Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Natalia Kulyk
5 days left
Natalia Kulyk , 3 years old

Najcięższy stopień autyzmu❗️Potrzebne wsparcie❗️

Jeszcze zanim Natalka przyszła na świat, lekarze mówili, że może urodzić się głuche, ślepe lub mieć problemy neurologiczne. Poród był ciężki, ale kolejne badania nie wykazały u Natalki żadnych problemów! Ciężar spadł nam z serc, ale tylko po to, by za jakiś czas powrócić ze zdwojoną siłą. Po półtora roku zauważyliśmy, że nasza córeczka dziwnie się zachowuje. Była bardzo wycofana, unikała kontaktu. Do tego mówiła może 5 słów i to było tyle. Chodziliśmy do logopedy, ale powiedziano nam, że Natalka może z tego wyrosnąć. Pochodzimy z Ukrainy, więc może lepiej podłapie język i będzie dobrze. Kilka miesięcy później postanowiliśmy zaprowadzić Natalkę do żłobka, by otworzyła się i złapała kontakt z innymi. Niestety, pewnego dnia otrzymaliśmy telefon z informacją, żeby zabrać dziecko, ponieważ wpadła w niekontrolowaną histerię i autoagresję! Wtedy wiedzieliśmy, że to już nic błahego. Nasze dziecko potrzebowało pomocy! Poszliśmy do neurologa, psychiatry… Lekarze w końcu byli zgodni, że objawy wskazują na autyzm i zalecili nam testy. Okazało się, że najcięższa forma autyzmu – 24 punkty w badaniu ADOS-2. Potem dochodziły kolejne objawy – histeria, wyłączenie mowy, autoagresja, brak kontaktu, napięcie mięśniowe… Chwytaliśmy się każdej opcji, każdej możliwości walki o nasze dziecko. Uczęszczaliśmy na rehabilitację, zajęcia z logopedą, psychiatrą, psychologiem, terapię SI… I nie przyniosło to skutków. Rok walki nie owocował niczym. Zaproponowano nam rozpoczęcie terapii behawioralnej. To nadzieja, która może w końcu poskutkować polepszeniem się zdrowia naszego dziecka, ale oczywiście na naszej drodze stanął mur nie do pokonania – pieniądze. Godzina terapii behawioralnej kosztuje 200 zł, a Natalka wymaga MINIMUM 4 godzin w tygodniu. Nie możemy przerywać terapii, bo nie będzie żadnych postępów. Jesteśmy przerażeni, bo nie mam pieniędzy, by zagwarantować naszemu dziecku przynajmniej częściowo normalne funkcjonowanie. A jeśli jej stan się nie poprawi, może wystąpić padaczka… Dlatego z całego serca prosimy o pomoc. Każda wpłata to dla nas pewność, że Natalka otrzyma niezbędną terapię.  Rodzice

532,00 zł ( 1.3% )
Still needed: 40 320,00 zł
Wiesław Owca
Wiesław Owca , 65 years old

Powikłania po chorobie pozbawiły mnie sprawności. Proteza to moja nadzieja!

Rodzina jest moją motywacją. To dla niej zawsze będę się starał, zawsze będę walczył. Bez niej moje życie straciłoby barwy. Razem z żoną wychowuję dwóch synów, dla których chcę być jak najdłużej oparciem, dlatego obiecałem, że mimo przeciwności nigdy się nie poddam... Jeszcze do niedawna żyłem jak każdy sprawny fizycznie człowiek. Od 40 lat jestem pracownikiem Małopolskiej Wytwórni Maszyn w Brzesku. Niedawno zakład przeżywał kolejny rozkwit. Chciałem dać z siebie wszystko pod banderą prężnie rozwijającej się firmy, tymczasem zdrowie odmówiło mi posłuszeństwa. Przez wiele lat radziłem sobie z cukrzycą, ale w pewnym momencie konsekwencje choroby okazały się silniejsze ode mnie. W 2002 roku przeszedłem zawał serca. Wtedy wiedziałem już, że sytuacja jest poważna. Zaczęła się bowiem intensywna walka o kończyny dolne dotknięte ostrym niedokrwieniem. Niestety, mimo stałej opieki lekarskiej, mimo tak wielu starań nie udało się uniknąć najgorszego. Na początku marca tego roku amputowano mi prawą nogę na poziomie uda.  To był dla mnie bolesny cios. Przez tyle lat byłem samodzielny i w kilka chwil wszystko obróciło się o 180 stopni. Teraz jestem uzależniony od pomocy bliskich mi osób, a nie chcę być dla nich dodatkowym ciężarem. Chciałbym wrócić do sprawności, kontynuować swoją pracę, pomóc w domowych obowiązkach. Abym mógł osiągnąć swój cel potrzebuję protezy, której koszt jest zatrważający. Poza wydatkami związanymi z utrzymaniem rodziny, dwójki dzieci w wieku szkolnym, ponoszę jeszcze znaczne koszty związane z rehabilitacją. Bez Państwa pomocy niewiele mogę zdziałać. Mam niemalże związane ręce, dlatego bardzo proszę o wsparcie. To mój jedyny ratunek i szansa na to, by zawalczyć o sprawność i powrót do normalnego funkcjonowania.  Wiesław

1 128,00 zł ( 1.29% )
Still needed: 85 648,00 zł
Dariusz Wojnarowski
Dariusz Wojnarowski , 29 years old

Jedynym ratunkiem zagraniczna operacja! Pomocy!

Każdy dzień to walka o przetrwanie. Niestety, żadne znane leki nie pomagają, a wieloletnie, bezskuteczne zmagania z chorobą doprowadziły do znacznego pogorszenia mojego stanu. Nigdy nie myślałem, że będzie mi tak trudno… W 2014 roku ujawniła się u mnie bardzo ciężka postać choroby refluksowej. Jest to przypadłość polegająca na cofaniu się kwasu solnego i oparów z żołądka przez przełyk, niszcząc wszystkie tkanki po drodze. Objawia się ona tym, że w moich płucach, oskrzelach, gardle i krtani, gromadzi się każdego dnia ogromna ilość śluzu, flegmy, która dosłownie mnie dusi. Każdy dzień to walka o przetrwanie.  Niestety, żadne znane leki na refluks na to nie pomagają, a wieloletnie, bezskuteczne zmagania z chorobą doprowadziły do znacznego pogorszenia się mojego stanu. Po dziesięciu latach zmagań rozwinął się u mnie tak zwany przełyk Barretta, który jest stanem przedrakowym.  Jedną z przyczyn mojej choroby, są tzw. mikroaspiracje gazów z żołądka, które wydostają się przez niesprawne miejsce połączenia przełyku z żołądkiem, czyli zwieracz przełyku. Właśnie o tę część toczy się walka. W Polsce nie ma dla mnie metod leczenia, które rozwiązałyby mój problem. Choroba cały czas postępuje, a ja mam coraz mniej czasu. Jedyną nadzieją, aby skutecznie ją pokonać, jest nowoczesna operacja antyrefluksowa, dostępna za granicą.  Niestety, zabieg jest bardzo drogi i nierefundowany. Oznacza to, że sam muszę pokryć całość wynikających z niego kosztów… Jeśli zechcecie mnie wesprzeć, będę wdzięczny za każdą złotówkę. Proszę, pomóżcie mi wygrać długoletnią walkę z okrutną i podłą chorobą… Darek

1 856,00 zł ( 1.28% )
Still needed: 142 825,00 zł
Artur Słoma
Urgent!
Artur Słoma , 42 years old

W ciele mojego męża skrywa się GUZ! Operacja jedyną szansą! Pomóż❗️

W ciele mojego męża skrywa się niebezpieczny GUZ, który rośnie z każdą chwilą! Jest on gotów odebrać życie filarowi naszej rodziny. Ten bezwzględny potwór nie czeka, nie zwleka – jego celem jest zniszczenie. Czas ucieka, a każdy dzień to kolejne milimetry zbliżające Artura do niebezpiecznego finału. Nasza rodzina z niepokojem patrzy na zegar, bo każda sekunda może okazać się ostatnią... Szybkie działanie to jedyna szansa, by powstrzymać groźnego przeciwnika i ocalić mojego męża nim będzie za późno... Kilka lat temu u Artura zaczęto podejrzewać malformację żylną na policzku. Z nadzieją odwiedzaliśmy kolejnych specjalistów, lecz nikt nie potrafił znaleźć dokładnej przyczyny jego dolegliwości. Męża paraliżował ból, który z czasem stał się nie do zniesienia. W ostatnich miesiącach bardzo się nasilił. Postanowiliśmy szukać pomocy prywatnie, by jak najszybciej go uśmierzyć. Wydawało się, że znaleźliśmy rozwiązanie – klinika, w której Artur miał poddać się zabiegowi usunięcia rzekomej malformacji. Nasza nadzieja jednak szybko zgasła, gdy chirurg wykluczył tę diagnozę. Zamiast tego usłyszeliśmy najgorsze słowa, jakie można sobie wyobrazić – podejrzenie nowotworu. W jednej chwili nasz świat runął jak domek z kart, a serce rozpadło się na milion kawałków... W głowie szumiało tylko jedno pytanie: co będzie dalej? Dalsze badania i konsultacje potwierdziły nasze najgorsze obawy. Artur ma guza o wielkości 6 cm zlokalizowanego na żuchwie tuż pod ślinianką przyuszną i wewnątrz mięśnia żwacza. Istnieje ogromne ryzyko, że guz wrośnie w nerw twarzowy. Specjalista chirurgii ogólnej i onkologicznej dał nam jasno do zrozumienia, że JEDYNĄ SZANSĄ na ocalenie życia męża jest natychmiastowa operacja usunięcia guza wraz z sąsiadującymi tkankami. Niestety, lokalizacja i rozmiar guza sprawiają, że zabieg jest wyjątkowo skomplikowany. Czasu jest coraz mniej, a guz rośnie. Grozi to poważnymi powikłaniami, a nawet rozprzestrzenieniem się na inne tkanki. Jesteśmy małżeństwem od 18 lat. Razem z naszymi dziećmi, Colinem oraz Laurą, nie wyobrażamy sobie życia bez Artura. Niestety, taka wizja przeszywa nasze myśli coraz częściej. Jest jak przerażający koszmar, z którego chcesz się natychmiast obudzić, ale nie możesz... Zawsze byliśmy szczęśliwą rodziną, pełną miłości i zaufania. Teraz wszystko obróciło się w popiół. Codziennie odczuwamy ogromny strach oraz niepewność.  Jesteśmy przerażeni wizją przyszłości – Artur może stracić część szczęki, a także nerw twarzowy, co na zawsze zmieniłoby jego życie. Żaden lekarz nie potrafi przewidzieć, co dokładnie się wydarzy podczas operacji. Wiemy jednak, że musimy podjąć ryzyko, by uratować mojego męża. Jedyna klinika, która się zgodziła na tę niezwykle trudną operację, znajduje się w Gliwicach. Pracują tam najwybitniejsi specjaliści, którym ufamy z całego serca. Niestety, koszt operacji i dalszego leczenia przekracza nasze możliwości finansowe. Zwracamy się do Was całą rodziną z pokorną prośbą o wsparcie. Każdy gest dobrej woli może uratować życie mojego męża i sprawić, że nasze dzieci nie stracą swojego taty. Z całego serca dziękujemy wszystkim za pomoc i okazane wsparcie. Bez Waszej życzliwości sobie nie poradzimy. Żona Lena z dziećmi

1 212,00 zł ( 1.26% )
Still needed: 94 533,00 zł
Jarosław Kurp
Jarosław Kurp , 47 years old

Brakuje mi sił, by opiekować się synem… Mój mąż ma już 80 lat!

Z całego serca dziękujemy za pomoc w pierwszym etapie zbiórki. Jarek ma otrzymał nawet dwa wózku jeden elektryczny, a drugi aktywny! Tym razem prosimy o wsparcie nas w sfinansowaniu półrocznego turnusu dla syna. Tylko w ten sposób możemy przynajmniej w minimalnym stopniu, usprawnić Jarka. Poznaj historię Jarka: Wypadek naszego syna wywrócił nasz świat do góry nogami. Prawdopodobnie już do końca życia Jarek będzie poruszał się na wózku – bez naszej pomocy nie będzie w stanie funkcjonować. Jesteśmy coraz bardziej bezradni i, co najgorsze, coraz słabsi. Ja i mąż mamy już ponad 75 lat, a syn nadal potrzebuje naszego stałego wsparcia.  4 września 2010 roku – tamtego dnia zmieniło się wszystko. Jarek miał wtedy 33 lata. Z powodu nieszczęśliwego wypadku (upadek z wysokości) doznał urazu czaszkowo-mózgowego z porażeniem czterokończynowym... Po przewiezieniu do szpitala przez kilka tygodni był w stanie wegetatywnym. Lekarze nie dawali mu żadnych szans. Jarek przeszedł ciężkie operacje głowy, które uratowały mu życie, a my przeszliśmy przez piekło walki o własne dziecko.  Dzięki determinacji mojej i mojego męża, ciągłej walce o przywrócenie sprawności i zapobieganiu przykurczom – dzisiaj są efekty. Jarek jest w kontakcie z nami, potrafi poruszać rękami. Niestety sam nie usiądzie, nie wstanie i ma afazję mowy. Z racji na wiek jesteśmy coraz słabsi. Razem z mężem mamy przyznaną grupę inwalidzką. Nie mamy już siły nawet pchać wózka – Jarek ma 195 cm wzrostu, a waży 95 kg. Mąż żyje z wszczepionym kardiowerterem serca, wykryto u niego również nowotwór z przerzutami na płuca, pęcherz, nerki i mózg. Ja jestem po kilku operacjach, mam chore biodro i kręgosłup. Nasza sytuacja materialna jest zła. Koszty utrzymania syna, leki, prywatne wyjazdy do ośrodków rehabilitacyjnych są ogromne. Wszystkie oszczędności, jakie mieliśmy, poszły już na leczenie i rehabilitacje syna. Jesteśmy przerażeni, bo bez pomocy nie jesteśmy w stanie zapewnić mu odpowiedniej opieki. Prosimy, pomóż nam – to dla nas promyk nadziei na lepsze życie... Rodzice

2 358,00 zł ( 1.24% )
Still needed: 187 791,00 zł
Olga Zajdel
Urgent!
Olga Zajdel , 50 years old

Samotna mama trójki dzieci walczy o życie❗️Oldze kończy się czas - RATUNKU!

KRYTYCZNIE PILNE❗️Mam na imię Olga i od kilku miesięcy zmagam się ze strasznym przeciwnikiem - nowotworem... Ból jest nie do wytrzymania, guz jest nieoperacyjny, a ja potrzebuję pomocy, by ratować moje życie! Niestety moim wrogiem jest czas, którego mam już bardzo mało. Mam dwie córki i syna. Tomek ma tylko 15 lat... Wychowuję go samotnie, ma tylko mnie. Wierzę, że jestem w stanie pokonać chorobę i wejść z nim w dorosłe życie... Niestety nowotwór to okrutny przeciwnik, a ja potrzebuję pomocy, bo moja sytuacja jest naprawdę trudna. Proszę, pomóż mi! Latem ubiegłego roku stwierdzono u mnie raka szyjki macicy... Zrobiłam cytologię, której wyniki wyszły źle. Natychmiast podjęto decyzję o operacji. Naprawdę myślałam, że najgorsze już jest za mną. Wszystko mnie bolało, nie mogłam nawet usiąść. Pocieszano mnie jednak, że to normalne po operacji i że niedługo przejdzie... Niestety mój stan zdrowia zaczął pogarszać się z dnia na dzień... Byłam pod stałą opieką chirurga, który - jak się potem okazało - przeoczył rosnącego we mnie guza jelita grubego! Pod koniec listopada trafiłam z ogromnym bólem brzucha na SOR. Tam lekarze podjęli decyzję o natychmiastowej operacji, która skłoniła ich do dalszej diagnozy pod kątem nowotworu. Po kilku tygodniach kolejna druzgocąca wiadomość – złośliwy rak odbytu z naciekami na węzłach chłonnych! Co więcej, okazało się, że guz jest nieoperacyjny... Mój świat się po prostu zawalił... Nie mogłam w to uwierzyć... Przecież jestem młoda, regularnie się badam i jeszcze pół roku temu nie odczuwałam żadnych dolegliwości. Miałam tyle planów i marzeń... Przede wszystkim mam dzieci, w tym 15-letniego syna, którym muszę się zająć i być dla niego wsparciem. Niestety rak jest chorobą podstępną i bardzo okrutną.,, Tak zaczęła się moja dramatyczna walka. Zostałam objęta programem onkologicznym. Przygotowywano dla mnie plan leczenia, któremu nie mogłam zostać poddana. Doszło do niedrożności jelit i w trybie pilnym musiałam jechać do Zielonej Góry na operację wyłonienia stomii... Mój stan pogorszył się drastycznie, nie mogłam jeść, straciłam sporo na wadze.... Jestem cieniem siebie. Ból jest nie do wytrzymania. Od momentu trafienia do szpitala byłam cały czas na morfinie... Teraz, od czterech tygodni, leczenie objawów bólowych odbywa się przy pomocy fentanylu, który powoduje, że nie jestem w stanie choć przez chwile normalnie funkcjonować! Boli mnie wszystko, całe ciało, wszystkie mięśnie... Ciężko mi się ruszać. Pomaga mi rodzina i przyjaciółki. Najgorsze, że na to wszystko patrzy mój 15-letni syn... Wspomagam się kosztowną suplementacją, bo tylko dzięki niej mogę wzmocnić mój organizm na tyle, żeby móc dostawać chemię. W innym wypadku mogłabym nie przeżyć najmniejszej dawki. Czeka mnie wspomniana chemia połączona z radioterapią. Tej drugiej formie leczenia mam zostać poddana przez 12 tygodni, o ile wyniki krwi oraz stan stomii na to pozwolą. Niestety - terapia proponowana w Polsce na tego typu raka, z którym się zmagam, jest bardzo ryzykowna. Lekarze mówią wprost - mogę jej nie przeżyć... Umieram ze strachu, bo jeśli nie nadejdzie pomoc, umrę naprawdę. Nowotwór jest bezlitosny, a mój stan naprawdę kiepski. Przyjaciele nie pozwalają mi się poddać... Udało mi się znaleźć alternatywę - leczenie poza Polską, w Izraelu, które da mi większą szansę. Powinnam zacząć je jak najszybciej... Leki uśmierzające ból są dozwolone tylko przez maksymalnie 2 tygodnie, a ja ich używam już ponad miesiąc. Liczy się każdy dzień na zebranie potrzebnej kwoty! Rak atakuje, zajęte są węzły chłonne, czas niestety działa na moją niekorzyść... Historia mojej choroby zbiegła się z dużymi problemami w firmie, której działanie musiałam zawiesić, a pracownikom dać wypowiedzenia. Nie jestem w stanie pracować, a oszczędności już zostały wyczerpane. Kwota, którą musimy zdobyć, znacznie przekracza nasze możliwości, zwłaszcza po zobowiązaniach względem firmy i pracowników. Zawsze byłam zwolenniczką inicjatyw pomagania innym i łączenia sił w walce z rakiem, jednak teraz znalazłam się w sytuacji, gdzie sama potrzebuję wsparcia. Leczenie wspomagające jest kosztowne, a właściwe leczenie, którego potrzebuję, nie jest refundowane w Polsce. Jego koszt jest naprawdę ogromny... Nie mam wyjścia muszę prosić o pomoc. Proszę wszystkich nieobojętnych ludzi dobrej woli o wsparcie mojej zbiórki. To dla mnie szansa na ratunek, na leczenie, na życie. Na to, bym mogła zostać ze swoimi dziećmi, by być mamą, babcią, by żyć... Mam dopiero 50 lat, chcę zrobić wszystko, by jeszcze trochę pożyć. Dziękuję za ogromne wsparcie oraz waszą pomoc. Dobro wraca. Proszę, pomóżcie mi. Olga

8 570,00 zł ( 1.23% )
Still needed: 682 920,00 zł
Kazik Sromek
Urgent!
Kazik Sromek , 22 months old

PILNE: Kazik kontra ŚMIERTELNA choroba❗️Uratujcie życie naszego małego synka!

BARDZO PILNA ZBIÓRKA! Kaziu, nasz malutki synek, cierpi na śmiertelną chorobą - dystrofię mięśniową Duchenne'a! Mięśnie w jego ciele słabną i powoli umierają... Utrata zdolności poruszania, połykania, oddychania - to wszystko czeka naszego synka, jeśli nie nadejdzie ratunek! Chorzy z dystrofią skazani są na wózek inwalidzki, respirator, umierają przedwcześnie. Ciężko nawet pisać te słowa, myśląc, że to spotka naszego Kazia... Nie możemy czekać, musimy walczyć! Jest lek, który może powstrzymać chorobę - niestety, dostępny jest tylko w USA, a jego cena jest gigantyczna. Potrzebujemy tysięcy ludzi o dobrych sercach, którzy zechcą przekazać wpłatę na naszą zbiórkę, by uratować życie Kazika. Prosimy o ratunek! 11 listopada - Dzień Niepodległości, świętowany przez wszystkich Polaków, dla nas jest świętem podwójnym. Tego dnia przyszedł na świat nasz cudowny syn, Kazik. Cieszyliśmy się naszym wyczekanym maleństwem... Nie sądziliśmy, jaki dramat dla nas i dla naszego dziecka szykuje niedługo los... Jak się później okazało, niebawem miała się rozpocząć dramatyczna walka o życie naszego dziecka. Wcześniej, w trakcie ciąży nic nie wskazywało, że rozwój Kazia może przebiegać nieprawidłowo. Kilka miesięcy - tyle trwała nasza bajka, w trakcie których beztrosko cieszyliśmy się dzieckiem, sobą, byciem rodziną. Później, niestety, w tę codzienność wkradł się strach... Niepokojące objawy zauważyliśmy, gdy synuś miał kilka miesięcy. Synek miał problemy z oddawaniem moczu. Podczas wizyty w szpitalu po zabiegu został dokładnie przebadany. W badaniach pewne parametry mocno zaniepokoiły lekarzy... Zaczęli szukać przyczyny. Po serii dodatkowych badań polecono nam zrobić badania genetyczne... Na wynik trzeba było niestety trochę poczekać. I my czekaliśmy, pełni niepokoju, ale też i nadziei, że to pomyłka, że być może badania nic nie wykażą... Przecież Kazik to radosne, uśmiechnięte dziecko, rozwija się dobrze. Do ostatniej chwili wierzyliśmy i żyliśmy nadzieją, że badania wyjdą negatywne… Niestety. 20 lutego 2024 roku. Wtorek. Telefon z Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach... Słyszymy, choć nie chcemy słyszeć, nie chcemy wierzyć. Załamanie i morze łez... Kazik, nasz ukochany synek, cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a. Genetyczną chorobę, która powoduje osłabienie i śmierć mięśni, w wyniku czego prowadzi do zaniku wszystkich funkcji życiowych... Natychmiast musieliśmy rozpocząć walkę o życie Kazia, który ma przecież dopiero roczek. Dziś wiemy, że w tej tragedii, która nas spotkała, mieliśmy o tyle szczęścia, że Kazik został zdiagnozowany naprawdę wcześnie. U większości chłopców - bo DMD dotyczy tylko chłopców, tylko oni cierpią na tę straszną chorobę - dystrofia zostaje zdiagnozowana dopiero wtedy, gdy mają kilka lat. Dotychczas zdrowe kilkulatki nagle zaczynają się przewracać, potykać, mieć problemy z chodzeniem... Potem siadają na wózku inwalidzkim i stopniowo dochodzi do atakowania kolejnych układów ciała. Dystrofia to zabójcza choroba, która atakuje i osłabia każdy mięsień, jeden po drugim… Zdarza się raz na kilka tysięcy urodzeń. Padło akurat na nasze dziecko... Dlaczego ważne jest to, że Kazik został zdiagnozowany wcześnie? Nie tylko od razu rozpoczęliśmy szukanie ratunku, leczenie i rehabilitację. W mroku tragedii jest światło nadziei - ostatnie lata są przełomowe w leczeniu DMD. W USA jest  już dostępna terapia genowa, która ratuje małych chłopców, chorych na dystrofię. Dostarcza organizmowi gen, odpowiedzialny za produkcję mikrodystrofinę, tym samym powstrzymując śmierć mięśni. Są dwa warunki - chłopcy muszą mieć maksymalnie 5 lat i mieć zachowaną umiejętność chodzenia! Niestety koszt terapii jest kolosalny - to kilknaście milionów złotych.  Bez pomocy zdobycie takiej sumy nie będzie możliwe, a od niej zależy życie naszego dziecka! Walka z dystrofią to też dodatkowe koszty. Do czasu przyjęcia terapii przez Kazia musimy zapewnić mu wszystko, co jest niezbędne na już! Synek uczęszcza na zajęcia WWR, by pomimo choroby móc funkcjonować, choć w jakimś stopniu, jak inne dzieci... Chwilami jest bardzo ciężko. Patrzymy, jak Kazik uczy się chodzić... Zamiast cieszyć się z pierwszych kroków, myślimy o tym, że choroba za kilka lat mu to wszystko odbierze... Musimy działać szybko. Bardzo się o niego boimy. Bardzo boimy się wyników badań, które już raz zwaliły nas z nóg. Gdy Kaziu przyszedł na świat, stał się naszym oczkiem w głowie. Nie możemy pozwolić, by zabrała nam go choroba! Musimy zrobić wszystko, by uratować synka. Bardzo potrzebna jest nam Wasza pomoc. Wierzymy, że nie trzeba poruszać nieba i ziemi, a wystarczy dotrzeć do ludzkich, wielkich serc, których jest przecież mnóstwo. Pomóżcie nam uratować dziecko, jesteście naszą jedyną nadzieją, nadzieją Kazia… Rodzice Kazia

197 460,00 zł ( 1.23% )
Still needed: 15 759 990,00 zł
Florek Dominiak
Florek Dominiak , 20 months old

Dystrofia będzie brutalnie osłabiać każdy mięsień Floriana, jeden po drugim... POMOCY 🚨

Ten mały uśmiechnięty chłopiec, którego widzisz na zdjęciu, urodził się tuż przed Bożym Narodzeniem w 2022 roku. Wypełnił radością naszą codzienność, stał się dla nas i starszego rodzeństwa oczkiem w głowie. Jego bracia i siostra urodzili się zdrowi – on niestety nie miał tyle szczęścia…  Niedawno stwierdzono u niego Dystrofię Mięśniową Duchenne'a. Ta rzadka, straszliwa choroba może przytrafić się raz na 3500-6000 urodzeń… Padło akurat na nasze dziecko… Choroba prowadzi do postępującego i nieodwracalnego zaniku wszystkich mięśni, jeden po drugim… Florek już od urodzenia był słabszy od swoich rówieśników. Długo nie potrafił podnosić główki, pomimo ukończonego 1. roku życia,  nie potrafił siadać, pełzać, ani raczkować.  Posadzony, szybko tracił równowagę i bezwładnie przewracał się w tył. Kiedy skończył 14. miesięcy, zaczął raczkować, a przecież powinien już chodzić.... Środki, które MUSIMY uzbierać, przeznaczymy na ćwiczenia, niezbędny sprzęt rehabilitacyjny i ortopedyczny, potrzebne leczenie, leki i wizyty lekarskie. Mamy nadzieję, że uda nam się zakwalifikować na terapię genową… Niestety jej koszt wynosi ponad 15 milionów złotych. Obecnie do przyjęcia leku kwalifikują się dzieci między 4. a 5. rokiem życia. Kierowana jest ona przede wszystkim do dzieci, które mają zachowaną umiejętność chodzenia. Najpierw musimy skupić się na zapewnieniu Florkowi odpowiedniej rehabilitacji, by synek zaczął chodzić, rozwijał się możliwie jak najlepiej i jak najmniej odczuł chorobę, które brutalnie szybko rozwija się w jego małym organizmie... Wierzymy, że z Twoją pomocą, Florek będzie miał szansę na specjalistyczne leczenie i rehabilitację. Błagamy, pomóż nam uratować ukochane dziecko. Jesteś naszą nadzieją! Za wszelką pomoc z całego serca dziękujemy. Rodzice Florka ➡️ Na pomoc Florkowi❗️ ➡️ Licytacje na pomoc Florkowi RADIO ESKA –> KLIK

197 252,00 zł ( 1.23% )
Still needed: 15 760 195,00 zł
Jadwiga Kękuś
16:03:42  left
Jadwiga Kękuś , 64 years old

Jadwiga znów pragnie cieszyć się życiem! Daj szansę na powrót do sprawności!

Cieszyłam się życiem i byłam pełna energii oraz planów na przyszłość. Mam 62 lata, nazywam się Jadwiga i do początku 2021 roku żyłam w pełnym napięciu. Napięciu mieszanki szczęścia i niepewności, radości i troski. Wszystkimi uczuciami, które targają serce matki, która żeni syna. 7 sierpnia — ślub, wesele, goście... Było cudownie. Byłam taka szczęśliwa... Niestety 3 dni później, 10 sierpnia 2021 r. leżałam już na stole operacyjnym.  Miałam zawał mózgu, było tak źle, że lekarze nie dawali mi żadnej szansy. To koniec. 5 dni trwała walka o moje życie. 6 dzień — stan się ustabilizował, lekarze powiedzieli, że będę żyć! Ale czy na pewno? Powikłania są rozległe. Niedowład prawostronny twarzy, oka, ręki i nogi. Afazja globalna. Nieodwracalne zmiany w lewej półkuli mózgu, zniszczone ośrodki mowy i zrozumienia. W dodatku po 15 dniach na oddziale skierowano mnie na rehabilitację neurologiczną, na której po 3 tygodniach wybuchła epidemia COVID i zostałam zarażona. Znowu szpital i walka o życie. Mieszkamy na piętrze w domku jednorodzinnym, na dole kuchnia, u góry pokoje. Nic nie jest przystosowane do sytuacji, w której się znalazłam, więc leżę w łóżku, bądź siedzę na wózku przy oknie. Ktoś przychodzi i coś ze mną ćwiczy 5 razy w tygodniu po 45 min. Nie wiem, co się dzieje i nie wiem, co się będzie działo. Czy ja jeszcze żyje? Nie wiem... Wiem za to na pewno, że potrzebuje pomocy! Pojawiła się szansa dla mnie na turnus rehabilitacyjny w Krakowie. Pod okiem rehabilitantów mam szansę poprawić swój stan. Potrzebuję na to środków finansowych, bo nie jest niestety refundowany. Każda wpłata się liczy.  Jadwiga

1 165,00 zł ( 1.2% )
Still needed: 95 176,00 zł