z całego serca proszę Cię o pomoc. Każde zajęcia a domu, szybsza wizyta prywatna, badania to ogromne koszty, którym nie jesteśmy w stanie sami sprostać. Już teraz dziękujemy Ci za pomoc. Jesteś naszym Aniołem! Rodzice Bartka

12 935 zł
Jarosław Riszka
Jarosław Riszka , 38 years old

Choroba niczym koszmar... Pomóż się z niego wybudzić!

Moje życie można podzielić właściwie na dwie części. Tą drugą rozpoczęła chwila, w której usłyszałem diagnozę. Skończyła się rzeczywistość, którą znałem. Wszystkie plany i marzenia przestały mieć znaczenie. Ważne było tylko jedno - mam nowotwór!  Wszystko zaczęło się w grudniu 2021 roku. To właśnie wtedy otrzymałem diagnozę, która brzmiała jak wyrok: nowotwór mózgu i innych części ośrodkowego układu nerwowego. Natychmiast rozpocząłem leczenie.  W marcu przeszedłem operację usunięcia guza. Zabieg był niesamowicie skomplikowany, jednak przebiegł pomyślnie. Byłem pewny, że teraz wszystko się ułoży, że wszystko będzie dobrze. Niestety, los zdecydował inaczej. Za chwilę otrzymałem kolejny cios. Wystąpił u mnie nasilony niedowład prawego nerwu twarzowego, zaburzenia przełykania, niedowład prawej kończyny górnej, utrata słuchu na prawe ucho i problem z zamykaniem prawej powieki. Z początkiem marca stałem się człowiekiem, który potrzebuje pomocy i który musi o tę pomoc prosić...  Obecnie od półtora miesiąca uczęszczam na rehabilitację, która przynosi pierwsze efekty – moja ręka jest już sprawniejsza, mowa stała się wyraźniejsza i znów jestem w stanie samodzielnie jeść. Niestety, wciąż towarzyszy mi wiele innych, uciążliwych dolegliwości - nadal mam problem z czuciem prawej strony twarzy i z zamykaniem prawej powieki. Dziś już wiem, że przede mną naprawdę długa droga do zdrowia i sprawności.  Możliwe, że konieczna będzie operacja rekonstrukcji nerwu twarzowego oraz włożenia płytki do powieki oka – co pozwoli na jej zamykanie. Dodatkowo potrzebuje intensywnej i regularnej rehabilitacji... Wydatki rosną z każdym dniem i coraz bardziej przerastają mnie i moją rodzinę. Przez chorobę nie jestem w stanie pracować, podobnie, jak moja partnerka, która się mną opiekuje i pomaga w każdej, nawet najprostszej czynności. Jest nam niezwykle trudno, bo wiemy, że jeśli nie podejmę dalszego leczenia i rehabilitacji, nigdy nie uda mi się wrócić do dawnego życia.  Rok temu urodziła nam się córka – Julka. Ona mnie potrzebuje, potrzebuje zdrowego ojca. Dlatego nie mogę się poddać! Muszę walczyć dla siebie i przede wszystkim dla mojej rodziny! Proszę pomóżcie mi wygrać tę dramatyczną walkę! Jesteście moją ostatnią deską ratunku!  Jarek

12 918 zł
Kacper Matyja
Kacper Matyja , 8 years old

Autyzm nie może kierować całym życiem Kacperka! Pomóż przejąć kontrolę!

Każdy rodzic zgodzi się, że wychowanie dziecka to jedno największych wyzwań w życiu. Kiedy badania USG pokazały dwa bijące serduszka, byliśmy w szoku, jednocześnie ciesząc się i niedowierzając. Na początku października 2016 roku powitaliśmy na świecie Kacperka i Piotrusia. Chłopcy rośli jak na drożdżach, ale im byli starsi, tym nasz niepokój zwiększał się, gdy przypatrywaliśmy się Kacperkowi. Gdy Kacperek miał około roku, nie wskazywał paluszkiem, nie reagował na swoje imię, nie szukał towarzystwa brata i wciąż nie mówił… Robiliśmy badania słuchu, konsultowaliśmy się neurologa i innych specjalistów. Otrzymana diagnoza potwierdziła, że Kacperek rozwija się w sposób charakterystyczny dla dzieci z autyzmem... Dzieciństwo naszego synka wypełniło się szeregiem terapii logopedycznych, psychologicznych i pedagogicznych. Do tego dochodzą przeróżne badania medyczne z zakresu genetyki, neurologii i gastrologii. Dzięki temu wiemy, co robić dalej, żeby wspomóc rozwój Kacperka. W kwestii terapii autyzmu jest coraz więcej badań i możliwości. Są one bardzo obiecujące i  wzbudzają w nas wiarę, na realną pomoc naszemu synkowi. Choć ma dopiero pięć lat, my zastanawiamy się, co możemy zrobić dziś, by ułatwić mu życie w przyszłości. Prosimy o wsparcie w naszych działaniach - wizyty lekarskie, pogłębione badania medyczne i regularne zajęcia opiewają na koszt kilku tysięcy złotych miesięcznie. Choć sumy są ogromne, nie poddajemy się, bo widzimy, że nasze działania przynoszą efekty. Pragniemy pokazać, że nasze dziecko ma potencjał na rozwój, pomimo trudności, jakie niesie za sobą autyzm. Póki mamy zdrowie i siły, chcemy zrobić wszystko, by nasz syn nie został skazany na margines społeczeństwa, gdy dorośnie. Autyzm nie musi oznaczać zamknięcia we własnym świecie, izolacji czy zachowań, które budzą lęk i niezrozumienie. Są setki przykładów: rodziców i ich autystycznych dzieci, które świetnie potrafią sobie radzić w dorosłości - kończą studia, pracują, rozwijają swoje pasje i prowadzą samodzielne życie. To nas motywuje, by walczyć o przyszłość naszego synka! Nie możemy zbagatelizować możliwości, które dają szansę na poprawę! Mamy wpływ nie tylko na to jak Kacperek będzie funkcjonował, ale też na to jak będą postrzegane osoby z autyzmem. Dlatego prosimy o wsparcie finansowe, aby nie gasła nadzieja na równe traktowanie takich dzieci jak Kacper. Michał i Anna - rodzice Kacperka

12 901 zł
Marcel Kubicki
Marcel Kubicki , 2 years old

Życie Marcelka dopiero się zaczęło! Pomóż mu przetrwać najtrudniejsze momenty!

Nigdy nie pomyślałam, że znajdę się po tej stronie zbiórki. Zawsze byłam po drugiej. Czytałam apele, płakałam i wspierałam na tyle, na ile mogłam. Dzisiaj muszę prosić Was o pomoc w walce o zdrowie mojego dziecka.  Marcelek przeszedł pierwszą operację jeszcze przed narodzinami. To był 25. tydzień ciąży, kiedy przeprowadzono fetoskopową operację rozszczepu kręgosłupa. Jego stan był określany jako ciężki. Zaraz po przyjściu na świat, w 32 tygodniu ciąży, zdiagnozowano u synka wadę serduszka, anemię oraz rozszczep podniebienia. Wciąż przebywamy w szpitalu, ponieważ synek jeszcze nie radzi sobie z samodzielnym oddychaniem. Każdego dnia jeździmy do synka i stale konsultujemy się z lekarzami. Gdy będziemy mogli zabrać Marcela ze szpitala – razem z nim otrzymamy masę recept i skierowań do specjalistów. Już dziś wiemy, że czas oczekiwania to długie, długie miesiące, więc większość będziemy musieli zrealizować prywatnie. Jesteśmy przerażeni, ponieważ koszta rosną z tygodnia na tydzień i zwyczajnie nas przerastają.  Marcelek nie ma nawet trzech miesięcy. Przed nami długie miesiące, a może nawet lata, które pochłoną niezbędne wsparcie. Każda pomoc, wpłata i udostępnienie zbiórki Marcelka to nadzieja dla nas, że nie zabraknie nam sił, by codziennie stawiać czoła nowym wyzwaniom. Rodzice Marcelka

12 842 zł
Stefania Burdukiewicz
Stefania Burdukiewicz , 67 years old

Tamtego wieczora położyłam się spać... I już nie wstałam❗️

Grudniowy wieczór 2022 roku, w którym straciłam władzę w ciele, wydawał się normalny. Mąż oglądał telewizję, ja poszłam położyć się spać. Przebudziłam się w nocy, czując niesamowity ból w biodrach. Gdy przyjechało pogotowie, mogłam jeszcze poruszać palcem u prawej nogi. Kiedy odjechali po podaniu zastrzyku, znów położyłam się spać. I już nie wstałam. Tym razem pogotowie zabrało mnie do szpitala. Zrobili badania i rezonans i w końcu okazało się, że miałam udar rdzenia kręgowego. Skutek – paraliż od pasa w dół. Jeszcze tego samego dnia dostałam skierowanie na rehabilitacje na NFZ, a z własnych środków udało nam się opłacić dodatkowe dwa miesiące. Ciągła rehabilitacja to jedyny sposób, by pokonać tragiczne skutki udaru. Dlatego ćwiczę w domu, regularnie jeżdżę do przychodni, szukam i łapię się każdego sposobu, który pomógłby mi odzyskać sprawność.  Z czasem nogi zaczęły nieco działać, ale nie tak, jak powinny. Przytrzymując się, jestem w stanie na chwilę stanąć. Specjaliści mówią, że to, co wypracuje się w ciągu dwóch lat po udarze, zostanie. Dlatego ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia są tak ważne. Tycimi kroczkami jest szansa, że odzyskam sprawność. Ale koszty dodatkowych rehabilitacji, które mi w tym pomogą, są ogromne i nie poradzimy sobie. Mąż musiał nawet sam wykonać rampę, bym mogła wjechać na wózku do naszego domu. Zatem chcielibyśmy zwrócić się do Was z prośbą o choćby najmniejszą pomoc. Każdy gest ma ogromne znaczenie i nie daje mi nadziei, ale realną szansę na zdrowie. Stefania

12 841 zł
Gracjan Bilarski
Urgent!
Gracjan Bilarski , 7 years old

Gracjan powinien być po prostu dzieckiem... Nie walczyć ze złośliwym nowotworem❗️Potrzebne wsparcie❗️

Z pewnością wielu z Was pamięta chwile, gdy świat nagle staje w miejscu. Tak właśnie było u nas, kiedy nasz 6-letni Gracjan z dnia na dzień zaczął mieć powiększoną stronę brzuszka. Wizyta w przychodni, skierowanie do szpitala, a potem diagnoza – guz na wątrobie. To był szok, ale musiałam być twarda, bo wiedziałam, że nie mogę pozwolić synkowi zobaczyć mojego strachu. Skierowano nas do Bydgoszczy i już następnego dnia byliśmy w przychodni. Wtedy usłyszeliśmy, że to może być złośliwy nowotwór. Musiałam być gotowa na wszystko, ale nigdy nie przestawałam być oparciem dla Gracjana. Biopsje, cykle chemii, spadki zdrowia, kolejne szpitale – to stawało się naszą codziennością. Pierwsze potwierdzenie diagnozy – mięsak zarodkowy. Synek przechodził przez to wszystko z niesamowitą siłą, a operacja 3 października była dla nas wszystkich trudnym doświadczeniem. W moje urodziny synek był operowany 8 godzin. Ale wiedzieliśmy, że to konieczne. Zawsze trzymałam się mocno w tych chwilach, wierząc, że chemia działa, że leczy mojego syna i mimo trudności Gracjan powoli wraca do formy. Razem z częścią nowotworu lekarze musieli usunąć mu część wątroby, a chemia ma zwalczyć pozostałe komórki nowotworowe. Potem do 18 roku życia synka czekają badania kontrolne. W szpitalu są dni, gdy Gracjan czuje się bardzo źle. Chemia jest trudna dla niego, ale on walczy, a my stoimy przy nim, bo jesteśmy jego rodzicami, a rodzice nie opuszczają swojego syna. To nie jest łatwe, zwłaszcza że ja sama poważnie choruję, ale wierzymy, że wspólnie pokonamy te trudności. Dlatego zwracam się do Was z ogromną prośbą o wsparcie. Każda złotówka, każdy gest dobroci, to kropla, która pomoże mu pokonać chorobę. Z góry dziękuję za każdą pomoc, za każde serce, które razem z nami bije dla Gracjana. Rodzice

12 817 zł
Dawid Bartnik
Dawid Bartnik , 44 years old

Pasmo nieszczęść zabiera zdrowie i sprawność... Dawid potrzebuje rehabilitacji!

Jeden nieszczęśliwy wypadek. Jedno, z pozoru nic nieznaczące, uderzenie w głowę wywołało całą lawinę zdarzeń, które mogły zabić mojego męża! Na szczęście ten najgorszy scenariusz się nie ziścił. Ściska mnie w gardle, gdy pomyślę, że mogło być znacznie gorzej… Nawet nie wiemy kiedy w mózgu Dawida pojawił się krwiak. Powstał na skutek jakiegoś urazu, ale nawet nie wiemy jakiego! Być może było to wtedy, gdy wychodząc z auta niechcący uderzył o coś głową… Zaniepokoiliśmy się, dopiero gdy mąż doznał zawrotów głowy i nudności, a jego ciśnienie krwi drastycznie wzrosło… W szpitalu okazało się, że przyczyną jest krwiak mózgu. Trzeba było usunąć go operacyjnie!  Już sama operacja jest stresująca. Gdy dotyczy mózgu strach i stres nie mają granic! Tak było w naszym przypadku… Przebywając w śpiączce farmakologicznej, lekarze zauważyli w mózgu Dawida obrzęk. Mój mąż, który nie zdążył odpocząć po walce o własne życie, musiał przejść kolejną operację. Tym razem usunięto część czaszki… A potem… Potem doszło do udaru mózgu, który spowodował niedowład lewej strony ciała!  To nie jedyne nasze zmartwienia. Od 15. lat mój mąż jest dializowany. W przyszłości będzie musiał przejść przeszczep nerki. Obecnie nie jest to możliwe, ponieważ nie może nawet sam wstać z łóżka! Musimy najpierw przywrócić mu sprawność, aby potem naprawić jego nerki! Nie mogę uwierzyć, że to wszystko spotkało jednego człowieka! Jestem tak bardzo rozgoryczona, smutna, zła, przestraszona… Boję się, że sami nie podołamy finansowo tylu wydatkom!  Cały czas Dawid poddawany jest rehabilitacji domowej. To jednak nie wystarczy. Potrzebne są turnusy rehabilitacyjne, które dają największą szansę na powrót do dawnego życia i rozpoczęcie walki o następne – życie bez dializ. Dziękuję za każdą, nawet najdrobniejszą pomoc!  Bernadeta, żona

12 773,00 zł ( 16.67% )
Still needed: 63 823,00 zł
Anna Przyłuska
Anna Przyłuska , 58 years old

Obudzić się z koszmaru, który śnię już zbyt długo... Proszę, pomóż!

Od roku budzę się, zastanawiając, co będzie dalej. Od roku żyję ze świadomością, że nowotwór złośliwy zagraża mojemu życiu. Od roku wiem, że nie mogę się poddać, bo bardzo chcę i mam dla kogo żyć! Informacja o tym, że mam nowotwór przewróciła mój świat do góry nogami. Nie potrafię opisać, co czułam kiedy lekarze powiedzieli mi o najnowszej diagnozie. Byłam przerażona, bez nadziei na jakikolwiek pozytywny przebieg wydarzeń. Świadomość choroby pozbawiła mnie możliwości normalnego funkcjonowania. Dni mijały, a ja dzięki wsparciu moich najbliższych, zmieniałam nastawienie. Poczułam, że dam radę zawalczyć o zdrowie. Rozpoczęłam bardzo długą i ciężką przygodę z osteosarcomą, z którą zamierzam wygrać! Każdy kolejny dzień to dla mnie wyzwanie, ale i nadzieja, że tym razem usłyszę dobrą informację, że nowotwór odpuści.  W maju ubiegłego roku przeszłam chemioterapię z nadzieją, że uda mi się uratować nogę. Pierwsze podania przebiegły pomyślnie. Niestety, później ból nogi się nasilił oraz pojawiła się wysoka gorączka. Ból był tak silny, że zostałam przykuta do łóżka i pozbawiona samodzielnego funkcjonowania. W nodze pojawiła się zakrzepica. Guz bardzo się powiększył i osiągnął wymiary 12×19 cm, co doprowadziło do zniszczenia kości. Co gorsza, okazało się, że nowotwór zaatakował również płuca. Czułam, że powoli tracę nadzieję, ale wciąż potrafiłam wykrzesać z siebie wiarę, że nie wszystko stracone.  W przeciągu 3 miesięcy ilość zmian guzkowych zwiększyła się pięciokrotnie! W dniu zaplanowanego trzeciego kursu chemioterapii okazało się, że guz w kości udowej zagraża mojemu życiu i konieczna jest natychmiastowa amputacja nogi. Po operacji było mi bardzo ciężko dojść do siebie zarówno fizycznie jak i psychicznie. Codziennie rano budzę się z myślą, że to tylko sen i zaraz stanę na własnych nogach. Często dokuczały i nadal dokuczają mi bóle po amputacji, które przypominają mi o mojej nodze, a ja niestety zostałam skazana na wózek.  Zmiany w płucach rosną. Lekarze nie są w stanie powiedzieć, jak zadziała kolejna chemia, a ja mam tylko jedno marzenie - znów poczuć, że jestem samodzielnym człowiekiem, otrzymać protezę, która pozwoli mi stanąć na własnych nogach! Dzięki niej mam szansę poczuć się jak dawniej! Będę bardzo wdzięczna za każdą okazaną pomoc, za każdą złotówkę, która przybliży mnie do celu! Anna

12 771,00 zł ( 35.19% )
Still needed: 23 520,00 zł
Marcelina Kłos
Urgent!
7 days left
Marcelina Kłos , 3 years old

Ta mała, śliczna iskierka nie może gasnąć❗️Walczymy o Marcelinkę❗️

Kilka lat temu przeżywaliśmy koszmar, gdy operowano serce naszego synka. Myślałam, że już nigdy nie będę się tak bała. Dzisiaj strach wraca ze dwojoną siłą. Chcielibyśmy, aby Marcelinka była silniejsza niż potwór, który ją zaatakował...  Wszystko co możemy to być przy niej – trzymać za rękę, śmiać się, gdy nas widzi, bawić się z nią, jednak płakać tylko wtedy, gdy śpi. Nasza córeczka wie, że jest chora, ale nie znieślibyśmy myśli, że boi się, tak samo jak my...  Nasza tragedia zaczęła się od bólu brzuszka, gorączki badań kontrolnych. Wyniki ścięły nas z nóg. Po telefonie, w którym usłyszałam lekarza: proszę pilnie jechać do szpitala, po prostu ruszyłam! Już nawet nie pamiętam, czy zdążyłam ubrać buty. Tak jak stałam, tak wybiegłam z córką z domu. Trafiłyśmy na SOR, tam wykonano pierwsze badania. Kolejnego dnia byłyśmy już w szpitalu w Warszawie, gdzie potwierdziła się najgorsza z możliwych diagnoz – BIAŁACZKA!  Ostra białaczka limfoblastyczna zaatakowała naszą małą iskierkę. Przerażeni i wciąż nie do końca świadomi tego, co się dzieje, rozpoczęliśmy leczenie.  Od kilku dni wychodzimy na korytarz na oddziale onkologicznym i to właśnie tu rozgrywa się nasz koszmar. Widzę codziennie te małe dzieci bez włosów. Słyszę głosy i słowa pocieszenia od wielu mam, które przeżywają tę samą tragedię. I wiem, że wszystkie musimy być teraz nieziemsko silne.  Każdego dnia czujemy również Waszą obecność – dziękujemy za to, że z nami jesteście, dziękujemy za każdy gest wsparcia i chęć pomocy. Za każdą wiadomość i za to co dla nas robicie... W domu na naszą Calineczkę czeka jej brat i cała rodzina, przyjaciele i znajomi. I choć nasza walka zaczęła się tak niedawno, chcemy ją zakończyć jak najszybciej — nim zabierze siły, nim zabierze beztroskę i dzieciństwo... Nim nowotwór zabierze to, co najcenniejsze... Wiemy, że przed naszą córeczką jeszcze niesamowicie długie leczenie.  Dlatego nie mamy wyjścia, prosimy wszystkich o pomoc, o to, by razem z nami ratować życie Calineczki. Chcemy być gotowi na każdą ewentualność, na każdy rodzaj leczenia, który zaproponują lekarze! Rodzice Marcelinki

12 766 zł