Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marianna Bernecka
5 days left
Marianna Bernecka , 68 years old

SLA – tylko sprawność fizyczna może przedłużyć życie mojej mamy!

Na stwardnienie zanikowe boczne nie ma lekarstwa. Nie można cofnąć skutków tej podstępnej choroby, ale można ją spowolnić i podarować mojej mamie dodatkowe miesiące, a może nawet i lata życia. Dzisiaj pragnę prosić Was właśnie o to. U mojej mamy zaczęło się niewinnie… Kilka razy upadła, ale tłumaczyłam to sobie jej przemęczeniem. Może po prostu nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że dzieje się coś złego… Przez trzy lata mama jeździła po różnych szpitalach i robiono jej wiele badań. Jednak lekarze byli bezradni. Stan się pogarszał, a mama  zaczęła mieć trudności z chodzeniem i utrzymaniem równowagi! Wtedy już wiedziałam, że przyczyna może być poważna!    W 2022 r. mama trafiła dwa razy do szpitala: w Białymstoku i w Warszawie. W obu placówkach postawiono różne diagnozy, jednak lekarze nie byli ich pewni i zalecali dalszą obserwację. Przed nami stała więc perspektywa stwardnienia bocznego zanikowego lub zespołu sztywności uogólnionej.  Bałam się, bo nie wiedziałam, jak można pomóc mojej mamie. Taka bezsilność i niepewność są po prostu straszne! We wrześniu br. jej stan zdrowia uległ pogorszeniu! Pojawiły się trudności z przełykaniem oraz z mową!  Wtedy nasze wątpliwości zostały całkowicie rozwiane. Lekarze w końcu byli już pewni, że mama ma stwardnienie boczne zanikowe (SLA). Jest to nieuleczalna, śmiertelna i nieprzewidywalna choroba. Wraz z upływem czasu dochodzi do paraliżu ciała i organów odpowiedzialnych za przełykanie i oddychanie. Rokowania w przebiegu tej choroby są bardzo złe, a choroba rozwija się szybko i nie ma na nią leku. Jedyne, co można zrobić, to opóźnić jej postęp.  Najważniejsze jest utrzymanie dobrej sprawności fizycznej, co jest możliwe dzięki specjalistycznej rehabilitacji. Długość życia może się wydłużyć! Pragnę, aby moja mama miała właśnie tę szansę! Postanowiłam założyć zbiórkę, ponieważ rehabilitacja neurologopedyczna, której mama w tej chwili potrzebuje, jest bardzo kosztowna. Nie mam takich możliwości finansowych, aby ją opłacić. Chcę jednak zrobić wszystko, aby moja mama jak najdłużej cieszyła się życiem. Wiem, że sama nie dam rady jej tego zapewnić, dlatego proszę Was o pomoc. Będę bardzo wdzięczna za każdą formę wsparcia. Aneta, córka

25 545,00 zł ( 75.03% )
Still needed: 8 498,00 zł
Milan Balicki
Milan Balicki , 16 months old

Mały wojownik z chorym serduszkiem – Milanek potrzebuje pomocy❗️

Wciąż wraca do mnie ten moment, kiedy przyjechałam na oddział. Milanek zobaczył mnie, wyciągnął rączki w moją stronę... Ale wiedział, że mogę być z nim tylko na chwilę. Leżał podłączony pod aparaturę, płakał i krzyczał, a ja nie mogłam wziąć go na ręce i przytulić… Podczas połówkowego badania prenatalnego było podejrzenie, że nasz synek urodzi się z wadą serduszka. Taka informacja nam drastycznie wywróciła świat. Do porodu chodziłam na badania i kontrole, aż w końcu wykonano dokładną echokardiografię i potwierdzono przerwany łuk aorty typu B i ubytek przegrody międzykomorowej. Milan urodził się 16 maja 2023 roku. Dostał 10 punktów w skali Apgar. W drugiej dobie życia synka przetransportowano do USD w Krakowie na obserwację i kwalifikację do zabiegu kardiochirurgicznego. Ten doszedł do skutku, gdy Milan miał 9 dni. Serduszko synka było operowane, a nasze zamarzały z obaw i strachu. 2 tygodnie spędziliśmy na oddziale intensywnej opieki kardiochirurgicznej i dopiero po tym czasie mogłam być przy synku cały czas. Ale kiedy już miało być dobrze, wystąpiły drgawki spowodowane spadkiem wapnia. Synek znów trafił na intensywną terapię, gdzie spędziliśmy miesiąc. Pomiędzy wizytami kontrolnymi, badaniami i leczeniem Milan miał też drugą, ciężką operację na otwartym serduszku 21 lutego tego roku. Niestety, jego stan się pogorszył… Zaczęło się krwawienie i trzeba było wrócić do rozrusznika serca. Chociaż stan Milanka jest już stabilny, wciąż towarzyszy nam obawa co będzie dalej. Ale nie tylko my się boimy. Starsi synowie ciężko znoszą chorobę swojego braciszka. Też potrzebują opieki, a my wsparcia, ponieważ w tej sytuacji koszty leczenia i życia zaczynają nas przerastać. Każdy gest ma ogromne znaczenie. Paulina i Janusz, rodzice

12 590 zł
Angelika Szyler
Angelika Szyler , 41 years old

Chcę być jak najdłużej sprawną mamą dla mojego syna. Pomóż!

Urodziłam się niepełnosprawna. Od tego dnia minęło już 38 lat. Na świat przyszłam z niechcianym bonusem, przepukliną oponowo-rdzeniową. Jak w sercu każdych rodziców dziecka niepełnosprawnego, tak i w sercach moich początkowo gościł jedynie lęk. Dopiero z czasem jego miejsce zaczęła zastępować nadzieja, że uda mi się przeżyć życie tak, jak będę tego chciała. Od początku poruszałam się na wózku inwalidzkim. Niestety, dorastanie okazało się być dla mnie równią pochyłą. Stopniowo traciłam władzę nad nogami, niedowład postępował, przykurcze się zwiększały. Dzisiaj nie jestem w stanie stanąć samodzielnie ani na chwilę. Kilkanaście lat temu miałam nadzieję, że los się odwrócił. Poznałam mężczyznę, który miał być moją opoką, oparciem, tą brakującą połówką, na którą czeka się całe życie. Radziliśmy sobie, on uczył się życia z moją chorobą, a ja uczyłam się, że nie jestem już sama. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, lęk i radość naprzemiennie mieszały się ze sobą. Mimo obietnic, że będzie ze mną, że wspólnie będziemy wychowywać naszego syna i DAMY RADĘ, zostałam sama. Mój partner nie zdał najważniejszego egzaminu w życiu, oblał egzamin z dorosłości. Dzisiaj mój syn Brajan to nastolatek, w opiece nad nim pomagają mi rodzice, a on pomaga opiekować się mną. Mieszkamy w małej miejscowości, takiej, w której nic się nie dzieje i wszędzie jest daleko. Chcę być aktywna, chcę podjąć pracę, być mamą, córką i pracownikiem. Jednak w mojej miejscowości nie mam możliwości znalezienia zatrudnienia. Wizyty u lekarzy specjalistów, pod których opieką jestem, również wymagają wyjazdów, czasami bardzo odległych. Nauczyliśmy się jednak żyć w tej miejscowości, która jest naszym małym światem. To tutaj wychował się Brajan, to tutaj chodzimy na wspólne spacery. Jednak kiedy nadchodzi jesień, a zaraz za nią zima, wiem, że spacery skończą się wraz z pierwszym silniejszym deszczem. Otaczają nas polne drogi, po których nie jesteśmy w stanie poruszać się zwyczajnym wózkiem. Poruszanie się po polnych drogach jest udręką nawet w ciepłe dni, a co dopiero gdy pojawią się kałuże, błoto. Wspólne spacery to takie nasze 5 minut tylko dla siebie, nasz czas, którego nikomu i za nic nie oddam. Chciałabym uzbierać środki na leczenie, a także cele z tym związane. Żyję ze skromnej renty, koszty leczenia obciążają mój budżet. Korzystam z pomocy rodziców, jednak czasami i to nie starcza… Dlatego proszę,  pomóż mi!   Angelika

8 716 zł
Natalia Poletyło
Natalia Poletyło , 16 years old

Jest już po przeszczepie, choć ma dopiero 15 lat❗️POMOCY 🚨

Nasza Natalka już od paru lat cierpiała ze względu na bardzo duże zmęczenie i osłabienie po wysiłku fizycznym. Często bywała w szpitalach, na wizytach lekarskich, u specjalistów. Męczyła się nawet podczas wchodzenia po schodach… Po przeprowadzonych badaniach okazało się, że córeczka wymaga przeszczepu wątroby… To był dla nas ogromny cios, świat na chwilę się zatrzymał. Zgodziliśmy się i pełni obaw czekaliśmy na telefon, który w końcu zadzwonił… Kolejnego dnia Natalka miała już inną wątrobę.  Na początku niestety nastąpił odrzut, córka brała sterydy, aby uniknąć najgorszego... Potem pojawił się niechciany płyn w opłucnej, którego trzeba było się pozbyć. Natalia przeszła dwa zabiegi z powodu nieszczelnych dróg żółciowych. W szpitalu spędziła łącznie dwa miesiące.  Mimo tego, że przeszczep został przeprowadzony już kilka miesięcy temu, córeczka nadal bardzo się męczy. Nie może chodzić do szkoły, widywać się ze znajomymi, cieszyć się młodością, jak większość jej rówieśników. Bardzo schudła, chodzi przygarbiona. Bierze dużo leków, które obniżają odporność, przez co jest jeszcze słabsza.  Dalsze, niezbędne leczenie, terapie, wizyty u specjalistów i leki są niezwykle kosztowne. Nie jesteśmy w stanie zapewnić Natalce wszystkiego, czego potrzebuje. Bardzo prosimy o pomoc. Wasze wsparcie będzie dla nas ratunkiem.  Rodzice Natalki

6 143 zł
Radek Gnaś-Szybicki
Radek Gnaś-Szybicki , 14 years old

Samotna mama walczy z chorobą nowotworową syna! Pomóż!

Radek to 14-letni chłopiec, który walczy z bardzo złośliwym nowotworem – RME miednicy – IV stopnia. Jego życie jest w niebezpieczeństwie. Potrzebna pomoc!  ------ "Twoje dziecko ma nowotwór" – te słowa trafiły we mnie niczym pociski wystrzelone z pistoletu. Przeżyłam ogromny cios, doświadczyłam bólu, jakiego dotąd nigdy nie znałam i emocji, które ciężko jest udźwignąć... To był najgorszy dzień mojego życia. Przed poznaniem diagnozy wiedliśmy normalne, szczęśliwe życie. Ja i dwójka dzieci – córka i syn. Moje oczka w głowie, dla których zrobiłabym wszystko.  W najgorszych snach nie sądziłam, że lada moment jedno z nich będę musiała wyrywać z objęć śmierci...   Choroba syna spadła na nas niespodziewanie w sierpniu 2020. Najpierw pojawił się ból głowy i ból pleców. Na początku byliśmy przekonani, że wszystkie te dolegliwości są wynikiem zwykłego przemęczenia. Radek zawsze był aktywny i żywiołowy. Uwielbiał sport, był w ciągłym ruchu. Nieustannie spotykał się z kolegami, grał w piłkę i jeździł na rowerze. Jednak kiedy objawy zaczęły się nasilać i dodatkowo pojawił się silny ból brzucha, wiedzieliśmy, że jak najszybciej należy skonsultować je z lekarzem.  Radek przeszedł szereg badań. Niestety, wyniki jednoznacznie wykazały – nieoperacyjny nowotwór złośliwy miednicy z przerzutami do kręgu L3 i zmianę ogniskową w śródmózgowiu.  Załamałam się...  Kiedy usłyszałam diagnozę, nie mogłam w to uwierzyć. Zaczęłam zalewać się łzami. Miałam ochotę krzyczeć z przerażenia i niemocy, ale nie mogłam. Wiedziałam, że muszę być silna dla mojego syna. Przecież ma tylko mnie...  Zebrałam siły i zapewniła go, że zrobię wszystko, by go uratować. Tak zaczęła się nasza walka… Natychmiast rozpoczęliśmy życie na oddziale onkologii dziecięcej. To miejsce, gdzie człowiek uświadamia sobie, jak bardzo niebezpieczny i bezwzględny jest nowotwór... Jednak dzięki dużemu doświadczeniu lekarzy, zaczyna również wierzyć, że jest szansa, aby go pokonać. Niestety, przez to, że guz okazał się nieoperacyjny, Radek musiał przejść intensywną i wyczerpującą chemioterapię. Później został poddany radioterapii i wielu innym zabiegom ratującym życie.  Całe leczenie okazało się bardzo inwazyjne. Syn stracił apetyt, bardzo schudł. Przez podawaną chemię zniknęły włosy. Przez kiepskie samopoczucie – uśmiech. Z podkrążonymi oczami i łysą główką, leżał w wielkim szpitalny łóżku. Kruchy, obolały i bezbronny... Dla mnie – jego matki – to straszliwy widok, który już na zawsze pozostanie w mojej głowie...  Obecnie, od tych dramatycznych chwil dzieli nas kilka miesięcy. Radek wciąż przyjmuje kurację podtrzymującą. Jest pod stałą opieką wielu lekarzy i specjalistów. Do dziś nasza walka jest trudna, bolesna i niestety bardzo kosztowna.  Choroba bardzo wyniszczyła organizm mojego syna, dlatego wciąż konieczne jest dalsze leczenie, rehabilitacja, ale także odpowiednie dieta onkologiczna. Radek codziennie musi spożywać 4 nutridrinki i inne potrzebne suplementy. Dodatkowo raz w tygodniu muszę wynajmować samochód z kierowcą, aby dojechać z synem do szpitala (72 km w jedną stronę, cztery razy w miesiącu)! To ogromne koszty...  Wydatki piętrzą się z każdym dniem, a nasze oszczędności już dawno się wyczerpały... Jest ciężko, bo na placu boju zostałam sama. Jestem samotną mamą, mój synek i córka mają tylko mnie... Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak prosić Was o pomoc... Aleksandra, mama Pomóc możesz również poprzez udział w licytacji na Facebooku: ➡️ Licytacje dla Radka 💚

372 539 zł
Patryk Bondarowicz
Patryk Bondarowicz , 41 years old

Chciałbym w końcu móc cieszyć się sprawnością! TYLKO Z WAMI DAM RADĘ!

Dotychczas prowadziłem szczęśliwe życie. Kochająca żona, dwie piękne i zdrowe córeczki – mogę śmiało powiedzieć, że naprawdę nie miałem na co narzekać. Na co dzień pracowałem fizycznie i uwielbiałem uprawiać sport. Sprawność była ważnym elementem, mojej codzienności, bowiem pozwalała mi utrzymywać rodzinę. Niestety wszystko zburzył okrutny wypadek! Pod koniec 2022 roku, podczas transportu, linki trzymające załadunek zerwały się i całość spadła prosto na moją nogę! W tym całym nieszczęściu miałem jednak niesamowite szczęście. Nie chcę nawet myśleć, co by się wydarzyło, gdyby załadunek poleciał trochę dalej. Mógłbym już nie żyć! Niezwłocznie trafiłem do szpitala, gdzie zostałem poddany dokładnej diagnostyce. Przez wypadek doszło u mnie do zerwania wszystkich więzadeł, pęknięcia łękotki i oderwania części kości piszczelowej! Lekarze ustabilizowali mi nogę i wypisali do domu, gdzie miałem odpoczywać i nabierać sił. Ja jednak czułem, że coś jest nie tak i samo usztywnienie nogi nie rozwiąże problemu...  Udałem się na dodatkową konsultację do ortopedy, aby uzyskać drugą opinię. Dowiedziałem się, że konieczna jest PILNA OPERACJA! Kiedy ją przeszedłem myślałem, że wszystko będzie już dobrze. Uczęszczałem na rehabilitację, jednak sytuacja nadal nie była idealna. Niestety wypadek bardzo negatywnie wpłynął na inną wadę, z którą mierzyłem się już od dłuższego czasu… Uszkodzenie prawej nogi nie było moim pierwszym wypadkiem. Kilka lat wcześniej spadłem ze schodów, zrywając więzadła również w mojej lewej nodze. Przeszedłem wtedy zabieg, jednak nie udało się do końca wyprowadzić wady skrzywienia kolana. Kiedy prawą nogę miałem silną i zdrową, kolano szpotawe nie przeszkadzało mi na co dzień. Niestety, kiedy ona również została osłabiona, nie miałem już na czym opierać korpusu ciała! Obecnie jestem w naprawdę ciężkiej stacji. Mój stan nie pozwala na powrót do wcześniejszych zajęć i podjęcia pracy. Cała rola utrzymania naszej czteroosobowej rodziny spadła na moją żonę. Wszystko dodatkowo komplikuje fakt, że wymagam kolejnych operacji, ponieważ moje nogi bardzo bolą i nie są do końca sprawne! Mam możliwość przejścia zabiegu zaimplementowania specjalnej endoprotezy i wyprostowania mojej lewej nogi. Niestety lekarze nie godzą się na wykonanie operacji, dopóki nie wyleczę do końca prawej nogi, która ostatnio bardzo puchnie. Musi być silna, aby wspierać wykrzywioną kończynę.  Sam nie jestem w stanie pokryć dalszego leczenia i rehabilitacji. Tak bardzo chciałbym być w końcu sprawny, móc biegać z moimi córeczkami i cieszyć się życiem bez bólu! Ledwo starcza nam na utrzymanie, a co dopiero na proces leczenia, który generuje olbrzymie koszty. Proszę, nie bądź obojętny! Tylko z Twoim wsparciem może się to udać! Patryk

583,00 zł ( 1.37% )
Still needed: 41 971,00 zł
Jakub Rozmus
Jakub Rozmus , 14 years old

Guz odbiera mi dziecko❗️Dramatyczna walka mamy Kuby!

O chorobie dowiedzieliśmy się zupełnie przypadkiem. Od tego czasu prowadzimy przerażający wyścig - z czasem, chorobą i wizją zbliżającej się tragedii! Ja już nie proszę, ja błagam o pomoc dla mojego syna!  Nie jestem w stanie opisać tego strachu. Żadna matka nie powinna tego doświadczać, żadne dziecko nie powinno tak cierpieć!  Kiedy usłyszałam, że Jakub słabiej widzi, myślałam, że to efekt zbyt długiego wpatrywania się w ekrany podczas pandemii. Pierwsza wizyta u lekarza, rosnący niepokój, skierowanie do kolejnejnego specjalisty i wiadomość, która sprawiła, że świat się zatrzymał. Dosłownie z ulicy trafiliśmy do szpitala. U Kuby zdiagnozowano ogromnego guza. Nie wiemy, od kiedy Kubuś chodził z bombą tykającą w głowie. Wiem jednak, że zdążyliśmy do szpitala w ostatniej chwili!  Czaszkogardlak - słowa, które zrujnowały nasz świat. Jedno spojrzenie Kubusia i pytanie, które zapamiętam na zawsze “Mamo, czy ja umrę?”. Zalewałam się łzami, miałam ochotę krzyczeć z przerażenia i niemocy, ale nie mogłam. Zebrałam siły i zapewniłam mojego syna, że zrobię wszystko, by go uratować. Tak zaczęła się nasza walka… Za nami dwie operacje. Pierwszą Kuba zniósł nieźle, natomiast z konsekwencjami kolejnej zmagamy się do dziś. Guz nie został usunięty w całości, a to powoduje, że zagrożenie rośnie. Mój syn stracił wzrok w jednym oku, grozi mu całkowita ślepota, jeśli guz nadal będzie uciskał nerwy! Od jakiegoś czasu Kuba sygnalizuje gorsze samopoczucie, a ja umieram ze strachu. Boję się po raz kolejny usłyszeć słowo WZNOWA.  Jeśli potwierdzą się najgorsze scenariusze, będziemy musieli zacząć radioterapię. To jednak zbyt duże obciążenie dla młodego organizmu. Lista skutków ubocznych jest tak długa, że w tym momencie muszę zrobić wszystko, by znaleźć alternatywę dla kolejnej trudnej i bolesnej dla Jakuba drogi. Przed nami bardzo ważne badania, które pomogą znaleźć odpowiedź na pytanie "co dalej?". Już teraz wiem, że leczenie zagraniczne może kosztować setki tysięcy złotych! Leczenie, konsultacje lekarskie i rehabilitacja to dodatkowe koszty, na które muszę być przygotowana.  Kwota, od której może zależeć życie mojego syna, jest zupełnie poza moim zasięgiem. Dlatego właśnie tu i teraz muszę prosić o pomoc! Walczymy o najwyższą stawkę, o ratowanie sprawności i życia mojego syna! Nie mogę dopuścić, by w życiu Jakuba już na zawsze zapanowała ciemność. Jest jeszcze tyle widoków, które chciałabym mu pokazać. Jest jeszcze tyle wydarzeń, które chciałabym razem z nim przeżyć. On jest nastolatkiem - przed nim jeszcze wszystko. Złożyłam obietnicę, której zamierzam dotrzymać. Proszę, pomóż mi…  Nadzieja daje mi siłę do walki. Twoje wsparcie to dla mnie zastrzyk energii i wiary w to, że jeszcze nie wszystko stracone. Proszę, pomóż raz na zawsze zakończyć ten koszmar! 

133 188 zł
Bartosz B.
Bartosz B. , 29 years old

Bartosz cudem przeżył wypadek❗️Potrzebna PILNA pomoc❗️

Mój syn jeszcze dwa miesiące temu był pełnym pasji mężczyzną, dumnym ze swojej pracy. 1 kwietnia jego życie prawie się skończyło… Cudem przeżył wypadek komunikacyjny. Dziś przychodzę prosić Was o wsparcie. Trwa walka o powrót Bartka do normalnego życia, do sprawności! Pomocy! (Z racji na rodzaj wykonywanej pracy, syn nie może pokazywać swojego wizerunku) Była piękna i słoneczna pogoda, wielkanocny poniedziałek. Zjedliśmy śniadanie, po którym Bartek wyjechał z domu, chciał odwiedzić kilka miejsc w rodzinnych stronach. Kwadrans przed południem doszło do wypadku, który zmienił wszystko… Dowiedziałam się o nim z Facebooka, strona ratownictwa powiatowego wskazała miejsce, w którym doszło do tragedii. Wtedy poczułam okropne ukłucie, wiedziałam, że Bartek miał tamtędy przejeżdżać. Modliłam się, żeby to nie był on… Gdy przyjechaliśmy z mężem na miejsce, nieprzytomnego Bartka zabierał już śmigłowiec! Pogotowie wezwała przypadkowa osoba. Do dzisiaj nie wiemy, co się stało, jaka była przyczyna wypadku… W tamtym momencie liczyło się jednak tylko, co będzie z Bartkiem, czy uda mu się to przetrwać. Byłam przerażona… Mój syn spędził aż trzy tygodnie na oddziale intensywnej terapii, był w śpiączce... Cały czas jego stan był określany jako bardzo ciężki, można powiedzieć, że Bartek przetrwał to wszystko wbrew medycynie! Wiem, że to dzięki jego silnej woli! Dziś jest już przytomny. Wróciła mu świadomość. Za nim skomplikowana operacja kręgosłupa, dwóch nóg i ręki, przeszedł zabieg tracheotomii, obecnie może już mówić (ma założoną rurkę foniczną). Do momentu zakończenia leczenia, będzie przebywał na oddziale ortopedii. Nie wiem, co będzie dalej, na razie trudno wyrokować. Ucisk na rdzeń był bardzo silny, dlatego istnieje niebezpieczeństwo, że Bartek nie będzie mógł chodzić… My z mężem wierzymy jednak, że uda mu się przezwyciężyć wszystkie przeciwności. Syn rusza palcami, więc nie wszystko jest stracone!  Potrzebna jest Wasza pomoc, żeby Bartosz mógł znowu stanąć na nogi! Ośrodek rehabilitacyjny, do którego syn będzie mógł trafić po wyjściu ze szpitala, to dla niego jedyna szansa na powrót do normalnego życia. Koszty są jednak ogromne… 2 tygodnie pobytu to aż 10 tysięcy złotych! A tych tygodni będzie z pewnością sporo… Jestem dumna z mojego syna. Jest bardzo zaangażowany w swoją pracę, a ona wymaga od niego nieustającego doskonalenia swoich umiejętności i utrzymywania dobrej formy fizycznej. W wolnym czasie ćwiczy i uczęszcza na zajęcia Krav Magi. By lepiej rozumieć swoją pracę, podjął studia na kierunku Bezpieczeństwo Wewnętrzne. Zjeździł Polskę wzdłuż i wszerz, ponieważ kocha odkrywać piękno swojego kraju. Przez tyle lat, nigdy nie przydarzył mu się wypadek, aż do teraz, aż do tej okropnej tragedii… Zbiórka ma celu zebranie funduszy na niezbędną rehabilitację, która pomoże Bartkowi odzyskać część utraconej sprawności i jakość życia. Wierzę, że z Waszą pomocą jesteśmy w stanie przywrócić Bartkowi jego zdrowie i pomóc w realizacji marzeń. Proszę, pomóżcie nam, jak możecie. Liczy się każda wpłata, każde udostępnienie! Mama Jolanta

94 547,00 zł ( 44.43% )
Still needed: 118 219,00 zł
Henio Latawiec
Henio Latawiec , 11 months old

Prosimy o pomoc, by Henio mógł żyć...

Henio przyszedł na świat 29 września tego roku, tym samym zrobił mamie najpiękniejszy prezent urodzinowy. Długo wyczekiwaliśmy naszego wymarzonego synka. Ale radość po urodzinach nie trwała długo. Już w pierwszych godzinach życia Henio został przewieziony do  szpitala w innym mieście, gdzie zaczęła się walka o jego życie. Niestety, u Henia wstępnie zdiagnozowano wrodzone wady rozwojowe mózgu, niewydolność oddechową, bezdech, wrodzone obniżone napięcie mięśniowe i niedokrwistość o niejasnej etiologii. A dopiero co przyszedł na świat… Pod koniec października stan synka pogorszyły infekcje szpitalne, przez co jego organizm skumulował duże ilości CO2 – nawet do 100%! Jego oddech był na tyle płytki, że przez 4 tygodnie musiał być wspierany respiratorem z kilkoma próbami reintubacji. Niestety, kończyły się niepowodzeniem.  Lekarze skierowali nas na tracheostomię, ale dano Henryczkowi jeszcze jedną szansę. W końcu się nie poddawał i dalej walczył. I dzięki codziennej rehabilitacji oddechowej udało się utrzymać jego wydolność oddechową na tyle, by po wyleczeniu większości infekcji wrócił na własny oddech. Obecnie czekamy na decyzję w sprawie PEGa. Henio jest karmiony przez sondę, ponieważ od początku jego odruch ssania jest niewielki. Przy próbach karmienia z butelki bardzo się krztusi, przestał przybierać na wadze, bo toleruje tylko małe ilości mleka. By utrzymać naszego Henia przy życiu, niezbędne jest wsparcie oddechu. Od 2 tygodni na całe szczęście nie wymaga respiratora, ale infekcje, stan zapalny, niewielkie bezdechy i nieprzyswajanie posiłków nie pozwalają nam zabrać go do domu. Lekarze nawet nie podejmują tego tematu. Jego pobyt w szpitalu cały czas się wydłuża przez ciągle diagnozowanie i stabilizowanie jego organizmu. A w domu czeka na Henia jego 6-letnia siostra, która nie może się doczekać, by go w końcu poznać i przytulić. Nigdy nie myśleliśmy, że życie zmusi nas, aby zwracać się o pomoc, jednak zrobimy wszystko, aby walczyć o zdrowie naszego synka. Wiemy, że fizycznie i psychicznie podołamy. Jedyną przeszkodą są dla nas kwestie finansowe. Bardzo prosimy o pomoc w zbiórce na późniejszą rehabilitację, wizyty u różnych specjalistów i niezbędny sprzęt do wsparcia oddechu, dzięki któremu nasz Henio będzie mógł żyć. Rodzice ➡️ Facebook – Razem walczmy o lepsze życie dla Henia

85 271,00 zł ( 80.15% )
Still needed: 21 112,00 zł