Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Andrzej Bukowski
Andrzej Bukowski , 54 lata

Bez nogi straciłem sens życia! Twoja pomoc to moja jedyna nadzieja

Całe życie w drodze. Realizacja planów, ambicji i mniejszych marzeń. Te większe zwykle przekładane na lepszy czas. W końcu nadejdzie powtarzałem sobie to niemal nieustannie… Teraz o przyszłość muszę zawalczyć. Tego planu nie mogę odłożyć na potem.  Mam 50 lat. Od kilkunastu lat zmagam się z cukrzycą. Kiedy usłyszałem diagnozę nie spodziewałem się, że choroba tak bardzo wpłynie na moje życie, jednak w miarę upływu czasu nauczyłem się z nią żyć. To było wyzwanie, bo to jak życie w ciągłym reżimie. Z czasem restrykcje stają się zwyczajne i przestają dziwić. Niestety, z biegiem czasu pojawiły się kolejne problemy zdrowotne: zacząłem zmagać się z komplikacjami kardiologicznymi, ale wciąż byłem pod opieką lekarza specjalisty, który zapewniał, że regularne badania i leki przyjmowane na stałe pozwolą mi na zachowanie dobrej formy. Niestety, moje ciało zmęczone chorobami jest znacznie bardziej podatne na urazy, a leczenie bywa wyzwaniem. W moim przypadku niegroźne skaleczenie okazało się przyczyną życiowej tragedii. Zupełnie przypadkiem zraniłem się w palec u stopy, moja noga była w coraz gorszym stanie, ale regularne wizyty u specjalisty i zmiany opatrunków dawały nadzieję na szybką poprawę. Ta jednak nie następowała… Dopiero po kilku miesiącach, kiedy ból był nie do zniesienia, trafiłem do szpitala. Okazało się, że to, co zaproponował lekarz było niewystarczające i przyniosło więcej szkody niż pożytku. To był początek mojego dramatu. Czas na ratunek się skończył, pozostała ostateczność - amputacja.  Utrata nogi to dla mnie jak osobisty koniec świata. Nagle, czynności, które na co dzień przychodziły naturalnie, stały się wyzwaniem. Nie mogę pracować, nie mogę żyć tak jak dotychczas. Zostałem pozbawiony realizowania mojej największej pasji - jazdy na motocyklu. Nie mogę poczuć znów tej wolności, nie poczuję na twarzy powiewu wiatru przy rosnącej prędkości. “Nie mogę” na stałe weszło do mojego słownika. I mimo ogromnych chęci i wielkiego zaangażowania zdaję sobie sprawę z jednego - jeśli nie znajdę pomocy, na pokonanie tych barier nie będę miał szans.  By przełamać pierwszą z nich potrzebuję ogromnej kwoty, od której zależy moja przyszłość! Tylko specjalistyczna proteza daje możliwość stanięcia na własnych nogach, pokonania przeciwności. To moja przepustka do samodzielności i powrotu do życia! Potrzebuję twojej pomocy! Sam nie dam rady pokonać bariery, która pojawiła się na drodze, a z tobą mogę odzyskać to, co wydawało się, że zniknęło bezpowrotnie. Proszę o jedną szansę… Gdy ktoś odbiera ci coś tak ważnego jak możliwość samodzielnego decydowania o sobie, tracisz coś znacznie ważniejszego. Los nie był dla mnie łaskawy i boleśnie mnie doświadczył, ale wierzę, że to tylko chwilowe, że niebawem się podniosę. Wierzę też, że dobro, które mi podarujesz, wróci! Jeśli wierzysz w moc drugiej szansy, proszę pomóż!

7 010,00 zł ( 9,23% )
Brakuje: 68 873,00 zł
Adrian Chomiszak
Adrian Chomiszak , 47 lat

"Chciałbym być wsparciem, a nie ciężarem..." - Adrian potrzebuje protezy!

Wiodłem szczęśliwe życie, które dzisiaj jest tylko wspomnieniem. Ciężko pracowałem na przyszłość, a teraz ta przyszłość stała się niepewna - straciłem nogę… Nie straciłem tylko wiary, że mimo wszystko będzie dobrze. Przecież nadal mogę pracować! O ile tylko będę mógł wyjść z domu… Bardzo proszę o pomoc w zakupie protezy, która zastąpi mi utraconą kończynę... Staram się nie tracić wiary i nadziei. Staram się cieszyć tym, co mam, choć nie zawsze jest łatwo... Pamiętam moje życie sprzed amputacji, dawało mi tyle radości, ale w pełni zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy je straciłem. Miałem pracę, a zwykła codzienność, już teraz wiem, była pięknym darem. Potem poznałem co to gronkowiec i straszna wizja, która stała się faktem - strata nogi. Przed amputacją byłem czynny zawodowo: prowadziłem agencję reklamową, pracowałem również w branży budowlanej - układałem panele podłogowe i montowałem drzwi. Interesuję się sportem samochodowym i kosmologią. Nie założyłem rodziny, nie zdążyłem. Teraz opiekuje się mną mama, która sama jest już starsza i nie ma za wiele sił… Brak protezy utrudnia mi poruszanie się i znacznie mnie ogranicza. Chciałbym być aktywny zawodowo i społecznie, a bez protezy jestem skazany na przesiadywanie w domu. Mieszkam w dużym mieście, stolicy dolnego śląska, więc nie miałbym problemu ze znalezieniem pracy, tak myślę.  Teraz jednak nie jestem w stanie sam wyjść z domu, spędzam w nim większość czasu. Wyglądam przez okno i tak bardzo zazdroszczę tym, którzy mogą cieszyć się świeżym powietrzem, chłodem wiatru, czy nawet zimnem deszczu.  Chciałbym móc się jej odwdzięczyć się mamie za wszystko, co dla mnie robi. Wyręczyć ją w obowiązkach, które sprawiają coraz więcej problemu. Chciałbym znów pójść do pracy. Jedyną przeszkodą jest brak protezy, bardzo kosztownej protezy, która może uczynić moje życie dużo łatwiejszym. Proszę, pomóż mi ją kupić, bez Ciebie nie dam rady… Adrian

4 420,00 zł ( 9,23% )
Brakuje: 43 452,00 zł
Paweł Rodzinek
Paweł Rodzinek , 35 lat

Wypadek zabrał mu sprawność... Niech mój syn do mnie wróci!

Paweł to mój 34-letni syn, który porzucił swoją karierę na rzecz opieki nad niepełnosprawnym tatą. Doskonale wiedział, że nie jestem w stanie samodzielnie zająć się moim mężem, więc przedłożył dobro ojca nad swoje potrzeby i marzenia. Był z nim każdego dnia. Niestety, do czasu. W maju Paweł uległ wypadkowi i do dzisiaj znajduje się w szpitalu! Pomocy!  Syn podróżował w samochodzie jako pasażer. W drodze powrotnej ze sklepu do domu – samochód uderzył w trzy drzewa. Już wtedy Paweł stracił przytomność. Zaniepokojeni sąsiedzi zawiadomili karetkę, która zabrała syna do szpitala. Trafił on na oddział ratunkowy z licznymi obrażeniami wewnętrznymi.  W wyniku wypadku doszło do złamania kości udowej i naderwania ścięgien kolanowych. Co gorsze, zdiagnozowano u niego krwiaka mózgu! Doszło również do pęknięcia części wątroby i złamania kości nosowej.  W szpitalu zmagał się z problemami z wydolnością oddechowo-krążeniową, która obecnie jest już na szczęście ustabilizowana. Paweł przeszedł już jedną operację chirurgiczną, ale czekają go jeszcze kolejne, aby poprawić jego stan. Przez krótki czas był w śpiączce farmakologicznej, ale teraz na całe szczęście jest już wybudzony. Gdy odwiedzam go w szpitalu, cieszę się, że jest świadomy i kontaktowy. Rozmowa z nim daje mi naprawdę dużo, czuję wtedy, że nie muszę przeżywać tego samotnie. Martyna, dziewczyna Pawła, bardzo angażuje się w pomoc. Jest bardzo empatyczną kobietą. Widzę, że cierpi z powodu tego, co się stało, ale jest silna dla mojego syna. Obie chcemy dla niego jak najlepiej! Paweł jest inteligentnym człowiekiem, a do tego bardzo towarzyskim i lubianym przez swoich znajomych. Łatwo nawiązuje kontakty i je utrzymuje. Jego hobby to motoryzacja. Zawsze mocno angażował się w pomoc na naszym polu i w ogrodzie. Po godzinach często pomagał innym dokonywać drobnych napraw, czy to motoryzacyjnych, czy technicznych. Jest bardzo pogodny i empatyczny. Trudno być przygotowaną na rzeczywistość, której teraz doświadczam. Moje oszczędności oraz przychód, który mam, nie jest wystarczający na pokrycie nawet miesięcznej rehabilitacji mojego syna. Bardzo proszę o finansowe wsparcie, aby mój syn mógł wrócić do domu cały i zdrowy. Będę wdzięczna za każdy Państwa gest!  Mama, Marzanna.

17 907,00 zł ( 9,22% )
Brakuje: 176 200,00 zł
Alicja Kieliszek
Pilne!
Alicja Kieliszek , 3 latka

Okrutna choroba zabiera nam córeczkę❗️ Pomóż uratować Alusię!

Jest lek, który może powstrzymać chorobę naszej córki – ta wiadomość to spełnienie marzeń każdego rodzica chorego genetycznie dziecka! Usłyszeliśmy ją niedawno i nie mamy wiele czasu! Zespół Retta każdego dnia odbiera Alusi coraz więcej… Zaraz skończy dwa latka i zamiast rozwijać się – cofa się w rozwoju… Walczymy z czasem i z całego serca błagamy o pomoc dla naszej ukochanej córeczki!  Urodziła się jako zdrowe dziecko – 10 punktów Apgar, okaz zdrowia. Potem okazało się, że to dlatego, że jest dziewczynką. Chłopiec umarłby bardzo szybko lub nie przeżył porodu… Pierwsze tygodnie były wymarzone. Ale potem zaczęło się dział coś niepokojącego… Obniżone napięcie mięśniowe – niby nic, wiele bobasów się z tym mierzy. Dlatego od 4 miesiąca życia Ali zaczęliśmy rehabilitację. Córeczka była weselsza, wołała: mama, baba… Nie chciała jednak pokazywać paluszkiem na przedmioty, jak inne dzieci. Wiedzieliśmy, gdy czegoś chciała tylko dlatego, że patrzyła w tym kierunku. Lekarze zaczęli podejrzewać autyzm. “Autyści patrzą inaczej” – mówili jednak. Alunia stawała się coraz bardziej nieobecna, przygaszona, smutna. Jakby zamykała się we własnym ciele, a my nie umieliśmy je pomóc! A potem było jeszcze gorzej… W styczniu Alusia kolejny raz zachorowała na zapalenie płuc. Miała gorączkę i CRP tak wysokie, że prawie zapadła na SEPSĘ! Pękały jej maleńkie żyły, więc lekarze pod narkozą założyli wkłucie centralne. Wtedy zrobiliśmy badania genetyczne.  Ich wynik nas zszokował – zespół Retta. Nasz świat się zatrzymał… Nie umiemy wciąż się pogodzić z tą dramatyczną diagnozą! Na tę genetyczną chorobę cierpią tylko dziewczynki. Przypada na ok. 10 - 15 tysięcy urodzeń. Rzadka choroba będzie nam odbierać córeczkę wraz z jej wiekiem! Będzie postępować, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc… Aż już całe ciało będzie bezwładne i zostaną tylko oczka – wciąż świadome, cierpiące, jedyny sposób komunikacji ze światem…  Dziewczynki z zespołem Retta nazywane są “milczącymi aniołkami”. Mięśnie przestają działać, za to pojawia się padaczka. Bez naszej opieki Alunia już nie może sama funkcjonować! Każde osłabienie organizmu tylko pogarsza jej stan… Ostatnie zapalenie płuc w kwietniu i silne antybiotyki w zaledwie 2 tygodnie spowodowały olbrzymi regres! jej rączki już nawet nie chwytają… To dla nas kolejny cios po zaniku mowy. Alunia już nie powie “mama”... W mroku choroby i naszej rozpaczy pojawiło się światełko nadziei! W marcu tego roku w USA został zarejestrowany lek objawowy na zespół Retta! Gdy tylko się o nim dowiedzieliśmy, postanowiliśmy walczyć o lepszą przyszłość dla córeczki! Ten lek może zatrzymać postęp choroby do czasu przyjęcia terapii genowej (trwają intensywne prace nad podaniem jej dzieciom chorym na zespół Retta). Dla naszej córeczki to jedyna nadzieja! Chcemy zatrzymać Alunię w jak najlepszym stanie, przy ciągłej rehabilitacji. Widzieliśmy już efekty podania leku, na który zbieramy, na dziewczynkach w USA. Są one bardzo obiecujące! Lek ten zmniejsza stan zapalny mózgu wywołany chorobą. Mamy nadzieję, że organizm Alusi także tak dobrze na niego zareaguje. Jest jeszcze malutka, wciąż się rozwija, ale to dla nas ogromna nadzieja! Jesteśmy już po konsultacji z prof. Magdaleną Chrościńską-Krawczyk z Kliniki Neurologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Tą samą, która podaje terapię genową dla dzieci z SMA. Jeśli uda nam się zebrać pieniądze, lek dla Alicji zostanie sprowadzony ze Stanów i podany jej w Lublinie! Prosimy o pomoc, bo choć medycyna pozwala już walczyć z nieuleczalnym zespołem Retta, to wciąż są to nowe leki, nierefundowane… My nie mamy czasu czekać, aż cały proces zostanie zakończony. Alusia nie może czekać… Niestety, przy jej wadze koszt rocznego leczenia to ponad milion złotych (na ten moment szacowane, może ulec zmianie). Nie mamy takich gigantycznych środków…  Liczy się każda złotówka, najmniejszy gest – pomóżcie naszej Alusi! Ona jeszcze może mieć piękne życie,  jeszcze nie wszystko stracone! Dziękujemy za każde wsparcie.  Rodzice Ali: Ewelina i Rafał i braciszek Fifi

98 053,00 zł ( 9,21% )
Brakuje: 965 777,00 zł
Michalinka Helmchen
Michalinka Helmchen , 12 lat

Mam tę moc! Michalinka codziennie pokazuje, że niepełnosprawność nie ogranicza!

Michalinka urodziła się z szeregiem wad, które stanowią jedną, nieuleczalną jednostkę chorobową – zespół regresji kaudalnej. Początkowo nie wiedzieliśmy zupełnie, jak będzie rozwijać się nasza córeczka przy takim zespole chorób. Michalinka ma wadę serca, rozszczep podniebienia, niedorozwój kręgosłupa, miednicy, kończyn dolnych, pęcherz neurogenny, zaburzenia układu pokarmowego. Pewnie i to jeszcze nie wszystkie schorzenia, z jakimi przyjdzie jej się zmierzyć... Michasia przeszła już dwa zabiegi operacyjne rozszczepu podniebienia. Przez cały czas monitorujemy jej stan zdrowia. Dlatego też systematycznie jeździmy na badania kontrolne do wielu specjalistycznych poradni, a większość z nich odbywa się prywatnie. Córeczka jest pod opieką poradni kardiologicznej, ortopedycznej, chirurgicznej, neurologicznej, urologicznej, genetycznej, okulistycznej i pulmonologicznej. Nasze życie zdominowały niekończące się konsultacje lekarskie... Pomimo szeregu wad i nieprawidłowości Michasia jest zaradną, wesołą dziewczynką. Uczestniczy całą sobą w życiu szkolnym oraz rodzinnym. Zadziwia nas swą „MOCĄ”, sprytem, siłą i wolą walki. Mamy wrażenie, iż jest bardziej sprawna w swej niepełnosprawności od nas, w pełni sprawnych ludzi. Nadrzędnym celem w tym momencie jest zapewnienie naszej córce wysokospecjalistycznej rehabilitacji, która wzmocni układ wydolnościowy, usprawni układ oddechowy, usprawni ją funkcjonalnie i ruchowo, aby w przyszłości stała się niezależnym człowiekiem. Już dziś głęboko wierzymy, że osiągnie sukces! Dzięki swemu uporowi i zaangażowaniu Michalina nauczyła się pływać i nurkować. Pokonuje coraz dłuższe i trudniejsze trasy na swoim wózku. Przed nią jednak jeszcze długa i trudna droga. Wszystkie działania bowiem wymagają ogromnej pracy i dużego wkładu finansowego. Bez Waszej pomocy nie będzie nas stać na opłacenie rehabilitacji. Roczne leczenie córki sięga kwoty 45000 zł. Stała rehabilitacja, wizyty lekarskie, turnusy rehabilitacyjne generują olbrzymie koszty, których samodzielnie nie jesteśmy już w stanie dłużej unieść. Z tych wszystkich względów jesteśmy zmuszeni szukać środków na pokrycie zobowiązań i prosić Was o pomoc! Małgorzata i Szymon, rodzice Michalinki ➡️ Grupa na Facebooku dla Michalinki Kwota zbiórki jest szacunkowa

4 409,00 zł ( 9,2% )
Brakuje: 43 464,00 zł
Łucja Kaczmarek
Łucja Kaczmarek , 8 lat

By odwrócić okrutną kartę, którą dał Łucji los!

Łucja przyszła na świat w marcu 2016 roku jako zdrowa, świetnie rozwijającą się dziewczynka. Zaczęła chodzić mając 10 miesięcy, jednak nie było jej dane cieszyć się tym zbyt długo… W lutym 2019 roku zawalił nam się cały świat. Nasza córeczka zachorowała na grypę typu B. Na skutek jej powikłań, zostały uszkodzone nerwy obwodowe… Mówiąc prościej – Łucja została sparaliżowana od stóp do głowy, a lekarze postawili jej diagnozę zespołu Guillana Barrego. Wiele tygodni spędzonych w szpitalu, miesiące rehabilitacji, nauki mówienia i jedzenia, zaowocowały i pozwoliły Łucji znowu postawić „pierwsze” kroki. Niestety niedowład kończyn dolnych pozostał i nie pozwala naszej córeczce normalnie funkcjonować. Jej chód jest bardzo daleki od prawidłowego wzorca, na skutek czego stopy mocno się pokrzywiły do końsko-szpotawości. W związku z tym u Łucji występują bóle bioder, kolan oraz kręgosłupa. Nie możemy pozwolić na to, aby kolejny raz wylądowała na wózku, naszym ratunkiem jest operacja nóg w Paley European Institute we Warszawie. Do tej pory finansowaliśmy wszystko z własnej kieszeni, niestety nasze rodzinne oszczędności się skończyły, a operacja jest bardzo kosztowna! W związku z tym jesteśmy zmuszeni prosić o pomoc wszystkich ludzi dobrej woli, liczy się dla nas naprawdę każda złotówka. Naprawdę, każda! Za każdy gest, nawet ten najmniejszy, z całego serca dziękujemy. Wierzę, że z Państwa pomocą uda nam się uzbierać tak ogromną dla nas kwotę. Wdzięczni za okazane wsparcie rodzice Łucji

6 853,00 zł ( 9,2% )
Brakuje: 67 616,00 zł
Tamara Rastihajewa
Pilne!
Tamara Rastihajewa , 10 lat

🚨 Guz w głowie Tamary! Nie mamy chwili do stracenia – ratujmy życie!

U Tamarki wykryto złośliwego guza mózgu! Podczas operacji guz został usunięty w 55%... Aby powstrzymać nowotwór, konieczna jest dalsza chemio- i radioterapia. Mama dziewczynki błaga o ratunek: Pierwsze objawy choroby u Tamary pojawiły się na początku września tego roku. Wtedy jednak przez myśl nie przeszło mi, że to początek dramatu... Córeczka potrzebowała bardzo dużo snu – znacznie więcej niż zwykle. Myślałam, że jest zmęczona po szkole, w końcu tyle tam się działo... Niestety któregoś dnia Tamarka nie była w stanie się obudzić... Wtedy natychmiast wezwaliśmy pomoc! Trafiliśmy do szpitala. Trzy dni później, po kilku badaniach wszystko było już jasne. Spadła na nas lawina koszmarnych wiadomości... Usłyszałam, że moja córka ma nowotwór – w jej główce wykryto guza mózgu! Rozpoczęła się dramatyczna walka... Trafiliśmy do innego szpitala na Ukrainie, skąd pochodzimy. Powiedziano nam, że Tamarkę można leczyć tylko radioterapią, której kilka dni później nam odmówiono. Zaproponowano nam powrót do domu, poddanie się, bezradne czekanie na śmierć własnego dziecka... Ale ja nie mogę się poddać! Tamarka to moje jedyne dziecko, o które będę walczyć ze wszystkich sił! Ona nie może odejść! Szukając ratunku, trafiliśmy do Turcji. Tam zdecydowano się nam pomóc. 15 października Tamarka przeszła operację usunięcia guza mózgu w szpitalu w Stambule. Guz, który na Ukrainie nazwano nieoperacyjnym, został usunięty w 55%! Niestety chirurg nie był w stanie dostać się do drugiej połowy guza bez ryzyka uszkodzenia nerwu wzrokowego lub dotknięcia istotnych części mózgu. Aby ratować Tamarę i powstrzymać rozrost guza konieczna jest chemio- i radioterapia.  Chociaż lekarze w naszym kraju nie dawali Tamarce szans, my walczymy dalej! Jako matka zrobię wszystko, by ratować córeczkę. Nie oddam jej śmierci! Muszę walczyć, o życie, o nadzieję, o przyszłość. Niestety cena leczenia, cena za życie, zwala z nóg. Nie mam takich pieniędzy i sama nie zdobędę ich w tak krótkim czasie. Nowotwór przecież nie będzie czekał. Dlatego z całego serca proszę, pomóż nam – pomóż ocalić życie Tamarki! Natalia, mama Tamary

10 123,00 zł ( 9,19% )
Brakuje: 99 984,00 zł
Przemysław Kałużny
Pilne!
Przemysław Kałużny , 44 lata

Choroba zniszczyła mój związek, odebrała pracę i dom... Bez operacji stracę też życie❗️

Miałem wszystko, to, co ma większość z nas, a w ogóle tego nie docenia. Zdrowie, miłość, pracę, dom. Potem zachorowałem. Wystarczyła chwila, bym stracił to wszystko… Bez operacji mogę stracić jeszcze więcej – życie, dlatego bardzo proszę, pomóż mi! Chciałabym zatrzymać cierpienie i odzyskać dawne życie… Choruję na Chorobę Hantingtona, która objawia się zaburzeniami ruchowymi i psychicznymi. Mam coraz bardziej nasilone mimowolne ruchy ciała, nieporadność ruchową, a do tego dochodzi depresja, drażliwość...  To genetyczna choroba, którą odziedziczyłem po mamie, która zmarła na nią mając zaledwie 47 lat… Ja dzisiaj mam zaledwie 40, a o tym, że również choruję, dowiedziałem się 3 lata temu. Od dnia diagnozy moje życie zaczęło się sypać… Po diagnozie rozpadł się mój związek. Po 18 latach wspólnego życia moja partnerka, gdy dowiedziała się o chorobie, zostawiła mnie. Straciłem też pracę – byłem kierowcą samochodów ciężarowych, ale choroba uniemożliwiła mi wykonywanie obowiązków. Załamanie, depresja… Tak znalazłem się w ośrodku dla bezdomnych.  Gdy traciłem nadzieję i czekałem już właściwie na koniec, pojawiła się szansa! Jest to operacja, która uratuje mi życie – wszczepienie elektrostymulatora do mózgu. Zabieg powstrzyma chorobę, a ja będę w końcu mógł odbudowywać powoli wszystko, co choroba mi zabrała!  Niestety, koszt operacji jest ogromny. Nigdy nie będzie mnie nie nią stać… Jestem osobą bezdomną, mam rentę w wysokości 500 zł miesięcznie, za którą muszę się utrzymać, kupić lekarstwa… To kwota dla mnie niebotyczna. Dlatego z całego serca zwracam się z prośbą o pomoc.  W ciemnym tunelu pojawiło się dla mnie światło. Jeszcze wierzę, że coś dobrego mnie czeka. Bardzo proszę, pomóż mi…  Jest mi naprawdę ciężko, jednak mimo to nie chcę się poddać. Każda złotówka przekazana na moje leczenie może być tą, która mnie uratuje... Przemysław   Media: epoznan.pl – Przez chorobę stracił miłość, pracę i dom. "Bez operacji mogę stracić jeszcze więcej - życie"

11 235,00 zł ( 9,18% )
Brakuje: 111 106,00 zł
Wiktor Sosna
Wiktor Sosna , 13 lat

By zdążyć nim choroba całkowicie go pochłonie... Ratujemy Wiktora!

Wiktor ma 12 lat. Jest dzieckiem autystycznym z wieloma zaburzeniami. Nie mówi. W wieku 7 lat pojawiły się u niego zachowania agresywne i autoagresywne. Długo szukaliśmy ich przyczyn. Po wielu badaniach okazało się, że Wiktor ma też zespół PANDAS. Prosimy o pomoc! To rzadkie schorzenie neuropsychiatryczne jest skutkiem nieprawidłowej odpowiedzi immunologicznej na zakażenie paciorkowcem. Ponad rok walki z paciorkowcami nie zakończyło jeszcze zmagań z tym trudnym przeciwnikiem. Często korzystamy z konsultacji lekarskich, by zabezpieczyć Wiktora przed jego agresywnym zachowaniem. Wszystkie nasze działania zmierzają do tego, by syn mógł poczuć się lepiej w swoim ciele, znalazł spokój i przestał robić sobie i innym krzywdę. Jesteśmy również objęci terapią mitochondrialną. Wiktor dostaje suplementy, które mają mu pomóc w wyciszeniu i w walce z PANDAS. Oprócz wielu leków i preparatów nasz syn ma wskazanie do korzystania ze stymulatora nerwu błędnego. U wielu autystów występuje problem z prawidłową funkcją autonomicznego układu nerwowego, dlatego metoda przezskórnej stymulacji jest obiecująca w leczeniu zaburzeń ze spektrum autyzmu. W przypadku Wiktora zaburzenia nie pozwalają mu w codziennym życiu na spokojnie i bezpieczne funkcjonowanie. Niszczą jego zdrowie, Wiktor często się uderza, powodując wiele ran. Do tego zagraża otoczeniu, atakując i uderzając innych. Specjaliści podkreślają, że nerw błędny jest kluczowym elementem regulacji autonomicznego układu nerwowego, funkcji społeczno-emocjonalnych, funkcji mózgowych i zachowań adaptacyjnych. Ponadto stymulacja nerwu błędnego może leczyć choroby współistniejące w autyzmie, takie jak epilepsja i depresja. Stymulacje można włączyć do sesji logopedycznych, terapii zajęciowej, fizjoterapii lub terapii autyzmu. Przeznaczyliśmy już wiele środków, by zdiagnozować Wiktora. Każde leczenie m.in. dysbiozy jelit, PANDAS, wymaga od nas wielu nakładów finansowych. Samo leczenie jelit to wielotysięczne kwoty, które oprócz kosztów konsultacji lekarskich wymagają kupowania leków, preparatów i powtarzania badań. Do tego dochodzi opieka psychiatryczna i neurologiczna, która na NFZ jest praktycznie niedostępna. W ramach NFZ udało się nam tylko skorzystać z rezonansu magnetycznego. Badanie EEG musieliśmy wykonać, płacąc z własnych środków, gdyż szpitale nie są w stanie wykonać badań u tak zaburzonych i agresywnych pacjentów jak Wiktor. Bardzo często mamy też problem by wykonano Wiktorowi pobranie krwi, które pozwala na diagnostykę. Większość placówek odmawia nam tej usługi. Syn nie mówi i nie może powiedzieć, co go boli, dlatego badania są tak istotne.  Wiktor już dwa razy trafił na oddział psychiatryczny, na którym dopasowywano leki, gdyż jego stan był zagrażający życiu. Wszystkie nasze starania zmierzają do tego, by Wiktor mógł bezpiecznie funkcjonować w otoczeniu, by nie cierpiał i nie zagrażał innym. To dzięki wsparciu ludzi, którzy nie są obojętni na cierpienie Wiktora, możemy walczyć o jego lepsze jutro. Często jest to walka na wszystkich frontach. Bardzo prosimy o wsparcie! Juliusz i Agnieszka, rodzice Wiktora

1 689,00 zł ( 9,17% )
Brakuje: 16 716,00 zł