Lekarze mówili, żebym nie patrzyła jak umiera...
Widziałam go, gdy przyszedł na świat, kiedy był malutki, bezbronny. Od tego czasu minęło 21 lat, podczas których dbałam o niego, drżałam, cieszyłam się z jego sukcesów i martwiłam się jak każda matka. Teraz po tych 21 latach los sprawił, że wszystko, o czym marze, to żeby zabrać go do domu, żeby żył i mógł samodzielnie oddychać... Mój synek wyrósł na zdrowego chłopca, a stracił wszystko, co miał w jednej chwili. Cudem przeżył i cud sprawił, że jest nadal ze mną. Widziałam zdjęcia z miejsca, w którym to wszystko się stało. Na tych zdjęciach była krew… mnóstwo krwi mojego dziecka, które dzisiaj cierpi tylko dlatego, że miało pecha. Hubert pojechał do pracy jak każdego dnia. Pracował na budowie domu, gdzie tego dnia miał poszerzać otwór w ścianie. Połowę pracy wykonał z kolegą, potem chwila przerwy i druga część. Była godzina 14, powoli kończył się dzień pracy, kiedy kolega Huberta usłyszał odgłos upadającej szlifierki… Nastała cisza, z której wyłonił się Hubert, trzymający się za szyję. Szedł powoli w kierunku schodów. Kiedy doszedł do krawędzi, zachwiał się i pewnie by upadł, gdyby nie pomoc kolegi. Spod jego rąk trysnęła krew... Ułamana tarcza szlifierki uderzyła w szyję, rozcinając tętnice i żyły po prawej stronie – Hubert zemdlał… Krew zaczęła tryskać w rytm serca, wszyscy panikowali. Dopiero 3 karetka, która przyjechała, mogła mu pomóc. Przewieźli Huberta do szpitala, ale tam lekarze nie mogli połączyć wszystkich naczyń krwionośnych. Potrzebny był helikopter i szybka zmiana szpitali. Wszystko trwało bardzo długo. Serce mojego synka zatrzymało się na całe 20 minut. To za długo, by można było wywalczyć życie i jeszcze zdrowie. Nastąpiło niedokrwienne uszkodzenie mózgu – udar niedokrwienny prawej półkuli, który doprowadził do spustoszenia. Ostra niewydolność krążeniowo – oddechowa, śpiączka, brak świadomości. Żaden lekarz nie dał mi gwarancji na to, że będzie dobrze. Kazali mi czekać, a tego czekania właśnie bałam się najbardziej. Na OIOM-ie zobaczyłam mojego synka w tych wszystkich kablach, zaintubowanego, bez życia. Wszystko za niego robiły maszyny, a ja tylko płakałam z bezradności. Mój synek stracił połowę mózgu, stracił normalne życie i wszystko, co się z tym związało. Nigdy już do mnie nie przemówi, nigdy nie porozmawia. Ale serce matki oczekuje od dziecka tylko jednego – żeby było, istniało, żyło... Obecnie jest w śpiączce – otwiera oczy, ale nie ma z nim kontaktu. Oddycha samodzielnie, ale wspomagają go tlenem. Wiem, że nadal nie jest świadomy, ale czuje. Serce mi krwawi, kiedy Hubert płacze. Wtedy płaczę razem z nim, bo przecież moje dziecko nie powinno płakać w szpitalnym łóżku.Hubert pilnie potrzebuje profesjonalnej i intensywnej rehabilitacji, jak również opieki lekarzy. Czeka go długa i bardzo kosztowna walka o życie i zdrowie. Rehabilituję Huberta w Polskim Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej gdzie otoczony opieką specjalistów, walczy o życie i sprawność. Ja muszę się uczyć razem z nim, jak walczyć razem z nim, jak się nim opiekować i jak go rehabilitować w warunkach domowych, bo przecież kiedyś Hubert wróci do domu, w co bardzo wierzę... Niestety taka rehabilitacja jest bardzo kosztowna i przekracza moje możliwości. Jestem samotną matką 6 dzieci, więc nigdy nie uda mi się zapewnić mu takiej opieki, jakiej potrzebuje. Zwracam się z prośbą o pomoc w gromadzeniu środków na leczenie i rehabilitację Huberta. Wiem, że mój syn nigdy już nie wróci do życia, sprzed wypadku, nigdy nie założy rodziny, nie pojedzie na samodzielne wakacje. Musiałam to jakoś przyswoić, pogodzić się z tym i zacząć normalnie żyć. Wypadek zniszczył wszystko to, co było dobre. Proszę Was o pomoc, by godnie poradzić sobie z tym wszystkim, co zostało i zadbać o możliwie najlepsze życie dla mojego synka. Za każdy grosz będę bardzo wdzięczna.