Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mateusz i Michał Tokarscy
Mateusz i Michał Tokarscy , 18 years old

Ramię w ramię – bracia kontra dystrofia mięśniowa! Pomagamy!

Cierpienie dziecka jest największym bólem rodzica. Cierpienie dwójki jest tak silne, że nie ma już siły na płacz ani bezradność. Przyjmuję moje macierzyństwo ze wszystkimi jego radościami i troskami, wierząc, że terapie dla moich synów – Mateusza oraz Michała będą przynosiły dobre efekty. Mateusz jest starszy, ma już czternaście lat. Gdy się urodził zupełnie nie byłam świadoma problemów, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć. Cztery lata później na świat przyszedł jego młodszy brat, Michałek. Podwójna radość zamieniła się w podwójne wyzwanie. Chłopcy rośli, a mi coraz bardziej rzucały się w oczy znaczne różnice w ich rozwoju a w rozwoju ich rówieśników. W kontakcie byli nieobecni, unikali kontaktu wzrokowego. Szybko pojawiły się problemy z napięciem mięśniowym, z ruchem, a także z emocjami i zachowaniem. Obawy o ich zdrowie zmuszały mnie do znalezienia przyczyny, by móc im w końcu pomóc.  Nie była to łatwa droga. Na początku u chłopców zdiagnozowano autyzm oraz lekką niepełnosprawność intelektualną. Badania genetyczne wykryły mutację genu odpowiedzialną za dystrofię mięśniową Duchenne’a. Byłam załamana. Czytając o chorobie i rokowaniach pogrążałam się jeszcze w większym szoku. Choroba atakuje mięśnie szkieletowe... Nie oszczędza przy tym mięśnia sercowego. Na moich oczach synowie będą tracić sprawność i samodzielność. Bałam się, że wszystko, co do tej pory zostało wypracowane pójdzie na marne… Ich życie zostało wykolejone. Autyzm utrudnia im rozumienie relacji społecznych i własnych emocji, niepełnosprawność intelektualna utrudnia pojmowanie świata i naukę a dystrofia zabiera sprawność fizyczną. Byłam przerażona, ale zdałam sobie sprawę, że mają tylko mnie. Kocham ich nad życie i moim zadaniem jest ułatwić im dostęp do świata i jego piękna.  Na dystrofię mięśniową nie ma lekarstwa. Jedynie codzienna rehabilitacja i angażowanie w codzienne czynności umożliwi jak najdłuższe zachowanie sprawności. Koszty potrzebnych terapii są wysokie –  ja muszę wszystko liczyć podwójnie. I nie ukrywam, że jest to trudne, często ponad moje siły. W mojej głowie tworzą się różne scenariusze, które przyprawiają mnie o płacz. U Michałka już teraz widzę osłabienie w trakcie najprostszych aktywności. Ma problemy z utrzymaniem łyżki, gdy je albo podniesieniem się z wanny.  Od czternastu lat stawiam czoła lękom o przyszłość. Wiem, że będzie coraz trudniej, a każdy kolejny dzień może przynieść pogorszenie. Ale to są moje dzieci – chcę dla nich jak najlepiej! Chcę oszczędzić bólu, a dać jak najwięcej szczęścia. Z twoją pomocą będzie mi łatwiej... Joanna – mama Michała i Mateusza

5 430,00 zł ( 36.98% )
Still needed: 9 251,00 zł
Bogumiła Piorunowska
Urgent!
Bogumiła Piorunowska , 50 years old

Nadzieja na życie, której nie zniszczy nawet rak! Pomóż mi uratować mamę!

Prześladuje mnie myśl, że może jej zabraknąć... Zawsze była, troszczyła się o mnie, w każdej chwili mogłam na nią liczyć. A teraz? Teraz nie wiem, czy nadejdzie jutro. Moja mama zachorowała na raka, a lek, który może uratować jej życia nie jest refundowany... Z początkiem września 2020 zaczął się nasz horror, z którego nie możemy się obudzić. Mama z każdym dniem czuła się coraz gorzej, aż 19 września trafiła do szpitala. Lekarze początkowo podejrzewali wodobrzusze. Rzeczywistość okazała się jednak o wiele bardziej brutalna.  Po kilku dniach usłyszeliśmy diagnozę, która wywróciła nasze życie do góry nogami – złośliwy nowotwór jajnika... Kolejne tygodnie pamiętam jak przez mgłę. Operacja usunięcia guza, chemioterapia i strach przeszywający aż do szpiku kości. Strach połączony z nadzieją na to, że pokonamy nowotwór!  Mama przyjęła już trzy z planowanych sześciu serii chemioterapii. Jej organizm jest osłabiony do granic możliwości, a rak nie daje jednak za wygraną. Po zakończeniu chemioterapii mama powinna przyjąć lek. Bardzo skuteczny, ale też bardzo drogi lek, który zwiększa szanse na życie… Koszt miesięcznego leczenia to około 20 tysięcy złotych! Nie mamy takich pieniędzy, ale mamy ogromną nadzieję na życie... Dlatego dzisiaj piszę do Was te słowa i w rozpaczy proszę, pomóż nam! Martyna - córka

117 508 zł
Patryk Szulc
Patryk Szulc , 25 years old

Przez cukrzycę pewnego dnia mogę się nie obudzić. Pomocy!

Czasem mam wrażenie, że choroba jest ze mną od zawsze. Najgorsze jest jednak to, że ona już nigdy nie zniknie, całkowicie przejęła kontrolę nad moim życiem i powoduje, że wszystko, co się w nim dzieje, musi być jej podporządkowane. Cukrzyca. Brzmi niegroźnie, prawda? A jednak to choroba śmiertelnie niebezpieczna… Do tego stopnia, że każdy dzień staje się wyzwaniem. Jedynym i najlepszym sposobem na leczenie jest jej stałe kontrolowanie. Niestety, nawet to jest dla mnie ogromne wyzwanie, bo codzienność w cieniu choroby to trudna rzeczywistość. Niebezpieczeństwo stanowi zbyt duży wyrzut cukru, ale zbyt niski również stwarza zagrożenie. Nie jestem w stanie zliczyć wszystkich powikłań i możliwości konsekwencji, które mogę ponieść, jeśli cukier nie pozostanie na stabilnym poziomie.  Najtrudniejsza w tej chorobie nie jest kontrola, tego się można nauczyć, do tego można się przyzwyczaić. Najgorszym elementem są jednak koszty, których nie jestem w stanie pokryć, by zapewnić sobie komfortowe życie w cieniu choroby. Teraz moją największą potrzebą jest pompa insulinowa - ale jej zakup i miesięczne opłaty związane z leczeniem, już od samego początku pozostają zbyt duże, bym mógł sobie na nią pozwolić. Wizja tego, że moje życie może się tak po prostu skończyć, że mogę stracić sprawność lub zapaść w śpiączkę z tego powodu jest dla mnie przerażającą wizją.  Nie chcę przegrać. Nie mogę się poddać. Nie jestem gotowy na to, by złożyć broń w tym momencie. Muszę prosić o pomoc. Twoje wsparcie to dla mnie jedyna szansa na zmianę rzeczywistości. Na to, że do mojego życia wróci poczucie bezpieczeństwa, że odzyskam równowagę, a moja rzeczywistość przestała być dyktowana niekończącymi wkłuciami. Bardzo proszę ludzi dobrej woli o pomoc, która przybliży mnie do zakupu całego zestawu. Nawet nie zdajesz sobie sytuacji, jaka byłaby to ulga, gdybym miał pewność, że następnego dnia otworzę oczy.  Mało kto zdaje sobie sprawę, jak wygląda życie w cieniu cukrzycy. Słodko-gorzki smak codzienności, w której przyszło mi funkcjonować. Wiem, że los może się odwrócić i dać mi nadzieję. Wiem, że jeśli wyciągniesz do mnie pomocną dłoń, wizja jutra nie będzie przerażać tak bardzo. 

2 827,00 zł ( 9.45% )
Still needed: 27 079,00 zł
Julia Bolewska
Julia Bolewska , 17 years old

Szansa na lepsze życie Julki w zasięgu ręki. Pomóżmy jej stanąć na nogi!

Patrzenie na cierpienie własnego dziecka nigdy nie pozostawia wyboru. Motywuje do zakasania rękawów i podjęcia walki. Walki z bezlitosnym potworem, jakim jest Zespół Arnolda Chiariego i towarzyszące mu uszkodzenie rdzenia kręgowego. Niestety taka walka nigdy nie jest równa. Po drugiej stronie ringu, ze łzami w oczach, stoi urocza, delikatna dziewczynka o imieniu Julia. Bez Waszej pomocy zostanie pokonana... Życie Julki diametralnie różni się od życia jej rówieśników. 7 klasa to przecież czas, w którym nasza córka powinna spotykać się z kolegami i koleżankami z klasy, bawić się i uśmiechać. To czas beztroski, radości i oczekiwań na dalszą, fascynującą przyszłość. Jednak życie bywa przewrotne i nie każde dziecko zostaje obdarzone tymi przywilejami. W naszej codzienności gości przede wszystkim lęk, starach i niewiadoma o przyszłość naszego dziecka. Czy uda się uratować sprawność Julki, czy uda się jej dać nowe, lepsze perspektywy?  Przygoda Julki z bezwzględną chorobą trwa już od dnia jej narodzin. Lekarze informowali nas na bieżąco, że zauważają liczne nieprawidłowości. Jednak polska medycyna nie pozwalała jeszcze na szybkie diagnozowanie zespołów genetycznych, co działało na niekorzyść naszego dziecka.  Poszukiwanie diagnozy ciągnęło się w nieskończoność. Były dni całkowitego zwątpienia, frustracji, gorzkich łez oraz poczucia porażki. Minęło wiele lat, zanim usłyszeliśmy ostateczną diagnozę - Zespół Arnolda Chiariego typu I. Mimo strachu przed nieznanym, mieliśmy w sobie dużo radości. W końcu wiedzieliśmy, z czym od urodzenia mierzy się nasza córka i jak ukierunkować dalsze leczenie.  Ten dzień spowodował, że nieśmiało zaczął tlić się w nas płomień nadziei na nowy, lepszy rozdział życia Julki. Niestety szybko nasz entuzjazm zgasł. Im więcej wykonywaliśmy badań diagnostycznych, tym więcej dostawaliśmy informacji o spustoszeniach, jakie już choroba zrobiła w organizmie naszego dziecka.  Zespół Arnolda Chiariego to zespół wad wrodzonych, manifestujący się zaburzeniami i objawami z górnego odcinka rdzenia kręgowego i móżdżku. Objawy spowodowane są ciasnotą i uciskiem na rdzeń przez wpuklający się móżdżek.  U córki występowały objawy - oczopląs, wzmożone napięcie mięśniowe, zaburzenie równowagi, tym samym zaburzenia w sprawnym chodzeniu, drętwienie kończyn górnych, zaburzenia czucia i osłabienie kończyn dolnych.  W czasie dalszej diagnostyki okazało się, że nić końcowa w rdzeniu jest pogrubiona i zakotwiczona, co spowodowało pęcherz neurogenny i znaczną skoliozę idiopatyczną. Wszystko to prowadzi do nieodwracalnego uszkodzenia rdzenia kręgowego i przywiązania do wózka inwalidzkiego na całe życie! Julka, w swoim młodym życiu przeszła już 3 bardzo poważne i bolesne operacje - odbarczenie szczytowo-potyliczne, uwolnienie nici końcowej w rdzeniu, operacji skoliozy, jednak żadna z nich nie zapewniła naszej Julce odzyskania pełnej sprawności. Mimo to nie poddaliśmy się i nie przestaliśmy działać. Chcieliśmy walczyć o sprawność córki i w dalszym ciągu z użyciem specjalistycznego sprzętu intensywnie rehabilitowaliśmy Julkę.  Były liczne  momenty zwątpienia, pytanie: czy to ma sens? - powtarzaliśmy jak mantrę. Powoli zaczynało brakować sił... Aż w końcu nadszedł dzień, który odmienił wszystko. Dla nas był to cud. Julce udało się postawić, pierwsze samodzielne korki. Nie byliśmy w stanie pohamować łez szczęścia.  Jednak czas płynie nieubłaganie, a dzieci szybko rosną. Julka wyrosła z dotychczasowego sprzętu i znowu jej sprawność ograniczyła się do wózka inwalidzkiego. Do dalszych postępów, niezbędny jest nowy sprzęt ortopedyczny, którego sami nie jesteśmy w stanie jej zapewnić. Boimy się, że choroba zabierze jej kolejne lata pięknego młodzieńczego życia.  Walczymy, bo wciąż jest w nas wiara w lepszą przyszłość córki. Julka to najsilniejsza osoba, jaką znamy. Mimo choroby ma piękne marzenia i wytrwale dąży do ich spełnienia. Błagamy, pomóż nam postawić naszą córkę na nogi! Najmniejszy gest to szansa, której drugi raz nie dostaniemy...  Rodzice Julki

20 095,00 zł ( 25.81% )
Still needed: 57 756,00 zł
Krzysztof Student
Krzysztof Student , 55 years old

Mobilna proteza pozwoli mi wrócić do sprawności! Proszę, pomóż!

Byłem chłopcem, gdy rozpoczęły się moje problemy. Zaczęło się zupełnie niepozornie – złamałem nogę. Nigdy bym nie pomyślał, że to wydarzenie będzie rzutować na całe moje życie. Dzisiaj przede wszystkim brakuje mi pełnej sprawności, którą stopniowo, przez wiele lat traciłem.  Ponieważ byłem dzieckiem, myślano, że kość zrośnie się raz-dwa. Noga w gips i na kilka tygodni musiałem zrezygnować z dziecięcych szaleństw. Ale noga się nie zrastała… To był początek lat 80. – były inne warunki i możliwości leczenia, a lekarze próbowali wszystkiego, co wówczas było dostępne. Niestety, po kilku latach stan był na tyle poważny, że powzięto decyzję o amputacji. Bardzo to przeżyłem, lecz starałem się żyć normalnie – skończyłem szkołę, pracowałem, rozwijałem swoje pasje a lata mijały… Rok temu doszło znowu do wypadku, którego skutkiem była ponowna amputacja tej samej nogi powyżej kolana. Chciałem tylko zasunąć żaluzje, wspierając się o krzesło. Wystarczyła chwila – straciłem równowagę i spadłem znowu łamiąc tę samą nogę… Stany zapalne i zbierająca się ropa tylko uniemożliwiły gojenie. Powtórna amputacja była konieczna.  To było bardzo ciężkie do przyjęcia, lecz nie pozostaje już nic innego jak szukać pomocy i rozwiązań, które ułatwią mi codzienne funkcjonowanie. Jestem aktywny zawodowo, natomiast wypadek znacznie uniemożliwił mi wykonywanie obowiązków. Moja lewa noga to kikut przedłużony metalowym, prostym prętem. Bardzo bym chciał protezę, która umożliwi mi swobodę w poruszaniu się i większą ruchomość. Dzięki temu będę mógł pracować bez przeszkód i żyć jak każdy zdrowy człowiek. Koszt takiej protezy opiewa na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Minęłoby wiele lat, zanim udałoby mi się zaoszczędzić na taki wydatek. Z pomocą ludzi wierzę, że ten czas może się znacznie skrócić, dlatego właśnie zwracam się z ogromną prośbą o wsparcie. Dopóki czegoś nie tracimy, nawet nie zauważamy, że to mamy. I to całkiem normalna sprawa. Ciężko jest się pogodzić, gdy los nam coś odbiera. Lecz wierzę, że na każdą trudną sytuację jest rozwiązanie i nigdy nie zostajemy sami z naszymi problemami. Krzysztof

6 528,00 zł ( 12.64% )
Still needed: 45 100,00 zł
Kacper i Adrian Zając
3 days left
Kacper i Adrian Zając , 5 years old

By skrajne wcześniactwo nie zniszczyło szansy bliźniaków na zdrowie!

Ciąża bliźniacza, podwójne szczęście, podwójne obowiązki i lęk, czy moim dzieciom będzie dane urodzić się o czasie, czy będą zdrowe, a ich przyszłość bezpieczna. Niestety, Kacper i Adrian to skrajne wcześniaki z 24 tygodnia ciąży. Wcześniactwo pozostawiło wiele śladów w ich organiźmie. Borykają się z napięciem mięśniowym, dysplazją oskrzelową, retinopatią, padaczką. Od początku są rehabilitowani, aby w przyszłości stanąć na nóżki i samodzielnie funkcjonować. Do tej pory radziliśmy sobie sami. Niestety okulista przekazał nam złą wiadomość dotyczącą wzroku. Chłopców czeka operacja oczu. Koszty związane z rehabilitacją i leczeniem są ogromne, dlatego prosimy o pomoc, o wsparcie naszych synków w tej trudnej walce o lepszą przyszłość! Rodzice

94 500 zł
Wiesław Romanowski
Wiesław Romanowski , 62 years old

Udar mózgu odebrał mojemu mężowi sprawność! Pomóż!

Jeszcze do niedawna Wiesiu żył na pełnych obrotach. Spełniał się jako wspaniały mąż, cudowny tata i - jak mówią nasze wnuki - najlepszy na świecie dziadek. Uwielbiał zajmować się domem i ogrodem. Gdziekolwiek się nie pojawiał, zawsze przynosił ze sobą dobrą atmosferę. Nie znam osoby, która nie lubiłaby spędzać czasu z moim mężem. Niestety, po nieszczęśliwym wypadku nasze życie bardzo się zmieniło... Wiesław przez ponad 25 lat pracował w elektrociepłowni. Bardzo lubił swoją pracę, jednak dużo wolnego czasu poświęcał na prace w ogrodzie. Dbał o trawę, sadził kwiaty, zajmował się owocami i warzywami. Cieszyłam się jego radością, bo widziałam jaką satysfakcję mu to sprawia. Wiesław lubił też pomajsterkować w garażu lub zmienić coś w domu. Dzięki niemu nasza codzienność była naprawdę piękna.  Nikt nie mógł przewidzieć nieszczęścia, które za chwilę miało się wydarzyć… Pewnego dnia po powrocie z pracy, mąż szykował się, by pójść do wnuków. Są one zdecydowanie jego największą radością. W miarę możliwości starał się spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Jak się później okazało - nie dotarł na miejsce. Mąż niespodziewanie upadł na podłogę. Kiedy go zobaczyłam, poczułam ogromny strach. Strach, który na moment całkowicie mnie sparaliżował. Sprawdziłam puls męża i natychmiast zadzwoniłam po pomoc. Karetką przewieziono go do szpitala, gdzie po wielu badaniach i godzinach ogromnego niepokoju, usłyszałam przerażającą diagnozę - udar niedokrwienny prawej półkuli mózgu. Początkowo ta informacja do mnie nie docierała. Jak to - mój mąż pełen siły, zdrowia i pozytywnego nastawienia, tak nagle dostał udaru? Czas mijał, a do mnie powoli docierało to, co się stało. Obawiałam się, że z mężczyzny pełnego sił, Wiesiu będzie teraz cieniem samego siebie.  Na szczęście rehabilitacja daje nam mnóstwo wiary w lepszą przyszłość. Wiesław wziął udział w turnusach, dzięki którym zaczyna stawiać pierwsze kroki. Powoli wchodzi po schodach, a także potrafi przesiąść się z łóżka na wózek. Jestem taka szczęśliwa kiedy widzę, jak robi takie postępy. Mimo że lekarze uznali wylew za bardzo rozległy, powiedzieli też, że jeśli mąż dalej będzie brał udział w rehabilitacjach, za dwa lata zacznie sprawnie chodzić tylko za pomocą kul.  Obecnie Wiesław potrzebuje stałej opieki i pomocy nawet przy prostych, codziennych czynnościach. Aby wrócić do pełni sił i sprawności, Wiesiu musi poddać się kolejnej, intensywnej rehabilitacji. Jej koszty są ogromne, dlatego bardzo proszę o pomoc. Wierzę, że wspólnymi siłami uda się zebrać potrzebne środki, a mąż otrzyma szansę na powrót do dawnego życia. Twoje wsparcie tak wiele dla nas znaczy!  Żona Wiesława, Beata 

23 290,00 zł ( 35.77% )
Still needed: 41 817,00 zł
Kornel Dmitruk
Kornel Dmitruk , 4 years old

Okrutny los, który odbiera nadzieję

Wciąż nie opuszcza nas nadzieja, że nasz synek będzie sprawnym i samodzielnym chłopcem. Da radę postawić pierwsze kroczki, będzie mógł wraz z kolegami biegać i cieszyć się zdrowym dzieciństwem. Niestety, brutalny los sprawił, że urodził się z wrodzoną wadą stóp końsko-szpotawych z dodatkowymi trzema paluszkami. Od pierwszego miesiąca życia syn był konsultowany przez lekarzy w różnych miastach Polski. Przez 4 miesiące, co tydzień miał zakładany na nóżkę gips w celu jej naprostowania. To jednak nie przyniosło oczekiwanego rezultatu... Konieczna jest operacja, a tak naprawdę wiele operacji. Najprawdopodobniej pierwszą z nich będzie usunięcie dodatkowych palców. Konieczna będzie też kosztowna rehabilitacja, a także zakup specjalistycznego sprzętu medycznego. Już dziś wiemy, że koszty związane z leczeniem synka będą ogromne, dlatego prosimy, pomóż!  Rodzice

2 518 zł
Mariusz Naszkowski
Mariusz Naszkowski , 51 years old

Wystarczyła jedna chwila… Pomóżmy Mariuszowi odzyskać sprawność po wypadku!

Mariusz od zawsze był mężczyzną pełnym pasji i energii, który spełniał się zawodowo. W lipcu 2020 roku zdarzył się tragiczny wypadek, który pokrzyżował nasze plany i marzenia na przyszłość. Wystarczyła jedna chwila, aby wszystko runęło jak domek z kart… Choć mąż przeżył, jego życie nie jest i może już nigdy nie będzie takie, jak kiedyś. Robimy jednak co w naszej mocy, by odzyskał sprawność. Prosimy o pomoc, bo ta walka kosztuje fortunę... Po tragicznym wypadku Mariusz został szybko przetransportowany do szpitala, gdzie poddano go operacji ratującej życie, a po niej dwóm kolejnym, mającym na celu naprawienie uszkodzonego kręgosłupa. To były chyba najtrudniejsze chwile w całym życiu. Czekanie na jakiekolwiek informacje i tylko jedna myśl w głowie - przecież musi być dobrze, przecież to nie może skończyć się tragicznie!  Mąż leżał przez cztery miesiące na oddziale intensywnej terapii. Nie oddychał samodzielnie, nie mówił, był odżywiany dojelitowo. Wystąpił u niego rozległy niedowład. Lekarze powiedzieli mi, że kręgosłup Mariusza był złamany, a rdzeń kręgowy poważnie uszkodzony. Brzmiało to jak wyrok. Wszystko działo się tak szybko, do dziś przeżywam w głowie koszmar tamtych chwil...  Mariusz wygrał najtrudniejszą walkę, ale droga do odzyskania zdrowia i sprawności trwa do dziś. I będzie trwała jeszcze bardzo długo. Nie ma jednak innej możliwości - musimy starać się każdego dnia, by krok po kroku iść ku lepszej przyszłości. Od kilku miesięcy mąż przebywa w ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie katorżniczą pracą i ogromnym wysiłkiem walczy o swoją sprawność. Dziś na szczęście może już samodzielnie oddychać i jeść. Powoli zaczyna też mówić. Każdego dnia robi kolejne postępy, aby odzyskać chociaż część życia sprzed wypadku.  Czeka go jednak długa i wymagająca droga, a koszty rehabilitacji są ogromne! Mariusz otrzymał ogromną szansę, aby zawalczyć o naszą wspólną przyszłość. Dostał kolejną szansę na życie, które o włos nie skończyło się tamtego lipcowego dnia. Proszę, zróbmy, co w naszej mocy, aby pomóc mu w tej trudnej sytuacji!  Agata - żona Mariusza

41 719,00 zł ( 39.18% )
Still needed: 64 750,00 zł