Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Alan Sorówka
Alan Sorówka , 9 lat

Jeśli ten chłopiec zostanie bez leczenia, nigdy nie będzie samodzielny!

"Poród będzie dzisiaj – musimy ratować matkę… O dziecko będziemy walczyli później" – tak powiedzieli nam w oczy w 26 tygodniu ciąży… Jeśli macie dzieci, wiecie, co znaczą takie słowa i jak trudno po nich ustać na nogach. Chciałem go zobaczyć, byłem gotowy na mojego synka, a nie na śmierć i walkę o życie ich dwojga. Lekarze byli pewni, że jest jakiś problem z serce, dlatego podjęli decyzję o zakończeniu ciąży w 26 tygodniu. Robiłem wszystko, by nie tracić głowy. Mój synek dostał jeden mały punkcik z tych 10 w skali Apgar. Urodził się z deformacją lewej rączki, która przypominała bardziej podkurczone skrzydełko niż normalną dłoń. Nie miało to wtedy znaczenia. Serce działało – żył, patrzył. Pierwszy płacz usłyszeliśmy pod koniec lipca jak usunęli mu rurkę z buzi przez którą oddychał będąc w inkubatorze. Mój syn żył! Umiałem się tym cieszyć, może nawet bardziej niż wcześniej. Traciłem ich oboje, a teraz wszystko odzyskałem. Alanek trafił do inkubatora z małopłytkowością i niewydolnymi nerkami. Ważył 800 gramów – mniej niż torebka cukru. Lekarze byli ostrożni z prognozami, bo kiedy dziecko jest tak małe, może stać się wszystko. Wybuchła bomba – zatrzymały się nerki. Alanowi zmieniono leczenie,podniesiono ciśnienie i nerki ruszyły. To były chwile, których się nie zapomina, kiedy takie maleństwo znosi trudy leczenia i walczy o życie. Ja walczyłem, żeby się nie rozsypać, żeby wciąż czekać na cud, na chwilę, w której ktoś powie, że wszystko będzie dobrze. Kiedy zabieraliśmy go do domu miał nieco ponad 2,5 kilograma. To, że był w domu, traktowaliśmy jako wielkie zwycięstwo. Patrzyliśmy na niego jak spał, był taki malutki i bezbronny. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że coś jest nie tak. Dla niego liczył się dotyk i ciepło matki – dla niego wszystko było w porządku. My wstrzymywaliśmy oddech.Żona pierwszy raz przytuliła Alana dokładnie w dniu ojca tzn. 23 czerwca. Prawie dwa miesiące czekaliśmy na ten moment... Alanek zaczął rosnąć, rozwijać się, wolniej, ostrożniej, ale parł do przodu. Rozpoczęliśmy rehabilitację, by nadgonić uciekający czas. Alanek dostał pierwsze w życiu okularki, przez które wreszcie zobaczył świat. Wada wzroku była potężna, -8, ale to nie nasz największy problem. Alanek rozwija się wolniej, ale nadrabia. Jest pod ciągłą kontrolą neurologiczną, okulistyczną, neurologiczną, ortopedyczną.    Dzięki Wam przeprowadziliśmy operację rączki, ale przed nami kolejne zmagania w walce o zdrowie Alanka. Potrzebujemy pomocy, bo kolejne problemy ze zdrowiem naszego synka sprawiają, że sami nie dajemy już rady. Proszę Państwa o pomoc dla mojego synka, który ma przed sobą całe życie. Marzę, by kiedyś mógł rzucić mi się na szyję i objąć mnie rękami. Marzę, by czas, kiedy boli, kiedy niepełnosprawność tak bardzo ogranicza, przeszedł do historii.  Mama

1 880 zł
Marcin Zadworny
Marcin Zadworny , 5 lat

Wyjątkowe serduszko Marcina potrzebuje Twojej pomocy!

Gdybym tylko mogła, oddałabym własne serce, by jego mogło być zdrowe. Niestety, wiemy, że nie wydarzy się cud, a jedyne, co mogę zrobić to wspierać mojego małego synka w walce, która będzie trwać bardzo długo... Mój cudowny synek urodził się w 41 tygodniu ciąży poprzez cesarskie cięcie. Byłam taka szczęśliwa! Nie mogłam się doczekać pierwszego spojrzenia, pierwszego dotyku. Marzyłam, by w końcu wziąć go w ramiona i cieszyć się, że jest w końcu z nami.  Niestety, nasze pierwsze wspólne chwile wyglądały zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażałam.  Zaraz po porodzie u Marcina zaczęły się poważne problemy z oddychaniem. Ze względu na ciężki stan i niewydolność oddechową, natychmiast został przetransportowany do innego szpitala... Niestety na miejscu, podczas szczegółowych badań wykryto u niego wrodzoną wadę serca pod postacią stenozy aortalnej. Nigdy nie zapomnę tego momentu. Strach zupełnie mnie sparaliżował. Nie wiedziałam co się dzieje, jak pomóc mojemu synkowi!  Najpierw pojawił się żal, niedowierzanie, ból. Potem pytania – dlaczego on? Jak to możliwe? Zaraz potem – co można zrobić? I najważniejsze – czy przeżyje? Wiele pytań i tak mało odpowiedzi...  Do dziś nasz rytm dnia wyznaczają regularne wizyty u specjalistów, badania i częste pobyty w szpitalach. Niestety, ostatnie wyniki wykazały silną alergię pokarmową, przez którą synek musi być na restrykcyjnej diecie i potrzebuje specjalistycznego mleka.  Leczenie, wizyty u specjalistów, leki, odpowiednie mleko – koszty ciągle rosną. Wszystkie te wydatki już teraz stają się dla mnie barierą nie do pokonania. Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak prosić Was o pomoc...  Bez Waszego wsparcia będzie mi niezwykle ciężko zapewnić synkowi niezbędne leczenie. Proszę, wspomóż nas w tej ciężkiej walce! Pragniemy, by jutro nie były już tak przerażające… Anna, mama Marcina

4 998 zł
Aleksander Malinka
Aleksander Malinka , 15 lat

Tragedia na sankach! Aluś walczy każdego dnia... Pomoż!

To miała być beztroska zabawa na śniegu… Zmieniła się w tragedię. Aluś miał wtedy zaledwie 6 lat. Razem z tatą i babcią był na zimowym wyjeździe w górach. To był ostatni dzień pobytu, tata zabrał Alusia na sanki. Wtedy zdarzył się wypadek… Dziś nasz synek bardzo potrzebuje pomocy. Przez pandemię i brak dostępu do rehabilitacji jego stan się pogorszył. Prosimy, okaż wsparcie Alusiowi! Tamta tragedia zostanie w nas na zawsze. Aluś z tatą rozpędzeni, spadli ze skarpy, sanek nie udało się zatrzymać. Obaj uderzyli głowami w drzewo… Mąż miał tylko lekkie wstrząśnienie mózgu i kilka ran. Synek stracił przytomność. Wyszedłby z tego, ale potem, już w szpitalu, wydarzyło się coś, co sprawiło, że nasz świat się zawalił… Po wypadku męża zabrała karetka, a synka helikopter. Nie wiemy, co tam się wydarzyło, jednak Aluś trafił do szpitala już zaintubowany. Robili mu wszystkie niezbędne badania, wydawało się, że największe zagrożenie minęło. Lekarze już chcieli odłączać Alusia od respiratora, jednak jeden z nich polecił się wstrzymać jeszcze jeden dzień. Gdybyśmy tylko wiedzieli, jakie to przyniesie tragiczne skutki… W nocy synek kaszlnął, odruch bezwarunkowy. Wtedy źle zabezpieczona rurka przesunęła się. Maszyna nie dostarczała tlenu, a rurki w ustach uniemożliwiły synkowi oddychanie. Zaczął się dusić. Lekarze przyszli szybko, ale zawiodła długa procedura sprawdzania, co się stało… Nie wiadomo, ile czasu mózg Alusia nie dostawał tlenu. Doszło do zatrzymania krążenia… Moje dziecko umierało. Lekarze uratowali jego życia, ale od tamtej chwili miało już nie być takie, jak dawniej. Aluś stracił na to szansę bezpowrotnie… Kilkuminutowe niedotlenienie mózgu zrobiło ogromne spustoszenie w organizmie Alusia. Synek zapadł w śpiączkę.  Pierwszy rok po wypadku synek był w warszawskiej klinice “Budzik”, ale specjalistom nie udało się go wybudzić. Aluś opuścił klinikę w stanie minimalnej świadomości. Od kwietnia 2016 roku jesteśmy w domu. Każdego dnia toczymy ciężką, choć nierówną walkę o zdrowie naszego dziecka, bo wierzymy, że kiedyś do nas wróci! Synek po wypadku dzięki intensywnej, regularnej rehabilitacji i wielokierunkowej stymulacji robił piękne postępy. Niestety, okres pandemii w marcu 2020 zablokował nam dostęp do rehabilitacji i pochłonął w mig okres ciężkiej pracy! Skrzywienie kręgosłupa, przykurcz rączek w stawach łokciowych i nadgarstku pogłębiły się, przykurcz kolanowy postąpił i uniemożliwił nam pionizację. Ogólnie spastyka całego ciała nasiliła się i pomimo zwiększonych dawek leków bez niezbędnej rehabilitacji nie udało nam się zatrzymać negatywnego procesu powiększających się przykurczów...  Jestem świadoma, że duży wpływ na to ma okres wzrostu, dlatego regularna rehabilitacja jest niezbędna. Kości rosną – mięśnie i ścięgna bez tej pracy powodują jednocześnie ból i duży dyskomfort!  Tylko dzięki intensywnej i regularnej pracy jesteśmy w stanie utrzymać przykurcze na tym samym poziomie, żeby nie doszło do skostnień, które będą musiały zakończyć się niezbędną operacją w przyszłości. Musimy zawalczyć, by utrzymać ciało synka w jak najlepszej kondycji!  Przez całą pandemiczną sytuację synek ma podwichnięte bioderka, które całkowicie uniemożliwiają nam pionizację. Jedyna możliwa opcja to pionizacja z góry, która umożliwi nam stopniowane obciążanie stawów nieprzekraczających 20-30% masy ciała, by nie doprowadzić do zwichnięcia stawów biodrowych. Dzięki podsufitowemu podnośnikowi za tą samą cenę możemy dokonać bardzo podobnej pionizacji z góry, jak i wykorzystać go do wielu innych codziennych czynności, takich jak podwieszenie podczas zmiany pościeli, czy transport synka z łóżka na wózek, czy materac do ćwiczeń. Niestety, nie stać nas na tak drogi sprzęt, dlatego bardzo prosimy o wsparcie. Podnośnik ułatwi nam walkę o sprawność i zdrowie synka, a nie ma dla nas nic ważniejszego. Dodatkowo bardzo chcielibyśmy zapewnić synkowi jak najlepszą rehabilitację oraz wyjazdy na turnusy, które pozwalają Alusiowi walczyć o sprawność i robić ogromne postępy! Dlatego prosimy o pomoc, bo koszty nas przewyższają...  Za wszystko z góry dziękujemy. Rodzice Aleksandra

31 480,00 zł ( 43,51% )
Brakuje: 40 861,00 zł
Artur Wodarz
Artur Wodarz , 3 latka

Nie pozwolę, by choroba zniszczyła mu życie na zawsze! Pomóż walczyć o Arturka!

Jest taki maleńki, a choroba skazała go na potworne cierpienie. Ten widok łamie mi serce, ale wiem, że w tej walce nie mogę się poddać ani na chwilę!  Kiedy Arturek płacze z bólu i bezradności, czasem mam ochotę krzyczeć razem z nim. Pierwsze podejrzenie choroby pojawiło się podczas badań prenatalnych, kolejne potwierdziły przypuszczenia lekarzy, ale nie mogłam i nie chciałam uwierzyć, że moje dziecko będzie chore. To była zupełnie inna ciąża, to doświadczenie, kiedy wciąż towarzyszy strach niszcząc radość oczekiwania.  Diagnoza: stopa końsko-szpotawa była dla mnie szokiem. W momencie, kiedy usłyszałam te słowa, nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo choroba zdeterminuje przyszłość, jak wiele nam odbierze… Arturek miał zaledwie kilka dni, kiedy po raz pierwszy założono mu na nóżki gips. Maleńki, bezbronny noworodek z ogromnym, ciężkim krępującym ruchy gipsem na malutkiej nóżce - tego widoku nie zapomnę nigdy. Najgorsze w tej historii jest to, że nie mogliśmy go tak po prostu zdjąć po czasie i wrócić do życia, które wiedliśmy niedawno. Naszą rutyną stały się regularne wizyty w klinice - początkowo były związane ze zmianą gipsu co tydzień, teraz odbywają się rzadziej, ponieważ gips zamieniliśmy na buty ortopedyczne połączone przy użyciu specjalistycznej szyny, które Arturek nosi przez co najmniej 23 godziny każdego dnia. Każda taka podróż to pokonanie ponad 800 kilometrów jednego dnia.  Leczenie wady może potrwać nawet 5 lat. Właśnie tyle czasu potrzebują specjaliści, by nóżka zmieniła ułożenie. Przed nami jeszcze jeden, bardzo ważny etap: codzienna rehabilitacja, od której zależy, czy Arturek wypracuje prawidłowe wzorce ruchów. Każde z tych działań było realizowane prywatnie, ze środków, które miały zabezpieczać przyszłość naszej rodziny… Niestety, częste wizyty w klinice, pokrycie kosztów dojazdu, zabezpieczenie sprzętu - to tysiące złotych, które czasem wystarczają na zaledwie miesiąc opieki. Choroba to cierpienie naszego synka, które nigdy się nie skończy, jeśli nie podejmiemy kosztownej walki! Sami nie jesteśmy w stanie sprostać takiemu wyzwaniu, a to oznacza, że możemy stracić jedyną szansę na walkę o zdrowie i sprawność naszego dziecka!  Proszę, wyciągnij pomocną dłoń! Ratuj przed cierpieniem, rozpaczą, przed komplikacjami, które mogą na zawsze zniszczyć dzieciństwo naszego synka… Nie mogę pozwolić, by na drodze do zdrowia i sprawności stanęły nam środki…  Chciałabym móc cieszyć się beztroskim macierzyństwem. Chciałabym móc wziąć go w ramiona i za całą pewnością powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Pomożesz mi?

4 655,00 zł ( 10,93% )
Brakuje: 37 899,00 zł
Cezary Widawski
Cezary Widawski , 6 lat

Codzienne zmagania z bolesną rzeczywistością... Pomóż!

Naprawdę chciałabym wierzyć w cuda, w to, że dałoby radę cofnąć czas, odzyskać te chwile, kiedy nic nie było w stanie zakłócić naszego szczęścia. Ciężar diagnozy nagle zwalił się na nasze barki i pogrążył w strachu o przyszłość ukochanego synka… Czarek od urodzenia choruje na hemofilię, czyli wrodzony brak lub niedobór czynników krzepnięcia krwi. Byliśmy na to jednak w pewnym stopniu przygotowani. Wiedzieliśmy, że ze względu na obciążenia genetyczne synek może urodzić się z tym schorzeniem. Nie byliśmy jednak gotowi na diagnozę, z którą musieliśmy zmierzyć się później, która przekreśliła marzenie o beztroskim dzieciństwie Czarka. Z czasem zauważyliśmy u synka niepokojące zachowania. Wcześniej Czarek wymawiał pojedyncze słowa, wskazywał paluszkiem, gdy coś go zaciekawiło. Później to wszystko nagle się cofnęło. Synek przestał mówić i nawiązywać z nami kontakt, zdarzało mu się krzyczeć bez powodu. Po ostatnich badaniach i konsultacjach dowiedzieliśmy się, że Czarek jest dzieckiem ze spektrum autyzmu. W jednej chwili nasza codzienność zmieniła się o 180 stopni, a na pierwszy plan wysunęła się walka o jak najlepszy rozwój naszego synka i jego przyszłość.  Wiemy już, że konieczna będzie systematyczna terapia logopedyczna, integracji sensorycznej, rehabilitacja i liczne zajęcia pod okiem specjalistów, które pozwolą synkowi walczyć o dalsze postępy. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby zapewnić Czarkowi dostęp do specjalistycznej opieki i szansę na jak największy rozwój. To wszystko wiąże się jednak z kosztami, które nas przerastają, dlatego będziemy wdzięczni za każde okazane wsparcie!  Emilia, mama

7 661 zł
Wiktoria Kubiak
Wiktoria Kubiak , 22 lata

Chłoniak nie odpuszcza - zabija❗️Ratuj życie Wiktorii!

Mam na imię Wiktoria, mam 19 lat. Tuż przed maturą okazało się, że muszę zdać trudniejszy egzamin, do którego nie można się przygotować... Egzamin z walki o własne życie. W kwietniu otrzymałam diagnozę, która wtedy brzmiała jak wyrok - chłoniak Hodgkinga w IV, czyli najgorszym stopniu zaawansowania. Rzadko występujący nowotwór... Całe życie wywróciło mi się do góry nogami... Zamiast cieszyć się tym, że jestem absolwentką liceum, że czeka mnie dorosłość, musiałam podjąć walkę o to, by w ogóle nastąpiła... Czekał mnie długi pobyt w szpitalu, cykle ciężkiej chemioterapii, izolacja... Nie tak wyobrażałam sobie swoją życie po maturze. Miało być w nim rozpoczęcie wymarzonych studiów, przeprowadzka do Warszawy, podjęcie pierwszej pracy... Wszystkie plany i marzenia legły w gruzach. Niestety, chłoniak okazał się bardzo trudnym przeciwnikiem, a walka z nim okupiona była bólem, strachem i wielką tęsknotą za domem... Podjęte niemal natychmiast leczenie zawiodło. Chemioterapia wyniszczyła mój organizm, a nowotwór nadal mnie zabijał. Było coraz gorzej! 12 sierpnia przestały pracować nerki, mój stan był bardzo ciężki, ale nie przestałam walczyć... Dopadła mnie sepsa. Kiedy już myślałam, że wychodzę na prostą, usłyszałam od lekarzy najgorsze słowa - WZNOWA! Pojawiły się nowe ogniska, a stare uaktywniły.  Nowy Rok rozpoczęłam nowym leczeniem. Jestem pewna, że nie zabraknie mi determinacji. Nie pozwoli mi na to moja harcerska dusza. W 2013 dołączyłam do drużyny harcerskiej "Płomień", po niecałym roku złożyłam przyrzeczenie, a po kilku latach zostałam zastępową w tej drużynie. W 2019 roku razem z przyjaciółką postanowiłyśmy otworzyć własną gromadę "Łowcy Gwiazd". Dzięki harcerstwu poznałam wiele wspaniałych osób i nauczyłam się bardzo dużo, w znacznym stopniu to ZHP ukształtowało mnie i mój charakter.  Mam jeszcze siłę do walki, potrzebuję jednak Waszego wsparcia... Koszty są ogromne, czas ucieka… A nie widać końca wydatków na leczenie. Mam wspaniałą rodzinę i przyjaciół, którzy wspierają mnie cały czas, ale przy tak dużych kosztach nasze środki to zaledwie kropla w morzu potrzeb.  Bez Was nie dam rady - nie zdążę. Proszę o pomoc, mam dopiero 19 lat, przede mną całe życie... Wiktoria

68 520 zł
Dawid Siekierski
1 dzień do końca
Dawid Siekierski , 23 lata

Cios w klatkę piersiową prawie zabił Dawida. Ratuj młode życie!

Dramat Dawida, ale i całej naszej rodziny wydarzył się 5 czerwca 2021 roku. To miał być długi weekend, przepełniony radością i dobrą atmosferą. Okazał się jednym z najgorszych w naszym życiu. Wprowadził strach, niepewność i brak zrozumienia.  Dawid tej soboty był bardzo radosny. Z niecierpliwością wyczekiwał na spotkanie ze znajomymi i swoją dziewczyną, na którym miało pojawić się sporo kolegów z jego szkoły podstawowej i gimnazjum. Nikomu nie przeszło przez myśl, że zakończenie tego spotkania skończy się dla Dawida tragicznie. Nie wiadomo z jakiego powodu jeden z kolegów nagle zadał Dawidowi mocny cios w klatkę piersiową. Syn upadł na ziemię, czego efektem było zatrzymanie akcji serca i krążenia. Wtedy rozpoczął się dramatyczny scenariusz, którego konsekwencje odczuwamy do dziś. Dawid długo nie otrzymywał pomocy, ponieważ koledzy zlekceważyli jego stan, twierdząc, że zaraz wstanie, że tylko udaje. Nie udawał… Ciężko powiedzieć co kierowało sprawcą ciosu. Tym bardziej ciężko powiedzieć, dlaczego wszyscy zwlekali z pomocą. Dopiero po dłuższym czasie wezwano karetkę pogotowia, która po skutecznej resuscytacji, na sygnale przewiozła Dawida do szpitala. Syn w stanie bardzo ciężkim został przekazany na OIOM. Nie mogliśmy uwierzyć w to co się stało. Syn wyszedł na spotkanie z przyjaciółmi i dziewczyną, a skończył, walcząc o życie w szpitalnym łóżku. Dawid przebywał w śpiączce farmakologicznej. Doszło do niedotlenienia mózgu, czego skutkiem jest spastyczne porażenie czterokończynowe i encefalopatia niedotlenieniowo — niedokrwienna. Po ciężkiej walce o życie w szpitalu i pogodzeniem się z sytuacją potrzebujemy ogromnych środków na rehabilitację  Nasz syn to młody człowiek, ma dopiero 20 lat, przed nim całe życie. Widzimy jego postępy. Każdy dzień z intensywną rehabilitacją przybliża nas do powrotu do zdrowia. Jednak to wciąż za mało, by Dawid mógł samodzielnie chodzić, czy się porozumiewać. Dlatego z całych serc prosimy o pomoc. Pomóżmy odzyskać Dawidowi to, co stracił. Pomóż odzyskać młodość, samodzielność i wiarę w piękną przyszłość! Rodzice Dawida

62 838,00 zł ( 44,74% )
Brakuje: 77 588,00 zł
Kasia Kamyk
Kasia Kamyk , 9 lat

Samotna mama walczy o córeczkę! Potrzebna pomoc!

Kiedy Kasia przyszła na świat, nie było czasu na radość i beztroskę. Od razu rozpoczęła się dramatyczna walka o życie i przyszłość. Kasia urodziła się poważnie chora i do dzisiaj trwa walka o zdrowie. Konieczna jest intensywna rehabilitacja, która pochłania ogromne pieniądze. Prosimy, przeczytaj apel samotnej mamy i pomóż jej walczyć o córeczkę. Tak bardzo na nią czekałam. Marzyłam o tym, że już za kilka miesięcy ją przytulę, ucałuję. Jednak kiedy Kasia przyszła na świat, nie było miejsca na radość, beztroskę. Zaczęła się walka na śmierć i życie.  Córeczka urodziła się w 31 tygodniu ciąży, o wiele za wcześnie, z wagą 1780 g. Była taka malutka, krucha, zupełnie niegotowa na to, żeby przyjść na świat. Chociaż przez lata robiłam wszystko, by konsekwencje wcześniactwa były jak najmniejsze, to los brutalnie nas doświadczył.  Dzisiaj Kasia ma 7 lat i grubą teczkę chorób, z którymi jakoś musimy sobie radzić. Cierpi na mózgowe porażenie dziecięce, retinopatię, została genetycznie obciążona  chorobą zakrzepowo-zatorową oraz ma podejrzenie padaczki. Jesteśmy pod stałą kontrolą szeregu specjalistów, jednak z każdym rokiem córeczka coraz bardziej odbiega rozwojem od swoich rówieśników.  Wierzę, że samodzielna przyszłość Kasi jest w naszym zasięgu. Wiem jednak, że potrzebujemy do tego Twojej pomocy! Proszę, pomóż nam w tej trudnej walce o lepsze życie dla Kasi. Mama

6 477,00 zł ( 7,78% )
Brakuje: 76 757,00 zł
Wiktoria Jaczewska
Wiktoria Jaczewska , 8 lat

Tylko niezwykle drogi sprzęt rehabilitacyjny da Wiktorii szansę na pierwszy krok - pomóż❗️

Nasza córeczka ma na imię Wiktoria, urodziła się w 2016 roku w 27 tygodniu z wagą 950g. W wyniku wielu skutków wcześniactwa cierpi i walczy o swoją przyszłość każdego dnia! Niedotlenienie, wylewy, skrajne wcześniactwo, gen Col4a2, dodatkowo boryka się z lekooporną padaczką. Ma wzmożone napięcie mięśniowe, a także opóźnieniem rozwoju w postaci mózgowego porażenia dziecięcego.  Codzienna rehabilitacja, wizyty u specjalistów, turnusy rehabilitacyjne i niezbędny sprzęt psychoruchowy są bardzo kosztowne i dlatego prosimy o waszą pomoc. Otrzymaliśmy kosztorys robota do nauki kroczenia, cena powaliła nas na kolana... Niestety tak przerażająco wysoka kwota jest dla nas nierealna. Zalecenia Pani Doktor z kliniki ortopedycznej jest, by Wiktoria zaczęła chodzić. Osiągnięcie takiej umiejętności byłoby dla niej zdecydowanym ułatwieniem.  Zrobimy wszystko, by umożliwić to naszej córce, ale bez środków to się nie uda! Trening w specjalistycznym urządzeniu pozwala utrzymać pozycję pionową i pełne obciążenie nóg, utrzymuje ruchomość stawów oraz ma pozytywny wpływ na prawidłowe oddychanie, krążenie, jak i budowę i siłę mięśni u dzieci. Brzmi dosłownie jak nasze marzenie...  Cena niestety to dla nas zupełna abstrakcja. 166 000 złotych, tyle kosztuje nasze marzenie. Pierwsze kroki córki.  Każda pomoc, nawet ta najmniejsza jest zatem na wagę złota. Rodzice Wiktorki 

33 356,00 zł ( 18,88% )
Brakuje: 143 240,00 zł