Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mariusz Gizara
10 dni do końca
Mariusz Gizara , 47 lat

Choroba odebrała Mariuszowi zdrowie i sprawność... Pomóż znów być samodzielnym!

Moje problemy ze zdrowiem zaczęły się jeszcze we wczesnej młodości. W wieku zaledwie 16 lat zachorowałem na reumatoidalne zapalenie stawów (RZS). Nie podejrzewałem wtedy jeszcze, jak bardzo naznaczy ono moje życie. RZS ma u mnie niezwykle agresywny przebieg – zmagam się z najwyższym, czwartym stopniem choroby. Niestety, w ciągu ostatniego roku mój stan zdrowia znacznie się pogorszył.  Choć w moim życiu było wiele trudnych momentów, nigdy nie pozwoliłem, by RZS mnie złamało, wciąż jestem pełen życia i pragnę powrócić do normalnego funkcjonowania. Mimo ciężkiej, wieloletniej choroby jeszcze niespełna rok temu bylem samodzielnym mężczyzną. Wszystko zmieniło się jednak po operacji reumatologicznej – doszło do licznych i poważnych powikłań. Długotrwałe unieruchomienie doprowadziło do zaniku mięśni i powstania głębokich odleżyn. Lekarze widzą szansę na mój powrót do samodzielności, ale wymaga to intensywnej, specjalistycznej rehabilitacji. Potrzebuje  pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym z całodobową opieką, specjalizującym się w leczeniu pacjentów takich jak ja. Niestety, koszty takiej rehabilitacji znacznie przekraczają moje możliwości finansowe. Miesięczny turnus kosztuje 28 000 złotych, a ja utrzymuje się jedynie z renty chorobowej. Mieszkam sam w małym domku na Podkarpaciu i każde wsparcie jest dla mnie na wagę złota. Zwracam się do Was z gorącą prośbą o pomoc. Każda złotówka przybliża mnie do powrotu do zdrowia i samodzielności. Jestem głęboko wdzięczny za każdy gest dobroci i solidarności. Wasza pomoc może odmienić moje życie i dać mi szansę na lepszą przyszłość. Proszę… Mariusz

35 224 zł
Kamila Karowska
Kamila Karowska , 38 lat

Ile nawrotów choroby można znieść? Proszę, pomóż!

Jestem szczęśliwą żoną i mamą dwójki wspaniałych dzieci. Jesteśmy kochającą, czteroosobową rodziną. To dla nich staram się być silna, w obliczu moich problemów zdrowotnych, które pojawiły się tuż po narodzinach mojego synka… Synuś urodził się w wyniku cesarskiego cięcia. Rok po jego przyjściu na świat, w 2010 roku, zauważyłam guzek wystający z blizny pooperacyjnej. Podejrzewałam, że to może być przepuklina, ale jestem osobą, która bardzo dba o swoje zdrowie, więc musiałam to sprawdzić. Udałam się na wizytę do ginekologa. Nie spodziewałam się tego, co tam usłyszę… Zdiagnozowano u mnie endometriozę umiejscowioną w powłokach brzusznych. To był dla mnie szok. Chodziłam regularnie na kontrolę do ginekologa. Niestety tę chorobę bardzo ciężko zlokalizować i zdiagnozować. Musiałam przejść wymagającą operację i intensywne leczenie farmakologiczne. Było niezwykle ciężko, ale miałam nadzieję, że ból już nie wróci i na jednej operacji się skończy. Kiedy myślałam, że wszystko idzie już w dobrym kierunku, po trzech latach choroba wróciła… Niestety musiałam przejść kolejną operację. Od tamtego czasu byłam pod stałą obserwacją lekarzy. Liczyłam, że tym razem wrócę do zdrowia.  Jednak nadzieja ponownie zgasła… W 2022 roku choroba się zaostrzyła, miałam mnóstwo nieprzyjemnych dolegliwości. Bardzo uciążliwe, silne bóle… to tylko jeden z wielu objawów. Lekarz skierował mnie na rezonans magnetyczny, który wykazał, że mam masywne zrosty i torbiel na jajniku. ZNOWU konieczna była operacja! Nie miałam już sił, a to jeszcze nie był koniec. Przeszłam operację usunięcia zrostów i jajnika z jajowodem. Po wizytach kontrolnych i przeprowadzonej kolonoskopii okazało się, że mam endometriozę na jelicie grubym w części esicy i odbytnicy!  Bardzo boję się o swoje zdrowie. Wiem, że mam dla kogo walczyć, ale lawina spadających na mnie diagnoz i złych informacji sprawia, że opadam z sił. Nadzieja, że będzie dobrze, która tli się po każdej operacji, gaśnie za każdym razem wraz z kolejną druzgocącą informacją… Muszę przejść kolejny zabieg, który jest bardzo wymagający i niezwykle kosztowny – opiewa na kwotę 45 tysięcy złotych… Wycena dotyczy operacji i pobytu w szpitalu bez powikłań. Gdyby pojawiły się jakieś komplikacje – koszty wzrastają… Operacja będzie bardzo trudna. Będę na stole operacyjnym przez 5 godzin, lekarze muszą wyciąć kawałek jelita z endometriozą. Jest bardzo duże ryzyko powikłań… Niestety muszę poddać się zabiegowi jak najszybciej, ponieważ grozi mi niedrożność jelit i przerzuty endometriozy na inne narządy. Bardzo proszę o pomoc. Nie jesteśmy w stanie sami pokryć kosztów operacji i leczenia. Chciałabym szczęśliwie żyć wraz z moimi ukochanymi dziećmi i mężem. Poznać od nowa życie bez bólu, bez strachu o swoje zdrowie… Od kilku lat to uczucie jest mi obce. Wierzę, że nie przejdziecie obok mnie obojętnie. Kamila    

35 210,00 zł ( 73,54% )
Brakuje: 12 663,00 zł
Maksymilian Kocan
Maksymilian Kocan , 3 latka

Maksio pilnie potrzebuje operacji ortopedycznej! Pomożesz...?

Jestem mamą czwórki dzieci – w tym trzyletnich bliźniaków. Ciążę bliźniaczą spędziłam w szpitalu, ponieważ moja córeczka była bardzo malutka i wymagała stałej kontroli. Synek, Maksio, wydawał się zdrowy, dlatego ogromnym szokiem była dla mnie informacja o jego chorych stópkach... 20 marca 2021 roku był najszczęśliwszym dniem mojego życia, bo w końcu zobaczyłam moje dwa cuda. Gdy po raz pierwszy ujrzałam Maksia, zauważyłam, że jego nóżki nie wyglądają tak, jak powinny. Lekarze powiedzieli mi, że ma dwie stópki końsko-szpotawe. Byłam przerażona i pełna lęku o przyszłość mojego synka. Już w trzeciej dobie życia Maksio miał założone gipsy – nosił je przez dziewięć tygodni. Po zdjęciu gipsów niezbędne było założenie specjalistycznych szyn. 22 lutego 2022 roku synek przeszedł operację wydłużenia ścięgien Achillesa metodą Strayera, a potem kolejne trzy tygodnie musiał spędzić z nóżkami w gipsach. To był trudny czas pełen bólu, płaczu i nieprzespanych nocy... Obecnie Maksio codziennie uczęszcza na rehabilitację, jednak od miesiąca zaczął się coraz częściej przewracać i potykać. Zaczęłam szukać pomocy i trafiłam na specjalistę z Wiednia. Po przesłaniu filmików lekarz zalecił natychmiastową wizytę, ponieważ nóżki Maksia wracają do stanu sprzed operacji! Termin mamy na 24 czerwca 2024 roku. Maksio może potrzebować kolejnych szyn lub gipsów... Koszty związane z leczeniem, wizytami i szynami są ogromne. Do tej pory radziliśmy sobie, ale po raz pierwszy doszliśmy do ściany. Ze względu na niepełnosprawność synka, muszę być z nim w domu, a pracować może tylko mąż... Bardzo prosimy o pomoc dla naszego synka. Marzymy, by Maksio mógł być sprawny jak jego siostra! Każda wpłata to krok w stronę spełnienia tego marzenia! Mama Maksia

35 199,00 zł ( 36,76% )
Brakuje: 60 546,00 zł
Zuzanna Matuszak
Zuzanna Matuszak , 18 lat

❗16 lat i koszmar onkologii - pomóż Zuzi w walce z nowotworem!

Zuzia, nasza córka, ma zaledwie 16 lat... 16 świeczek na torcie dmuchała na oddziale onkologii. Nie tak wyobrażaliśmy sobie jej urodziny. Wierzymy jednak, że wyjdzie z tego, a koszmarny rozdział pod tytułem "nowotwór" pozostanie tylko wspomnieniem... Aby jednak tak się stało, potrzebujemy pomocy, Twojej pomocy... Pod koniec roku szkolnego Zuzia zaczęła narzekać, że boli ją stopa... Rzeczywiście, miała na nodze spuchnięcie, jakby ugryzienie komara... Mówiła, że to ból jak przy złamaniu. Próbowaliśmy teleporady, w końcu pojechaliśmy na SOR, ale odesłali nas z kwitkiem... Próbowaliśmy też maści przeciwbólowych, przeciwobrzękowych, ale ból nie mijał, narastał. Zuzi coraz trudniej było chodzić, a w nas rósł strach, że coś złego dzieje się z naszą córką. Zrobiliśmy USG, prześwietlenie... Wszystko prywatnie. Nie wiem, gdzie byliśmy teraz, gdyby nie specjaliści ze Szpitala Podolany. Ich szybka reakcja i doświadczenie uratowały życie Zuzi. Lekarz, który badał córkę, zorientował się, że coś jest nie tak... Kiedy dotarło do mnie, że podejrzewa nowotwór, ziemia usunęła mi się spod nóg. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego... Nie sądziłam, że ból stopy okaże się pierwszym symptomem, że w ciele naszego zaledwie 16-letniego dziecka zalągł się śmiertelny wróg - nowotwór. Wynik histopatologii nie pozostawił złudzeń... Każde kolejne wypowiadane przez lekarza słowo bolało. Nowotwór złośliwy - synovial sarcoma tkanek miękkich... W tamtej chwili po raz pierwszy poczuliśmy, co to znaczy naprawdę się bać. Nie życzymy nikomu, żadnemu ojcu i matce, aby przekraczał ze swoim dzieckiem próg onkologii... Zuzia rozpoczęła leczenie w Warszawie, w Instytucie Matki i Dziecka. Przeszliśmy bardzo ciężkie chwile. Strach. Ból. Patrzenie na jej cierpienie... Pod koniec listopada Zuzia przeszła operację usunięcia guza. Teraz przechodzi kolejny cykl chemii - bardzo mocnej, czerwonej... Serce pęka, gdy widzi się, jak silne to leczenie, jak agresywne musi być, by pokonać nowotwór... Zuzia po chemii cały czas śpi, wymiotuje, nie ma siły jeść i pić. Walczy... Przed córeczką radioterapia, a potem chemia celowana - niestety bardzo kosztowna... Do Warszawy dojeżdżamy z Pobiedzisk ponad 300 kilometrów w jedną stronę.  Nie mam prawa jazdy, musimy zawsze szukać kogoś, kto nas zawiezie - Zuzia nie nadaje się do jazdy pociągiem, po chemii nie ma w ogóle odporności, a po podaniu jest bardzo słaby. Wiedzieliśmy, że leczenie będzie nie tylko długotrwałe. Przede wszystkim może być wykańczające dla tak młodego organizmu Zuzi. Rozpoczęliśmy walkę, której terminu zakończenia jeszcze długo nie poznamy... Zuzia jest wspaniałą dziewczynką... Ma wielkie serce dla ludzi i zwierząt. Zawsze była pomocna, życzliwa, skromna... Udzielała się, jak mogła. Zawstydza ją, że pomaga jej tyle ludzi... Przed nią rehabilitacja po operacji - na razie chodzi o kuli i w specjalnym bucie - oraz dalszy ciąg leczenie. Wierzę, że dobro, które dawała innym, do niej wróci... Leczenie, rehabilitacja, której córka będzie potrzebować, a także dojazdy do szpitala już teraz pochłaniają ogromne kwoty. Prosimy o pomoc w walce o życie i zdrowie naszej córki, by ta trudna walka mogła być choć trochę łatwiejsza... Anna i Krzysztof, rodzice Zuzi Zuzi możesz pomóc też przez LICYTACJE - klik

35 183 zł
Hanna Klimczak
5 dni do końca
Hanna Klimczak , 3 latka

O krok od sprawności. Pomagamy Hani!

Hania jest małym słoneczkiem, które rozświetla każdy nasz dzień. A dni te nierzadko są przepełnione niepokojem i ciągłymi myślami, czy nasza córka będzie w przyszłości samodzielna. Hania urodziła się w 2021 roku w czerwcu. Sam poród nie obył się bez komplikacji — KTG skakało: raz góra, raz dół. Próby wywołania porodu przez lekarzy nie dawały rezultatów, w końcu po trzech dniach od przyjęcia do szpitala żony, podjęto decyzję o cesarskim cięciu. Hania przez pierwszych kilka miesięcy rozwijała się prawidłowo, a raczej tak się nam tylko zdawało. Byliśmy pod opieką fizjoterapeuty, który jednak prócz asymetrii nie wskazał innych powodów do niepokoju. Około czwartego miesiąca życia zaczęliśmy się zastanawiać, dlaczego Hania nie podnosi główki. Fizjoterapeuta, któremu ufaliśmy, szedł w zaparte, że nie musimy się martwić: Wszystko jest okej. Gdy Hania nie robiła absolutnie żadnych postępów przez kolejnych kilka tygodni, postanowiliśmy zasięgnąć rady u poleconej nam przez znajomych fizjoterapeutki. I to był punkt zwrotny w naszym życiu. W końcu trafiliśmy na osobę, która nie tylko doskonale się zna na swoim fachu, ale też taką, która z sercem i dobrą, profesjonalną radą podchodzi zarówno do dziecka, jak i nas — rodziców. Hania miała już pół roku, a główkę nadal niechętnie podnosiła (a jeśli już, to na chwilkę), była bardzo mało aktywna, nie interesowała się zabawkami, nie przechodziła próby trakcyjnej, nie utrzymywała kontaktu wzrokowego z dorosłymi.  Zaczęliśmy jeździć od lekarza do lekarza. Na jednej z wizyt u neurologa pani doktor stwierdziła, że Hania nie wykazuje odruchów kolanowych, co wskazuje na "poważniejszy problem natury neurologicznej bądź genetycznej niż się na początku zdawało". W tym czasie już intensywnie ćwiczyliśmy z córeczką: kilka fizjoterapii w tygodniu, ćwiczenia w domu... wszystko wiązało się z ogromnym płaczem córki, a nierzadko i naszym.  Przez kilka miesięcy nie było większych rezultatów ćwiczeń, ale nie poddawaliśmy się. W tym czasie byliśmy po kilku konsultacjach z genetykiem oraz neurologami. Przyjęto nas również w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, gdzie rezonans potwierdził, że najprawdopodobniej przez zwłokę lekarzy podczas porodu doszło do niedotlenienia Hani, co przełożyło się na uszkodzenia w jej układzie nerwowym. Hania za niedługo kończy roczek. Ostatnio udało się jej zrobić kilka małych postępów — siedzi, posadzona przez kogoś (sama wciąż nie usiądzie), zaczęła też powoli pełzać do przodu. Częściej interesuje się zabawkami i chętnie bierze je do ręki. To efekt ciężkiej pracy fizjoterapeutki i naszej w domu. Wciąż jednak nie udało się jej przejść próby trakcyjnej, nie wykazuje odruchów obronnych i na tle rówieśników jest bardzo mało aktywna. Ma skrajnie obniżone napięcie mięśniowe, co przekłada się na szereg innych problemów rozwojowych. Kilka razy w tygodniu jeździmy z Hanią na fizjoterapię. Jest pod stałą opieką neurologopedy, neurologa oraz genetyka. Większość wizyt opłacana jest przez nas. Na konsultacje z ramienia NFZ, mimo iż skierowania są na cito, musimy czekać ponad 10 miesięcy. 10 miesięcy dla takiego maluszka to przepaść i nie możemy sobie pozwolić na to, żeby tyle czekać... Miesięczny koszt terapii i wizyt lekarskich to ponad 1000 zł. Z uwagi na stan Hani jedno z nas nie będzie mogło wrócić do pracy, przez co całkowicie stracimy płynność finansową. Sytuacja makroekonomiczna (inflacja, ciągle rosnące stopy procentowe) nie ułatwia sprawy. Prosimy o wsparcie finansowe, żeby bez dodatkowego zadłużania się w bankach (co i tak jest mało realne, gdyż nasza zdolność kredytowa nam na to nie pozwoli) oraz wśród znajomych być w stanie opłacić terapię i lekarzy Hani przez pierwszych kilka lat jej życia. Z góry dziękujemy za Twoją pomoc! Patrycja i Wojtek, rodzice

35 182 zł
Emil Filipowski
Emil Filipowski , 20 lat

Emil otarł się o śmierć❗️Razem możemy o niego zawalczyć!

Budzimy się rano i nie możemy uwierzyć. Jeszcze kilka dni temu nasz syn obdarzał nas swoim pięknym uśmiechem. Jeszcze kilka dni temu układał plany na przyszłość. Jeszcze kilka dni temu wiele drzwi było dla niego szeroko otwartych. Dziś liczą się tylko jedne drzwi – niczego nie pragniemy bardziej od tego, aby Emil wrócił do nas, do domu. We wrześniu skończy 19 lat, a osiągnął już tak dużo. Ukończył szkołę otrzymawszy świadectwo z wyróżnieniem, otrzymywał stypendium naukowe, udzielał się. Pomagał innym jak tylko potrafił – został Honorowym Dawcą Krwi oraz członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej w Długiej Kościelnej.  Jako rodzice byliśmy z niego dumni, jednak teraz jedyne co odczuwamy, to paraliżujący strach. Nasze dziecko otarło się o śmierć i choć początkowe starcie wygrał, jego walka trwa nadal.  Zaledwie kilka dni temu, bo 14 sierpnia, wydarzył się tragiczny wypadek komunikacyjny! W stanie ciężkim Emil trafił do szpitala. Nigdy nie zapomnimy chwili, gdy usłyszeliśmy, że nasz syn mógł umrzeć! To jeden z tych najgorszych momentów, którego żaden rodzic nie powinien doświadczać! Stan Emila jest ciężki. Przebywa na OIOMie, wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, podłączony do respiratora. Doznał urazu podstawy czaszki, obrzęku i krwiaka mózgu oraz wielu złamań w obszarze twarzoczaszki. Czeka go wiele skomplikowanych operacji, m.in. szczęki, barku, kolana. Wiemy, że to dopiero początek jego ciężkiej drogi, którą pragniemy przejść razem z nim. Nie wiemy co przyniesienie przyszłość. Każdego dnia czekamy na nowe informacje od lekarzy i każdego dnia karmimy się nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Nie chcemy jednak bezczynnie siedzieć i czekać. Zdajemy sobie sprawę, że już teraz musimy przygotować się na ogromne wydatki, które wiązać się będą z leczeniem i rehabilitacją naszego syna.  Emil ma wokół siebie kochającą rodzinę oraz oddanych przyjaciół, nie zostawimy go samego w tej tragedii! Boimy się, że to może być za mało, dlatego apelujemy do Was, Drodzy Pomagacze, pokładając wiarę, że udzielicie nam swojego wsparcia. Liczy się niemal wszystko – każda wpłata, udostępnienie zbiórki, czas.  Prosimy, połączmy siły, aby wspólnie pomóc Emilowi. Zróbmy to dla tego wspaniałego chłopaka, który zawsze ofiarowywał innym swoją pomoc. Razem staniemy w boju o Emila!  Rodzice

35 155 zł
Andrzej Ciesielski
6 dni do końca
Andrzej Ciesielski , 57 lat

Choroba zabrała już pasję, sprawność, zdrowie... Pomóż nam to zatrzymać❗️

Taty pasją jest jazda konna i tworzenie stadniny koni, w której szczęśliwe są i konie i ludzie je odwiedzający i przy nich pracujący. Poświęcił jej całe swoje życie. Nagła choroba i wiele komplikacji zabrały wszystko, niczym fala. Coś było i nagle tego nie ma... Proszę, pomóż nam ratować jego zdrowie! We wrześniu 2022 roku tata miał poważny i rozległy udar niedokrwienny mózgu, po którym od początku uczył się mówić, pisać, poruszać... Wtedy też rozpoczął się jego problem ze wzrokiem i nastąpił zanik czucia w ręce. Myśleliśmy, że nie może być gorzej, że spotkała nas już najgorsza tragedia — walka o zdrowie najbliższej osoby. Niestety, od tego czasu przyszło tacie walczyć jeszcze kilkukrotnie i ze zdwojoną siłą. Miał kolejne udary i 2 operacje ratujące życie. Po trzecim udarze usłyszeliśmy straszną diagnozę, że czwartego udaru nie przeżyje… To przerażające i niewyobrażalne ile musiał znieść i cały czas znosi... W tej chwili prawdopodobnie sytuacja jest ustabilizowana, lecz tato daleki jest od normalnego funkcjonowania. Porusza się samodzielnie, ale nie jest w stanie pracować, wyraźnie porozumiewać i nadal nie ma czucia w ręce. Boli go brak możliwości realizowania swojej jeździeckiej pasji, która trzymała go przy życiu. Boli go także kompletny brak możliwości zarabiania pieniędzy. Wiele bym dała, by mu to znów zapewnić. By mógł wrócić do choć trochę normalnego życia, w którym tak wiele z siebie dawał innym... Chcemy mu pomóc, aby mógł powrócić do normalności, lecz wygląda na to, że przed nami kolejne lata kosztownej i żmudnej oraz codziennej rehabilitacji. Jesteśmy już na skraju możliwości finansowych, a przecież teraz nie możemy się poddać! Porządna rehabilitacja, na którą tata udaje się 4 razy w tygodniu do Instytutu Neurorehabilitacji, kosztuje 18 tysięcy złotych. Do tego doliczamy dojazd za przejechane miesięcznie około 2000 km, niezbędne leki i suplementy, zabiegi, basen itp... Proszę, pomóż nam zapewnić tacie leczenie. Przeszedł już zdecydowanie za dużo... Już wystarczy cierpienia! Córka

35 139,00 zł ( 55,05% )
Brakuje: 28 691,00 zł
Sławomir Chrostowski
Sławomir Chrostowski , 70 lat

Chorować nie znaczy przestać żyć... Nauczyciel wychowania fizycznego potrzebuje pomocy!

Swoje życie poświęciłem pracy. Jestem emerytowanym nauczycielem wychowania fizycznego. Całe życie zawodowe krzewiłem ideę „W zdrowym ciele – zdrowy duch”. Każdą wolną chwilę poświęcałem na opracowywaniu planu ciekawych zajęć. Wkładałem ogrom serca i pracy w to co robiłem. Wiedziałem jak sport i ruch jest ważny dla najmłodszych. Wiedziałem też, że profilaktyka może zdziałać cuda. Wśród młodzieży propagowałem każdą formę ruchu, a dziś sam nie mogę chodzić… Wieloletnia choroba zaatakowała mnie na tyle mocno, że lekarze musieli podjąć ostateczną decyzję. Zarostowa miażdżyca tętnic oraz komplikacje po operacji doprowadziły do amputacji nogi na wysokości podudzia i palców drugiej kończyny. Zaczęło się niewinne, jednak z czas ból stał się nie do wytrzymania. Promieniował na całe kończyny, z minuty na minutę traciłem więcej sił…  Widziałem, że choroba wprowadza w moje życie nieodwracalne skutki. Wiem, że gdyby lekarze nie podjęli decyzji o amputacji, mogłoby mnie tu nie być.  Od ponad roku jestem przykuty do wózka inwalidzkiego. Kiedyś szczyciłem się sportowymi statuetkami, medalami, osiągnięciami… Dziś niedowierzam, jak bardzo okrutne może być życie. Całą swoją codzienność poświęciłem na pomaganie innym, a teraz to ja stoję w miejscu, w którym muszę prosić o pomoc.  Mimo mojej trudnej sytuacji nawet na moment nie przestałem wierzyć, że to, co robiłem, pomoże mi dziś walczyć dalej. Los okazał się bardzo przewrotny, jednak wierzę, że jeszcze się do mnie uśmiechnie. Potrzebna jest żmudna i wieloetapowa rehabilitacja oraz proteza, dzięki której będzie mógł wreszcie samodzielnie się poruszać.  Nie chcę spędzić jesieni życia w domu, będą przykutym do łóżka. Chcę, by  takie miejsca jak sala gimnastyczna, hala sportowa czy boisko szkolne, które darzę ogromnym sentymentem, były dla mnie dostępne. Chciałbym obudzić się rano z nadzieją, że jeszcze będzie dobrze, cieszyć się życiem i czerpać z niego pełnymi garściami. Proszę, pomóż mi. Sam nie dam rady!    Sławomir

35 105 zł
Marcelek Leszczyński
Marcelek Leszczyński , 6 lat

Jego dzieciństwo mogło wyglądać inaczej - dziś walczymy o zdrowie synka❗️

‚‚Urodził się zdrowy...” Niestety, wiele historii czytanych tutaj na stronie tak się właśnie zaczyna. Każde mrożą krew w żyłach. U nas było tak samo. Marcelek był zdrowy, do czasu...  Miał 8 miesięcy kiedy przyszła pierwsza poważna choroba. Rotawirus, osłabienie, stres, lekarze i szpital. Ale nasz synek sobie poradził, już wtedy był niesamowicie silny.  Skończył półtora roku, gdy wróciliśmy do szpitala. Wymioty, przelewanie się przez ręce, odwodnienie. Wtedy wszystko było tłumaczone zatruciem, wirusami. Jednym słowem — za chwilę przejdzie! Marcel, wrócił do szpitala jeszcze dwa razy.  Po roku, gdy miał 3-latka zaczęła się nasza największa tragedia, nasz koszmar, który zmienił codzienność na zawsze.  Znów te same objawy, ból brzuszka, nieokreślony powód. Zostaliśmy na 2 dni na obserwacji w szpitalu. Wróciliśmy z niego w czwartek. W piątek synek czuł się lepiej, był na podwórku, bawił się, było dobrze!  W sobotę około 4:30 zaczął zwijać się z bólu. Płakał, wił się, był jak sparaliżowany, cierpiał! Zadzwoniliśmy po pogotowie, bo termometr zarówno jeden jak i drugi wskazywały na 34,4 stopnie Celsjusza! Ostatecznie musieliśmy pojechać sami, trzymałam syna na kolanach, z każdą chwilą było coraz gorzej. W szpitalu powiedziano nam, że jego brzuszek jest lekko wzdęty. Pobrano krew, kazano czekać. Marcel bardzo chciał się napić, ale więcej niż wypił, zwrócił za każdym razem.  W końcu padła pierwsza diagnoza — cukrzyca, świadczyła o tym wysoka glikemia. Pilnie wysłano nas do innego szpitala. Tam wydarzyło się coś bardzo niespodziewanego — DIAGNOZA SIĘ NIE SPRAWDZIŁA! Marcel trafił natychmiast w ręce chirurgów i jak się później dowiedzieliśmy... To były ostatnie minuty na ratowanie jego życia!  Dziś nasz synek żywiony jest pozajelitowo. Jego życie i nasz nabrało schematów, których musimy się trzymać. Przyjmuje leki i podpięty jest pod aparaturę, z którą musieliśmy się nauczyć żyć.  To nie jest łatwe. Nie tylko finansowo, ale również psychicznie. Wiemy, że nic nie będzie jak dawniej, a naszym celem jest zapewnienie Marcelkowi bezpieczeństwa!  Proszę, pomóż nam codziennie walczyć. Potrzebujemy środków na leczenie, rehabilitację i specjalistyczny sprzęt! Twoja pomoc naprawdę wiele dla nas znaczy!  Rodzice

35 079 zł