Kiedyś wiązałam bukiety, dzisiaj ledwo koniec z końcem... Pomóżmy Beacie wygrać z nowotworem❗️
Nowotwór złośliwy jajnika z przerzutami. Spadła na mnie ta diagnoza jak grom z jasnego nieba… Pomyślałam — mam przecież swoją kwiaciarnię, mam ponad 80-letnią mamę i poza tym jestem sama. Co teraz? Jestem samotną kobietą. Mieszkam sama w domu na wsi. Utrzymywałam się z pracy we własnej kwiaciarni. Chociaż to nie kokosy, ale jakoś pozwalało mi to wiązać koniec z końcem… Dziś kwiaciarnia jest już zamknięta, a ja leżę w szpitalu na trzeciej chemii. Rutynowa badania i lekkie zaniepokojenie częstymi bólami, oprowadziły mnie do takiego stanu, w bardzo szybkim tempie. Nowotwór złośliwy, jak bym dostała czymś ciężkim w głowę... - prawie zemdlałam! Moja praca wcale nie była lekka. Wstawanie o 3 nad ranem, podróż na giełdę, zakupy i noszenie ziemi. Potem obsługa klientów, wiązanie bukietów, wązanek… To było całe moje życie. Chciałabym wrócić do normalnego życia. Tak bardzo docenia się je, gdy zaczyna wymykać się z rąk. Po chemii, która ma mi pomóc, aktualnie czuje się tak źle jak nigdy w życiu. Wszystko mnie boli, mam ogromne osłabienie, wymioty, zawroty głowy, bezsenność itp. O pracy nie ma mowy, a jak żyć bez niej? Jedzenie nie pojawia się samo w lodówce, opał do ogrzania domu też nie… Pomaga mi mama, która ma już swój wiek. Jednak gdyby nie jej pomoc aż strach pomyśleć... Zasiłek, który otrzymuje napawa mnie jeszcze większym smutkiem. Nie wiem, czy prędzej niszczy mnie świadomość choroby, czy świadomość, że mogę stać się niesamodzielna… Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, proszenie o pomoc znajomych, rodzinę czy obcych ludzi nie jest dla mnie komfortowe… Tylko, czy powinnam się wstydzić w momencie, gdy brakuje mi pieniędzy, by walczyć o życie? Dopóki mam nadzieję, iskrę nadziei na pokonanie nowotworu — chcę spróbować. Nawet jeśli ktokolwiek, nawet najbliżsi myślą, że to wstyd. Ja chcę żyć… Błagam… Beata