Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Krystyna Grodek
Krystyna Grodek , 77 years old

Koszmar udaru... Proszę, pomóż nam odzyskać ukochaną mamę!

15 listopada 2020 roku nasza mama doznała rozległego lewostronnego udaru mózgu. Jedna sekunda prawie zabrała ukochane przez nas życie... Z niezależnej, zawsze aktywnej kobiety, która mieszkała sama i cieszyła się każdym dniem życia, stała się osobą zależną od innych... Z całej mocy naszych serc prosimy o pomoc dla niej! Nie jesteśmy w stanie zliczyć momentów, w których mama była dla nas największym wsparciem i najlepszym przyjacielem. Chciałyśmy, by tak było jak najdłużej... Łudziliśmy się, że tak może być zawsze. Zawsze wydawało się nam, że nasza mama na zawsze pozostanie pełną życia, zdrową i sprawną kobietą. Jakże się myliliśmy... Do tej pory mamy przed oczami piękne bukiety, które mama tworzyła i dekorowała nimi mieszkanie. Jej umiłowanie do muzyki i literatury było widoczne na każdym kroku. Mama była artystyczną duszą, która cieszyła się swoją niezależnością. Mimo umiłowania wolności miała serce przepełnione dobrocią dla innych. Całe życie troskliwie opiekowała się swoją mamą, a naszą babcią. Gdy przyszedł moment "jesieni życia", gdy w końcu mogła mieć czas dla siebie i zająć się tym, co kochała najbardziej, brutalnie odebrała jej to choroba. Mama na szczęście przeżyła udar, ale ma sparaliżowaną prawą stronę ciała... Udar był lewostronny. Mama nie mówi i nie chodzi... Wciąż wierzymy w to, że mama wróci do stanu sprzed udaru, widzimy, jak wielka wola walki w niej drzemie. Rozumie proste polecenia i ma chęć walki do życia, dlatego dostała się na rehabilitację poszpitalną. Dochodzenie do zdrowia po udarze jest procesem bardzo długim i wymaga wielu godzin rehabilitacji - kosztownej rehabilitacji, na którą nie jesteśmy w stanie sobie pozwolić. Nie jest nam łatwo prosić o pomoc, ale dla mamy musimy to zrobić. Prosimy, pomóż nam ją odzyskać... Tak bardzo chcemy jeszcze kiedyś usłyszeć jej głos. Rodzina Krystyny    

37 795,00 zł ( 47.36% )
Still needed: 41 993,00 zł
Agata Jung
Agata Jung , 27 years old

Agata jest dzielna, ale sama nie wygra walki o sprawność! Pomożesz?

Moja walka trwa! Dzięki Waszej pomocy przeszłam operację bioder. To pozwoliło pozbyć mi się bólu, jednak to dopiero początek. Mam jednak siłę i motywację, by zdobywać kolejne cele na drodze do sprawności! Bardzo potrzebuję rehabilitacji. I pomocy, by móc za nią zapłacić… Przede mną także kolejne nierefundowane operacje. Proszę, bądź ze mną! Przez wiele lat nie mogłam się nawet wyprostować, bo kość biodrowa nie chciała się ruszać do tylu i do przodu przez swoje położenie. Po operacji jest o wiele lepiej, jednak nadal nie chodzę wyprostowana - nic nie dzieje się od razu. Jednak z każdym kolejnym miesiącem jest lepiej o kilka milimetrów! Wreszcie mogę też siedzieć i stać wygodnie, nie czuję kłuci i drętwienia. Probujemy chodzić na krótkie spacery, ale kolana są niestety coraz w gorszym stanie. Po 15 minutach ból staje się nie do zniesienia, o kolana odmawiają posłuszeństwa. Po domu w miarę się poruszam, jednak po wyjściu na zewnątrz i przejściu dłuższego dystansu jest źle - muszę wtedy usiąść choć na godzinę. Kości w kolanie nie są dobrze połączone - bez operacji nawet rehabilitacja nie pomoże w tym obszarze. Kolana są zgięte do przodu, a to utrudnia prawidłową postawę. Wciąż czekam na dokument z kosztorysem, ale z informacji od doktora wynika, że endoprotezoplastyka stawu kolanowego kosztuje 25-30 tys. zł, wiec operacja dwóch kolan może kosztować do 60 tys. zł… Do tego dojdzie operacja stopy, która wyniesie nawet 6 tysięcy. Jak tylko dostanę wszystkie dokumenty, na zbiórce pojawi się pasek. Niestety, nie mogę czekać, dlatego już dziś z całego serca ponownie proszę o pomoc. Dzięki Wam rozpoczęłam drogę, która pozwoli mi dojść do wymarzonej sprawności. Wierzę, że wiele dobrego jeszcze przede mną. Agata

16 519,00 zł ( 23.25% )
Still needed: 54 521,00 zł
Olaf Jaworowicz
Olaf Jaworowicz , 6 years old

Ciche serca bicie

Jedyne, o czym marzy każdy rodzic, to by jego dziecko urodziło się zdrowe, by rozwijało się tak, jak każde inne, a jego życiu nic nie zagrażało. Spokój i rutyna, która dla tak wielu często jest przekleństwem, dla nas byłaby błogosławieństwem. Niestety już po urodzeniu syna moje marzenie o sielskim życiu dla niego legło w gruzach. Dowiedzieliśmy się, że Olaf ma bardzo poważną wadę serca - hipoplazją lewej komory serca - HLHS. Wada ta występuje u mniej niż 0,05% żywo urodzonych noworodków. U tych pacjentów dochodzi do niedorozwoju lewej części serca, która jest odpowiedzialna za pompowanie krwi bogatej w tlen, do tętnicy głównej (aorta) i za jej pośrednictwem do całego ciała. Noworodek z HLHS rodzi się o czasie z prawidłową masą. W przypadku HLHS nie istnieje możliwość wyleczenia wady serca. Operacje są operacjami „paliatywnymi” mającymi na celu zapewnienia dziecku zdolności do życia. Rzadko występują towarzyszące wady rozwoju innych narządów. W przypadku naszego dziecka ziściło się właśnie to „rzadko dochodzi do…”. Olaf ma obecnie 3-latka i nie tylko choruje na serce, ale również nie mówi i nie chodzi. Nasz synek przeszedł już dwie operacje, czeka na trzecią. Za każdym razem drżeliśmy ze strachu o jego życie, bo tak bardzo baliśmy się, czy Olafek wyjdzie z tego zwycięsko. Godziny spędzone pod salą operacyjną były chwilami, które ciągnęły się w nieskończoność, a my pełni obaw czekaliśmy na jakąkolwiek wiadomość o stanie naszego małego wojownika. Jednakże dzięki Waszemu wsparciu oraz osób, które codziennie walczą o lepsze jutro dla naszego dziecka, jesteśmy w stanie dojrzeć światełko nadziei nieśmiało wyglądające zza rogu. Codzienna żmudna, ciężka i wymagająca pokładów energii (nie tylko Olafka) rehabilitacja w końcu przynosi realne rezultaty, które zauważalne są gołym okiem. Ale żeby umiejętności, których uczy się Olaf, nie zanikły – potrzeba znacznie więcej niż tylko ćwiczenia. Środki, które zbieramy, przeznaczane są na bieżąco na lekarstwa, suplementację, czy na turnus rehabilitacyjny. Ale to kropla w morzu potrzeb naszego synka, ponieważ by jeszcze intensywniej móc ćwiczyć, musimy wyposażyć pokój Olafa w niezbędne sprzęty. Przyrządy i elementy rozwijające motorykę są bardzo kosztowne i biorąc pod uwagę fakt, że sama choruję na Dziecięce Porażenie Mózgowe i dla Olafa zrezygnowałam ze swojego leczenia, by móc zapewnić mu ciągłą realizację recept, zwyczajnie nie stać nas na pokrycie wszystkich kosztów. Magdalena, mama

50 462 zł
Katarzyna Kaleńczuk
Urgent!
5 days left
Katarzyna Kaleńczuk , 58 years old

PILNE❗️Kasia ma raka i dramatycznie mało czasu - trwa walka o życie!

Kasia walczy o życie - nowotwór nie odpuszcza i jest wyjątkowo zaciekłym, śmiertelnym przeciwnikiem... W Polsce ratunku już dla niej nie ma. Wszystkie metody leczenia wyczerpały się... Została tylko walka o każdy dzień i powolne odchodzenie. Ostatnia nadzieja jest w Niemczech. 6 lutego Kasia musi być w klinice, jest przerażona i zrozpaczona... Nie pozwól, by jej życie zgasło z powodu braku pieniędzy - prosimy o ratunek! Kasia: Nowotwór... Choroba, którą u mnie zdiagnozowano, zawsze będzie kojarzyć mi się z bólem fizycznym i psychicznym. Bólem, który przeszywa moją psychikę, rujnuje kości i ciało. Jest we mnie jednocześnie strach, desperacja i cel, jedyny, o którym marzę  - wyzdrowieć.  W 2003 roku w Andrzejki zdiagnozowano u mnie  nowotwór  krwi... Wtedy jeszcze łagodny. Żyłam w ciągłym strachu. W 2016 roku moje najgorsze koszmary stały się rzeczywistością... Nowotwór zezłośliwił się, zajmując szpik. Zaatakował praktycznie całe moje ciało. Tak zaczęło się piekło mojej walki... Choroba wyniszcza i pustoszy organizm, prowadząc do śmierci. Mój  szpik  włóknieje, przez co niemożliwe jest powstanie prawidłowych komórek krwi. Rolę krwiotwórczą przejmuje śledziona, wątroba i inne organy. Umieram. Jestem naprawdę słaba...  Od 2016 roku walczę o każdy kolejny miesiąc, rok... Jest przy mnie mój mąż Krzysiek, wspiera mnie, jest przy mnie w trudnych chwilach. Ostatnie miesiące były dla nas wyjątkowo dramatyczne... Zachorowałam na COVID-19, to, że przeżyłam, to cud... W brzuchu lekarze znaleźli guzy niewiadomego pochodzenia... Lekarze w Polsce nie chcą się podjąć operacji z powodu dysfunkcji tarczycy, wpadam z niedoczynności w nadczynność. Funkcja tarczycy rozstroiła się poprzez dotychczasowe leczenie. Tak powstało błędne koło, choroba postępuje, guzy rosną… A ja słabnę. W Polsce nie ma już dla mnie żadnej drogi leczenia. Wszystkie metody wyczerpały się i nie dały  efektów. Stanęłam przed murem, którego nie przeskoczę. Jestem zdesperowana i zmuszona szukać ratunku tam, gdzie tylko się da. Miałam ogromne szczęście trafić do kliniki w Niemczech - lekarz, który się mną zajmuje, współpracuje z najwybitniejszymi onkologami i lekarzami innych specjalizacji. Gdybym nie rozpoczęła leczenia tutaj, nie wiem, co by ze mną było... Lekarze szukają sposobu, jak mi pomóc, jak ratować moje życie. Nie skreślają mnie, za co jestem im wdzięczna. Póki jeszcze oddycham, póty jest nadzieja... Po konsultacjach lekarze ze szpitala w Ratyzbonie chcą podjąć się trudnej i ryzykownej operacji usunięcia guzów z jamy brzusznej. Musi być ona przeprowadzona pod ścisłym nadzorem endokrynologicznym. Diagnostyka  w Niemczech wykazała też, że  mam kolejny guz, tym razem w głowie. Jeśli się powiększy, konieczna będzie operacja. Muszę też kontynuować walkę z nowotworem, żeby powstrzymać jego kolejny atak! Im szybciej zacznę leczenie, tym lepiej -  nie mogę czekać, bo rak też nie czeka, by zabić! Nowotwór postępuje i w każdej chwili może przekształcić się w najostrzejszą postać białaczki szpikowej! Potrzebuję leczenia i zabiegów, które wspomogą mój organizm w walce. Tylko to da mi szansę, że zwycięsko wyjdę z walki o życie... A ja bardzo chcę żyć!  Uwierz mi, nie jest łatwo... Nowotwór to straszny przeciwnik, który wywraca życie do góry nogami. Pokazał mi jednak, co tak naprawdę w życiu jest ważne. Zwyczajne, prozaiczne rzeczy i zdarzenia nabierają  ogromnego znaczenia... Nagle zdajemy sobie sprawę, że każde z nich może być ostatnim w naszym życiu. Dlatego tym bardziej chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby wygrać! Wbrew wszystkiemu wierzę głęboko, że wydarzy się cud, który mnie uratuje. Na drodze stoi jednak przeszkoda, którą są finanse… Leczenie jest bardzo kosztowne... Ani mnie, ani mojej rodziny nie stać na ratunek. Kosztorys wystawiony przez lekarza opiewa na kilkaset tysięcy  złotych -  na tyle  wyceniono moje życie… Bez pomocy ludzi dobrej woli nie mam szans... Po prostu umrę. Potrzebuję pomocy, Twojej pomocy... Walczyłam, walczę i będę walczyć, póki starczy mi sił, wierzę mocno, że pokonam raka, bo siła woli jest we mnie ogromna. Chcę żyć! Czas ucieka, dlatego proszę Cię – pomóż mi zdążyć!   Kasia Zbiórkę można wesprzeć poprzez licytacje na Facebooku - dołącz i uratuj życie!

513 427,00 zł ( 84.08% )
Still needed: 97 213,00 zł
Adam Majewski
Adam Majewski , 52 years old

Choroba kawałek po kawałku zabiera moje ciało, by na końcu zabrać życie... Pomóż mi, proszę!

Chciałbym cofnąć czas – znów być w miejscu, kiedy nie wiedziałem, co znaczy chorować, kiedy myślałem, że panuję nad własnym życiem... Od kilkunastu lat mam jednak wrażenie, że los zamknął mnie w śmiertelnej pułapce. Choroba Buergera zawładnęła moim życiem bez reszty. Stopniowo zajmuje kolejne moje tętnice i żyły powodując zapalenia i zrosty prowadzące do obumierania i amputacji. Amputacji, które przeszedłem już 3... Choroba Buergera to zakrzepowo-zarostowe zapalenie obwodowych tętnic i żył. Najpierw, 10 lat temu, zaatakowała moją prawą dłoń. Lekarze podjęli wtedy decyzję o amputacji. To był jedyny sposób na to, aby choroba nie postąpiła dalej. Wtedy z dnia na dzień moje życie się zmieniło, musiałem sobie radzić z nową, nieznośną sytuacją i niesamodzielnością. Dzięki koledze znalazłem pracę na budowie, gdzie pomimo swoich ograniczeń sumiennie pracowałem. Niestety pierwsza operacja nie oznaczała końca mojej walki. Choroba miała jeszcze wiele w zanadrzu. Znów zebrała swoje żniwo w 2018 roku - amputowano lewe wtedy podudzie, a w 2020 – udo. W tym czasie straciłem także dach nad głową, z dnia na dzień stałem się bezdomny i niezdolny do pracy... Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy wtedy mi pomogli – przygarnęli, dali mi pracę, dach nad głową oraz ciepły posiłek. W zamian za to ja zajmuję się ich stajnią, opiekuję końmi i w miarę moich możliwości wykonuję drobne prace w ogrodzie. Poruszam się na wózku, dlatego wielu rzeczy nie jestem w stanie zrobić samodzielnie. Kocham konie i praca z nimi sprawia mi wiele przyjemności, nie myślę wtedy o tym, co mnie spotkało.  Walczę, jak mogę, nie poddaję się i wciąż marzę, że za pomocą protezy jeszcze kiedyś stanę na dwóch nogach, pójdę sam do sklepu, czy na spacer, że będę bardziej samodzielny.  Potrzebuję w tym jednak Twojej pomocy... Proszę! Adam

27 827,00 zł ( 62.98% )
Still needed: 16 354,00 zł
Rafał Beer
1 day left
Rafał Beer , 39 years old

By odzyskać życie sprzed wypadku!

Od dziecka marzyłem o podróżach. Chciałem zwiedzać świat, poznać nowe kultury. Niestety nieszczęśliwy wypadek zabrał moją sprawność, a moje wszystkie plany legły w gruzach…  Po skończeniu pełnoletności wyjechałem pracować w Holandii. 12 listopada 2007 to dzień, którego nigdy nie zapomnę. Miałem tylko wprowadzać nowego pracownika, a skończyłem na stole operacyjnym. Podczas szkolenia przejechał mi dwa razy wózkiem widłowym po lewej nodze. Doznałem licznych obrażeń i zmiażdżenia. Przez rok przeszedłem ponad 10 poważnych operacji ratowania kończyny. W ciągu kolejnych miesięcy odbyły się najpoważniejsze próby rekonstrukcji.  Podczas jednej z operacji konieczne było ponowne złamanie nogi, podczas kolejnej przeszczep skóry... Każdy taki zabieg wiązał się z naprawdę silnym bólem. Tylko morfina była środkiem, który choć trochę pomagał przetrwać ten ciężki czas. Podczas jednej z wizyt w szpitalu lekarze przekazali mi bardzo złe wieści - zaatakowała mnie gangrena, czyli zakażenie tkanki. W konsekwencji doszło do martwicy, a amputacja była jedynym wyjściem. To właśnie wtedy okazało się że nogi nie da się uratować...  Ciężko było mi uwierzyć w to co się stało. Załamałem się - wszystkie wydarzenia były dla mnie wielką traumą. Ostatecznie popadłem w ciężką depresję, z której pomogli mi wyjść najbliżsi. Utrata nogi spowodowała, że nie mogłem już pracować i w związku z tym wróciłem do Polski.  Przez kilkanaście lat poruszałem się dzięki protezie, którą otrzymałem jeszcze w Holandii. Taki sprzęt zużywa się bardzo szybko. Moja proteza właśnie się rozpadła. Na domiar złego  kilka dni temu obciążyłem sobie kostkę zdrowej nogi oraz uszkodziłem ścięgno. Część kończyny bardzo spuchła co znacznie utrudnia mi możliwość poruszania. Jestem teraz uzależniony od pomocy najbliższych osób. Cieszę się, że moi rodzice, to osoby, na które zawsze mogę liczyć.  Oprócz problemów z nogami choruję jeszcze na serce i nadciśnienie. Wydaję miesięcznie naprawdę wysokie kwoty na lekarstwa, a pozostała suma z ledwością wystarcza na moje skromne potrzeby życiowe. Kochałem chodzić, zwiedzać, podróżować i odkrywać nieznane. Mimo trudności losu starałem się pozostawać aktywny fizycznie. Często uprawiałem sport, grałem w piłkę nożną, siatkówkę, jeździłem na rowerze. Byłem również w związku z dziewczyną, z którą planowałem wspólną przyszłość. Niestety wypadek zweryfikował te plany.  Sięgając pamięcią wstecz, bardzo tęsknię za możliwością bycia niezależnym w poruszaniu się. Bez nowej protezy jestem ciężarem dla mojej rodziny i bliskich. Proszę, pomóż mi ich odciążyć i sprawić, że moja codzienność będzie dużo bardziej komfortowa!  Rafał

15 248,00 zł ( 27.81% )
Still needed: 39 572,00 zł
Wiktoria Kwiatkowska
Wiktoria Kwiatkowska , 23 years old

Wiele lat ciężkiej pracy zniszczonych przez chorobę. Pomóż Wiktorii stanąć do walki o sprawność!

Wiktoria ma 19 lat. Wkrótce powinna rozpoczynać nowy etap życia, wybierać studia, realizować marzenia. Żyć samodzielnie. Niestety w jej przypadku, samodzielne pokonanie kilku kroków zdaje się być marzeniem, na ten moment zupełnie poza zasięgiem.  Mózgowe porażenie dziecięce sprawiło, że życie mojej córki jest zupełnie inne niż rzeczywistość jej rówieśników. Ograniczona przez własne ciało i umysł o wiele umiejętności walczy każdego dnia. Inne pozostają niemożliwe do wypracowania mimo wielu godzin ciężkich ćwiczeń. To, co się dzieje w naszej codzienności jest nie tylko trudne, ale też niezwykle frustrujące, bo czasem widzę jak Wiktoria spogląda na ludzi zdrowych i sprawnych. Jako matka niczego nie chciałabym dla niej tak bardzo, jak zdrowia i życia bez trudności. Marzenia o życiu zwyczajnej nastolatki na zawsze pozostaną tylko marzeniami. Problemy z poruszaniem to nie jedyne, z jakimi zmaga się Wiktoria. Niestety, córka ma słaby wzrok, ma ograniczone możliwości komunikacyjne, bo jej słownik ogranicza się do kilku podstawowych słów.  W 2007 roku Wiktoria została poddana operacji obu kończyn - to była nasza szansa na ratowanie sprawności. Zabieg i intensywna rehabilitacja przyniosły zaskakujące rezultaty - Wiktoria zaczęła poruszać się samodzielnie. W tym momencie świat znów stanął przed nią otworem, a życie stało się nieco prostsze. Ten etap był nam niezwykle potrzebny! Wiktoria zaczęła poszerzać zainteresowania, poznawać świat z zupełnie innej perspektywy. W naszym życiu zagościł optymizm i nadzieja.  Niestety, ostatnie 6 miesięcy to wciąż powracające bariery i ograniczenia. Wiktoria z dnia na dzień gdzieś zgubiła swoją energię, zaczęła się bać. Przestała chodzić inaczej niż przy naszym wsparciu, a w codzienność wkradł się przejmujący smutek. Nauczeni doświadczeniem od razu skorzystaliśmy z pomocy specjalistów. Diagnoza była dla nas szokiem: przykurcz stawów biodrowych powodujący ból i ogromny dyskomfort przy każdym, nawet delikatnym ruchu. Dostaliśmy zalecenia, które w tym momencie są zupełnie poza naszym zasięgiem: codzienna rehabilitacja domowa i ta prowadzona pod okiem specjalistów. Ćwiczenia, terapia i zajęcia na basenie, które pozostają zupełnie poza naszym zasięgiem, bo to koszty, których nie jesteśmy w stanie pokryć.  Choroba, brak środków na prowadzenie leczenia - czy mogą być gorsze informacje? Jak przekazać Wiktorii wiadomość, że nie udało nam się zapewnić tego, czego najbardziej teraz potrzebuje? To nie jest nowa zabawka, czy telefon. To samodzielność i zdrowie, które każdego dnia niszczy choroba… Potrzebujemy pomocy! Potrzebujemy wsparcia ludzi o dobrych sercach! Wasza pomoc to nasza nadzieja na to, że lata pracy Wiktorii nie pójdą na marne.  Trzymamy się maleńkiej iskierki nadziei… Dla nas zdrowie i sprawność Wiktorii to najważniejszy cel, ale jeśli postanowicie wesprzeć nas w jego realizacji, możemy zapewnić o jednym - tej szansy nigdy nie zmarnujemy!

8 189,00 zł ( 33.76% )
Still needed: 16 067,00 zł
Piotr Wakuła
Piotr Wakuła , 50 years old

Operacja miała przynieść życie bez bólu, a stałem się niepełnosprawny! Pomóż mi!

Wiem, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Przede mną ogrom pracy, żeby wrócić, choć w połowie do tego, jak funkcjonowałem przed operacją. Pogodziłem się z tym, że już nie będę samodzielny. Mimo to chciałbym przypomnieć sobie, jak to jest żyć bez bólu, choć przez chwilę. Pragnę zawalczyć o komfort życia i odciążenie moich najbliższych.  Ponad 5 lat temu zacząłem odczuwać olbrzymie bóle głowy, które uniemożliwiały mi pracę i utrudniały codzienne czynności. Po serii badań okazało się, że mam przepuklinę krążka międzykręgowego w odcinku szyjnym. W tym samym roku przeszedłem operację, która zabrała mi resztki zdrowia i normalne życie. To miał być prosty zabieg. Lekarz obiecywał, że po 3 dniach wyjdę do domu, że wszystko będzie w porządku. Podczas usuwania przepukliny coś poszło nie tak i uszkodzono mi rdzeń kręgowy. Rokowania były fatalne. To, że żyję można porównywać do cudu. Przez miesiąc leżałem na OIOM-ie pod respiratorem w stanie śpiączki, ponieważ nie potrafiłem sam oddychać. Po wybudzeniu okazało się, że mam porażenie czterokończynowe. Nie byłem też w stanie mówić. Po ponad 6 miesiącach żmudnej i bolesnej rehabilitacji zostałem wypisany do domu. Moja lewa strona ciała jest całkowicie sparaliżowana. Nie mogę zgiąć nogi, a ręka leży bezwładnie. Prawa strona jest w lepszym stanie, ale nie na tyle, bym sam mógł funkcjonować. Przeszedłem dwie operacje na stopę - prostowanie palców, by przykurcze były mniejsze, a ból choć trochę minął.  Cały czas muszę być rehabilitowany, aby prawa strona nie zesztywniała. Samodzielnie nie jestem w stanie opłacać rehabilitacji. Nieoceniona jest pomoc moich rodziców, którzy podjęli się opieki i wsparcia mnie w tych trudnych chwilach. Jednak, zarówno mama jak i tata, mają już ponad 80 lat… Boję się myśleć co ze mną będzie, gdy ich zabraknie. Nie dam rady pracować. Do czasu operacji prowadziłem gospodarstwo rolne, a teraz utrzymuję się z zasiłku i emerytury rodziców. Bardzo proszę o pomoc finansową, która pozwoli mi na dalszą rehabilitację. Niestety jest ona długa, kosztowna i bardzo bolesna. Piotr    

3 429,00 zł ( 5.01% )
Still needed: 64 997,00 zł
Łukasz Tkaczyk
Łukasz Tkaczyk , 33 years old

Kiedy jedna chwila niszczy życie... Pomagamy Łukaszowi!

26 stycznia 2020 r. życie Łukasza zawaliło się w ciągu sekundy, a  czas stanął w miejscu. Nagle nic innego nie było ważne, tylko on. Nikt nie wierzył, że to wypadek, bo jak ciężki uraz czaszkowo-mózgowy mógłby się przytrafić komuś, kto spadł z zaledwie 3 schodów? A wystarczyła tylko chwila, zwyczajne zasłabnięcie. To mogło przydarzyć się mi, Tobie... Każdemu. Pamiętam tamten okres jak przez mgłę, ale doskonale pamiętam pierwszą wizytę na OIOM-ie. Telefon o 3 w nocy do mamy, że był wypadek, stan ciężki, musi przyjeżdżać z Niemiec. Po drugiej stronie płacz, długi i miałam wrażenie, że nieskończony. Mama nie mogła przestać płakać nawet na sekundę, cudem brała oddech. Nie ma większego strachu niż ten o własne dziecko. Taki dzień zapamiętuje się do końca życia i wraca do niego z przyspieszonym biciem serca, a wręcz bólem. Pamiętam osuwającą się mamę po ścianie, która nawet jeszcze nie przekroczyła progu sali, opuchniętego brata, wyglądał jakby po prostu spał.  Koronawirus to utrapienie nie tylko restauracji czy turystyki, ale także rodzin i pacjentów. Miesiąc po wypadku - ZAKAZ ODWIEDZIN. Następnie przeniesienie do Budzika dla dorosłych w Brzegu (niestety mógł być tylko sam), gdzie trafił na naprawdę wspaniałą ekipę profesjonalistów, która wybudziła go ze śpiączki. W październiku Łukasz trafił do instytutu Neurorehabilitacji Animus, w którym robi niesamowite postępy, a co najważniejsze może z nim przebywać ktoś z rodziny, co ma ogromne znaczenie. Od października wyjęli mu rurkę tracheotomijną, zaczyna na nowo uczyć się mówić, przełykać jedzenie,  chodzić, wszystko, co uczymy się jako dzieci, ale z niesamowitym bólem. Niestety przez spastykę rąk i nóg ma bardzo ciężko, ale ćwiczy, bo bardzo chce wrócić do sprawności, do pracy. Ostatnio zapytał się mamy "Mamo, czy ja będę jeszcze chodzić?" - takie pytanie od dorosłego dziecka boli najbardziej.  Nie chcę wiedzieć, co czuje, widząc, jak inni robią szybciej postępy niż on, ale przecież nie każdy uraz jest taki sam. Jedno jest pewne, Łukasz daje z siebie 100%, bo ma na to szansę dzięki wam. Jednak co dobre kiedyś się kończy. W lutym pieniążki na rehabilitacje się skończą, a mój brat zostanie na lodzie bez rehabilitacji, bez mieszkania, do którego mógłby wrócić. Jedyne co może to powrót do kawalerki rodziców, w której nie miałby możliwości się poruszyć, a co dopiero ćwiczyć, bez możliwości dostosowania choćby łazienki poprzez brak miejsca. Kwota, która powstała do zebrania to koszt 6-miesięcznego pobytu w Instytucie Animus, z całodobową opieką, 6 godzinami ciężkiej, codziennej pracy. Dzisiaj chowam dumę do kieszeni i błagam was wszystkich o pomoc, jak człowiek człowieka. Błagam. Zobaczcie jakie niesamowite postępy zrobił Łukasz, to dzięki wam! Bardzo dziękujemy za dotychczasową pomoc, ale nie jest mi głupio prosić o nią dalej, to przez miłość do brata. Dajcie mu, proszę szansę, każda złotówka ma znaczenie. Dziękujemy Angelika - siostra --- ➡️ Łukasza można również wspierać poprzez LICYTACJE

171 380,00 zł ( 56.35% )
Still needed: 132 743,00 zł