Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Aleksandra Pyrdoł
3 dni do końca
Aleksandra Pyrdoł , 3 latka

Jedno dziecko, wiele chorób. Walczymy o przyszłość małej Oli!

Nie byliśmy na to gotowi. Oleńka miała urodzić się zdrowa. Myśleliśmy, że czwarta ciąża nie będzie nas w stanie niczym zaskoczyć. Stało się niestety inaczej, a dziś wiemy, że bardzo się myliliśmy. Nasza córka być może już zawsze będzie musiała walczyć o sprawne życie. Musimy jej w tym pomóc, jednak sami nie damy rady.  Nie tego się spodziewaliśmy. Chcieliśmy tulić ją w swoich ramionach tak szybko jak to będzie możliwe. Los chciał inaczej. Zaraz po urodzeniu u Oli zdiagnozowali zespół mnogich wad rozwojowych. Córeczka ma wrodzoną sztywność wielostawową, stopę piętowo-szpotawą, inne zaburzenia napięcia mięśniowego.  Ola nie rusza rączkami i nogami. Przez problemy z napięciem mięśniowym ma wiotką krtań, dlatego jej jedynym posiłkiem jest mleko. Jednak największym problemem jest nietrzymanie główki. Boimy się, że jej rozwój będzie zwalniał coraz bardziej… W chwili obecnej jest prowadzona przez wiele poradni i wymaga ciągłej rehabilitacji. Niestety tylko część z tych zajęć podlega refundacji, a jedna godzina w ciągu tygodnia to zdecydowanie za mało. By zawalczyć o przyszłość Oli, potrzebujemy ich zdecydowanie więcej. Ola ma trzy starsze siostry: 15-letnią Natalię, 13-letnią Kingę i 3-letnią Marię. Dziewczynki bardzo kochają siostrę. Są ogromnym wsparciem, pomocą i motywacją. Chciałyby ja tulić, karmić… Planują wspólne zabawy, wyjazdy, święta. Nie możemy im zagwarantować czy te wszystkie marzenia się spełnią. Choć z całego serca byśmy chcieli. Zdamy sobie też sprawę, że wszystkie córki tak samo potrzebują rodziców.  Do tej pory staraliśmy się sami opłacać rehabilitację córki, jednak z każdym miesiącem jest coraz trudniej.  Jako mama podjęłam się pełnej opieki nad córką, jednak moje wsparcie nie wystarcza.  Ola wymaga znacznie więcej opieki niż zdrowe dziecko. Rehabilitacja jest jedyną szansą, aby Ola mogła  w przyszłości chodzić i prowadzić normalne życie. Dlatego piszemy ten apel i prosimy – pomóż nam zawalczyć o samodzielną przyszłość Oli!  Rodzice Aleksandry

66 904 zł
Mia Nejmanowska
Mia Nejmanowska , 3 latka

❗️Urodziła się ponad 4 miesiące za wcześnie - walczymy o przyszłość malutkiej Mii!

Urodziła się "poza granicami przeżycia". Mia jest skrajnym wcześniakiem, prawdopodobnie jednym z najmłodszych w Polsce. Przyszła na świat w 22. tygodniu ciąży... To o 18 tygodni - 4,5 miesiąca - za wcześnie. To, że żyje, to prawdziwy cud... Potrzebujemy Waszej pomocy, by ten cud maleńkiego życia ciągle trwał... Mama kruszynki Mii, Aneta, tak opowiada swoją historię: Nie mogłam uwierzyć w to, że to prawda. Przecież to był dopiero 22 tydzień ciąży. Mia nie mogła się jeszcze urodzić, było zdecydowanie za wcześnie. Bałam się każdej minuty, każdego spojrzenia lekarza, które mogło zwiastować najgorsze... Początkowo nic nie zapowiadało dramatu. Spodziewałam się zdrowej córeczki. Czułam się nieźle, ciąża przebiegało prawidłowo, malutka dziewczynka, rosnąca pod moim sercem, rozwijała się bez zarzutu. Nawet nie myślałam jeszcze o porodzie, przecież była dopiero połowa ciąży... Dopóki nie pojawiła się krew. W trybie natychmiastowym trafiłam do szpitala. Lekarze nie wiedzieli, co się dzieje... Teraz już wiadomo, że na łożysku był krwiak. Życie moje i mojego maleństwa znalazło się w niebezpieczeństwie. Ciąża nie mogła trwać ani chwili dłużej... Mona córeczka urodziła się w 22. tygodniu ciąży. Ważyła zaledwie 600 gramów, mierzyła 32 centymetry. Była malutka, krucha, miała wielkość dłoni. Nie krzyczała, nie płakała, nie miała na to siły. Mia nie umiała nawet samodzielnie oddychać... Nikt nie pozostawiał złudzeń, jakie są rokowania. Były praktyczne żadne. Nikt nie dawał jej żadnych, nawet najmniejszych szans. Z mamy, spodziewającej się zdrowego dziecka, stałam się mamą dziewczynki, która mogła umrzeć w każdej następnej minucie... Zniknęły nadzieja i radość, pojawiła się rozpacz. Zniknęła też Mia, która zabrano, by toczyć dramatyczną walkę o jej życie... Nie mogłam być przy niej, przytulić jej, nawet jej zobaczyć... Widzenia były króciutkie i rzadkie. Na początku dwa razy w tygodniu, potem codziennie, byłam przy niej na kilkanaście minut i mówiłam jej, żeby się nie poddawała. Żeby walczyła... Mia przeszła bardzo, bardzo dużo... Jest skrajnym wcześniakiem - tak nazywa się dzieci, urodzone przed 28. tygodniem życia. Ich narządy często nie wykształciły się jeszcze dobrze wykształcić... U Mii na szczęście bez zarzutów funkcjonowało serce. Gorzej z płucami i jelitami... Kilkakrotnie gasła. Miała niewydolność oddechową i krążenia, dysplazję oskrzelowo-płucną oraz okołoporodową perforację jelit... Konieczne było założenie kolostomii. Codziennie miałam nadzieję, że dziś stan Mii się polepszy, że dziś usłyszę dobre wieści, które niestety nie przychodziły... Doszło do krwotoków dokomorowych III stopnia. Córeczka miała niedokrwistość, retinopatię oraz wodogłowie - dwukrotnie trzeba było jej zakładać zbiornik Rickhama. Przeszła założenie i usunięcie zastawki - doszło do zakażenia - i kolejne założenie zastawki komorowo- otrzewnej. Kruche ciałko Mii dzielnie walczyło o każdą minutę, każdą godzinę, każdy dzień. Kilka miesięcy trwała walka o samodzielny oddech... Przeszliśmy bardzo ciężkie chwile. Pokonaliśmy jednak śmierć i wierzę, że najgorsze już za nami... Wciąż wierzę, że tak trudny początek nie musi przekreślać dobrego życia. Mia patrzy na nas, wyciąga rączki, uśmiecha się najpiękniej na świecie... Jakby cieszyła się każdą chwilą. Aby jednak miała szansę na rozwój, po uporaniu się ze wszystkimi problemami zdrowotnymi będziemy musieli zacząć rehabilitację. Bez niej Mia nie ma szans na rozwój. Moja córeczka być może już do końca życia będzie potrzebowała leczenia i rehabilitacji. Mia niczym nie zasłużyła sobie na cierpienia, dlatego bardzo proszę, pomóż jej... Aneta, mama * Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

66 898,00 zł ( 43,54% )
Brakuje: 86 719,00 zł
Marta Bera-Sobecka
Marta Bera-Sobecka , 38 lat

Mogłam umrzeć kilka dni po porodzie... Teraz walczę o powrót do sprawności! Pomoc dla Marty!

9 czerwca 2023 to cudowny dzień dla naszej rodziny. Urodziłam wtedy cudowną dziewczynkę, Helenkę. Niestety, w ósmej dobie po porodzie, dostałam udaru krwotocznego, który doprowadził u mnie do poważnych problemów zdrowotnych. Proszę o pomoc! Rokowania po udarze były bardzo złe, ale na szczęście żyję! Nie zostawiłam męża, nie osierociłam Helenki i naszego drugiego dziecka, 6-letniego Mieszka. To tragiczne wydarzenie pozostawiło jednak poważne ślady… Mam sparaliżowaną lewą stronę ciała oraz problemy z widzeniem. Nie chodzę, nie mogę trzymać nic w lewej ręce i nie widzę lewej strony. Poruszam się za pomocą wózka inwalidzkiego i potrzebuje stałej opieki drugiej osoby. Dopiero niedawno wyszłam ze szpitala. Żeby wrócić do zdrowia, konieczna jest długa i intensywna rehabilitacja. Muszę też zakupić sprzęt do rehabilitacji domowej. Tak bardzo chcę być samodzielna dla dzieci, męża i po prostu dla siebie! Spełniać się w różnych rolach i normalnie żyć.  Wierzę, że pomożecie mi to osiągnąć. Każda wpłata jest na wagę złota i przybliża mnie do sprawności. Z góry dziękuję za pomoc! Marta

66 671 zł
Alicja Chojnacka
Alicja Chojnacka , 38 lat

Udar i tętniak chcą zniszczyć życie! Alicja walczy dla swojej rodziny!

Alicja to nasza koleżanka z pracy. Zawsze pełna energii i uśmiechu, niosła pomoc każdemu potrzebującemu. Kochająca mama i żona, która dla swoich najbliższych przenosiła góry. Aż do pewnego październikowego poranka, kiedy jej cały świat zatrzymał się na chwilę… Pod koniec ubiegłego roku Alicji towarzyszył ból głowy nie do wytrzymania. Żadne możliwe metody uśmierzenia go nie działały. Wezwanie karetki, wizyta w szpitalu i diagnoza - tętniak mózgu i udar. W wieku 35 lat takie wiadomości brzmią jak wyrok. Lekarze długo nie zwlekali. Natychmiastowa operacja uratowała jej życie… W głowie Ali było aż 6 tętniaków! Jeden pęknięty, trzy udało się unieszkodliwić i wyłączyć z obiegu, a dwa po pierwszej operacji i lekach się wchłonęły. W kwietniu tego roku udało się zabezpieczyć ostatniego tętniaka. Wydaje się, że Alicja jest bezpieczna! Szok, że moja przyjaciółka przeżyła! Jednak tak poważna operacja odcisnęła piętno na jej zdrowiu i sprawności. Lewa strona ciała odmawia Ali posłuszeństwa. Mimo to nie traci nadziei i walczy. To dopiero początek długiej i żmudnej drogi. Ala bardzo ciężko ćwiczy, uczy się na nowo podstawowych czynności. Dzięki determinacji, systematyczności i woli walki, każdego dnia krok po kroku staje na nogi… Nauczyła się wstawać, podnosić nogę, chodzić z balkonikiem, potem o kulach, kijkach, aż wreszcie zaczęła samodzielnie chodzić! Teraz w głowie Alicji nie tyka już bomba… Jednak do uzyskania pełnej sprawności jeszcze wiele godzin, dni, a nawet tygodni ciężkiej i mozolnej pracy... To jedyna możliwość, aby wróciła do ukochanego życia. Intensywna i kompleksowa rehabilitacja jest kluczowymi narzędziem do odzyskania tego, co najcenniejsze, by mogła znowu spędzać aktywnie czas z rodziną.  Ala swoją postawą pokazała, że jej duch walki jest ogromny. Stała się inspiracją dla wielu osób, motywuje każdego dnia. Nie poddaje się i niczym alpinista zdobywa swoje kolejne górskie szczyty na sali rehabilitacyjnej. Dlatego nie pozwólmy, by brak środków finansowych zablokował jej drogę powrotu do zdrowia. Pomóżmy Ali wrócić do pełnej sprawności! Aleksandra Walkę Alicji możesz także obejrzeć tutaj

66 617 zł
Łucja Fluda
Łucja Fluda , 17 miesięcy

Serduszko naszej córeczki się zatrzymało! Pomóż walczyć o powrót do zdrowia Łucji!

Gdy urodziła się Łucja, byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Moment, gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy córeczkę, mogliśmy wziąć ją w ramiona i poczuć delikatny zapach jej dziecięcej główki. Nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze,  już niedługo nasz pokój przerwie potworna tragedia… Zaledwie parę miesięcy po narodzinach Łucja, najmłodsza z czwórki naszych dzieci, znalazła się w szpitalu z powodu wirusa RSV. To był początek koszmaru, który zmienił nasze życie na zawsze. Już kolejnego dnia stan Łucji się załamał. Z powodu ciężkiej obturacji dróg oddechowych stan Łucji był bardzo ciężki i niestabilny. Byliśmy przerażeni, tak potwornie się baliśmy, że stracimy ją na zawsze… Córeczka została natychmiast zaintubowana i przewieziona na Oddział Intensywnej Terapii. Infekcja była tak silna, że serduszko naszego maleństwa się zatrzymało. Każda sekunda zdawała się trwać wieczność. Jej stan był bardzo krytyczny, ale dzięki staraniom niesamowitego personelu medycznego, Łucja przeżyła. Wygraliśmy walkę o życie, lecz musieliśmy stanąć do tej o zdrowie. W wyniku niedotlenienia pojawiły się kolejne komplikacje atroficzne zmiany w mózgu oraz napady padaczkowe. Nasza córeczka wiele przeszła, niewydolność oddechowa sprawiła, że musiała spędzić dwa miesiące na intensywnej terapii bez nas, niedowład czterokończynowy, niewydolność oddechowa, atroficzne zmiany mózgu sprawiły, że Łucja ma przed sobą długą drogę rehabilitacji i leczenia. Lekarze mówią, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by określić, w jakim stopniu ma szansę odzyskać swoją sprawność ruchową i umysłową. Potrzebujemy Waszej pomocy, aby dać Łucji szansę na lepsze jutro. Tylko wspólnymi siłami mamy szansę na przywrócenie Łucji zdrowia. Nie możemy tego zaprzepaścić. To, co uda się nam wypracować teraz, zaważy o jej funkcjonowaniu w przyszłości. Proszę, dajcie naszej Kruszynce szansę na lepsze jutro.  Rodzice Łucji

66 463 zł
Dorota Gęborek
Dorota Gęborek , 57 lat

Nauczycielka matematyki liczy na Wasze wsparcie i pomoc w powrocie do zdrowia

Czasami sekunda zmienia całe życie, a lekarze, którzy wychodzą z sali operacyjnej, nie mają dobrych wiadomości. Kiedy człowiek czeka pod salą operacyjną, przed oczami przesuwa się całe życie. Potem krótka informacja – żyje, ale pojawiły się komplikacje… Mam na imię Marta i razem z siostrą walczymy o powrót do zdrowia naszej ukochanej mamy. Nasza mama 30 lat przepracowała jako nauczycielka matematyki w liceum. Zawsze miła, oddana, uśmiechnięta kobieta, która nikomu nie odmówiła pomocy.  2 września 2021 roku miała przeprowadzony zabieg embolizacji tętniaka mózgowego. Podczas operacji doszło do pęknięcia tętniaka i masywnego krwotoku śródmózgowego. Mama przez 12 dni nie odzyskała przytomności, pozostając w stanie śpiączki farmakologicznej!  Nie wiedzieliśmy, czego możemy spodziewać się, kiedy lekarze wybudzą naszą mamę. Żaden lekarz nie potrafił przewidzieć, w jakim będzie ona stanie. Po wybudzeniu, u mamy stwierdzono niedowład połowiczy lewostronny.  Na oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii rozpoczęto rehabilitację. Po kilku dniach przeniesiono mamę na oddział neurochirurgii, gdzie była objęta wszechstronną rehabilitacją. Wspólne działania przyniosły efekty, zauważyliśmy u mamy ruch lewej nogi oraz niewielki ruch ręki. W kolejnych dniach mama została przeniesiona do szpitala w Skarżysku Kamiennej na dalszą rehabilitację neurologiczną. Niedługo nasza mama wróci do domu, a my ten czas musimy wykorzystać, by zorganizować najlepszą pomoc i opiekę. Musimy zacząć od przystosowania mieszkania i zakupu sprzętu rehabilitacyjnego. Mama potrzebuje też specjalistycznego łóżka oraz bardzo intensywnej rehabilitacji  Same z siostrą nie damy rady zgromadzić środków, pozwalających nam zapewnić mamie opiekę, która pozwoli jej wrócić do sprawności. W tej chwili jest dla nas najważniejsze, by zawrócić bieg wydarzeń i odzyskać mamę sprzed choroby. Będziemy wdzięczne za każdą wpłatę, która pomoże nam walczyć o zdrowie naszej mamy.

66 291 zł
Wiktoria Stróżna
Wiktoria Stróżna , 28 lat

❗️Dramatyczny wypadek - Wiktorię potrącił tramwaj, straciła nogę. Pomóż jej wrócić na dawny szlak!

Mam na imię Wiktoria, w grudniu skończę 25 lat. Jeszcze kilka miesięcy temu moje życie wyglądało doskonale. Właśnie kończyłam studia z biologii, przygotowywałam się do obrony pracy dyplomowej, której temat pokrywał się z moją pasją, pracowałam jako baristka w małej, klimatycznej kawiarni, gdzie uczyłam się sztuki parzenia kawy. Każdą wolną chwilę spędzałam w moich ukochanych górach. Z wysokości świat wygląda tak pięknie! Niestety, ze szczytów brutalnie spadłam na sam dół…  8 lipca – ten zwykły, letni dzień skończył się dla mnie tragicznie… Uległam strasznemu wypadkowi. Zostałam potrącona przez nadjeżdżający tramwaj. Dnia wypadku nie pamiętam do dziś… Obudziłam się w szpitalu, a przez pierwsze tygodnie towarzyszyło mi poczucie dezorientacji. Szczegóły znam z opowieści lekarzy. Wprowadzono mnie w śpiączkę farmakologiczną. Doznałam licznych obrażeń, jednak największy dramat przerósł moje siły… Tramwaj zmiażdżył mi stopę i część podudzia. Konieczna była amputacja. O tym, że nie mam prawej nogi, powiedziano mi kilka dni później po wybudzeniu. Nie mogłam uwierzyć ani w wypadek, ani w fakt, że straciłam nogę. Poinformowano mnie także o pozostałych obrażeniach: miałam pęknięty kręgosłup szyjny, skręcony i naderwany staw krzyżowo-biodrowego oraz otwarte złamanie kości piszczelowej lewej nogi. Powiedziano także o operacji twarzoczaszki, która odbyła się, gdy byłam jeszcze w śpiączce. Wiadomość o amputacji była dla mnie szokiem! Wędrowanie było moją pasją, życiem, marzeniem! Gdy tylko mogłam, pakowałam plecak… Swoją pasję wykorzystywałam w zdobyciu wyższego wykształcenia, w zeszłym roku byłam na pracach terenowych w Karkonoszach, badając wysokogórską roślinność. Miałam w planach tyle szlaków, tyle dróg! Byłam kompletnie zdruzgotana, nie mogłam w to uwierzyć, że dotąd pełna sił, energii i charyzmy, z głową pełną marzeń, teraz będę zdana na łaskę innych... W pierwszych dniach przepełniała mnie ogromna frustracja. Byłam aktywna, samodzielna, przez najbliższych postrzegana jako charyzmatyczna, pogodna osóbka o wielkim sercu… Nagle stałam się osobą leżącą, zwijającą się z bólu, niemogącą funkcjonować bez leków, niebędącą w stanie wykonać jakiejkolwiek czynności... Po dwóch tygodniach spędzonych na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii, gdzie trwała walka o moje życie, trafiłam na oddział ortopedii i traumatologii narządu ruchu. Tam czekały mnie kolejne operacje. Strachu i bólu po nie da się oddać w tym opisie... W tym czasie, trudnym dla mnie i moich najbliższych, okazało się, że na kikucie utworzyły się zmiany martwicze. Wystraszyłam się i błagałam lekarzy o deklarację, że obędzie się bez powtórnego odjęcia jakiegokolwiek fragmentu nogi. Udało się przy odpowiedniej formie leczenia pozbyć się martwych tkanek. Na początku września czekał na mnie kolejny zabieg - plastyka kikuta. Wracając z bloku operacyjnego po policzkach płynęły mi łzy. Po raz pierwszy były to jednak nie łzy smutku, a nadziei, że będzie już tylko dobrze.  Jestem przykuta do łóżka, a moja lewa stopa od dwunastu tygodni nie czuła gruntu pod sobą. Czekam na ten moment, pełna obaw, ale i nadziei... Nigdy nie sądziłam, że można tak bardzo docenić możliwość poruszenia się o własnych siłach. Dlatego zwracam się z ogromną prośbą o pomoc w zbiórce na upragnioną protezę i rehabilitację. Tylko dzięki nim będę mogła znów chodzić i zdobywać szczyty... Wierzę, że odzyskam upragnioną sprawność i z podwójną determinacją będę realizować swoje plany i marzenia. Wiktoria Licytując, sprzedając i kupując, pomagasz Wiktorii! ➡️ Licytacje Pełne Mocy  PoMOC dla Wiktorii Stróżnej

66 255,00 zł ( 65,77% )
Brakuje: 34 480,00 zł
Krzysztof Bielawski
Krzysztof Bielawski , 50 lat

Tragiczny wypadek na zawsze zmienił życie Krzysztofa. Potrzebna pilna pomoc!

Sekundy przekreśliły wszystko, co znałem i kochałem. Nie tak miał się skończyć tamten dzień, nie taki miał być finał wakacyjnego wyjazdu. Czy będę żył jak dawniej, korzystał z życia pełnymi garściami? Lekarze nie dają mi złudnych nadziei – ja jednak wiem, że tylko ciążka walką i uporem jestem w stanie, choć częściowo wrócić do sprawności.  To były wakacje w Czechach. Piękny sierpień. Wszystko było tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Niestety, te dobre chwile zostały zabrane przez tragiczne wydarzenie, którego byłem uczestnikiem. Uległem poważnemu wypadkowi na motorze. Uraz rdzenia kręgowego w odcinku lędźwiowym spowodował, że zostałem sparaliżowany od pasa w dół. Do tego liczne złamania kręgosłupa, żeber, obojczyka, łopatki… Uraz serca, niewydolność oddechowa. Jedna chwila –  długa lista konsekwencji.  Ja, zdrowy i pełen sił mężczyzna stałem się pacjentem szpitala, który walczy o życie… Śpiączka, w której byłam przerażała moich najbliższych. Ciężko było ocenić stan, w jakim znajdowałem. Liczyła się każda minuta. Cudem przeżyłem i jestem za to wdzięczny losowi. Wypadek dał mi do zrozumienia, jak bardzo cenię sobie życie, jak wiele mam do stracenia. Teraz biorę udział w najtrudniejszej bitwie – o sprawność. Jak to możliwe? Czy los zabrał mi naprawdę wszystko, nad czym pracowałem latami? Czy kiedykolwiek będę mógł zapomnieć, o wydarzeniach tego lata? W mojej głowie kłębiło się wiele pytań, miałem poczucie niesprawiedliwości, ale nigdy nie miałam chwili zwątpienia, ani jednej myśli, że się poddam. Lekarze nie dają mi złudzeń – na 90% będę poruszał się na wózku. Jednak widząc moją determinację, twierdzą, że najbliższe 2 lata będą znaczące. W zależności od tego ile i z jakiej rehabilitacji będę korzystał, moja szanse będą rosły lub malały…  Od czasu wypadku nie wyszedłem ze szpitala. Okres pandemii sprawił, że czas ten najgorszy czas spędzam sam, bez najbliższej rodziny. Na przełomie grudnia i stycznia zostanę wypisany do domu. Jest cień szansy, że nie spędzę świąt w szpitalu. Zrobię wszystko, by tak było… Tak bardzo tęsknie za domem, za spokojnym czasem z herbatą w ręku, za najbliższymi. Liczę, że nowy rok przyniesie mi szansę na nowe życie! Aby tak się stało, będę potrzebował rehabilitacji neurologicznej. Dodatkowo niezbędny będzie zakup wózka aktywnego i innych sprzętów rehabilitacyjnych. Niestety, aby dojść do zdrowia, potrzebuję Twojej pomocy. Nie wystarczy mi środków, aby zapewnić sobie odpowiedniego leczenia i rehabilitacji. Dlatego proszę, pomóż mi odzyskać samodzielne życie i wrócić do miejsca, za którym bardzo tęsknie i które bardzo kochałem!  Krzysztof ➤ Licytacje dla Krzysztofa     

66 231 zł
Beata Szałkiewicz
Beata Szałkiewicz , 48 lat

Mam 46 lat, trójkę dzieci i złośliwego raka... Pomóż mi wygrać walkę o życie❗️

2022 rok – wszystko miało być inaczej. Od kilku miesięcy walczy o sprawność mojego syna. Gdy już wydawało się, że całe leczenie zaczyna się układać… Tym razem ja usłyszałam diagnozę. Diagnozę, która roztrzaskała wszystkie nasze marzenia o szczęśliwej rodzinie. Złośliwy rak zrazikowy piersi z przerzutami i średnim rokowaniem. Trudno mi zrozumieć, dlaczego to właśnie nas spotyka. Wiem, że będę walczyć o siebie – ale czasu została niewiele. Najpierw diagnoza syna sportowca – piłkarza, siatkarza – dysplazja stawu rzepkowo-udowego i konieczne po trzy operacje na jedno kolano. Załamanie mieszało się z niezrozumieniem. Jednak wiedziałam, że musimy dać radę. Roczne leczenie, rehabilitacja i nauka indywidualna… Chwilę po diagnozie najstarsza córka zaręczyła się i za ponad rok planuje ślub i wesele. Byłam bardzo szczęśliwa! Do tej pory Bartek stanie na nogi i nawet zatańczy na jej weselu. Wszystko zaczynało się układać. W oczekiwaniu na datę operacji Bartka cieszyliśmy się każdą wspólną chwilą – rolki, bieganie, rower – jesteśmy aktywną sportowo rodziną. Szydełkowanie i wspólne wieczory kinowe. Każdą chwilę celebrowaliśmy rodzinne i gdy już poczuliśmy, że wiemy w którym kierunku podążamy, otrzymaliśmy kolejny cios, który do dzisiaj nie pozwala nam się otrząsnąć i uwierzyć, że to dzieje się naprawdę... W 2020 roku podczas samokontroli piersi wyczułam zgrubienie. Rozpoczęłam diagnostykę i mimo uspokajających komentarzy, coś nie dawało mi spokoju. W ciągu 2 lat zrobiłam 2 razy biopsję, 3 razy USG i rezonans. Kolejna biopsja mammotomiczna, pobrany wycinek. Prawie 2 miesiące czekałam na wynik, czułam, że coś jest nie tak, moje przeczucie mnie nie myliło. Diagnoza potwierdziła – inwazyjny rak zrazikowy w drugim stadium zaawansowania. W ciągu miesiąca od diagnozy przeszłam pierwszą operację usunięcia całości guza oraz 4 węzłów chłonnych łącznie z węzłem wartowniczym. W dniu w którym ja miała operację, swoją operację przechodził również mój syn Bartek. Podwójne zdenerwowanie… Czułam wielką niesprawiedliwość, że nie mogę być w szpitalu z Bartkiem, że powinnam go wspierać i trzymać za rękę. Tymczasem sama potrzebowałam wsparcia i pomocy. Kolejne 10 dni oczekiwania dłużyły się niemiłosiernie, odliczałam dni i miałam ogromną nadzieję, że przerzutów nie będzie… Kolejny raz dostałam złe wyniki, przerzuty w 3 na 4 wycięte węzły chłonne i kolejna operacja tym razem usunięcia wszystkich węzłów chłonnych oraz wycięcie - poszerzenie - marginesu tkanki wokół guza. Wynik wyciętych węzłów chłonnych pokazał konieczność zrobienia mastektomii. Co to oznacza? Że wykorzystuje wszystkie dostępne możliwości leczenia, jednak nowoczesna medycyna niewiele ma do zaoferowania. To nie tak miało być! To Bartek miał być operowany, a ja miałam być przy nim! To dla niego szukałam dostępnych sposobów leczenia, aby w pełni sprawny mógł cieszyć się dopiero zaczynającym się dla niego życiem. Całościowa mastektomia, intensywna chemioterapia, radioterapia, hormonoterapia, rehabilitacja to wszystko jeszcze przede mną. Jest jednak światło w tunelu i leczenie, które może wydłużyć mi życie. Niestety, wiąże się ono z dużymi kosztami. Immunoterapia to metoda jeszcze wysoce eksperymentalna, która polega na stymulacji własnego układu odpornościowego. Immunoterapia pomaga układowi odpornościowemu organizmu w zwalczaniu raka. Sama nie dam rady. Wierzę, że z Waszą pomocą zdążę! Będę walczyć, teraz o siebie, aby móc trzymać syna Bartka za rękę, kiedy to on będzie się wybudzał po kolejnej operacji! Dlatego to nie czas umierać. Mam dla kogo żyć i chcę żyć – moje dzieci Nikola, Bartek i Ewelina – dla nich podejmę walkę i wierzę, że ją wygram. Nie poddam się, obiecuję, tylko pomóżcie, proszę. Beata  *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

66 207,00 zł ( 23,04% )
Brakuje: 221 028,00 zł