Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Wiesława Solawa
Wiesława Solawa , 63 lata

Zwiększone ryzyko kolejnego udaru❗️Proszę, pomóż mojej mamie❗️

Mama od lat walczy z problemami zdrowotnymi. W 2010 roku przeszła przez traumatyczne doświadczenie pęknięcia tętniaka mózgu. Niestety, tak jak te wieści były tragiczne, nie były ostatnie. U mamy zdiagnozowano cukrzycę typu B. Walka z chorobami nie miała końca. Pomimo trudności mama nie poddawała się ani na chwilę, ale 26 lipca 2023 roku nasze życie zmieniło się radykalnie. Mama przeszła udar mózgu, który pozostawił ją z paraliżem prawej strony ciała i afazją mowy. Pomimo intensywnej, dwumiesięcznej rehabilitacji choroba dalej postępuje, a obecny stan mamy daje ryzyko kolejnego udaru… Ale rehabilitacja jest konieczna i to jedyne wyjście, by utrzymać sprawność ruchową. Bez pomocy logopedy afazja się nie cofnie i mama może już na zawsze stracić zdolności językowe! Mama to wyjątkowa osoba. Przez lata naprawdę ciężkiej walki z chorobą wykazywała ogromną siłę i determinację! Dzisiaj to nie wystarczy… Kończą nam się środki potrzebne na rehabilitację, pielęgniarkę, terapię i po prostu walkę o godne życie. Dlatego bardzo prosimy o wsparcie. Każda wpłata, bez względu na jej rozmiar, ma ogromne znaczenie i przyczynia się do stworzenia warunków do leczenia mamy. Okazana życzliwość pomoże nam radzić sobie w tym trudnym okresie. Ania, córka

3 295 zł
Małgorzata Piwońska
Pilne!
Małgorzata Piwońska , 46 lat

Trwa walka z rakiem! Potrzebna pomoc dla Gosi!

Mam na imię Gosia i od trzech lat walczę z rakiem piersi! Moja sytuacja zdrowotna i finansowa jest coraz trudniejsza, dlatego zdecydowałam się poprosić o pomoc. Chcę żyć dla moich synów! Diagnoza przyszła kilka miesięcy po niezwykle trudnych życiowych doświadczeniach. Myślałam, że w moim życiu zacznie się lepszy okres. A tu przyszedł cios, który zabrzmiał jak wyrok… Ale wiedziałam, że muszę walczyć, dla siebie i dla moich dzieci.  Po roku przyjmowania chemii wydawało się, że tego strasznego przeciwnika udało się pokonać! Wróciłam do pracy w szkole, regularnie sprawdzałam stan zdrowia. Niestety jesienią 2023 koszmar powrócił! Przerzuty na wątrobę… Właśnie skończyłam cykl chemioterapii, czekam na wyniki i decyzję co do dalszego leczenia. Moja sytuacja jest bardzo trudna. Do szpitala dojeżdżam 50 kilometrów autobusem, co wiążę się z kosztami. Muszę opłacić też dodatkowe leczenie – zastrzyki, kroplówki, leki. Koszty są ogromne. Wynajmuję mieszkanie, w którym mieszkam z nastoletnim synem. Czasami muszę wybierać między wyjazdem do lekarza a codziennymi potrzebami, jak kupno jedzenia, czy węgla, żeby się ogrzać…  Marzę o powrocie do pracy w szkole! Koleżanki przekazują mi, że dzieci uwielbiają jeździć ze mną na wycieczki, zapraszały mnie na wigilie klasowe. Współpracownicy również okazują mi wsparcie, za co jestem wdzięczna. Jestem zdeterminowana, żeby pokonać raka! Potrzebuję w tym jednak Waszej pomocy! Wierzę, że będziecie ze mną. Będę wdzięczna za każdą, nawet najmniejszą wpłatę. Liczy się każda złotówka! Małgorzata

12 256 zł
Kinga Kamieniarz
Kinga Kamieniarz , 3 latka

Przyszłość Kini jest w naszych rękach! Pomóż zawalczyć o sprawność!

Mózgowe porażenie dziecięce, niedowład połowiczy, opóźniony rozwój… Kinia od małego musi zmagać się z wieloma trudnymi diagnozami! Przyszłość mojej córeczki jest jednak dla mnie najważniejsza, dlatego nie poddaję się i walczę o jej sprawność. Ciąża z Kinią przebiegała prawidłowo, jednak podczas porodu na 2-3 sekundy spadło jej tętno. Z początku nie zauważyłam żadnych niepokojących objawów, ale kiedy minęło kilka miesięcy zaczęłam dostrzegać, że córka jest spięta i ciężko ją ubrać. Wizyty u fizjoterapeuty i neurologa dały odpowiedź na pytanie, co dolega Kindze. Choć ostateczną diagnozę Kinia otrzymała w wieku 2 lat, to już gdy miała pół roku specjaliści podejrzewali mózgowe porażenie dziecięce. Okazało się, że u podłoża nieprawidłowości w rozwoju stoi okołoporodowy wylew dokomorowy III stopnia! Dolegliwości są poważne, natomiast pokładam olbrzymią nadzieję w rehabilitacji. Ogromną pomocą byłyby też turnusy rehabilitacyjne i sprzęt specjalistyczny! Widzę, że systematyczne ćwiczenia i zajęcia przynoszą świetne efekty. Córka już w wieku 2 lat była w stanie postawić swoje pierwsze kroki!  Nie można na tym jednak poprzestać, bo walka trwać będzie jeszcze długie lata! Niestety, rosnące koszty zaczynają mnie przerastać, a Kinia potrzebuje stałej opieki fizjoterapeutów, logopedy, psychologa, neurologa i wielu innych specjalistów. Bardzo proszę Was o pomoc w opłaceniu leczenia i rehabilitacji Kingi! Mama

1 737,00 zł ( 16,32% )
Brakuje: 8 902,00 zł
Antoni Sobecki
Pilne!
Antoni Sobecki , 4 latka

RATUNKU❗️Straszne wiadomości z OIOMu – Antoś walczy o życie!

Gdy usłyszeliśmy diagnozę na badaniach prenatalnych, maleńki Antoś był jeszcze w brzuchu. ,,Wasz synek ma wadę serca, jest to najcięższa ze wszystkich wad, ma połowę serduszka - to HLHS..." Zawalił nam się cały świat. Jeździliśmy do różnych specjalistów w całym kraju, by szukać ratunku. Wszyscy potwierdzali brutalną diagnozę, a my z każdą kolejną wizytą baliśmy się coraz bardziej… To wtedy rozpoczął się nasz koszmar i niekończąca się walka o życie naszego synka.  Antoś w 7 dobie życia przeszedł pierwszą operację. Powiedziano nam, że bez niej Antoś umrze. Nie da się opisać słowami, co czują rodzice, którzy patrzą na swoje kilkudniowe dziecko z myślą, że to mogę być jego ostatnie chwile. Niestety, operacja nie powiodła się ze względu na stan zdrowia synka. Lekarze mogli tylko założyć bandingi na tętnice płucne, a mimo tego i tak doszło do komplikacji - Antoś jednej doby był otwierany 3 razy i doszło do krwotoku. Synek leżał zaintubowany prawie 2 tygodnie i walczył o każdą minutę, każdą godzinę, każdy dzień.  Przed Bożym Narodzeniem Antoś ponownie pojechał na blok operacyjny. Był bardzo wycieńczony poprzednią operacją. Jego serduszko mogło się zatrzymać w każdym momencie. Po operacji leżał z otwartą klatką piersiową przez 8 dni. Lekarze bali się, że jej zamknięcie po operacji go zabije!. Był to najgorszy czas w naszym życiu. Byliśmy setki kilometrów od domu, gdzie czekała na Antosia jego siostrzyczka, która jeszcze go nie widziała… Gdy, po około 3 tygodniach, synek został przewieziony na oddział kardiochirurgi, byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Mogliśmy w końcu go dotknąć, tulić, całować i cały czas z nim być. Wiedzieliśmy, że dzieli nas tylko krok od wyjścia ze szpitala.  Domem niestety nie cieszyliśmy się długo. Po miesiącu, przy kontrolnej wizycie u kardiologa znowu usłyszeliśmy miażdżące słowa - ,,Syn musi przejść natychmiast kolejną operację - operacje Glenna - to jest jedyne wyjście, aby go ratować" Z wizyty kontrolnej do domu już nie wróciliśmy. Antoś został przyjęty na oddział intensywnej opieki kardiologicznej. Jego serce było w krytycznym stanie. Musiał przejść natychmiast cewnikowanie, balonowanie aorty i tętnicy płucnej. Tylko tak mógł dożyć kolejnej operacji.  30 marca, Antoś znów wylądował na stole operacyjnym. Przeprowadzono operację Glena, która miała zapewnić, że słabe serduszko nie będzie traciło sił z każdym uderzeniem. Czekanie przed blokiem operacyjnym to coś, co już znamy, ale każda kolejna wizyta przeraża bardziej. Moment wybudzenia i kolejne informacje lekarzy, że nie wszystko przebiegło zgodnie z planem, a nasz mały bohater musi nabierać sił, by niebawem znów stanąć do walki.  Okazało się, że w trakcie zabiegu doszło do zwężenia aorty, przez to Antoś nie był w stanie sam oddychać i jego stan pogarszał się z godziny na godzinę. Lekarze bali się kolejnego zabiegu, ale nie było innego wyjścia. Synek znowu pokazał swoją siłę i determinację, a po 5 miesiącach walki mogliśmy pojechać do domu na dłużej.  Spędziliśmy razem piękne lato w domu. Niestety, po wakacjach nadszedł kolejny cios - ,,Musimy ratować jego tętnice płucne, bo ma krytyczne zwężenie". Była to już piąta operacja. Każda odbywała się w głębokiej hipotermii z zatrzymaniem krążenia, co było bardzo obciążające dla jego już i tak chorej połowy serduszka. Wtedy synek nie miał nawet roku. Kiedy odprowadzaliśmy malutkiego na blok, nie mogliśmy złapać oddechu, a łzy zalewały nam twarze. Mieliśmy już dosyć niesprawiedliwości. Modliliśmy się do Boga o życie i zdrowie synka. Chcieliśmy, aby Antoś, przestał w końcu cierpieć i mógł cieszyć się dzieciństwem jak inne dzieci.  Jesteśmy przerażeni, bo małe serce wciąż nie bije prawidłowo! Dźwięk szpitalnych maszyn znamy lepiej niż tykanie zegara. Błagamy, bo bez Was to się nie uda. Błagamy, bo wiemy, że z Waszą pomocą Antoś przezwycięży trudności i tym razem. Kochamy go bezgranicznie i bezwarunkowo. Nigdy się nie poddamy i będziemy walczyć o niego do ostatniego oddechu. Nigdy nie przestaniemy wierzyć, że przyjdzie dla nas czas spokoju. Kochani, pomóżcie nam zawalczyć o życie naszego synka.  Zrozpaczeni Rodzice *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. ➤ Walkę Antka możesz obserwować także na Facebook'u ➤ Wspieraj poprzez licytacje na Facebook'u

384 528,00 zł ( 45,18% )
Brakuje: 466 535,00 zł
Antoni Pracki
Pilne!
Antoni Pracki , 4 latka

❗️By koszmar nowotworu nigdy nie wrócił. Pomóż w walce o zdrowie i życie Antosia

Mamy wrażenie, że tkwimy w pułapce. Nowotwór może wrócić w każdej chwili, a wtedy zdrowie i życie Antosia znów stanie pod znakiem zapytania… Choroba nie pozostawiła nam wyboru - musimy poświęcić wszystko, by walczyć o jego przyszłość. Kiedy pierwszy raz wchodziliśmy na pokład samolotu do USA, byliśmy pełni nadziei, wiary i nerwowego oczekiwania… Po tragicznych informacjach, brutalnej diagnozie, wreszcie mieliśmy realną szansę na zdobycie ratunku. Za nami trudna i wymagająca droga - kolejne chemioterapie, konsultacje, badania, wznowy, które dzięki szybkiej interwencji lekarzy udało się opanować.  Niestety, nie możemy czuć się bezpiecznie, bo choroba w każdej chwili może zaatakować ponownie, a tylko wczesna diagnostyka wznowy nowotworu, daje nam szansę na pokonanie potwora.  Wizyty kontrolne w USA odbywają się co 6-8 tygodni. Podczas jednej z nich skutecznie zatrzymaliśmy rozwój nowych guzów w prawym oczku. Właśnie dlatego nie możemy zrezygnować, nie możemy się poddać i czekać na rozwój wypadków. Specjaliści z amerykańskiej kliniki traktują Antosia jako szczególny przypadek, bo nasza historia to nie tylko walka z nowotworem oczek, ale też groźnym guzem w główce. Kiedy wracamy do tych chwil pełnych strachu, wiemy, że już nigdy ponownie nie chcemy tam wrócić. Poświęciliśmy wszystko tej walce, dlatego zdrowie naszego małego Wojownika musi pozostawać pod kontrolą lekarzy, którym możemy zaufać.  Regularne wizyty, pokrycie kosztów badań dodatkowych oraz bilety lotnicze to koszty, które ciężko nam sobie wyobrazić. Jeśli doliczymy do tego rehabilitację bądź inne potrzeby medyczne Antosia, suma może sięgnąć nawet 500 tysięcy złotych! Świadomość tego, że potrzebujemy takich środków, by zabezpieczyć przyszłość naszego synka jest porażająca.  Sami nie mamy szans! Nie damy rady zapewnić tego, czego potrzebuje najbardziej. Niestety, te potrzeby nie mogą czekać, bo wizyty są planowane w odniesieniu do wyników kolejnych badań. Jeśli nie zdobędziemy potrzebnej kwoty, terapia zostanie wstrzymana! Właśnie dlatego z całych sił prosimy o pomoc i wsparcie!  Walka trwa, a poddanie się nie wchodzi w grę. Już raz podarowaliście nam nadzieję na lepsze jutro. Tak bardzo chcemy wierzyć, że znów możemy na Ciebie liczyć!  Całe życie podporządkowane jest nierównej walce, ale toczymy bój o najwyższą stawkę. Na szali jest życie, zdrowie i przyszłość Antosia. Każdy jego uśmiech utwierdza nas w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję. Przed nami jeszcze wiele ciężkich lat, ale dzięki Wam możemy dostać iskierkę nadziei!  Każda z nich jest na wagę zdrowia i życia! Proszę, podaj Antosiowi i naszej rodzinie pomocną dłoń.  Dobro, które przekazujesz innym, wraca!  Rodzice ____ Walkę Antosia można śledzić na bieżąco na: Facebooku: Antoś Pracki kontra nowotwory Instagamie: @antospracki Zbiórkę można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych w grupie: TeamAntoś pomaganie przez licytowanie❗️❤️ ____ Media o walce Antosia:  Wyścig z czasem. Mały Antoś potrzebuje pomocy Antoś ma cztery miesiące, walczy z dwoma nowotworami. Apel o pomoc Mały Antoś potrzebuje naszej pomocy, by wygrać z nowotworami Ratujmy Antosia! Chłopczyk walczy aż z dwoma nowotworami. Liczy się każda złotówka! Możemy uratować oczy i życie małego Antosia Historia Antosia w Wiadomościach: Podwójna walka małego chłopca

380 740,00 zł ( 89,47% )
Brakuje: 44 791,00 zł
Joanna Trzeszczkowska
Joanna Trzeszczkowska , 40 lat

Jestem mamą i chcę żyć! Proszę, pomóż mi w walce z rakiem❗️

Jestem Asia, mam 39 lat. Do maja tego roku wiodłam dobre i spokojne życie. Jestem szczęśliwą mężatką, a niecałe cztery lata temu zostałam również mamą. Żyłam z dnia na dzień, spełniałam marzenia i cieszyłam się każdą chwilą. Dziś nie potrafię pojąć, że w jednej chwili mogę to wszystko stracić.  Guza w piersi wyczułam sama. Byłam przerażona, bo wiedziałam, co to może oznaczać. Nie chciałam jednak wyciągać zbyt szybko wniosków. Od razu na drugi dzień umówiłam się do lekarza. Niestety, wykonane USG potwierdziło zmiany w prawej piersi.  Natychmiast skierowano mnie do centrum onkologii. Tam wykonano kolejne badania, w tym także biopsję. Na wyniki czekałam około 3-4 tygodnie. Chyba nigdy tak bardzo nie dłużył mi się czas.  Aż w końcu przyszedł ten dzień – dzień sądu, dzień, w którym zapadł wyrok. Nowotwór złośliwy potrójnie ujemny. Nie mogłam w to uwierzyć. Jak to możliwe, że do tej pory pełna życia, zdrowo odżywiająca się, aktywna fizycznie osoba, taka jak ja, mogła zachorować na raka? Od razu pomyślałam o mojej córeczce. Przecież dopiero, co zostałam mamą! Chcę być przy niej, gdy dorasta, gdy pójdzie po raz pierwszy do szkoły, gdy po raz pierwszy się zakocha…  Podjęłam leczenie. Obecnie jestem w trakcie chemioterapii. Choć jestem dopiero na samym początku, chemia już daje mi się we znaki. Po wlewie opadam z sił. Nie mogę nawet podnieść się z łóżka. Wypadły mi już wszystkie włosy. W domu chodzę w kapeluszu, by uniknąć pytań od mojej córeczki. Opowiadam jej, że mamie rosną kręcone włosy, których nie może teraz zobaczyć. Staram się ją uchronić. Chcę, by w przyszłości wspominając dzieciństwo, nie przypominały jej się te chwile. Nie zawsze jednak daję radę. Czasami emocje biorą górę, płaczę po cichu. A ona, gdy tylko to zauważy, biegnie po tatę i woła, że trzeba mi pomóc i utulić. Wszyscy bardzo mnie wspierają. Pojawił się jednak problem, którego nie będziemy mogli rozwiązać sami. Oprócz chemioterapii jednocześnie powinnam rozpocząć immunoterapię. Niestety w Polsce nie jest ona refundowana dla osób, które zaczęły leczenie przed lipcem 2023 roku. Najnowsze badania pokazują, że immunoterapia jest obecnie strategią terapeutyczną stosowaną w onkologii, która nawet na etapie zaawansowanego nowotworu może potencjalnie doprowadzić do całkowitego wyleczenia. Niestety, koszt całkowity immunoterapii wraz z obsługą medyczną wynosi około 250 tys. złotych! Zebranie takiej kwoty samodzielnie jest dla nas niemożliwe. Trudno mi o tym wszystkim pisać, jeszcze trudniej prosić o pomoc. Wiem jednak, że bez niej mogę przegrać, a do tego nie chcę dopuścić.  Pełna nadziei bardzo proszę Was o wsparcie! Wierzę, że są wśród Was anioły, które pomogą mi wyzdrowieć! Będę wdzięczna za każdą złotówę! Asia Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

172 236,00 zł ( 70,39% )
Brakuje: 72 445,00 zł
Wiesław Łobaza
Wiesław Łobaza , 42 lata

Weteran po misji w Kosowie - "Dziś walczę o godne życie!"

W 2002 roku mój brat odbywał rok służby na misji w Kosowie, za co Minister Obrony Narodowej przyznał mu status weterana. Byłyśmy z mamą dumne za jego odwagę, sprawność, dążenie do celów. Wiesław był mężczyzną pełnym charyzmy. Choroba zmieniła wszystko... Wydarzenia z 2008 roku pamiętam jak dziś. Wiesław pojechał na delegację. Niedługo potem dostałam telefon od mamy, że mój brat jest w szpitalu i walczy o życie. Okazało się, że dostał sepsy z dysfunkcją wielonarządową. Ta walka wyniszczyła cały jego organizm: wątrobę, nerki, płuca, z których lekarze ściągali ropę, dostał też odmę. Zostaliśmy uprzedzeni, że te ogromne dawki antybiotyków i sterydów, które przyjmował w celu zwalczenia choroby, mogą odbić się na zdrowiu w przyszłości, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak! Leczenie doszczętnie zaburzyło Wiesławowi metabolizm i systematycznie zaczął przybierać na wadze. W 2021 roku trafił do szpitala z niewydolnością krążeniowo-oddechową. Zdiagnozowano niewydolność serca i problemy z limfą. Cały brzuch i nogi ma spuchnięte. Waży już 250 kg. Jego nogi wpisują się w chorobę zwaną słoniowacizną. Ma też ciągłe problemy z oddychaniem, suchy kaszel 24 godziny na dobę i bezdech, przez który nie może spać na leżąco, gdyż się dusi. Od 2 lat śpi na siedząco. Nie zliczę siniaków, nadwyrężeń, otarć i ran spowodowanych spadaniem z łóżka podczas snu… Widzę, jak Wiesiek się męczy, jak bardzo chciałby wrócić do poprzedniego życia… Wiem, że nie jest to możliwe, ale możemy mu ulżyć w cierpieniu. Niestety nie stać nas na niezbędne masaże limfatyczne. Wisiek dostaje zaledwie niewiele ponad 700 zł zasiłku na miesiąc. Nie wiemy już, jak wiązać koniec z końcem… Bardzo proszę Cię o pomoc! Iwona, siostra Wiesława

15 814 zł
Marek Lewandowski
Marek Lewandowski , 54 lata

3 NOWOTWORY i niegojące się rany od kilku lat - ile Marek jeszcze wytrzyma❓

Wujek urodził się bez prawego przedramienia. Nauczył się z tym żyć, ale wcale nie było to łatwe. Trudności i wyzwiska jako dziecko, aż po zupełne usamodzielnienie. Pomimo wszystko, Marek żył normalnie, jak każdy z nas!  Zobacz, jak tragiczna jest jego historia: Po 30-stym roku życia zaczęły się problemy z łuszczycą. Po bezskutecznym pierwszym leczeniu, wujek zgodził się na kolejne podejście. Tym razem na leczenie biologiczne - podejmując ogromne ryzyko. Na początku była poprawa, jednak nie na długo. Życie rzucało mu kolejne kłody pod nogi... Niestety, lekarze oznajmili mu z czasem, iż organizm został zaatakowany przeznowotwór — chłoniak z komórek typu B (rok 2011). Po wyczerpującej chemioterapii i farmakologii udało się wygrać z nowotworem, ale łuszczyca przysparzała coraz więcej problemów... W 2013 roku wujkowi przyszło zmierzyć się z kolejnym atakiem nowotworu – tym razem był to potworniak jądra. Wujek nadal nie poddawał się i dzielnie znosił kolejne pobyty w szpitalach i poradniach. Jego organizm walczył z kolejną chemioterapią. Jednocześnie na jego ciele powstawało coraz więcej ran. Lekarze za przyczynę ran obwiniali łuszczycę, niestety po dokładniejszej diagnozie prawda była zupełnie inna... Owrzodzenia powstałe na niemalże całym ciele okazały się nowotworem – ziarniniak grzybiasty typu T (rok 2014). Ran na powierzchni ciała było aż 85. Leczenie obejmowało nie tylko chemioterapię, ale również naświetlanie, sterydoterapię, wszelką farmakologię dostępną w Polsce jak i za granicą. To wszystko trwało 3 lata i powoli niszczyło kolejną nadzieję na komfortowe życie. Żadne podejmowane leczenie wciąż nie przynosiło skutku, wobec czego lekarze zaproponowali przeszczep szpiku kostnego.  W lutym 2017 roku odbył się przeszczep. Wszystkie powstałe rany spowodowane ziarniniakiem grzybiastym zniknęły! Niestety wujek nie zaznał na długo spokoju i otworzyła się rana na łydce. W szybkim tempie powiększała swoją powierzchnię. Oczywiście jednocześnie organizm przeciwstawiał się kolejnymi objawami. Tak naprawdę do roku 2021 żadne leczenie w związku z powstałą bolesną raną na lewej łydce - nie dawało pozytywnego rezultatu, do momentu podjęcia leczenia specjalnymi opatrunkami.  Chwile nadziei, zabrane przez nieposkromiony, podstępny nowotwór, który nie chce mu dać spokoju! Wujek na chwilę zaznał ulgi, by cierpienie wróciło ZNÓW, PO RAZ KOLEJNY ze zdwojoną siłą! Ciągły brak finansów przekłada się  na stres, który wpływa negatywnie na leczenie. Wujek obecnie otrzymuje rentę w wysokości 2300 zł netto i z niej musi się sam utrzymać, zakupić najpotrzebniejsze leki i opatrunki. Wujek oprócz przebytych chorób na domiar złego zmaga się z twardziną – która jest kolejnym powikłaniem przeszczepu szpiku. Na chwilę obecną twardzina komplikuje dalsze leczenie oraz uniemożliwia mu przede wszystkim chodzenie. Wujek ma orzeczenie o niepełnosprawności, wymaga stałej pomocy, jednak najważniejsze jest tu wsparcie finansowe. Umożliwia ono podejmowanie leczenia... Proszę, pomóż mojemu wujkowi w jego niezwykle trudnej drodze!  Bardzo Cię potrzebujemy... Ola

9 138,00 zł ( 34,35% )
Brakuje: 17 458,00 zł
Marcelina i Małgorzata Budzińskie
Marcelina i Małgorzata Budzińskie , 2 latka

Urodziły się z chorobami – Pomóż im walczyć o przyszłość❗️

Jestem mamą piątki cudownych dzieci. Moje dwie córeczki, Marcelinka i Małgosia zmagają się z poważnymi problemami zdrowotnymi: 5-letnia teraz Małgosia urodziła się z zamartwicą poporodową. Lekarze walczyli o jej życie, a skutki są widoczne do dziś. Marcelinka jeszcze przed przyjściem na świat miała potwierdzoną achondroplazję i wady rozwojowe serca. Starsza z córeczek wciąż zmaga się ze skutkami zamartwicy. Lekarze mówili, że po urodzeniu będzie w stanie wegetatywnym. Mieliśmy szykować się na najgorsze, ale wbrew złym prognozom, Małgosia wciąż jest z nami.  Lekarze pokazali nam jak się nią zajmować i nie poddajemy się w walce o jej zdrowie. Dzisiaj córeczka ma problemy ze wzrokiem, niedosłuch, padaczkę i mózgowe porażenie dziecięce. Najbardziej problematyczna jest jednak wiotkość krtani. Małgosia nie potrafi jeść stałych pokarmów i musi być pod stałą kontrolą, by nie doszło do zakrztuszenia się. Ale na co dzień jest prawdziwym wulkanem energii. Bardzo szybko się „nakręca” i jest nadpobudliwa, co również chcemy sprawdzić pod kątem psychiatrycznym.  Fakt, że Małgosia urodziła się z problemami, sprawił, że nieco łatwiej było nam przyjąć chorobę Marcelinki. Mogliśmy się przygotować i mieć pewność, że z całych sił będziemy starać się zapewnić jej i jej siostrzyczce wszystko, czego potrzebują.  Marcelinka umysłowo rozwija się prawidłowo, ale ma problemy ruchowe. Nie chodzi, tylko „pełznie” po podłodze, ponieważ jej główka jest zdecydowanie za ciężka.  Po urodzeniu lekarze powiedzieli również, że narządy rozwijają się prawidłowo, ale klatka piersiowa nie. Żeby nie doszło do ciasnoty, jeździmy na kontrolę do kilku poradni, żeby w razie czego zadziałać natychmiast. Ale gołym okiem widać, z jakimi problemami jeszcze się zmaga. Jest malutka, będzie potrzebowała ortez i gorsetu, by wspomóc jej rozwój. Obie córeczki potrzebują stałego leczenia i rehabilitacji. Niestety to ciągnie za sobą ogromne koszty, z którymi nie możemy już sobie poradzić. Dlatego prosimy o pomoc. Nawet najmniejsza wpłata, udostępnienie czy dobre słowo to dla nas znaczące wsparcie i szansa, by dalej dbać o zdrowie i sprawność córeczek. Weronika, mama

2 444 zł