Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Hania Kozar
Hania Kozar , 11 lat

Hania potrzebuje pomocy, aby poradzić sobie z nieuleczalną chorobą!

To był dla mnie cios, gdy badania potwierdziły chorobę mojej córki. Hania ma tylko 10 lat, jednak z cukrzycą będzie się zmagać już do końca życia! Nie było żadnych objawów, żadnych znaków ostrzegawczych, które wskazywałyby na rozwój choroby. Praktycznie z dnia na dzień została postawiona diagnoza.  Był sierpień, lato, wakacje. Wtedy ten czas sielanki i spokoju został zburzony przez widmo nieuleczalnej choroby! Cukrzycy typu I nie da się bowiem pokonać. Jedyne, co można zrobić, to  kontrolować ją poprzez stałe podawanie insuliny.  Pragnę, aby Hania bez większych stresów poradziła sobie z tą chorobą. Zwłaszcza pierwsze miesiące są trudne, bo wiążą się z wieloma wyrzeczeniami. Mojemu dziecku pomoże bez wątpienia pompa insulinowa nowej generacji, która ułatwi jej pogodzenie się z cukrzycą.  Niestety urządzenie nie jest refundowane, a jego koszt przekracza moje możliwości finansowe. Na taki wydatek nie byłem przygotowany, a nie chcę, aby Hania zbyt długo czekała. Moja córeczka potrzebuje pomocy tu i teraz! Tata Hani

835 zł
Filip Niepsuj
Filip Niepsuj , 16 miesięcy

Filipek był zaintubowany w pierwszej minucie życia! Pomóżmy walczyć o zdrowie!

Nasz kochany Filipek przyszedł na świat jako wcześniak i od tamtej pory każdego dnia musi walczyć. Wpierw o życie, teraz o zdrowie. Otaczamy go najlepszą opieką, jaką jesteśmy w stanie, jednak potrzebujemy Waszej pomocy. Wszystko zaczęła się koło 20. tygodnia ciąży, kiedy otrzymaliśmy informację, że na USG nie widać jednej nerki. Mieliśmy nadzieję, że to jakaś pomyłka i kwestia ułożenia w brzuszku, a na kolejnych badaniach wszystko się wyjaśni.  Niestety, w 30. tygodniu ciąży zaczęłam wyczuwać słabsze ruchy, pojawiły się plamienia i płynęły wody. Stwierdzono u mnie infekcję, którą początkowo leczono antybiotykami i sterydami. Niestety, bezskutecznie. Aby ratować życie Filipka i nie ryzykować wystąpienia u niego infekcji przeprowadzono cesarskie cięcie.  Moment przywitania na świecie dziecka powinien być chwilą czystej radości i błogiego spokoju. Tak niestety nie było w naszym przypadku. Już w pierwszej minucie naszego synka intubowano. Od razu po porodzie zabrano go nam i przewieziono na OIOM. Mieli go operować, lecz w trakcie pierwszej próby jego malutkie serduszko się zatrzymało. Nastąpiła reanimacja.  W drugiej dobie życia lekarze dostrzegli, że Filipek ma dziurę w dwunastnicy, która zagrażała jego życiu. Podjęto po raz drugi próbę operacji. Tak panicznie baliśmy się o swoje dziecko… Nie ma słów, by opisać, jak wielki lęk nam wtedy towarzyszył.  Na szczęście operacja się powiodła. Do tej pory walczymy jednak z innymi problemami zdrowotnymi Filipka. Przyszedł na świat bez nerki i kciuków. Nie ma części przełyku, występuje u niego przetoka, która powoduje, że czasem krztusi się własną śliną. Nie może złapać powietrza, robi się cały czerwony i trzeba czekać, aż taki napad minie.  Przez problemy ze zdrowiem nasz synek rozwija się nieco wolniej niż inne dzieci, dlatego potrzebuje regularnej rehabilitacji, opieki neurologopedy i psychologa. Są one jednak niezwykle kosztowne, co bardzo obciąża nasz budżet. Poza tym w walce o zdrowie synka znajdujemy się pod opieką 13 lekarzy specjalistów.  Prosimy o pomoc i wsparcie dla Filipka. Bez Was nie będziemy w stanie zapewnić mu właściwego rozwoju i szansy na lepszą przyszłość. Nasz synek wycierpiał już tak dużo… Pomóżmy mu żyć normalnie! Rodzice Filipa 

12 325 zł
Natalia Bartczak
Natalia Bartczak , 22 lata

Ma dopiero 21 lat, a już toczy walkę z okrutną chorobą❗️Razem dla Natalii❗️

Do tej pory wiodłam spokojne, poukładane życie u boku najbliższych. Niedawno założyłam własną działalność i spełniałam się jako fryzjer dla piesków. Niestety los zadecydował inaczej, postanowił zadać cios, który odmienił całe moje życie. Wszystko zaczęło się niepozornie. Zachorowałam i musiałam zacząć przyjmować antybiotyk. Nagle pojawiły się zawroty głowy, mdłości i drętwienie lewej nogi. Zaniepokojona udałam się do szpitala, jednak lekarze przypuszczali, że to uczulenie na antybiotyk i podali mi sterydy. Niestety mój stan się nie poprawiał, a wręcz przeciwnie, z dnia na dzień było coraz gorzej. Gdy się obudziłam, miałam już zdrętwiałą całą lewą nogę, rękę, szyję i buzię. Ponownie udałam się do szpitala, ale lekarze nie widzieli powodów do zmartwień. Udałam się więc do innej placówki, gdzie przeprowadzono wszystkie niezbędne badania. Wyniki nie pozostawiały już złudzeń. Zdiagnozowano u mnie stwardnienie rozsiane. Mój świat się załamał. Zostałam w szpitalu na obserwacji, gdzie przeprowadzono więcej szczegółowych badań. Rozpoczęłam też rehabilitację, którą kontynuuję w domu. Jest poprawa, ale zawroty głowy towarzyszą mi do dziś. Nie mogę przemieszczać się samochodem, bo zawroty się nasilają i powodują również mdłości. Rehabilitantka przychodzi do mnie do domu.  Staram się każdego dnia walczyć, ale jest mi bardzo trudno. Ta tragedia spadła na mnie i na moją rodzinę z dnia na dzień. W styczniu okaże się, czy mój organizm jest gotowy na intensywne leczenie bardzo silnymi lekami. Do tego czasu muszę poświęcić się wymagającej rehabilitacji.  Trudno jest pogodzić się z tym, że dotychczasowe życie nagle zostało mi odebrane. W momencie, gdy zaczęłam rozwijać swoją wymarzoną firmę, nagle spadła na mnie taka tragedia. Marzę zacząć kolejny dzień ze świadomością, że to był tylko zły sen. Niestety, gdy się budzę, ten koszmar nadal trwa. Pomóż mi się z niego uwolnić.  Natalia

5 015 zł
Anna Augustyniuk
Anna Augustyniuk , 41 lat

Ból nie opuszcza mnie nawet na chwilę❗️POMÓŻ!

Nigdy nikogo nie prosiłam o pomoc ani wsparcie. Starałam się wiązać koniec z końcem, utrzymywałam się samodzielnie z pracy zawodowej i świadczeń przyznawanych z powodu opieki nad niepełnosprawnym synem. Niestety po czasie choroba dopadła również i mnie… Proszę, zatrzymaj się, zapoznaj się z moją historią. Od trzech lat chorowałam początkowo na rwę kulszową i rwę barkową oraz depresję. Choroby te uniemożliwiały mi normalne funkcjonowanie i życie. Codziennie towarzyszy mi niewyobrażalny ból, który dotyka kości, stawów i mięśni. W czerwcu tego roku okazało się, że diagnoza nie była dobrze postawiona. Cierpię na zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa, zespoły korzeniowe z nawracającymi epizodami rwy kulszowej i barkowej i przepuklinę krążka międzykręgowego. Wprowadzono leczenie, które nie przynosi oczekiwanych skutków. Ból nie opuszcza mnie nawet na chwilę. Potrzebuje środków na leki, rehabilitację oraz dojazdy związane z leczeniem – mieszkam na wsi, 12 km od miasta, co generuje dodatkowe koszty. Utrzymuje się wyłącznie z renty chorobowej i zasiłku pielęgnacyjnego, co daje łączną kwotę 1300 zł miesięcznie.... Mieszkam sama. Mam wrażenie, że z każdym dniem mój stan zdrowia się pogarsza. Bywa, że przestaję samodzielnie chodzić i muszę asekurować się ścian. Z powodu problemów zdrowotnych nie mogę podjąć pracy, by zarobić na swoje utrzymanie. Odczuwam to jako osobistą klęskę życiową. Był czas, kiedy w nastoletnich latach uczestniczyłam w organizacjach dobroczynnych i udzielałam się charytatywnie – niosłam pomoc potrzebującym. Dziś sama potrzebuję pomocy finansowej na zakup leków, pokrycie terapii i rehabilitacji. To wszystko jest niezbędne, bym mogła odzyskać swoją sprawność i samodzielność.  Pragnę odbyć skuteczną rehabilitację i kontynuować leczenie. Usprawnić chodzenie i w jak najwyższym stopniu poprawić kondycję fizyczną i psychiczną, a w przyszłości podjąć pracę. Każda, nawet najmniejsza wpłata będzie dla mnie niezwykle cenna. Proszę, nie przechodźcie obojętnie obok mojej trudnej sytuacji. Anna

2 995 zł
Kubuś Rychlewski
Kubuś Rychlewski , 4 latka

Tego cierpienia nie widać, choć Kuba mierzy się z nim każdego dnia❗️

Nasza walka o zdrowie synka rozpoczęła się, gdy Kubuś przyszedł na świat. Od tamtej pory staramy się robić wszystko, by zapewnić mu odpowiedni rozwój, niestety jego problemy zdrowotne skutecznie nam to uniemożliwiają. Kubuś urodził się w 33. tygodniu. W dniu narodzin ważył 1420 gramów. W skali Apgar dostał 7/8 na 10 punktów. Po dwóch dniach od urodzenia okazało się, że synek nie może jeść, ponieważ ma nieanatomicznie ułożone jelita. W 7. dobie miał operację przecinania pasm Ladda. Niestety po około tygodniu okazało się, że Kubuś ma martwicze zapalenie jelit. W kolejnej operacji usunięto mu 30 cm jelita cienkiego i wywołano stomię. Po 3 tygodniach miała odbyć się operacja zamknięcia układu pokarmowego, ale plany pokrzyżował nam COVID i zakażenie gronkowcem.  6 tygodni Kubuś spędził w izolacji, a my pełni rozpaczy staraliśmy się wierzyć, że jednak będzie dobrze. 22 grudnia w końcu doszło do zespolenia i przez 13 dni podawano synkowi antybiotyk. Niestety Kubuś nie mógł się wypróżnić, ciągle miał zalegania włosowate. Potrzebne wartości odżywcze miał uzupełnienia jedynie kroplówką. Kolejne lata spędziliśmy na ciągłych wizytach, badaniach, konsultacjach. Jeździliśmy od lekarza do lekarza, ale nie wprowadzano żadnego konkretnego leczenia ani rozwiązania. Nadal szukamy pomocy. Staramy się stale rehabilitować Kubusia i konsultować z różnymi lekarzami jego przypadek.  Synek nadal jest karmiony mlekiem modyfikowanym, a ma już 3 latka. Średnio zużywamy około 5 kg mleka miesięcznie. Nie potrafi zjeść nic konkretnego, a nawet jeśli – są to znikome ilości. Ciągle ma problemy z perystaltyką jelit, bardzo się spina. Pieluszki musimy zmieniać bardzo częstko, żeby uniknąć ciężkich odparzeń. W krytycznych sytuacjach zmienialiśmy ponad sto pieluszek dziennie… Sami już nie mamy siły. Nasza codzienność to nieprzespane noce, wielogodzinne usypianie synka, bezradność… Staramy się ze wszystkich sił, żeby mu pomóc, ale nie wiemy jak. Dodatkowo przez wcześniactwo Kubuś mówi bardzo niewyraźne, wymawia tylko pojedyncze słowa. Kuba uwielbia przejażdżki samochodem, interesuje się też pociągami. Chcielibyśmy, żeby dostał szansę na zaznanie beztroskiego dzieciństwa, ale teraz jego codzienność to ciągła walka o zdrowie. Zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Pensja męża wystarczy na opłacenie rachunków i podstawowe środki do życia, a ja nie mogę iść do pracy ze względu na domowe zajęcia rehabilitacyjne i opiekę nad Kubusiem i jego siostrą. Każdy, nawet najmniejszy gest będzie dla nas na wagę złota! Rodzice Kuby

1 888,00 zł ( 8,87% )
Brakuje: 19 389,00 zł
Bruno Osłowski
Pilne!
Bruno Osłowski , 5 lat

Dramatyczny wyścig z czasem o ŻYCIE Bruna❗️Tylko najdroższy lek świata uratuje naszego synka!

DRAMATYCZNIE PILNA ZBIÓRKA❗️Mamy mało czasu, żeby zebrać ogromną kwotę pieniędzy i powstrzymać śmiertelną chorobę! Bruno, nasz mały synek, cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a. Jest lek, który może powstrzymać umieranie mięśni. Niestety można podać go tylko wtedy, gdy dziecko jest jeszcze w dobrym stanie i ma zachowaną umiejętność chodzenia. Choroba tymczasem postępuje, czas ucieka... Do niedawna nieprzekraczalną granicą były 6. urodziny. Bruno 6 lat skończy 20 grudnia 2024 roku. Rozpoczynamy dramatyczny wyścig z czasem i prosimy o pomoc, by ratować życie naszego synka! Nasza historia zaczęła się w styczniu 2020 roku... Po ciągnącej się 2 miesiące infekcji dróg oddechowych Bruno odwiedził Instytut CZMP w Łodzi. W trakcie pobytu okazało się, że wyniki podstawowych badań krwi są nieprawidłowe, więc zaczęto rozszerzać diagnostykę. Przez 2 tygodnie Bruna badało wielu lekarzy specjalistów z różnych oddziałów, robiono różne badania, Brunek godzinami był przywiązany do kroplówek. To wszystko jednak nadal nie przynosiło odpowiedzi. Ostatecznie zdecydowano o badaniach genetycznych. Na diagnozę czekaliśmy długie 6 miesięcy. Mimo zaklinania rzeczywistości okazała się najgorszą z możliwych: Dystrofia Mięśniowa Duchenne’a... Nagle zawalił się nasz świat, byliśmy załamani tym, że coś tak strasznego spotkało naszego synka. Dystrofia mięśniowa Duchenne’a (DMD) to rzadka, poważna choroba genetyczna, która rozwija się stopniowo, prowadząc do osłabienia i zaniku wszystkich mięśni! Spowodowana jest mutacją genu, który powoduje brak dystrofiny – białka zaangażowanego w budowę komórek mięśniowych organizmu. DMD dotyka głównie mężczyzn i występuje u jednego 3300 chłopców, w tym u naszego Bruna. Niestety choroba powoli odbiera możliwość samodzielnego poruszania się, a następnie połykania i oddychania... Niezbędny do życia staje się wózek inwalidzki oraz respirator... Większość obecnych metod leczenia dotyczy objawów choroby, ale nie jej przyczyny genetycznej. Kortykosteroidy i rehabilitacja mogą jedynie spowolnić osłabienie mięśni... Dla takiego małego człowieka to wszystko brzmi jak wyrok śmierci! Ten rok był jednak przełomowy, jeśli chodzi o leczenie dystrofii mięśniowej! 22 czerwca 2023 r. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration, FDA) wydała przyspieszoną decyzję dotyczącą zatwierdzenia pierwszej na świecie terapii genowej do leczenia małych pacjentów z dystrofią mięśniową Duchenne’a! Zakwalifikowane do niej dzieci muszą mieć zachowaną umiejętność chodzenia. Do niedawna nie mogły też mieć więcej niż 5 lat, teraz rozszerzono te kryteria. Im wcześniej jednak zostanie podany lek, tym lepiej, bo choroba BEZPOWROTNIE codziennie zabiera dziecku kolejne umiejętności! Terapia genowa została zaprojektowana w celu dostarczenia do organizmu genu, który prowadzi do produkcji mikrodystrofiny. Produkt podaje się w formie jednorazowej dawki. Tego dnia Bruno otrzymał też drugą szansę od życia... Okazało się, że mimo tego, że nasz synek jest śmiertelnie chory, jest też szansa na ratunek! Postanowiliśmy zweryfikować warunki oraz możliwość przyjęcia tej terapii przez naszego synka. Ponieważ lek jest zatwierdzony tylko w Stanach, terapia musi być tam przeprowadzona przez amerykańskich lekarzy. Sam pobyt będzie trwać 4 miesiące. Dzięki wsparciu i pomocy wielu wspaniałych osób udało nam się znaleźć ośrodek, który się tego podejmie. Zespół doktora Ghosha z Boston Children's Hospital zakwalifikował Bruna do podania leku! Niestety, koszt terapii czyni ją chyba najdroższym lekiem na świecie... Otrzymaliśmy kalkulację kwoty leczenia, która wyniosła 5 971 000 $! Dzięki staraniom zespołu z Bostonu udało nam się uzyskać niewiarygodnie ogromną bonifikatę i koszt terapii wynosi 3 617 431 $. Jest to dla nas niewyobrażalnie wielka kwota, która nie obejmuje przelotu i pobytu w USA. Dodatkowo może ona znacznie wzrosnąć w przypadku powikłań i dodatkowych świadczeń medycznych. Jednak nie możemy tracić nadziei, musimy spróbować i podjąć tę walkę, nawet za tak olbrzymią cenę! Inaczej nie moglibyśmy spojrzeć w oczy naszemu synkowi... Jesteśmy ratownikami medycznymi, pracujemy, ratując życie innych, tymczasem stoimy w obliczu brutalnej prawdy - bez pomocy nie uratujemy własnego dziecka. A czas ucieka, każdy dzień zmniejsza szansę Bruna i grozi tym, że przegramy, że się nam nie uda. Ta zbiórka to nasza nadzieja, jedyna, jaką mamy... W imieniu Bruna zwracamy się o pomoc i wsparcie go w jego walce o drugie życie. - Joanna i Rafał Osłowscy, Rodzice Bruna ➡️ Bądź z Brunem na FACEBOOKU - Bruno walczy z DMD ➡️ Brunowi możesz pomóc też przez udział w LICYTACJACH - Licytacje dla Bruna ➡️ Bądź z Brunem na INSTAGRAMIE - bruno.walczy.z.dmd ➡️ Bruno czeka na swój świąteczny cud / "Kurier Mazowiecki", TVP3 Warszawa ➡️ Bruno w "Łódzkich Wiadomościach Dnia" / TVP3 Łódź ➡️ Bruno w "Prosto w miasta" w TOYA TV ➡️ Walka z chorobą i czasem. Potrzebnych 16 mln na terapię. Bruno choruje na dystrofię mięśniową Duchenne’a / Radio Łódź ➡️ Bieg Trzech Króli w Manufakturze. Wśród zawodników 5-letni Bruno, który musi uzbierać 16 mln zł na terapię genetyczną / TuŁódź.pl ➡️ 5-letni Bruno przestanie chodzić i oddychać, jeśli nie weźmie leku za 16 mln zł! Pomóżmy mu zebrać tę astronomiczną sumę! / TuŁódź.pl Kwota zebrana w poprzedniej zbiórce - 122 617 zł - znajduje się na koncie Polskiego Towarzystwa Chorób Nerwowo-Mięśniowych Oddział Regionalny w Łodzi. Środki mogą być i będą przeznaczone wyłącznie na terapię Bruna.

11 700 689,00 zł ( 72,39% )
Brakuje: 4 462 301,00 zł
Arkadiusz Woźniak
10 dni do końca
Arkadiusz Woźniak , 48 lat

Wypadek zmiażdżył mi nogi – Proszę, pomóż mi wrócić do sprawności❗️

Mam 47 lat, orzeczony stopień niepełnosprawności na stałe i zasiłek, by się utrzymać. I do tej pory sobie radziłem. Ale to się zmieniło 6 września. Wtedy uległem nieszczęśliwemu wypadkowi. Samochód dosłownie zmiażdżył mi nogi… Mam za sobą dwie ciężkie operacje. Spędziłem 7 tygodniu w szpitalu, kiedy lekarze „poskładali” moje nogi. Prawa się zagoiła, mogę ją rehabilitować i próbować odzyskać sprawność. Ale kompletnie inaczej jest z lewą… Otwarte rany nie chcą się goić. Ilość płynu i bakterie uniemożliwiają to. Przez to nie mogę się poruszać, jedynie leżeć lub siedzieć, szukać transportu, który dowoziłby mnie do szpitala i polegać na rodzinie. Lekarze jeszcze będą oceniać, co się dzieje, ale na razie pozostaje mi jedno. Opatrunki i pilnowanie, by stan ran się nie pogorszył. A to ogromne koszty, bo specjalnie plastry i bandaże kosztują około 130 złotych za jeden, a starcza na góra dwa dni! Do tego dochodzi długa rehabilitacja, dzięki której wróciłbym do częściowej sprawności i nie byłbym ciężarem dla mojej 74-letniej schorowanej mamy. Bardzo proszę osoby o dobrym sercu o wsparcie i pomoc w  powrocie do możliwie największej sprawności. Moje dzieci mieszkają z ich mamą i mój wypadek uniemożliwił mi dojazdy do nich do innego miasta. Liczy się każda nawet najmniejsza kwota, za którą będę bardzo wdzięczny z całego serca do końca życia. Arkadiusz

6 383,00 zł ( 14,99% )
Brakuje: 36 171,00 zł
Klaudia Maruszewska
10 dni do końca
Klaudia Maruszewska , 16 lat

Walka z czasem trwa… NIE MOŻNA przerwać rehabilitacji!

Kochani, powracam do Was po ponad dwóch latach intensywnej pracy i ogromu łez. Moja Klaudia cały czas kontynuuje ciężką i wymagającą rehabilitację – to prawdziwa bohaterka! Pragnę podziękować za to, co robiliście dla córki! Dla tych, którzy wspierają ją od samego początku i dla tych, którzy może pierwszy raz tutaj trafili, chcę przypomnieć troszkę faktów z naszego życia. Nasza historia:  Klaudia urodziła się z niezwykle rzadkim zespołem Wolfa-Hirschhorna. Choroba ta, to ogrom wad i nieprawidłowości w rozwoju zarówno fizycznym, jak i psychicznym dziecka.  W wieku 9. miesięcy córcia przeszła operację na otwartym serduszku. Wówczas nie wiedziałam, czy moje dziecko powróci w moje ramiona i ponownie będę mogła ją utulić. Udało się! Płakałam nad jej łóżeczkiem ze szczęścia.  Korekta stóp końsko-szpotawych, gipsowanie, ortezy, a następnie specjalistyczne wkładki i obuwie: to była długa droga do pierwszych kroków Klaudynki. Radość jednak nie trwała zbyt długo… Kolejnym nagłym ciosem była padaczka, która uderzyła nagle, bez uprzedzenia. Seria napadów odebrała nam zbyt wiele, ale walczyłyśmy dalej. Leki na szczęście pomagają, a terapia logopedyczna, terapia ręki i psychologiczna przynoszą efekty. Choroba jednak nigdy nie odpuszczała. Klaudia przeszła również operację oczu z powodu dużego zeza rozbieżnego. U mojego skarba zdiagnozowano także pogłębiającą się skoliozę i kifozę. Wykryto również zagrożenie podwichnięcia lewego stawu biodrowego, a na bliższej kości strzałkowej i piszczelowej prawej wykryto zmianę w postaci nowotworu niezłośliwego (dysplazję włóknistą). Okres dojrzewania okazał się być bezlitosny, a mój świat kolejny raz runął w gruzach! Klaudia bez systematycznej rehabilitacji nie ma szans na sprawność! Rehabilitacja, noszenie gorsetu, odpowiednie wkładki specjalistyczne, to coś, co tworzy całość. Jest w tym wszystkim nadzieja i dzięki cudownym ludziom, którzy pracują z Klaudią i jej samej, ta nadzieja we mnie nie umarła.  Córka ma już skończone 15 lat, a według genetyka miała nie dożyć 2. roku życia. A jednak! Każdego dnia pokazuje, jak bardzo chce żyć i ile drzemie w niej siły!  Nie możemy teraz przerwać rehabilitacji, bo byłby to wyrok dla Klaudii. Nie możemy się poddać, gdy na końcu tej ciężkiej pracy widać sukces. Brak rehabilitacji wiąże się z inwazyjną operacją, która zawsze niesie ze sobą pewne ryzyko… Bez Waszej pomocy sama nie dam rady opłacić wszystkich zajęć, a moja córka nie osiągnie kolejnych sukcesów. Proszę o pomoc, proszę o nadzieję… Mama

25 451,00 zł ( 36,51% )
Brakuje: 44 252,00 zł
Barbara Marut
10 dni do końca
Barbara Marut , 64 lata

Mamę ma się tylko jedną... Proszę, pomóż uratować moją!

Ta historia zaczęła się jak wiele innych... Mama badała się regularnie, wyniki za każdym razem były prawidłowe, więc cieszyła się życiem – jeździła na swoim różowym rowerze, patrzyła na samoloty odlatujące w nieznane, dokarmiała ptaki za oknem i kochała ponad życie swoje adoptowane koty. Rok temu zaniepokoił ją ból w podbrzuszu, jednak lekarz nie widział niczego niepokojącego… “Taka pani uroda”. Na szczęście mama nie dawała za wygraną i w końcu dostała skierowanie na poszerzone badania, których wyniki przyniosły przerażającą diagnozę… Ta diagnoza zawaliła cały nasz świat – nowotwór złośliwy trzonu macicy, rak gruczołowy endometrialny G-2. W listopadzie przeprowadzono operację usunięcia macicy wraz z jajnikami i węzłami chłonnymi, następnie skierowano na radioterapię i brachyterapię.  Myślałyśmy, że nasz koszmar się skończył. Lekarze bagatelizowali problem, nie chcieli zlecić kolejnych badań, odsyłali do domu, zapewniając, że wszystko jest w porządku. Nie było.  Dzięki uporowi i ogromnej woli życia mamy 13 września 2023 został wykonany rezonans magnetyczny z kontrastem, a następnie badanie PET. Diagnoza: rak gruczołowy endometrialny G2 trzonu macicy FIGO IV we wznowie do wątroby, węzłów oraz otrzewnej. Pojawiły się też guzki w płucach i w stawie biodrowym.  Mama dostała skierowanie na chemioterapię. Po pierwszym wlewie czuła się fatalnie. Ogromne osłabienie, wymioty, zaniki pamięci, drętwienia nóg, brak apetytu. Przestała jeść, czuła ogromny ból brzucha. Po kilku dniach pobytu w szpitalu padła kolejna diagnoza – niedrożność jelit spowodowana zrostami po radioterapii. Konieczne było wyłonienie stomii z jelita cienkiego.  Ku naszej rozpaczy, po kolejnej chemioterapii czuła się jeszcze gorzej. Niestety taki stan nie kwalifikowałby jej do kolejnego wlewu, który ratuje życie. Przez cały ten czas szukałam sposobu, aby jej pomóc. Konsultowałyśmy się z lekarzami z całej Polski. W końcu mama została zakwalifikowana do zabiegów wspomagających leczenie jej typu nowotworu tak, aby dalsza chemioterapia była możliwa. Zabiegi hipertermii onkologicznej, tlenoterapia w komorze hiperbarycznej oraz wzmacniające wlewy dają szansę na kontynuowanie walki! W końcu w nasze życie powróciła nadzieja, że choroba nie jest wyrokiem, że to tylko jakiś etap, który trzeba godnie przejść. W tym momencie mama jest po trzeciej chemii, przed nią jeszcze trzy zabiegi. Dzięki leczeniu wspomagającemu mama będzie mogła je w ogóle dostać, ma siły do walki!  Niestety, leczenie nie jest refundowane przez NFZ… Jest natomiast bardzo kosztowne. Jedna seria zabiegów to koszt 1200 zł, a takich serii musi odbyć w miesiącu 8, co daje około 9600 zł na miesiąc. Dodatkowo co chwile musimy kupować leki, które również nie są refundowane oraz środki do stomii – refundowane tylko częściowo. Wspieram mamę, jak tylko potrafię, ale moim marzeniem również jest zapewnienie jej profesjonalnej opieki psychoonkologicznej. To kolejne koszty, ale wiadomo przecież, że psychika to połowa sukcesu w zdrowieniu!  Moja mama jest dla mnie najważniejsza na świecie, łączy nas wyjątkowa więź. Nie spotkałam nigdy cieplejszej, wrażliwszej czy bardziej empatycznej osoby. Chcę móc być z nią jak najdłużej, nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej zabraknąć w moim życiu. Chcę widzieć, jak wraca do zdrowia i cieszy się każdym dniem, pielęgnując swoje ukochane, przygarnięte koty… Niestety, same nie dajemy już rady. Wiem, że nie znajdę odpowiedzi na pytanie dlaczego najlepszą osobę, jaką znam, czyli moją mamę, spotkało tyle cierpienia. Wierzę jednak, że dzięki Waszej pomocy możemy  zminimalizować cierpienie i pokonać chorobę oraz że najpiękniejsza podróż cały czas przed nami! Z całego serca proszę Was o pomoc.  Córka Basi, Justyna ➡️ Licytacje dla Basi

157 606,00 zł ( 78,3% )
Brakuje: 43 666,00 zł