Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Magdalena Dostatnia
Magdalena Dostatnia , 70 years old

Rak kontra życie! Pomóż wygrać tę najważniejszą walkę!

Mam na imię Magdalena, mam 67 lat. Nie spodziewałam się, że życie postawi mnie w miejscu, w którym będę musiała prosić o wsparcie w walce z okrutną chorobą, z którą zmagam się od czerwca 2021 roku. To właśnie wtedy stwierdzono u mnie nowotwór złośliwy – gruczolakoraka jelita grubego. I to właśnie wtedy całe moje dotychczasowe życie legło w gruzach. Po zabiegu operacyjnym usunięciu 30 centymetrów jelita grubego podjęłam leczenie chemioterapią, ale po czterech cyklach musiałam przerwać terapie. Mój organizm odpowiadał drastycznymi objawami na tego typu zabiegi. Wtedy dowiedziałam się także, że w pojawiły się przerzuty do węzłów chłonnych. Miałam wrażenie, że nie ma możliwości przerwania łańcucha złych informacji…  Po wielu miesiącach poszukiwań szansy leczenia w Polsce i zwątpień trafiłam do Kliniki w Niemczech. Jestem już po dwóch wizytach, które sfinansowałam z własnych środków. Niestety nie mam dalszych oszczędności na kontynuowanie leczenia w Niemczech, a roczny koszt pobytu w klinice to 60 tysięcy Euro. Kwota nie zawiera kosztów noclegów, dojazdów, a to również bardzo duże sumy.  Jestem dobrze nastawiona do życia i efektów leczenia w Klinice w Niemczech, które po dwutygodniowych cyklach mają pozytywne potwierdzenie w wynikach laboratoryjnych, a terapia przynosi pozytywne efekty. Choroba nie ma cech progresji. To trzyma mnie przy nadziei, że jeszcze będę mogła cieszyć się sprawnym życiem z moimi najbliższymi.  Mam czworo wspaniałych wnucząt w wieku 6 miesięcy, 7 lat, 8 lat i 16 lat, które bardzo kocham i z którymi chciałabym przebywać jak najdłużej. Cieszyć się ich dorastaniem, ich miłością i pełnić rolę babci. Mam nadzieję, że z waszym nieocenionym wsparciem, nawet tym niewielkim, będę mogła kontynuować leczenie i być nadal członkiem mojej wspaniałej rodziny.  Zanim zapadłam na chorobę nowotworową, wspierałam przez wiele lat potrzebujących. Nigdy nie przypuszczałam, że sama będę prosić o pomoc. Wszystkim, którzy zdecydują się na wsparcie i życzliwość, dziękuję z całego serca. Każdego dnia modlę się i dziękuję za każde okazane mi wsparcie.  Wiem, że „ludzi dobrej woli jest więcej”… Magdalena

49 937,00 zł ( 15.99% )
Still needed: 262 191,00 zł
Nicole Skrzeczkowska
Urgent!
Nicole Skrzeczkowska , 16 years old

Ratuj❗️Nicole toczy walkę z nowotworem... Ma dopiero 16 lat❗️

O chorobie córki dowiedzieliśmy się tak naprawdę przez przypadek. Trudno wyobrazić sobie, jak mogłyby potoczyć się nasze dalsze losy, gdyby nie on. Złamanie, którego córka doznała podczas obozu harcerskiego, odkryło przed nami okrutną prawdę, której nikt z nas się nie spodziewał. Nicole od ponad pół roku toczy walkę z największym przeciwnikiem życia – nowotworem. Nasza historia rozpoczyna się jednak dużo wcześniej, niż miał miejsce obóz. Na początku wiosny 2022 roku córka skarżyła się na ból nogi. Z początku uznaliśmy, że może to chwilowe przeciążenie czy kontuzja. Jednak dzień przed urodzinami Nicole, noga była mocno opuchnięta, co bardzo nas zaniepokoiło. Gdy na następny dzień nie było poprawy, udaliśmy się do internisty. Tam wykonano badanie USG, które nic nie wykazało. Dla pewności zostaliśmy skierowani do chirurga, który podczas wizyty stwierdził obrzęk limfatyczny. Nicole rozpoczęła masaże i drenaże, które miały pomóc w zwalczeniu dolegliwości.  Rozpoczęły się wakacje i córka wyjechała na wspomniany już wcześniej obóz harcerski. Kilka dni później zadzwoniła do mnie ponownie, uskarżając się na silny ból nogi, uniemożliwiający jej chodzenie. Bardzo zaniepokoił mnie jej telefon. W głębi duszy czułam, że dzieje się coś bardzo niedobrego. Wtedy jednak nie wiedziałam jeszcze co… Córka trafiła do szpitala w Kołobrzegu. Nie czekając ani chwili wsiadłam w samochód i udałam się na miejsce. Tam jednak usłyszałam słowa, których zupełnie się nie spodziewałam. Nicole miała złamaną nogę, jednak na jej udzie znaleziono niepokojące zmiany w postaci guza. Polecono nam, by natychmiast skonsultować to z onkologiem. Udałyśmy się do szpitala w Katowicach, gdzie zrobiono biopsję. W wielkiej niepewności i strachu odesłano nas do domu, by poczekać na wyniki.  Dwa dni później otrzymałam telefon – zmiany na nodze Nicole to nowotwór, który należy jak najszybciej wyciąć. Czułam, jak tracę grunt pod nogami, a łzy same napływają do oczu. Jak to możliwe? Przecież to jeszcze dziecko… Zasugerowano nam, aby dalsze leczenie i operację wykonać w szpitalu Warszawie. Nie zastanawiając się długo, tak też zrobiłyśmy.  W warszawskim szpitalu ponowiono biopsję, która potwierdziła najgorsze – to kostniakomięsak po cichu zabierał zdrowie i sprawność córki. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Zaledwie kilka dni temu Nicole spędzała czas na wakacyjnym obozie, dziś leżała na szpitalnym łóżku walcząc o życie. Od razu rozpoczęliśmy leczenie chemioterapią, która z czasem zaczęła przynosić pierwsze efekty. W październiku 2022 roku córka przeszła konieczną operację wycięcia guza i wstawienia endoprotezy biodrowej. Obecnie jest w trakcie 5. cyklu chemioterapii. Niestety na jej płucach pojawiły się trzy guzy, które pod wpływem leczenia zaczęły się zmniejszać. By uniknąć jednak niechcianych komplikacji, lekarz prowadzący Nicole zadecydował o torakotomii płuc w celu usunięcia zmian. Po operacji wstawienia endoprotezy córka próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Tak naprawdę musi nauczyć się chodzić od nowa. Pomaga jej w tym codzienna rehabilitacja i muszę przyznać, że Nicole radzi sobie naprawdę dobrze. Każdego dnia, gdy przyglądam się jej walce z chorobą, jestem pod ogromnym wrażeniem jej siły i determinacji. Wiem, jak wiele już przeszliśmy, dlatego nie tracę nadziei, że przyjdzie w końcu taki dzień, w którym uda nam się raz na zawsze pokonać raka. Niestety leczenie, rehabilitacja i kontrole z wieloma specjalistami są bardzo kosztowne. Chcielibyśmy prosić Was o wsparcie. Wydaje się, że szala zwycięstwa powoli przechyla się w naszą stronę. Jedyną przeszkodą na ten moment, stają się pieniądze. Zebrane środki przeznaczymy na leczenie Nicole, dzięki którym w końcu będzie mogła wrócić zdrowa do dawnego życia. Dominika i Kamil, rodzice Nicole

49 799,00 zł ( 21.37% )
Still needed: 183 180,00 zł
Sylwia Żółcińska
Urgent!
Sylwia Żółcińska , 47 years old

RAK zabiera mnie mężowi i synkowi❗️Potrzebna BARDZO PILNA pomoc, liczy się każda chwila!

Mam na imię Sylwia, jestem żoną i mamą Szymonka, który chodzi do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Jestem też pacjentką oddziału onkologii... Choruję na raka płuc. To już IV stadium. Leczenie nie przynosi rezultatów i kończą się możliwości, by mi pomóc... Ta zbiórka to być może moja ostatnia szansa. Proszę o pomoc, bo rak to nie mój jedyny wróg, jest nim też czas... Leczenie powinno się zacząć JAK NAJSZYBCIEJ! Historia mojej walki z chorobą zaczęła się w 2020 roku. Bardzo często byłam chora, cały czas cierpiałam na zapalenie płuc... Potem zaraziłam się koronawirusem, co też przeszłam ciężko. Po przejściu COVID-19 lekarz zalecił mi zrobienie prześwietlenia płuc. Na badaniu wyszły niepokojące zmiany... Zapisałam się do onkologa i miałam nadzieję, że nie okaże się najgorsze. Niestety... Rak - kiedy słyszy się taką diagnozę, wszystko się zmienia... Wszystko przestaje mieć znaczenie poza jednym - tym, by wyzdrowieć, by żyć... Rak zdiagnozowany bardzo wcześnie daje duże szanse na to, że uda się go pokonać. Niestety, kiedy u mnie zdiagnozowano raka, guz był już tak duży, że nie nadawał się do operacji... Były przerzuty na drugie płuco i do węzłów chłonnych. Zaczęła się rozpaczliwa walka o życie... Choć nie kwalifikowałam się do operacji, miałam nadzieję, że leczenie mi pomoże... Zakwalifikowano mnie do programu lekowego. Pierwsze leczenie - immunoterapia - przez pewien czas przynosiło efekty... Całe życie podporządkowane było pod harmonogram cykli leczenia. Nowotwór nie rozsiewał się dalej, lekarze byli zadowoleni... W moje serce wróciła nadzieja. Niestety po jakimś czasie guz urósł... Leczenie przestało działać, we wrześniu 2023 roku okazało się, że doszło do progresji choroby. To był kolejny cios w samo serce... Kiedy zachorowałam, mój synek miał tylko 6 lat... Od 3 lat widzi mamę zmienioną nie do poznania... Mamę słabą, chorą, która często nie ma siły pomagać mu w lekcjach czy się z nim bawić. Najgorszy okres miałam chyba w listopadzie 2023 roku... Wtedy dostałam pierwszą chemioterapię, która po prostu ścięła mnie z nóg... Bardzo osłabiła mój organizm. Zmęczony dotychczasową walką organizm nie był przygotowany na tak silne i toksyczne leczenie... Miałam ciężką anemię, opuchnięte nogi, żyły, stan zapalny całego organizmu. Długo dochodziłam do siebie, bardzo schudłam, ważyłam 46 kilo... Skutki uboczne odczuwam do dzisiaj.  Nowy rok zaczęłam z nową nadzieją i z jednym pragnieniem - by pokonać chorobę. Jestem pod opieką innego szpitala, przyjmuję kolejną chemię, którą znoszę lepiej, potem czeka mnie chemia podtrzymująca w tabletkach. Szukam wszystkich dostępnych możliwości leczenia, niestety, nie mamy za bardzo z czego wybierać... Na szczęście pojawiło się zielone światło - jednak nie w Polsce, a w Niemczech. Zostałam zakwalifikowana do leczenia w Centrum Onkologii w Kolonii. Jestem po pierwszej wizycie i wiem już, że to leczenie może dać mi szansę na dłuższe życie.... Równolegle do chemioterapii przejdę tam immunoterapię, inną niż w Polsce. Składać się będzie z 3 cykli leczenia, między poszczególnymi cyklami będzie ok. 3 tygodni przerwy. Leczenie w Niemczech ma też wzmocnić wykończony organizm i dać mi siłę do dalszej walki o życie. Niestety koszty leczenia są bardzo wysokie. Gdyby miała pieniądze, mogłabym jechać do Niemiec już jutro... Niestety nie mam i przeraża mnie, że z każdym dniem moje szanse maleją! Rak jest bezlitosnym przeciwnikiem... Są chwile, w których jest bardzo ciężko, a ja bardzo się boję.  Moja rodzina składa się z trzech osób. Szymek jest w trzeciej klasie podstawówki, mąż pracuje w sklepie, a ja jestem na rencie. Nasza sytuacja finansowa jest bardzo ciężka: leki, dojazdy do Lublina na badania i leczenie, specjalne żywienie i ciągłe wizyty u różnych specjalistów pochłaniają cały budżet rodzinny... Potrzebuję wsparcia ludzi wielkiego serca, którzy podarują mi nadzieję na lepsze jutro i dadzą szansę na dłuższą obecność w życiu syna. Będę wdzięczna za każdą złotówkę, każde słowo wsparcia, każde udostępnienie. Chcę dożyć momentu, gdy Szymek kończy podstawówkę, dorasta, chcę go wychować i zobaczyć, jakim człowiekiem się staje. Nie chcę umrzeć na oczach mojego dziecka! Proszę, pomóż mi, nie ma chwili do stracenia...

49 643,00 zł ( 13.47% )
Still needed: 318 883,00 zł
Roman Radzik
Roman Radzik , 55 years old

Tragiczne wakacje, z których tata nigdy nie wrócił... Pomóż nam o niego walczyć❗️

Po pracowitym sezonie rodzice postanowili wybrać się na weekend do Budapesztu. Chcieli zasłużenie odpocząć, zwiedzić miasto i oderwać się od codziennych obowiązków. Gdyby tylko mogli przewidzieć co się wydarzy... Gdyby tylko byli w tym samym miejscu, ale kilka sekund wcześniej lub później… Niestety, dziś walczymy o tatę...  Już pierwszego dnia ich wyjazdu, wydarzyła się nasza tragedia. Tata niefortunnie i nagle upadł. Niestety upadł na schody. Uderzył głową o stopień, co spowodowało, że od razu stracił kontakt ze światem.  W konsekwencji doszło do licznych złamań kości potylicznej i piramidy kości skroniowych, krwiaków oraz krwotoku do mózgu, a także uraz odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Po dwóch ciężkich operacjach oraz bardzo słabych rokowaniach i praktycznie zerowych szansach na wybudzenie, tata po trzech tygodniach otworzył oczy! Był to ogromny sukces, jednak tata wciąż nie nawiązywał żadnego kontaktu...  Jego stan poprawił się na tyle, że mogliśmy go przetransportować do Polski, gdzie od razu trafił na oddział intensywnej terapii. Po kilku dniach zaobserwowaliśmy, że tata porusza rękoma, lewą nogą i zareagował na nasze głosy. Widząc jakikolwiek postęp, bardzo się ucieszyliśmy. Pomyśleliśmy, że to znak, że nasze troski za chwilę się skończą. Szybciej jednak wróciliśmy na ziemię. Po konsultacji z neurologiem okazało się, że w mózgu nadal nie ma żadnych zmian i to, co obserwujemy to tylko nieświadome odruchy… Niedługo pobyt w szpitalu dobiegnie końca, wiemy, że tata potrzebuje bardzo długiej specjalistycznej, a zarazem kosztownej rehabilitacji neurologicznej. Musi zacząć ją jak najszybciej. Pierwsze miesiące są kluczowe. Jedynie rehabilitacja daje tacie szansę na powrót do zdrowia i sprawności. Rehabilitacja to również nasza nadzieja na powrót taty… Miesięczny koszt takiej opieki i ćwiczeń to ok. 20 tys. złotych. Niestety ta kwota jest poza naszymi możliwościami, a wiemy, że tylko dzięki niej stan taty może się poprawić. Dlatego bardzo prosimy o wsparcie… Rodzina   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

49 635,00 zł ( 31.1% )
Still needed: 109 940,00 zł
Ada Reszka
Ada Reszka , 2 years old

Moja córeczka ma szansę na sprawną przyszłość! Pomagamy Adzie!

Przez pierwsze miesiące życia Ada rozwijała się prawidłowo. Z mężem cieszyliśmy się naszym trzecim dzieckiem, a pierwszą dziewczynką! Gdy córeczka miała 8 miesięcy, zaczęła siadać. I wtedy zauważyliśmy coś niepokojącego… Ada zaczęła wyraźnie przekrzywiać swój malutki tułów na bok. Niestety, po wykonaniu badań okazało się, że ma wadę w kręgu szyjnym i piersiowym. U córeczki zdiagnozowano kyfoskoliozę kręgosłupa z licznymi wadami budowy kręgów piersiowych. Liczba żeber po lewej stronie wynosi u niej 13, a po prawej 10... Wykryto również zrośnięte wysokie ustawienie prawej łopatki oraz zmniejszone prawe płuco. Dowiedzieliśmy się też, że to wada wrodzona, której nie było widać ani podczas badań prenatalnych, ani w pierwszych miesiącach życia! Baliśmy się tego co nastąpi, jednak wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać! Rozpoczęliśmy walkę o zdrowie i sprawność naszego dziecka! Obecnie Ada ma 17 miesięcy i wymaga domowej rehabilitacji i to aż 4 razy dziennie! Wykonuję z nią ćwiczenia, których uczę się podczas cotygodniowych wizyt u fizjoterapeuty. Córeczka dzielnie znosi ćwiczenia, mimo że są bardzo bolesne... Ada jest też pod stałą opieką ortopedy, neurologa i okulisty, a także wymaga okresowych kontroli w poradni kardiologicznej. Tak często odwiedzamy różnych lekarzy, że moja kochana dziewczynka płacze na widok gabinetu lekarskiego. Wtedy pęka mi serce… Na szczęście, u Ady kyfoskolioza nie wpłynęła na rozwinięcie się innych schorzeń, ale trzeba bacznie monitorować, czy się to nie zmieni.  Na obecną chwilę córka nie kwalifikuje się do skomplikowanej operacji neurochirurgicznej ze względu na duże ryzyko powikłań. Codziennie walczymy o jej lepszą sprawność psychoruchową. Dzięki intensywnej rehabilitacji widać postępy – dwa miesiące temu Ada zaczęła chodzić, a ostatnio nawet biega! Co prawda rozwija się wolniej od rówieśników, ale w normie.  Dlatego nie możemy zaprzestać walki o jej zdrowie i sprawność nawet na chwilę!  Koszty są jednak ogromne, a nam z mężem coraz trudniej jest sobie poradzić. On jako wojskowy często wyjeżdża na wiele tygodni, żeby utrzymać naszą rodzinę. Wtedy dziećmi opiekuję się sama, pomaga mi moja mama. Mimo tych trudności trzymamy się razem! Synowie są w wieku 8 i 10 lat, ale dzielnie wspierają swoją siostrzyczkę! Czasami płaczą, gdy widzą, jak ją boli… Ale są bardzo dzielni! Tak samo jak moja córeczka! Dzięki środkom na dalsze leczenie Ada ma szansę na normalny wygląd i życie jak jej rówieśnicy! Żeby to osiągnąć, potrzebujemy Państwa pomocy! Będziemy wdzięczni za każdą wpłatę! Monika, mama

49 448 zł
Nela Wrońska
10 days left
Nela Wrońska , 3 years old

By życie było piękną przygodą, a nie polem bitwy – pomóż malutkiej Neli!

Pamiętam tę ciszę. Chwila, w której lekarz nerwowo wpatrywał się w monitor USG, zdawała się nie mieć końca. To miały być rutynowe badania, okazały się być jednak początkiem naszego nowego życia. Życia pełnego strachu i niepewności. Będąc w 25 tygodniu ciąży, usłyszałam, że moja córeczka urodzi się poważnie chora.   Niecierpliwe oczekiwania w jednej chwili zmieniły się w paraliżujący strach – przed tym, co będzie z Nelą, czy będzie żyła... Bardzo chciałam móc wreszcie utulić moją córeczkę, wiedziałam jednak, że poza moim brzuchem nie będzie już bezpieczna... Nela urodziła się z rozszczepem kręgosłupa i towarzyszącym mu wodogłowiem. Nie mogłam jej nawet przytulić, od razu zabrano ją na salę operacyjną. Nela przeszła operację zamknięcia rozszczepu kręgosłupa i usunięciu przepukliny. Później, gdy miała 4 miesiące, wszczepiono jej zastawkę komorowo-otrzewnego w celu odbarczenia wodogłowia. Tak bardzo się wtedy bałam! I boję do dzisiaj... Obecnie Nela wymaga stałej opieki wielospecjalistycznej, rehabilitacji, konsultacji u lekarzy. Wszystko to kosztuje... Przeszliśmy już wiele dramatycznych chwil, jednak wciąż jesteśmy dopiero na początku naszej drogi. Drogi, na której końcu mamy nadzieję zobaczyć dobrą przyszłość Neli. Proszę, bądź z nami w tej walce! Mama Neli

49 432,00 zł ( 46.46% )
Still needed: 56 951,00 zł
Miłosz Duliński
Miłosz Duliński , 2 years old

Jedyna nadzieja na zdrowie Miłoszka! Nie pozwól, by zgasła!

U naszego synka zdiagnozowano autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Niezliczona ilość konsultacji ze specjalistami różnych dziedzin, szereg badań, podróże do wielu miast i wiele dziesiątek stron dokumentacji – dzięki nim wreszcie wiemy, z jakim przeciwnikiem przyszło nam walczyć. W dniu otwarcia tej zbiórki mija dokładnie tydzień od podania Miłoszkowi pierwszego wlewu z immunoglobulin. Widzimy wspaniałe efekty. Z nadzieją w sercach prosimy Was o wsparcie, w zapewnieniu synkowi dalszego leczenia! Wszystko zaczęło się, gdy Miłoszek miał około 12 miesięcy i złapał wirus RSV. Gorączka utrzymywała się ponad 2 tygodnie! Synek stał się wycofany, zupełnie straciliśmy z nim kontakt. Przestał mówić, za to pojawiły się napady agresji, lęków, nerwice natręctw, nawracające histerie z płaczem. Nie wiedzieliśmy, co robić! Towarzyszyły nam także nieustanne zapalenie ucha i gardła, co poskutkowało 8-miesięczną antybiotykoterapią. To zupełnie zrujnowało organizm i uniemożliwiło rozwój naszemu dziecku… Najważniejsze jest jednak, że wreszcie wiemy, jak pomóc Miłoszkowi. Synek ma dopiero 2 latka i ogromne szanse, by pokonać chorobę i wieść szczęśliwe życie. Nasze dziecko zaczyna się z nami kontaktować i komunikować, wreszcie jest spokojne, zauważa otaczającą rzeczywistość. Stany zapalne, które przed podaniem lekarstwa nie miały szans, by się zagoić, zostały zwalczone przez wzmocniony organizm. Po zaledwie jednej dawce! Chcielibyśmy, by Miłoszek dokończył leczenie. Niestety, jego całkowity koszt wykracza poza granice naszych możliwości finansowych. Nasz chłopiec ma wrodzone niedobory odporności, a  jego organizm jest wyczerpany i przestał walczyć. Każda infekcja poważnie zagraża jego zdrowiu! Terapia immunoglobulinami jest jedyną szansą, żeby zatrzymać rozwój choroby. Bardzo prosimy o Wasze wsparcie w ratowaniu zdrowia i przyszłości naszego dziecka. Pomóżcie nam walczyć o to, co najcenniejsze… Justyna i Szymon, rodzice

49 394,00 zł ( 18.57% )
Still needed: 216 564,00 zł
Jan Walos
Jan Walos , 11 years old

Jaś potrzebuje wsparcia! Tylko intensywna rehabilitacja da szansę na lepszą przyszłość!

Dzięki wsparciu wielu cudownych darczyńców nasz synek przeszedł już dwie operacje w Paley European Instytute. Niestety, tak trudna i skomplikowana wada, z jaką musi mierzyć się Jasiu, wymaga bardzo kosztownej rehabilitacji oraz zakupu ortez. Dlatego nie mamy wyjścia i musimy raz jeszcze prosić o pomoc. Oto nasza historia: O tym, że ze zdrowiem naszego syna coś jest nie w porządku, dowiedzieliśmy się już po porodzie. Brak kości piszczelowych i powykręcane stópki końsko-szpotawe. Ogromne przerażenie i jeszcze większy strach o przyszłość Jasia. Pierwsze diagnozy były jednoznaczne - trzeba będzie amputować nóżki. Na szczęście znaleźliśmy ratunek w USA u dr. Paley’a, który kilkoma skomplikowanymi operacjami je ocalił. Dzisiaj ten nasz kochany 9-latek potrafi biegać o własnych siłach niczym Forrest Gump. Niestety, pogłębiająca się różnica w długości nóżek, mocno mu dokucza, powodując trudności w chodzeniu.  Okazało się, że wśród 7 miliardów ludzi chodzących po świecie jest tylko jeden człowiek, który potrafi sprawić, że małe dzieci z najbardziej skomplikowanymi wadami nóg też otrzymują szansę, żeby po tym świecie samodzielnie chodzić. I na szczęście nam się udało tego człowieka spotkać. Na naszym czarnym, zachmurzonym dotychczas niebie wreszcie pojawiło się kilka gwiazd. W tym ta najważniejsza - pokazująca właściwy kierunek. W styczniu 2014 roku pierwsza konsultacja u dr. Paley’a i plan leczenia, w którym cel został określony jasno i precyzyjnie - Jasiu będzie mógł chodzić na własnych nogach. Na tych nogach, których już dawno miało nie być… Trzy trudne operacje w ciągu 10 miesięcy. Prawie 1,5 roku pobytu za oceanem, z dala od całej rodziny. Wróciliśmy do Polski, ale Jasiu wciąż nie chodził. Nie mogliśmy zejść z obranej ścieżki, dlatego rzuciliśmy wszystkie ręce na pokład, na intensywną rehabilitację dla syna. Efekty wielogodzinnych ćwiczeń dosłownie “przyszły” po trzech miesiącach. Dla tego kochanego, małego człowieka był to niewielki krok, ale dla nas rodziców - ogromny skok i najlepszy dowód, że warto było walczyć o jego zdrowie. W kwietniu tego roku – kolejna operacja. Lekarze zoperowali jedną nóżkę, na druga założono aparat w celu jej wydłużenia. Za kilka tygodni potrzebne będą ortezy wspierające dalszą terapię. Potrzebna będzie też rehabilitacja i teraz, i po powrocie do domu.  Chciałabym, żeby był jak Forrest Gump, który też od urodzenia borykał się z niesprawnymi nogami. Ten kultowy, grany przez Toma Hanksa, bohater potrafił zamienić swoje słabości w atuty. Jasiu, podobnie jak on, uwielbia biegać, a w przyszłości chciałby zostać strażakiem, żeby gasić pożary i móc ratować ludzi w potrzebie. Na razie wciąż sam jest w potrzebie, a przed nim kolejne godziny spędzone na sali rehabilitacyjnej… Jasiu na każdym kroku udowadnia nam, że niemożliwe nie istnieje. Że wykorzystuje w pełni otrzymaną cudem szansę na niemal normalne dzieciństwo i samodzielną dorosłość. Teraz to jednak nasze, dorosłych zadanie, żeby mu tej szansy brutalnie nie odebrać. Z Waszą pomocą, na pewno nam się uda! Magdalena - mama Jasia ➤ Licytacje dla Jasia 

49 240 zł
Stanisław Skrzypczak
Urgent!
Stanisław Skrzypczak , 69 years old

Zbieramy #bejmydlastasia, by pokonać guza mózgu i ocalić życie❗️

Wszystko runęło w sekundę, jak bomba, która wybucha niespodziewanie... Zamach na nasz świat przeprowadził najgorszy wróg. Nowotwór złośliwy... W lipcu tego roku mój mąż miał tylko trudności z mówieniem. W sierpniu zapadła diagnoza – guz mózgu w zaawansowanym stadium! Glejak IV stopnia. Brzmiało jak wyrok... Jego podstępność charakteryzuje się szybkimi i intensywnymi nawrotami. W obecnej chwili Staszek przechodzi chemioterapię. Niestety nawet po przejściu tego leczenia rokowania są złe... Jedyną szansą dla niego jest zastosowanie innowacyjnej terapii – immunoterapii. Polega na podaniu szczepionki (opracowanej z komórek nowotworowych pacjenta), by pobudzić układ immunologiczny do walki. Stosowana jest z sukcesami nawet w przypadku zaawansowanych nowotworów! Plusami tej metody są mała inwazyjność i niska szkodliwość dla pacjenta, bo zdrowe komórki nie zostają naruszone. Cała terapia odbywa się w Kolonii, w Niemczech w instytucie IOZK. Nie jest refundowana przez nasze NFZ... Cena za życie Staszka to ponad 100 tysięcy euro! Nie mamy takich środków...  Zebraliśmy, ile się dało, pomogli znajomi, rodzina. Leczenie immunoterapią rozpoczęliśmy w grudniu 2022 i co miesiąc jeździmy na tydzień za granicę. Stasiu ma w tym czasie podawane wirusy onkolityczne, przechodzi termoterapię, ozonoterapię, pełne badania krwi, podawane kroplówki. Dopiero gdy zakończy chemioterapię (w kwietniu 2023), będzie mógł mieć podaną szczepionkę. Będzie podawana dwukrotnie, a jedna dawka to w przeliczeniu aż 100 tysięcy złotych... Dlatego chcemy Was prosić o pomoc dla człowieka, który przez wiele lat swojego życia starał się z całych sił pomagać innym. Przez 27 lat był aktywnym wolontariuszem w Przychodni Terapii Uzależnień i Współuzależnienia na ul. Małeckiego w Poznaniu. Przez wszystkie te lata był dla wielu ludzi inspiracją i mentorem. Osoby, którym pomagał, wiedziały, że zawsze mogą do niego zadzwonić. Nie raz dostawał telefon w nocy, czy w trakcie wydarzenia rodzinnego. Wsiadał od razu w samochód i jechał pomóc i wspierać. Na nic się nie oglądał... Od wielu lat hołdował dewizie, aby bezinteresownie pomagać innym. Najlepszym tego przykładem są dowody przyjaźni i wdzięczności oraz pomoc, jaką uzyskuje w trakcie choroby od ogromnej ilości ludzi. Zawsze był przyjazny i bardzo pomocny sąsiadom. Jest przykładem społecznika, który większą część dotychczasowego życia poświęcił pomocy innym ludziom. Prywatnie Staszek spełnia się jako dziadek i jest oparciem dla córek i ich rodzin. Zawsze był wdzięczny za swoją rodzinę i często powtarzał: “najwspanialsze, co mnie w życiu spotkało, to moja żona”... Pęka mi serce, gdy uświadamiam sobie, że ten okropny guz teraz chce mi zabrać męża! Obecnie Stasiu ma duże trudności z mówieniem, jak i rozumieniem mowy. Jednak jest zdeterminowany, by zrobić wszystko, co w jego mocy, by walczyć! Przestrzega diety, przyjmuje leki, robi ćwiczenia logopedyczne, stara się być aktywny. W ciągu tych kilku miesięcy jego życie się bardzo zmieniło, jednak w środku to nadal ten ciepły, pomocny człowiek! Tym trudniejsze to dla nas, gdyż wiemy, że jest świadomy wszystkich zmian, które zachodzą... Ale nie poddamy się. Daliśmy radę z wieloma przeciwnościami, a teraz staniemy do walki z glejakiem! Pomóc możesz na wiele sposobów. Jeśli nie możesz sobie pozwolić na wpłatę, to udostępnij i daj znać innym, że ten wspaniały człowiek potrzebuje pomocy. Bardzo prosimy...  Dziękujemy! Żona Staszka z rodziną ➡️ FACEBOOK: Bejmy dla Stasia *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

49 226,00 zł ( 15.42% )
Still needed: 269 923,00 zł