Miłoszek miał tylko 2 dni, gdy zdiagnozowano u niego złośliwy nowotwór❗️Ratunku❗️
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam Miłosza, nie byłam w stanie powstrzymać łez szczęścia i wzruszenia. Trzymałam go bezpiecznie w ramionach, wiedząc, że nie ma większej miłości niż ta matki do dziecka. Mogłam godzinami wpatrywać się w jego maleńkie rączki, ufne oczy i nachylać się, by poczuć najpiękniejszy zapach na świecie – jego główki. Jeden dzień. Tylko tyle mogłam cieszyć się beztroskim macierzyństwem. Nazajutrz dowiedziałam się, że mój synek jest śmiertelnie chory. Gdy tuż przed wykonaniem rutynowych badań tuliłam go do piersi, nie wiedziałam, że już za chwilę rozpocznie się koszmar. Chciałabym móc zatrzymać tę chwilę i nigdy nie dowiedzieć się o diagnozie. Niestety, USG wykazało guz nadnercza. Łzy radości w jednej krótkiej chwili zamieniły się w łzy rozpaczy. Rozpoczęła się walka o życie Miłoszka. Zostaliśmy przeniesieni na oddział onkologiczny, a niedługo później mój synek znalazł się na bloku operacyjnym. Maleńki, bezbronny, podłączony do aparatury… Operacja się powiodła, udało się usunąć guza. Niestety, po 8 tygodniach wyniki potwierdziły najgorsze podejrzenia. Diagnoza brzmiała jak wyrok śmierci. Nowotwór złośliwy – neuroblastoma. Pomimo usunięcia guza – wysokie ryzyko przerzutu. Miłoszek mając zaledwie 2 miesiące, rozpoczął leczenie. Gdy przez żyły mojego maleństwa płyną kolejne dawki chemioterapii, nie jestem w stanie powstrzymać łez. Mam ochotę wyć wniebogłosy, póki nie usłyszy mnie ktoś, kto pomoże przerwać ten koszmar. Chciałabym uchronić synka przed kolejnymi wkłuciami, badaniami, pobytami w szpitalu… Chciałabym móc odłączyć wlew chemii, wziąć go w ramiona i uciec jak najdalej od nowotworu. Niestety, nie jest to możliwe. Bez względu na to ile bólu, łez i cierpienia będzie to nas kosztowało – leczenie musi trwać przez kolejne 6 miesięcy. To jedyna szansa na uratowanie życia mojego synka. Dla Miłoszka zrobię wszystko – przejdę razem z nim drogę do onkologicznego piekła i z powrotem. Utulę każdy jego lęk i ucałuję każdy fragment tracącej włosy główki... Koszty związane z leczeniem oraz dalszą diagnostyką są jednak bardzo wysokie. Proszę, wyciągnijcie do nas pomocną dłoń, pomóżcie mojemu synkowi wygrać walkę o życie... Każda wpłata to dla nas ogromne wsparcie. Dla mnie liczy się już tylko jedno – wygrana mojego dziecka z nowotworem. Codziennie przed pójściem spać trzymam Miłoszka w objęciach i ocierając płynące po twarzy łzy, marzę… Marzę o jego powrocie do zdrowia, do normalności. O słowach „Pani syn jest już bezpieczny” – wypowiedzianych przez lekarzy. Mama Miłoszka