Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Arek Wiśniewski
Arek Wiśniewski , 43 lata

Tragiczny wypadek! Dłoni nie dało się uratować... Potrzebna pomoc!

Mało kto zdaje sobie sprawę z ryzyka, dopóki sam go nie doświadczy. Poranek zapowiadał zwyczajny dzień pracy. Wieczorem myślałem tylko o tym, jak wiele straciłem… We wrześniu 2024 roku uległem nieszczęśliwemu wypadkowi. Pracowałem na rębaku. W pewnym momencie maszyna wciągnęła moją rękę. Do teraz nie wiem, jak to się stało. Rękawiczka musiała zahaczyć o gałąź… To były ułamki sekund, podczas których straciłem prawą dłoń.  Lekarze podjęli się natychmiastowej operacji. Obrażenia nie pozostawiały złudzeń, były zbyt rozległe. Dłoni nie dało się uratować. Leżąc w szpitalnym łóżku nadal zastanawiałem się, jak do tego doszło. Wypadek odebrał mi możliwość wykonywania mojej pracy. Na co dzień jeździłem wózkami widłowymi i samochodem. Teraz nie mogę tego robić… Nic nie jest takie, jak kiedyś. Obecnie rana na kikucie jest w trakcie gojenia. Potrzebuję protezy, która zastąpi mi dłoń. Przede mną długa rehabilitacja. Wszystko to wiąże się z ogromnymi kosztami. Przed wypadkiem byłem osobą aktywną. Uwielbiałem pływać kajakiem i zabierać dzieci na rowerowe wycieczki. Kochałem majsterkować. Szlifierka, spawarka, wkrętarka, czy młotek nie były mi obce. Uwielbiałem to. Chciałbym jeszcze kiedyś do tego wrócić… Trudno mi to pisać, ale bez Waszej pomocy nie dam sobie rady. Potrzebuję środków na dalszy proces leczenia. Jeśli zechcecie mi pomóc, będę bardzo wdzięczny. Arek

16 880 zł
Antoni Schmidt
Antoni Schmidt , 10 lat

Antek urodził się bez tarczycy! To tylko jedno z wielu wyzwań... Ratuj!

Mój synek przyszedł na świat bez tarczycy. Jego walka o zdrowie rozpoczęła się wraz z pierwszym haustem powietrza. Przed nami jeszcze wiele wyzwań, z którymi potrzebujemy Twojej pomocy! Antek choruje na niedoczynność tarczycy, spowodowany jej agenezją, epilepsję oraz zaburzenia przemiany materii. Zmaga się również z niepełnosprawnością intelektualną. Start Antka nie był łatwy. Już pierwsze tygodnie życia spędziliśmy na wizytach u licznych specjalistów. Pamiętam, jak ostrożnie rozpuszczałam w wodzie tabletki, by podać je mojemu maleńkiemu synkowi do buźki.  Byłam przerażona, czuwając przy nim podczas sennych ataków padaczki. Bałam się o jego życie, gdy sztywne ciało drżało po dziesięć, dwadzieścia razy w ciągu nocy. Od tego czasu minęło ponad dziesięć lat, a nasza walka nadal trwa. Jeździmy z synkiem na liczne badania kontrolne. Bez leków jego organizm nie byłby w stanie funkcjonować.  Na domiar złego, niepełnosprawność odbiera mu możliwość rozwoju w takim tempie, jak jego rówieśnicy. Boryka się z brakiem koncentracji, nie potrafi odnaleźć się w grupie osób. Chcę mu pomóc, ale nie mam jak. Jedyną nadzieją jest dalsze leczenie i rehabilitacja. Niestety, koszty, z jakimi musimy się zmierzyć, są bardzo duże. Jeśli zechcecie wesprzeć nas w tej trudnej sytuacji, będę niezwykle wdzięczna. Mama Antosia

922,00 zł ( 14,44% )
Brakuje: 5 461,00 zł
Wojtuś Tymiński
Wojtuś Tymiński , 8 lat

Niech ostatnia umiera nadzieja, a nie nasze dziecko! Pomóż!

Kazali nam szukać hospicjum. Powiedzieli, że nie ma szans… Że na tę chorobę nie ma lekarstwa. Patrzyliśmy w błękitne oczy naszego synka, takie ufne, wciąż pełne życia… Co mamy robić – kupić trumnę i czekać? Nigdy! Do ostatniego oddechu będziemy walczyć o to, by nasz synek też nie przestał oddychać! Wojtuś, wcześniej energiczny i ruchliwy, nagle zaczął utykać… Stało się to właściwie z dnia na dzień. Jednego dnia jeszcze biegał jak zając, a drugiego już powłóczył lewą nóżką… Zaczął się przewracać, zataczać, miał problemy z równowagą. Zaniepokojeni, zabraliśmy go do lekarza. W najgorszych koszmarach nie spodziewaliśmy się tego, co miało nastąpić… Synek nie chodził, nie umiał stanąć, samodzielnie nawet nie siedział… Leżał, patrzył w sufit, jego wzrok coraz częściej uciekał gdzieś na bok, jakby nie wiedział, co się dzieje…  Wojtuś nie chodził nawet na czworakach. Sam nie sięgał rączką po zabawkę… Sam też nie jadł. Trzeba było go karmić, przewijać, przebierać… Dokładnie tak jak wtedy, gdy dopiero co się urodził. Szukaliśmy odpowiedzi, co jest Wojtusiowi. Wolelibyśmy, żeby nigdy nie nadeszła… Najpierw badano nóżkę, potem zasugerowano, żebyśmy zrobili konsultacje neurologiczne… Gdzieś po drodze, padło to słowo. Wtedy jeszcze nic nam nie mówiło… Choroba Krabbego. Bardzo rzadka, wyniszczająca choroba układu nerwowego, prowadząca do jego zwyrodnienia. Ma kilka postaci, w tej najcięższej dzieci umierają przed ukończeniem 2 lat.  W chwili obecnej Wojtuś ma 8 lat, nie chodzi, nie stoi, nie mówi i nie jest samodzielny. Jednego nie odebrała mu choroba – uśmiechu i otwartości do ludzi. Nadal jest bardzo pogodnym i uśmiechniętym dzieckiem. Dzięki Waszemu wsparciu poprzedniej zbiórki nas synek mógł skorzystać ze specjalistycznej opieki medycznej, które pozwoliła mu na większą kontrolę głowy, rozglądanie się oraz poprawę wzroku. Obecnie Wojtusiowi trzeba zapewnić leczenie i terapię komórkami macierzystymi. Niestety, ale koszty leczenia i rehabilitacji przewyższają nasze możliwości finansowe.  Potrzebujemy Waszego wsparcia, bo to jedyne, co możemy zrobić dla naszego dziecka... Wierzymy, że kolejny cud jest możliwy i nasz synek przeżyje… Dlatego prosimy o pomoc, by ratować życie naszego synka. Pomóż, niech ostatnia umiera nadzieja, a nie nasze dziecko… Rodzice Wojtusia

8 411,00 zł ( 3,17% )
Brakuje: 256 458,00 zł
Zbigniew Wójcik
Zbigniew Wójcik , 61 lat

To już kolejna powódź... Tym razem nasz dom został zniszczony!

Pamiętam powódź z 1997 roku, a także tę z 2010. Za każdym razem udało nam się uniknąć katastrofy i woda zatrzymywała się kilka metrów od domu. Niestety, wrześniowa powódź już nas nie oszczędziła i straty poczynione przez żywioł są ogromne! Z początku łudziliśmy się jeszcze, że powódź ominie dom, ale wody przybywało z minuty na minutę… Moja żona została ewakuowana przez straż pożarną, a ja zostałem jeszcze w domu, by zabezpieczyć najważniejsze rzeczy. Sytuacja robiła się jednak coraz bardziej niebezpieczna – musiałem uciekać! Drogi były już nieprzejezdne, więc ruszyłem przez pola w stronę domu mojego kolegi, który udzielił nam schronienia. Kiedy woda powoli zaczęła się wycofywać, wróciliśmy z żoną do domu – widok był opłakany. Zniszczone ściany, podłogi, meble… Zalany został także zgromadzony na zimę opał. Mimo, że od dnia powodzi minęło już kilka tygodni, to wciąż nie możemy się otrząsnąć po katastrofie! Udało nam się oczyścić dwa pokoje, jednak reszta domu wymaga gruntownego remontu... Zwracam się do Was z prośbą o pomoc w odbudowie tego, co zniszczyła wielka woda. Każda wpłata to cegiełka, która daje nam nadzieję na przyszłość!  Zbigniew

270 zł
Mia Dolny
Pilne!
Mia Dolny , 2 latka

Pierwsza chemioterapia nie zadziałała – pomóżmy małej Mii w walce z nowotworem❗️

Jesteśmy rodzicami Mii, naszej małej wojowniczki. Od maja 2023 roku, nasza córeczka zmaga się z bardzo trudną chorobą – histiocytozą wieloukładową z komórek Langerhansa. Początkowo sądziliśmy, że to tylko problem z uszkiem lub może infekcja wirusowa, ale prawda okazała się o wiele bardziej przerażająca... Po miesiącach niepewności, diagnozę postawiono dopiero w Warszawie. Tam też Mia zaczęła swoje pierwsze leczenie chemioterapią, które choć bardzo obciążające, dawało nam nadzieję na poprawę. Niestety, po pół roku trudnej walki okazało się, że choroba postępuje... Obecnie Mia przyjmuje chemioterapię celowaną – silniejsze, specjalistyczne leczenie, które ma powstrzymać rozwój choroby. Codzienność naszej córeczki to zmagania z licznymi badaniami, częste podróże do Warszawy, niekończące się wizyty u lekarzy i konieczność ciągłej ostrożności, by unikać zakażeń. Mia musiała również przejść zabieg założenia portu centralnego, aby uniknąć ciągłych nakłuć, które sprawiały jej wielki ból. Choroba sprawia, że Mia często cierpi z powodu bólu ucha, co wpłynęło na jej rozwój i sprawiło, że później zaczęła chodzić. Jednak nasza dziewczynka jest pełna determinacji, ćwiczy i z każdym dniem robi postępy. Dzięki wsparciu swojej starszej siostry nieustannie się uśmiecha, śmieje i walczy dalej, mimo że musimy bardzo uważać na to, gdzie i kiedy się bawi. Każdy wyjazd na badania do Warszawy to wyzwanie emocjonalne i finansowe, dlatego zwracamy się do Was z ogromną prośbą o pomoc. Koszty leczenia, transportu, rehabilitacji i specjalnej opieki są ogromne, ale nadzieja na lepsze jutro dla Mii jest jeszcze większa. Potrzebujemy Waszego wsparcia, aby nasza córeczka mogła dalej walczyć o zdrowie i odzyskać pełnię radości dzieciństwa. Z serca dziękujemy za każdy gest wsparcia i za to, że jesteście z nami w tej trudnej drodze. Wierzymy, że wspólnymi siłami uda się nam dokonać naprawdę wiele! Rodzice Mii

19 915 zł
Antoni Lenkiewicz
Antoni Lenkiewicz , 5 lat

Leczenie ostatniej szansy❗️Ratuj życie 5-letniego Antosia❗️

KRYTYCZNIE PILNE! Nasz synek został skazany na śmierć! W Polsce nie ma już dla niego ratunku... Nasza ostatnia nadzieja to klinika w Rzymie! Błagamy o pomoc! Ratujcie nasze dziecko!  Historia Antosia to scenariusz z najgorszego koszmaru! Gdy myśleliśmy, że najgorsze już za nami, przyszła WZNOWA! Nasz maleńki synek przechodził niewyobrażalne cierpienie podczas ratującego życie leczenia, a to wszystko na nic! Jedyny ratunek zaoferowano nam za granicą. Dzięki Waszej pomocy dokonaliśmy już pierwszej wpłaty, jesteśmy gotowi, by lecieć! Ale to dopiero początek, bo kosztorys na leczenie jest ogromny! Nie poradzimy sobie bez Waszej pomocy!  Wszystko zaczęło się w zeszłym roku... Pod koniec lutego nasz syn trafił do szpitala z podejrzeniem guza mózgu w części potylicznej. Mimo że wtedy było to jeszcze podejrzenie, byliśmy przerażeni! Niestety przypuszczania lekarzy zostały potwierdzone. U Antosia zdiagnozowano  złośliwy nowotwór mózgu IV stopnia, a dokładnie Medulloblastomę – rdzeniaka zarodkowego!  Antoś przeszedł operację usunięcia guza i przeszedł wycieńczającą chemioterapię. Mieliśmy nadzieję, że koszmar dobiega końca... Niestety, okazało się, że nowotwór wrócił i musimy się zmierzyć z nim jeszcze raz! Lekarze wykryli w główce naszego synka kolejny kawałek guza. Nie było czasu do stracenia, decyzja o operacji zapadła natychmiast. Rokowania są złe. W Polsce skończyły się możliwości leczenia. Nie mogliśmy tego zaakceptować... Znaleźliśmy pomoc za granicą i musimy z niej skorzystać. Jeśli nie zbierzemy pieniędzy na leczenie, nasz synek nie przeżyje... Z całego serca prosimy Was o pomoc. Musimy zrobić wszystko, by uratować Antosia. On ma tylko 5 lat... Musi żyć! Rodzice Antosia ➡️ Licytacje dla Antosia

128 928,00 zł ( 12,11% )
Brakuje: 934 902,00 zł
Michał Miśtal
Pilne!
Michał Miśtal , 33 lata

Oczekiwałem narodzin córeczki, gdy dowiedziałem się, że mam raka❗️Pomocy❗️

Do czerwca tego roku byłem zdrowym, szczęśliwym człowiekiem, który oczekiwał narodzin swojej pierwszej, wymarzonej córeczki. Dziś walczę o życie. Powinienem się cieszyć, spędzać czas z rodziną, obserwować rozwój mojej małej Emilki. Niestety dziś przechodzę przez onkologiczne piekło i boję się, że odejdę, a moja córka nie będzie mnie pamiętać… Proszę, pomóż mi! Byłem akurat na wyjeździe za granicą, gdy zacząłem odczuwać przeraźliwy ból brzucha. Ból, który był nie do zniesienia! Po powrocie do kraju natychmiast trafiłem do szpitala, gdzie lekarze przeprowadzili wiele szczegółowych badań. Wyniki sprawiły, że mój świat runął… Zdiagnozowano u mnie raka głowy trzustki… Myślałem tylko o tym, czy uda mi się przeżyć, ile czasu mi jeszcze zostało, czy moja córeczka będzie mnie pamiętać… Moje życie zawaliło się jak domek z kart, choć myśleliśmy, że narodziny Emilki zmienią wszystko na lepsze… Moja żona była jeszcze w ciąży, gdy poznaliśmy tę okrutną diagnozę… Choroba przyszła nagle i niespodziewanie, zadając nam ogromny ból, cierpienie i strach. Ale ja nie mam zamiaru się poddać. Ta walka to moje największe wyzwanie, ale miłość do rodziny jest silniejsza, niż choroba i dzięki temu wiem, że wygram. Wsparcie moich bliskich sprawia, że mam siłę, by zawalczyć o swoje życie… Wiem jednak, że bez Waszej pomocy finansowej nie dam rady… Jestem w trakcie 6. cyklu chemioterapii – zaplanowanych jest około 10-12. W Polsce niestety na tym moje możliwości i szanse się kończą… Jestem w trakcie konsultacji zagranicznych i szukania kliniki, która podejmie się operacji usunięcia tego potwora! To mój jedyny ratunek… Wasza pomoc to nie tylko finansowe wsparcie, ale także ogromna dawka nadziei na lepsze jutro. Codziennie patrzę na moją nowo narodzoną córeczkę i wiem, że muszę wygrać tę nierówną walkę, aby być przy niej, patrzeć na każdy etap rozwoju i ją chronić. To mój obowiązek! Zawsze marzyłem, by zostać tatą… Teraz, gdy moje marzenie się spełniło, umieram… Emilka ma dopiero miesiąc, nie mogę jej zostawić... Proszę, pomóż mi! Twoje wsparcie jest moim ratunkiem... Michał

169 096 zł
Kinga Maściuk
Kinga Maściuk , 5 lat

Choroba odbiera nam córeczkę – kawałek po kawałku❗️Pomóż w walce z zespołem Retta❗️

Pamiętamy dzień, w którym Kingusia przyszła na świat, jakby to było wczoraj. Trzymaliśmy córeczkę w ramionach, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Zachwycaliśmy się każdą kolejną wspólnie spędzoną chwilą, snując plany i marzenia o nadchodzącej przyszłości…  Nie wiedzieliśmy, że ta bezbronna istotka, którą trzymamy w objęciach, przyszła na świat z rzadką chorobą genetyczną. Nie wiedzieliśmy, że zegar nieubłaganie odlicza sekundy do pierwszych objawów. Nie wiedzieliśmy, że będziemy patrzeć na rozwój Kingusi, tylko po to, by już za parę miesięcy zaczęła nieodwracalnie tracić wszystkie nabyte umiejętności. Córeczka w pierwszych miesiącach życia rozwijała się w pełni prawidłowo. Szybko zaczęła przewracać się na boczki i na brzuszek, o czasie nauczyła się siadać i jeszcze zanim skończyła 9 miesięcy usłyszeliśmy to upragnione “mamo” i “tato”. Niestety, niedługo później Kingusia przestała mówić i reagować na jakiekolwiek bodźce. Nagle nie mogła usiąść ani utrzymać stabilnie postawy ciała. Wydawało się, że w ciągu zaledwie paru dni straciliśmy naszą córeczkę… Kinia, jaką znaliśmy dotychczas, gdzieś zniknęła, przepadła… Byliśmy zrozpaczeni i natychmiast zaczęliśmy szukać pomocy dla córeczki. Początkowo lekarze podejrzewali autyzm, zapisaliśmy więc Kinię do przedszkola specjalnego. Życie całej naszej 6-osobowej rodziny podporządkowaliśmy walce o jakikolwiek, choćby najmniejszy, postęp w rozwoju córeczki. Pracowaliśmy z Kinią nawet po kilkanaście godzin na dobę – tylko dzięki temu nauczyła się chodzić. Chód różnił się od tego innych dzieci, był nieprawidłowy, ale dla nas stanowił kamień milowy i niemożliwe do opisania słowami zwycięstwo. 4 lata – tyle trwało poszukiwanie przyczyn trudności Kini. Przez cały ten czas objawów przybywało, a te pierwotne nasilały się. Córeczka już na stałe potrzebowała pomocy przy podstawowych czynnościach samoobsługowych i higienicznych, jednocześnie coraz częściej raniła sobie swoje maleńkie piąstki i wyrywała włoski z głowy.  Gdy żadna z konsultacji ze specjalistami nie przyniosła odpowiedzi, zdecydowaliśmy się przeprowadzić badania genetyczne. Na wynik czekaliśmy 3 miesiące, które dla nas zdawały się być wiecznością. W końcu 31 października odebraliśmy telefon, który na zawsze zmienił nasze życie. W słuchawce usłyszeliśmy: „Bardzo mi przykro. Wyniki potwierdziły zespół Retta”.  Nasz świat się zatrzymał, a słońce zgasło. Rozpacz, żal, smutek, niemoc, otępienie… Nie wiedzieliśmy, że da się czuć wszystkie te rzeczy na raz. Nieuleczalna choroba, która będzie odbierała naszej ukochanej córeczce wszystkie umiejętności po kolei. Na naszych oczach Kingusia będzie zamieniała się w Milczącego Aniołka, który nie będzie miał szansy na samodzielne życie. Nie będzie mówić, chodzić, komunikować się… Jak w ogóle żyć z taką świadomością dalej? Wiemy jednak, że nie możemy poddać się rozpaczy. Diagnoza jest niewyobrażalnie okrutna, ale my musimy walczyć o Kingusię z całych sił. Zrobilibyśmy wszystko, co w naszej mocy, by wygrać z zespołem Retta i uwolnić Kingusię od tej potwornej choroby. Nie jest to jednak możliwe. Na zespół Retta nie ma leku, jednak dzięki rehabilitacji i stałej opiece specjalistów możemy dać córeczce szansę, na jak najlepsze funkcjonowanie. Prosimy, jeśli możesz – wyciągnij do nas pomocną dłoń. Pomóż nam zmierzyć się z tą niewyobrażalną dla każdego rodzica tragedią.  Mama i tata Kingusi

21 309 zł
Zuzanna Pietruszewska
Zuzanna Pietruszewska , 19 lat

WYPADEK zmienił wszystko w życiu naszej siostry... POMÓŻ!

Tego dnia nikt się nie spodziewał... Zuzanna. Auto. Zamknięcie drzwi. Uruchomienie silnika.  Droga – sprzymierzeniec i przeciwnik. Nasza 19-letnia siostra prowadziła auto, gdy doszło do wypadku komunikacyjnego, który zmienił jej życie... Zuza do dziś nie pamięta okoliczności zdarzenia. W wyniku wypadku siostra poniosła wiele obrażeń m.in. takich jak złamanie żeber po lewej stronie (od 4 do 11), złamanie masywu kości krzyżowej oraz kłykcia potylicznego. Po przewiezieniu jej do szpitala trafiła na salę operacyjną, gdzie miała wykonany zabieg z powodu uszkodzenia śledziony. Usunięto jej ten narząd. Ze względu na zabieg operacyjny i wiele obrażeń, siostra była utrzymywana w śpiączce farmakologicznej przez 6 dni, łącznie w szpitalu spędziła 19 dni. Ze względu na skomplikowaną sytuację rodzinną Zuza po szpitalu nie mogła wrócić do swojego rodzinnego domu. Obecnie przebywa u swojej najstarszej siostry, gdzie ma zapewnioną opiekę oraz pomoc. Zuzia z dnia na dzień została bez środków do życia, a my, jej siostry, wspieramy ją, jak możemy. Niestety poniosłyśmy już sporo wydatków w związku z tą sytuacją. Wiemy jednak, że jeszcze wiele trudności przed nami. Obecnie czekamy na wiadomość ze szpitala, czy Zuzia będzie przyjęta na oddział rehabilitacyjny. Jeżeli nie, musimy szukać prywatnego ośrodka, co generuje dodatkowe koszty, a nam powoli zaczyna brakować potrzebnych środków... Zuza potrzebuje odpowiedniego leczenia oraz wsparcia rehabilitantów. Mamy nadzieję, że dzięki tej zbiórce będziemy w stanie zapewnić siostrze wszystko, co pomoże jej szybko wrócić do zdrowia. Siostry

8 821 zł