Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Konstanty Krywych
Konstanty Krywych , 47 lat

Prasa obcięła mi nogi❗️Musiałem doczołgać się do szafki, by wezwać pomoc❗️

To był wypadek przy pracy, bardzo szybki. Upadłem i prasa folii ucięła mi obie nogi. Ponieważ nikogo nie było wokół, musiałem sam wyciągnąć się z maszyny i na rękach i brzuchu dopełznąć do szafki. Nawet na chwilę nie tracąc świadomości, wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po pomoc.  Wtedy adrenalina działała na najwyższych obrotach. Dziś to już wspomnienie, ale wciąż bolesne. Razem z żoną i córką wynajmujemy mieszkanie, ale nie wolno nic w nim zmieniać czy dopasować do osoby niepełnosprawnej. Nauczyłem się sam myć, ale jest problem chociażby z toaletą. Do tego w budynku nie ma podjazdu. Swoje ważę i dlatego ulicę widzę raz w tygodniu, kiedy przyjeżdża do nas mój brat. Wciąż szukamy mieszkania niżej, ale to jeszcze potrwa… A to dlatego, że sytuacja jest trudna. Przed wojną razem z żoną prowadziliśmy działalność, mieliśmy kilka sklepów, w wolnej chwili podróżowaliśmy… Aż 4 marca 2022 roku nasz miejscowość została okupowana. Wytrzymaliśmy 7 miesięcy, po których udało się uciec do Polski. Zacząłem pracę jako pracownik fizyczny. Mieliśmy już mniej środków i czasu, ale byliśmy szczęśliwi, bo byliśmy bezpieczni. Nawet wciąż udawało się odwiedzać ciekawe miejsca. A teraz – raz w tygodniu mogę zobaczyć coś innego niż ściany mieszkania lub szpitala. Jest ciężko. Czuję, jakbym był niepełnowartościowy i bezradny. Nie wiem, jak na nowo ułożyć sobie życie, czym się zająć, JAK się zająć, jak zarabiać na życie… Stąd moja prośba o pomoc. Szukam, oglądam, ćwiczę, uczę się… Chciałbym móc stanąć, chociaż nie na własnych nogach i protezy są dla mnie szansą. Ale ich cena jest kosmicznie wielka. Chcę być sprawny, by móc BYĆ dla mojej rodziny. Dlatego proszę o pomoc, choć symboliczną złotówkę, by zakupić protezy i w końcu móc żyć. Kostiantyn

261 633 zł
Ola Kaczmarek
Ola Kaczmarek , 10 lat

Waleczna Ola to cud transplantacji! Potrzebuje Twojego wsparcia!

Ola skończy w kwietniu 10 lat. Pierwsze miesiące, a nawet lata jej życia okupione były walką i ogromnym strachem o jej życie. Mimo że najgorsze już za nami, to wsparcie w utrzymaniu zdrowia Oli nadal jest konieczne. Po urodzeniu córeczki w domu byłyśmy zaledwie 5 tygodni. Nic nie wskazywało na to, że będzie mieć tak poważne problemy ze zdrowiem. Gdy trafiłyśmy na Intensywną Terapię z podejrzeniem zachłystowego zapalenia płuc, nikt nie zakładał, że pozostaniemy w szpitalu 3 lata! Lekarze zdiagnozowali u Oli wrodzony zespół nerczycowy. To był dla nas ogromny szok! Mówiąc potocznie – jej nerki w ogóle nie pracowały. Wszystkie płyny, które przyjmowała córeczka musiały być mechanicznie odciągnięte. Dializy trwały codziennie przez 14 godzin na dobę! Jedynym ratunkiem dla Oli był przeszczep nerki. Nikt spokrewniony nie kwalifikował się do przeszczepu i czekaliśmy na organ od niespokrewnionego dawcy.  Ratunek i nadzieja przyszły w okolicach jej 3. urodzin. Ola otrzymała najpiękniejszy prezent - szansę na życie. Przez pierwsze trzy lata życia, choroba odebrała Oli najwięcej. W tym czasie przeszła 15 niewydolności oddechowych, a każda kończyła się na Intensywnej Terapii pod respiratorem. Przez nadciśnienie tętnicze i niewydolności oddechowe, Ola przeszła udary niedokrwienne mózgu oraz ma padaczkę. Wraz z przeszczepem nie zakończyła się walka o zdrowie Oli. Córka do końca życia musi przyjmować leki immunosupresyjne, aby nie doszło do odrzucenia przeszczepionego organu. Oprócz problemu z nerkami, u córeczki zdiagnozowano również szereg innych chorób... Przez obustronny niedosłuch, Ola nie miała szans rozwijać się tak, jak inne dzieci. Dopiero rok po przeszczepie mogła przejść operację wszczepienia implantu ślimakowego. Można powiedzieć, że dopiero od tego momentu córeczka zaczęła słyszeć i uczyć się mówić. Lekarze zawsze wypowiadali się ostrożnie na temat dalszych rokowań Oli. Nie zakładali nawet, że kiedyś usiądzie, a teraz Ola biega i cieszy się każdym dniem! Największym obecnie wyzwaniem jest kontynuacja nauki mowy. Przemierzyliśmy tysiące kilometrów, spotkaliśmy się z dziesiątkami lekarzy i specjalistów, którzy razem z nami walczą, aby Ola mogła swobodnie mówić.  Przed nami nadal długa i kręta droga do celu, jakim jest sprawność i zdrowie Oli. Po naszych doświadczeniach wiem jedno - nie ma takiej długiej drogi, ani góry za wysokiej, abyśmy razem z Olą ich nie pokonały. Twoje wsparcie będzie dla nas ogromną szansą na pokonywanie kolejnych kroków w drodze po zdrowie. Ewa, mama Oli

120 408 zł
Agnieszka Szczerbowska
Agnieszka Szczerbowska , 52 lata

Tętniak i krwotok zmieniły życie mojej mamy w koszmar... Pomóż!

Trudno wyrazić słowami, jak bardzo jestem Wam wdzięczna za pomoc i wsparcie, które otrzymaliśmy. Dzięki Wam moja ukochana mama mogła kontynuować tak bardzo potrzebną rehabilitację, która jest dla niej jedyną szansą na powrót do dawnego życia. Droga, którą mamy przed sobą, jest jednak jeszcze bardzo długa i zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę jesteśmy dopiero na samym początku. Już raz pokazaliście swoje wielkie serca – wierzę, że tym razem będzie tak samo! Potrzebuję środków na opłacenie dalszego pobytu mamy w ośrodku rehabilitacyjnym. Koszty nadal są bardzo wysokie, dlatego nie jestem w stanie pokryć ich z własnej kieszeni. Każdego, kto mógłby podzielić się z nami, chociażby złotówką, proszę o pomoc! Poznaj naszą historię: Mama od lat zmagała się z niepełnosprawnością. Problemy zdrowotne były na tyle poważne, że uniemożliwiały jej podjęcie pracy. W związku z tym postanowiła poświęcić swój czas na wolontariat i pomoc dla rodzin ubogich oraz dzieci z niepełnosprawnością.  Mama zapoczątkowała akcję „Dzieciaki dają pluszaki”, gdzie dzieci w wieku szkolnym przekazywały pluszaki dla szpitali, straży, policji, dla dzieci chorych i poszkodowanych w wypadkach. Koordynowała również akcjami zbierania nakrętek dla dzieci niepełnosprawnych. Pomoc innym stała się dla mojej mamy życiowym priorytetem. Los okazał się jednak bezlitosny. Teraz mama sama znalazła się w sytuacji, w której potrzebuje pomocy… Na początku października 2022 roku wydarzyło się coś, na co kompletnie nie byliśmy przygotowani. Mama dostała pierwszego ataku padaczki. Po przetransportowaniu na SOR okazało się, że doszło do wylewu podpajęczynówkowego. Nie mogłam w to uwierzyć! Stan mamy był krytyczny, dlatego lekarze musieli wprowadzić ją w śpiączkę farmakologiczną. Następnie wykonano kolejne badanie - angiografię, podczas której ujawniły się dwa tętniaki, krwiak w lewej półkuli mózgu oraz zacienienie w prawej półkuli. Mama została poddana operacji zaklipsowania większego tętniaka, ale po zabiegu wciąż musiała pozostać w stanie śpiączki. Początkowa próba wybudzenia nie powiodła się z powodu wzrostu ciśnienia. Dopiero po czasie stało się możliwe odstawienie leków usypiających. Mama otworzyła oczy. Możliwe było odłączenie respiratora i obecnie mama oddycha przy wsparciu rurki tracheotomijnej.  Mama wciąż nie nawiązuje z nami kontaktu wzrokowego, nie reaguje na bodźce i polecenia, nie może się ruszać. Jedyną szansą na to, by mogła rozpocząć walkę o swoją sprawność i samodzielność jest intensywna rehabilitacja. Na przeszkodzie stoją jednak pieniądze. Nie mamy tylu środków, by opłacić pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym. Wasza pomoc daje nam jedyną nadzieję, dlatego będę wdzięczna za każdy gest wsparcia! Sandra, córka

104 908,00 zł ( 53,06% )
Brakuje: 92 784,00 zł
Laura Słowikowska
Pilne!
4 dni do końca
Laura Słowikowska , 3 latka

Całujemy łysą główkę córeczki i ocieramy płynące po buzi łzy... RAZEM DLA LAURKI!

Kiedy patrzymy na naszą maleńką córeczkę, łzy mimowolnie napływają nam do oczu. Jeszcze niedawno była bezpieczna w naszych ramionach, a teraz w szpitalnym łóżku przyjmuje kolejne dawki chemioterapii i sterydów. Piękne blond włoski Laurki zastąpiła łysa główka, a jej beztroskie dzieciństwo zamieniło się w codzienną walkę o życie… Pierwsze objawy pojawiły się 26 listopada 2023 roku. To wtedy nagle wystąpiła gorączka, która utrzymywała się przez kolejne dni i pomimo leczenia nie spadała. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Pełni niepokoju zaczęliśmy szukać pomocy dla naszej Kruszynki. 30 listopada z samego rana lekarz zlecił badania krwi. Już o 12:00 wiedzieliśmy, że wyniki są bardzo złe. Niedługo później zostaliśmy przewiezieni transportem medycznym do szpitala, gdzie nasze życie zmieniło się raz na zawsze.  Laurce pobrano szpik kostny, a wyniki badań potwierdziły straszliwą diagnozę. Ostra białaczka limfoblastyczna. Chcieliśmy wyć z rozpaczy, wziąć córeczkę w ramiona i uciec z nią jak najdalej. Nie mogliśmy jednak się załamać, musieliśmy jak najszybciej wdrożyć leczenie, bo rozpoczął się wyścig z czasem o życie naszego dziecka. W momencie diagnozy białaczki Laurka miała zaledwie dwa latka.  Nasza maleńka córeczka w szpitalnym łóżeczku leżała przez długie tygodnie. Blada, z siniakami na całym ciele, ze śladami po kolejnych wkłuciach na rączkach. Rozpoczęliśmy niekończącą się spiralę przetaczania krwi, pobierania szpiku, podawania sterydów i chemioterapii.   Nie wiadomo jak długo jeszcze Laurka będzie walczyć o życie – w szpitalu jest razem z mamą już trzeci miesiąc. W domu każdego dnia o ich powrót modli się tata i starsza siostrzyczka. Laurka nadal codziennie gorączkuje, a jej maleńkie ciało coraz gorzej znosi kolejne dawki chemioterapii. Mięśnie robią się coraz bardziej wiotkie, pojawia się coraz więcej skutków ubocznych ratowania życia.  Wskutek chemioterapii u Laurki rozwinął się rumień guzowaty. U córeczki na skórze i narządach powstają kolejne bolesne, zapalne zmiany, które nie chcą się wchłaniać.  Laurka po wyjściu ze szpitala będzie potrzebowała intensywnej rehabilitacji. Jej mięśnie po chemioterapii są bardzo osłabione. Niezbędne będzie także zakupienie sprzętu rehabilitacyjnego oraz materiałów do cewnikowania. Będziemy musieli także zmierzyć się z koniecznością zakupu lekarstw. Niestety, jest to związane z ogromnymi kosztami, których nie jesteśmy w stanie udźwignąć samodzielnie.  Laurka jest jeszcze tak maleńka, a musiała już znieść tak wiele cierpienia. Przez jej żyły płyną kolejne dawki chemii, a my możemy jedynie tulić ją w ramionach i całować jej łysą główkę. Prosimy, pomóżcie nam w walce o życie córeczki. Każda wpłata to nadzieja na wygranie z białaczką.  Rodzice Laurki

101 580 zł
Oktawiusz Katarzyński
Oktawiusz Katarzyński , 7 lat

Żeby postawić diagnozę, musimy szukać ratunku za granicą... Pomocy❗️

Zwracamy się do Was z ogromnym apelem o pomoc dla naszego ukochanego Oktawiusza, który od sześciu lat walczy z ciężkimi chorobami. Każdy dzień to dla niego walka o normalność, o zdrowie, o życie, które powinno być pełne radości, a zamiast tego coraz częściej zmuszony jest do częstszych hospitalizacji, cierpiąc na rzadkie choroby. Enteropatia wysiękowa, hipogammaglobulinemia, choroba Leśniowskiego-Crohna – każda z tych diagnoz odbiera Oktawiuszowi coraz więcej... Oktawiusz to wspaniały chłopak, który od wielu lat walczy o zdrowie. Zachorował mając zaledwie 1 roczek. Mimo ogromu cierpienia, którego doświadcza – swoją postawą codziennie udowadnia, że życie jest cudowne i warte, aby o nie walczyć.  Przez te wszystkie lata jego stan zdrowia nie uległ stałej poprawie. Oktawiusz wciąż traci albuminy, przez co regularnie musi otrzymywać je w warunkach szpitalnych. Niestety, zazwyczaj już po 2 tygodniach zaczyna bardzo mocno słabnąć i wymaga kolejnego ich podania... Jako rodzice żyjemy w ciągłej niepewności i stresie. Lekarze w Polsce nie są w stanie postawić diagnozy, znaleźć przyczyny jego dolegliwości, przez które co 3-4 tygodnie jesteśmy w szpitalu i nigdy nie wiemy na jak długo. Walczymy też ze skutkami ubocznymi po wszystkich lekarstwach, których są ogromne ilości, żeby mógł funkcjonować. My jako rodzina czujemy bezsilność, obserwując, jak choroba potrafi bezlitośnie zabrać mu radość z normalnego życia, z którego chce czerpać jak najwięcej. Próbujemy ze wszystkich sił i wszędzie znaleźć pomoc dla Oktawiusza. Każdego dnia walczymy o zapewnienie mu najlepszego komfortu życia na tyle ile to możliwe. Wierzymy, że szansą dla Oktawiusza może być pobyt w klinice w Niemczech. Tamtejsi specjaliści posiadają doświadczenie w diagnozowaniu trudnych przypadków, lepszy sprzęt, innowacyjne metody. Jednak koszty czterodniowej wizyty są zawrotne i wynoszą aż  65 tys. złotych! Przez 6 lat dawaliśmy radę ze wszystkimi finansowymi wyzwaniami, robiliśmy wszystko, co nam zalecali specjaliści w Polsce, jednak to nie dało rezultatu… Dlatego zwracamy się z prośbą do wszystkich, którzy mogą pomóc. Każda złotówka, każdy gest wsparcia przybliża nas do celu, jakim jest zdrowie Oktawiusza. Jeśli możecie, prosimy o wsparcie naszej zbiórki. Razem możemy dać Oktawiuszowi nadzieję na przyszłość, której tak bardzo pragnie. Prosimy o udostępnianie informacji o naszej akcji oraz o wszelkie wsparcie, jakie możecie zaoferować. Z góry dziękujemy za każdą pomoc i wsparcie! Rodzina Oktawiusza

38 797,00 zł ( 56,1% )
Brakuje: 30 352,00 zł
Antonina Dzik
Antonina Dzik , 6 lat

Diagnoza zniszczyła nam życie, ale stajemy do walki o Tosię... Pomocy!

Zgromadzone środki podczas poprzedniej zbiórki pozwoliły naszej córeczce osiągać kolejne cele w walce z SMA, za co jesteśmy Wam z całego serca ogromnie wdzięczni! Od tego roku prowadzimy wieloaspektową terapię: ortodontyczną, logopedyczną połączoną z elektrostymulacją VitalStim. Terapia ta przynosi bardzo dobre efekty, ale proces prowadzenia jest długi i kosztowny. Dlatego ograniczając przyszłe koszty, postanowiliśmy zakupić swój aparat, a do terapeuty dojeżdżać tylko po plan terapii. Koszt urządzenia z elektrodami to ponad 20 tys. złotych.  Tosia mimo tego, że je samodzielnie, nie funkcjonuje jak zdrowe dziecko, ale dzięki terapii dużo można wypracować. Jest to konieczne, aby w czasie wzrostu dziecka zapobiegać deformacjom, które w przyszłości przyniosą poważniejsze problemy. Niestety, nie mamy również środków, aby wykonać nowy gorset i ortezy. Od nowego roku ceny znacznie wzrosły, a dofinansowanie z NFZ i PFRON nie uległy zmianie. Gorset kosztuje ponad 5 tysięcy, a ortezy niecałe. To prawdziwe szaleństwo. Nasze największe potrzeby to terapia, zakup aparatu i turnusy rehabilitacyjne – najbardziej uwielbiane przez Tosię i bardzo potrzebne w jej leczeniu. SMA niestety pokonuje nas finansowo. Dlatego apelujemy do Was o pomoc i ponowne wsparcie naszej Tosii. Każda kwota jest dla nas cenna i przyczyni się do kontynuacji terapii i poprawy życia córeczki! Poznaj naszą historię: Tosia jest naszym najmłodszym dzieckiem. Jej narodziny miały być dopełnieniem rodziny i nieograniczonym szczęściem! Chociaż z początku tak właśnie było, to okazało się, że los napisał dla nas inny scenariusz… Krótkie szczęście zastąpił strach. Tosia od początku niewiele się ruszała, ale lekarze mówili, że taki jej urok, że niektóre dzieci po prostu nieco wolniej się rozwijają. Jednak gdy Antosia skończyła 5 tygodni, lekarz przekazał nam wiadomość, która sprawiła, że świat stanął na głowie. Trzy litery – SMA – bądź trzy słowa: rdzeniowy zanik mięśni, zmieniły wszystko.  Naszą malutką dziewczynkę czekało potworne cierpienie. Ta wizja przerażała, szczególnie kiedy trzymasz na rękach kruszynkę, która o świecie nie wie jeszcze praktycznie nic. Jak przygotować się do takiej walki?  Szybko jednak zostaliśmy zakwalifikowani do badań klinicznych i leczenia, które miało nam pomóc zatrzymać chorobę. Cały czas zdajemy sobie sprawę, że przed nami bardzo ciężka walka, ale by Tosia zachowała jak najdłużej wszystkie umiejętności, również te podstawowe.  Walka, którą toczymy o zdrowie i życie naszej córeczki, brutalnie odarła nas z beztroski. Pokazała całkiem inne oblicze rodzicielstwa. To, w którym strach nie opuszcza cię nawet na krótką chwilę.  Tosia stanęła przed największym wyzwaniem zaledwie kilka tygodni po przyjściu na świat. My, choć walczymy z przerażeniem, musimy iść razem z nią i wspierać na każdym kroku trudnej walki o zdrowie. Świadomość tego, że Tosia może dostać niezbędną pomoc, jest dla nas ogromną motywacją. Pomóż nam wygrać najważniejsze – życie naszej córeczki! Rodzice Antosi Kwota zbiórki jest szacunkowa ➡️ Zbiórkę Antosi można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych w grupie: ToSię licytuje - Tosia Dzik w ringu z SMA ➡️ Codzienną walkę z chorobą można śledzić na stronie: Antosiowe love vs SMA

35 018,00 zł ( 85,35% )
Brakuje: 6 008,00 zł
Ada Dziedzic
Ada Dziedzic , 11 miesięcy

Tragiczny finał porodu – Ada zmaga się z wieloma problemami zdrowotnymi! Pomóż!

Gdy nasza córeczka przyszła na świat, nastała cisza. Cisza, która trwała zbyt długo… Nigdy nie zapomnimy strachu i przerażenia, które nam towarzyszyło. Usłyszeliśmy: „brak oznak życia, 0 punktów a skali Apgar”. Maleństwo natychmiast zostało reanimowane i trafiło pod respirator. Ada została ochrzczona zaraz po narodzinach. Wiedzieliśmy, że musimy być przygotowani na wszystko…  W czasie porodu doszło do pęknięcia macicy oraz odklejenia się łożyska. Życie mamy i dziecka było zagrożone! Konieczne było cesarskie cięcie. Niestety, doszło do komplikacji i u naszej córeczki doszło do zamartwicy urodzeniowej. Od razu rozpoczęto hipotermię terapeutyczną oraz zdecydowano o przewiezieniu jej do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.  Ada na oddziale Intensywnej Terapii i Patologii Noworodka spędziła ponad dwa miesiące. Po 5 dniach udało się odłączyć maleństwo z respiratora, niestety wciąż konieczne było wsparcie tlenowe. Brak odruchów ssania jak i połykania skłonił lekarzy do podjęcia decyzji o wykonaniu gastrostomii oraz tracheotomii.  Codzienność naszej córeczki jest trudna… Wskutek niedotlenienia, Ada cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Nie wiemy, czy w ogóle coś słyszy i widzi… Obecnie maleństwo jest pod opieką hospicjum domowego. Nad jej rozwojem czuwa szereg specjalistów: neurolog, nefrolog, laryngolog, okulista, osteopata, neurologopeda, chirurg, fizjoterapeuta oraz poradnia żywienia. Ada wymaga stałej rehabilitacji i stymulacji, to jedyny sposób na poprawę jej stanu zdrowia.  Marzyliśmy o wielkiej, szczęśliwej rodzinie. Mamy 4 wspaniałe córeczki, dla których zrobilibyśmy wszystko. Będziemy walczyć o zdrowie i sprawność Ady. Nasze maleństwo ma ogromną wolę życia. Już raz usłyszeliśmy, że córeczka nie ma zbyt dużych szans… Jednak Ada jest z nami i każdego dnia będziemy dokładać wszelkich starań, aby jej codzienność była możliwie jak najlepsza. Wesprzyjcie nas w tych trudnych chwilach. Rodzice Ady

29 505 zł
Magdalena Szychowiak
12 dni do końca
Magdalena Szychowiak , 51 lat

"Co się z nimi stanie, gdy mnie zabraknie?" Mama dwojga niepełnosprawnych dzieci jest ciężko chora, ratunku!

Umieram ze strachu, bojąc się nie o siebie, ale o swoje dzieci… Co się z nimi stanie, jeśli mnie zabraknie? Kto się nimi zajmie jak mama, która kocha bezgranicznie i bezwarunkowo, która życie dzieci przedkłada nad swoje...? Nie wiem, co to znaczy być zdrowym człowiekiem, nie było to też dane moim dzieciom… Walczymy o zdrowie, o życie. Błagam o pomoc, nie dla siebie, lecz dla nich… Ilość chorób, z którymi zmagam się każdego dnia, powoli mnie przytłacza. Skłamałabym, pisząc, że radzę sobie z codziennymi problemami, tak naprawdę jest coraz trudniej... Cierpię na cukrzycę, mam nadciśnienie, powoli tracę wzrok… Mam zwyrodnienie kręgosłupa i Reumatoidalne Zapalenie Stawów. Boję się, że niedługo będę mogła wymieniać choroby bez końca. Dla matki nie ma jednak większego bólu niż ten związany z chorobami jej dzieci… Tak chciałabym, żeby moja walka o zdrowie wyczerpała limit tragedii, które dotknęły naszą rodzinę. Tak się jednak nie stało… Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci: Gabrieli i Jonka. Okrutny los pozbawił ich tego, co najcenniejsze – zdrowia. Zarówno Gabrysia, jak i Jonatan są wcześniakami. Gabrysia przyszła na świat w siódmym miesiącu ciąży. Dwa miesiące za wcześnie… Cierpi na porażenie mózgowe, łuszczycę, ma silne problemy astmatyczno-alergiczne. Najgorsze jest jednak to, że Reumatoidalne Zapalenie Stawów, to przekleństwo, z którym przyszło mi walczyć, dotknęło również ją… Rok po Gabrysi urodził się Jonatan. Myślałam, że jego los oszczędzi… Że obdaruje go zdrowiem, którego zabrakło jego siostrzyczce. Niestety… Pomimo złych prognoz lekarzy, syn był silny. Walczył razem ze mną. Tak pozostało do dnia dzisiejszego. Jonek… Nie wiem, od czego nawet zacząć, żeby opisać, z czym musi mierzyć się synek. Jest upośledzony umysłowo, ma autyzm, cierpi na padaczkę. Boryka się też z chorobą tkanki łącznej… Lekarze diagnozują go w kierunku Zespół Enhlersa – Danlosa i Zespołu Petersa Plusa.  Policzyłam, że gdy był niespełna 1,5-rocznym maluszkiem, miał już za sobą 21 wizyt w szpitalu. Centrum Zdrowia Dziecka było jego drugim domem. Moja miłość, w połączeniu z jego siłą i wolą walki, zdziałały cuda i pozwoliły Jonatanowi żyć. Mój synek wie, że jest inny, jednak nie dopuszcza tego do siebie. Walczy o normalne życie. Ma swoje pasje, kocha śpiewać. Dzięki pracy wielu ludzi Jonek rozwija się. Jest teraz na etapie 7-latka. Mam nadzieję, że będzie lepiej. Modlę się tylko, by padaczka nie zniszczyła tego, co osiągnęliśmy. Staram się szukać każdej możliwej metody terapii, która przybliży mu świat rówieśników. Gabrysia również nie ustaje w zmaganiach o normalność, o lepsze jutro… Mimo problemów zdrowotnych zdała maturę i walczy o swoją przyszłość, póki stan zdrowia nie zamknie jej całkowicie w domu. Silne bóle stawów i mięśni potrafią zmienić życie w piekło, córka jednak się nie poddaje. Będzie studiować psychologię. Jestem z niej bardzo dumna. Życie z dwójką chorych dzieci nie jest łatwe. Staram się robić wszystko, co możliwe, aby Gabrysia i Jonek mogli w miarę normalnie funkcjonować. Nasza sytuacja jest ciężka, chwilami wręcz krytyczna. Życie kręci się wokół leczenia – mojego i dzieci. Podupadam na zdrowiu, jestem coraz starsza… A powinnam mieć siłę, żeby walczyć o dzieci, żeby zapewnić im leczenie i rehabilitację. Finansowo też jest ciężko, bardzo. Leczenie jednej chorej osoby pochłania majątek, leczenie trzech – fortunę… Niestety, przyszedł czas, kiedy muszę prosić o pomoc, bo nie starcza mi na leki dla siebie i dzieci. Zostaliśmy zostawieni sami sobie, to trudny czas – jest pandemia, nawet duże fundacje odmówiły nam pomocy. A ja muszę zrobić wszystko, by żyć jak najdłużej. Nie mogę się poddać chorobie. Muszę być sprawna, bo nikt inny nie zajmie się moimi chorymi dziećmi. Mają tylko mnie. To brutalne, straszne, ale niestety prawdziwe… Z ogromną pokorą proszę - pomóż nam. Magda, mama Gabrysi i Jonka  

28 952,00 zł ( 69,87% )
Brakuje: 12 480,00 zł
Nataniel Kobierowski
Nataniel Kobierowski , 11 lat

Nataniel walczy o każdy dzień! Pomóż!

Dla dziecka jest człowiek w stanie zrobić wszystko, ale czasami sytuacja jest na tyle ciężka, że nie sposób poradzić sobie samemu, tym bardziej gdy jest się samotną matką ciężko chorego dziecka, które od samego przyjścia na świat walczy o życie. Nasza walka o zdrowie i życie Natanielka zaczęła się w dniu jego narodzin niecałe 10 lat temu. Urodził się malutki jak kruszynka – ważył 1580 i miał 44 cm. Przed porodem gubił tętno, dlatego poród odbył się nagle przez cesarskie cięcie. Bardzo bałam się, że on tego porodu nie przeżyje. Na zawsze w mojej pamięci pozostaną słowa: „Niech pani pocałuje synka, zabieramy go na OIOM”.  Kiedy w końcu mogłam Natanielka odebrać ze szpitala, nie wiedziałam, z jaką jeszcze walką przyjdzie się nam zmierzyć i ile będzie musiał wycierpieć. Diagnozy sypały się jedna za drugą. Od początku żyliśmy na spakowanych walizkach, trafiając ze szpitala do szpitala, z oddziału na odział. Neurologia, hematologia, onkologia, endokrynologia, diabetologia... a na końcu odział Neurogenetyki i Chorób Rzadkich w Olsztynie, pod którego opieką Natanielek jest od kilku ostatnich lat. Za nami prawie 60 hospitalizacjach. Pierwszą diagnozą była padaczka lekooporna, potem autyzm. Następnie dochodziły kolejne diagnozy: astma, hipoglikemia, niemiarowość zatokowa serca, ataksja móżdżkowa, Mózgowe Porażenie Dziecięce, encefalopatia, małopłytkowość, reumatoidalne zapalenie stawów, wada wzroku, słuchu... Aż w końcu po kilku błędnie postawionych diagnozach genetycznych profesor Płoski w Warszawie wykrył uszkodzony gen EVL. Okazało się, że Natanielek jest jedynym dzieckiem na świecie z tą mutacją genetyczną.  Mutacja ta objawia się przede wszystkim wewnątrzmózgowymi zaburzeniami przemiany folinów, a także padaczką lekooporną i ogromnymi zaburzeniami odporności. Natanielek w swoim życiu przeszedł 4 razy sepsę, kilka razy walczył o życie w szpitalu, rokowania były bardzo słabe, nie miał mówić, chodzić, siedzieć ... Miał być dzieckiem leżącym i całkowicie zależnym ode mnie.  Pamiętam okres gdy potrzebna była opieka hospicyjna. To, że Natanielek żyje, chodzi, mówi jest poprostu cudem i pokazuje, jak bardzo synek chce żyć i jak bardzo walczy o każdy kolejny dzień. Nie ma dnia, żeby padaczka nie atakowała. Codziennie ma napady padaczki. Ze względu na stan zdrowia nie może normalnie uczęszczać do szkoły. Ma nauczanie indywidualne. Korzysta z terapii logopedycznej, fizjoterapii, terapii wzroku, terapii psychologicznej. Na stałe przyjmuje dziesięć leków dwa razy dziennie, żeby mógł żyć i się rozwijać.  Pomimo tego całego cierpienia potrafi powiedzieć do mnie: „Nie martw się, aniołku, będzie dobrze”. To dodaje mi wiele siły do dalszej walki, bo były momenty kiedy w szpitalu słyszałam „Mamusiu, ja już nie chcę walczyć". Jednak po każdym ciężkim momencie się podnosi i walczy z całych sił. Ale żeby ta walka była możliwa, potrzebuję pomocy w pokryciu ogromnych kosztów leczenia, rehabilitacji, wyjazdu na turnus rehabilitacyjny, na który nas w tej chwili nie stać, a także zakupu niezbędnego sprzętu medycznego.  Ogromnie ciężko mi zawsze przychodzi prosić o pomoc, ale wiem, że robię to dla mojego ukochanego dziecka. Ojciec nie potrafił pokochać Natanielka, ma odebraną władzę rodzicielską i zakaz zbliżania się do nas. Nie interesuje się w żaden sposób Natanielkiem. Dla mnie synek jest całym sensem życia. Kocham go całym sercem i wierzę, że dzięki pomocy my tę walkę wygramy i że kiedyś, gdy mnie zabraknie, będzie mógł sobie poradzić w życiu.  Z góry dziękuję za każdą okazaną pomoc ! Justyna, mama Nataniela 

28 892,00 zł ( 67,89% )
Brakuje: 13 662,00 zł