Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Karolina Bebel
Karolina Bebel , 33 years old

"Mamusiu, proszę, wróć do nas..." – walczymy o Karolinę!

“Babciu, kiedy mamusia do nas wróci?”. Pola i Lenka prawie codziennie zadają mi to pytanie. Płaczą, tęsknią i nie rozumieją, dlaczego mama cały czas nie wraca, choć zawsze były razem.  Mija 1,5 roku od tego strasznego wypadku – wypadku, który odebrał mi moją dawną córkę, a co najgorsze, moim wnuczkom mamę. Od tamtej pory cały czas walczymy o Karolinę. Niestety ta walka kosztuje bardzo dużo pieniędzy. Prosimy Cię o pomoc, by mogła dalej trwać! To stało się 6 września 2018 roku. Karolina pojechała na pogrzeb starszej pani, którą się opiekowała. Za kilka godzin miała wrócić do domu, do córeczek. Razem miały spędzić wieczór, mama miała położyć… Z pogrzebu jechała ze swoją koleżanką i jej ojcem. W którymś momencie w ich auto uderzył inny samochód, który wymusił pierwszeństwo. Huk, dźwięk sygnału karetki i życie przekreślone, w ułamku sekundy… Karolina siedziała z tyłu, a to właśnie w to miejsce uderzyło auto. Została najbardziej poszkodowana. Od razu zabrano ją do szpitala. Trwała walka o jej życie. Do dzisiaj, kiedy mijamy tamto miejsce, nie możemy uwierzyć w to, co się stało. Uraz czaszkowo-mózgowy, pęknięta miednica, złamana kość krzyżowa, pęknięta podstawa czaszki i złamane kręgi szyjne. Kiedy dotarliśmy do szpitala, podszedł do nas lekarz. Powiedział, że musimy być gotowi na najgorsze. Jeszcze rano rozmawiałam ze swoją córką, a teraz ktoś mówił mi, że mam żegnać się z nią na zawsze, że moje wnuczki mogą stracić mamę, a ja mogę stracić własne dziecko… Na szczęście – Karolina jest młoda i silna. Przeżyła! Przez 9 długich miesięcy była w śpiączce. Dziewczynki bardzo to przeżywały. Karolina nie mogła być przy tym, jak Lenka zaczęła naukę w pierwszej klasie, ani jak Polcia po raz pierwszy poszła do przedszkola… Niestety – Karolina wciąż nie chodzi, nie mówi, nie jest samodzielna. Od grudnia 2019 roku rehabilitowana jest w domu. Karolina robi postępy i wszyscy wierzymy, że jeszcze kiedyś złapie za ręce swoje córeczki i będzie w stanie z nimi pójść przed siebie. Wszyscy czekamy na to z utęsknieniem. Już ponad 15 długich miesięcy Polcai i Lenka wychowują się bez kochanej mamy i czekają – cały czas czekają – aż Karola będzie taka, jak przed wypadkiem. Niebawem mamy szansę przenieść się do specjalistycznego ośrodka rehabilitacyjnego, który da Karolinie szansę na coraz większe postępy. Niestety koszt rocznej rehabilitacji jest olbrzymi… Filmik, który widzicie wyżej na zbiórce, wzrusza i wlewa nadzieje w nasze serca. W czerwcu 2019 roku udało się wybudzić Karolinę ze śpiączki. Najpiękniejszą chwilą od 1,5 roku był moment, kiedy sama była w stanie przytulić dziewczynki. Kiedy na ich twarzach widać było uśmiech i czuć było, czym jest szczęście i czym jest radość... Miłość córek i matki, miłość bezwarunkowa, miłość jedyna… Prosimy o pomoc, by Karola dalej mogła walczyć! –Jadwida, mama Karoliny ––––––––––––––– TVN UWAGA!:

93 190,00 zł ( 40.55% )
Still needed: 136 598,00 zł
Sebastian Zawistowski
Sebastian Zawistowski , 25 years old

Rozpaczliwy list matki umierającego 22-latka❗️Ratujmy jego życie!

Jak opisać największy ból serca matki, która wie, że jej dziecko w każdej chwili może umrzeć?  Same myśli już aż bolą. Mój syn miał tylko 3 lata, gdy lekarze stwierdzili u niego nowotwór… Od tamtej pory nasze życie to walka i nieustanny strach, że każdy dzień razem może być tym ostatnim. Seba ma ostatnią szansę na uratowanie życia, a ja błagam o pomoc! Ratujcie moje dziecko… Minęło tyle lat, a ja nigdy nie zapomnę dnia diagnozy. Chwila największej rozpaczy wraca w moich myślach i nie chce odejść, bo nowotwór wciąż zadaje coraz silniejsze ciosy… Synek był wtedy taki malutki. Dopiero co zaczął życie. Rak i śmierć – to ostatnie rzeczy, które powinny mu się zdarzyć! Świat przestał dla mnie istnieć… Nie rozumiałam, dlaczego nadal trwa, jakim cudem ludzie obok śmieją się, cieszą życiem, skoro moje dziecko umiera! 2 tygodnie później odbyła się operacja. Lekarze powiedzieli, że chemia nie jest potrzebna, bo guz został w całości wycięty. Pierwsza dobra wiadomość. Dziękowałam Bogu, że Sebastianka ominęło piekło chemioterapii. Spokój trwał 6 lat. Strach wracał tylko na kontrolnych badaniach co 3 miesiące, ale z każdym dobrym wynikiem znikał. Nasza radość nie trwała jednak długo. Cierpienie wróciło i zadało ból, jeszcze silniejszy. Gdy synek miał 9 lat, zrobiła mu się narośl na dziąśle. Dentystka nie wiedziała, co to jest; w szpitalu zapewniali nas, że to nic nowotworowego. Zmiana jednak rosła, a ja jeździłam po lekarzach. Cały czas słyszałam to samo, instynkt matki jednak nigdy się nie myli. Gdy znów zjawiliśmy się w szpitalu, guz był już wielkości grejpfruta.  Nowotwór złośliwy kości. Śmierć znów wyciągnęła ręce po moje dziecko! Lekarze wycięli guza, a wraz z nimi cały staw żuchwowy. Gdy Sebastian się obudził, płakał, że go boli, że jest zmęczony. Że nie chce już dłużej walczyć… Chce, by to wszystko się skończyło. Nikt nie zdaje sobie sprawy jak bolą matkę słowa, że jej 9-letnie dziecko nie chce już żyć. Słów lekarza na wizycie kontrolnej nie zapomnę nigdy - przerzut do płuc. Dalej już nic nie słyszałam, mój płacz zagłuszył wszystko… Sebastiana czekało piekło chemii… Leczenie niszczy, ale też zabija. Synek stał się cieniem siebie… Słaby, łysy, smutny. Rany na rękach i nogach przypominały oparzenia. Sebastian nie mógł jeść, wstawać z łóżka, iść do łazienki. Kolejne, silniejsze od poprzednich chemie nie działały. Czekał nas wielomiesięczny pobyt na oddziale onkologii, gdzie wciąż słychać płacz matek, które straciły swoje dzieci. Niestety, mimo leczenia zmiany powiększyły się… W Polsce dotarliśmy do ściany. Wyjechaliśmy do Niemiec… Żeby ratować życie synka, poszłabym wszędzie, nawet do piekła. W Niemczech okazało się, że są kolejne przerzuty… Przez kilka lat nasze życie przypominało błędne koło…Przerzuty, operacja, następna chemia. Kolejna cierpienie mojego syna, które rozrywało mi serce. W Niemczech stało się w końcu to, co w Polsce – doszliśmy do ściany. Metody leczenia powoli się wyczerpują… Pozostała terapia wspomagająca, zaplanowana na 3 lata. Jej koszt to ok. 1500 euro miesięcznie. Bałam się mieć nadzieję, ale udało się! Terapia w końcu okazała się czymś, co przynosi efekty… Tomograf, zrobiony po 6 miesiącach, nie wykazał żadnych zmian nowotworowych. Leczenie musi być kontynuowane! To jedyna szansa na życie Sebastiana… Nic innego nie pomaga, nie daje nadziei! Nie mamy już pieniędzy, żeby za nie zapłacić… Na leczenie Seby wydaliśmy wszystkiego. Dlatego błagam ludzi dobrej woli o pomoc! Nie potrafię powstrzymać łez… Proszę o ratunek, o życie dla mojego dziecka.

123 405,00 zł ( 47.95% )
Still needed: 133 939,00 zł
Roksana Ciesielska
Urgent!
Roksana Ciesielska , 17 years old

Gorzkie przekleństwo choroby... Mało czasu, by pomóc Roksance!

Najpierw niszczy trzustkę, potem atakuje inne organy… Powikłania mogą być śmiertelnie niebezpieczne! Do tej pory wydawała się nieuleczalna, skazywała chorujących na życie w nieustannej fazie czuwania i uważania na wszystko, bo jeden błąd, niedopatrzenie może spowodować tragedię… Cukrzyca, bo o niej mowa, jest bardzo niebezpieczna, choć wiele osób ją lekceważy. Nie my, nie wtedy, gdy dotyczy naszej córeczki… Medycyna idzie do przodu, dla Roksanki jest ratunek! Niestety, szczepionka wynaleziona w Polsce nie jest refundowana. Kosztuje majątek… Musimy spróbować, poprosić o pomoc, zrobić wszystko, by nasza córka dostała szansę na życie bez męczących następstw tej choroby… Wiemy, że już do końca życia Roksanka będzie musiała być na specjalnej diecie, nie chcemy kusić losu. Terapia TREG daje jednak świetne rezultaty, jest w stanie zatrzymać postępujące zniszczenia w organizmie i rozwój cukrzycy na etapie, w którym zostanie podana szczepionka!  Diagnozowanie Roksany zajęło lekarzom dużo czasu. Zaczęło się od tego, że zaniepokoiła nas otyłość brzuszna. Tak, w tych czasach coraz więcej dzieci ją ma, ale wynika to ze złej diety. Tymczasem Roksana miała alergię na mnóstwo produktów, właściwie nie jadła słodyczy! Szukaliśmy przyczyny. W końcu lekarz skierował nas na badania metabolizmu i krzywą cukru. Wynik nie wyszedł prawidłowy, włączono więc dietę o niskim indeksie glikemicznym, to był początek 2017 roku. Pełną diagnozę poznaliśmy dopiero wiosną rok później - cukrzyca 1 stopnia. Od tego czasu córeczka ma wprowadzone leki, przyjmuje je 3 razy dziennie. Tyle też razy mierzymy cukier we krwi. Po ponad roku jej paluszki są twarde od setek wkłuć. Roksana, choć jest jeszcze dzieckiem, wiele przeszła. Wie, co może jeść, a raczej czego nie może - tego jest zdecydowanie więcej. Nie ma mowy o cukierku czy batoniku - to by mogło doprowadzić do najgorszego… Dzielnie znosi wielokrotne wkłuwanie. Jest dzielna, choć nie tak przecież powinno wyglądać dzieciństwo... Cukrzyca typu 1 najczęściej występuje u dzieci i młodych osób. Jest cicha i podstępna, ujawnia się wtedy, gdy poczyni ogromne spustoszenia. My na szczęście wykryliśmy ją dosyć wcześnie, dlatego Roksana ma szansę na szczepionkę! Jeśli jednak jej trzustka zostanie bardziej zniszczona, kwalifikacja do terapii przepadnie… Ta okropna choroba autoimmunologiczną sprawia, że organizm sam niszczy komórki, które produkują insulinę. W efekcie w organizmie zaczyna brakować hormonu niezbędnego do prawidłowego metabolizmu cukrów, co prowadzi do podwyższenia stężenia glukozy we krwi. Wysoki poziom glukozy utrzymujący się przez dłuższy czas niesie za sobą poważne konsekwencje – prowadzi do uszkodzenia, zaburzeń czynności i niewydolności wielu narządów: oczu, nerek, nerwów, serca i naczyń krwionośnych. Cukrzyca typu 1 wymaga stosowania insuliny już do końca życia. Jednak nie musi tak być! Wczesna faza rozwoju cukrzycy u córki oraz dobre wyniki badań pozwalają na zastosowanie nowatorskiej metody TREG. Co to takiego? Jak podają sami autorzy, to „innowacyjna polska terapia z zastosowaniem limfocytów T-regulatorowych, pobranych z krwi pacjenta. Unikalność terapii polega na zwalczaniu przyczyn choroby, a nie tylko jej objawów klinicznych, poprawia parametry oraz jakość życia pacjenta”. Roksana potrzebuje dwóch cykli szczepień z programu „TREG”. Dzięki temu będzie mogła żyć normalnie, bez strachu, ciągłego kontrolowania, bez restrykcji…  Jesteśmy przeciętną polską rodziną. Koszt terapii nas przeraża, dlatego musimy prosić o pomoc. Wiemy, że jest wiele innych, często groźniejszych chorób, tak wiele dzieci potrzebuje pomocy… My to robimy dla naszego dziecka i pewnie każdy rodzic zrobiłby to samo… Roksana nie ma życia takiego jak jej rówieśniczki. Nie może nawet wyjechać na kolonię, wycieczkę klasową. Cały czas pilnujemy poziomu cukrów, podawania leków. Ograniczeń jest mnóstwo. Jaka jest Roksana? to niezwykle zdyscyplinowana dziewczynka, znakomicie się uczy, lubi pomagać innym, kocha zwierzęta, zwłaszcza psy. Sama organizowała nawet zbiórki karmy dla zwierząt w schroniskach! Sami przygarnęliśmy dwa psiaki, które wiele przeszły. Choroba sprawia, że rozumie znacznie więcej, jest bardzo dojrzała emocjonalnie. Oczywiście dla każdego rodzica jego dziecko jest cudowne, najwspanialsze i najukochańsze, każdy rodzic zrobi dla swojego dziecka wszystko. My także…  Bardzo prosimy Was o pomoc - jeśli możecie, udostępnijcie naszą prośbę dalej. Wiemy, jak trudna misja przed nami, jak ogromna kwota jest do zebrania. Nie wiemy za to, ile mamy czasu… Z góry dziękujemy za każdą formę wsparcia. Mama i tata Roksanki

69 325,00 zł ( 24.87% )
Still needed: 209 399,00 zł
Gabrysia Dutkiewicz
Gabrysia Dutkiewicz , 10 years old

Dwa nowe uszka – by to marzenie nie utonęło w ciszy

“Mamusiu, kiedy będę mogła zaczesać włosy za uszka? Kiedy będę mogła nosić kolczyki?”. Problemy Gabrysi dopiero się zaczynają, a wszystko przez to, że urodziła się inna niż reszta dzieci. Brak małżowin usznych – wrodzona wada, która właśnie teraz na naszych oczach staje się piętnem dla naszej córeczki. Gabrysia ma już 5 latek i dostrzega to, co najchętniej ukrylibyśmy przed nią na zawsze. Dziewczynki w jej wieku zaczynają przywiązywać wagę do wyglądu. Gabrysia coraz częściej staje przed lustrem, milczy, nic nie mówi, a ja, mama, wiem, że cierpi, choć prawdziwe zagrożenie kryje się gdzie indziej. Gabrysia nie słyszy, tak jak powinna, nosi specjalny implant zaszyty pod skórę i procesor doczepiany na magnes, ale nie ma dnia, w którym nie boimy się, że kiedyś przestanie to wystarczać. Słyszeć świat to jedno, bo nie po to walczymy o jej słuch, by w przyszłości słyszała, że jest inna, gorsza, niepełnosprawna...  Lekarze znaleźli wadę, kiedy Gabrysia była jeszcze w brzuchu, ale nie chodziło o jej uszy… Niedrożność przełyku, śmiertelnie groźna wada, która musiała być operowana zaraz po urodzeniu. Byłam przygotowana na chore dziecko, ale nie tak chore… Znaleźliśmy szpital, w którym Gabrysia będzie mogła przyjść bezpiecznie na świat, znaleźliśmy lekarzy, którzy podejmą się operowania niemowlęcia i czekaliśmy na ten dzień, gdy wszystko się zacznie… Cesarskie cięcie, chwila prawdy i słowa lekarzy, po których straciłam przytomność – córeczka nie ma uszu!  Obudziłam się na sali pooperacyjnej, Gabrysia była już na bloku operacyjnym, a mąż próbował mnie uspokoić. Byłam przygotowana na operację przełyku, nie na dziecko bez uszu, które w dodatku nie słyszy... W chwili, kiedy chciałam ją przytulić ze wszystkich sił, nie miałam jej nawet obok siebie. W głowie mętlik i setki pytań. Na niektóre z nich nigdy nie znalazłam odpowiedzi.  Oglądałam ją dokładnie, kiedy pierwszy raz dali mi moją córeczkę na ręce. Była śliczna, malutka, drobna, nie miała uszek, ale to nie miało znaczenia. Bałam się, co z jej słuchem, czy kiedyś usłyszę od niej słowo Mamo, czy będę mogła kiedyś opowiedzieć o tym, jak bardzo ją kocham! Tego, czy Gabrysia słyszy, miałam się dowiedzieć dopiero po wyjściu ze szpitala, ale warunkiem wypuszczenia Gabrysi do domu, było to, że zacznie samodzielnie jeść. I tak po kilka gramów pokarmu dziennie, przez 3 tygodnie, zbliżyło nas do upragnionego celu. Trafiliśmy do Łodzi, do Kliniki Matki Polki, na oddział laryngologii, tam lekarze zbadali uszka Gabrysi. Jej przewody słuchowe są zasklepione, a słyszy dzięki temu, że rezonują kości czaszki. Bez wspomagania nasza córeczka może usłyszeć bardzo głośną mowę, lecz po wszczepieniu implantu, można już do niej w miarę normalnie mówić.  Jej mowa i rozwój nie odbiega zbytnio od rówieśników, ale nie ukrywajmy, wygląd dla dziewczynek jest ważny. Jakiś czas temu zaczęła pytać o uszka. Jeszcze nie jest tego świadoma, jakie przykrości mogą ją spotkać później w szkole czy w życiu dorosłym z powodu braku uszu, dlatego chcemy działać już! Gabrysia ma też porażenie nerwu twarzowego, a lekarze z USA mogą przywrócić pełen uśmiech i wyrównać mimikę twarzy. Muszą się odbyć minimum dwie operacje, po każdej na jedno ucho, co wiąże się z dwoma wyjazdami i dwoma pobytami w Stanach, po każdej z operacji musimy być miesiąc na miejscu. Będzie potrzebna niestety też trzecia operacja, bo lekarze muszą przenieść Gabrysi aparat (implant) w inne miejsce i wybrać skórę z przewodu słuchowego, aby nie wytworzył się guz po rekonstrukcji. W Polsce małżowiny robią tylko z chrząstki żebra, co jest dodatkową ingerencją w ciało. Te uszy niestety nie wyglądają ładnie, przez co pozostaje nam uzbierać potrzebną kwotę na operację w Stanach. To teraz nasze największe marzenie – zobaczyć naszą córeczkę z uśmiechem i z własnymi uszkami. Marzymy o tym, by udało się przywrócić Gabrysi normalny wygląd i podarować jej normalną przyszłość bez drwin i krępujących spojrzeń na ulicy. Nie chcemy dopuścić, by kiedykolwiek płakała, na myśl o tym, że jest inna niż zdrowe dzieci.

127 800,00 zł ( 22.54% )
Still needed: 438 945,00 zł
Jacek Dąbrowski
Jacek Dąbrowski , 41 years old

Help for Jacek!

My name’s Jacek and I always try to be cheerful and optimistic. I try but it’s not easy because my illness has been with me since I was born. Numerous operations, years spent in bed, suffering which is hard to describe - these are my struggles in short. It’s all fault of my congenital defect of my legs. I was born with it. Without an operation I’ll be forced to end on a wheelchair. Please help me to escape from it. Unfortunately, my current state is bad - the surgery I had (done by Ilizarow’s method) didn’t give an expected effect. Moreover, my bones have become weakened thus I broke my thigh twice. One of my legs was badly set and now it’s shorter and anastomosed with sheeting and screws. Mistakes made by doctors have led me to the state which I’m currently in. I can barely walk and I’m afraid that one day I may simply not be able to get up from my bed. I urgently need an operation because all weight of my body is on one leg. My other leg is hurt too and also needs a surgery. My spine is getting weaker and weaker. I don’t like complaining but my pain is sometimes unbearable. I used to have a job, plans and dreams. Now I can’t work anymore. Like everybody I also have my dreams - my hobby is electronic music and being a DJ is my passion. Passion which I really love. I can feel I could do really a lot on this ground but I can’t because I’m having more and more problems with standing. Medicine has gone far since my last surgeries and now there’s a new intramedullary method through electromagnetic rods which are steered electromagnetically. This method will help me save my fitness and release me from pain! There’s a chance for me to fight for my health and future. This chance involves surgeries done by the mentioned method. Unfortunately, the price is exorbitant - more than 300 thousand Polish zloty! I’m 37 years old and still a lot of things to do. I know that if my condition sits me down on a wheelchair most of them will be impossible. Without an operation it will be getting worse and worse. I’m scared because I don’t know how I’ll manage in the future. Please help me. I’m asking for a chance to live without a disability. I trust that collecting this sum of money is possible with your help!

15 925,00 zł ( 5.07% )
Still needed: 297 931,00 zł
Wioletta Brzozowska
Wioletta Brzozowska , 29 years old

Porzucona, bez szans na przyszłość, u nas znalazła miłość. Pomocy!

Wymarzona, wyczekana, nasza. Długo myśleliśmy o tym, że dziecko będzie idealnym dopełnieniem naszej rodziny. Niestety, z czasem okazało się, że spełnienie największego marzenia okaże się jednocześnie przekleństwem. Procedury, tysiące dokumentów, szkolenia, spotkania ze specjalistami. Wszystko po to, by dołączyła do nas kruszynka. Malutka, bezbronna, pachnąca… 3-miesięczny bobasek, którego los leżał w naszych rękach. Kiedy po raz pierwszy na nią spojrzałam, poczułam niesamowitą radość, euforię… Ale pojawiło się coś jeszcze - właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa. Beztroskim macierzyństwem cieszyłam się tylko 3 miesiące… Kiedy pojawiły się pierwsze problemy z poruszaniem rączkami i nogami zaczęła się niekończąca droga prowadząca przez różnorodne gabinety specjalistów, lekarzy pediatrów, osób, które mogą podpowiedzieć rozwiązania. Przez myśl przeszła nam jeszcze jedna myśl, żeby zbadać pochodzenie córeczki, dowiedzieć się o niej czegoś więcej. I wtedy poraziła nas pierwsza tragiczna wiadomość. Dom Dziecka powiedział, że brat Wiolettki żyje, ale nie funkcjonuje - jest w stanie wegetatywnym. Poraziła nas wizja tego, co może nas czekać, ale chcieliśmy poczekać na ostateczny “wyrok”. Lekarze nie mieli dla nas dobrych wieści. Wszystkie najgorsze obawy się potwierdziły. Było nawet gorzej. Diagnoza: SMA, Rdzeniowy Zanik Mięśni, typu I — dzień za dniem ciało Wioletty trawione chorobą zapada się… Każdy organ i kończyna powoli odmawiają posłuszeństwa. Kiedy próbowałam pogodzić się z tą informacją, jakoś poukładać naszą rzeczywistość dostałam wiadomość, która rozbiła moje serce na pół. Dom Dziecka zaproponował coś niewyobrażalnego… Oddanie Wioletty i wymianę na inne dziecko. Jak można zadać takie pytanie?! Krzyczałam przez łzy, że nigdy nie oddam córeczki - ani do Domu Dziecka, ani w szpony śmierci! Nagromadzenie myśli, konieczność poszukiwania leczenia dla córeczki, widok mojego dziecka, które miałam wrażenie, coraz bardziej się od nas oddala. Nie mieliśmy możliwości nacieszyć się wspólnym czasem. Zrobiliśmy mnóstwo planów. Nie było w tym wielkich oczekiwań. Codzienność dawała nam mnóstwo satysfakcji, radość, spełnienie. Tymczasem nadzieja powoli umierała, choroba rozwijała się nieubłaganie, z każdym dniem córka stawała się coraz słabsza. Całkowity brak sił, obniżona odporność i częste zachorowania na zapalenie płuc i oskrzeli doprowadziły do stałego podłączenie sondy, ssaka i respiratora, podtrzymującego życie. U Wioletty zdiagnozowano SMA, skrzywienie kręgosłupa, i poważną skoliozę. Usiąść może wyłącznie, kiedy ma na sobie gorset, jej jedyny zakres ruchów to przekręcenie głowy. Może zmieniać pozycje tylko na leżąco, z naszą pomocą. Jej ciało stało się niemal całkowicie bezwładne. Choroba uwięziła ciało mojej córeczki w łóżku. Odebrała możliwość przemieszczania się, pójścia w dowolne miejsce. Nie może udać się, gdzie chce, nie będzie miała nigdy swoich nastoletnich spraw.  Mimo że uwięziona w niepełnosprawności ciała, wciąż myśli tak samo. Jej mózg funkcjonuje bez zmian, jest otwarty na marzenia, kreatywny. Oderwaniem od rzeczywistości jest dla niej moda - jedynym sprawnym palcem korzysta z komputera w poszukiwaniu najnowszych trendów, podpowiedzi i rozwiązań. Tę pasję przejęła ode mnie, czasem siedzę przy niej, kiedy szyję i wtedy w jej oku pojawia się ten błysk. Najgorsza jest świadomość, że nigdy nie usiądzie przy maszynie, nie poczuje tych wibracji. Wierzę jednak, że nie wszystko stracone. Może kiedyś jakimś cudem zaprojektuje strój, który wzbudzi podziw. Mimo najgorszych wieści, walczymy o nią każdego dnia! Nadzieją na poprawę sytuacji córeczki jest intensywna rehabilitacja pod okiem specjalistów. Zajęcia pobudzają nerwy, zmniejszają poziom bólu i eliminują potworne cierpienie. Nie mogę patrzeć, jak się męczy, jak choroba odbiera jej resztkę sił. Mówię to od zawsze i będę powtarzać, nie oddam jej, choćbym miała walczyć do ostatniej możliwości. Ktoś mógłby powiedzieć, że mieliśmy wybór. Tak, wybraliśmy walkę o życie Wioletty i z perspektywy czasu, nie żałuję. Podjęłabym tę decyzję po raz drugi. Jej choroba nauczyła mnie, że piękne zakończenia występują  tylko w bajkach, a życie i jego przewrotność mają za nic wszelkie plany. Ratunek Wioli był moim przeznaczeniem. Potrzebuję wsparcia, proszę, pomóżcie ocalić moje dziecko! 

27 375,00 zł ( 32.42% )
Still needed: 57 040,00 zł
Anna Walasek
Anna Walasek , 36 years old

Ania została mamą, 5 miesięcy później doznała udaru❗️Teraz walczy o powrót do sprawności❗️

6 września 2023 życie mojej ukochanej żony, młodej mamy zamieniło się w koszmar. Ania doznała rozległego udaru krwotocznego. Początkowo lekarze nie dawali jej żadnych szans na przeżycie, stan był krytyczny. Przez pierwsze dwa tygodnie przebywała w śpiączce. W jej organizm wdały się ostre stany zapalne, które tylko pogarszały i tak już niełatwą sytuację... Dzięki ogromnej pracy specjalistów i silnej woli życia, stan mojej żony ustabilizował się, wybudziła się ze śpiączki, z czasem otworzyła oczy, widziała i słyszała, gdy do niej mówiliśmy. Co prawda wciąż nie mówiła, ale mimo to był z nią dobry kontakt, przez kiwnięcie głową na "tak" lub kręcenie głową na "nie". Udało się nawet usunąć tracheotomię.  Widzieliśmy też pierwsze efekty rehabilitacji. Prawa ręka i noga były coraz sprawniejsze, pojawiło się napięcie mięśniowe oraz kontrolowane ruchy w niewładnej dotąd lewej ręce i nodze. Ania potrafiła utrzymać głowę i wykonywać nią delikatne ruchy. To wszystko dało nam wszystkim motywacje do walki o jej samodzielność. Niestety, pod koniec listopada 2023 roku zapalenie płuc i zakażenie koronawirusem doprowadziło do znacznego pogorszenia stanu. Była niewydolna krążeniowo i oddechowo. Wtedy kolejny raz usłyszałam od lekarzy: "Proszę być przygotowanym na najgorsze". Zdecydowano o wprowadzeniu jej w śpiączkę farmakologiczną i podłączaniu pod respirator. Moja żona kolejny raz walczyła o życie. Ciężki stan utrzymywał się przez kilkanaście dni. Na szczęście od początku obecnego roku stan Ani każdego dnia poprawia się. Jej organizm zaczął reagować na leczenie i mogła zostać przeniesiona z oddziału Intensywnej terapii na oddział neurologii, gdzie zaczęła samodzielnie oddychać. W kolejnych tygodniach nabierała sił, dzięki czemu trafiła na rehabilitacje. Przez ostatnie miesiące Ania była intensywnie rehabilitowana, dzięki czemu udało się wiele osiągnąć. W lutym usunięto rurkę tracheostomią, z czasem pojawił się głos. Ani udawało się wypowiadać szeptem proste słowa. Dzięki wielomiesięcznej pracy z neurologopedą dzisiaj z trudem, ale mówi pełnymi zdaniami. Wróciło także częściowe czucie w przełyku, co pozwoliło na żywienie doustne, niestety ze względu na duże ryzyko zachłyśnięcia tylko w formie zmiksowanej i zagęszczonej. Codzienna praca rehabilitantów poprawiła zakres ruchowy prawej ręki i nogi oraz w niewładnej lewej ręce i nodze. Najsłabszą częścią ciała są mięśnia tułowia. Ania nie jest w stanie samodzielnie siedzieć bez oparcia, dlatego teraz tak ważna jest pionizacja i codzienne wielogodzinne ćwiczenia. Żona potrzebuje intensywnej, całodobowej opieki w specjalistycznym ośrodku rehabilitacji z udziałem neurologa, fizjoterapeuty, neurologopedy, neuropsychologa i wielu innych specjalistów. Walczyliśmy o życie, teraz walczymy o sprawność i samodzielność. Lekarze i specjaliści jednoznacznie twierdzą, że czeka ją wieloletnia rehabilitacja. Obecnie Ania przebywa w specjalistycznym ośrodku rehabilitacji, gdzie ma zapewnioną całodobową opiekę i szeroki zakres zajęć z udziałem fizjoterapeuty, neurologopedy, neuropsychologa i wielu innych specjalistów.   Niestety miesięczny koszt pobytu to ponad 38 tys. złotych. Dotychczas zgromadzone środki szybko pochłania rehabilitacja. Boimy się, że za chwilę nasze możliwości finansowe skończą się i będziemy zmuszeni przerwać rehabilitacje, co oznaczałoby, że Ania do końca życia zostanie na wózku inwalidzkim i straci szanse na samodzielność. Nie możemy się teraz poddać, tak daleko udało się już zajść. Ania jest bardzo zdeterminowana i każdego dnia daje z siebie wszystko. Ma silną motywację – to nasz półtoraroczny synek, Nikoś. Z całego serca dziękujemy za dotychczasową pomoc. Niestety kolejny raz prosimy o wsparcie. Dzięki Wam Ania będzie miała szanse na powrót do sprawności, wierzymy, że jeszcze będzie samodzielna i będzie chodzić, że będzie szczęśliwa. Wiemy jak ważna jest sprawność w młodym wieku, najbliższe miesiące rzutują na przyszłość młodej mamy. Kamil – mąż Ani

9 508,00 zł ( 2.55% )
Still needed: 362 832,00 zł
Agnieszka Pietrowska
Agnieszka Pietrowska , 32 years old

Gdy koszmar staje się rzeczywistością... Wesprzyj Agnieszkę w walce z chorobą!

Wyobraź sobie, że śnisz koszmar. Boisz się. Serce bije jak szalone, a po Twoich plecach spływa zimny pot. Bardzo chcesz się obudzić, jednak to nie jest możliwe! A teraz wyobraź sobie, że ten koszmar to nie sen. To moje życie… Zaczęło się od wysokiej gorączki. Myślałam, że to skutek udaru cieplnego. Jednak gdy moje samopoczucie się nie poprawiało, zostawiłam w domu mojego niespełna 3-letniego synka i pojechałam do szpitala. Byłam w kilku. Mimo szeregu wykonanych badań nikt nie potrafił stwierdzić, co mi dolega. Zostałam wypisana bez leków i bez jednoznacznej diagnozy… W trakcie trwającego jeszcze zwolnienia lekarskiego moje zdrowie znów się pogorszyło. Obudziłam się z obezwładniającym bólem pleców. Umówiłam się na pilną wizytę do lekarza rodzinnego. Do gabinetu weszłam z pomocą innych pacjentów. Ból nasilał się w zatrważającym tempie! Bezpośrednio z przychodni zostałam odwieziona karetką pogotowia do szpitala. Te kroki do przychodni, były moimi ostatnimi… Obecnie poruszam się na wózku inwalidzkim.  Po wielu badaniach, konsultacjach, punkcjach postawiono diagnozę: ostre poprzeczne zapalenie rdzenia kręgowego, które spowodowało PARALIŻ OD PASA W DÓŁ!  Szukając przyczyn zapalenia, zdiagnozowano toczeń. Czułam się, jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. Mój synek nie potrafił poradzić sobie w nowej rzeczywistości. Nie rozumiał, dlaczego mama już się nim nie bawi, tylko leży w łóżku. Dlaczego tak często nie ma jej w domu... Wiedziałam, że zrobię wszystko, by wyzdrowieć! Co miesiąc jeżdżę do szpitala na wlewy z immunoglobulin, by wesprzeć organizm w walce ze stanem zapalnym. Chodzę na rehabilitację i regularnie staram się uczestniczyć w turnusach, podczas których intensywnie ćwiczę, by znów stanąć na nogi. Przyjmuję lekarstwa i staram się z optymizmem patrzeć w przyszłość. Bywa ciężko, ale dla dziecka zrobię wszystko! Niestety rehabilitacja pochłania wszystkie moje oszczędności, dlatego proszę o wsparcie, bym mogła jak najszybciej wrócić do pełni zdrowia! Bym mogła zacząć znów żyć i być mamą, jak dawniej... Agnieszka

1 654,00 zł ( 1.72% )
Still needed: 94 091,00 zł
Staś Sutowicz
Staś Sutowicz , 8 months old

Stasiu miał nie przeżyć❗️Teraz toczy walkę o lepszą przyszłość – POMÓŻ❗️

Już w trakcie trwania ciąży dowiedzieliśmy się, że nasz synek ma wrodzoną przepuklinę przepony i będzie wymagał natychmiastowej operacji chirurgicznej. W trakcie dalszej diagnostyki prenatalnej wykryto podejrzenie zespołu genetycznego Pallistera-Killiana. Lekarze nie dawali Stasiowi szans na przeżycie. Nie zostawiali nawet iskierki nadziei. Nigdy nie zapomnimy, jak musieliśmy tłumaczyć naszym starszym dzieciom, że nie będą mieli braciszka… Staś urodził się dokładnie 25.12.2023 roku, w 34. tygodniu ciąży z powodu powikłań po amnioredukcji. Po porodzie mogliśmy tylko dotknąć jego malutkiej rączki, później lekarze walczyli o jego kruche życie. Synek został zaintubowany, a następnie przetransportowany do szpitala w Łodzi, gdzie przeszedł poważną operację brzuszka. Lekarze nie dawali mu najmniejszych szans, ale Staś zaskoczył wszystkich swoją wolą walki. Swoje pierwsze tygodnie synek spędził w szpitalu. Tam potwierdzono, że choruje na zespół Pallistera-Killiana. To rzadka wada genetyczna, która jest nieuleczalna i niesie ze sobą wiele okrutnych dolegliwości. Wyłącznie dzięki intensywnej rehabilitacji Staś ma szansę na lepszy rozwój i sprawność fizyczną. Jesteśmy pod stałą kontrolą wielu specjalistów: kardiologa, neurologa, genetyka, chirurga, logopedy oraz ośrodka rehabilitacyjnego. Staś pomimo swoich schorzeń i ciągłej walki o lepszą sprawność jest pogodnym i uśmiechniętym chłopcem. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak dokładnie będzie wyglądać jego przyszłość, ale już musimy być gotowi na związane z nią koszty. Wizyty u wielu specjalistów, dojazdy, rehabilitacja i specjalistyczna diagnostyka to tylko wierzchołek góry potrzeb, z którymi musimy się zmierzyć. Dlatego z całego serca prosimy o wsparcie! Za wszelką pomoc okazaną Stasiowi – dziękujemy! Rodzice

2 310,00 zł ( 4.34% )
Still needed: 50 882,00 zł