Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Lena Moras
Lena Moras , 4 latka

"Prezent" od losu, który wszystko zmienił... Pomóż Lence!

Poznajcie historię Lenki od początku. W bardzo młodym wieku zostałam mamą niepełnosprawnego dziecka. Było mi ciężko pogodzić się z tą myślą, że mając 21 lat, muszę dźwigać ten ciężar. Tym bardziej że Lenka miała być zdrowym i wymarzonym dzieckiem... Los chciał inaczej. Już w 22 tygodniu ciąży dowiedziałam się, że moja córeczka dostała od losu dodatkowy prezent – chromosom, który jest przyczyną choroby zespołu Downa. Dodatkowo u Lenki zdiagnozowano złożoną wadę serca, którą wykryto dopiero, gdy przyszła na świat. Pomimo tych dramatycznych wieści oboje z mężem stwierdziliśmy, że się nie poddamy i będziemy walczyć, jak tylko możemy, o naszą Lenusię. Od razu po porodzie córeczka została cewnikowana, miała też badanie nerek. Niestety wodonercze było bardzo duże i po niedługim czasie konieczna była operacja lewej nerki.  Dziś znów czekamy w niepewności, bo wszystko wskazuje na to, że czeka ją drugi zabieg. Lenka ma złożona wadę serca, na którą składa się: niedomykalność zastawki trójdzielnej łagodna, ubytek międzyprzedsionkowy z przeciekiem, zwężenie tętnicy płucnej lewej. Lenka stała się całym naszym światem. Bez niej nie wyobrażamy sobie życia. Jest naszym promyczkiem! Cały czas się uśmiecha. Niestety, jest chora, dlatego wciąż potrzebujemy pieniędzy na jej leczenie w różnych ośrodkach oraz rehabilitację. Mała jest rehabilitowana m.in. metodą Vojty i Bobath.  Rehabilitacja odbywa się głównie prywatnie, bo to, na co pozwala NFZ, jest jedynie kroplą w morzu potrzeb. Dodatkowo musimy opłacać wizyty u różnych specjalistów: urologa, nefrologa, kardiologa, neurologa, ponieważ Lenka musi być pod ich stałą opieką i obserwacją. Chcemy, aby nasza córeczka nie tylko zdrowiała, ale i rozwijała się jak najlepiej, by w przyszłości była choć w jakimś stopniu samodzielna. Bardzo prosimy,  pomóż nam do tego dotrzeć. Wierzymy, że masz dobre serce i pomożesz Lence. Dziękuję z całego serca, Mama Leny  

14 399 zł
Piotr Szyl
Piotr Szyl , 68 lat

Rak jest bezlitosny, ale walka wciąż trwa! Pomocy!

W momencie, kiedy wydaje mi się, że wyczerpałem już limit tragedii, pojawia się kolejna diagnoza. Nowotwór bezlitośnie próbuje mnie zabić, a ja każdego dnia toczę walkę. Jeśli się poddam czeka mnie tylko śmierć, a na to jeszcze nie czas! Pomóż, zanim rak zada ostateczny cios!  Nic nie wskazywało na to, co mnie spotka. Nigdy nie spodziewałem się, że tak będzie wyglądała jesień życia. Miałem plany, życie i zwyczajną rzeczywistość, którą bardzo starałem się doceniać. Dziś staję oko w oko z potworem i z całych sił staram się trzymać po stronie życia. Niestety, w moim przypadku limit złych informacji zdaje się być niewyczerpany. Jedna goni kolejną, a w momencie, kiedy mam wrażenie, że zaczynam wygrywać, choroba brutalnie uświadamia mi, że jestem na straconej pozycji. W sierpniu 2021 po raz pierwszy usłyszałem słowo, którego boją się prawdopodobnie wszyscy: nowotwór. Rak żołądka, dzięki wsparciu specjalistów został opanowany, czekałem na dalszą terapię, jednakże tuż przed rozpoczęciem radioterapii badania wykazały nowotwór wątroby. Znów stanąłem na starcie wyścigu o życie, ale moje siły są już mocno nadwyrężone, a organizm coraz słabszy. By skutecznie walczyć z rakiem, muszę działać zdecydowanie. Nowoczesne metody leczenia, które mogą mnie uratować przed śmiertelnym wyrokiem, zostały wycenione na kwoty, które nawet ciężko mi sobie wyobrazić. By wygrać życie, potrzebuję pomocy nie setek, a tysięcy dobrych ludzi, którzy pomogą mi się ratować. Stoję w przedsionku piekła, jeden fałszywy ruch oznacza bolesny upadek. Błagam, pomóż mi!  Nie wyobrażam sobie, że to wszystko tak po prostu się skończy. Trudno mi przyjąć do wiadomości, że przegram. Rak nie może mieć ostatniego słowa. Proszę, pomóż mi. Jeszcze mam nadzieję…  Piotr

13 922 zł
Wiktor Barcikowski
Wiktor Barcikowski , 2 latka

Maleńkie serduszko, które potrzebuje pomocy...

Tak, mowa o serduszku naszego synka, który ma dopiero roczek. Pierwszą operację przeszedł jeszcze w brzuszku swojej mamusi. Wtedy to był zaledwie początek jego walki o życie… Podczas drugich badań prenatalnych dowiedzieliśmy się, że budowa serca naszego synka jest nieprawidłowa. Potem wszystko poszło już szybko… W 25. tygodniu ciąży lekarze przeprowadzili operację wewnątrzmaciczną. Uratowali tym samym lewą komorę serca, która w końcu zaczęła prawidłowo pracować. Naszego stresu i lęku o życie własnego dziecka nie opiszą żadne możliwe słowa! Pełni napięcia i nadziei czekaliśmy na przyjście naszego synka na świat. Po porodzie nie pozwolono nam jednak zbyt długo się cieszyć… Rozpoczęły się kolejne badania, zabiegi, konsultacje medyczne. Przeprowadzono interwencyjny zabieg, który miał na celu naprawienie aorty. Wtedy, w tamtym strasznym czasie, o tym, czy nasz mały chłopiec przeżyje, decydowały kolejne dni.  Czas jakby się wtedy zatrzymał. Tak bardzo chcieliśmy, jak najszybciej usłyszeć, że wszystko jest już dobrze. Z drugiej obezwładniał nas strach! Nasz świat runął, kiedy dowiedzieliśmy się, że stan Wiktorka jest krytyczny i czeka go operacja na otwartym sercu! 17 maja 2022 r. pełni lęku obserwowaliśmy drzwi sali operacyjnej, czekając na lekarza, który powie nam, że już po wszystkim, że nic już nie zagraża życiu naszego dziecka...  Tym razem nasze pragnienia zostały wysłuchane. Operacja udała się. Wiktor spędził najpierw dwa tygodnie na OIOM-ie i kolejny miesiąc w szpitalu, gdzie go obserwowano, ustalano plan leczenia oraz leki. Wiktor poznał swój dom dopiero po 4. miesiącach od przyjścia na świat. Ten cały czas, który dla nas był istnym horrorem, spędził w szpitalu!  To jednak nie koniec. Serduszko naszego synka nadal nie pracuje tak, jak powinno! Pojawiały się dodatkowe problemy w drugiej komorze serca. Sprawia to, że leczenie cały czas trwa! Lekarze cały czas się naradzają i starają się wybrać jak najlepszy sposób, aby uratować życie naszego syneczka. Rozważany jest przeszczep lub inne metody leczenia. Na razie czekamy na ich decyzję… Czekanie jest straszne. Jeszcze gorsza jest jednak bezczynność. Dzisiaj już wiemy, że koszty leczenia będą wysokie, musimy się na nie przygotować… Prosimy Was o pomoc. Życie Wiktorka jest dla nas najważniejsze! Nie pozwólmy, aby jego serduszko cierpiało jeszcze bardziej… Rodzice Wiktorka

13 840 zł
Włodzimierz Andrzejczak
Pilne!
Włodzimierz Andrzejczak , 68 lat

Tato❗️ Zrobimy wszystko, żeby uratować Twoje życie❗️

Ile cierpienia może znieść jeden człowiek? Ciężko nam uwierzyć, że nasz kochany tata musi ponownie przechodzić przez to piekło… Już raz zwyciężył z bezlitosnym przeciwnikiem. Dziś stajemy razem z nim do ponownej walki, gdzie stawką jest ludzkie życie… Historia choroby taty sięga 2010 roku. To wtedy zdiagnozowano nowotwór krtani. Ratujące życie leczenie przyniosło rezultaty. Tata wiele wycierpiał podczas radioterapii i chemioterapii, jednak najważniejsze, że udało mu się pozbyć tej okrutnej choroby. Przez lata tata był pod stałą kontrolą lekarską. Nic nie zwiastowało, że po tylu latach koszmar powróci… W 2021 roku pojawiło się podejrzenie nowotworu płuc. Na szczęście guz został usunięty operacyjnie, a badanie histopatologiczne nie potwierdziło naszych największych obaw. I tak żyliśmy w spokoju przez 2 kolejne lata. W 2023 roku u taty pojawiły się duszności, tak silne, że w szpitalu zdecydowano o założeniu tracheotomii. Badania nic nie wykazywały, a my nieustannie trwaliśmy w lęku… Dopiero na początku kolejnego roku pobrano wycinek do badania. W jednej chwili nasz świat się zawalił. Tatę ponownie zaatakował złośliwy nowotwór krtani! Nie da się opisać słowami tego, co czujemy. Ciężko nam pogodzić się z taką niesprawiedliwością losu… Obecnie ze względu na problemy z przełykaniem, tata żywiony jest przez gastrostomię. Jest bardzo osłabiony, przeszedł dwie hospitalizacje ze względu na zakażenia bakteryjne. Lada dzień lekarze będą decydować, co dalej. Wiemy, że tata będzie musiał po raz kolejny przejść leczenie chemioterapią. Czekamy też na kwalifikacje do immunoterapii. Operacja jest niemożliwa… Konsultujemy ten przypadek z wieloma lekarzami. Musimy mieć pewność… Ponad wszystko chcemy wspomóc wycieńczony organizm taty. Musimy wykorzystać wszystkie możliwe opcje leczenia. Jedną z nich jest terapia komórkami dendrytycznymi prowadzona w klinice w Niemczech. Aktywuje ona układ odpornościowy i umożliwia pacjentowi podjęcie walki z komórkami nowotworowymi. W połączeniu z innymi tradycyjnymi metodami daje obiecujące efekty. Wiemy, że podczas chemioterapii ogromnym wsparciem jest wzmocnienie witaminowe. Chcielibyśmy zapewnić je tacie w specjalistycznej klinice w Warszawie. Niestety, koszty tych terapii są ogromne… Nasz ukochany tata, mąż i dziadek całe życie jest pogodną osobą, która czerpie radość z życia. Pomimo trudności, nigdy się nie załamywał, a wszystkie przeszkody traktował, jak zadanie, które trzeba wykonać. Dziś to my chcemy podnieść go na duchu, pokazać, jak bardzo go kochamy. Zrobimy wszystko, żeby tata odzyskał nadzieję. Nie poddamy się i sięgniemy po każdą dostępną metodę, by uratować tak cenne dla nas życie. Rodzina Włodzimierza

13 454,00 zł ( 12,64% )
Brakuje: 92 929,00 zł
Janusz Rabenda
Janusz Rabenda , 43 lata

By o zdrowie nie musieć się modlić, ale je wywalczyć!

Kiedy wszyscy wesoło przygotowaliśmy się do świąt w jednym domu zapadła cisza. Strach unosił się w powietrzu i dusił. Wtedy jeszcze Janusz nie wiedział nawet, na co musi się przygotować, z czym przyszło mu walczyć. W jednej chwili został wplątany w desperacki wyścig o życie... Nigdy nie jest dobry moment na chorobę. Diagnoza pada z ust lekarza, a człowiek ma wrażenie, że się przesłyszał, że to nie może być prawda. Nagle wszystko wywraca się do góry nogami. Trzeba przeorganizować całą codzienność, a wybieganie myślami w przyszłość wiąże się ze strachem i bólem... Znamy Janusza, dobrze wiemy, jak silnym jest człowiekiem. Wiemy też, że bardziej niż ból niszczy go strach. O siebie, o swoją żonę, o dzieci. Na swoich barkach dźwiga brzemię nie tylko choroby, ale też odpowiedzialności za swoją rodzinę, bo jeśli go zabraknie... Boimy się nawet o tym myśleć! Nie mamy czasu na rozpacz, musimy działać! Na szali leży życie naszego przyjaciela. Leczenie, konsultacje, badania, dojazdy do szpitali - to wszystko generuje ogromne koszty. Jak skupić się na walce o życie, jeśli boisz się o to, czy tę walkę będziesz miał za co prowadzić? W tym możemy mu pomóc! Dlatego wszyscy ręce na pokład! Walczymy z Tobą! Przyjaciele

13 326 zł
Kasia Majchrzak
1 dzień do końca
Kasia Majchrzak , 9 lat

Kasia od urodzenia walczy o sprawność! Pomóż naszej córeczce❗️

Z niecierpliwością czekaliśmy na przyjście Kasi na świat! Jednak nasza radość zamieniła się w przerażenie, kiedy w 32. tygodniu ciąży dowiedzieliśmy się, że córeczka nie urodzi się w pełni zdrowa… Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, z czym będzie musiało mierzyć się nasze dziecko!  Kasia urodziła się z poważnymi wadami wrodzonymi. Lekarze zdiagnozowali u niej choroby neurologiczne oraz poważne schorzenia narządu ruchu. Już w pierwszej dobie życia przeszła skomplikowaną operację! Dwa tygodnie później czekała ją kolejna… To zdecydowanie zbyt dużo jak na takie maleństwo! Każdy dzień w szpitalu niewyobrażalnie nam się dłużył. Po porodzie spędziliśmy tam prawie miesiąc. Tak bardzo chcieliśmy już zabrać córeczkę do domu… Zamiast oglądać szpitalne sale, powinna móc w końcu zobaczyć swój pokój! Na szczęście rekonwalescencja przebiegała dobrze i wreszcie zostaliśmy wypisani.  Problemy zdrowotne Kasi nie skończyły się jednak wraz z wyjściem ze szpitala. Zostaliśmy skierowani na konsultacje do różnych lekarzy. Córeczka nadal wymaga opieki wielu specjalistów. Na te wizyty musimy jeździć po całej Polsce, ale dla zdrowia naszego dziecka zrobilibyśmy wszystko! Kasia od drugiego miesiąca życia jest nieustannie rehabilitowana. Potrzebuje regularnych ćwiczeń, by nie dopuścić do regresu i zwiększyć sprawność. Na co dzień córka uczęszcza do pierwszej klasy. W szkole ma także zapewnione zajęcia ze specjalistami, jednak to nie wystarcza.  By osiągnąć jak najlepsze rezultaty, pracujemy z Kasią także w domu. Jednak córka rośnie, a potrzeb przybywa – cały czas niezbędny jest sprzęt rehabilitacyjny, ortopedyczny, a także medyczny, który pozwala jej lepiej funkcjonować. Obecnie największą potrzebą jest pionizator, utrzymujący prawidłową pozycję ciała. To niestety tylko kropla w morzu potrzeb! Kasia porusza się na wózku inwalidzkim. Dobrze sobie radzi, ale chcemy, by miała większą swobodę poruszania się. Chcielibyśmy kupić córeczce przystawkę elektryczną do wózka, by czasem mogła poczuć się bardziej samodzielna i przemierzać dłuższe trasy. To szczególnie ważne teraz, gdy zbliżają się wakacje.  Staramy się zapewniać Kasi niezbędne zajęcia i sprzęty, jednak zakup pionizatora i przystawki do wózka to wydatek, który obecnie przerasta nasz budżet. Chcemy, by córeczka miała wszystko czego potrzebuje, aby prawidłowo się rozwijać. Sami nie damy rady, dlatego zwracamy się z prośbą o pomoc! Nawet najmniejsza wpłata będzie dla nas ogromnym wsparciem! Rodzice Kasi Kasia Majchrzak RKiW

13 192,00 zł ( 62% )
Brakuje: 8 085,00 zł
Maciej Greta
Maciej Greta , 23 miesiące

Maciuś potrzebuje naszego wsparcie – Pomagamy❗️

Maciuś urodził 21 grudnia 2022 roku. Ciąża przebiegała prawidłowo i nic nie zapowiadało, że niedługo przyjdzie nam zmierzyć się z sytuacją, która wywróci nasze życie do góry nogami. Godzinę po porodzie synek przestał oddychać. Został reanimowany oraz zaintubowany.  Doszło do niedotlenienia mózgu i konsekwencją jest padaczka. Synek ma szczękościsk i nie może jeść samodzielnie, dlatego jest karmiony przez sondę. Ma również opóźniony rozwój psychoruchowy – nie chodzi, nie siada i nawet nie przewróci się sam na boki. Jest malutki i waży zaledwie 8 kilogramów. Synek powinien zostać objęty bardzo intensywną, długotrwałą i specjalistyczną rehabilitacją. Niezbędne jest też zakupienie drogiego sprzętu, ortez i pionizatora, który pomoże stanąć Maciusiowi na nogi. Nikt nie jest w stanie zapewnić, jak nasz synek będzie się rozwijać. Przyszłość jest niepewna, ale najgorsze, co moglibyśmy zrobić, to czekać z założonymi rękoma. Pragniemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby mu pomóc, dlatego prosimy o wsparcie finansowe. Serdecznie dziękujemy za okazaną życzliwość.   Edyta i Tomasz, rodzice

13 184 zł
Maja i Mikołaj Chojnaccy
Maja i Mikołaj Chojnaccy , 5 lat

Tulę moje dzieci i proszę o ratunek dla nich! Maja i Mikołaj potrzebują pomocy!

11 lipca 2019 roku na świecie przywitaliśmy nasze ukochane bliźnięta. Nasze wyczekane, wytęsknione, a najważniejsze – zdrowe bliźnięta. Nie mogliśmy nawet podejrzewać, jak straszliwy okaże się dla nas los... Zupełnie niespodziewanie Maja przeżyła pierwszy atak padaczki. Mikołajek niemalże w  tym samym czasie dostał silnej alergii z jednoczesnym zapaleniem żołądka i jelit. Umieraliśmy ze strachu o nich, a to był dopiero początek naszych problemów! Nasze życie kompletnie się posypało…  Ataki padaczkowe odebrały naszej córeczce sprawność. Ze szpitala, zamiast silnej i zdrowej 6-miesięcznej dziewczynki, wyszła dziewczynka z padaczką ogniskową i zanikiem mięśni. Jej codzienność nie obejdzie się bez pomocy rehabilitanta i farmakoterapii. Każdego dnia mierzymy się z kilkoma atakami, gdyż lekarze nadal nie wiedzą, jak jej pomóc. Seria badań, zmiana leczenia oraz codzienna rehabilitacja pozwoliły naszej córeczce samodzielnie usiąść, co w każdej chwili atak padaczki może jej odebrać... Jesteśmy w trakcie diagnostyki gdyż Maja wymaga specjalnych badań oraz obserwacji w kierunku całościowych zaburzeń rozwoju. Dzisiaj ma 17 miesięcy. Wciąż nie potrafi gryźć, ma problemy z połykaniem, nie chce jeść... Mikołaj jest natomiast dzieckiem borykającym się z alergią pokarmową oraz atopowym zapaleniem skóry, przez co 4 razy dziennie musi zażywać leki i trzymać się ścisłej diety. Konieczne jest także kilkukrotne natłuszczanie całego ciała Mikołajka, co znacznie wpływa na jego codzienne funkcjonowanie. Alergia, z którą zmaga się nasz synek jest wyniszczająca dla jego malutkiego organizmu. Niedawne zapalenie spojówek u Mikołaja doprowadziło do znacznej wady jego wzroku. Doszło też do ropnia odbytu, który bardzo ciężko się leczy. Robimy wszystko by uniknąć operacji. Na domiar złego na początku grudnia u synka została potwierdzona astma o podłożu alergicznym. Nie tracimy jednak sił w walce o jego lepszą przyszłość bliźniaków... Leczenie i rehabilitacja oraz wszystkie badania kosztują, nie mamy już siły i pomysłu jak pozyskać środki finansowe, by zapewnić odpowiednie leczenie oraz rehabilitację. Prosimy o pomoc, abyśmy mogli opłacić diagnostykę, rehabilitację oraz leczenie naszych dzieci. Każdy Wasz gest realnie wpłynie na poprawę ich zdrowia! Wdzięczni za okazane wsparcie, rodzice Mai i Mikołaja

13 095,00 zł ( 36,63% )
Brakuje: 22 650,00 zł
Alan Kędzia
Alan Kędzia , 6 lat

Nie pozwolę, by choroba zabrała moje jedyne dziecko! Błagam o pomoc!

Nie ma słów, które opiszą, co czuje matka, która trzyma na rękach swoje malutkie umierające dziecko! To już ponad cztery lata, jak codziennie walczę o życie i zdrowie synka... Jeszcze raz potrzebuję wsparcia. Proszę, nie przechodź koło nas obojętnie, pomóż nam! Stanę na głowie, by go ocalić... Alanek jest całym moim życiem, bez niego mój świat nie będzie istnieć. Gdy synek przyszedł na świat, byliśmy z mężem naprawdę szczęśliwi. Wierzyliśmy, że mamy zdrowe dziecko. Alanek dostał 10 punktów w skali Apgar, ważył prawie 4,5 kilograma. Tak miało się zacząć nasze piękne życie razem. Myśleliśmy, że nikt nam tego szczęścia nie odbierze. Niestety myliliśmy się... Brutalnie odebrała je nam choroba. Gdy Alan miał 3 tygodnie, trafiliśmy do szpitala z zapaleniem płuc. Z synkiem był coraz gorzej, chwilami w ogóle nie kontaktował... Wyniki krwi pokazały, że ma bardzo poważną bakterię we krwi Staphylococcus aureus oraz obniżone napięcie mięśniowe. Zaczęliśmy rehabilitację. Wierzyłam, że najgorsze mamy już za sobą. Niestety... Trafiliśmy do szpitala, w którym przeżyliśmy najgorsze chwile życia. Stan Alanka pogorszył się na tyle, że nie był w stanie samodzielnie oddychać. W ostatnim momencie dobiegłam do pokoju pielęgniarek, krzycząc o pomoc. Tam, podpięty pod tlenem, przespał resztę nocy... Rano chciałam mu dać mleko, jednak Alanek zaczął znów tracić oddech. Tlen już nie pomógł... Alanek został zaintubowany i przewieziony na Oddział Intensywnej Terapii. Umierał... Lekarze zdecydowali o założeniu tracheotomii i PEG-a. Modliłam się, aby synek przeżył każdą  kolejną godzinę... I tak przez trzy miesiące. Dopiero wtedy zostaliśmy wypisani do domu. Alanek trafił pod opiekę hospicjum domowego. Diagnoza rozsypała moje serce na kawałki... U synka zdiagnozowano miopatię wrodzoną ze zmianą w genie ACTA1. Jest to bardzo rzadka i ciężka postać choroby, objawiająca się wiotkością mięśni. Niestety nie ma na nią lekarstwa... Naszą jedyną deską ratunku jest intensywna rehabilitacja, tylko ona może w jakimś stopniu spowolnić chorobę.  Leczenie synka to proces długi i ciągły. Alanek cały czas wymaga kosztownych sprzętów Intensywnej rehabilitacji oraz wizyt u specjalistów - chodzi do neurologa, kardiologa, gastrologa, logopedy, laryngologa oraz fizjoterapeuty. Jest pod opieką hospicjum dla dzieci, dzięki któremu mamy sprzęty potrzebne do życia Alanka. Są chwilę gorsze, ale też wspaniałe, dla których mamy siłę na walkę z chorobą... Moim największym marzeniem jest zobaczyć, jak syn chodzi, jednak wiem, że jest to bardzo trudny i ciężki cel.  Alan robi jednak duże postępy - od niedawna zaczął trzymać głowę, co bardzo nas to cieszy, bo może patrzeć na świat z innej perspektywy. Na ten dzień czekałam kilka lat. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała błagać nieznajomych o wsparcie, ale dla synka zrobię wszystko. Bardzo proszę o pomoc, aby Alan mógł być z nami... Aldona, mama Alanka 

13 034 zł