Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Ada Wojciechowska
Ada Wojciechowska , 23 years old

Mama i brat Ady nie żyją! Dziewczyna została sama w walce o zdrowie i godne życie! Ratunku!

Historia Ady i Patryka wstrząsa – oboje są bardzo poważnie chorzy i oboje okrutnie pokrzywdzeni przez los. W maju bieżącego roku zmarła ich mama – zostali zupełnie sami, w rozpadającym się domu, z ciężkimi chorobami, które niszczą ich życia. Jako sąsiedzi codziennie widzimy ich dramat, dlatego chcemy zrobić wszystko, co możliwe, aby im pomóc – aby uczynić ich życie choć odrobinę łatwiejszym... Dystrofia mięśniowa Duchenne'a i zespół Marfana – u Patryka to wyrok, który oznacza postępujący, nieodwracalny zanik mięśni. Chłopak ma do tego wadę serca, wadę wzroku, wadę układu kostnego, problemy z mową.  Z racji tego, że choroba jest genetyczna, zalecono przeprowadzenie badań również u Ady.  Zdiagnozowano „tylko” zespół Marfana, co oznacza, że Ada ma wadę wzroku, również wrodzoną wadę serca oraz padaczkę z napadami przesennymi. Niestety – choroby to tylko jeden z problemów. Ich sytuacja jest tragiczna na każdej płaszczyźnie.  18 maja bieżącego roku zmarła ich mama – pani. Ojciec od 2 lat jest w areszcie, nie interesuje się ich losem. Ada i Patryk zostali więc sami. Bez rodziny, bez pomocy. Ciężko chorzy, wymagający opieki, rehabilitacji i pomocy w codziennym życiu. Obecnie mieszkają w walącym się domu na wsi, nad którym ciąży kredyt. Za chwilę zapuka komornik i znajdą się na ulicy. Są załamani... Ada ma obecnie 19 lat, Patryk – 18. Chcielibyśmy znaleźć dla nich spokojny kąt – mieszkanie, w którym zaczęliby życie od nowa. Potrzeba również psychologa, prawnika (ze względu na skomplikowaną sytuację prawną) i środków do życia. Ada i Patryk poważnie chorują – potrzeba na leki i rehabilitację i codzienne życie. Mają ogrom potrzeb, a skromna renta to tylko kropla w morzu... Za chwilę trzeba zakupić węgiel na zimę, wprawić szyby w drewnianych, zmurszałych oknach. Chcielibyśmy wysłać Adę i Patryka do jakiegoś ośrodka na turnus rehabilitacyjny, żeby się oderwali od tego środowiska, trochę odetchnęli i przy okazji skorzystali z zabiegów rehabilitacyjnych, ale jest to kolejny spory wydatek... Nie wiemy, czy któryś dorosły i zdrowy człowiek poradziłby sobie z takimi problemami… A co dopiero dwójka chorych nastolatków. Wszyscy dookoła angażujemy się w pomoc, ale to nie wystarcza. Potrzeba całej armii ludzi o wielkich sercach, by zapewnić wsparcie adekwatne do potrzeb. Prosimy, pomóż, nie zostawiaj ich samych w taj tragedii... Sąsiedzi i przyjaciele Ady i Patryka

11 695 zł
Jerzy Bruzda
Jerzy Bruzda , 61 years old

Nie poddamy się w walce o nowe życie.. Rodzina walczy o powrót Jerzego!

Całe życie w ruchu, właściwie nigdy się nie zatrzymywał. Czasem żartowaliśmy, że nie sposób sprawić, by Jerzy stał w miejscu. A teraz patrzę na niego, jak leży, a wszelki ruch jest poza nim. Odbywa się wszędzie dookoła, ale nie tam, gdzie potrzeba najbardziej. Dla niego każdy samodzielny obrót jest niczym wspinaczka na najwyższy szczyt,  Kochał muzykę, pielęgnację roślin, a rodzinę zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Lubił pomagać, zawsze był gotowy nieść wsparcie innym. Choć sam miał niewiele, wiedział doskonale jak ważne jest to, by otrzymanym dobrem dzielić się z innymi. Znali go właściwie wszyscy. A dla nas był opoką i niesamowitym wsparciem dla całej rodziny. Wciąż przeraża mnie to, że o moim mężu mówię w czasie przeszłym. Niestety, wydarzenia, które miały miejsce w ostatnich tygodniach były dla nas bolesnym doświadczeniem. Na tyle bolesnym, że wciąż próbujemy wyjść z szoku, poukładać sobie rzeczywistość. To przerażające. W jednej chwili stał i ze mną rozmawiał w ogrodzie, kilka minut później, jego serce się zatrzymało. Zawał. Dramatyczne poszukiwanie pomocy, wołanie o ratunek. Minuta, która zdaje się trwać całe godziny. Gonitwa myśli i jedna, najważniejsza “to nie czas, by umierać!”.  Pomoc nadeszła, ale skutki są opłakane. Jerzy od kilku tygodni jest w śpiączce. Czasem zdarza mu się reagować na mój głos, czasem widzę pojedyncze odruchy, ale lekarze są bardzo ostrożni w przewidywaniach. Mówią, że to jeszcze za wcześnie na prognozowanie przyszłości.  Jeśli teraz nie mamy szans na przyszłość, musimy skupić się na tu i teraz, a obecnie dla Jerzego jedynym ratunkiem jest intensywna rehabilitacja. Czekaliśmy na pierwszy sygnał i zgodę wydaną przez lekarzy - teraz mamy pewność, pierwsze zajęcia mogą się już odbywać. Im szybciej zaczniemy, tym większe szanse na to, że Jerzy za jakiś czas wróci do nas choć częściowo…  Przez pandemię ani ja, ani rodzina nie możemy widywać go tak często jakbyśmy chcieli. Zdaję sobie sprawę, że regularny kontakt z bliskimi ma ogromny wpływ na proces zdrowienia, ale na razie musimy zadowolić się zezwoleniami na krótkie wizyty i widzenia, podczas których nadrabiamy każdą minutę… Na Jerzego czeka dom. Czekam ja i cała rodzina. Szczególnie wnuczek, który pytanie “kiedy wróci dziadziuś” zadaje niekiedy sto razy dziennie. W takich sytuacjach czasem odwracam wzrok, by nikt nie widział moich łez…  Musimy być dla niego silni, zapewnić wszystko, co niezbędne do powrotu, ale rehabilitacja na NFZ to za mało, by wykonać zdecydowane postępy. Musimy ją uzupełniać i dbać o regularny rozwój Jerzego na każdej płaszczyźnie. Niestety, uderzamy głową w mur, bo koszty rehabilitacji pod okiem specjalistów są ogromne. Sami nie damy rady! Proszę, pomóż mi obudzić Jerzego. On musi do nas wrócić!  Od kilku tygodni żyję w rozdarciu. Gdzieś obok mnie toczy się życie. Dla świata nic się nie zmieniło. A mój stanął w miejscu i rozbił się na małe kawałki. Wierzę, że to tylko chwilowe. Wierzę, że dobro, które Jerzy podarował światu wróci i da mu szansę na całkiem nowy początek. 

19 774,00 zł ( 22.04% )
Still needed: 69 907,00 zł
Agata Marczak
Agata Marczak , 19 years old

Matczyna miłość to za mało! Błagam, pomóż zawalczyć o przyszłość Agaty!

Moja córeczka nie wie, co to znaczy normalne dzieciństwo. Nigdy nie miała możliwości swobodnie bawić się z rówieśnikami, prowadzić długich rozmów z koleżankami. Nie wie co to sprawne i swobodne życie. Choroba odebrała jej najpiękniejsze lata życia… Teraz marzę o jednym – by moja prawie dorosła córka, mogła uśmiechać się i cieszyć z każdej drobnej rzeczy. By na jej twarzy nie pojawiały się łzy spowodowane bólem bezwładnego ciała.  Agatka na skutek niedotlenienia w trakcie porodu ma dziecięce porażenie mózgowe. Od samego początku wiedziałam, że muszę walczyć o sprawność mojego dziecka, że muszę dać jej znacznie więcej niż bezgraniczną miłość matki. Teraz gdy ma już 16 lat, zaczynam się bać, co będzie gdy ja stracę siły na opiekę i wsparcie… Dlatego muszę zrobić wszystko, by wesprzeć ją psychicznie, ale też zadbać o sferę fizyczną, która znacznie ułatwi codzienność.  Od trzech lat borykamy się nie tylko z MPD. W lipcu 2018 roku Agatka bardzo skarżyła się na ból zwichniętego biodra. Po wizycie u lekarza okazało się, że konieczna jest operacja –  operacja, która nie przyniosła oczekiwanych rezultatów... Jeszcze przed nią z moją pomocą stawała na nóżki, a nawet szła parę kroków. Uwielbiała bawić się i siadać przy drabince. Niestety, po tej operacji Agatka jest dzieckiem leżącym, co bardzo utrudnia każdy dzień.   Szukamy pomocy wszędzie, czekamy na termin kolejne operacji, która pomoże zapomnieć o skutkach poprzedniej. Jednak to właśnie w tym momencie najważniejsze są konsultacje z lekarzami i ciężka rehabilitacja, która każdego dnia generuje ogromne kwoty. Kwoty, które powoli stają się nie do zdobycia.  Jeśli przestaniemy walczyć, wszystko to co ciężko wypracowałyśmy przez lata, po prostu zniknie, a Agata już nigdy nie będzie miała możliwości, choć przez chwilę poczuć się jak zdrowa dziewczynka. Dlatego proszę Was, błagam – nie bądźcie obojętni i wesprzyjcie mnie w tej trudnej drodze do lepszego życia mojej córki!  Bogumiła - mama Agatki

4 499 zł
Maksymilian Ciemięga
Maksymilian Ciemięga , 10 years old

Przed Maksem długa i wyboista droga do sprawności... Proszę, pomóż!

Historia Maksia rozpoczęła się 17.08.2014 r. To właśnie wtedy mój synek przyszedł na świat. Wspomnieniom z tego dnia towarzyszą liczne emocje, które odczuwałam jeszcze przez wiele miesięcy... Strach, rozpacz i przede wszystkim obawa o życie mojego dziecka. Wszystko dlatego, że Maksymilian urodził się w 24 tygodniu. Był maleńki. Ważył zaledwie 730 g. i choć lekarze nie dawali mu żadnych szans, Maks pokazał wszystkim, że ma ogromną chęć życia!  Kiedy Maksiu się urodził, jego serduszko nie biło. Resuscytacja trwała 30 minut. Trzykrotne podanie adrenaliny i… Udało się! Synowi przywrócono akcję serca! Natychmiast podpięto go do respiratora i w stanie ciężkim przewieziono do szpitala w Katowicach. Na tamtejszym OIOMie spędził 4 miesiące. W kolejnych tygodniach jego stan raz się poprawiał, raz znów stawał się bardzo ciężki. Wtedy marzyłam tylko o  tym, by móc nareszcie wrócić ze synkiem do domu. Moje małe marzenie spełniło się. Mimo że Maks urodził się w sierpniu, dopiero z początkiem stycznia pierwszy raz odwiedził swój dom.  W domu radość i emocje związane z powrotem nie miały końca. Kiedy jednak zaczęłam czytać wypis syna, łzy napływały mi do oczu z każdą przeczytaną diagnozą. W rozpoznaniu klinicznym czytałam, z czym musi zmagać się tak maleńki człowiek. Mózgowe Porażenie Dziecięce, padaczka lekooporna, ciężka zamartwica, niewydolność oddechowa, krążenia, niewydolność nerek i wiele, wiele innych zaburzeń.  Maksymilian dorastał, ale nigdy nie powiedział żadnego słowa. Niedowidzi, poznając najbliższych jedynie po głosie. Każdy nasz dzień to walka z bólem, z ograniczeniami. Syn uczęszcza do ośrodka dla dzieci niepełnosprawnych ruchowo i umysłowo. Od września natomiast, zacznie naukę w szkole specjalnej. Jestem szczęśliwa, że w dalszym ciągu będzie chodził na terapie ruchowe, wzrokowe, zajęcia rehabilitacyjne. Ćwiczenia pod okiem fizjoterapeutów, zajęcia SI, sprzęty rehabilitacyjne, specjalne preparaty wzmacniające - wszystko to, generuje bardzo duże koszty, które z roku na rok stają się jeszcze większe.  Życie Maksia to nieustanne wizyty u różnych specjalistów, niekończące się konsultacje i badania. Niestety, syn nie potrafi samodzielnie siedzieć, ma problemy z przełykaniem. Uczył się pić z butelki, a także przyjmować pokarmy z łyżeczki. Na tym etapie się zatrzymał... Je kaszki, zupki - wszystko w formie płynów. Mimo wielu przeciwności losu Maksiu codziennie walczy o lepsze jutro. Przed nami jeszcze długa i wyboista droga do sprawności, której nie zdołamy przejść sami, dlatego zwracamy się z ogromną prośbą o wsparcie dla synka. Bardzo chcielibyśmy móc zapewnić mu kolejne miesiące rehabilitacji.  Kochająca Mama, Kasia

13 729 zł
Tatiana Mykytyn
Tatiana Mykytyn , 23 years old

Wypadek zabrał mi samodzielność! Pomóż mi ją odzyskać!

Gdy dwa lata temu zdecydowałam się na przyjazd do Polski, czułam, że świat stoi przede mną otworem. Zawsze byłam ambitna i pełna energii. Nigdy nie bałam się wyzwań, a takim niewątpliwie była przeprowadzka do obcego kraju, w którym jednak szybko poczułam się jak w domu. Ciężko pracowałam, aby poprawić sytuację finansową - moją i mojej rodziny. Nowy pracodawca zaufał mi oraz docenił moje zaangażowanie i znajomość języka polskiego. To była moja szansa na nowe, lepsze życie. Wszystko, co starałam się z mozołem budować, rozsypało się jak domek z kart tego pamiętnego, sierpniowego dnia. Udałam się wówczas na przejażdżkę motocyklową z przyjacielem. Jechałam jako pasażer. Takich przejażdżek było wcześniej wiele i zawsze były bezpieczne. Tym razem było jednak inaczej. Pomimo szoku zapamiętałam wiele szczegółów wypadku. Najpierw samochód, który wymusił pierwszeństwo i rozpaczliwa próba hamowania. Potworna siła uderzenia, która zrzuciła mnie na ziemię. Niewyraźna twarz osoby, która udzielała mi pierwszej pomocy, tamując krew. Wszystko działo się bardzo szybko. Nie wierzyłam, że to może być prawda. Kierowca motocykla zginął na miejscu – tę gorzką prawdę poznałam zaraz po przebudzeniu w szpitalnym łóżku. Kolejnym ciosem była świadomość, że ceną uratowania mojego życia była utrata prawej nogi. W jednej chwili mój świat się zawalił. Byłam sama w obcym kraju, bez kontaktu z bliskimi, bez nadziei i całkowicie niesamodzielna. W tych trudnych chwilach wspominałam moje dawne życie, gdy jako nastolatka uwielbiałam grać w piłkę i tańczyć. Kiedyś było to dla mnie normalne, a teraz stało się całkowicie niemożliwe.  Nadzieja na powrót do normalnego życia pojawiła się po konsultacji, w wyniku której zostałam zakwalifikowana do protezowania i rehabilitacji. Jedyną przeszkodą jest koszt leczenia, bo motywacji mi nie brakuje. Codziennie marzę o chwili, gdy w końcu przystąpię do ćwiczeń z fizjoterapeutą i gdy postawię pierwsze kroki dzięki nowej protezie. Moje życie się zawaliło, ale wiem, że nie mogę się poddać. Wypadek i wszystkie jego konsekwencje były dla mnie ogromnym ciosem, ale pomimo tego co się stało, muszę wierzyć, że wszystko, co najlepsze jest jeszcze przede mną. Wiem, że nigdy nie wrócę do pełnej sprawności, ale dzięki rehabilitacji i protezie będę mogła odzyskać swoją samodzielność. Nigdy nie bałam się wyzwań, więc i teraz nie dam się zatrzymać niepełnosprawności. Proszę Was o pomoc w odzyskaniu mojego życia! Z Waszą pomocą moje marzenia się spełnią! Tatiana

40 626,00 zł ( 21.83% )
Still needed: 145 470,00 zł
Emilia Favarin
Emilia Favarin , 9 years old

Emilkę potrącił samochód! Potrzebna Twoja pomoc!

Rozpędzony samochód potrącił moją małą siostrzyczkę! Ten obraz wciąż i wciąż przewija się w mojej głowie... Przyjechałem niedługo później. Widziałem ją chwilę po wypadku... Podbiegłem do Emilki pierwszy, przypadkowy przechodzień zaczął reanimację. Kilka osób dzwoniło po karetkę, ja po śmigłowiec. Emilka umierała… Nasza mama akurat wracała z zakupów. Była świadkiem dramatu, który się toczył. Nasze serca pękły… Tamtego dnia, 4 czerwca 2020 roku, mogłem stracić moją pięcioletnią siostrę przez roztargnienie kobiety, która siedziała za kierownicą auta... Na szczęście ratownicy przybyli błyskawicznie. Udało im się przywrócić czynności życiowe. Akcja reanimacyjna trwała prawie dwie godziny. Dwie najdłuższe godziny naszego życia… Potem zabrali Emilkę do śmigłowca, do szpitala w Rzeszowie. By czwartek. Lekarze nie dawali nawet cienia nadziei. Mała miała mnóstwo krwiaków w mózgu, była cała połamana i poobijana. Mieliśmy pogodzić się z tym, że moja mała siostra umrze… Przez pandemię nie mogliśmy nawet iść do małej. Mama została wpuszczona tylko na chwilkę. Mogliśmy tylko czekać, a każda minuta ciągnęła się w nieskończoność. Każdy dźwięk telefonu powodował paraliż - a co, jeśli dzwonią z najgorszą informacją? W poniedziałek powiedzieli nam, że Emilka będzie żyła. Po 4 najgorszych dniach dostaliśmy nadzieję! Dzięki profesjonalizmowi lekarzy i ratowników Emilka przeżyła i dziś walczy o to, by stanąć na nogi, biegać, mówić, bawić się wraz z innymi dziećmi. Wiemy, że ma na to dużą szansę! Terapeuci są dobrej myśli. Dzięki intensywnej rehabilitacji moja siostra może być w pełni sprawna - tak jak przed tragedią... Przed wypadkiem Emilka miała marzenia. Była wszechstronnie utalentowana: chciała tańczyć, śpiewać, bardzo szybko się uczyła nowych rzeczy. Zawsze chciała dowiedzieć się jak najwięcej, wszystkiego się nauczyć, każdemu pomóc. Uwielbiała - tak jak wszystkie dzieci - bawić się, skakać na trampolinie w ogrodzie. Miała swój wymarzony domek do zabawy… Teraz to wszystko stoi puste, czekając, aż Emilka znów przyjdzie i swoim śmiechem i pytaniami wypełni przestrzeń. Jej ukochany piesek Charlie bardzo tęskni, my wszyscy tęsknimy… Proszę, w imieniu całej naszej rodziny, pomóż Emilce wrócić do zdrowia!   ➡️ Licytacje dla Emilki 

69 624,00 zł ( 24.48% )
Still needed: 214 738,00 zł
Mateusz Warakomski
Mateusz Warakomski , 32 years old

Dusza sportowca nie pozwala mi się poddać. Walczę o nową protezę!

Przez 26 lat myślałem, że mam wpływ na to jak wygląda moje życie. Tańczyłem, grałem w piłkę, miałem mnóstwo planów i sądziłem, że mam mnóstwo czasu na ich realizację. Wtedy nadszedł czerwiec 2017… Uległem wypadkowi w pracy, w wyniku którego straciłem nie tylko nogę, ale też wiarę w to, że nadejdzie lepsze jutro… Jak bardzo możesz zaplanować swoje życie? Przekonałem się na własnej skórze, że jest ono bardzo ulotne i w jednej chwili może zmienić się nie do poznania.  Podczas pracy w firmie zajmującej się konstrukcjami stalowymi, zostałem uderzony wózkiem do przewożenia materiałów. Doszło do natychmiastowej amputacji nogi powyżej kostki. Nie czułem bólu, jednak gdy zobaczyłem leżący przede mną fragment mojej nogi… Wpadłem w panikę. Wszystko działo się bardzo szybko. Czas ten pamiętam jak przez mgłę.  Przez pierwsze tygodnie byłem załamany. Nie potrafiłem wyobrazić sobie życia bez nogi. Przecież zawsze byłem sprawnym i aktywnym człowiekiem… A teraz? Teraz bałem się wyjścia ze szpitala i zderzenia z rzeczywistością. Przerażała mnie każda najmniejsza rzecz i oceniający wzrok ludzi. Nie wiedziałem jak mam sobie poradzić. Bardzo motywował mnie brat, któremu jestem wdzięczny za każde dobre słowo i pomocną dłoń. Niemal siłą zmuszał mnie do aktywności i kibicował moim postępom, nawet tym najmniejszym.  Czułem, że muszę zawalczyć o siebie. Za namową żony poszedłem na studia. Mechanika i budowa maszyn. Dla mnie to ważny sprawdzian zmierzenia się z niepełnosprawnością. Na zajęcia pojechałem samodzielnie, autobusem, o kulach. Taki powrót do normalnego życia sprawił, że wszystko zaczęło się układać.  Kolega namówił mnie do spróbowania swoich sił w drużynie Amp futbolu. Na początku byłem nastawiony dość sceptycznie, jednak zdecydowałem się spróbować. I to była jedna z najlepszych decyzji jakie podjąłem. Od 3 lat cały czas intensywnie biorę udział w treningach i meczach. Daje mi to niezwykłą radość i spełnienie. Jest odskocznią od codzienności, która w chwilach kryzysu potrafi przybić.  Dziś jest mi trudno wyobrazić sobie życie bez ruchu, bez sportu. Bardzo chciałbym zakupić profesjonalną protezę sportową nogi, dzięki której mógłbym robić to, co kocham. Niestety renta, z której na co dzień się utrzymuję, jest za niska, by pokryć jej koszty. Dlatego proszę Was o wsparcie! Chciałbym móc cieszyć się pełnią życia! Proszę, pomóż mi! Mateusz

9 974,00 zł ( 27.38% )
Still needed: 26 441,00 zł
Konrad Berowski
Konrad Berowski , 22 years old

Gdy wypadek odbiera młodość i niszczy życie

Trudno pogodzić się z utratą sprawności, jeszcze trudniej zrobić to, gdy nie było się sprawcą wypadku, który ją zabrał... Konrad ma tylko 19 lat. Powinien mieć przed sobą całe życie. Niestety, jedna chwila sprawiła, że wszystko się zmieniło, a ten młody chłopak musiał walczyć o to, by przeżyć. To miał być zwyczajny początek dnia. Nic nie zapowiadało tragedii. Konrad wraz z bratem i kolegami wracali z pracy, gdy auto wpadło w poślizg, spowodowany zbyt dużą prędkością. Uderzyło bokiem w słup trakcji kolejowej. To właśnie Konrad siedział z tej strony. W tragicznym stanie trafił do szpitala, gdzie przeszedł szereg skomplikowanych operacji, a jego życie było zagrożone. Miał pękniętą czaszkę, szczękę, kości oczodołowe, policzkowe, kość żuchwową, a także uszkodzone płuca, zapadniętą klatkę piersiową i liczne krwiaki. Dziś stan Konrada jest niezwykle ciężki, ale stabilny. Doszło do rozległych urazów wielonarządowych. Jego rodzina i znajomi nadal nie wierzą w to, co się stało – pamiętają Konrada jako pełnego życia, zawsze chętnego do pomocy, energicznego człowieka. Chcieliby, żeby to był tylko zły sen, koszmar, z którego się obudzą, ale niestety – tak wygląda ich nowa rzeczywistość. Lekarze nie wiedzą, jakich efektów można się spodziewać. Póki co, Konrad musi nauczyć się korzystać z wózka inwalidzkiego i walczyć o utraconą sprawność fizyczną. To ogromne wyzwanie, jednak jest nadzieja – trzymiesięczny, intensywny turnus rehabilitacyjny w specjalistycznym ośrodku to szansa na to, by naprawić to, co zniszczył tragiczny wypadek. Podobno wiara czyni cuda, dlatego w nic tak bardzo nie wierzymy, jak w powrót Konrada do sprawności. Długa i kosztowna rehabilitacja to jedyne, co może sprawić, że Konrad wróci do zdrowia i samodzielnego życia. Prosimy o pomoc!

8 387,00 zł ( 9.87% )
Still needed: 76 507,00 zł
Julia Stefaniak
Julia Stefaniak , 13 years old

By nie stracić wiary w to, że nadejdzie lepsza przyszłość

Dziewięć naznaczonych cierpieniem lat... To ponad trzy tysiące dni, a każdy z nich jest nierówną walką z chorobą. Z przeciwnikiem okrutnym, zabierającym marzenia, siły i przyszłość. Dzieciństwo mojej córki nigdy nie było beztroskie, a moje serce pęka, kiedy myślę o tym, ile nieszczęść spotkało kogoś, kogo kocham najbardziej – moje dziecko. Julka zmaga się z artrogrypozą, wrodzoną sztywnością stawów. Ma założoną rurkę tracheostomijną, oddychanie umożliwia jej respirator, jedzenie – PEG. Choroba zaatakowała niemal całe ciało Julci – ręce, nogi, spowodowała zapadnięcie klatki piersiowej, deformacje kręgosłupa. To rozległe uszkodzenia, które zadają mojej córce ból i skazują ją na niepełnosprawność. Jakby krzywdy było mało, Julka przeszła rozległy udar, który zniszczył wszystko, na co przez lata pracowaliśmy... Jej dominująca i bardziej sprawna prawa ręka, całkowicie odmówiła posłuszeństwa. Pozostała tylko lewa rączka, od zawsze słabsza, którą tak ciężko było się Julce posługiwać... Córeczka nie chodzi, z trudem siedzi bez podparcia. Swoje dni spędza w pozycji leżącej. Tak się bawi, uczy, poznaje cały świat. W zeszłym roku przeszła operację kręgosłupa, polegającą na wszczepieniu prętów magnetycznych, która niestety się nie powiodła. Julka jest chętna do nauki, do poznawania świata. Lubi spacery i podróże w nieznane, jednak nie jest w stanie zbyt długo przebywać w jednej pozycji ani skupić uwagi na jednej rzeczy. Niestety, córka jest już na tyle duża, że dostrzega i bardzo przeżywa to, że różni się od innych dzieci. Coraz bardziej denerwuje ją to, że nie może wstać, wziąć czegoś w ręce, robić tego, na co ma chęć. Widzę, że chciałaby żyć normalnie, biegać i bawić się, jak jej rówieśnicy. Julka jest więźniem swojego ciała, pozostaje całkowicie zależna od innych. Czas płynie nieubłaganie. Córeczka coraz bardziej cierpi przez to, jak bardzo ogranicza ją los. A ja cierpię razem z nią... Jak każda matka, chciałabym przychylić jej nieba, jednak sama nie jestem w stanie zrobić nic, poza opieką. Dla Julki najważniejsza jest intensywna, systematyczna rehabilitacja, której koszt przewyższa możliwości finansowe naszej rodziny. Proszę, pomóż mi zawalczyć o przyszłość mojego dziecka! Ula, mama Julki

8 582,00 zł ( 14.15% )
Still needed: 52 057,00 zł