Kolejne starcie z guzem mózgu❗️Na pomoc Marcie❗️
Moja żona to piękna i wspaniała kobieta, mama dwóch synów - sześcioletniego Antosia i dwunastoletniego Mikołaja. Miłość połączyła nas już w szkole i ten stan czujemy w naszych sercach do dziś. Dobro innych zawsze było dla niej ważne, dlatego wybrała zawód pielęgniarki. Nasza dramatyczna historia zaczęła się w roku 2019. To wtedy, w pewien lipcowy dzień, Martusia pracowała w ogrodzie, a dzieci bawiły się koło niej. Niespodziewanie doszło do pierwszego w jej życiu ataku padaczki... Na szczęście starszy syn zadziałał błyskawicznie... Dzięki jego interwencji dowiedziałem się, że żona straciła przytomność i natychmiast wezwaliśmy pogotowie. Niestety, badanie tomografii komputerowej i diagnozy kolejnych neurologów nie wykazały nic niepokojącego. Żona studiowała, więc pomyśleliśmy, że to przemęczenie i stres. Z taką myślą żyliśmy przez kolejne dziewięć miesięcy, do kwietnia 2020 roku, kiedy to ponownie pojawiły się drgawki… Nikt nie podejrzewał najgorszego… Doskonale pamiętam dzień, w którym odebraliśmy wyniki - 22 czerwca 2020 roku. Rozpoznanie: nowotwór mózgu, glejak II stopnia. Wtedy zawalił się nasz świat… Długo płakaliśmy razem… Wciąż trudno o tym pisać bez łez… Marta przeszła ośmiogodzinną, ciężką i trudną operację mózgu. Żona bardzo długo dochodziła do siebie. Wtedy powiedziano nam, że wycięto guza w całości i nie trzeba radioterapii ani chemii. Co pół roku jeździliśmy na kontrole. Niestety, nie wycięto guza z nadmiarem i sukcesywnie odbudowywał się... W lutym bieżącego roku zadecydowano wykonać biopsję, która wykazała, że guz jest bardzo złośliwy. Guz mózgu, glejak III stopnia... Wtedy dzięki mocy Waszych serc udało nam się zebrać 100% na operację dla Marty w 48 godzin! Zdążyliśmy - guz rósł w błyskawicznym tempie, ale dzięki Waszemu wsparciu Marta trafiła na czas na stół operacyjny! Przed Martą jeszcze bardzo długa droga. Chemia przewidziana jest do marca 2024 roku. Jeśli oczywiście organizm da radę i wyniki będą dobre… Na ten moment wyniki były bardzo kiepskie, jednak lekarze i tak postanowili walczyć. Niestety organizm odczuł to bardzo, kilka dni wyjętych z życia i spania tylko przy wiaderku. Lekarze nie są optymistycznie nastawieni co do glejaków, a już szczególnie co do glejaków w wyższym stopniu złośliwości. Jedyne, co słyszymy od nich, to że trzeba żyć dalej, ale mieć świadomość, że guz się odnowi… Nie chcemy tak żyć! Nie ma na to naszej zgody! Mamy dwóch wspaniałych synów. To dla nich Marta walczy! Znaleźliśmy dietetyk onkologiczną której 90% pacjentów to pacjenci z glejakami. Bardzo dużo osób wyszło z tego i żyje dalej, ale żeby tak było trzeba podjąć się wymagającej terapii, zmienić swoje życie, a przy okazji rewolucje przechodzi też rodzina. Określone godziny zjadania posiłków, powstałych na specjalnych produktach. A produkty ekologiczne są bardzo drogie… Do tego dochodzą suplementy wspierające organizm. Zakup wszystkich potrzebnych produktów oraz terapia pochłania wszystkie nasze oszczędności. Nie wiemy, ile czasu będziemy musieli walczyć z tym potworem, dlatego prosimy o pomoc, abyśmy mogli kontynuować leczenie. Sami nie damy rady… Mąż Jarosław z dziećmi