Uciekli przed wojną i toczą kolejną... Pomóż w walce o zdrowie ich dzieci❗️
Jesteśmy rodziną z Ukrainy. Nasz dom pozostaje pod okupacją... Przyjechałam do Polski 28.02 sama z dziećmi. Nasza walka nawet poza granicami kraju się nie kończy. Walczę o zdrowie rodziny każdego dnia... Mamy trójkę dzieci. 8, 7 i 4 lata. Starsza córka Wiktoria ma ciężką niepełnosprawność. Nie siedzi, nie chodzi, nie rozmawia. Ma już diagnozę potwierdzoną również w Polsce: MPD, zanik nerwu wzrokowego, padaczkę. Kiedy zostawialiśmy nasz dom, niosłam ją na rękach bez wózka, za mną szły mniejsze dzieci. Mój mąż od kilku lat pracuje w Warszawie, jak wszystko się zaczęło, nie było go obok. Nie miałam pieniędzy, ponieważ wszyscy w panice zaczęli wypłacać z bankomatów swoje oszczędności. Mogłam zabrać ze sobą bardzo ograniczoną ilość rzeczy... Zabrałam więc najważniejsze: inhalator, pieluchy, kilka ubrań. Wiedziałam, że na granicy są straszne kolejki, że będziemy zmuszeni spać na ulicy. Wywiozłam dzieci i nie mogłam już wrócić po mamę, która też jest osobą niepełnosprawną... Nasza tragedia zyskała wtedy jeszcze większych wymiarów. Gdyby naszych trudności było nadal mało... W Polsce u najmłodszego dziecka zdiagnozowano poważne problemy ze słuchem. To zmartwienie, ale jednocześnie dodatkowe koszty. Leczenie przecież kosztuje, niemało. Pracuje i zarabia na nasze życie tylko tata dzieci. Wynajmujemy mieszkanie i nasza codzienność nieco nas przytłacza. Nasze rachunki się mnożą, opieka nad chorymi dziećmi nie jest łatwa. Nie mogę pracować, muszę przy nich być, to sytuacja bez wyjścia... Każde opuszczone zajęcia, terapie i leczenie może powodować jedynie pogorszenie stanu zdrowia – nie możemy na to pozwolić. Przychodzimy tutaj, chociaż nie jest to łatwe. Prosimy o pomoc, chociaż chcielibyśmy radzić sobie sami. Codzienność jest niestety inna... Prosimy o wsparcie w zbieraniu środków na aparat słuchowy dla syna i na rehabilitację dla córki, której ciągle potrzebuje. Rodzice