Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Martyna Kryślak
Zobacz rezultat zbiórki
Martyna Kryślak , 23 lata

Lekarstwo na mroczne mysli

16-letnia Martyna, podobnie jak jej młodsza siostra, cierpi na  niezwykle rzadką, nieuleczalną chorobę genetyczną, tzw. „wrodzony obrzęk naczynioruchowy”.  Dziewczynki zdiagnozowano dopiero po wielu latach – po niezliczonej ilości badań, konsultacji i nieskutecznych prób leczenia. Schorzenie charakteryzuje się występowaniem nagłych obrzęków różnych narządów i obszarów ciała. Może być niezwykle groźne dla życia, gdy obrzęk zlokalizuje się w gardle czy krtani, powodując zamknięcie dróg oddechowych. Praktycznie w każdym tygodniu któraś z dziewczynek ląduje w szpitalu, gdzie trzeba im dożylnie podać bardzo kosztowny lek. Niestety, nie ma leczenia przyczynowego tej choroby. Martyna, mimo swojego „piętna”, jest dziewczyną niezwykle otwartą i ciekawą świata, która uwielbia wszelkie podróże i wyjazdy, zarówno te dalsze, jak i całkiem bliskie. Od dawna marzył jej się profesjonalny aparat cyfrowy, który mogłaby ze sobą zabierać na każdą wycieczkę. Robienie zdjęć oraz filmowanie to jej największa pasja. Marzenie nastolatki spełniło się na początku wakacji. To był idealny moment na tak wspaniałą niespodziankę, bo pogoda i wolny czas sprzyjają fotograficznym wyprawom. Martyna z niecierpliwością otwierała paczkę, by po chwili wydać zaskoczony okrzyk radości. W rękach trzymała swój upragniony, pachnący nowością, cyfrowy aparat fotograficzny wraz z akcesoriami. To był dokładnie jej wymarzony, wyśniony model! Z całego serca dziękujemy wszystkich darczyńcom, dzięki którym fantazja Martyny stała się rzeczywistością. Udowodniliście jej, że bez względu na wszystko warto marzyć!

3 800,00 zł ( 100% )
Udało się!
Michalina Baranek
Zobacz rezultat zbiórki
Michalina Baranek

Podaruj kawałek serduszka Michalince - III etap

To dziecko nie będzie mieć przyszłości – mówili jej rodzicom lekarze. Kazali pogodzić się z tym, że nic nie można zrobić, że Miśka – maleńka, śliczna i śmiertelnie chora – będzie gasnąć, dzień po dniu osuwać się w ciemność. W mroku choroby znalazły się jednak drzwi – przeprowadzona dwa lata temu operacja serca uratowała Michalince życie. Dziś dziewczynka gaśnie ponownie, a śmierć codziennie barwi jej usta na fioletowo, jakby naznaczała swoją przyszłą ofiarę. Są jednak kolejne drzwi, które wspólnie możemy otworzyć, bo za nimi jest szansa na bezpieczne i szczęśliwe życie dla Misi. Pilnie potrzebna jest kolejna operacja!     Dziś nawet lekki katar może ją zabić. Chwilom, które wypełniają serca rodziców Michalinki szczęściem – a są nimi jej uśmiech, spojrzenie, każde słowo – towarzyszy nieodłączne ukłucie bólu, wywołane przez strach. Przy chorym dziecku trzeba doceniać każdy dzień, bo ten, który zaczyna się rano, może być ostatnim. Każda zabawa, każdy spacer, dłuższy o kilka minut niż zwykle, sprawia, że serduszko Michalinki trzepocze w piersi gwałtownie jak ptak szamocący się w klatce. Każdy dzień to walka o uśmiech, bo dla dzieci z wadami serca zabójczy może być nawet płacz. Wieczorami Misi nie usypia melodia kołysanek, tylko dźwięk pulsoksymetru, mierzącego jej saturację i pracę serca.   A przecież miało być inaczej. Długie kolejki przed drzwiami gabinetów, zapach szpitala, wstawanie w nocy i nadsłuchiwanie, czy dziecko oddycha, strony o wadach serca w ulubionych zakładkach  w przeglądarce – to było już kiedyś, w przeszłości, w dawnym życiu. W 2006 roku na świat przyszła pierwsza córka Karoliny i Grzegorza, Martyna. Wadę serca odkryto u niej zaraz po urodzeniu. Termin operacji przesuwano kilkakrotnie, sprawiając, że kilkutygodniowa dziewczynka balansowała na granicy życia i śmierci. Udało się jednak dokonać całkowitej korekty wady, dziś Martyna jest zdrowa. O drugą córeczkę starali się pięć lat, pięć długich lat walki, leczenia, łez, załamań i ciągłych pytań „dlaczego się nie udaje?" Trzy razy zobaczyli dwie kreski na teście ciążowym. Trzy razy tracili swoje nienarodzone dzieci… Aż w końcu pojawiła się Misia, która przyniosła nadzieję, którą wkrótce im odebrano. Ich upragnione dziecko, na które pojawienie się czekali tyle lat, miało tylko połowę serca.   Nieuleczalna wada… małe szanse na przeżycie… leczenie paliatywne… - słowa przeprowadzającego połówkowe USG lekarza dzwoniły im w uszach, były jak werdykt sędziego, oznaczający wyrok śmierci. Najpierw był szok, wyparcie, codzienne łudzenie się po przebudzeniu, że to tylko zły sen, który zaraz się skończy. Potem rozpacz i bunt, bo lekarze wykluczyli wadę genetyczną – to, że obie córki przyszły na świat z chorym sercem to niewyobrażalny, okrutny pech, złośliwy chichot losu. A później rozpoczęła się walka o życie dziecka. Godziny spędzane w Internecie na forach tematycznych, dziesiątki przeczytanych publikacji, setki rozmów z rodzicami dzieci o takich samych wadach jak ta, z którą miała przyjść na świat Michalinka - zarośnięciem zastawki trójdzielnej, hipoplazją komory prawej, hipoplazją tętnicy płucnej, ubytkiem międzykomorowym. I jeden, uskrzydlający wniosek – takie dzieci mogą żyć! Konieczne jest jednak precyzyjne zaplanowanie leczenia, które składa się z trzech etapów – pierwszej operacji zaraz po urodzeniu dziecka, drugiej pół roku później i trzeciej, w okolicach drugich lub trzecich urodzin. Trzeba też wybrać najlepszych kardiochirurgów, bo najmniejszy błąd podczas operacji kończy się tragicznie.   Termin przyjęcia na porodówkę, wybór szpitala, do którego przetransportowana będzie Misia zaraz po urodzeniu, sprawdzenie pracujących tam lekarzy – godzinami przygotowywali szczegółowy plan, który miał uratować ich dziecko i pokonać śmierć. Szukali siły do walki w sobie, w niespokojnych ruchach Misi, która już niedługo miała być z nimi, w uśmiechu Martyny, która czekała na siostrę. Czasem śniły im się szpitalne obrazki, które pamiętali sprzed kilku lat – bezimiennych rodziców z twarzami szarymi ze zmęczenia, pełnych bruzd wyrzeźbionymi przez ból, śpiących na podłodze przy dziecięcych łóżeczkach, codziennie modlących się o cud. Wkrótce mieli z powrotem znaleźć się wśród nich.   Cud narodzin Michalinki nastąpił 7 maja 2015 roku. Miesiącami przygotowywany plan nigdy nie został jednak zrealizowany. Szpital, który miał się podjąć leczenia dziewczynki, odmówił jej przyjęcia, tłumacząc się brakiem miejsc! Misia trafiła na stół operacyjny dopiero w szóstej dobie życia, gdzie w trybie pilnym, zamiast planowanej wcześniej operacji, zrobiono jej ratujący życie zabieg Rashkinda. Polegał na wprowadzeniu do serca cewnika, zakończonego balonikiem, który udrożnił otwór międzyprzedsionkowy. U zdrowych dzieci zamyka się on zaraz po urodzeniu. W takich sercach jak Misi, nieprawidłowo zbudowanych, konieczne jest pozostawienie go otwartym – u Michalinki był to jedyny sposób, by krew mogła wtedy dalej płynąć, a ona sama – żyć.   Gdy wrócili z córeczką do domu, rozpoczęła się codzienność życia z chorym dzieckiem. Każdy grymas Michalinki budził panikę – czy to tylko rozdrażnienie, zły dzień, a może jednak coś z sercem? Gdy inni planowali kolejne urodziny swojego dziecka, oni planowali drugą operację, bo wiedzieli, że bez niej Michalinka nigdy nie zdmuchnie swojej pierwszej świeczki  na torcie. Wtedy doszli do wniosku, że wehikuł czasu istnieje i znajduje się w polskich szpitalach – choć od operacji Martyny minęło dziewięć lat, w polskiej służbie zdrowia nie zmieniło się nic. Na stół operacyjny trafiają tylko pacjenci, których stan jest krytyczny. Gigantyczne kolejki nie pozwalają na przeprowadzanie zabiegów w terminie, często czeka się na nie wiele miesięcy, a nawet lat. Często dla niektórych dzieci jest już za późno…   Operację w terminie, a co za tym idzie dalsze życie dziecka, można było jednak kupić. Szukając ratunku dla Misi, Karolina i Grzegorz skierowali swoje spojrzenia w kierunku, który wskazali im rodzice innych dzieci z wadami serca -  na zachód, gdzie kikaset kilometrów od Warszawy, w niemieckim mieście Munster, znajduje się znakomity ośrodek kardiochirurgiczny. To tam małych pacjentów z całego świata operuje profesor Edward Malec, polski lekarz, ratujący dzieci, które gdzie indziej są skazane na śmierć. Michalinka to jednak w Niemczech prywatna pacjentka, za operację której wyznaczona została cena – ponad 30 000 euro! Zrozpaczeni rodzice uchwycili się jednak nadziei, że są na świecie ludzie o dobrych sercach, których wzruszy los ich chorego dziecka. Znaleźli ich tutaj, zjednoczonych w magii pomagania. To dzięki nim, ludziom takich jak Ty, Michalinka w październiku 2015 roku przeszła operację Glenna w Munster, bez powikłań, bez przesuwania terminów i bez terroru strachu. „Happy baby”, jak nazwał ją personel szpitala ze względu na wiecznie przyklejony do jej buzi uśmiech, po kilku dniach wróciła z rodzicami do domu.   Operacja zapewniła Michalince ochronę przed śmiercią, ale tylko na 2 lata! Dziś dziewczynka jest znowu słaba jak trzcina na wietrze. Na pierwszy rzut oka wygląda jak zdrowe dziecko, w jej tragedii nie ma tego, co kojarzy się z chorobą – przykucia do łóżka, wózka inwalidzkiego. To wszystko jednak może się pojawić, bo brak operacji w terminie może skutkować nieodwracalnymi zmianami w rozwoju dziewczynki. W maju dziewczynka skończy dwa lata i to właśnie w okolicach jej urodzin powinien odbyć się trzeci, ostatni etap leczenia chorego serca – operacja Fontana. Rodzice Misi już wiedzą, że w  Polsce nie będzie to możliwe, że będą odbijać się od drzwi, bezsilnie patrząc, jak choroba odbiera życie ich dziecku.   Znów można jednak kupić szansę na życie Misi w postaci operacji u najlepszego kardiochirurga, który już zna ją i jej serce. Znów potrzebna jest ogromna kwota, ale brak operacji będzie oznaczać śmierć tej dziewczynki, a każdy dzień zwłoki zwiększa ryzyko kalectwa. Można to jednak zmienić! Podarujesz Michalince kawałek swojego serca i sprawisz, by jej własne dalej biło?

93 926,00 zł ( 100,67% )
Udało się!
Filip Suchecki
Zobacz rezultat zbiórki
Filip Suchecki , 9 lat

Zawalczmy o życie bez kalectwa

Ze względu na to, że potrzebnej kwoty nie udałoby się zebrać w terminie, rodzice Filipka podjęli decyzję o operacji chłopca w Polsce. Wszystkie zebrane środki zostaną przeznaczone na realizację innych potrzeb medycznych chłopca (potrzebne są m.in. wizyty pooperacyjne, ortezy, rehabilitacja). Dziękujemy za wszystkim, którzy pochylili się nad losem Filipka i walczyli o jego życie wolne od kalectwa. Mamy nadzieję, że  chłopiec będzie mieć szansę na normalne życie.  

153 989,00 zł ( 9,72% )
Kaja, Nina i Antek Żurowscy
Zobacz rezultat zbiórki
Kaja, Nina i Antek Żurowscy , 8 lat

Szczęście pomnożone przez trzy

Dziękujemy wszystkim osobom, które zdecydowały się pomóc Trojaczkom. Dzięki Wam Kaja, Nina i Antek będą mogli kontynuować rehabilitację, która zapewni im sprawność i zdrowie, by nie różnili się od swoich rówieśników. Trojaczki mają dla Was specjalne podziękowania:

13 383,00 zł ( 100,79% )
Udało się!
Tomasz Osóbka
Zobacz rezultat zbiórki
Tomasz Osóbka , 49 lat

Do pełni szczęścia - porządny wózek

"Większości z Was nie znam i pewnie nigdy nie będzie mi to dane, a jednak zdecydowaliście się pomóc!! Jesteście WSZYSCY fenomenalni… dziękuję za Waszą empatię, zrozumienie, dziękuję za piękny odbiór naszej skromnej pary, dziękuję za szczodry gest, dziękuję za liczne dowody przyjaźni i miłości, dziękuję za cudne wpisy i życzenia, za adrenalinę i motywację do kolejnych działań- ZA WSZYSTKO! Gdyby wpłaty i sms nie były anonimowe lub łatwiejsze do rozpoznania pisałbym do Was z osobna… nie jest to możliwe, dlatego przyjmijcie proszę choć tu OGROMNE PODZIĘKOWANIE. Dziękujemy razem z żoną fundacji siepomaga za profesjonalną pomoc i udostępnienie swojego wszechstronnego zaplecza. Mam nadzieję, że ta wiadomość jakoś do Was dotrze. Dziękuję Monice mojej żonie… za Twój upór, za to że nie pozwoliłaś zrezygnować z tego wózka zaraz po tym jak dostaliśmy jego wycenę. Tyle razy udowodniłaś mi już, że jesteś w stanie przenieść górę, żeby tylko dać mi/nam powody do radości, wynagrodzić stracone lata. Cieszę się każdego dnia, że dobry los złączył nasze drogi. Zawsze powtarzam, że jestem bogatym człowiekiem… bogatym w przyjaciół i sympatię osób, które napotykamy na swojej drodze!! Pięknie dziękuję i kocham Was wszystkich za to, co zrobiliście!! Nie wierzyłem… przyznaję się kolejny raz do tego… nie mogłem wiedzieć, że wokół nas jest tyle osób, które zechcą pomóc w tej eksplozji udostępnień i deszczu wpłat. Na samą myśl ściska mi się gardło i wilgotnieją oczy… 13 dni… tyle było potrzeba, żeby spełnić moje marzenie o posiadaniu świetnego pojazdu. Wyprodukowanie wózka trwało 6 tygodni… Pozwolę sobie go Wam zaprezentować :) Wszyscy jesteście fantastyczni i dokonaliście czegoś co uważałem na niemożliwe!! Szersze podziękowania umieściłem na swoim blogu http://www.tomekosobkapl.blogspot.com/ Jeśli zechcecie czasem poczytać coś wesołego o nas, to zapraszam do odwiedzin i polubienia strony. Tomek"

32 054,00 zł ( 100,26% )
Udało się!
Grażyna Maluchnik
Zobacz rezultat zbiórki
Grażyna Maluchnik

Choroba, którą ciężko ubrać w słowa

Zbiórka dobiegła końca. Zebrane pieniądze pozwoliły Pani Grażynie kontynuować leczenie, by w końcu pokonała tragiczne skutki udaru mózgu. Umożliwią także dalszą rehabilitację. Pani Grażyna chce Wam bardzo podziękować: Ostatnie dwa lata mojego życia to walka, nadzieja i pomoc wielu ludzi, których obszedł mój los. Wszystko to razem dało moc potrzebną do pokonania rozpaczy i choroby. Jednego dnia, w czerwcu 2015 roku, straciłam to, co było dla mnie sensem życia. Udar mózgu odebrał mi wzrok w lewym oku, zniszczył pamięć, spowodował częściowy paraliż. Przestałam mówić, pisać, rozumieć znaczenie słów... Popadłam w rozpacz. Nie mogłam czytać, a to było dla niej tak ważne! Kocham książki, a choroba sprawiła, że gdy je widziałam, łzy same spływały po policzkach. Jeszcze niedawno sądziłam, że już nigdy żadnej nie przeczytam. Litery, zdania, akapity - słowa drukowane były dla mnie całkowicie niedostępnym labiryntem. Tak było też z pisaniem. Na początku nie pisałam wcale. Później zaczęłam w swoim notesie pisać pojedyncze słowa, często zamazane.  Najbardziej bolesna i uciążliwa była utrata mowy, nie opuszczał mnie też lęk o własne życie. Kolejny udar mózgu mógł spowodować śmierć lub całkowicie mnie sparaliżować, odebrać wzrok także w drugim oku... Jednak nie poddałam się, poprosiłam o pomoc innych.  Pomagali  mi znajomi, ale też całkiem obcy ludzie - to było dla mnie najbardziej niesamowite! Dzięki Wam, kochani Pomagacze, mogę dalej być pod opieką psychologów, logopedów, terapetów i rehabilitantów.  Jeszcze dwa lata temu wypowiadałam pojedyncze sylaby, nie rozumiałam tego, co słyszę, nie umiałam czytać i pisać. Dzisiaj, dzięki Waszej pomocy, coraz lepiej idzie mi to, co jeszcze niedawno wydawało się nieosiągalne. Chociaż czeka mnie jeszcze długa droga do zdrowia to wiem, że się uda. Daliście mi niesamowitą moc! Z całego serca dziękuję Fundacji Siepomaga oraz wszystkim ludziom, którzy okazali mi wszelką pomoc i dobro. Niech to dobro do Was powraca ze zdwojoną mocą!  Grażyna Maluchnik

36 536,00 zł ( 78,91% )
Julia Trela
Zobacz rezultat zbiórki
Julia Trela , 11 lat

By każdej nocy przestała umierać

Wróciliśmy ze Szpitala w Schon Klinik w Niemczech i chcemy podzielić się wynikiem leczenia. Po dwóch tygodniach badań lekarze postawili diagnozę: Julia nie kwalifikuję się do operacji. W główce mojego dziecka nie ma ogniska zapalnego. Przyczyną choroby jest wada genetyczna - mutacja genu SMC 1A, która jest odpowiedzialna za padaczkę lekooporną trudną do leczenia. Podjęto próbę wprowadzeniu leku, lecz skończyło się stanem padaczkowym. Wskazaniem lekarzy niemieckich jest wprowadzeniem do leczenia marihuany leczniczej, lecz polscy lekarze bardzo się przed tym bronią. Wada genetyczna, którą ma Julia jest bardzo rzadka, są prowadzone badania nad szukaniem leku w Glasgow. Zespół Genetyków Niemieckich opisze przypadek Julii na stronach naukowych, będzie  on również omawiany na konferencji Światowych Genetyków w Wiedniu.  Świat  dowie się, że jest w Polsce mała JULIA , która czeka na pomoc. Terapeuci w Niemczech - którzy prowadzili zajęcia z Julią -  powiedzieli ''jest dzieckiem rokującym''. Te słowa dają dużą nadzieje na walkę z chorobą. Wyjazd do Szpitala w Schon Klinik nie wyleczył Julii z napadów, lecz pokazał jak żyć codziennie z chorobą, jakich błędów nie popełniać. Słowa wypowiedziane przez lekarza ''najlepszym lekiem dla Julii jest jej Mama'' dają do myślenia, że niektórych chorób nie można wyleczyć. Z pomocą Boga zrobię wszystko aby, moja córeczka Julia była szczęśliwa, bezpieczna i kochana. Dziękuje Wszystkim osobom, którzy modlili się o zdrowie Julii, trzymali mocno kciuki i proszę nie przestawajcie, bo dopóki jest życie, jest nadzieja. Aneta Trela, mama Julki --- Mamy już termin przyjęcia do kliniki! Julka zostanie przyjęta do Schön Klinik 19 września 2017 roku! Wraz z rodziną Julki czekamy niecierpliwie na ten dzień, mając nadzieję, że będzie to początek końca jej walki z padaczką! --- Julia dziękuje z całego serduszka za wsparcie, jakie otrzymała od 4220 osób. Zebraliśmy w ciągu 2 tygodni ponad 70 tysięcy złotych, resztę kwoty została wpłacona bezpośrednio do szpitala w Vogtareuth przez darczyńcę z Niemiec. Z dnia na dzień rosła nadzieja na lepsze życie dla mojej małej córeczki. Nie ma takich słów, które mogłyby odzwierciedlić mojej wdzięczności. Dziękuję wszystkim osobom za dobre słowo, i wpłaty dokonane dla Julii. Dziękuję, że jesteście z nami. Proszę śledźcie losy Julii, chciałabym abyście byli blisko nas i modlili się o zdrowie dla mojej kochanej córeczki. "Dobroć dawana drugiemu człowiekowi w potrzebie zawsze do nas powraca''. Dziękuję! Aneta Trela, mama Julki

69 782,00 zł ( 100,35% )
Udało się!
Helena Wańka
Zobacz rezultat zbiórki
Helena Wańka , 7 lat

Helenka - serce na wagę życia

Wiadomość z 27 czerwca: Helenka jest już po operacji i ma się całkiem dobrze. Praca naprawionego serduszka będzie się normowala kilka miesięcy. Czy wszystko będzie dobrze, czas pokaże. Profesor Malec zrobił wszystko, by tak było. Wszystkie wady malutkiego serduszka udało się naprawić podczas jednej operacji. Dziękujemy Profesorowi za nowe i lepsze życie Helenki  ❤  Dziękujemy wszystkim, którzy opiekowali się Helą po operacji. I Wam wszystkim! Za wsparcie, za obecność! Za wszystko! To był dla nas ogromnie trudny czas, ale wielu z Was było razem z nami. Dziękujemy _______ Mamy dla Was wieści od mamy Helenki: "Cała kwota zebrana!!! Kochani ❤️ Dzięki sile naszej społeczności i dobrych ludzi z całej Polski a nawet spoza jej granic udało się zebrać całą kwotę potrzebną na operację Helenki w Munster. Wspierała nas cała masa znajomych, nieznajomych, przyjaciele, rodzina. WSZYSTKIM dziękujemy za wszystko!!!" Profesor Malec naprawi serduszko Helenki 28 czerwca. Trzymamy kciuki!

47 202,00 zł ( 100% )
Udało się!
Karol Mikołajczyk
Zobacz rezultat zbiórki
Karol Mikołajczyk , 19 lat

By mój syn znów stanął na nogi...

Wszystkim pomagaczom chcielibyśmy przekazać wiadomość od rodziców Karolka: "Szanowni Państwo, przede wszystkim serdecznie dziękujemy za modlitwę i okazane gesty życzliwości przez ostatnie kilka miesięcy. Karol jest już po operacji, dzisiaj był już intensywnie rehabilitowany i posadzony na 20 minut na wózku. Byliśmy również na spacerze.  Kolejna operacja będzie miała miejsce 17 lipca – prosimy więc nadal o modlitwę. Pragnę podzielić się również radosną informacją, że spotkaliśmy na naszej drodze osobę, która pokryje brakującą nam kwotę na leczenie Karola w Niemczech. Dlatego też dzisiaj kończy się zbiórka na Siepomaga, natomiast pieniądze zgromadzone z aukcji na Allegro i z 1% przeznaczymy na dalszą rehabilitację Karola w Polsce. Za to wszystko Chwała Panu."

105 629,00 zł ( 32,3% )