Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Władysław Żarkowski
Władysław Żarkowski , 19 lat

Uciekliśmy przed wojną! Wciąż walczymy o sprawność syna!

Władek to nasz jedyny syn. Kiedy przyszedł na świat jako wcześniak, cały czas modliłam się, aby przeżył. Przez 13 lat robiliśmy wszystko, aby Władek sam zaczął chodzić. Każdego dnia, krok po kroku – przez łzy, ból, błędy, rozczarowania.  Teraz życie wymierzyło w nas kolejny cios! Musieliśmy uciekać przed wojną w naszym kraju! Zamieszkaliśmy w Polsce i to tutaj walczymy o zdrowie syna. Nie możemy przerwać rehabilitacji... Czy pomożesz nam? Władek zbyt szybko chciał wyjść na świat. Urodził się jako wcześniak. Zaraz po porodzie nie trafił w moje ręce, a do inkubatora. Pospiesznie zaczęto go reanimować, podłączono go do aparatu do sztucznej wentylacji płuc. Żeby tego było mało, pojawiły się kolejne problemy. Zaniedbania i brak doświadczenia lekarzy doprowadziły do kolejnych komplikacji. Podczas wkładania sondy, Władkowi zrobiono dziurę w żołądku! Tylko dzięki kompetentnym chirurgom medycznym, do których dotarliśmy później, półtora miesiąca po porodzie mogliśmy wyjść do domu! Musieliśmy wszystko przewartościować, zmienić plany i marzenia i nauczyć się opiekować niepełnosprawnym dzieckiem. Koncentrowaliśmy się tylko na nim i na walce, by mimo wszystko, jego życie było szczęśliwe. Robiliśmy wszystko, aby zbliżyć się do naszych marzeń – przede wszystkim, aby zobaczyć, jak nasz chłopiec sam stawia kroki! Staraliśmy się zrobić wszystko, co możliwe i niemożliwe, aby pomóc Władkowi.  Do tej pory rehabilitowaliśmy syna w Ukrainie, skąd pochodzimy. Wojna sprawiła, że musieliśmy uciekać do Polski. Zamieszkaliśmy w Warszawie. Teraz to tutaj musimy rehabilitować Władka. Niestety – koszty nas przerastają. Zwłaszcza teraz, w tej niebywale trudnej sytuacji! Przed nami jeszcze wiele pracy na drodze do naszego głównego celu – samodzielnych kroków naszego synka... Ale jesteśmy pewni, że z pomocą i wsparciem troskliwych ludzi nasz syn będzie w stanie to zrobić. Teraz Władysław przeżywa trudne chwile, stres niestety wpłynął na jego kondycję fizyczną. Potrzebuje rehabilitacji, regeneracji i regularnych ćwiczeń, aby iść do przodu! Mamy nadzieję na Wasze wsparcie! Wierzymy, że największe osiągnięcia syna jeszcze przed nami! Tylko do przodu, do celu! Dziękujemy, że jesteście z nami! Rodzice

4 462,00 zł ( 26,88% )
Brakuje: 12 133,00 zł
Eliasz Zieliński
Eliasz Zieliński , 5 lat

Cały sprzęt Eliaszka został w Ukrainie! Pomóż walczyć z SMA!

Dotknął nas horror wojny i choroby. Wojny w naszym ojczystym kraju i choroby własnego dziecka... Czy może być coś gorszego? Chyba tylko śmierć, z którą zmagaliśmy się każdego dnia. Nasz Eliasz cierpi na SMA – rdzeniowy zanik mięśni. Dzięki pomocy wspaniałych ludzi udało nam się kupić bardzo drogi sprzęt do rehabilitacji. Potem wybuchła wojna, wszystko musieliśmy zostawić i uciekać, by ratować życie... Zaczynamy od zera. Błagamy o pomoc... Bez sprzętu, bez rehabilitacji, Eliaszek nie będzie się rozwijał! Nasza historia: Wiadomość o ciąży wywróciła nasz świat do góry nogami. Teraz życie miało nabrać barw, sensu. Było radosne oczekiwanie, były niecierpliwe przygotowania i plany, śmiałe plany na przyszłość. Przecież nic nie jest w stanie zniszczyć naszego szczęścia! Przecież razem stawimy czoła wszelkim przeciwnościom! Kiedy na świat przyszedł Yelysei, czyli Eliasz, pękaliśmy z dumy! Był śliczny, pogodny i co najważniejsze zdrowy. Przynajmniej tak myśleliśmy przez pierwsze dwa miesiące. W ósmym tygodniu życia synka zauważyliśmy, że jego nóżki i rączki osłabły, prawie w ogóle nimi nie ruszał. Zaczął również ciężej oddychać. Obok takich sygnałów nie mogliśmy przejść obojętnie...  Natychmiast zaczęliśmy szukać pomocy. W poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, które spędzały nam sen z powiek, odbijaliśmy się od wielu drzwi... Konsultacje, kolejne badania, niekończące się kursowanie między szpitalami. Wszystko to aby usłyszeć przerażającą diagnozę. Trzy litery, które niszczą nasze życie - SMA1. Chorobę, o której im więcej wiemy, tym bardziej jesteśmy nią przerażeni... Rdzeniowy zanik mięśni najpierw zabiera siłę w mięśniach odpowiedzialnych za poruszanie się, później przełykanie, aby na końcu zabrać możliwość oddechu i skazać chorego na śmierć... Nieleczone dzieci nie dożywają nawet dwóch lat! Na naszego synka został wydany wyrok, a my musieliśmy zrobić wszystko, żeby się temu wyrokowi przeciwstawić! Życie z dzieckiem chorym na SMA to niekończące przeciąganie liny z chorobą. To nieustający trud rehabilitacji. W desperackim poszukiwaniu nadziei zdecydowaliśmy o przeprowadzce do Polski. Tutejsze metody leczenia były naszą ostatnią deską ratunku. W jednej chwili spakowaliśmy całe nasze życie, porzuciliśmy dotychczasową stabilizację. Wszystko po to, by nie stracić nadziei na życie, by wygrać... Przecież nic innego nie miało znaczenia.  Potem dostaliśmy cudowną informację, w którą nie mogliśmy uwierzyć. Eliasz został wylosowany w loterii organizowanej przez producenta terapii genowej i otrzymał podanie w Ukrainie!  Po otrzymaniu leczenia niezbędna jest dalsza rehabilitacja, którą kontynuowaliśmy. SMA zostało powstrzymane w momencie podania leku, ale terapia nie cofnie tego, co zdążyła zabrać choroba. Dlatego tak bardzo potrzebna jest dalsza intensywna rehabilitacja. Tymczasem nasz sprzęt został w Ukrainie... Jesteśmy z Donbasu. Gdy bomby spadły na miasto, zapakowaliśmy nasze życie w kilka walizek i wyruszyliśmy w 3-dniową podróż do Polski. To droga w jedną stronę. Nie mamy już do czego wracać... Teraz życie zaczyna się od nowa. Odkąd usłyszeliśmy diagnozę, nie przespaliśmy spokojnie ani jednej nocy. Żaden rodzic nie powinien tego przeżywać. Wiem, że prosimy o dużo. Jednak wiem, że Wasze wielkie serca już nieraz pokazały, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych! Dlatego właśnie odważyliśmy się ponownie poprosić o pomoc. Za wszystko z całego serca dziękujemy! Rodzice Eliaszka ➡️ Licytacje dla Eliasza

51 225,00 zł ( 49,66% )
Brakuje: 51 925,00 zł
Kaspian Sieja
Kaspian Sieja , 7 lat

By móc wyruszyć w drogę, która doprowadzi do sprawności... Ponownie pomagamy Kaspianowi!

Blisko dwa lata cudownego dzieciństwa, dwa lata życia w beztrosce, mimo częstego zmęczenia. Nasza przygoda była jedną z tych, które pokochałam, aż do tego dnia, który zmienił wszystko... W czerwcu 2019 roku u Kaspiana zdiagnozowano niedowład połowiczny lewostronny, a w czerwcu 2021 postawiono diagnozę Dziecięce Porażenie Mózgowe. Leczenie i rehabilitacja mojego synka jest długotrwała, a postępy leczenia stopniowe, bowiem rehabilitacjami można jedynie zminimalizować negatywny wpływ choroby na funkcjonowanie organizmu. Kaspianek ma także problemy logopedyczne, astmę oskrzelową oraz zaburzenia integracji sensorycznej. Widzę, że choroba postępuje, nie daje o sobie zapomnieć. Coraz większe problemy z chodzeniem, a także utrata równowagi, każdego dnia kawałek po kawałku odbiera mu sprawność. Kaspian jest pod opieką poradni rehabilitacyjnej pod Warszawą, gdzie systematycznie ma ostrzykiwane nóżki toksyną botulinową, a w ostatnim czasie miał także założony gips, ponieważ grozi mu deformacja stopy. Analizy chodu za każdym razem wychodzą coraz gorzej... Kaspian to jeszcze małe dziecko, dziecko, które przez niepełnosprawność musi codziennie walczyć o to, by jutro móc obudzić się i zrobić choć jeden krok w stronę lepszego i sprawniejszego życia. Jako jego mama często czuje się bezsilna. Wiem, że nie mogę bagatelizować  choroby, z którą mierzy się Kaspian, ale jest mi naprawdę ciężko. Coraz częściej dochodzi do mnie myśl, że brak pieniędzy może przekreślić jego szansę na sprawność. Boję się dnia, kiedy rówieśnicy zaczną dostrzegać, że mój synek różni się od nich, tak bardzo boję się, że poczuje się gorszy, tylko dlatego, że choroba wybrała właśnie jego... Co będzie jeśli nie zdobędę pieniędzy na leczenie, na rehabilitację i sprzęt, który może tak bardzo pomóc mu zawalczyć? Czy będę w stanie sobie wybaczyć, czy będę w stanie spojrzeć w lustro i powiedzieć głośno, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by pomóc mojemu dziecku? Samotne macierzyństwo to ogromne wyzwanie, ale nie mogę się poddać! Kaspian ma jeszcze rodzeństwo. Jestem mamą wspaniałej trójki, każde z nich mnie potrzebuje, często brakuje mi czasu tylko dla siebie, ale wierzę, że i w naszym życiu mocno zaświeci słońce, problemy miną niby zły sen, stan zdrowia Kaspianka się poprawi na tyle, że będzie coraz bardziej samodzielnym człowiekiem. Koszty rehabilitacji, turnusów, wizyt u specjalistów i terapii są duże, niestety nie jestem w stanie ich pokryć. Proszę, pomóż... Angelika - mama Kaspiana __________ Losy Kaspiana można na bieżąco śledzić tutaj. 

2 737,00 zł ( 16,78% )
Brakuje: 13 572,00 zł
Mieszko i Tadeusz Raubo
Mieszko i Tadeusz Raubo , 4 latka

Braciszkowie walczą o zdrowie! Tylko specjalistyczne leczenie może im pomóc!

Mieszko - nasz wymarzony i długo wyczekiwany synek. Urodził się zupełnie zdrowy. Szybko obdarzał nas uśmiechami, rozwijał się prawidłowo, był bardzo wesołym chłopcem. Uwielbiał spędzać czas z dziadkami, przeglądać z nimi książeczki, naśladować zwierzęta… Aż do dnia, gdy zmieniło się wszystko... Mieszko kilka dni po przejściu błahej infekcji obudził się zupełnie innym dzieckiem. Przestał mówić, uśmiechać się, już się nie bawił. Zamiast tego całe dnie płakał, uderzał się pięściami w główkę.  Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Byliśmy u wielu lekarzy, jednak wciąż słyszeliśmy, że to pewnie bunt dwulatka (w wieku roku), że to pewnie skok rozwojowy, że dzieci tak mają, że to może autyzm, ale w sumie chyba nie, bo do tej pory rozwijał się prawidłowo, więc może zespół Aspergera?  Odbijaliśmy się od drzwi do drzwi, a stan naszego synka z dnia na dzień był coraz gorszy! Płakał całymi dniami, leżał na ziemi, był bardzo agresywny. Widać było, że coś go boli, a że nagle przestał mówić, nie potrafił powiedzieć ani nawet pokazać co mu dolega. Jego umiejętności poznawcze cofnęły się do poziomu niemowlęcia. Zaczęliśmy jeździć po Polsce w poszukiwaniu ratunku. W Gdańsku i Warszawie znaleźliśmy lekarzy, którzy przyjrzeli się Mieszkowi, nie zamykając nam drzwi przed nosem. Po wykonaniu ogromnej ilości badań na własną rękę i kontakcie z Centrum Zdrowia Dziecka zostaliśmy przyjęci od razu.  Diagnoza – autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Choroba, która z dnia na dzień odbiera nam dziecko! Autyzm został wykluczony. Mieszko przestał jeść, od roku nie przybrał na wadze. Wybiórczość pokarmowa od momentu zachorowania pojawiła się nagle i jest ogromna. Syn ma problem ze zjedzeniem czegokolwiek.  Na rozwój autoimmunologicznego zapalenia mózgu mają wpływ infekcje – nawet błahy katar zwala nasze dziecko z nóg. Wtedy przestaje mówić, rozumieć, kontaktować… Mieszko miał rozpocząć przedszkole od września, bardzo na to czekał. Uwielbia dzieci. Niestety nie może mieć żadnych kontaktów z rówieśnikami, bo nawet katar może sprawić, że przestanie chodzić, widzieć, porozumiewać się… Jego układ odpornościowy zwraca się przeciwko niemu, powodując liczne stany zapalne! Mózg naszego ukochanego synka jest już uszkodzony w ponad 26%, stąd szereg postępujących objawów neurologicznych. Choć uszkodzenie mózgu jest ogromne, nasz zuch dzielnie daje sobie radę w trudnej dla siebie rzeczywistości przepełnionej ciągłym bólem. Poza ogromnym cierpieniem Miesia związanym ze stanem zapalnym mózgu, doszły też stany zapalne stawów, co jest częste przy chorobach autoimmunologicznych – zapalenia w dłoniach, kręgosłupie, kolankach, kostkach. Przez to zdarzają się dni, że Mieszko nie jest w stanie nawet ustać… W CZD włączono antybiotyki działające przeciwzapalnie i poprawa była natychmiastowa. Niestety ta podstępna choroba nie daje za wygraną – po odstawieniu antybiotyków ból wraca, a z najpiękniejszych oczek świata całe dnie płyną łzy… Na antybiotyku jest lepiej, ale brzuszek Mieszka tego nie wytrzymuje – w końcu ma tylko dwa latka. Okropnie cierpi z powodu takiej ilości antybiotyków przyjmowanych na stałe, jednak nic innego nie pomaga zatrzymać stanów zapalnych! Jedynym skutecznym leczeniem są dożylne wlewy z immunoglobuliny ludzkiej podawane przez pompę infuzyjną. Wlewy z powodu aktualnej sytuacji pandemicznej zostały ograniczone i podanie ich Mieszkowi na NFZ jest niemożliwe. Jeszcze rok temu nie było z tym żadnego problemu... Jest w Polsce jedyne prywatne Centrum Medyczne w Gdańsku, które zgodziło się podjąć walkę o zdrowie i życie naszego synka. Koszty wlewów z immunoglobuliny ludzkiej są ogromne, wycena leczenia na najbliższe miesiące to blisko 50 tysięcy złotych.  Żyjemy nadzieją, że wlewy z immunoglobuliny szybko pozwolą Mieszkowi cieszyć się dzieciństwem bez codziennego bólu. Jeśli jego organizm nie zareaguje odpowiednio na pierwsze trzy wlewy z immunoglobuliny, leczenie może trwać latami, ale nie chcemy myśleć o takim scenariuszu.  Dochodzą do tego koszty badań, leków, suplementów i zajęć terapeutycznych, które liczone są w tysiącach złotych miesięcznie. NFZ nie refunduje niczego związanego z tą chorobą, poza zniżką na antybiotyk... Gdybyśmy wiedzieli o chorobie wcześniej, nie doszłoby do stanu, w którym dziecko ma tak ogromne uszkodzenie mózgu. Gdyby wcześniej udało się otrzymać odpowiednią diagnozę... Niestety Mieszko choruje już długo, a postępu choroby nie potrafimy zatrzymać.  Bez leczenia stany zapalne mogą doprowadzić do obrzęku mózgu! Wierzymy, że leczenie immunoglobulinami przyniesie efekty, a Mieszko dostanie szanse na życie w radości, bez bólu i cierpienia. Dlatego bardzo prosimy o pomoc… Dziękujemy Wam za wszystko Paula i Przemek - rodzice Miesia

174 255,00 zł ( 65,44% )
Brakuje: 92 023,00 zł
Wiktoria Wóltańska
Wiktoria Wóltańska , 19 lat

Każdy krok Wiktorii kosztuje krocie! Pomóżmy jej samodzielnie chodzić!

Wigilia zazwyczaj kojarzy się ze spokojnym okresem Świąt Bożego Narodzenia. W 2004 roku, ten dzień nie był dla nas jednak spokojny. Z jednej strony otrzymaliśmy najcudowniejszy prezent - na świat przyszła nasza ukochana córka Wiktoria. Z drugiej strony, nie była to jednak tylko radosna wiadomość. Wiktoria przyszła na świat jako skrajny wcześniak, co od samego początku skazało ją na potworną walkę... Przez pierwsze miesiące życia Wiktoria oddychała jedynie przy pomocy respiratora. Jak się okazało po dokładnych badaniach, jej serduszko było źle ukształtowane. U córki stwierdzono również obustronny niedosłuch, zez zbieżny, krótkowzroczność, wylewy krwi do mózgu drugiego stopnia, wzmożone napięcie mięśniowe i niedowagę.  Długo zadawaliśmy sobie te pytania - dlaczego naszą córeczkę musiał spotkać taki los? Zebraliśmy jednak w sobie wszystkie siły i ruszyliśmy do działania. Pragnęliśmy zrobić wszystko, aby Wiktoria mogła zawalczyć o swoje zdrowie i przyszłość. Tymczasem, okazało się, że cała dotychczasowa praca przyniosła odwrotny efekt. Ćwiczenia, które wcześniej zalecano w renomowanym, dziecięcym szpitalu, okazały się porażką, ze względu na niedostosowanie do diagnozy Wiktorii. Wskutek tego córka do 7. roku życia nie przybierała na wadze, nie chodziła, a jedynie czworakowała, nie potrafiła samodzielnie usiąść, pogłębiła się też spastyczność i napięcie jej mięśni. Musieliśmy później bardzo długo odwracać skutki źle dobranej rehabilitacji.  Wiktoria miała 8 lat, gdy wzięła udział w turnusie rehabilitacyjnym i rozpoczęła terapię metodą Bobath. Wkrótce później zauważyliśmy pozytywne skutki. Wiktoria zaczęła rosnąć, przybierać na wadze mimo wyrzeczeń i bólu, jaki sprawiały jej ćwiczenia. Stała się ciekawą świata, pełną energii, radosną i kochającą dziewczynką. Pięć lat temu córka stanęła na nogi przy trójnogu z obciążnikami. Była z siebie bardzo dumna, a my z niej. Od tamtego czasu nie trzeba namawiać jej na ćwiczenia, choć zajęcia są żmudne, kosztowne i bolesne. Wiktoria zrozumiała, że tylko dzięki regularnej rehabilitacji zależy to, czy kiedyś zacznie stawiać samodzielne kroki.  Obecnie córka ma już 17 lat. Aby dalej walczyć o sprawność, musi odbywać 5-6 turnusów w roku i codziennie, intensywnie ćwiczyć. Trudno jest nam prosić o pieniądze, gdy każdy ma swoje troski, smutki, problemy, ale to właśnie dzięki Wam - ludziom dobrej woli i otwartego serca zawdzięczamy postępy w rehabilitacji naszej córeczki, która coraz lepiej mówi, chodzi przy trójnogu, już jest znacznie sprawniejsza. Na ten moment możemy powiedzieć, że osiągnęła bardzo dużo. Nie możemy tego zaprzepaścić z powodu braku środków finansowych. Jeden turnus to koszt około 10 tysięcy złotych, a co dopiero kilka takich turnusów w roku! Niestety, nie damy rady sami, bez Waszego wsparcia, korzystać z tej formy rehabilitacji. Wiktoria walczy o każdy krok i się nie poddaje, a my patrząc na sukces, który odnosi każdego dnia, staramy się jej pomóc. Chcemy, aby zachowała dalszą siłę, czuła wsparcie, umożliwiające jej spełnianie swojego marzenia o samodzielnym chodzeniu. Każda złotówka to cegiełka i jednocześnie dar serca. Wymarzonym prezentem Wiktorii na każdą jej uroczystość, jest możliwość sprawnego poruszania się, tak, jak jej rówieśnicy. Za każdym razem, gdy pytamy ją, o czym marzy, odpowiada: „Aby iść samodzielnie na nogach, na spacer z wami”. Prosimy Was, spróbujmy jej to podarować i spełnić to marzenie!

8 256,00 zł ( 12,03% )
Brakuje: 60 342,00 zł
Jolanta Łachacz
Jolanta Łachacz , 69 lat

Bez Twojej pomocy okrutna choroba wróci do Joli!

Moja mama zrobiłaby dla mnie wszystko, dlatego ja też chcę zrobić wszystko dla niej. Żeby jej pomóc, oszczędzić bólu… Żeby nie musiała już więcej tak okrutnie cierpieć! Chciałabym, by jak najdłużej cieszyła się życiem. Tymczasem choroba odbiera jej radość, w zamian dając tylko ból…  Moja ukochana mama Jola cierpi na dystonię oraz kręcz karku. Ta choroba niekontrolowanymi skurczami mięśni szyi i karku i powoduje wykręcenie ciała w jednym kierunku. Był czas, bardzo mroczny, że uniemożliwiała nawet umycie się czy samodzielne jedzenie. Gdy mama podnosiła łyżkę do ust, natychmiast napinały jej się mięśnie. Te skurcze są błyskawiczne, bardzo bolesne, jak gdyby nagle na ciele zaciskały się metalowe zęby… Walczyliśmy z chorobą wszelkimi dostępnymi metodami. Mama przeszła w Bydgoszczy dwie operacje polegające na wypaleniu fragmentu mózgu, który jest odpowiedzialny za te napięcia. To nie przyniosło jednak żadnego efektu… Potem była operacja w Gdańsku – wszczepili mamie stymulator do mózgu. To małe urządzenie, składające się z ośmiu drucików, które kablami ukrytymi pod skórą połączone są z baterią. I wtedy wydarzyło się coś nieprawdopodobnego!  Po miesiącach udręki mama odzyskała samodzielność, znowu mogła sama się umyć, chodzić. Coś, co dla nas jest naturalne, nagle zabrane staje się największym marzeniem. I mógłby to być szczęśliwy koniec historii, gdyby nie to, że zdrowie mamy uzależnione jest od technologii. A ta ma swoje wymagania… Stymulator działa na baterię, która ma swoją żywotność. Jak tylko przestanie działać, urządzenie stanie się bezużyteczne. Koszmarne skurcze wrócą, a wraz z nimi cały ten horror! Bardzo się tego boimy, dlatego już teraz musimy zapobiec nawrotowi choroby!  Mamy maksymalnie rok – wtedy skończy się czas pracy wszczepionej baterii. Trzeba ją wymienić na nową. Wydawałoby się, że to nic prostszego! Niestety, koszt wymiany baterii (i połączonej z tym poważnej operacji) to 70 tysięcy złotych!  Ani ja, ani mama nie damy rady same zebrać tak ogromnej, jak dla nas sumy pieniędzy, dlatego już teraz proszę Cię o pomoc… Proszę, nie pozwól mojej mamie znów tak strasznie cierpieć. Jeśli ten horror wróci, ona już chyba tego nie wytrzyma, a mi pęknie serce…  Barbara, córka

26 700,00 zł ( 35,85% )
Brakuje: 47 769,00 zł
Manuela Luks
Manuela Luks , 52 lata

Zatrzymane życie! Pomóż Manueli odzyskać sprawność!

Kobieta o wielkiej empatii i dobrym sercu! Aktywna każdego dnia, zawsze chętna do pomocy. Jest położną z zawodu i z powołania. Potrafiła odbierać telefon o każdej porze, by pomóc. Przyjęła w swoje ramiona setki dzieci, jednocześnie zawsze będąc pełną empatii dla ich matek. Wszystko wywróciło się do góry nogami w marcu tego roku. Ból, drętwienie nóg i w końcu ich niedowład. Szereg badań i diagnoza – guz w klatce piersiowej, który natychmiast trzeba operować. Operacja się udała, Manuela przeżyła. Niestety uciśnięty i niedokrwiony zbyt długo rdzeń kręgowy spowodował paraliż nóg. Szok dla Manueli, szok dla bliskich... Dzisiaj walczymy o jej sprawność, bo jest nadzieja na powrót do pełnej mobilności. Dwa tygodnie po operacji zaczęła ruszać palcami w stopach, próbuje siadać, nie poddaje się! Walczy i znając ją – nie odpuści! Dzisiaj mamy szansę, by oddać Manueli całe dobro, którym ona obdarowywała nas. Wsparcie finansowe zapewni jej specjalistyczną rehabilitację i leczenie, które urasta nawet do 25 tysięcy złotych miesięcznie! Bez pomocy zwyczajnie nie da rady... Ufamy, że dzięki tej zbiórce, Manuela doświadczy niemożliwego. Możemy dodać jej skrzydeł, jak wielokrotnie ona dodawała ich nam!  Monika, siostra Manueli  

80 464 zł
Emilia Żurawska
12 dni do końca
Emilia Żurawska , 9 lat

By chwile na onkologii były jedynie złym wspomnieniem - walczymy o przyszłość Emilki!

Nie tak miało wyglądać dzieciństwo naszej córeczki! Jeszcze przed narodzinami mieliśmy tyle marzeń, planów i wspólnych wizji. Rozmyślaliśmy, jak będzie wyglądało nasze życie w roli rodziców, nie mogliśmy się doczekać wspólnie spędzonych chwil. Przez pierwsze lata wszystko układało się pięknie. Mogliśmy z radością w sercach, przyglądać się jak Emilka rośnie, rozwija się, uczy nowych rzeczy. Byliśmy tacy szczęśliwi! Wtedy nadszedł ten okrutny dzień. Dzień, który zmienił wszystko...  W 2020 roku, gdy Emilka miała zaledwie 5 lat, usłyszeliśmy diagnozę, która nie nawiedzała nas nawet w najczarniejszych koszmarach. U naszej córeczki wykryto nowotwór mózgu i centralnego systemu nerwowego. Nie mogliśmy uwierzyć w to co się dzieje! Nie minęło dużo czasu, a córka już była po pierwszej operacji. Lekarze byli w stanie usunąć tylko część guza z prawej półkuli mózgu, a po operacji pozostał lewostronny niedowład. Mimo to mogliśmy wrócić do domu i cieszyć się z zatrzymania choroby. Do czasu...  Rok 2022 znów okazał się dla Emilki niezwykle ciężki. Podczas kontrolnego rezonansu magnetycznego wykryto powiększenie guza, który pozostał po operacji.  Kolejna operacja była nieunikniona! Na całe szczęście, naszej dziewczynce nie pogorszył się stan zdrowia i sprawności. Dziś jednak znów musi wracać do sił i walczyć z niedowładem.  Z całych serc wierzymy, że Emilka pokona nowotwór. Że przed córką wiele szczęśliwych lat, dorosłość, samodzielne życie. Zrobimy co w naszej mocy, by uratować jej zdrowie i życie. Z Twoją pomocą będzie to odrobinę łatwiejsze! Rodzice Emilki

3 932 zł
Radosław Matysiak
Radosław Matysiak , 17 lat

Tylko operacja da szansę na pierwszy krok!

Każdy z nas ma jakieś marzenia. Radek od piętnastu lat ma jedno – o własnych siłach stanąć na nogach. Syn urodził się z przepukliną oponowo–rdzeniową oraz wodogłowiem. Niedowład prawej nogi nie pozwala mu chodzić, w lewej ma częściowe czucie i niewielką możliwość poruszania. Nadzieję na spełnienie marzenia dał nam dr Feldman. W marcu Radek usłyszał, że jest możliwość na upragnioną cząstkę sprawności. Dostał też pytanie, czy jest gotowy podjąć trud tego wyzwania. Jednak gotowość psychiczna nie wystarczy... Za ogromnymi możliwościami, które daje operacja stoją olbrzymie kwoty, których w żaden sposób nie jesteśmy w stanie zdobyć. Mimo wszystko przedstawiono nam plan leczenia. Radka czeka intensywna, 4-miesięczna rehabilitacja oraz specjalnie dopasowane ortezy. Następnym etapem będzie kwalifikacja i decyzja o podjęciu operowania lewej, słabszej nogi.  Jest to niezwykle trudne, ponieważ wsparcie, dostępne "od ręki" jest dla nas finansowo niemożliwe. Radek jest nastolatkiem – to jest ostatni dzwonek, by jeszcze zawalczyć. On tak bardzo wierzy w sukces tych działań. Proszę, pomóżcie Radkowi spełnić jego marzenie! Każdego dnia walczy, pokonuje swoje gorsze i słabsze chwile. Całą siłę angażuje w rehabilitację. Z waszym wsparciem możemy dokonać cudu! mama Radka 👉🏻 WESPRZYJ LICYTACJE 👉🏻 Stawiamy Radka na nogi

99 300,00 zł ( 23,61% )
Brakuje: 321 203,00 zł