Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Szymon Szymczyk
Szymon Szymczyk , 6 years old

Szymek zaczął chodzić! Proszę, pomóżcie mu w dalszej walce o sprawność!

Dziękujemy Wam za dotychczasowe wsparcie! To niesamowite, że jest tyle osób, dla których los naszego synka nie jest obojętny! Jeszcze raz zwracamy się do Was o pomoc. Szymek robi postępy, ale żeby ich nie zaprzepaścić, potrzebuje nowych ortez. Proszę, pomóżcie! Nasza historia Tak malutkie dziecko, jak Szymuś powinno znać tylko beztroskę dzieciństwa. Niestety, w przypadku naszego synka, los nie dał mu tego, co najcenniejsze – zdrowia. Szymuś jest ciężko chory, urodził się z przepukliną oponowo-rdzeniową. Każdego dnia walczymy o to, by Szymuś mógł być sprawny! O tym, że synek jest chory, dowiedzieliśmy się zaraz po porodzie. Był to dla nas ogromny cios. Nikt się tego nie spodziewał. Zniknęło szczęście, pojawił się ogromny, obezwładniający wręcz strach. Bardzo długo nie mogliśmy dojść do siebie... W pierwsze dni swojego kruchego życia, zamiast w nasze kochające ramiona, synek trafił na stół operacyjny... Walczył, a my tak strasznie baliśmy się, co z nim będzie. Choć operacja odbyła się zaraz po narodzinach, żeby jak najszybciej powstrzymać chorobę, to i tak pozostawiła ona ogromny ślad. Synek cierpi na rozszczep kręgosłupa, wodogłowie i niedowład nóżek... Życie Szymusia to nie tylko radosne chwile i zabawa, tak jak sobie wymarzyliśmy, ale też szpitale, badania, wizyty u lekarzy i rehabilitacja - długa, żmudna i niekiedy bolesna... Niestety, tylko ona daje nadzieję na lepsze jutro. Synek bardzo długo nie potrafił chodzić. W lutym 2022 doczekaliśmy się przełomu! Dzięki turnusowi rehabilitacyjnemu zobaczyliśmy pierwsze kroczki naszego chłopca. To nie był jednak koniec problemów. Konieczne było przeprowadzenie operacji chorego biodra.  Dziś od zabiegu minął ponad rok, wiosną wyciągnięto metalowe elementy wstawione podczas operacji. Od tego czasu sprawność Szymka ogromnie się poprawiła! Od pojedynczych kroczków po samodzielnie poruszanie się po domu! A trzymając kogoś za rękę, jest nawet w stanie przejść kawałek drogi. To jest dla nas cud, bo rokowania były całkiem inne!  Po ostatniej wizycie u ortopedy mieliśmy nadzieję na to, że Szymusiowi wystarczą teraz krótkie ortezy. Niestety nic z tego! Po konsultacjach ze specjalistami i wykonaniu analizy chodu usłyszeliśmy, że Szymek potrzebuje nowych ortez i niestety muszą to być długie ortezy, sięgające do połowy uda. Dzięki nim stawy kolanowe będą chronione, a co za tym idzie i biodra. Wszystko po to, by nie zniszczyć efektu operacji.  Cena ortez jest ogromna, a starczają zaledwie na rok, gdyż dziecko cały czas rośnie. Nie możemy ich ani odkupić, ani odsprzedać, ponieważ są robione z odlewu indywidualnie pod każdego pacjenta. Do wydatków dochodzą turnusy, prywatna rehabilitacja oraz wizyty u specjalistów. Dlatego prosimy, pomóżcie nam zadbać o to, by Szymek mógł być samodzielny, a co za tym idzie szczęśliwy. Na pierwszy rzut oka choroby nie widać. Ludzie widzą uśmiechniętego chłopczyka o blond włoskach. My wiemy, że o jego sprawność i lepsze jutro musimy walczyć z całych sił. Dlatego prosimy o Twoje wsparcie, aby Szymuś robił dalsze postępy. Aby spełniło się nasze jedyne marzenie, by nasz syn był sprawny! Rodzice Szymonka Facebook: Chcę biegać jak Ty - licytacje dla Szymka

46 519,00 zł ( 83.92% )
Still needed: 8 908,00 zł
Adrian Lewandowski
Adrian Lewandowski , 24 years old

Gdy jeden skok do wody zmienia całe życie...

Zniszczone życie na samym starcie? Czy można pogodzić się tym, że mając 23 lata, już nigdy nie stanie się na nogi, nie zrobi kroku, nie uniesie rąk… Operacja, zabieg, rurki, kable i mnóstwo sprzętu medycznego, do którego Adrian był podłączony to najgorszy scenariusz życia młodego chłopaka. Adrian uległ poważnemu wypadkowi, w którym doszło do uszkodzenia rdzenia kręgowego. Aby mógł wrócić do pełnej sprawności, potrzebna jest długa rehabilitacja, która wiąże się z bardzo dużymi kosztami. Aby Adrian mógł wrócić do pełnej sprawności, potrzebna jest długa rehabilitacja, która wiąże się z bardzo dużymi kosztami. Adrian jest młodym chłopakiem, który w tym roku ukończy 23 lata. Jeszcze miesiąc temu prowadził normalne, aktywne życie, wstawał rano, wychodził z domu do swoich obowiązków.  Sport nie był mu obcy. Jest byłym zawodnikiem SMS Ślesin, gdzie grał w piłkę nożną, trenował na siłowni, biegał, aktywnie spędzał czas. W wodzie czuł się jak ryba. To właśnie ta woda, która wydawać by się mogło była jego żywiołem, potraktowała go jak największego wroga. Pogodny dzień, świetny humor, beztroska atmosfera, skok i cisza… Potem nerwowe krzyki, karetka, tłum gapiów, szpital, długie doby spędzone na Oddziale Intensywnej Terapii. Dla bliskich Adriana był to największy koszmar. Zapadła diagnoza... Uszkodzenie rdzenia kręgowego. W tej chwili Adrian nie rusza nogami, a w rękach powoli, lecz sukcesywnie odzyskuje władze. W tym czarnym scenariuszu jest iskierka nadziei... Rehabilitacja w jednej z renomowanych klinik. Wszyscy wierzymy, że ta droga rehabilitacja postawi Adriana na nogi. Częsta rehabilitacja kosztuje ogromne pieniądze, dlatego prosimy wszystkich, którzy mają taką możliwość o pomoc w powrocie Adriana do zdrowia. Prosimy Was o pomoc, bez której Adrian nigdy nie wróci do normalnego życia… ➡️ Licytuj i pomóż Adrianowi!

46 471 zł
Emilia Adamczyk (Gornowicz)
Emilia Adamczyk (Gornowicz) , 34 years old

Długa droga powrotu do sprawności... Pomagamy Emilii!

Trudno wyrazić słowami wdzięczność, jaka ogarnia nasze serca. Poprzednia zbiórka i zebrana dzięki niej kwota przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Otrzymaliśmy tak wiele ciepłych słów wsparcia i dobroci waszych serc. Czuliśmy, że w tej trudnej sytuacji nie pozostaliśmy sami. Jesteśmy niesamowicie wdzięczni za każdą pomoc! Dziś wracam do Was z nowymi wieściami. Moja Emilia czuje się lepiej. Zapalenie płuc powoli odpuszcza, dzięki czemu jej oddech ustabilizował się i poprawił. Badania ginekologiczne potwierdziły, że stan naszego maleństwa jest na ten moment dobry. Nadal wielką niewiadomą pozostaje poprzeczne zapalenie rdzenia, a tak naprawdę, co jest jego przyczyną. Emilia cały czas jest poddawana diagnozie.  Dzięki zebranym środkom zakupiliśmy koflator, który wspomaga oczyszczanie dróg oddechowych z zalegających wydzielin. Zauważamy też drobne postępy w sprawności Emilii. Obecnie skupiamy się nad nauką siadania, która przygotuje żonę do pozycji stojącej. Delikatnie poprawia się także sprawność w lewej ręce – Emilia potrafi poruszać palcami. Dla nas to wielki sukces! Głęboko wierzymy w to, że dzięki dalszej pracy i wytrwałości uda nam się odzyskać to, co utraciliśmy w jednej chwili. Tylko systematycznymi ćwiczeniami, jesteśmy w stanie uzdrowić Emilię.  Jeszcze raz, chciałbym podziękować Wam za dotychczasowe wsparcie! Jak wiecie, jesteśmy na samym początku naszej trudnej drogi. Przed nami jeszcze wiele wyzwań do pokonania. Wiemy, że tylko z Waszą pomocą uda nam się je pokonać! Dlatego ponownie prosimy o pomoc i wsparcie finansowe. Już raz pokazaliście, jak wielkie są Wasze serca, wierzymy, że i tym razem nie będzie inaczej. Poznaj historię Emilii: Jak dalej żyć, kiedy najważniejsza dla ciebie osoba jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Jak pogodzić się z tym, że w jednej chwili mogłeś stracić wszystko to, co najważniejsze? Gdy patrzę na szpitalne łóżko, na którym leży moja żona, moje oczy samoistnie nachodzą łzami. Czuję lęk i wielką niezgodę na wydarzenia ostatnich dni. Nadal trudno uwierzyć w to, co nas spotkało, zwłaszcza że zaledwie kilka tygodni temu cieszyliśmy się z informacji, że nasza rodzina ponownie się powiększy. Dziś siedzę przy żonie, patrzę na jej sparaliżowane ciało, trzymam za rękę i nie wiem, co jeszcze zgotuje nam los... Co właściwie się wydarzyło? Nadal tak naprawdę wiemy zbyt mało, by odpowiedzieć na to pytanie. W środę 15 lutego odebrałem telefon od zaniepokojonej żony, który skarżyła się na silne bóle między łopatkami. Gdy dojechałem do domu ból przeszedł też na prawą rękę, w której z minuty na minutę traciła siłę. Przerażony natychmiast wezwałem pogotowie. Początkowo trafiliśmy na SOR, ale gdy objawy postępowały dalej, a Emilia zaczęła tracić czucie w lewej stronie ciała, przyjęto nas na oddział. Lekarze podejrzewali udar, jednak przeprowadzony rezonans wykazał, że w głowie żony nie ma żadnych zmian. Niestety na wysokości odcinka piersiowego wykryto stan zapalny. Z godziny na godzinę było coraz gorzej. Pojawiła się ostra niewydolność oddechowa, a ciało Emilii było praktycznie w całości sparaliżowane. W dodatku kolejne badania wykazały zapalenie płuc. W końcu usłyszałem ostateczną diagnozę – Emilia doznała czterokończynowego porażenia mózgowego, prawdopodobnie wywołanym po infekcyjnym poprzecznym zapaleniem rdzenia.  Mój świat runął w jednej chwili jak domek z kart. Czułem, że właśnie rozsypuję się na tysiąc kawałków... Nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Jak to możliwe? Tak nagle i niespodziewanie zły los wszedł do naszego życia i zburzył wszystko to, co dobre. Niestety nadal nie udało się ustalić dokładnej przyczyny paraliżu żony. Lekarze cały czas ją diagnozują i każdego dnia wykluczają kolejne przypuszczenia. Stan Emilii jest stabilny, poprawił się jej oddech. Na ten moment skupiamy się na wyleczeniu zapalenia płuc, które mocno osłabia jej organizm. Emilia może poruszać jedynie głową i delikatnie prawą ręką. Reszta ciała pozostaje bezwładna. Żona zmaga się także z niedodmą oraz całkowicie zniesioną ruchomością przepony po stronie lewej. Jest także przez cały czas pod kontrolą ginekologów, którzy ustalili, że życia dziecku nic już nie zagraża. Jednak ze względu na ciążę Emilia nie może przyjmować większości leków, dlatego jej leczenie może wydłużyć się w czasie. Nie można przewidzieć, jak będą wyglądały kolejne tygodnie. Nie wiemy, w jakim stopniu rehabilitacja zadziała na Emilię i jakie będą jej efekty. Wszystko wydarzyło się zaledwie kilka dni temu, ale wiemy, że walkę musimy podjąć już teraz. W domu czeka na nas 2-letnia Zuzia, która jest jeszcze zbyt mała, by zrozumieć, co tak naprawdę się stało. Zrobię jednak wszystko, by przywrócić Emilii zdrowie i sprawność. Będę do tego potrzebował waszego wsparcia, ponieważ przed nami wiele miesięcy leczenia i kosztownej rehabilitacji. Jak dotąd pracowała jako fizjoterapeutka gotowa zawsze do pomocy każdemu pacjentowi. Dziś, to ona jak nigdy wcześniej potrzebuje naszego wsparcia. W sierpniu przyjdzie na świat nasze drugie szczęście. Chciałbym, aby moja Emilia, mogła o własnych siłach wziąć na ręce i przytulić nasze maleństwo. Dlatego proszę, pomóż mi zawalczyć o żonę! Artur, mąż Emilii  Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

46 461,00 zł ( 29.11% )
Still needed: 113 114,00 zł
Piotr Rulka
3 days left
Piotr Rulka , 53 years old

By mąż i tata wrócił do swojego życia – udar zaatakował niespodziewanie

Ubieraliśmy się, by wyjść na spacer, kiedy nagle Piotr zaczął się skarżyć na drętwienie twarzy i rąk. Szybko wezwałam pogotowie, ale nawet wtedy nie dopuszczałam do siebie myśli, że właśnie teraz nasz wspólny, dobry i bezpieczny świat tak bardzo się zmieni.  Piotr trafił na oddział neurologii, gdzie przeprowadzono u niego badanie tomografem. Gdy usłyszałam diagnozę, nie uwierzyłam. Krwotok śródmózgowy. Rokowania, krótko mówiąc – złe.   Mimo ogromnego bólu, strachu, niedowierzania rozpoczęliśmy walkę o życie i zdrowie mojego ukochanego męża. Okres, który po tym wydarzeniu nastąpił, był pełen niepewności. Stan Piotra ciągle się zmieniał. Gdy już widzieliśmy światełko w tunelu, okazywało się, że jednak znowu jest pogorszenie.  Dwa tygodnie śpiączki, w którą został wprowadzony, był bardzo trudnym czasem niepokoju, lęku i czekania, ale przede wszystkim ogromnej tęsknoty. Teraz, po 51 dniach nieustającej walki marzymy, aby udało się nam rozpocząć rehabilitacje. Mąż jest dla nas ogromnym wsparciem. Jest przyjacielem, najlepszym kompanem życia, jakiego mogliśmy sobie wymarzyć. Zawsze aktywny, kochający sport i ruch, stroniący od alkoholu, uwielbiający wycieczki i wspólne podróże. Będziemy o niego walczyć, bo wiem, że on też walczy z całych sił. Przeszedł kilka zakażeń bakteriami, zatrzymanie akcji serca, tracheostomie… Za każdym razem wygrał. To odważny, silny i mądry mężczyzna.  Gdy tylko stan Piotra będzie na to pozwalał, chcemy, by zaczął niezbędną rehabilitację z najlepszymi specjalistami. To jedyna droga, by mój mąż znów prowadził życie takie, jakie kocha. Pełne aktywności i ruchu.  Niestety to bardzo kosztowne i długotrwałe przedsięwzięcie i nie ukrywam, że bardzo się boję, że zabraknie nam środków na dłuższy pobyt. Bardzo proszę o pomoc w naszej bitwie.  Joanna - żona

46 430,00 zł ( 25.67% )
Still needed: 134 400,00 zł
Zuzia Motyl
Zuzia Motyl , 21 months old

Zbyt dużo cierpienia w tak maleńkim ciele! Błagamy o pomoc!

Razem z żoną doczekaliśmy się już trójki kochanych, zdrowych dzieci. Dlatego, gdy dowiedzieliśmy się, że po raz kolejny zostaniemy rodzicami, byliśmy szczęśliwi i pełni nadziei. Zwłaszcza że całą ciążę żona znosiła dość dobrze, a lekarze nie stwierdzali u dziecka żadnych nieprawidłowości. To, co się wydarzyło tuż po porodzie, było dla nas szokiem. Zmieniło nas i funkcjonowanie całej naszej rodziny… Rozwiązanie ciąży odbyło się na zasadzie planowanego przyjęcia do szpitala. Zuza miała urodzić się poprzez cesarskie cięcie. Położenie miednicowe naszej córeczki oraz stan po dwóch poprzednich cięciach cesarskich żony, były do tego medycznym wskazaniem. 1 grudnia 2022 roku przyszła na świat Zuza. Nie mogliśmy jednak cieszyć się pełnią szczęścia. Ten dzień był okraszony ogromnym stresem i niedowierzaniem… Zuzia zaraz po porodzie nie oddychała. Przez 5 minut próbowano pobudzić jej oddech. Bezskutecznie! W drogach oddechowych znajdowało się dużo pienistej wydzieliny wymagającej kilkukrotnego odsysania z rurki intubacyjnej. Dodatkowo urodziła się niepokojąco podkurczona, w pozycji embrionalnej. Dostała ocenę Apgar 6, 3, 8… Diagnoza: umiarkowana lub średniego stopnia zamartwica urodzeniowa. Szok. Niedowierzanie. A to nie był koniec! Stwierdzono dysmorfie, czyli zespół wad o podłożu genetycznym, które objawiają się zmienionym wyglądem narządów zewnętrznych. W przypadku Zuzi jest to: wydatna potylica, płaskie czoło, uszy szpiczaste mocno osadzone, mała cofnięta żuchwa, krótka szyja, dłonie zaciśnięte z palcami nachodzącymi na siebie, wzmożone napięcie obręczy barkowej, przykurcze w stawach łokciowych i nadgarstkach, kończyny dolne w przykurczu w stawach biodrowych, kolanowych i skokowych, stopy zniekształcone ułożone piętowo, wydatne guzy piętowe, klatka piersiowa nieco skrócona, beczkowata, brzuch duży, powłoki brzucha wiotkie. Tak, to wszystko stwierdzono w tym Maleńkim ciele! Pierwsze dni były koszmarem. Córka nie miała odruchu ssącego, sama nie oddychała, karmiona była dożylne. Dodatkowo zdiagnozowano u niej patologiczne złamanie kości udowej lewej z przemieszczeniem i kości udowej prawej. W obrazie RTG złamanie trzonów obu kości udowych. W szpitalu wykonano próbę zreponowania złamania i unieruchomienia kończyny lewej. Nasze dziecko nie wykazało reakcji bólowej! W ostatnim czasie zdiagnozowano u naszej córeczki ultra rzadką mutację genetyczną DYNC1H1 de novo. Według genetyka to mutacja z występowaniem mniejszym niż 1:1 mln, a według innych źródeł - znanych jest zaledwie 300 przypadków na świecie! To dla nas zbyt wiele. Patrzenie na niepełnosprawne dziecko, szukanie pomocy i jeżdżenie na badania. Praca. Ogarnianie pozostałych dzieci. Później maraton w postaci rehabilitacji... Ale nie możemy się załamać! Musimy walczyć o naszą Zuzię! Dlatego prosimy o wsparcie w pozyskaniu środków na jej leczenie i rehabilitację. Tylko z Waszą pomocą uda nam się to przetrwać i dać szansę Zuzi na jak największą sprawność! Konrad, tata Zuzi

46 408 zł
Magdalena Konczewska
Magdalena Konczewska , 44 years old

Złamany kręgosłup brzmi jak złamane życie... Do tego walka z nowotworem! Pomóż!

W swoim życiu robiłam już wiele rzeczy, jednak nigdy przez myśl mi nie przyszło, że będę musiała uzbroić się w zbroję i walczyć niczym gladiator na arenie na śmierć i życie z bardzo trudnym przeciwnikiem… Moje życie miało kilka zwrotów akcji. Zwłaszcza zawodowe, bo pracowałam w salonie sukien ślubnych, w firmie zbierającej elektrośmieci. Wiele lat projektowałam wnętrza, a w ostatnim czasie, gdy jeszcze mogłam być aktywna zawodowo, pracowałam jako pomoc nauczyciela w przedszkolu. Prywatnie żona i mama cudownego chłopca. Dopiero co skończyłam 40 lat i czułam, że jeszcze wiele w życiu przede mną. Fakt, borykałam się od dawna z pewnymi problemami zdrowotnymi, ale nie było to nic poważnego. Raz na jakiś czas, mniej więcej co dwa lata, miałam bóle lędźwiowe lub odzywała się rwa kulszowa. Krótkie przeleczenie i wszystko mijało. Co dwa lub trzy lata wychodziła mi niska hemoglobina, ale po suplementacji wszystko wracało do normy. Dlatego, gdy w styczniu 2021 roku po raz kolejny miałam kiepskie wyniki krwi, nie byłam tym zbytnio zdziwiona. Zastosowałam jak zwykle suplementację, ale tym razem nie pomogła. Hemoglobina nadal była niska. Lekarz zlecił dodatkowe badania, ale nic złego z nich nie wyszło. Zaczęłam więc znów brać leki, ale w międzyczasie zachorowałam na Covid-19. Niestety przeszłam go naprawdę ciężko. Co prawda ostatecznie nie byłam z tego powodu hospitalizowana, niemniej aż przez 10 dni miałam 40-stopniową temperaturę. Gdy w końcu udało mi się pokonać chorobę, złapałam zapalenie płuc… To mocno osłabiło mój organizm. Kiedy i to zaleczyłam, lekarz znów zlecił badania krwi. Hemoglobina nadal niska! Niestety parametry spadły na tyle, że nie pozwolono mi już wrócić do domu... 7 kwietnia 2021 roku trafiłam do szpitala, z którego wyszłam w… październiku! Okazało się, że choruję na nowotwór złośliwy układu krwiotwórczego – szpiczaka plazmocytowego lekoopornego… Byłam załamana! Wdrożono chemioterapię – pierwszą linię leczenia. Nie zadziałała. Druga linia leczenia również nie pomogła. Wtedy też przekonałam się na własnej skórze, że można mieć dodatkowe skutki uboczne leczenia i to takie, które występują u zaledwie 1% pacjentów. Trafiło na mnie, bo dostałam sepsy oraz doszło do poważnego uszkodzenia serca… Na domiar złego moją hospitalizację przedłużały wysokie temperatury niewiadomego pochodzenia. Dobę było dobrze, a następnie przez 2-3 gorączka. Szereg badań i konsultacji nie wykazywał nic konkretnego oprócz tego, że w organizmie jest jakiś stan zapalny. Do tego coraz częściej bolał mnie kręgosłup. Czułam jakby skurcze w nim. Następowało to nagle i powodowało np. wypchnięcie nogi, a co za tym idzie ryzyko upadku. W związku z tym każde moje zejście ze szpitalnego łóżka i przejście gdzieś musiało się odbywać przy pomocy chwytania się innych przedmiotów i powolnego przesuwania się w ten sposób do przodu. I wtedy właśnie wydarzyło się coś zupełnie niespodziewanego… Złamałam kręgosłup! Nie, to nie był wypadek. Po prostu wstałam jak zwykle i znów przeszył mi ten jakby skurcz w kręgosłupie. Tym razem był na tyle silny, że już nie byłam w stanie się ruszyć… Ponad miesiąc spędziłam w zupełnym bezruchu, przykuta do łóżka. Mięśnie całkowicie zastygły. Wdrożono leczenie farmakologiczne, które przynosiło skutek, jednak moje ciało odzwyczajone od poruszania się, wymagało intensywnej rehabilitacji.  Po pół roku pobytu w szpitalu w końcu wypisano mnie do domu. Niestety nie wróciłam taka jak przedtem tylko na leżąco, nadal w łóżku, ważąca zaledwie 38 kg… Ćwiczenia wykonywałam leżąc. Siadać mogłam tylko w specjalnym gorsecie. Chodzić tylko z balkonikiem. Załatwiliśmy, aby codziennie przychodził do nas do domu rehabilitant. To odniosło skutek! Fakt, że mogę już chodzić bez chodzika, choć w gorsecie był dla mnie olbrzymim krokiem milowym… Zaczęły się pojawiać pierwsze dobre wieści, bo na dodatek trzecia linia chemii przyniosła skutek. Czekał mnie jeszcze przeszczep komórek krwiotwórczych, ale cieszyłam się, że udało się mnie na to zakwalifikować, bo była obawa, że moje uszkodzone serce tego nie wytrzyma. W październiku 2022 roku miałam pierwszy przeszczep, a w styczniu 2023 roku drugi. Przede mną w maju tego roku jeszcze ocena przeszczepu i wieści czy jestem w remisji. Wierzę, chcę wierzyć (!), że najgorsze już za mną! Teraz walczę o to, by wzmocnić mój organizm, by doszedł do siebie. Mam bardzo osłabioną odporność, więc nie bardzo mogę wychodzić z domu. Ryzyko złapania infekcji jest zbyt duże. Nie mogę mieć też styczności ze zwierzętami. Muszę mieć specjalną dietę z uwagi na ograniczenia żywieniowe.  Cały czas mam problemy z kręgosłupem, który bardzo boli. Dlatego muszę sobie zapewnić rehabilitacje. Do tego wszystkiego leczenie, leki, dojazdy do szpitali… Jest nam trudno, zwłaszcza że nie jestem w stanie pracować – mam orzeczoną niepełnosprawność w stopniu znacznym. Będę niezmiernie wdzięczna, jeśli wspomożesz mój powrót do zdrowia. O niczym więcej w tej chwili już nie marzę… Magdalena

46 325 zł
Filip Przepiórkowski
Filip Przepiórkowski , 23 years old

Filip nie traci sił do walki! Pomóż odzyskać mu sprawność!

Moje całe życie to walka. Walka o lepszą codzienność, walka z uprzedzeniami i niesprawiedliwym losem. Wierzyłem, że wszystkie trudności, z którymi się zmagałem, poszły w niepamięć, a ja nie będę musiał już nigdy więcej martwić się o moje dalsze życie. Wszystko to przekreślił jeden nieszczęśliwy moment…  Gdy miałem 6 miesięcy, okazało się, że jestem zagrożony dziecięcym porażeniem mózgowym. Walka o sprawność trwała 1,5 roku. Codzienna rehabilitacja neurologiczna, codzienne wsparcie rodziców, by było lepiej. Wygrałem! Stałem się aktywnym, szczęśliwym i w pełni sprawnym dzieckiem.  Kilka lat później okazało się, że to nie koniec moich zmagań o życie… W wieku 6 lat kolejna bitwa na śmierć i życie. Zachorowałem na raka, Chłoniak B komórkowy III stopnia. Świetni lekarze, trafiona terapia i moja chęć życia spowodowały, iż pokonałem chorobę! To jednak znowu nie był koniec.  W październiku 2021 roku rozpocząłem studia. Nowe życie, nowe rozdanie, świetne perspektywy na przyszłość. Niestety, los miał wobec mnie inne plany. Okazało się, że przyszło mi stoczyć kolejną bitwę. Uległem bardzo poważnemu wypadkowi. Spadłem z dużej wysokości. Doznałem urazów wewnętrznych, urazu mózgowo-czaszkowego oraz niedowładu kończyn dolnych. Miesiąc przebywałem na OIOMie w śpiączce, zostałem poddany bardzo skomplikowanej operacji neurochirurgicznej kręgosłupa. I znów przy wsparciu lekarzy oraz korzystając z mojej walki o życie, wygrałem!  Niektórzy mówią, że to cud, żyję, jestem sprawny intelektualnie, mam ogromny apetyt na życie. Chcę nadal uprawiać sport, jeździć na snowboardzie, studiować, być aktywnym młodym człowiekiem. Bez ciężkiej rehabilitacji moje wszystkie marzenia legną w gruzach. Najlepsze ośrodki, w których mogę otrzymać pomoc, są bardzo drogie… A ja mam dopiero 20 lat i całe życie przed sobą. Nie chcę spędzić go przykutym do łóżka, bez możliwości samodzielnego funkcjonowania.  Oto i cała moja historia, historia wojownika o życie. Historia młodego mężczyzny z planami na przyszłość, któremu przyszło prosić o pomoc Czeka mnie długotrwała kosztowna rehabilitacja neurologiczna. Tylko Twoje wsparcie pomoże mi stanąć na nogi.  Sytuacja, w której się znalazłem to kolejna bitwa, którą muszę stoczyć, aby wygrać powrót do życia. Z Twoją pomocą się uda! Filip

46 310,00 zł ( 71.7% )
Still needed: 18 270,00 zł
Michalinka Mularczyk
Michalinka Mularczyk , 6 years old

Misia może chodzić, jeśli tylko dasz jej szansę... Pomóż❗️

Michalinka - nasza malutka córeczka - jest całkowicie zależna do nas... W listopadzie skończyła cztery latka, a w przeciwieństwie do swojego brata bliźniaka nadal nie chodzi... Jest jednak światło w tunelu - leczenie, które jest szansą dla naszej Misi... Nie mamy za dużo czasu, dlatego prosimy o pomoc! 13 listopada 2017 roku był najpiękniejszym dniem w życiu naszej rodziny. Wtedy przyszły na świat nasze bliźniaki... Michalinka i jej braciszek. Wydawało się, że będzie to początek pięknej przygody, a naszemu szczęściu nie będzie końca... Pierwszy strach pojawił się, gdy bliźniaki miały miesiąc. Wtedy okazało się, że Michalinka ma poważne zapalenie płuc. Córeczce udało się pokonać chorobę, jednak problemy nie zniknęły... Z wesołej, pełnej energii dziewczynki stała się cicha i spokojna. Jej brat bliźniak rozwijał się prawidłowo, natomiast Michalinka zostawała w tyle. To było sygnałem, że coś jest nie tak... Zaniepokojeni, zaczęliśmy szukać przyczyny jej zachowania. Wizyty u lekarzy zdawały się nie mieć końca... Córeczka miała 11 miesięcy, kiedy usłyszeliśmy straszną diagnozę - Mózgowe Porażenie Dziecięce. Michasia nie chodzi i jest całkowicie zależna od nas. Jest opóźniona w rozwoju psychoruchowym, cierpi na obniżone napięcie mięśniowe i ataksję móżdżkową. To był dla nas ogromny szok... Najgorsze, że nie wiemy, dlaczego córeczka jest chora, jaka jest przyczyna jej problemów. Jesteśmy w trakcie badań genetycznych. Misia jest rehabilitowana od chwili, gdy skończyła 6 miesięcy... Chcieliśmy, aby jej dzieciństwo, tak samo jak braciszka, było pełne beztroski i dziecięcej radości... Niestety mija na rehabilitacyjnej sali, jest w nim dużo bólu i walki o to, by było lepiej... Córeczka jest pod opieką wielu specjalistów. Regularnie uczęszcza na rehabilitację (ćwiczy metodą Vojty, Medek i NDT - Bobath), a także korzysta z terapii logopedycznej, integracji sensorycznej i pedagogicznej. Wszystko jest niezbędne, by mogła się rozwijać. Niestety dla Michalinki nie ma cudownego leku, który mógłby postawić ją na nogi. Jednak pojawiło się światełko w tunelu - córeczka zakwalifikowała się do leczenia komórkami macierzystymi. Podawane w formie kilku podań mają odbudować to, co uszkodzone w mózgu córeczki... Niestety, nie jest to metoda refundowana przez NFZ... Koszt to około 60 tysięcy. Po każdym podaniu (a ma być ich 5) musimy wyjechać na turnus rehabilitacyjny, aby te komórki zadziałały w jak najlepszy sposób. Jest to dodatkowy koszt około 50 tysięcy złotych. Nie jesteśmy w stanie tego całkowicie sfinansować.  Jako rodzice, którzy pragną tylko dobra swojego dziecka, prosimy o pomoc. Misia ma duży potencjał i jest szansa, że jakość jej życia się polepszy. Naszym marzeniem jest to, żeby zaczęła chodzić. Wierzymy, że połączenie terapii i turnusów zdziała cuda, dlatego bardzo prosimy o pomoc! Każda złotówka przybliży nas do celu! Nie mamy dużo czasu. Procedura namnażania komórek już się zaczęła, potrwa około 3-4 miesięcy... Musimy działać jak najszybciej. Z góry dziękujemy za każde okazane wsparcie. Rodzice Misi ➡️ Misi możesz pomóc też przez udział w LICYTACJACH - KLIK!

46 298,00 zł ( 40.07% )
Still needed: 69 234,00 zł
Leo Drożdż
Urgent!
Leo Drożdż , 2 years old

Cancer is growing on little Leo’s head—urgent help is needed!

I distinctly remember the day of my labor. I was scared, excited, and unbelievably happy that we would soon hold our baby. Leo was born in the 36th week of pregnancy. Everything seemed fine, although I had been constantly scared during pregnancy due to the problems with my liver and duodenum. However, Leo was born a healthy baby.  Unfortunately, a month later, he developed unexpected symptoms!  Leo is a premature baby. He was born one month earlier.  We were so happy, though! He was safe and sound. Unfortunately, almost 3 months later, we discovered a lump behind his ear—it seemed like it had grown overnight. We thought it was nothing serious since babies usually develop all kinds of food and skin allergies. However, the next day, we took our son to the pediatrician. It turned out that the little lump was just the beginning of our concerns.  The doctor quickly referred us to a surgeon, who, in turn, sent us to an ENT specialist, and the ultrasound scan, which was set for two weeks. However, I felt anxious, so we chose a quicker, paid ultrasound.  It was my birthday (first birthday with my newborn son), and the first anniversary of our engagement. We were supposed to celebrate it with our family. That did not happen, though.  The radiologist told us to see a surgeon immediately! She said that a biopsy was urgently required!  We finally managed to get an appointment. After the examination, the doctor told us something I will never forget. He suspected a malignant tumor!  Waiting for the diagnosis was stressful and painful. After 20 days of undergoing tests, our baby boy could finally go back home.  A long-awaited biopsy result was revealed. It turned out that our son had FIBROMATOSIS, a benign tumor. But still! We hoped it was just a bad dream until the last moment. According to the doctors, the removal of the tumor is necessary, but we need to wait a little longer since the tumor is vascular. Surgery would be too risky.  Although we are relieved that in the histopathologist’s opinion, the lesion on Leo’s skin is non-cancerous, we still feel that there might have been a mistake… That is why we are waiting for the confirmation of the diagnosis.  Another sad news is that Leo has other health issues, as well.  According to the physical therapists, his development is inadequate for his age. Leo has infantile axial hypotonia.  He also cannot maintain eye contact. He requires urgent physical therapy and neurodevelopmental stimulation. As if Leo’s tiny body didn’t suffer enough…  We want to provide our baby boy with everything he needs. We wish he could finally overcome the disease and develop like other children…  Thank you in advance for every donation! We know that the struggle with the tumor has just begun, and no one can predict the future… It is just the beginning of our journey, and we cannot see the end of it yet.  We are so scared. Please, stay with us…Leo’s parents, Sandra, and Max

46 142 zł