Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Sławomir Szałkowski
Pilne!
Sławomir Szałkowski , 50 lat

Leczenie ostatniej szansy❗️To badanie może uratować życie❗️

Nazywam się Sławek i zmagam się z nowotworem złośliwym jelita grubego. Moje życie to teraz walka o każdy dzień, o szansę na przeżycie. Trzy lata temu doszło do tego, że byłem tak słaby, iż mdlałem i miałem trudności z poruszaniem się.  Przeprowadzono liczne tomografie, kolonoskopie, podano mi osiem worków krwi, by ustabilizować niski poziom hemoglobiny. Przeszedłem operację, podczas której usunięto znaczną część jelita i poddałem się intensywnej chemioterapii, jednak choroba nie odpuszczała… Przez pewien czas objawy się cofnęły, ale ból wrócił, silniejszy i bardziej niepokojący. Padły słowa, których nie życzę nikomu, gorsze niż wcześniej – WZNOWA. Miałem przejść operację, ale lekarze w Gdańsku skreślili tę opcję – nowotwór okazał się rozlany i bardziej odporny, niż myśleliśmy. Nadal rośnie, agresywnie atakując moje ciało. Znów wpadłem w wir chemioterapii, lecz po 12 sesjach sytuacja dalej się nie poprawiła. Lekarz zakończył leczenie, mówiąc, że wykorzystane zostały już wszystkie środki i metody. Po konsultacjach z innymi lekarzami dowiedziałem się, że mogłoby mi pomóc innowacyjne badanie Exacta, które umożliwia dokładne profilowanie nowotworu. To badanie analizuje miliony danych na poziomie molekularnym, aby wskazać potencjalne słabe punkty choroby. Wierzę, że może to być moja ostatnia nadzieja na precyzyjnie dopasowane leczenie. Jednak to badanie, realizowane tylko za granicą, przekracza moje możliwości finansowe. Nie mam już wielu opcji. Ta jest tak naprawdę ostatnia, ale wierzę, że dzięki Waszej pomocy uda mi się wykonać badanie, które może stać się początkiem nowej drogi do zdrowia. Wierzę, że znajdzie się ktoś, kto dostrzeże w mojej historii nadzieję na cud – dla mnie, mojej rodziny i każdego, kto w tej chorobie szuka ratunku. Każda wpłata, każde udostępnienie zbiórki jest dla mnie szansą na dalsze życie. Sławek

20 031,00 zł ( 37,65% )
Brakuje: 33 161,00 zł
Amelka Wierzchoń
1:50:21  do końca
Amelka Wierzchoń , 16 lat

Przed Amelką pilna operacja! Prosimy, pomóż w walce o sprawność!

Każdy rodzic marzy o tym, by jego dziecko miało szansę na szczęśliwe dzieciństwo i samodzielną przyszłość. Niestety, nasz córka przyszła na świat o wiele za wcześnie, ważąc zaledwie 1315 gramów. Wygrała walkę o życie, lecz ta o sprawność wciąż trwa,  Mimo wcześniactwa lekarze długo nie potrafili powiedzieć, czy nasze dziecko jest i będzie zdrowe. Nas jednak cały czas niepokoił rozwój córeczki. Dopiero w wieku 8-miesięcy okazało się, że konsekwencje wcześniactwa, będą jej towarzyszyć już do końca życia. Bezradność boli najbardziej, bo chociaż ze wszystkich sił staramy się, by pociecha była szczęśliwa, sami nie sprawimy, że zacznie chodzić… Gdy walczy, gdy jest jej ciężko i my przeżywamy trudy. Wtedy chwytamy ją za rączkę i truchtamy razem z nią, by nie czuła, że tak bardzo różni się od innych. Smutek miesza się z radością, mamy ukochaną córkę, której chcielibyśmy przychylić nieba, a nie możemy… Amelka cierpi z powodu przykurczy ścięgien. Przechodziliśmy już zastrzyki, operacje, godziny rehabilitacji, zabiegów, leczenia... Nadal pozostaje wiele do wypracowania. Ta historia się nie kończy. Na co dzień dochodzą trudności z emocjami, pieluchowaniem, mową, nauką... Wszystkiemu musimy stawiać czoła, dzień w dzień! Nie tracimy jednak nadziei! Wierzymy, że intensywna rehabilitacja pozwoli jej samodzielnie chodzić! Amelka ma w sobie mnóstwo siły i determinacji, aby przezwyciężyć kolejne trudności i pokonać bariery. Jesteśmy bardzo wdzięczni za Waszą dotychczasową pomoc! Dzięki Wam mogliśmy opłacić leczenie i rehabilitację Amelki. Niestety, walka o jej sprawność wciąż trwa, a my nadal potrzebujemy Waszego wsparcia...  Amelia obecnie oczekuje na operację rekonstrukcji nóg, która odbędzie się 19 listopada w Poznaniu. Amelia będzie musiała zostać zagipsowana aż do pasa i ze względu na jej bezpieczeństwo konieczny będzie specjalny transport medyczny. Niestety, nie będzie on refundowany, ponieważ mieszkamy w Bydgoszczy i nie jest to placówka najbliżej nas. Takich wizyt córka będzie musiała odbyć aż 3, co sprawia, ze koszty wzrosną kilkukrotnie... Wszystkie wydatki będziemy musieli więc opłacić sami – tak samo jak w przypadku wizyt u specjalistów, jak i opatrunków gipsowych. Jest to dla nas niezwykle duże obciążenie finansowe, zwłaszcza że pracuje tylko jedno z nas – drugie otrzymuje jedynie zasiłek pielęgnacyjny na Amelkę...  Z całego serca prosimy Was o wsparcie. Każda wpłata i każde udostępnienie są dla nas jak zapalenie światła nadziei na lepszą przyszłość naszej córki. Wierzymy, że z Waszym wsparciem Amelka ma szansę na samodzielne jutro! Rodzice 

6 014,00 zł ( 56,52% )
Brakuje: 4 625,00 zł
Patrycja Buchalik
Patrycja Buchalik , 37 lat

Serce Patrycji zatrzymało się 12 razy❗️Pomóż mi odzyskać żonę, a Zosi ukochaną mamę...

PILNE❗️Moja żona Patrycja Buchalik leży na OIOM-ie w klinice w Zabrzu, w stanie czuwania... Nie wybudziła się ze śpiączki. Od 11 lat jesteśmy szczęśliwym małżeństwem i mamy 4-letnią córeczkę Zosię, która jest dla nas całym światem, staraliśmy się o nią 7 lat. Nic nie spodziewało tragedii, która miała nastąpić, a która wydarzyła się kilkanaście dni temu i zrujnowała całe nasze życie... Dziś muszę prosić o pomoc, żeby odzyskać ukochaną żonę, a nasza córeczka swoją mamusię! Patrycja jest aniołem w ciele człowieka. Zawsze wszystkim pomaga i nigdy nie traktowała nikogo jak obcego. Zawsze uśmiechnięta, pełna życia, mająca mnóstwo planów i marzeń, które realizowała krok po kroku. Te marzenia i plany przerwała nagła choroba, która spadła na nią i naszą rodzinę jak grom z jasnego nieba. Pod koniec września wyjechałem służbowo na kilka dni do Holandii. Patrycja i nasza córeczka spędzały noc u teściów. Rano dowiedziałem się, że w nocy żona miała atak padaczki... Nigdy wcześniej nie chorowała. Odwołałem wszystkie spotkania, wsiadłem w samochód i przyjechałem do szpitala. Na oddziale byłem o 1.30 w nocy, rozmawiałem jeszcze z Patrycją... "Wrócę jutro, kochanie" - powiedziałem. Nie wiedziałem, że następnego dnia Patrycja nie będzie już przytomna... Rano jeszcze pisaliśmy. W drodze do szpitala wszedłem do sklepu, zadzwoniłem do Patrycji, by zapytać, czy czegoś potrzebuje... Odebrała pielęgniarka. Wiedziałem już, że stało się coś bardzo, bardzo złego... Okazało się, że serce Patrycji zatrzymało się 4 razy. Szok, morze wylanych łez... Patrycja została przetransportowana do specjalistycznej kliniki w Zabrzu. Nie wiedziano, co jej dolega... Choć wiedziałem, że jest w najlepszych rękach, umierałem ze strachu. Pani doktor powiedziała, że mam wrócić następnego dnia; jeśli nie zadzwoni, to znaczy, że wszystko jest dobrze. Telefon zadzwonił o 6.30 rano. Całe życie przeleciało przed oczami. Okazało się, że w nocy Patrycję reanimowano 8 razy... Serce Patrycji zatrzymało się łącznie 12 razy. Tyle razy lekarze ją reanimowali... Po badaniach okazało się, że żona zachorowała na zapalenie mięśnia sercowego. 36 lat... Zbyt młoda... Doszło do niedotlenienia narządów, w tym uszkodzenia mózgu... Żona jest częściowo sparaliżowana, do tej pory nie odzyskała świadomości. Oddycha za nią respirator. Po 12 reanimacjach stan kardiologiczny jest ustabilizowany, ale nadal nie wybudziła się ze śpiączki. Choć otwiera oczy, ściska rękę, wciąż nie ma z nią kontaktu... Jesteśmy zrozpaczeni...  Potrzebne jest leczenie w klinice Votum w Krakowie, które kosztuje około 31 tysięcy miesięcznie. Klinika Votum jest niebem dla osób w stanie wegetatywnym i wiele osób udało się tam wybudzić, powoli wracają do normalnego życia. Wierzę, że Patrycja będzie wśród nich. Mamy wspaniałych przyjaciół, którzy nas wspierają oraz pomagają nie tracić nadziei. Jestem im ogromnie wdzięczny. Strach o życie ukochanej osoby jest niewyobrażalny... Boję się też o Zosię, córeczka jest naszym spełnionym marzeniem, ona i Patrycja są bardzo zżyte. Wie, że mamusia pojechała do szpitala, że jest chora i bardzo za nią tęskni... Błagam o wsparcie na półroczne leczenie tak, aby od grudnia mogło się rozpocząć. Walczymy o moją Żonę, Patrycję, o to, by Zosia nie straciła mamy. Nie tracimy też nadziei. Zrobię dla Patrycji wszystko, rodzina jest dla mnie najważniejsza. Proszę, pomóż mi... Arek, mąż Patrycji i tata Zosi

333 617,00 zł ( 78,39% )
Brakuje: 91 915,00 zł
Anita Drubko
Pilne!
Anita Drubko , 27 lat

Pilne❗️Trwa walka z nowotworem serca❗️Uratuj młodą mamę❗️

KRYTYCZNIE PILNE! Kochani, moja wdzięczność nie ma końca… Dzięki Wam udało mi się zebrać środki na kosztowną protonoterapię. Niestety ta walka się jeszcze nie skończyła… Muszę zdobyć pieniądze na kontynuację leczenia! Nie wiem jeszcze, jakie to będą sumy, ale jedno jest pewne – OGROMNE! Błagam o dalsze wsparcie… Guz serca, którego udało się usunąć w lipcu, odrósł! Jestem przerażona, nie wiem, ile czasu mi jeszcze zostało. Muszę żyć, bo mam dla kogo, ale sytuacja jest dramatyczna… Błagam Was o dalszą pomoc! Po raz pierwszy poprosiłam Was o wsparcie w kwietniu. Właśnie wtedy dowiedziałam się, że w moim sercu, poza ogromną miłością do moich dzieci i rodziny, gości również NOWOTWÓR. Świat runął. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego spadła na mnie taka tragedia. Chwilę wcześniej po raz drugi zostałam mamą – byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie! Nie spodziewałam się, że za moment rozpocznie się mój dramatyczny wyścig z czasem. Że zamiast cieszyć się z uroków macierzyństwa, będę walczyć o życie na oddziale onkologi... Marzyłam i myślałam tylko o tym, by móc zobaczyć, jak dorastają moje dzieci… Niestety guz był tak ogromny, że operacja usunięcia była niemożliwa. Rozpoczęłam chemioterapię, ale nawet ona nie zadziałała, GUZ SIĘ NIE ZMNIEJSZAŁ! Na szczęście znalazłam lekarza, który podjął się operacji wycięcia nowotworu. To były jednocześnie najgorsze, ale również najpiękniejsze chwile – guza udało się wyciąć W CAŁOŚCI, a ja miałam nadzieję, że teraz już wszystko będzie dobrze…  Niestety… Kontrolne badanie tomografem wykazało, że ten potwór wrócił i rośnie w zatrważającym tempie! Gdy to usłyszałam, cały mój świat ponownie się zawalił… Nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że spada na mnie kolejna tragedia… Guz odrasta w tym samym miejscu! Jestem zrozpaczona… Nie wiem nawet, jak prosić o dalszą pomoc… Jesteśmy w trakcie ustalania dalszego planu leczenia, ale jedno jest pewne. Koszty będą ogromne! Same konsultacje online z lekarzami z Izraela to tysiące złotych! Nie stać mnie na tak drogie leczenie, ale to moja jedyna nadzieja… Bardzo się boję, że moje dni są policzone... Mam dwóch wspaniałych synów, partnera, przyjaciół, rodzinę. Muszę żyć dla nich, moje dzieci nie mogą wychowywać się bez mamy! Będę szukać ratunku wszędzie, gdzie tylko się da... Proszę, błagam Was o ratunek… Wiem, że macie wielkie serca, bo otworzyliście je dla mnie. Daliście mi nadzieję na życie, a to najcenniejsze, co mogliście mi podarować. Ta sytuacja jest dramatyczna, ale wiem, że nie mogę się poddać. Błagam, nie pozwólcie, by moje serce zgasło, żeby przestało bić. Nie pozwólcie, by nowotwór odebrał mnie dzieciom! Jesteście moim ratunkiem… Anita Apel Anity:

955 990,00 zł ( 89,86% )
Brakuje: 107 840,00 zł
Pola Płudowska
Pola Płudowska , 5 lat

Wesprzyj walkę Poli o sprawność i samodzielność❗️

Córeczka miała urodzić się zdrowa! Niestety, okazało się, że ma ukrytą wadę, której nie pokazało badanie USG. Po porodzie ręce naszego maleństwa były sine i bardzo opuchnięte. Właśnie wtedy rozpoczęła się walka o sprawność Poli… Pola urodziła się z obustronnym brakiem kości promieniowej z hipoplazją kciuka. Jej małe rączki okazały się zdeformowane! To bardzo rzadka, wrodzona wada, która na zawsze naznacza życie dziecka. Byliśmy przerażeni! Lekarze ostrzegali nas, że córka będzie miała duże problemy z wykonywaniem codziennych czynności – trzymaniem przedmiotów, złapaniem się czegoś, a nawet zabawą.  Wiedzieliśmy jedno – nie poddamy się i zrobimy wszystko, żeby Pola mogła jak najlepiej funkcjonować. Córeczka ma za sobą już kilka operacji pod narkozą – stabilizację kciuka, dwukrotne założenie dystraktora i wydłużenie kości. Każdy zabieg to czas pełen lęku i wielu obaw… Przez moment mieliśmy nadzieję na poprawę, a sprawność Poli się zwiększyła! Jednak wszystko przepadło, gdy wzrost córki nabrał tempa. Szukaliśmy pomocy u wielu lekarzy, ale cały czas słyszeliśmy to samo – nie są w stanie nic więcej zrobić. Naszą córkę czeka AMPUTACJA kciuków i przeniesienie palca wskazującego w miejsce kciuka.  Nie mogliśmy się na to zgodzić! W końcu pojawiła się nadzieja – możliwość operacji w klinice doktora Paleya. Specjaliści ocenili, że uda się uratować lewy kciuk! Prawy niestety trzeba będzie amputować, jednak wyprostowanie nadgarstka ogromnie poprawi funkcjonowanie Poli.  Między naszą córeczką a sprawnym życiem stoi jednak przeszkoda, której nie damy rady pokonać sami. To ogromna kwota, którą musimy zapłacić za operację! Cena dwóch potrzebnych zabiegów to ponad 800 tysięcy złotych. To niewyobrażalna suma, która przekracza nasze możliwości finansowe... Nie możemy jednak się poddać, gdy na szali jest zdrowie i sprawność naszej ukochanej córeczki! Z całego serca prosimy Was o wsparcie walki o samodzielność Poli. Każda wpłata daje nam nadzieję na lepszą przyszłość! Rodzice

192 511,00 zł ( 22,62% )
Brakuje: 658 553,00 zł
Zuzia Piecyk
Zuzia Piecyk , 6 lat

Pojawiła się ogromna szansa w walce o sprawność i samodzielną przyszłość Zuzi... Pomożesz?

Gdy Zuzia przyszła na świat – nie posiadaliśmy się ze szczęścia. Delikatne blond włoski, ufne oczka i zaciśnięta piąstka na maminym palcu… Trzymaliśmy ją w ramionach i wiedzieliśmy, że już zawsze będziemy się o nią troszczyć i zrobimy wszystko, by miała szansę na jak najlepszą przyszłość. Nie wiedzieliśmy jednak, że już niedługo spadnie na nas diagnoza, która sprawi, że o rozwój i funkcjonowanie Zuzi będziemy musieli walczyć każdego dnia. Przez pierwsze miesiące życia Zuzia rozwijała się w pełni prawidłowo, a my beztrosko cieszyliśmy się każdą wspólną chwilą. Niestety, gdy skończyła roczek, zaczęliśmy dostrzegać coraz więcej niepokojących objawów. Nie płakała, gdy przytrzasnęła sobie paluszek, zaczęła tracić mowę, a jakiekolwiek odstępstwa od rutyny wzbudzały w niej coraz silniejsze emocje. Unikała kontaktu wzrokowego i nie reagowała na własne imię. Rozwój córeczki zaczął się cofać… Byliśmy bardzo zaniepokojeni i bez zbędnej zwłoki zaczęliśmy szukać pomocy dla naszej Kruszynki. Niestety, zbiegło się to z czasem pandemii, kiedy dostęp do specjalistów był bardzo ograniczony. Ostateczna diagnoza zapadła dopiero, gdy Zuzia miała 2,5 roku. Autyzm dziecięcy i niepełnosprawność intelektualna w stopniu lekkim. Wiedzieliśmy, że nie ma czasu do stracenia i musimy działać jak najszybciej. Objęliśmy córeczkę wieloma formami pomocy – m.in. terapią behawioralną, integracji sensorycznej, hipoterapią i dogoterapią oraz opieką neurologopedy, neurologa i psychologa. Dodatkowo zadbaliśmy, by mogła uczęszczać do placówek integracyjnych – by jak najbardziej wesprzeć jej rozwój i umożliwić jak najlepsze funkcjonowanie w społeczeństwie. Marzymy, by nasza Zuzia mogła mieć samodzielną i szczęśliwą przyszłość, dlatego chcemy zrobić wszystko, co tylko możliwe, by dać jej na to szansę. Terapie i opieka specjalistów są nieocenione, jednak niedawno pojawiło się kolejne światełko w tunelu… Terapia komórkami macierzystymi, do której Zuzia otrzymała zgodę Komisji Bioetycznej. Terapia ta mogłaby sprawić, że mózg Zuzi byłby w stanie wyprodukować nowe połączenia. Lepsza praca mózgu wpłynęłaby pozytywnie na rozwój naszej córeczki oraz jej całościowe funkcjonowanie. Niestety, terapia komórkami macierzystymi wiąże się z ogromnymi kosztami, które ciężko nam udźwignąć samodzielnie. Ogromną rolę gra tutaj czas – im dziecko jest młodsze, tym więcej może udać się nam osiągnąć. Prosimy Was o wsparcie dla naszej Zuzi. Wierzymy, że pomimo diagnoz możemy wywalczyć dla niej dobrą i samodzielną przyszłość. Nie damy rady jednak zrobić tego sami – potrzebujemy Waszej pomocy! Każda wpłata i każde udostępnienie jest tutaj bezcenne. Rodzice Zuzi

3 495,00 zł ( 4,48% )
Brakuje: 74 378,00 zł
Zosia Lewandowska
Pilne!
Zosia Lewandowska , 6 lat

DRUGA WZNOWA❗️ Ratuj życie maleńkiej Zosieńki❗️

Nasza maleńka córeczka walczy ze złośliwym nowotworem wątroby! Gdy myśleliśmy, że najgorsze już za nami, przyszła DRUGA wznowa… Szukamy pomocy wszędzie, gdzie się da! Prosimy Was o wsparcie, musimy uratować Zosieńkę! Zosia to jedna z naszych trzech córeczek. 29 grudnia 2017 roku przyszły na świat nasze ukochane trojaczki: Zosia, Marysia i Kasia. Dziewczynki urodziły się jako skrajne wcześniaki. Od pierwszych chwil musiały walczyć o życie. Nie przypuszczaliśmy, że los szykuje dla nas kolejne trudności… 28.11.2020 – tę datę zapamiętamy na zawsze. To wtedy usłyszeliśmy, że nasza córeczka ma nowotwór. Żaden rodzic nie jest gotowy, żeby usłyszeć taką diagnozę… Biopsja potwierdziła, że Zosieńka cierpi na hepatoblastomę – nowotwór wątroby o IV stopniu złośliwości. Życie naszej rodziny w jednej chwili zmieniło się nie do poznania… Córeczka natychmiast trafiła do szpitala na chemię przedoperacyjną. Oprócz guza na wątrobie zmiana była też na płucach… Byliśmy przerażeni, gdy Zosię zabrano na operację. Czuwaliśmy przy jej szpitalnym łóżeczku, gdy przyjmowała kolejną chemię i błagaliśmy, by to wszystko się zakończyło.  Niestety, badania kontrolne wykazały kolejną zmianę na wątrobie. Konieczna była następna operacja. Tomograf po zabiegu wykazał, że na płucach Zosieńki są liczne przerzuty… Wznowa… Nasz świat po raz kolejny się zawalił… Zosia ponownie zaczęła przyjmować chemię, a my mieliśmy nadzieję, że leczenie w końcu zadziała. Jednak markery nowotworowe mówiły co innego… Otrzymaliśmy informację, że Zosieńka ma drugą wznowę… W lipcu 2024 córeczka przeszła czwartą operację, podczas której usunięto guz z jej wyrostka robaczkowego.  Chemioterapia trwa do dziś. Wyniki badań wciąż się wahają, nikt nie jest w stanie dać nam odpowiedzi, co mamy robić dalej… Sytuacja jest bardzo ciężka, bo choroba Zosi przebiega w sposób niestandardowy… Wiemy, że za granicą są metody leczenia, które mogą uratować nasze dziecko… Obecnie jesteśmy konsultowani z kliniką w USA. Musimy pokryć koszt specjalistycznych badań, które niestety nie są refundowane… Te badania mogą otworzyć przed nami nowe drogi w leczeniu Zosi, więc musimy zrobić wszystko, by je opłacić. Prosimy, pomóż naszej Zosi w tej niełatwej walce. Będziemy wdzięczni za każde, nawet najmniejsze wsparcie dla naszej córeczki. Rodzice

27 094 zł
Grześ Mnich
Pilne!
Grześ Mnich , 5 lat

Pomóż Grzesiowi pokonać NOWOTWÓR mózgu❗️

Mam na imię Angelika i jestem mamą 5-letniego Grzesia, który walczy ze śmiertelnie niebezpieczną chorobą. Strach o synka spędza mi sen z powiek, ale wiem, że nie mogę się poddać! Sytuacja niestety jest dramatyczna, a ja modlę się o każdy dzień... Bardzo proszę o pomoc… Z Twoim wsparciem mam szansę ocalić moje dziecko! Nasz koszmar rozpoczął się w kwietniu tego roku. Właśnie wtedy zaczęłam zauważać nieprawidłowości w zachowaniu i funkcjonowaniu Grzesia. Nieprawidłowości, które pojawiały się coraz częściej. Zaczęło się od zmęczenia i osłabienia. Usprawiedliwiałam to bardzo wymagającym czasem i wieloma zajęciami – Grześ przecież chwilę wcześniej zaczął swoją przygodę z przedszkolem. Niestety. Jak się okazało, sytuacja była dużo poważniejsza. 10. kwietnia trafiliśmy do szpitala, ponieważ mojemu synkowi towarzyszył nieznośny ból głowy i zaburzenia równowagi, które były tak silne, że zdarzyło mu się uderzyć w ścianę! Tam wszystko potoczyło się już bardzo szybko… Po wykonaniu tomografii komputerowej głowy usłyszałam najgorsze — okazało się, że Grześ ma ogromnego guza w IV komorze mózgu… Mój świat się zawalił. Guz uciskał już wtedy również na inne komory! Lekarze powiedzieli, że trzeba działać bardzo szybko, ponieważ w każdej chwili może dojść do najgorszego… Grześ mógł umrzeć.  Już następnego dnia zabrali go na blok operacyjny… Synek przeszedł operację usunięcia guza, którego udało się wyciąć prawie w całości. Niestety lekarze nie mogli zagwarantować, że Grześ będzie w stanie wrócić do pełnej sprawności neurologicznej.  Pierwsze cztery tygodnie po operacji to był horror. Nie miałam nawet pewności, czy mój synek mnie słyszy i rozpoznaje. Nie chodził, nie mówił, nie brał niczego w rączki – tylko leżał i płakał. Tego strasznego widoku nie zapomnę nigdy… Po zbadaniu wyciętego guza dowiedziałam się, że niestety jest to nowotwór złośliwy o nazwie Medulloblastoma. To bardzo groźny nowotwór, który nie odpuszcza tak łatwo. Walka z nim jest niezwykle trudna, wymagająca i kosztowna! Obecnie jesteśmy już po chemioterapii, którą Grześ znosił bardzo ciężko. Po każdej dawce wymagał przetaczania krwi z powodu spadków parametrów w morfologii. Mamy za sobą również pełną kurację radioterapią, która też nie była łatwa! Grześ musiał być codziennie znieczulany i usypiany i miał kolejne przetaczania krwi z powodu słabych wyników… Od czasu operacji synek wymaga noszenia pampersów, stracił apetyt i jest karmiony przez sondę. Na szczęście wróciła mu sprawność rąk i mowy, a dzięki codziennej rehabilitacji – chodzenia. Grześ powoli i dzielnie od nowa uczy się chodzić.  Teraz czeka nas leczenie immunologiczne oraz chemioterapia podtrzymująca. Niestety immunoterapii nie można przeprowadzić w Polsce i w tym celu konieczny będzie wyjazd do Niemiec. Potrzebne są jeszcze spore nakłady finansowe, których nie mam… Gdybym mogła, oddałabym wszystko, żeby tylko mój synuś był zdrowy i szczęśliwy. Nie chcę myśleć, co się wydarzy, jeśli nie uzbieram tej ogromnej kwoty… Bardzo proszę o pomoc, jesteście moją jedyną nadzieją! Angelika – mama Grzesia

168 424,00 zł ( 52,77% )
Brakuje: 150 725,00 zł
Gabriela i Marcel Gryglik
Pilne!
Gabriela i Marcel Gryglik , 13 lat

Potworny nowotwór odebrał życie matce trójki dzieci. Gabi i Marcel nadal walczą o zdrowie – POMOCY❗️

Nie zostało pani już wiele czasu, proszę zadbać o opiekę dla dzieci… Słowa docierały do mnie jak przez mgłę. Jeszcze kilka miesięcy temu lekarze przygotowywali plan terapii, a dziś rozkładają bezradnie ręce. W Polsce nie ma już dla mnie możliwości leczenia. Okrutny nowotwór kawałek po kawałku odbiera mi życie, a moim dzieciom mamę!  Problemy zdrowotne towarzyszą naszej rodzinie od dawna – moje starsze dzieci: Gabrysia i Marcel, chorują na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Walka o ich zdrowie pochłonęła wszystkie moje siły i środki finansowe. Marcel przeżył już transfuzję krwi i razem z Gabrysią wielokrotnie przebywali na dziecięcych oddziałach gastroenterologicznych.  W zeszłym roku, dzięki wdrożonej diecie oraz terapii, dzieci miały okres remisji. Udało nam się nawet pojechać razem na urlop nad morze. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę… Nie mogliśmy się bardziej pomylić! Już na samym początku wyjazdu coś mnie zaniepokoiło – miałam niewyjaśnione krwawienia z dróg rodnych. Po powrocie z Kołobrzegu udałam się do lekarza, miałam nadzieję, że to nic groźnego. Niestety, badanie histopatologiczne nie pozostawiło wątpliwości – zaatakował mnie nowotwór. Podejrzewano, że to mięsak stromalny.  Byłam przestraszona, ale zmotywowana do działania. Liczyłam na to, że zasugerowany przez lekarzy zabieg wycięcia macicy pomoże. Niestety, nowotwór rozwijał się w przerażającym tempie: guz na macicy, który z początku miał 4 cm, zwiększył średnicę prawie trzykrotnie: do 11 cm! Po kilku tygodniach od zabiegu histerektomii przyszły wyniki badań wyciętych narządów. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam… Okazało się, że na lewym jajniku znajdował się kolejny, mniejszy guz. Wykryto również nacieki. Diagnoza, którą wtedy postawiono stała się moim wyrokiem: gruczolakomięsak trzonu macicy z przerzutami.  Lekarze skierowali mnie na chemioterapię. To ogromnie wycieńczające leczenie, jednak wiedziałam, że muszę być silna dla moich dzieci. Moje córki i syn przez lata widzieli, jak robię wszystko, by zadbać o ich zdrowie i teraz chcieli się odwdzięczyć. Gdyby miłość mogła leczyć byłabym najzdrowszą osobą na świecie! W międzyczasie trafiłam do szpitala z okropnym bólem brzucha spowodowanym skutkami ubocznymi wyniszczającej chemii. Tam rozpoczęto dalszą diagnostykę. I to był początek mojego końca… Okazało się, że pojawił się naciek nowotworowy na rdzeniu kręgowym i przerzuty do węzłów chłonnych w obrębie otrzewnej. Z powodów neurochirurgicznych niemożliwe jest leczenie operacyjne.  Nowotwór wszedł już w ostatnie stadium – IV B. To niepozorne oznaczenie jest postrachem każdego pacjenta onkologicznego. Powoli docierało do mnie, co to oznacza i w głowie miałam tylko jedno pytanie: jak mam przekazać dzieciom, że ich mama niedługo umrze? Nie mam już złudzeń – w Polsce nie ma dla mnie ratunku. Pozostała tylko radio- i chemioterapia paliatywna, czyli CZEKANIE NA ŚMIERĆ! Promykiem nadziei jest leczenie ostatniej szansy w Niemczech – terapia immuno-onkologiczna. To jednak ogromnie kosztowny wyjazd, a ja nie mam czasu ani możliwości zebrać tak wielkiej sumy.  Aktualizacja:  Z głębokim smutkiem i żalem przyjęliśmy informację o śmierci Marty. Ukochanej mamy trójki dzieci. Wierzymy, że jest już w świecie, w którym nie ma bólu i cierpienia... Niestety Gabrysia i Marcelek stracili nie tylko mamę, ale również największe oparcie i wojownika, który walczył o ich zdrowie. Prosimy o wsparcie dla rodziny, w tym najtrudniejszym momencie.  Ostatkiem sił Marta błagała o jedno – by nowotwór nie sprawił, że osieroci swoje ukochane dzieci. Nie byliśmy gotowi na jej odejście i dziś to my prosimy, abyście nie zostawiali Gabi i Marcelka w potrzebie oraz pomogli nam zadbać o ich zdrowie.  Bliscy

127 072 zł