Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Olga Zajdel
Pilne!
Olga Zajdel , 50 lat

Samotna mama trójki dzieci walczy o życie❗️Oldze kończy się czas - RATUNKU!

KRYTYCZNIE PILNE❗️Mam na imię Olga i od kilku miesięcy zmagam się ze strasznym przeciwnikiem - nowotworem... Ból jest nie do wytrzymania, guz jest nieoperacyjny, a ja potrzebuję pomocy, by ratować moje życie! Niestety moim wrogiem jest czas, którego mam już bardzo mało. Mam dwie córki i syna. Tomek ma tylko 15 lat... Wychowuję go samotnie, ma tylko mnie. Wierzę, że jestem w stanie pokonać chorobę i wejść z nim w dorosłe życie... Niestety nowotwór to okrutny przeciwnik, a ja potrzebuję pomocy, bo moja sytuacja jest naprawdę trudna. Proszę, pomóż mi! Latem ubiegłego roku stwierdzono u mnie raka szyjki macicy... Zrobiłam cytologię, której wyniki wyszły źle. Natychmiast podjęto decyzję o operacji. Naprawdę myślałam, że najgorsze już jest za mną. Wszystko mnie bolało, nie mogłam nawet usiąść. Pocieszano mnie jednak, że to normalne po operacji i że niedługo przejdzie... Niestety mój stan zdrowia zaczął pogarszać się z dnia na dzień... Byłam pod stałą opieką chirurga, który - jak się potem okazało - przeoczył rosnącego we mnie guza jelita grubego! Pod koniec listopada trafiłam z ogromnym bólem brzucha na SOR. Tam lekarze podjęli decyzję o natychmiastowej operacji, która skłoniła ich do dalszej diagnozy pod kątem nowotworu. Po kilku tygodniach kolejna druzgocąca wiadomość – złośliwy rak odbytu z naciekami na węzłach chłonnych! Co więcej, okazało się, że guz jest nieoperacyjny... Mój świat się po prostu zawalił... Nie mogłam w to uwierzyć... Przecież jestem młoda, regularnie się badam i jeszcze pół roku temu nie odczuwałam żadnych dolegliwości. Miałam tyle planów i marzeń... Przede wszystkim mam dzieci, w tym 15-letniego syna, którym muszę się zająć i być dla niego wsparciem. Niestety rak jest chorobą podstępną i bardzo okrutną.,, Tak zaczęła się moja dramatyczna walka. Zostałam objęta programem onkologicznym. Przygotowywano dla mnie plan leczenia, któremu nie mogłam zostać poddana. Doszło do niedrożności jelit i w trybie pilnym musiałam jechać do Zielonej Góry na operację wyłonienia stomii... Mój stan pogorszył się drastycznie, nie mogłam jeść, straciłam sporo na wadze.... Jestem cieniem siebie. Ból jest nie do wytrzymania. Od momentu trafienia do szpitala byłam cały czas na morfinie... Teraz, od czterech tygodni, leczenie objawów bólowych odbywa się przy pomocy silnych leków, które powodują, że nie jestem w stanie choć przez chwile normalnie funkcjonować! Boli mnie wszystko, całe ciało, wszystkie mięśnie... Ciężko mi się ruszać. Pomaga mi rodzina i przyjaciółki. Najgorsze, że na to wszystko patrzy mój 15-letni syn... Wspomagam się kosztowną suplementacją, bo tylko dzięki niej mogę wzmocnić mój organizm na tyle, żeby móc dostawać chemię. W innym wypadku mogłabym nie przeżyć najmniejszej dawki. Czeka mnie wspomniana chemia połączona z radioterapią. Tej drugiej formie leczenia mam zostać poddana przez 12 tygodni, o ile wyniki krwi oraz stan stomii na to pozwolą. Niestety - terapia proponowana w Polsce na tego typu raka, z którym się zmagam, jest bardzo ryzykowna. Lekarze mówią wprost - mogę jej nie przeżyć... Umieram ze strachu, bo jeśli nie nadejdzie pomoc, umrę naprawdę. Nowotwór jest bezlitosny, a mój stan naprawdę kiepski. Przyjaciele nie pozwalają mi się poddać... Udało mi się znaleźć alternatywę - leczenie poza Polską, w Izraelu, które da mi większą szansę. Powinnam zacząć je jak najszybciej... Leki uśmierzające ból są dozwolone tylko przez maksymalnie 2 tygodnie, a ja ich używam już ponad miesiąc. Liczy się każdy dzień na zebranie potrzebnej kwoty! Rak atakuje, zajęte są węzły chłonne, czas niestety działa na moją niekorzyść... Historia mojej choroby zbiegła się z dużymi problemami w firmie, której działanie musiałam zawiesić, a pracownikom dać wypowiedzenia. Nie jestem w stanie pracować, a oszczędności już zostały wyczerpane. Kwota, którą musimy zdobyć, znacznie przekracza nasze możliwości, zwłaszcza po zobowiązaniach względem firmy i pracowników. Zawsze byłam zwolenniczką inicjatyw pomagania innym i łączenia sił w walce z rakiem, jednak teraz znalazłam się w sytuacji, gdzie sama potrzebuję wsparcia. Leczenie wspomagające jest kosztowne, a właściwe leczenie, którego potrzebuję, nie jest refundowane w Polsce. Jego koszt jest naprawdę ogromny... Nie mam wyjścia muszę prosić o pomoc. Proszę wszystkich nieobojętnych ludzi dobrej woli o wsparcie mojej zbiórki. To dla mnie szansa na ratunek, na leczenie, na życie. Na to, bym mogła zostać ze swoimi dziećmi, by być mamą, babcią, by żyć... Mam dopiero 50 lat, chcę zrobić wszystko, by jeszcze trochę pożyć. Dziękuję za ogromne wsparcie oraz waszą pomoc. Dobro wraca. Proszę, pomóżcie mi. Olga

9 240,00 zł ( 8,68% )
Brakuje: 97 142,00 zł
Antek Juszkiewicz
Antek Juszkiewicz , 16 lat

Walka z SMA trwa – pomóż Antkowi!

SMA – te trzy litery to postrach każdego rodzica! Od lat żyję ze świadomością, że mój syn jest ciężko, nieuleczalnie chory... By jak najbardziej spowolnić postęp choroby, potrzebna jest intensywna rehabilitacja  Antek to uśmiechnięty, pełen życia chłopak. Ma wiele planów i marzeń – uwielbia szkołę, chce w przyszłości zostać programistą. Od rówieśników różni go jedna rzecz – jego organizm zaatakowała okrutna choroba, SMA. To rdzeniowy zanik mięśni, który postępuje z czasem. Im Antek jest starszy, tym trudniej mu się poruszać i oddychać. Syn przyjmuje lek, który pomaga w opóźnieniu rozwoju choroby, jednak to nie wystarcza. Ogromnie ważna jest również rehabilitacja, która wzmacnia ręce i nogi, a dzięki ćwiczeniom mięśni płuc, Antkowi łatwiej się oddycha.  Koszty rehabilitacji niestety przekraczają moje skromne możliwości finansowe. Syn szybko rośnie, dlatego tym bardziej nie możemy zrezygnować z ćwiczeń. Robię wszystko, by przyszłość Antka była jak najłatwiejsza, ale sama nie dam rady. Już raz udowodniliście, jak wielkie są wasze serca! Choć nie jest mi łatwo, ponownie proszę o Waszą pomoc... Proszę, pomóż nam stawić czoła trudnej codzienności. Każda godzina rehabilitacji to ogromne wsparcie w walce Antka z SMA. Z całego serca dziękuję za okazaną pomoc! Mama

1 143,00 zł ( 8,66% )
Brakuje: 12 049,00 zł
Zosia Sochacka
3 dni do końca
Zosia Sochacka , 9 lat

Skóra, która pali żywym ogniem... Pomóż Zosi❗️

Zosia od urodzenia choruje na rzadką chorobę genetyczną erytrodermię ichtiotyczną, czyli rybią łuskę odmiana pęcherzowa. Nie zna innego życia niż codziennie towarzyszący jej ból związany z pojawiającymi się pęcherzami, które pękając, powodują paskudne rany. Ponadto jej skóra nieustannie się złuszcza i nawarstwia, gdyż sam organizm nie potrafi się jej pozbyć.  Codzienna pielęgnacja przy tej chorobie polega na używaniu dużej ilości maści recepturowych, które złuszczają martwy naskórek, codzienne, długie kąpiele w sodzie, która rozpulchnia nawarstwioną skórę, nawilżanie i natłuszczanie. A kiedy pojawiają się bolesne pęcherze i rany – opatrzenie i zabezpieczenie specjalistycznymi opatrunkami, które nie uszkodzą już i tak delikatnej i wrażliwej skóry Zosi. Rany i pęcherze pojawiają się rzutami i czasem walka z nimi trwa kilka tygodni. W gorszych dniach Zosia nie jest w stanie nawet sama pójść do łazienki. Mimo to córeczka jest dzielną i silną dziewczynką. Zna swoją chorobę i nawet jeśli spotykają ją przykrości, sama jest w stanie wytłumaczyć swoje schorzenie. Dlatego jako rodzice Zosi zwracamy się o pomoc w dołożeniu swojej cegiełki do ciągle rosnących kosztów związanych z maściami, opatrunkami i emolientami, których z roku na rok używamy coraz większe ilości. Nie jest nam łatwo prosić obcych ludzi o pomoc, ale kiedy otrzymujemy odmowę refundacji, jesteśmy niejako do tego zmuszeni.  Wiemy, że jest setki innych dzieci, które potrzebują pieniędzy na operacje czy leczenie, ale jeżeli ktoś będzie chciał pomóc również naszej Zosi, będziemy bardzo wdzięczni. Pamiętajmy, że dobro wraca ze zdwojoną siłą. Rodzice Zosi

6 446,00 zł ( 8,65% )
Brakuje: 68 023,00 zł
Kacperek Kupczyk
Kacperek Kupczyk , 8 lat

Kacperek prosi o pomoc! Choroby zabierają mu dzieciństwo...

Kacperkowi zależy na każdym dniu, który jest pełen tańca, radości i uśmiechu. Chociaż jego choroby mogą być uciążliwe, udaje mu się znaleźć siłę, aby przezwyciężyć ból i cieszyć się życiem. Jego pasją jest taniec i to on daje mu siłę i nadzieję na lepsze jutro. Niestety na jego drodze do pełni szczęścia stanęło tak wiele przeszkód. U Kacperka zdiagnozowano długą listę schorzeń m.in. zaburzenia motoryki układu pokarmowego i jelit, ileostomię, jamistość rdzenia kręgowego, pęcherz neurogenny oraz małopłytkowości. Te choroby wymagają stałej opieki i leczenia, co wiąże się z dużymi wyrzeczeniami i wysokimi kosztami. Rodzice Kacperka, którzy bardzo dbają o jego zdrowie i dobre samopoczucie, nieustannie szukają sposobów na zebranie potrzebnych pieniędzy na jego leczenie i dalszy rozwój. Dzięki tym środkom będą w stanie zapewnić najważniejsze potrzeby związane z jego leczeniem. Kacperkowi bardzo zależy na tym, aby spotykać nowych ludzi i rozwijać swoje umiejętności taneczne. Uwielbia treningi z braćmi i z radością bierze udział w zawodach tanecznych, gdzie prezentuje swoje talenty. Choroba jednak bardzo to ogranicza… Jego radość i entuzjazm zawsze przyciągają ludzi dookoła niego, którzy chętnie mu pomagają. Wszyscy, którzy go poznają, są pod wrażeniem jego determinacji i pozytywnego podejścia do życia. Dlatego też zbiórka pieniędzy na leczenie i rozwój Kacperka jest niezwykle ważna. Wsparcie finansowe może pomóc mu w dalszej walce z chorobami oraz w rozwijaniu swoich pasji i talentów. Każda złotówka jest cenna i może pomóc Kacperkowi odzyskać zdrowie! Dołączmy do walki o zdrowie i jego szczęście. Wspierajmy go finansowo, aby mógł nadal tańczyć i cieszyć się życiem, pomimo trudności, jakie spotykają go na co dzień. Wszyscy możemy pomóc mu w tym trudnym czasie i dać mu siłę i nadzieję na lepsze jutro. Przyjaciele rodziny Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

9 153,00 zł ( 8,6% )
Brakuje: 97 230,00 zł
Wioletta Kawa
11 dni do końca
Wioletta Kawa , 52 lata

Przez nowotwór AMPUTOWANA noga – zbieram na protezę!

Co widzisz, gdy słyszysz nowotwór? Łysą głowę, szpital, płacz rodziny? Jest to bliskie prawdy, jednak, jak wygląda początek, pierwsze dni nieświadomości? U mnie zaczęło się od bólu. Nie mogłam spać w nocy przez rozrywający ból wokół kolana. Podstawowe badania nic nie wykazały, a żadne leki przeciwbólowe nie pomagały. Dostałam skierowanie do szpitala w Warszawie.Tam po wykonaniu biopsji usłyszałam diagnozę – mięsak lewej kości udowej, nowotwór o najwyższym stopniu złośliwości.  Wtedy rozpoczęła się walka. Lekarze przeprowadzili operację. Wycięli guza i wstawili endoprotezę modularną. Był to 2018 rok. 3 lata później pojawiły sie przerzuty na prawe płuco. Usunięte zostały 3 guzy. Myślałam, że najgorsze już za mną, że to koniec przejeżdżania 300 kilometrów do Warszawy tylko w celu sprawdzenia mojego stanu zdrowia. Niestety, myliłam się. Na początku tego roku wyczułam guzka blisko kolana lewej nogi. Rósł on w zawrotnym tempie. Okazało się, że to wznowa i jedynym ratunkiem dla mnie jest AMPUTACJA! Byłam załamana, przerażona, ale nic nie byłam w stanie poradzić. Ten koszmar stał się rzeczywistością. Długi czas nie mogłam się z tym pogodzić, ciężko mi było nawet o tym rozmawiać. Dokuczały mi silne bóle fantomowe, a codzienność była udręką. Dziś chcę wrócić do pełni życia, do pracy i jest to możliwe. ALE potrzebna jest bardzo wysoka kwota. Na zakup elektronicznej protezy potrzebuję aż 170 tysięcy złotych! Bardzo proszę Cię o pomoc w zebraniu środków. Nie chcę usiąść na stałe na wózku inwalidzkim. Tak bardzo chce być samodzielna… Rehabilitacja to kolejne koszty. Bez Twojej pomocy będzie mi bardzo ciężko. Wioletta

14 583,00 zł ( 8,56% )
Brakuje: 155 630,00 zł
Gosia Kaczyńska
13 dni do końca
Gosia Kaczyńska , 48 lat

Jedna chwila zabrała mi wszystko! Dzisiaj marzę, abym znowu mogła chodzić!

Małgosia od dawna zmagała się z astmą. Pewnego dnia jeden atak przesądził niemal o wszystkim. Sytuacja była na tyle poważna, że jej bliscy nie wiedzieli, czy kiedyś jeszcze ją zobaczą. Atak astmy skończył sie tragicznie. Małgorzata próbowała sie ratować, sama zeszła z wysokiego piętra w kamienicy i nagle straciła przytomność. Doszło do ustania krążenia i zatrzymania akcji serca. Potem zapadała w śpiączkę, w której spędziła kilka miesięcy! Lekarze właściwie nie dawali nadziei. Twierdzili, że szanse na wybudzenie są znikome. Gosia udowodniła jednak jak bardzo kocha życie. Gdy odzyskała świadomość, zarówno ona, jak i jej rodzina, stwierdzili z przerażeniem, że sytuacja jest bardzo poważna!  Moja przyjaciółka nie mogła już ruszać nogami i rękoma. Straciła wzrok. Pojawiły się także problemy z mową, która stała się bardzo niewyraźna. Jedyny ruch, jaki mogła wykonywać to ten gałkami ocznymi… Ale żyła i to było najważniejsze! Na kilka miesięcy wyjechała do specjalistycznego ośrodka, gdzie została objęta intensywną rehabilitacją. Pojawiły się pierwsze efekty, ale potem wszystko przepadło! Małgosia wróciła do domu, jednak nie miała już dostępu do stałej rehabilitacji. I tak minęło kilka lat… Dzisiaj nadal nie odzyskała wzroku, nie potrafi utrzymać kubka w ręku ani samodzielnie zjeść posiłku. Porusza się tylko na wózku inwalidzkim, ale nie samodzielnie – zawsze potrzebuje pomocy. Małgosia jednak się nie poddaje. Własnymi siłami stara się ćwiczyć i wzmacniać swoją sprawność. W ten sposób potrafi już sama podnieść się z łóżka do pozycji siedzącej oraz siedzieć bez podparcia!  Sytuacja jest naprawdę trudna. Jest sama z mężem, który przeszedł poważną operację serca. Staram się ich wspierać, ale to ciągle za mało! Nie mogę patrzeć, jak Gosia zamknięta jest w czterech ścianach i siłą musi walczyć o każdy, nawet najmniejszy postęp.  Pragnę pomóc i zapewnić jej jak najlepszą i bardzo intensywną rehabilitację neurologiczną, logopedyczną oraz terapię wzroku. Potrzeb jest dużo, bo dochodzą także wszelkie sprawy medyczne. Przez lata razem z mężem radzili sobie sami, ale teraz jest już zbyt ciężko.  W imieniu Małgosi serdecznie proszę wszystkich przyjaciół, znajomych i nieznajomych z wielkim sercem  o wsparcie. Sami niestety nie damy rady… Ewa, przyjaciółka    

6 570,00 zł ( 8,55% )
Brakuje: 70 239,00 zł
Dorota Kola
8 dni do końca
Dorota Kola , 57 lat

Choroba nie pozwala mi zapanować nad własnym ciałem! Błagam, pomóż...

Mimowolne i straszliwie bolesne skurcze męczą mnie każdego dnia. Moje ciało wygina się i skręca wbrew mojej woli. Z dnia na dzień stałam się osobą niepełnosprawną i więźniem własnego ciała. To, co kiedyś było dla mnie prostą czynnością, dziś jest wyzwaniem nie do pokonania. Moje życie zamieniło się w piekło bólu. Nie chcę tak żyć... Wszystko zaczęło się 10 lat temu. Najpierw pojawił się dziwny ból karku i zmęczenie, które każdego dnia się nasilało… Za chwilę, zaczęły towarzyszyć mi mimowolne skurcze, które wykręcały moją głową do tyłu i podnosiły ramiona… Nie wiedziałam, co dzieje się z moim ciałem. Byłam przerażona i zdezorientowana.  Desperacko zaczęłam szukać pomocy. Szybko trafiłam na specjalistów, od których otrzymałam tragiczny wyrok – dystonia szyjna... Nie jestem w stanie opisać smutku i bezsilności, która pojawiła się u mnie wraz z informacją o chorobie. Z każdym dniem dowiadywałam się więcej, a mój poziom lęku drastycznie wzrastał. Tak bardzo bałam się utraty sprawności…   Dystonia szyjna to zaburzenie neurologiczne, charakteryzujące się skurczami mięśni, które prowadzą do przymusowego ułożenie głowy w skręconej pozycji.  Z tygodnia na tydzień było gorzej. Pojawiało się więcej gwałtownych, mimowolnych ruchów, sztywnienia całego ciała i paraliżującego bólu. Moja głowa się trzęsła. Choroba się pogłębiała, a ja traciłem kontrolę nad swoim ciałem. Przestałem normalnie funkcjonować. Byłam załamana... Mimo wielu badań naukowych wciąż nie jest znana metoda, która pozwoliłaby na całkowite wyleczenie dystonii. Istnieją jednak skuteczne sposoby łagodzenia objawów. Jedną z najlepszych metod jest głęboka stymulacja mózgu, którą wykonuje się poprzez wszczepienia specjalistycznych neurostymulatorów. Po wielu latach, w końcu udało mi się zakwalifikować na operację. Jednak zanim do niej doszło, byłam już w tragicznym stanie. Przestałam się poruszać. Miałam ogromne bóle, które zdejmowały mi sen z powiek. Były momenty, że czułam, jakby mięśnie odrywały się od kości. Miałam problemy z wykonywaniem codziennych czynności – nie byłam w stanie przejść samodzielnie do toalety, nie mogłam przygotować sobie jedzenia, podpisać się czy zawiązać butów. Choroba zaburzała mi również mowę. Czułam, że bezpowrotnie tracę panowanie nad własnym ciałem i życiem... W 2017 roku odbył się długo wyczekiwany zabieg wszczepienia stymulatora. Szybko pojawiły się pierwsze efekty. Zabieg ograniczył mój ból i niepełnosprawność. Czułam się lepiej. Powoli zaczęłam wracać do normalnego życia, a na mojej twarzy znów zagościł uśmiech. Mogłam chodzić i wykonywać codzienne czynności. Byłam naprawdę szczęśliwa... Niestety radość nie trwała zbyt długo... Po 3 latach od operacji wszczepiony stymulator zaczął się po prostu zużywać. Co dwa miesiące muszę pokonywać kilkaset kilometrów w celu naładowania popsutej baterii. Sprzęt się osłabił, a ja razem z nim... Pojawiły się dawne dolegliwości. Skurcze mięśni znów przybrały na sile. Obecnie nie jestem w stanie poruszać się bez kul. Przed moimi oczami, znów stanęło widmo straszliwej niepełnosprawności... Boję się, że przyjdzie dzień, w którym bateria całkowicie się zatrzyma, a ja już do końca życia stanę się więźniem własnego ciała i czterech ścian. Potrzebuję nowego stymulatora, który pozwoli mi normalnie funkcjonować, niestety jego cena mnie przerasta. Choroba spowodowała, że nie jestem w stanie pracować. Z ledwością starcza mi na wydatki życia codziennego... Tak bardzo chciałabym móc być szczęśliwa, wierzyć w lepsze jutro, codziennie budzić się z nadzieją w to, że jeszcze będzie dobrze… Błagam Was o pomoc! Dorota 

5 909,00 zł ( 8,54% )
Brakuje: 63 240,00 zł
Teresa Jaglarska
Teresa Jaglarska , 67 lat

"Mamo, obiecujemy, że zrobimy wszystko, by pomóc Ci odzyskać sprawność!" Dołącz do nas!

Mama – ona daje Ci życie i przekazuje wartości. Jest z Tobą w chwilach, gdy uczysz się mówić i jeździsz na rowerze. Jest gdy kończysz szkołę, doświadczasz pierwszych miłości i złamanych serc. Wspiera, gdy dowiadujesz się o macierzyństwie. To ostoja bezpieczeństwa, będąca silną podporą. Ale jej siła ma też granice... W połowie października tego roku niespodziewanie nasza mama doznała rozległego i bardzo poważnego w skutkach udaru mózgu. Jej lewa półkula została w znacznym stopniu uszkodzona. Doszło do paraliżu, przez co mama nie może ruszać całą prawą stroną ciała. Nie jest w stanie samodzielnie jeść, ani mówić. Przejawia jednak oznaki świadomości – uśmiecha się na widok znajomych, chwyta za ręce i przytula ich do twarzy w oznakach radości. W tym ogromnym cierpieniu, które teraz przeżywa, jedyną nadzieją na poprawę jej stanu jest kosztowna rehabilitacja oraz praca z neurologopedą, dzięki którym będziemy w stanie przywrócić jej częściową sprawność. Pierwszy rok ma szczególne znaczenie, ponieważ postępy są wtedy największe. Koszty są bardzo wysokie i przekraczają możliwości finansowe członków rodziny. Nasza mama ma dwoje dzieci, troje wspaniałych wnuków i bardzo wielu przyjaciół. Ma do kogo wracać i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby jej pomóc. Przyłączysz się? Rodzina

9 075,00 zł ( 8,53% )
Brakuje: 97 308,00 zł
Szymon Klimczak
Szymon Klimczak , 12 lat

Każdy kolejny dzień to ogromne wyzwanie... Pomóż Szymkowi w walce o zdrowie i rozwój!

Gdy mój synek przyszedł na świat, wydawał się w pełni zdrowy. Przez pierwsze dwa lata życia Szymuś rozwijał się jak każde inne dziecko. Niestety, niedługo po tym jego drugich urodzinach zaczęłam dostrzegać pierwsze niepokojące objawy… To właśnie wtedy pojawiły się dziwne zachowania. Nie wiedziałam, co się dzieje! Miałam wrażenie, jakby rozwój Szymka nie tylko się zatrzymał, ale wręcz zaczął się cofać. Coraz ciężej było zrozumieć synka i jego emocje. Od razu zaczęłam szukać dla niego pomocy.  Gdy poznaliśmy diagnozę, całe nasze życie zmieniło się w ułamku sekundy. Autyzm i padaczka. Od tej chwili nic nie było już takie same jak wcześniej. Słońce niby świeciło, ale już inaczej. Każdy dzień jest trudny, niesie za sobą nowe wyzwania, to codzienna nauka myślenia, że będzie dobrze, że wszystko się jakoś ułoży. To także  ogrom pytań o to co będzie dalej. To ciągłe rozmyślania czy Szymon da sobie radę w życiu.  Codziennie czuję lęk przed przyszłością, ale nie można od niego uciec, więc staram się wyjść mu naprzeciw. Szymon na pewno jest inny, ale nie gorszy. Jest wesołym, pogodnym i wrażliwym chłopcem. Synek jest już nastolatkiem, a nasza walka nadal trwa. Codziennie walczymy o jego lepsze jutro. Jedyną szansą na rozwój są terapia, leki i regularna rehabilitacja. Aktualnie najbardziej palącą potrzebą jest turnus rehabilitacyjny. Niestety, wiąże się on z ogromnym kosztem, którego nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie. Dlatego z całego serca proszę Was o wsparcie dla mojego synka. Wierzę, że wspólnymi siłami możemy pomóc Szymkowi. Każda wpłata to dla nas ogromna pomoc i krok w stronę rozwoju.  Mama Szymka

925,00 zł ( 8,52% )
Brakuje: 9 927,00 zł