Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jadwiga Kleczkowska
Jadwiga Kleczkowska , 60 lat

Los dla Jadwigi był okrutny. Zbyt okrutny... Kiedyś pomagała innym - dziś czas na nas!

Jestem osobą mocno schorowaną. To trwa to już tyle lat, że nie pamiętam, jak to jest być zdrową. Dodatkowo co rusz rzucane mam przez życie kłody pod nogi. Jestem już u kresu sił… Wszystko zaczęło się 30 lat temu, kiedy urodziłam najmłodszą córkę. Przy porodzie nastąpiły komplikacje i lekarze musieli wykonać cesarskie cięcie. Zszywając mnie, przyszyli jajowód do jelita! Skutki tego była katastrofalne już wtedy, ale niestety trwają one do dziś… Wycięto mi połowę jelito, wszyto worek, a potem wyjęto. Po porodzie, zamiast tulić swoje dziecko, byłam przykuta do łóżka. 10 miesięcy leżałam w szpitalu, nie znając własnego dziecka! Nie dość, że cierpiałam fizycznie, to przechodziłam też katusze psychiczne… Moje matczyne serce wyło z rozpaczy! Kolejne lata przynosiły mi następne ciosy tak wielkie, że nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego to wszystko przytrafiło się właśnie mnie! Zawsze starałam się ludziom pomagać i to w sposób bardzo realny, rzeczowy wręcz. Mąż pracował za granicą, ja wychowywałam nasze trzy córki i dorabiałam nieformalnie jako telefonistka – dysponentka w radiu taxi. Mimo że nam się nigdy nie przelewało, to wiązaliśmy jakoś koniec z końcem i potrafiłam dzielić się tym, co mamy z innymi. Dziś mam nadzieję, że karma wróci i inni pomogą również mi… Przez jakiś czas wychowywałam moje wnuki. Jedna z moich córek niestety mocno się pogubiła w życiu. Bardzo mocno. Nie potrafiła między innymi być matką. Ja niestety nie byłam formalnie rodziną zastępczą dla moich wnuków. Nie mogłam, bo byłam zbyt schorowana! Gdyby nie to, być może tragedia, która nas spotkała, nigdy by się nie wydarzyła! Przez 4 lata byłam jak mama dla mojego wnuczka. Po tym czasie moja córka zabrała go jednak do siebie. Miała do tego pełne prawo, bo była jego prawomocnym opiekunem. Przez myśl mi nie przeszło, że wydarzy się aż taka tragedia... W dniu 5. urodzin mój śliczny, cudowny chłopiec – mój wnuczek został zamordowany przez własną matkę… To był moment, w którym rozpadłam się na milion kawałków. Równocześnie straciłam dwie bliskie mi osoby… Nawet teraz, po tylu latach nie jestem w sanie o tym spokojnie mówić i pisać. Żal, rozgoryczenie, smutek rozdzierają moje serce. W głowie kołacze cały czas jedna myśl – gdybym była zdrowa, to być może to by się nigdy nie wydarzyło… Tragedie, które mnie dotknęły, nie pozostały bez wpływu na moje zdrowie. Przeszłam w sumie trzy udary mózgu, choruję na cukrzycę oraz zmagam się z niewydolnością serca i płuca. Mam poważne zmiany kręgosłupa, które powodują u mnie problemy z chodzeniem. W związku z tym poruszam się przy balkoniku. Dzięki niemu mam możliwość wyjścia z domu. Bez niego byłabym zamknięta w czterech ścianach… To jednak nie wszystko. Uległam również wypadkowi, w wyniku którego mam złamanie przezkrętarzowe kości udowej prawej. Przekręciło mi się całe biodro! Miałam założone 28 szwów, 3 śruby i płyto-śrubę. Niestety kość nie chce się zrosnąć, a płyta w biodrze uciska na jelita, przez co jeszcze bardziej cierpię! Moja gastroenterolog rozkłada ręce, bo wyczerpaliśmy wszystkie dostępne metody leczenia. Badania typu kolonoskopia nie wchodzą w grę, bo jest obawa, że rozerwą mi jelita… Na domiar złego uznano mnie za osobę niepełnosprawną najpierw w stopniu znacznym, a później w umiarkowanym, choć mój stan zdrowia przecież nie uległ poprawie… Co rusz muszę walczyć z przeciwnościami losu. Jestem tym taka zmęczona! Odbijam się od drzwi różnych instytucji, aby uzyskać pomoc. Odebrano mi rentę, magicznie „uzdrowiono”, zabrano refundację na insulinę i wiele innych rzeczy… Jedyna moja nadzieja jest w Was – ludziach o złotych sercach. Rodzina niestety nie jest w stanie mi pomóc. Mąż niedawno zmarł, jedna córka mieszka daleko, druga ma niepełnosprawne dziecko i walczy jak lwica, by przywrócić mu zdrowie, trzecia odbywa karę… Utrzymuję się z renty i zasiłku pielęgnacyjnego. Miesięczna kwota moich dochodów jest zaledwie trzycyfrowa… Proszę, pomóżcie mi dalej się leczyć! Powoli tracę wiarę, że uda mi się wykupić leki, pójść prywatnie do lekarza… Tak bardzo tego potrzebuję, aby móc dalej w miarę funkcjonować!  Mimo że z jednej strony los tak bardzo odbiera mi siłę do życia, to  z drugiej strony nie chcę jeszcze umierać… Będę niewiarygodnie wdzięczna, jeśli zechcesz mi pomóc i wesprzesz moją zbiórkę. Jadwiga   

1 800 zł
Paweł Górecki
Pilne!
Paweł Górecki , 40 lat

NOWOTWÓR odbiera Pawłowi siły... POMÓŻ❗️

Mam na imię Paweł i od niedawna zmagam się z poważnym problemem zdrowotnym. 8 lipca trafiłem do szpitala w stanie ciężkim z intensywnym krwawieniem z przewodu pokarmowego, które zagrażało mojemu życiu. Otrzymałem dużą ilość krwi i spędziłem dwa tygodnie w szpitalu. Mimo wysiłków lekarzy nie udało się precyzyjnie zlokalizować źródła krwawienia. Obecnie, choć mniej nasilone, to nadal występuje... Podczas pobytu w szpitalu zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy trzustki. Ta diagnoza w jednej chwili zmieniła całkowicie moje życie. Poczułem jak stabilny grunt osuwa się pod moimi nogami. Zaistniało również podejrzenie, że krwawienie pochodzi z żyły wrotnej. Obecnie czuję się bardzo osłabiony i potrzebuję ciągłej opieki. Wkrótce odbędzie się konsylium, które zdecyduje o dalszym leczeniu – prawdopodobnie będzie to zabieg chirurgiczny, radioterapia lub chemioterapia. Bardzo się boję.  Zawsze starałem się prowadzić zdrowy tryb życia. Utrzymuję ścisłą dietę trzustkową, przyjmuję leki i stosuję inne kuracje przeciwnowotworowe, co generuje ogromne koszty. Każda kuracja trwa cztery miesiące i kosztuje 6000 zł. Chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby pokonać nowotwór. Niestety bez wsparcia, nie dam rady... Od 15 lat mieszkam z moją ukochaną i dwójką dzieci. Ostatnie pięć lat były dla mnie bardzo trudne. Najpierw opiekowałem się umierającą matką, a obecnie zajmuję się chorym ojcem. Przez te przykre okoliczności miałem niewiele czasu dla własnej rodziny... Chcę żyć i walczyć dla siebie oraz moich najbliższych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc w zebraniu środków na leczenie i rehabilitację. Wierzę, że dzięki Waszemu wsparciu uda mi się przejść przez te trudne chwile i wrócić do zdrowia. Z wyrazami wdzięczności, Paweł

1 798,00 zł ( 8,24% )
Brakuje: 20 011,00 zł
Nadia Wolska
Nadia Wolska , 10 lat

„Mamusiu, ratunku! Połamałam się!” – Karetka wezwana podczas rodzinnego festynu

Wszechobecny zapach waty cukrowej, dziecięce śmiechy, gwar i radość. Nikt nie spodziewał sie, że lipcowy festyn zakończy się przyjazdem karetki! „Mamo, mamo, a możemy iść na zjeżdżalnię? Jeszcze jeden raz, prosimy…” – Zadziorne uśmiechy i świetliste oczy moich córeczek nie dawały za wygraną. Był ciepły wieczór, dziewczynki świetnie się bawiły. Jak mogłabym im odmówić? Pobiegły, prześcigając się jedna przez drugą. Nim się obejrzałam, były już na szczycie dmuchawca.  „Mamusiu, ratunku! Mamusiu, złamałam się!” – Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Nadia zjechała i nie mogła się ruszyć. Podbiegłam do niej, przepychając się przez tłum rodziców, czekający na swoje dzieci. „Nadiuś, już jestem, już jestem! Co się stało?” Spanikowana myślałam, że to kręgosłup. Nadia nie mogła się ruszyć, ktoś zadzwonił po karetkę. Ręce trzęsły mi się z nerwów. Moja córeczka płakała, krzyczała, a ja nie mogłam nic zrobić. W szpitalu Nadia przeszła 3-godzinną operację. Okazało się, że na zjeżdżalni doszło do złamania kości udowej z przemieszczeniem. Sama utrzymuje, że podczas zjazdu poczuła coś metalowego i to sprawiło, że nóżka się złamała.  Można by pomyśleć, że złamanie nogi to nic takiego, zrośnie się i będzie w porządku. Jednak noga Nadii nie chce się zrosnąć! Minęły już 3 miesiące, a nadal nie ma poprawy. Córka nie może normalnie chodzić. Różnica w długości nóg wynosi około 3 centymetry. Na pewno czeka ją jeszcze jedna operacja, ale teraz najważniejsza jest rehabilitacja. Chcieliśmy iść na rehabilitację na kasę chorych, ale nie ma terminów. Nie mamy wyjścia, musimy opłacić prywatne wizyty. Brakuje nam jednak funduszy. Bardzo proszę Cię o pomoc, by Nadia mogła wrócić do pełnej sprawności. Ilona, mama Nadii

1 797,00 zł ( 16,89% )
Brakuje: 8 842,00 zł
Justyna Wróblewska
Justyna Wróblewska , 39 lat

Mama dwójki dzieci czeka na przeszczep... Pomóż w walce o zdrowie!

Nigdy nie sądziłam, że moje życie będzie wyglądało w ten sposób. Zawsze byłam samodzielną i silną osobą, która starała się pomagać innym. Niestety, los bywa bardzo przewrotny i tym razem to ja potrzebuję pomocy… Od lat walczę o zdrowie. Niestety, z każdym kolejnym rokiem jest mi coraz ciężej. Ku mojej rozpaczy diagnozowano u mnie przewlekłą niewydolność nerek oraz cukrzycę insulinozależną. To diagnozy, które zmieniły moje życie i sprawiły, że każdy dzień jest pełen lęku o przyszłość... Ze względu na przewlekłą niewydolność nerek trzy razy w tygodniu muszę jeździć na dializy do szpitala. Niestety, to nie koniec mojej walki. Mój stan jest na tyle poważny, że niezbędny jest przeszczep. Na razie mogę jednak jedynie odliczać niecierpliwie dni do transplantacji.  Nigdy wcześniej nie prosiłam nikogo o pomoc, zawsze byłam pracowitą osobą, ale niestety, dotarłam do granic swoich możliwości. Niestety, cierpię również  na martwicę tkanek miękkich stopy, spowodowaną przez cukrzycę. Martwica sprawia, że codzienne funkcjonowanie staje się olbrzymim wyzwaniem, a wykonywanie nawet podstawowych czynności jest dla mnie nieosiągalne. Mój ukochany partner, starając się mi pomóc, zdecydował się zrezygnować z pracy. Otacza opieką zarówno mnie jak i moje dzieci. Ze względu na bardzo ciężki stan zdrowia nie mogę obecnie funkcjonować bez całościowej i nieprzerwanej pomocy drugiej osoby. Sprawia to, że sytuacja naszej rodziny jest naprawdę dramatyczna. Ceny insuliny oraz koszty regularnego dojazdu na dializy zaczynają nas przygniatać... Wierzę w ludzi dobrej woli, w Waszą gotowość pomocy. Wiem, że mam dla kogo żyć i walczyć o zdrowie. Proszę Was, nie przechodźcie obojętnie obok mojej tragedii. Wasze wsparcie to dla mnie nie tylko pomoc finansowa, ale też promyk nadziei, który jest mi teraz niezbędny. Justyna

1 797 zł
Alan Piepiórka
3 dni do końca
Alan Piepiórka , 12 lat

Trwa walka z mukowiscydozą❗️Potrzebne wsparcie 🚨

Kochani! Serdecznie dziękujemy za wsparcie, które okazaliście nam w poprzednich etapach! Macie wielkie serca! Niestety nadal potrzebujemy Waszej pomocy. Oto nasza historia: Alanek choruje na mukowiscydozę, ale to niejedyna tragedia, jaka go spotkała. Imię, które nosi, nadały mu pielęgniarki ze szpitala, w którym się urodził. Dzieje się tak w przypadku dzieci niechcianych przez rodziców... Miał ogromne szczęście, ponieważ prosto ze szpitala trafił do naszej rodziny – od razu zapragnęliśmy go adoptować. Niestety to szczęście nie potrwało długo. Okazało się, że synek ma poważne problemy zdrowotne. Spadła na nas straszna informacja o tym, że Alan mierzy się z poważną chorobą genetyczną — mukowiscydozą. Od tego momentu zaczęła się walka o zdrowie i życie Alana.  Godziny spędzone na przygotowaniu specjalnych zdrowych posiłków, które były Alankowi aplikowane przez PEG-a, dojelitowo i nieprzeliczona masa leków, które przyjął – tak wyglądała nasza codzienność. Musieliśmy być czujni i zorganizowani, nie mogliśmy sobie pozwolić na niedostatek leków, które są niezbędne do utrzymania życia i zdrowia Alana.  Niestety, w 2016 roku musieliśmy zmierzyć się z kolejną tragedią – zmarł tata adopcyjny Alanka. Teraz ja sama walczę o to, by zapewnić mu wszystko, co niezbędne… Rok 2022 był dla nas przełomowy. Synek zaczął normalnie jeść i można było wreszcie usunąć plastikową rurkę, przez którą był dotychczas karmiony. Synek bez rurki nabrał większej pewności siebie, szczególnie wśród rówieśników. Na co dzień jest pogodnym chłopcem, majsterkuje narzędziami, które zostawił jego tata, jest wiernym kibicem reprezentacji siatkówki i piłki nożnej, a także sam w miarę możliwości uprawia sport.  Niestety leczenie mukowiscydozy w Polsce jest bardzo kosztowne i znacznie przewyższa możliwości finansowe naszej rodziny. Zebrane fundusze zostaną przeznaczone na pokrycie kosztów leków, wizyt u specjalistów, sprzętu medycznego, a także rehabilitacji. Te środki pomogą Alanowi w utrzymaniu stanu zdrowia.  Dlatego zwracam się do Was z gorącą prośbą o pomoc dla Alanka. Każda wpłata, każdy grosz są dla nas niezwykle cenne – przyczynią się do poprawy stanu zdrowia i jakości życia tego wspaniałego chłopca. Mama Alanka

1 791,00 zł ( 11,22% )
Brakuje: 14 167,00 zł
Piotr Kaczmarek
Piotr Kaczmarek , 53 lata

Chcę znów poczuć, że jestem samodzielnym człowiekiem!

Niedługo minie 5 lat od wypadku, który kompletnie zmienił moje życie. Wcześniej byłem sprawnym i aktywnym facetem. Jak każdy miałem swoje pasje i marzenia. Dzisiaj każdy dzień jest wyzwaniem, któremu staram się podołać. Walka o sprawność całkowicie zastąpiła wszystko inne, ale wiem, że to jedyna droga po lepsze jutro i nie zamierzam się poddawać… W grudniu 2016 roku, gdy byłem w trakcie pracy, upadłem z wysokości. W kilka sekund rzeczywistość, którą znałem, roztrzaskała się w drobne kawałki. Diagnoza lekarzy była jednoznaczna. Doznałem poważnego urazu kręgosłupa, co z kolei doprowadziło do porażenia kończyn dolnych. Dziś walka o sprawność wypełnia każdy mój dzień.  Przeszedłem już 9 operacji, ale mojego kręgosłupa w żaden sposób nie udało się naprawić. Musiałem przesiąść się na wózek inwalidzki. Rozpocząłem rehabilitację, dzięki której dziś jestem w stanie poruszać się przy pomocy balkonika, ale i tak na odległość zaledwie kilkudziesięciu kroków. Każdego dnia toczę wymagającą walkę nie tylko o sprawność, ale również jak największą samodzielność. Nie chcę, by wypadek uniemożliwił mi prowadzenie normalnego życia. Nie chcę być więźniem czterech ścian, dlatego postanowiłem prosić Was o pomoc.  Chciałbym choć częściowo być niezależnym. Taką szansę daje mi zakup auta przystosowanego do prowadzenia przez osoby niepełnosprawne. Niestety ceny takich aut są olbrzymie, a ja w tej chwili mam tyle wydatków związanych z walką o sprawność, że nie stać mnie, aby zakupić takie auto. Z nadzieją patrzę w przyszłość, wierząc, że Wasze wsparcie umożliwi mi życie na własnych warunkach, a nie w cieniu przeszkód i ograniczeń.  Piotr

1 789,00 zł ( 1,87% )
Brakuje: 93 477,00 zł
Marek Król
Marek Król , 69 lat

Uwięziony w ścianach własnego domu – Proszę, pomóż mi❗️

Jeszcze do niedawna byłem aktywnym fizycznie mężczyzną, który kochał życie. Uprawiałem sport wyczynowy, moją pasją była jazda na motocyklu. Cieszyłem się każdą chwilą z moją ukochaną żoną. Nie wiedziałem, że mogę to wszystko stracić w ułamku sekundy. Nie spodziewałem się tego, co miało nadejść… W 2011 roku zdiagnozowano u mnie cukrzycę. 10 lat później zaczęły się pojawiać kolejne problemy i w ciągu ostatnich dwóch lat spadły na mnie bezlitośnie. Pojawiła się u mnie tzw. stopa cukrzycowa, co można wyleczyć jedynie preparatem Reishi. Wyleczyłem lewą stopę z bardzo poważnego stanu. Teraz mam zmiany na prawej i kuracja Reishi jest jedynym sposobem na unikniecie amputacji. Niezależnie od stopy cukrzycowej, na skutek polineuropatii, mam całkowity brak czucia w stopach, co powoduje zaburzenia i utratę równowagi podczas próby chodzenia. Kilka razy poważnie upadłem, m.in. nawet w szpitalu i doznałem urazu rozcięcia łuku brwiowego z koniecznością szycia.  Poza polineuropatią mam inne poważne problemy zdrowotne, dotyczy to głównie utraty wzroku we wrześniu 2022 r. Pewnego dnia po obudzeniu stwierdziłem, że nie widzę żadnych szczegółów, przeżyłem dosłownie szok. Obecnie widzę w granicach maksymalnie 20%. To był dla mnie szok, bo straciłem wzrok w ciągu jednej nocy. Bardzo trudno jest mi pogodzić się z tym, ponieważ mieszkam sam i nie mam nikogo do opieki.  Uszkodzony wzrok bardzo utrudnia mi codzienne funkcjonowanie. Przez chore stopy nie jestem w stanie samodzielnie się poruszać. W domu z pomocą sprzętu jakoś daję radę, ale wyjście na zewnątrz i np. zrobienie zakupów jest czymś prawie niemożliwym. Moją największą tragedią jest śmierć ukochanej żony. Byliśmy w związku partnerskim przez prawie 10 lat. 23 października 2021 r. wzięliśmy formalny ślub, a tydzień później, 30 października, moja żona nagle zmarła i zostałem sam. To stało się niespodziewanie, nie byłem na to przygotowany, musiałem z dnia na dzień przestawić się na życie w samotności.  GOPS skierował do mnie panią w wieku 63 lat do pomocy, która ogranicza się do posprzątania domu, co dwa dni. Ta osoba nie jest w stanie nosić ciężkich toreb z zakupami, ani pchać wózka ręcznego, ponieważ droga zarówno do sklepu, jak i na cmentarz jest pod górę. Jedynym rozwiązaniem jest wózek elektryczny.  Mam kochaną córkę, która niestety nie jest w stanie pomagać mi w wystarczającym stopniu (mam tylko 680 zł emerytury na rękę miesięcznie). Córka niedawno urodziła wspaniałego synka. Chciałbym w przyszłości móc wyjść z wnukiem na spacer… Niestety, aby to było możliwe – potrzebuję elektrycznego wózka inwalidzkiego. To jedyny sposób, abym mógł swobodnie się poruszać. Zwracam się do Państwa z ogromną prośbą o wsparcie. Leczenie preparatem Reishi, które już raz się u mnie sprawdziło i zakup elektrycznego wózka inwalidzkiego – dają mi szansę na w miarę normalne życie. Gdy żona żyła – utrzymywała nas, pracując w Niemczech. Ja sam nie jestem w stanie zakupić niezbędnych lekarstw i opłacić rachunków, a co dopiero kupić wózek… Marek

1 786,00 zł ( 14,2% )
Brakuje: 10 789,00 zł
Gabriel Kowalski
Gabriel Kowalski , 12 lat

Gabryś ma tylko mamę... I świat, który innym czasem ciężko zrozumieć

Zespół Aspergera to nie wyrok. Wierzę, że to tylko trudność, którą można oswoić i nauczyć się z nią żyć. Samemu jest jednak trudno, czasem aż za bardzo… Pierwsze lata życia Gabrysia były spokojne i co najważniejsze, zdrowe. Byliśmy przed rozpoczęciem przygody z przedszkolem. Tak bardzo się cieszyłam! W końcu codziennie mógłby bawić się z innymi dziećmi! Dla malucha, to bardzo rozwojowe.  Zaczęło się właśnie od moich obserwacji jego rozwoju, który wtedy wydawał mi się jednak opóźniony…  W wieku 3 lat jeszcze nie mówił. Zaczął się też dziwnie, nietypowo zachowywać… Postanowiłam skonsultować się z psychologiem dziecięcym. Diagnoza była jednoznaczna – zespół Aspergera oraz niepełnosprawność sprzężona! Podjęłam decyzję o rezygnacji z nauki syna w przedszkolu publicznym i cały rok przeznaczyliśmy na terapię z psychologiem i logopedą. Był to dla mnie i najbliższej rodziny trudny czas. Musieliśmy oswoić się też z nową sytuacją oraz, co najważniejsze, zaakceptować ją.  Przy wyborze nowego przedszkola kierowałam się możliwością umieszczenia mojego dziecka w placówce posiadającej grupę integracyjną, w której Gabriel miałby specjalistyczną opiekę oraz szereg dodatkowych terapii (tj. dogoterapię, zajęcia rewalidacyjne, terapię SI oraz zajęcia z logopedą). Dzięki temu jego rozwój nabrał rozpędu, przede wszystkim zaczął mówić oraz poprawiła się jego koncentracja podczas wykonywanych zadań. W 2016 roku, poradnia psychologiczno-pedagogiczna wydała kolejny dokument. Tym razem była to opinia o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju i potrzebie kształcenia specjalnego. Potem otrzymał orzeczenie o niepełnosprawności... Gabriel uczy się w zespole szkół specjalnych w klasie trzeciej. Jest w niej po raz drugi. Ze względu na brak emocjonalnej gotowości do podjęcia nauki w klasie czwartej, wspólnie z gronem pedagogicznym, postanowiliśmy w zeszłym roku, że lepiej dla niego, aby ją powtórzył.  Syn wymaga dużo uwagi, nie potrafi radzić sobie z emocjami, przez co czuje się niezrozumiały przez otoczenie, a przede wszystkim przez rówieśników. Co gorsze, faktycznie wiele osób nie potrafi zrozumieć ani jego, ani jego trudności, ani odczuć. Jego udział w terapii jest niezbędny, niestety sam pobyt w szkole z oddziałami integracyjnymi nie wystarcza. W czasie gdy w Polsce trwał stan epidemii COVID-19, a szkoły prowadziły zajęcia zdalne, rozwój syna wyhamował.  Gabrysia wychowuję sama. Chciałabym zapewnić mu dostęp do dodatkowych zajęć rozwojowych oraz terapii, na które obecnie mnie nie stać. W moim miejscu zamieszkania nie ma poradni ani ośrodków finansowanych w ramach NFZ, a wizyty u prywatnego psychiatry dziecięcego wiążą się z dużymi kosztami. Przez tyle lat sama walczyłam o mojego syna. Stoi jednak przede mną przeszkoda, której bez Waszej pomocy nie pokonam. Z zespołem Aspergera można dobrze funkcjonować, trzeba jednak się tego nauczyć.  Ewa, mama

1 785,00 zł ( 5,59% )
Brakuje: 30 130,00 zł
Ali Louasti
Ali Louasti , 11 lat

Los zrzucił na naszą rodzinę wielkie brzemię❗️ Ojciec i syn walczą o zdrowie...

Mój mąż jest śmiertelnie chory! Każdego dnia boję się o jego życie… Niestety specjalistycznej pomocy potrzebuje również mój syn, na którego los także zrzucił brzemię… Choroba męża zaczęła się w grudniu 2022 r. Od dłuższego czasu bolał go brzuch. W takich sytuacjach człowiek nie myśli przecież o najgorszym… Wyniki badań nie chciały być jednak inne – wykryto nowotwór złośliwy pogranicza esiczo-odbytniczego! Słowo „nowotwór” zawsze wzbudza grozę, a gdy dotyka on bliską Ci osobę, czujesz, jak Twoje życie się wali! Rozpoczęliśmy heroiczną walkę o uratowanie życia mojego męża! Niestety z czasem wystąpiły przerzuty do węzłów chłonnych, które jeszcze bardziej nas załamały. Walczyć trzeba było jednak dalej! Wdrożono leczenie w postaci chemioterapii, najpierw w tabletkach, a potem dożylnie. Gdy miałam nadzieję, że będzie już dobrze, los wymierzył kolejny cios w postaci przerzutów do barków! Rozpoczęła się radioterapia, którą potem zastąpiła znowu chemioterapia. Mąż cały czas przebywa w szpitalu, a do domu wraca rzadko i tylko na kilka dni. Na szczęście jest w stanie samodzielnie chodzić, ale i tak jego organizm został mocno osłabiony… Lekarze skupiają się teraz na walce z przerzutami i hamowaniu rozwoju choroby. Dlatego tak ważne jest specjalistyczne leczenie oraz rehabilitacja! Musimy wzmacniać sprawność, którą nadal ma! Nasz synek z kolei zmaga się z autyzmem dziecięcym, który mocno wpływa na jego stan emocjonalny. Ali bardzo szybko denerwuje się, a wtedy krzyczy. Złość, którą często odczuwa, jest bardzo duża, co sprawia, że po prostu nie potrafi wyrazić jej w konstruktywny sposób.  Jedyną skuteczną formą pomocy jest intensywna praca z psychologiem, terapia integracji sensorycznej oraz wielopłaszczyznowa rehabilitacja. To wszystko niestety bardzo dużo kosztuje.  Synek bardzo tęskni za tatą i dopytuje kiedy wróci do domu. Nie mogę przecież powiedzieć mu, że jego tatuś jest śmiertelnie chory! To złamałoby mu serce… Moje serce także krwawi, ale muszę być silna. Mam wielką pomoc w rodzinie oraz w moich starszych dzieciach, które wspierają mnie w obowiązkach domowych. Jednak kwestie finansowe nadal są poza moim zasięgiem. Proszę więc o pomoc, abym mogła opłacić leczenie męża i syna… Maria Otrzymaliśmy łamiącą serce informację o śmierci kochającego taty i wspaniałego męża – Pana Houcine... Wierzymy, że jest już w świecie, w którym nie ma bólu i cierpienia. Ali stracił nie tylko wspaniałego ojca, ale również ogromne wsparcie w walce o swoją przyszłość. Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje, a Was – ludzi dobrych serc, prosimy o wsparcie tego małego wojownika!

1 785 zł