Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Ania Senska
Ania Senska , 40 lat

Zostań promykiem nadziei dla mojej córki! Pomóż w walce o lepsze jutro!

Moja córka Ania od 16. roku życia zmaga się ze stwardnieniem rozsianym – chorobą podstępnie zabierającą jej coraz więcej zdrowia i siły. Jednak nie tylko to jest jej problemem – cierpi też na padaczkę, która nieustępliwie zabiera jej resztki siły.  W wyniku kamicy nerkowej doszło 3 razy do urosepsy. Ostatnia z nich miała miejsce w marcu tego roku. Ania była wtedy w ciężkim stanie. W wyniku urosepsy doszło do ataków padaczki przez kilka dni... Spowodowało to utratę mowy i ograniczone rozumowanie. Zdarzają się drżenia kącika oka oraz zaburzenia świadomości. Córka od sześciu lat jeździ na wózku inwalidzkim, a od trzech jest cewnikowana. Ania wymaga stałej rehabilitacji typowej dla stwardnienia rozsianego, ale nie tylko. Do tej pory sobie radziłam, ale obecnie brakuje mi środków. Koszt intensywnej terapii to bardzo duża kwota. Ania musi mieć prowadzoną terapię podtrzymującą. A to niestety wymaga ogromnych nakładów finansowych. Córka ma obecnie 40 lat i utrzymuje się z renty socjalnej, wymaga całodobowej pomocy osób trzecich, nie jest samodzielna. Przez wiele lat udawało mi się być dla Ani podporą, ale siły każdego człowieka się wyczerpują. Dlatego przychodzę do Was z wielką prośbą o pomoc. Tylko Wasze wsparcie finansowe może jej realnie pomóc! Proszę, obdarujcie nas, chociaż drobną złotówką! Mama Ani

1 965 zł
Marcin Gałuszka-Biernacki
Marcin Gałuszka-Biernacki , 44 lata

Marcinowi grozi amputacja! Nie ma chwili do stracenia – potrzebne pilne leczenie!

Marcin, nasz serdeczny przyjaciel, od wiosny walczy ze stopą cukrzycową, która zaczęła wyniszczać jego zdrowie i zagraża amputacją. Stan nogi jest dramatyczny, dlatego musimy pomóc jak najszybciej!  Wszystko zaczęło się niewinnie – w kwietniu 2024 roku Marcin zgłosił się do lekarza z opuchniętą stopą. Kolejne diagnozy okazywały się być nietrafione, a choroba postępowała. Przez długie tygodnie przepisywano mu leki na zapalenie stawów i żył oraz rajtuzy uciskowe. Stopa jednak puchła coraz bardziej, a ból stawał się nie do wytrzymania. Na przełomie maja i czerwca stan Marcina gwałtownie się pogorszył. Diagnozy zmieniały się jak w kalejdoskopie, a jego noga zaczęła pokrywać się bolesnymi ranami. Dopiero wtedy okazało się, że doszło do groźnej infekcji, która rozwinęła się w ropownicę. Marcin przeszedł bolesne zabiegi, w tym wycięcie martwicy i usunięcie części kości. Niestety, jako cukrzyk, zmaga się z dodatkowymi komplikacjami – jego rana goi się wolno i nieprzewidywalnie. Od tamtego czasu Marcin, zdeterminowany, by ocalić swoją nogę, przeszedł szereg zabiegów, w tym terapię w komorze hiperbarycznej, która poprawia ukrwienie tkanek i wspomaga ich gojenie. Ale i to nie wystarcza. Kolejni lekarze, u których odbywał konsultacje, stawiali bezlitosne rokowania i zalecali amputację stopy! Teraz pojawiła się nadzieja – udało się znaleźć specjalistę, który nie przekreśla szans na uratowanie nogi Marcina. Wymaga to jednak zaawansowanego leczenia: stabilizatora zewnętrznego, antybiotyków i terapii wspomagających odbudowę kości. Marcin to osoba, która nigdy nie przechodziła obojętnie obok ludzkiego cierpienia. Sam wielokrotnie organizował pomoc dla innych, angażując się w liczne akcje charytatywne. Teraz on sam potrzebuje wsparcia, by móc dalej chodzić i być niezależnym. Jest otoczony miłością bliskich i przyjaciół, którzy podtrzymują jego nadzieję. Niestety, ich własne możliwości finansowe wyczerpały się już po kilku miesiącach kosztownego leczenia. Wierzymy, że dzięki naszej solidarności, Misiek – jak czule nazywamy go w gronie przyjaciół – zdoła pokonać chorobę i wrócić do zdrowia. Prosimy o każde wsparcie, finansowe i duchowe. Pomóżmy Marcinowi stanąć na nogi – dosłownie i w przenośni. To ktoś, kto swoją dobrocią i sercem zawsze wspierał innych, teraz zasługuje na to, byśmy my byli przy nim. Przyjaciele Marcina

87 556,00 zł ( 91,44% )
Brakuje: 8 189,00 zł
Julia Michoń
Julia Michoń , 14 lat

Bez nowego wózka Julce grozi podwichnięcie stawów biodrowych! Pomóż jej!

Od pierwszych dni Julka walczyła o to, by przeżyć! Wrodzona wada serca, z jaką przyszła na świat, próbowała zgasić jej małe życie. W przegrodzie, która oddziela komory serca brakowało fragmentów i konieczna była pilna operacja! Niestety, w pierwszej dobie życia serce córeczki zatrzymało się na 20 minut... Choć się udało i serce Julci zaczęło znów bić, a funkcje życiowe powróciły, już nigdy nie miało być normalnie... Chore serduszko sprawiło, że przez pierwszy rok życia córeczka miała problemy z oddychaniem. Przebywała w szpitalu, co uniemożliwiło jej rozpoczęcie rehabilitacji w odpowiednim momencie. Po 10 miesiącach znów musieliśmy oddać naszą kruszynkę w ręce lekarzy. Tylko korekta serca mogła zapobiec przeciekaniu krwi, które w konsekwencji mogłoby doprowadzić do niewydolności krążenia i nadciśnienia płucnego! Niestety, w wyniku głębokiego niedotlenienia Julia cierpi na mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe. MPD towarzyszy refluks pęcherzowo-moczowodowy oraz refluks przełykowo-żołądkowy. Rozwój umysłowy Julki jest spowolniony, jednak w znacznym stopniu rozwinięty. Szkoła integracyjna bardzo pomaga córce pracować nad zwiększeniem możliwości komunikacji i rozwojem intelektualnym. Dzięki wsparciu komunikatora, z którego można korzystać za pomocą ruchów gałkami ocznymi Julka jest w stanie nie tylko przekazać swoje potrzeby, ale nawet rozwiązywać zadania matematyczne! Niestety, wraz z okresem dojrzewania przyszedł skok wzrostowy. Córka urosła szybciej niż moglibyśmy przypuszczać – wzrosło napięcie mięśni i pojawiły się nieobecne wcześniej bóle. Największym problemem jest obecnie to, że Julka wyrosła ze swojego wózka! W lewym biodrze pojawił się stan zapalny, który promieniuje w stronę kolana, a oba stawy biodrowe są już na granicy podwichnięcia…  Nie chcemy dopuścić do pogorszenia tej sytuacji, ale jedynym rozwiązaniem jest nowy aktywny wózek z systemem rehabilitacyjnym SPEX. Niestety, koszt wózka znacznie przekracza nasze możliwości finansowe – to ponad 20 tysięcy złotych! Postanowiliśmy ponownie poprosić Was o pomoc, pamiętając jak niezwykle hojni byliście kilka lat temu! Gdyby miłość mogła leczyć, nasza córka byłaby zdrowa… Niestety, to niemożliwe, dlatego swój apel kierujemy do ludzi o wielkich sercach. Wierzymy, że pomożecie Julce i nie będzie musiała dorastać w bólu! Rodzice

2 607,00 zł ( 9,8% )
Brakuje: 23 989,00 zł
Radosław Polinczuk
Radosław Polinczuk , 40 lat

Marzenia o rodzinie niemal zniweczył udar – pomóż Radkowi!

Czas zatrzymał się dla nas w sierpniu 2024 roku. Radek, pełen marzeń, pomocny i empatyczny człowiek podczas pracy doznał rozległego udaru. Był sam, z rozładowanym telefonem... Pomoc przyjechała za późno, co skutkowało niedowładem lewej połowy ciała. Pierwszy miesiąc był tragiczny. Radek był nieświadomy, lekarze nie dawali nam wielkich nadziei, słyszeliśmy, że już nigdy nie będzie chodził. Potem depresja poudarowa odbierała mu siły do walki. A ja każdego dnia trwałam przy jego łóżku, błagając o cud. Ale jak w niego wierzyć, kiedy lekarze mówili, że uszkodzenie mózgu jest za duże? Cud jednak przyszedł po miesiącu. Radek zaczął powoli odzyskiwać sprawność – jego determinacja jest niesamowita! Zaczął stawiać kroki, ale ręka wciąż pozostaje w bardzo złym stanie. Walczy o każdy postęp, lecz jego czas na rehabilitacji finansowanej przez NFZ dobiega końca, a dalsze leczenie wymaga ogromnych nakładów finansowych, których sami nie jesteśmy w stanie zapewnić. Niestety to dopiero początek walki. Czeka nas długa, intensywna i tym razem prywatna rehabilitacja, na którą nas nie stać. Dlatego zwracamy się do Was z ogromną prośbą – pomóżcie nam w tej walce, aby Radek mógł wrócić do sprawności i cieszyć się życiem! Radek marzy, by wrócić do codzienności, do swoich bliskich, do życia pełnego pasji i realizacji planów. Zrobimy wszystko, aby pomóc Radkowi odzyskać sprawność, by dzieci znów pobawiły się z wujkiem i byśmy mogli zrealizować marzenia o rodzinie. Dlatego prosimy o pomoc. Magda, partnerka

275,00 zł ( 0,51% )
Brakuje: 52 917,00 zł
Marcin Szczurek
Marcin Szczurek , 46 lat

Walczyłem o mój dom! Tego ŻYWIOŁU nie dało się jednak zatrzymać!

Od tej TRAGEDII minęło już trochę czasu, a wielu już nawet mogło o niej zapomnieć. Jednak ja nadal patrząc na mój dom, myślę o tych chwilach grozy! Zadawałem sobie pytanie, czy będę miał dach nad głową? Teraz zmagam się ze skutkami tamtych wydarzeń! Pamiętam moment, gdy zaczęła się ulewa. Niedługo później woda wlewała się już do mojego garażu. Nie mogłem bezczynnie na to patrzeć! Od razu ruszyłem do ratowania wszystkiego, co tylko dało się przenieść na piętro domu. W międzyczasie starałem się wypompowywać wodę. Niestety POWODZI nie dało się zatrzymać, a ona zalewała kolejne pomieszczenia! Zniszczyła wszystko, co spotkała na swojej drodze. Podłogi były do zerwania, ściany przemoczone. Najgorsze, że pogoda tak wszystko utrudnia i nie pozwala na całkowite osuszenie domu. Przeraża mnie jednak, że kolejna ulewa może sprowadzić znowu tak wielkie nieszczęście!  Staram się skupiać na tym co się dzieje tu i teraz! Najważniejszy jest remont domu. Niestety koszty z nim związane są ogromne i sam sobie nie poradzę. Dlatego proszę o Wasze wsparcie! Każda pomoc tak wiele dla mnie znaczy! Marcin

210 zł
Marcin Kamiński
Marcin Kamiński , 39 lat

Kiedyś reprezentowałem Polskę w mistrzostwach, dzisiaj boję się o własne życie... Ratuj!

Gdybym mógł wyrwać z kalendarza jeden dzień, zrobiłbym to bez wahania. Do momentu wypadku moje życie było idealne. Moja narzeczona była wtedy w siódmym miesiącu ciąży, a ja niebawem miałem zostać tatą. Jedna chwila zdecydowała o całej mojej przyszłości. Czasem zdarza mi się wspominać życie przed wypadkiem… Byłem młodym, aktywnym i ambitnym człowiekiem, czerpiącym z życia pełnymi garściami. Miałem swoje marzenia i pasje – największą z nich było karate. Po wielu latach treningów otrzymałem najwyższe wyróżnienia – czarny pas oraz możliwość reprezentowania kraju w kadrze Polski.  Świat miał wtedy tak wiele barw, wypełniało go tak wiele radości. Wraz z narzeczoną przygotowywaliśmy się do powitania na świecie naszego dziecka. Wydawało mi się, że nic nie jest w stanie zburzyć tego szczęścia.  Dzień Matki w 2012 roku to data, której nigdy nie zapomnę. Miał to być jeden z najradośniejszych dni w roku – stał się jednak jednym z najtragiczniejszych w życiu moim i moich bliskich. Zamiast radości, życzeń i kwiatów wypełniały go przerażenie, łzy i rozpaczliwe modlitwy. Nieszczęśliwy wypadek sprawił, że w jednej chwili z młodego, sprawnego i wysportowanego mężczyzny stałem się ciałem podłączonym do aparatury w szpitalu. Przez pierwszy miesiąc znajdowałem się w śpiączce i nie było ze mną kontaktu. Moje życie wisiało na włosku, a lekarze nie dawali moim najbliższym nadziei – nawet jeżeli miałbym się kiedyś obudzić, miałem spędzić resztę życia pod respiratorem. Budząc się ze śpiączki, obudziłem się w zupełnie nowej rzeczywistości. W rzeczywistości, w której nigdy nie będę chodził, nigdy nie będę w stanie poruszyć rękoma. W której jestem uwięziony we własnym ciele. Nie jestem w stanie opisać mojego szoku ani obezwładniającej rozpaczy. Ze względu na ciężki stan przez kolejne miesiące nie mogłem opuszczać szpitala. To właśnie w tym czasie urodził się mój syn. Ja jednak nie byłem w stanie być przy narzeczonej czy wziąć wytęsknionego dziecka w ramiona.  Dzisiaj, 12 lat później, nadal jestem przykuty do wózka. Moje nogi i dłonie nadal nie są w pełni sprawne, nie mogę zabierać mojego synka na spacery. Potrzebuję pomocy w codziennych czynnościach, także najbardziej podstawowych. Rehabilitacja i leczenie przyniosły postępy, ale jeszcze nie są one satysfakcjonujące. Chcę walczyć o sprawność walczyć dalej, nie zamierzam się poddać – mimo tego jak czasem jest mi ciężko. W poprzednim etapie pomogliście mi z zakupem wózka. Nie zapomnę Wam tego do końca życia. Nie wiedziałem wtedy o wszystkich konsekwencjach niepełnosprawności. Dziś największą przeszkodą są głębokie odleżyny. Rany, których stan ciągle się pogarsza powoli prowadzą do amputacji nóg. Bakterie już kilka razy doprowadziły do niebezpiecznej sepsy, w czasie której lekarze walczyli o moje życie, przetaczając mi krew.  Czuję, że mój dalszy los zależy od pomocy innych ludzi… Brakuje mi środków na leczenie i rehabilitację. Chcę, by mój synek widział mnie zdrowego i sprawnego. Tylko dzięki Wam się to uda. Będę wdzięczny za każdy dobry gest! Marcin

1 507 zł
Zuzia Zapora
Zuzia Zapora , 3 miesiące

Opuszczenie pory karmienia grozi poważnymi uszkodzeniami mózgu! POMOCY!

Nie chcemy być lekarzami dla naszej córki, nie chcemy badać jej glukometrem, robić wkłuć w jej małą rączkę, słuchając jej płaczu. Obawiamy się, że gdy stanie się starsza i bardziej świadoma z uwagi na zadawany ból zacznie się nas bać. POMOCY! Zamiast cieszyć się pierwszymi chwilami życia córeczki, rozpoczęliśmy walkę z poważną chorobą. Zaraz po urodzeniu z uwagi na problemy z płuckami trafiła do inkubatora. Niski poziom cukru miał być przejściowym stanem adaptacji… Po kilku dniach lekarze przekierowali nas do specjalistycznego szpitala dziecięcego. Drżeliśmy ze strachu o życie naszego maleństwa! Po kolejnych badaniach okazało się, że Zuzia cierpi na wrodzony hiperinsulinizm, schorzenie, w którym trzustka produkuje zbyt dużo insuliny, ta zaś nadmiernie obniża poziom cukru we krwi. Usłyszeliśmy, iż jest to ultrarzadka choroba. Podobno przeciętnie w Polsce w ciągu roku rodzi się tylko jedno chore dziecko. Jest bardzo niebezpieczna – zagraża zdrowiu i życiu, gdyż spadki glikemii mogą doprowadzić do uszkodzenia mózgu, a nawet śmierci. Jak zapowiedział nam Profesor: musimy być najlepszymi lekarzami dla naszej córki, ponieważ nikt jak my jej nie zna i nikt jak my nie będzie wiedział jak jej pomóc. Obecnie Zuzia dostaje lek podawany przez pompę insulinową. Co 3 dni zamieniamy się w medyków: musimy sami robić jej wkłucie w rączkę i podpinać zestaw infuzyjny. Staramy się to robić w nocy, gdy nie do końca jest świadoma co się dzieje, aby oszczędzić jej strachu i bólu. Oprócz tego co 10 dni w nóżce montujemy sensor służący do monitorowania poziomu glikemii. Ponadto, żeby utrzymać w normie poziom cukru musimy ją karmić co 2 godziny. Początkowo karmienie nie sprawiało problemu, jednak z czasem Zuzia przestała chcieć jeść. Często trzeba wybudzać ją ze snu i zachęcać czy wręcz zmuszać do jedzenia. Żyjemy w permanentnym stresie, a rytm dnia wyznaczają pory karmienia i odczyty sensora. Nie możemy nic zaplanować – pora kąpieli, spaceru, wyjścia do sklepu, czy wizyty gości uzależniona jest od tego, czy Zuzanka ma akurat bezpieczny poziom cukru. Lekarze w Polsce nie dają nam zbyt wielkich szans. Oferują wyłącznie leczenie farmakologiczne. Nie zgadzamy się na takie rozwiązanie. Po konsultacji pojawiła się nadzieja – operacja w klinice w Bielefeld polegającą na usunięciu ognisk wyrzutu insuliny z trzustki. Wcześniej musimy wykonać nierefundowane, zagraniczne badanie PET, które zobrazuje miejsce zmian. Mamy nadzieję, że uzyskane wyniki pozwolą na przeprowadzenie operacji i powrót naszej córeczki do zdrowia. Zależy nam na czasie, ponieważ nie chcemy, aby nasza córeczka pamiętała pobyty w szpitalach, stres oraz ból. Im szybciej zaczniemy działać tym krócej będzie trwał ten trudny dla całej rodziny czas. Warunkiem przeprowadzenia badania oraz operacji jest opłacenie z góry całości szacunkowych kosztów, dlatego bardzo prosimy o wsparcie finansowe. Termin badania PET został ustalony już na 27 listopada, a operacji na 5 grudnia, dlatego prosimy o pilne wsparcie. Jeśli nie możecie pomóc finansowo – pomódlcie się za nas lub trzymajcie kciuki! Dziękujemy! Justyna i Michał

152 402,00 zł ( 80,14% )
Brakuje: 37 756,00 zł
Zuzanna Jacko
Zuzanna Jacko , 14 lat

Pomóż Zuzi w zdobyciu wymarzonej niezależności!

Zuzia urodziła się jako wcześniak z przepukliną oponowo-rdzeniową i wodogłowiem. Walka o jej zdrowie trwa do dzisiaj! Pomimo ograniczeń córka bardzo chciałaby być niezależna i móc spędzać czas jak inne nastolatki. Przystawka do wózka inwalidzkiego może jej w tym pomóc! Kiedyś zabierałam Zuzię na wycieczki rowerowe... Wtedy córka siedziała na przyczepce, którą przypinałam do roweru. Niestety, teraz nie możemy już tak spędzać czasu! Zuzia już dawno wyrosła z przyczepki i żeby ruszyć na rowerowe przejażdżki potrzebna jest elektryczna przystawka do wózka! Udało nam się wprawdzie otrzymać dofinasowanie, ale wciąż brakuje ponad 5 tysięcy złotych, które musimy dołączyć jako wkład własny. Koszt takiego sprzętu przekracza niestety moje możliwości finansowe... Zuzia przeszła w tym roku operację stopy i wszystkie środki przeznaczam na jej rehabilitację, aby noga powróciła do sprawności! Wierzymy w moc dobrych serc i w to, że Wasza pomoc pomoże spełnić marzenie Zuzi! Wraz z córką będziemy ogromnie wdzięczne za każde, nawet najmniejsze wpłaty! Dziękujemy! Sylwia, mama

3 910,00 zł ( 73,05% )
Brakuje: 1 442,00 zł
Krzysztof Augustyński
Krzysztof Augustyński , 59 lat

Do walki z chorobą dołączyła tragiczna walka z żywiołem!

O 5 rano było jeszcze spokojnie. O 7 obudziła mnie już woda, która wdarła się do mieszkania… Zalało cały dół i piwnica. Zalane podłogi trzeba było zerwać, sprzęty i meble są zniszczone. Zaczynamy od zera. Od samego początku, a jedynym azylem jest prowizoryczny pokój na górze, który udało się przygotować i ogrzewać. Uratowaliśmy, co się dało, ale to i tak nie zmniejszyło strat. Co jednak najgorsze, jeszcze bardziej ucierpiało moje zdrowie. Jeszcze przed powodzią miałem dwa biodra do operacji, skoliozę, nadciśnienie i cukrzycę. Dziś przez ból kręgosłupa nie mogę nic zrobić, nawet usiąść. Powódź zabrała dużo. Za dużo. By ratować, co się dało, musiałem zaryzykować zdrowiem. Do kosztów leczenia, które i tak są bardzo wysokie, doszły koszty odzyskania miejsca, które możemy nazwać bezpiecznym domem. Proszę, pomóżcie nam w powrocie do życia. Krzysztof

520 zł