Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Katarzyna Wilk
Katarzyna Wilk , 32 lata

Tragiczny wypadek w dzieciństwie naznaczył życie Kasi! Potrzebna operacja!

Myślę dziś o sobie z przeszłości – małej Kasi, wesołej i beztroskiej dziewczynce, której życie zmienił traumatyczny wypadek… Gdy miałam 6 lat na gospodarstwie mojego taty wpadłam pod koło przyczepy, która po mnie przejechała!  Miałam zerwaną skórę z połowy głowy i lewej części twarzy, a do tego uszkodzony nerw wzrokowy i porażone mięśnie powieki. Lekarze rozpoczęli walkę o moje życie i musiałam przejść skomplikowaną operację! Na szczęście przebiegła pomyślnie, ale spędziłam długie miesiące w szpitalu... W późniejszych latach przechodziłam przez kolejne operacje i pobyty w różnych szpitalach w wielu miastach w Polsce. Jednak żadna z nich nie przywróciła mojego wzroku ani ruchomości gałki ocznej do pełnej sprawności! Do dziś mam ubytki w kości budującej oczodół i skroni. Przez to widzę znacznie gorzej i podwójnie. Powieka uszkodzonego oka opadła przez porażenie mięśni. Co więcej, w lewym kąciku oka pojawiła się narośl, która się powiększa… Badania wykazały, że nie jest to zmiana nowotworowa, jednak wymaga ona usunięcia.  Po 25 latach od wypadku znalazłam w końcu lekarza, który jest w stanie przywrócić mój wzrok i wygląd do normalności! Niestety, taka operacja nie jest finansowana przez NFZ, a jej koszt znacznie przekracza moje możliwości finansowe. Dlatego też zwracam się do Was o pomoc. Operacja pozwoli mi poprawić komfort codziennego funkcjonowania i sprawi, że odzyskam to, co zniszczył wypadek! Będę Wam ogromnie wdzięczna za każde, nawet najmniejsze wsparcie!  Kasia

37 064,00 zł ( 34,84% )
Brakuje: 69 319,00 zł
Bilol Akhmadjonov
Pilne!
8 dni do końca
Bilol Akhmadjonov , 12 lat

PILNE: 12-latek umiera w straszliwych mękach... OSTATNIA SZANSA na ratunek❗️

Po mojego 12-letniego synka przyszła śmierć, a mi skończyły się pieniądze, żeby go ratować! Sprzedaliśmy z żoną wszystko, co mieliśmy. Nie zostało nam już nic. Niestety, szpik kostny synka jest tak mocno zainfekowany, że każdego dnia może umrzeć… Zabija go ostra białaczka limfoblastyczna. Jako ojciec błagam Cię o pomoc! Komórki rakowe są już wszędzie… Także w głowie… Choroba powoduje niesamowity ból, gorączkę, ślepotę i paraliż ciała. Chyba nie ma nic gorszego, niż patrzeć na własne dziecko, które umiera. Umiera w takich mękach, których nie życzyłoby się nawet najgorszemu wrogowi. Świat naszej rodziny zwalił się w sierpniu 2021 roku. Wtedy Bilol stracił apetyt, zaczęło mu być niedobrze. Lekarz nie sądził, że może być to, co poważnego. Niestety stan syna zaczął się pogarszać, pojawiły się wymioty, osłabienie, a także wiele siniaków… Zalecono nam zgłosić się do hematologa. Udaliśmy się tam ze strachem. Nie wiedzieliśmy jednak, że los sprowadzi na syna i nas tak straszne cierpienie… Rozpoczęło się mnóstwo badań, a oczekiwanie na ich wyniki dłużyło się w nieskończoność… W końcu przyszła okrutna wiadomość: szpik kostny jest zajęty przez komórki rakowe w 93%. Nasz synek ma białaczkę… Szok był ogromny, ale czas uciekał i trzeba było skupić się wyłącznie na ratowaniu Bilola. Białaczka zabijała naszego syna w każdej minucie. Leczenie objęło chemioterapię, silne leki i zastrzyki. Trwało 8 miesięcy. Większość czasu spędziliśmy w szpitalu, ale ostatecznie nas wypisano. Kontynuowaliśmy leczenie ambulatoryjne, syn przyjmował chemię podtrzymującą w tabletkach. Codziennie modliliśmy się do Boga, żeby choroba nie wróciła. Mieliśmy nadzieję, że najgorsze jest za nami, ale to był dopiero początek.  W marcu 2023 roku syn źle się poczuł i ponownie trafiliśmy na oddział hematologiczny. Tam poinformowano nas, że białaczka wróciła! Znowu znaleźliśmy się w onkologicznych piekle… Wszystko zaczęło się od nowa. Chemioterapia i naświetlania trwały ponad rok. Znów modliliśmy się, żeby koszmar się skończył, żeby choroba nie wróciła. Tym bardziej, że nie mieliśmy już żadnych pieniędzy na dalszą walkę. Sprzedaliśmy dom, wszystkie kosztowności…  Ale los zadecydował inaczej i w czerwcu 2024 roku znowu znaleźliśmy się w szpitalu, a mój ukochany syn przestał widzieć i chodzić!!! Lekarz powiedział nam wprost, że syna czeka bardzo bolesna śmierć… Chyba, że poszukamy pomocy za granicami naszego kraju… Klinika w Turcji zgodziła się przyjąć Bilola na leczenie, przeprowadzić przeszczep szpiku kostnego – ostatnią szansę na uratowanie mojego syna! Każdy dzień zwłoki może jednak przynieść śmierć, a jak wspomniałem, nie mamy już żadnych pieniędzy… Dlatego błagam o ratunek! Jesteście ostatnią nadzieją na życie Bilola! Lekarze powiedzieli nam, że białaczka przeszła w najgorszy etap, obejmuje również mózg… Syn tak strasznie cierpi, a my z żoną nie możemy mu pomóc. Przyjęto nas do kliniki tylko warunkowo. Jeśli specjaliści mają rozpocząć leczenie syna, musimy w najbliższych dniach zapłacić ogromny rachunek… Proszę, uratuj mojego chłopca, przecież on ma dopiero 12 lat, nie może umrzeć…  Tata

293 441,00 zł ( 45,4% )
Brakuje: 352 835,00 zł
Michał Kaleja
Pilne!
Michał Kaleja , 43 lata

Nowotwór zaatakował Michała❗️Potrzebne PILNE leczenie – POMOCY❗️

Nasz świat zawalił się praktycznie z dnia na dzień. Mój ukochany mąż, ojciec dwójki naszych dzieci, ma raka, a dostępne w ramach NFZ leczenie jest niewystarczające… Potrzebujemy ogromnych pieniędzy, żeby uratować Michała! Z całego serca proszę o pomoc! Jest marzec 2024 roku. Michałowi dokucza ból brzucha, wyczuwa zgrubienie pod żebrami, idzie na badania, pierwsze USG i świat się zatrzymuje… Guz na wątrobie! Kolejne badania pokazują, że nowotwór jest złośliwy… Diagnoza: rak dróg żółciowych… Ziemia osuwa się nam spod nóg… Dowiadujemy się, że to niezwykle podstępna choroba, w przypadku której badania przesiewowe po prostu nie istnieją! Choroba wykrywana jest przypadkowo, a najczęściej bywa tak, że chory zgłasza się, kiedy jest już ona w bardzo zaawansowanym stadium. Niestety tak też było w przypadku Michała… Rozmiar guza (około 10 cm!) i stopień zaawansowania choroby dyskwalifikują go z leczenia chirurgicznego, a tym samym do przeszczepu wątroby… To kolejny cios, który otrzymujemy. Następny, to odmowa wdrożenia innego leczenia, czyli radioembolizacji… Jedyną szansą na uratowanie życia mojego męża jest obecnie zastosowanie dwóch nierefundowanych leków, które uzupełnią chemioterapię. Koszt pierwszego z nich to 32 tysiące złotych za jedną dawkę! A Michał musi mieć go podanego przy każdym cyklu chemii. Dodatkowo konieczna jest diagnostyka genetyczna metodą NGS, która wykonywana jest w Stanach Zjednoczonych. Jest ona niezbędna do rozpoczęcia terapii celowanej i podania kolejnego bardzo kosztownego i nierefundowanego leku. 14 tabletek to koszt ponad 60 tysięcy złotych! Podjęte leczenie ma pozwolić na wdrożenie radioembolizacji, co ostatecznie da możliwość wykonania przeszczepu wątroby.  Wstępnie szacowany koszt leczenia przygotowującego Michała do przeszczepu znacznie przekroczy sumę 500 tysięcy złotych! To ogromne pieniądze, których nie mamy… Dlatego przychodzę tu błagać o wsparcie dla mojego męża. Sytuacja stale się pogarsza, a guz powiększył się ostatnio do 16 centymetrów! Pomimo miażdżącej diagnozy Michał się nie poddaje. Ma przecież dla kogo żyć! Jako rodzina jesteśmy cały czas przy nim, tak bardzo go kochamy… Do tej pory to Michał był wsparciem, pocieszycielem, dobrą duszą, tatą od zadań specjalnych, mężem na dobre i złe, przyjacielem, którego poznaje się w biedzie. Osobą, którą nigdy nikomu nie odmówiła pomocy! Człowiekiem, który swoją obecnością, niepoprawnym optymizmem i wyjątkowym poczuciem humoru wywołuje uśmiech i radość. Mogę powiedzieć, że Michał to osoba, która pomaganie ma wpisane w DNA. Okrutna choroba postawiła go w sytuacji, w której to on musi zwrócić się o pomoc. W imieniu swoim i męża proszę, pomóżcie nam! Michał ma dopiero 42 lata i ogromną wolę życia, mnóstwo celów. Najważniejszym z nich jest stanie razem ze mną u boku naszych dzieci: 7-letniej Nadii i 23-letniego Dawida. Tak bardzo chciałby też znów wrócić do tego, w czym czuje się najlepiej: do pomagania innym. Wierzę, że dobro wraca i wspólnymi siłami uda nam się uzbierać tę ogromną kwotą. Musimy to zrobić, boję się nawet myśleć, co stanie się, jeśli nam się nie uda… Pomocy! Olga, żona ➡️ Licytacje na Facebooku

343 130,00 zł ( 64,5% )
Brakuje: 188 785,00 zł
Maks Tomala
Pilne!
Maks Tomala , 18 lat

Żadne dziecko nie powinno tak cierpieć! Walka o Maksia trwa!

Nasz kochany synek Maksio od urodzenia choruje na ciężkie porażenie mózgowe. Walczymy o niego każdego dnia… Jego życie już tak wiele razy było w niebezpieczeństwie! Dzięki pomocy wspaniałych ludzi, którym los tak cierpiącego dziecka nie pozostał obojętny, rozpoczęliśmy leczenie w USA. Dla naszego synka to nadzieja na dłuższe i szczęśliwsze życie, bez bólu! Niestety, koszty wciąż rosną… Właśnie otrzymaliśmy kosztorys na niezbędne, półroczne leczenie pooperacyjne. Rehabilitacja pod opieką specjalistów w USA to dla Maksia konieczność. Ale cena zwala z nóg… Znów tu jesteśmy i prosimy, jako rodzice, o wsparcie dla naszego synka. Wierzymy, że i tym razem nam się uda… Pomimo ciężkiej choroby, nasz synek jest wspaniałym dzieckiem i daje nam ogromnie dużo szczęścia. Jako rodzice robimy co w naszej mocy, by skutki mózgowego porażenia nie zabrały nam dziecka. Maksio ćwiczy codziennie, żeby jego ciało nie przynosiło mu bólu. Jego codzienność nigdy nie będzie normalna, ale może być szczęśliwy! Żeby tylko nie bolało… To nasz cel. Zdrowy człowiek nie zauważa, że jego zwykłe umiejętności to nasze marzenie dla synka… Wstawanie, chodzenie, rozciąganie się. My ćwiczymy to w pocie czoła każdego dnia. Każda godzina rehabilitacji to dla Maksia trening porównywalny z najcięższymi ćwiczeniami dla sportowców. A on robi to tylko po to, by nie było skurczy, by tylko ból był mniejszy…  Porażone mięśnie są zdeformowane, tak samo jak kręgosłup, którego mięśnie nie były w stanie utrzymać w pionie. Synek potrzebował pilnej operacji, której podjęli się tylko lekarze w szpitalu St. Merys na Florydzie. Wtedy po raz pierwszy życie naszego dziecka zostało uratowane przed miażdżącym organy kręgosłupem – jego własnym! Jednak to nie koniec walki…  Wykrzywiony kręgosłup przez lata zdążył uszkodzić stawy biodrowe. Konieczne były dwie kolejne operacje… Jedną udało się przeprowadzić w kwietniu zeszłego roku, druga wciąż przed nami.  Dzięki wielu wspaniałym Darczyńcom udało się zebrać kwotę na ostatnią operację! Będziemy za to wdzięczni do końca naszego życia! Dziś jednak znów stajemy przed Wami z prośbą o wsparcie. Po operacji niezbędna jest rehabilitacja – równie ważna, jak sam zabieg! Będzie trwała kilka miesięcy w klinice Dra Paley. Jest niezbędna, by całe, wieloetapowe leczenie zakończyć sukcesem.  Tu jednak znów pojawiają się schody… Operacje w USA nie są refundowane, dlatego znów musimy zbierać sami. Ogromne pieniądze stają na przeszkodzie i tylko Wy możecie pomóc. Tylko w Was nasza nadzieja… Prosimy, pomóżcie Maksiowi jeszcze ten jeden raz. On już tak wiele wycierpiał. Chcielibyśmy po prostu wrócić do domu. Żeby tylko nie bolało, żeby nie cierpiał tak strasznie już nigdy więcej… Rodzice 09.01.24: Powiększamy kwotę zbiórki! Klinika Paley Institute wystawiła kosztorys na kolejny niezbędny zabieg operacyjny Maksia – to blisko 92 000 zł. O tę kwotę musimy powiększyć kwotę zbiórki. Walka trwa! ➡️ Maks Tomala - walka o życie bez cierpienia ➡️ Maks Tomala – profil na Facebooku ➡️ Licytacje dla Maksia ➡️ Tik-Tok MaksiuTomala jaw.pl: Maks Tomala nadal potrzebuje Waszej pomocy onet.pl: Pomóż Maksowi Tomali. Chłopiec potrzebuje skomplikowanej operacji porady.onet.pl: Kręgosłup wygiął się o 130 stopni i przygniótł płuco. "Marzymy o życiu bez bólu dla Maksia" *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową i może ulec zmianie. 

1 137 047,00 zł ( 52,77% )
Brakuje: 1 017 589,00 zł
Julia Bagińska
3:55:59  do końca
Julia Bagińska , 6 lat

Potrzebna pomoc, by Julcia otworzyła się na świat! Daj jej szansę na lepszą przyszłość!

Julcia jest kochanym, pogodnym dzieckiem. Kiedy się urodziła, nasze życie wypełniło się radością. Od zawsze staraliśmy się, aby jej dzieciństwo było szczęśliwe i by rozwijała się jak najlepiej. Niestety, naszej córeczce trudno jest zrozumieć otaczający ją świat… Gdy Julcia miała około dwóch lat, zaczęliśmy zauważać pewne niepokojące sygnały w jej zachowaniu. Nie zawsze reagowała na dźwięki, ciężko jej także było utrzymać kontakt wzrokowy. Szukaliśmy pomocy, jeździliśmy od jednego specjalisty do drugiego. Nie wiedzieliśmy, co dzieje się z naszym dzieckiem i jak możemy mu pomóc. Stres był ogromny… Tak bardzo martwiliśmy się o córeczkę! Po wielu wizytach u różnych lekarzy, gdy Julia miała 4 lata, w końcu usłyszeliśmy diagnozę – autyzm! Z jednej strony byliśmy zaskoczeni tą informacją, z drugiej nareszcie wiedzieliśmy, co dzieje się z naszym dzieckiem. Natychmiast zaczęliśmy szukać pomocy, by córeczka mogła jak najlepiej się rozwijać!  Od tamtego czasu Julcia jest pod stałą opieką wielu specjalistów – psychologa, pedagoga, neurologa, logopedy… Córeczka uczęszcza też na terapię integracji sensorycznej oraz specjalistyczne zajęcia. Aby miała szansę na samodzielne funkcjonowanie, potrzebna jest codzienna, ciężka praca. A przecież nie tak miało wyglądać jej dzieciństwo! Robimy wszystko co możemy, by Julka prawidłowo się rozwijała. Jednak dużym problemem jest dla niej komunikacja. Córeczka bardzo mało mówi, zwykle raczej woli używać gestów. Jest dzieckiem, które nie lubi zmian, musi też mieć swoje stałe rytuały.  Dzięki terapii i ciężkiej pracy, widzimy ogromne postępy w rozwoju Julci! Z każdym kolejnym dniem, coraz bardziej otwiera się na świat. To daje nam wielką nadzieję! Wiemy, że nie zaszłaby tak daleko bez specjalistycznych zajęć.  Terapia i rehabilitacja są jedyną nadzieją na rozwój naszego dziecka. Dobro Julci jest dla nas najważniejsze, ale przeszkodę stanowią pieniądze – specjalistyczne zajęcia, których córcia tak bardzo potrzebuje, są bardzo drogie. Każde okazane wsparcie będzie nieocenioną pomocą w walce o przyszłość Julki!  Rodzice

3 168 zł
Kubuś Szczepanik
Pilne!
Kubuś Szczepanik , 5 lat

Ten RAK to zabójca dzieci❗️Kubuś walczy o życie - błagamy, uratuj naszego synka...

Kubuś, nasz malutki synek, mierzy się z śmiertelną chorobą - neuroblastomą IV stopnia! To jeden z najgorszych i najbardziej agresywnych nowotworów dziecięcych, który atakuje tylko malutkie dzieci, jakby specjalnie wybierał sobie najbardziej bezbronnych... Przed nami koszmar leczenia i walki o życie, przeciwnik jest zacięty i bezlitosny. Potrzebujemy pomocy, by ratować naszego synka! Koszmar przyszedł niespodziewanie, skradał się po cichu, gdy zupełnie się tego nie spodziewaliśmy i nagle zaatakował w nasz najczulszy punkt, w nasze dziecko. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy – na oddziale onkologii, gdzie Kubuś, podpięty do kroplówki z chemią, walczy o życie... Wszystko zaczęło się od niewinnego bólu brzucha. Jedna noc z bólem, potem druga… Po kolejnej takiej nocy zdecydowaliśmy się na prywatną wizytę u lekarza, który wykonał USG. Diagnoza była krótka i kończąca nasz cały dotychczasowy świat - “duża zmiana nowotworowa”. Informacja, która ścięła nas z nóg – guz w brzuchu naszego małego synka ma 128×118x104mm. Był wielkości dwóch dużych pomarańczy! Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy na oddział onkologii dziecięcej do szpitala w Warszawie, z nadzieją, że to jedna, wielka pomyłka... Tam wszystko działo się bardzo szybko. Kubuś miał wykonane kolejne badanie USG, tomografię komputerową, scyntografię, badanie szpiku i wiele innych. Diagnoza okazała się najgorszą z możliwych: Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości i szpiku. Jeden z najgroźniejszych nowotworów dziecięcych, bardzo agresywny, który charakteryzuje się wysoką śmiertelnością... Połowa cierpiących na niego dzieci umiera. Dodatkowo u Kubusia stwierdzono amplifikację genu n-MYC, co powoduje, że wróg, z którym się mierzymy, jest jeszcze groźniejszy... To, co się działo później, wie tylko rodzic, który przekroczył próg oddziału onkologicznego w walce o zdrowie i życie własnego dziecka. Był strach, płacz i rozpacz. Są z nami do dzisiaj. Na samą myśl o chorobie Kubusia, o tym, z czym on, taki malutki, musi się mierzyć, łzy same napływają do oczu. Jak to możliwe, że z niewinnego bólu brzucha dziecka, które dzień wcześniej śmiało się i cieszyło życiem, świętowało urodziny swojej młodszej siostrzyczki, nagle trafiamy na oddział onkologii i walczymy o życie... Nadal nie możemy uwierzyć, że nas to spotkało. Dlaczego niewinne dzieci muszą przechodzić przez takie piekło...? Choroba diametralnie zmieniła jego i naszą rzeczywistość, zmieniając śmiech w ból, dziecięcy pokój w szpitalne łóżko, podwórko w korytarz na oddziale onkologicznym. Jedna nocka w szpitalu zamieniła się w kolejne - tak od 2 marca wygląda naszą codzienność i tak to będzie wyglądać wiele miesięcy. Leczenie potrwa minimum 1,5 roku... Przez ten czas piekło przechodzimy nie tylko my, ale również Lenka – młodsza siostra Kubusia, która jeszcze nie rozumie, dlaczego w domu nagle nie ma jej ukochanego braciszka, dlaczego tak rzadko widzi mamusię, która do tej pory zawsze była obok. Guz w brzuchu Kubusia jest tak duży, że wypełnia przestrzenie między narządami, przesuwając je i uciskając... Stąd problemy z apetytem, które miał synek, a następnie bóle brzucha. Ze względu na fazę choroby oraz rozmiar zmian nasz syn musi przejść przez każdy etap leczenia – pierwszym z nich jest chemioterapia. Tylko zmniejszenie i osłabienie guza daje możliwość jego operacyjnego usunięcia i przejście na kolejne etapy – wycięcie guza, mega chemioterapię, radioterapię, autoprzeszczep szpiku, immunoterapię... Nowotwór, który zaatakował naszego Kubusia, charakteryzuje się wysokim prawdopodobieństwem nawrotu, a wtedy atakuje ze zdwojoną siłą. Przy wznowie szanse na życie maleją, dlatego nie możemy do niej dopuścić! Po zakończonym leczeniu w Polsce nadzieją na wygranie wojny i całkowity powrót do zdrowia jest nierefundowana szczepionka przeciwko neuroblastomie... Niestety podawana jest tylko w jednej klinice na świecie, w Nowym Jorku i nie jest refundowana. Zdrowie i życie naszego dziecka zostało wycenione na niewyobrażalną kwotę pieniędzy. Nigdy nie sądziliśmy, że jako rodzice będziemy musieli prosić o pieniądze, żeby ratować życie naszego synka. Teraz wiemy, że rodzic jest w stanie zrobić wszystko w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Kwota ta jest dla nas nieosiągalna. Wierzymy jednak, że wspólnie z Waszą pomocą, pomocą dobrych ludzi, uzbieramy środki na ocalenie życia naszego synka. Kubuś dzielnie znosi terapię, chociaż zmaga się nie tylko z efektami ubocznymi leczenia, ale także z tęsknotą oraz rozłąką z najbliższymi. Codziennie pyta o młodszą siostrę i dziadków, o to kiedy będzie mógł kąpać się w basenie, kiedy będzie mógł bawić się ze swoimi kuzynami i temat najważniejszy – kogo zaprosi i gdzie będzie obchodził swoje 5 urodziny. Na żadne z tych pytań nie potrafimy mu odpowiedzieć. Mamy nadzieję, że cały ten koszmar to tylko etap przejściowy, po którym wrócimy do domu i wymażemy go z pamięci. Jednak, żeby tak się stało, potrzebujemy Waszego wsparcia, sami nie damy rady. Kochamy Cię, Kubusiu... Obiecujemy, że zrobimy dla Ciebie wszystko. Błagamy Was o pomoc w walce o życie naszego synka. Rodzice Kubusia ➡️ Śledź walkę Kubusia na Facebooku - Kubuś kontra neuroblastoma

1 147 075,00 zł ( 63,42% )
Brakuje: 661 436,00 zł
Adaś Wojtaś
Pilne!
Adaś Wojtaś , 6 lat

Trwa walka o życie 6-letniego Adasia❗️Pomóż pokonać rzadki nowotwór❗️

Nasz koszmar rozpoczął się w styczniu. Adasia bardzo bolała główka, miał nudności i wymiotował, dlatego rozpoczęliśmy pielgrzymkę od szpitala do szpitala, w poszukiwaniu źródła tych problemów. Przez miesiąc tkwiliśmy w poczuciu nieświadomości, aż w końcu trafiliśmy na oddział. Wtedy świat runął. Poznaliśmy diagnozę śmiertelnej choroby ukochanego dziecka… Przeprowadzono tomograf, który wykazał, że w główce Adasia jest ogromny, potężny guz. Niezwłocznie została wykonana operacja usunięcia wodogłowia. Kilka dni później synek ponownie trafił na stół operacyjny, gdzie usunięto guza – niestety nie w całości. Próbki trafiły do badań, a my pełni strachu i obaw czekaliśmy na wynik. Dzień, w którym lekarze przekazali nam konkretną diagnozę, chcielibyśmy wymazać z pamięci… Potworem, z jakim się mierzymy, jest pineoblastoma – guz okolicy szyszynki. Nie mogliśmy w to uwierzyć... 9. lutego rozpoczęliśmy chemioterapię, która była kilkukrotnie przekładana ze względu na fatalne wyniki Adasia… 21. maja rozpoczęliśmy radioterapię, a teraz znów chemię, która wykańcza maleńki organizm naszego synka… Adaś ma problemy z poruszaniem, z mową, nie funkcjonuje już tak, jak kiedyś… Po naszym radosnym, energicznym chłopcu pozostał tylko cień. Kiedyś uwielbiał jazdę na rowerze, czytanie bajek, aktywnie spędzony czas… Dziś cykl jego dnia wyznaczają kolejne dawki chemioterapii i walka z tym potworem… Oddalibyśmy wszystko, żeby Adaś wyzdrowiał. Niestety dojazdy, zakwaterowanie, rehabilitacja i wszystko, co związane z leczeniem, znacząco obciąża nasz budżet. Sami nie damy rady…  Bardzo prosimy o wsparcie! Twoja pomoc może się okazać ratunkiem dla naszego dziecka. Nie przechodź obojętnie… Rodzice

206 626,00 zł ( 64,74% )
Brakuje: 112 523,00 zł
Marcin Gałuszka-Biernacki
Marcin Gałuszka-Biernacki , 44 lata

Marcinowi grozi amputacja! Nie ma chwili do stracenia – potrzebne pilne leczenie!

Marcin, nasz serdeczny przyjaciel, od wiosny walczy ze stopą cukrzycową, która zaczęła wyniszczać jego zdrowie i zagraża amputacją. Stan nogi jest dramatyczny, dlatego musimy pomóc jak najszybciej!  Wszystko zaczęło się niewinnie – w kwietniu 2024 roku Marcin zgłosił się do lekarza z opuchniętą stopą. Kolejne diagnozy okazywały się być nietrafione, a choroba postępowała. Przez długie tygodnie przepisywano mu leki na zapalenie stawów i żył oraz rajtuzy uciskowe. Stopa jednak puchła coraz bardziej, a ból stawał się nie do wytrzymania. Na przełomie maja i czerwca stan Marcina gwałtownie się pogorszył. Diagnozy zmieniały się jak w kalejdoskopie, a jego noga zaczęła pokrywać się bolesnymi ranami. Dopiero wtedy okazało się, że doszło do groźnej infekcji, która rozwinęła się w ropownicę. Marcin przeszedł bolesne zabiegi, w tym wycięcie martwicy i usunięcie części kości. Niestety, jako cukrzyk, zmaga się z dodatkowymi komplikacjami – jego rana goi się wolno i nieprzewidywalnie. Od tamtego czasu Marcin, zdeterminowany, by ocalić swoją nogę, przeszedł szereg zabiegów, w tym terapię w komorze hiperbarycznej, która poprawia ukrwienie tkanek i wspomaga ich gojenie. Ale i to nie wystarcza. Kolejni lekarze, u których odbywał konsultacje, stawiali bezlitosne rokowania i zalecali amputację stopy! Teraz pojawiła się nadzieja – udało się znaleźć specjalistę, który nie przekreśla szans na uratowanie nogi Marcina. Wymaga to jednak zaawansowanego leczenia: stabilizatora zewnętrznego, antybiotyków i terapii wspomagających odbudowę kości. Marcin to osoba, która nigdy nie przechodziła obojętnie obok ludzkiego cierpienia. Sam wielokrotnie organizował pomoc dla innych, angażując się w liczne akcje charytatywne. Teraz on sam potrzebuje wsparcia, by móc dalej chodzić i być niezależnym. Jest otoczony miłością bliskich i przyjaciół, którzy podtrzymują jego nadzieję. Niestety, ich własne możliwości finansowe wyczerpały się już po kilku miesiącach kosztownego leczenia. Wierzymy, że dzięki naszej solidarności, Misiek – jak czule nazywamy go w gronie przyjaciół – zdoła pokonać chorobę i wrócić do zdrowia. Prosimy o każde wsparcie, finansowe i duchowe. Pomóżmy Marcinowi stanąć na nogi – dosłownie i w przenośni. To ktoś, kto swoją dobrocią i sercem zawsze wspierał innych, teraz zasługuje na to, byśmy my byli przy nim. Przyjaciele Marcina

88 056,00 zł ( 91,96% )
Brakuje: 7 689,00 zł
Szymon Wiercioch
14 dni do końca
Szymon Wiercioch , 12 lat

Walka o sprawność Szymka trwa❗️Wesprzyj go❗️

Pamiętamy, gdy Szymon pojawił się na świecie. Wzruszaliśmy się, oglądając jego maleńkie rączki mocno zaciśnięte na naszych palcach. Wpatrywaliśmy się w jego oczy i wiedzieliśmy w nich cały świat. Słyszeliśmy też płacz. Nie był to zwykły płacz bezbronnego noworodka. Łzy Szymka skrywały w sobie nieludzkie cierpienie… Nasz syn urodził się ze zwichniętym stawem biodrowym. Z tego powodu od pierwszych dni życia walczy o sprawność! Pierwsze próby leczenia nie przyniosły efektu. Oglądaliśmy, jak nasz kilkutygodniowy maluszek cierpi na próżno. Jego płacz przeszywał nasze serca, a my byliśmy bezradni. Na własną rękę rozpoczęliśmy desperackie poszukiwania specjalisty, który mógłby nam pomóc. Tak trafiliśmy do Katowic. Szymek przeszedł dwie poważne operacje. Pierwszą w wieku 18 miesięcy, kolejną jako dwulatek. Myśleliśmy, że to koniec koszmaru. Tak bardzo się myliliśmy. Gdy Szymon skończył 11 lat, choroba znów brutalnie wkroczyła w jego życie. Szybki wzrost spowodował ponowne podwichnięcie biodra, przynosząc ze sobą niewyobrażalny ból. Powróciły niekończące się konsultacje i poszukiwania dostępnych rozwiązań. Nie mogliśmy zgodzić się na wszczepienie endoprotezy biodra w tak młodym wieku, wiedząc, że to nie jest odpowiednie rozwiązanie dziecka. Z pomocą przyszedł Instytut Paleya, gdzie zaproponowano leczenie Szymona z zachowaniem stawu – iskierkę nadziei w obezwładniającej ciemności. W lutym 2024 roku syn przeszedł operację potrójnej osteotomii miednicy i osteotomii lewej kości udowej. Po wszystkim przez 6 tygodni leżał w łóżku, by pozwolić kościom i stawom się odbudować, a następnie rozpoczął intensywną rehabilitację w Instytucie. W wieku 12 lat Szymon na nowo uczył się siadać i poruszać za pomocą chodzika i kul. Gdy został spionizowany, mogliśmy wrócić do domu i kontynuować rehabilitację, już na własną rękę. Szymek ćwiczy z fizjoterapeutą i korzysta z aquaterapii oraz elektrostymulacji. Biodro goi się i wraca do sprawności, jednak noga jest nadal bardzo osłabiona… By ją ustabilizować, Szymek musiał włożyć ortezę, chociaż głęboko wierzył, że już więcej nie będzie musiał tego robić… Niestety, to jedyne wyjście, by jego stopa nie opadała. Szymek potrzebuje intensywnej rehabilitacji, by wzmocnić nogę, odzyskać sprawność i uniknąć KOLEJNEJ operacji! Mimo wyzwań, które nieustannie towarzyszą mu od momentu narodzin, nasz syn jest niezwykle pogodnym chłopcem. Dzielnie walczy o przezwyciężenie trudności. Wierzy, że im cięższa droga pod górę, tym piękniejszy będzie widok, gdy osiągnie już swój cel! Robimy, co możemy, by wesprzeć walkę naszego wojownika, ale to wciąż za mało! Dlatego z serca prosimy o Wasze wsparcie w zapewnieniu Szymkowi dalszego leczenia i rehabilitacji. Nie możemy pozwolić, by kolejny raz trafił na stół operacyjny. By na szczycie góry okazało się, że jego wysiłek był nadaremny, że musi zaczynać od nowa… Rodzice

8 086 zł