Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Urszula Sutkowy
Urszula Sutkowy , 35 lat

Choroba w ciągu tygodnia zmieniła życie w koszmar! Pomóż Uli wrócić do rodziny!

Dwa razy wzywano mnie do szpitala na ostatnie pożegnanie. W pewnym momencie mojej żonie nikt nie dawał szans. A jednak Urszula zaskoczyła wszystkich i pokazała, że nie wszystko stracone. Ona żyje i walczy o powrót do rodziny!  Trudno znaleźć słowa, które opiszą rozmiar tragedii, która nas spotkała. Najgorsze jest to, że nic nie wskazywało na nadchodzący dramat. W momencie, gdy wszystko zaczynało się układać… Urszula nagle poczuła się gorzej. Nie mogła spać, traciła pamięć. Dwa dni spadku energii mogą zdarzyć się każdemu, ale w przypadku mojej żony okazały się zwiastunem tragedii. Nagła utrata świadomości w środku nocy, karetka, szpital i rosnąca niepewność. W domu zostałem z dwójką małych dzieci, które wciąż pytały, gdzie jest mamusia…  Diagnostyka się przedłużała, bo lekarze nie mogli znaleźć przyczyny nagłego pogorszenia stanu zdrowia. Sprawdzano kolejne tropy, ale bezskutecznie. Żona trafiła na intensywną terapię w stanie krytycznym z m.in. środmiąższowym zapaleniem płuc, chwilę później badania wykazały zapalenie mózgu. Nie mogłem w to uwierzyć! W ciągu zaledwie tygodnia pełna energii, młoda kobieta leżała bez ruchu na szpitalnym łóżku… a od lekarzy płynęły najgorsze możliwe informacje. Kilka razy mówiono, że to koniec. Właśnie wtedy lekarze, pomimo obostrzeń, pozwolili mi na odwiedziny, bo koniec mógł nadejść w każdej chwili.  Życie toczyło się dalej, a moje serce rozrywała rozpacz. Wreszcie na przełomie listopada i grudnia lekarze przekazali wiadomość, która zmieniła wszystko - Ula zaczęła odzyskiwać świadomość! Zaczęło się od reakcji na bodźce i wodzenia wzrokiem, ale postępy pojawiają się w zaskakującym tempie. Za nami pierwszy, milowy krok. Teraz musimy stanąć do kolejnej walki, bo ciało Urszuli wymaga intensywnej rehabilitacji. Wiele miesięcy spędzonych na szpitalnym łóżku i osłabienie spowodowane chorobą doprowadziło do poważnych skutków, ale wierzymy, że tu również możemy zawalczyć.  Niestety, koszty rehabilitacji już teraz są wysokie, a musimy być przygotowani na to, że terapia będzie trwała wiele miesięcy, może nawet lat. Od paska zbiórki zależy sprawność mojej żony, dlatego nie mogłem podjąć innej decyzji - muszę prosić o pomoc!  Chciałbym powiedzieć dzieciom, że Mama wróci do domu. Chciałbym znów zobaczyć w oczach mojej żony tę iskierkę energii, której teraz tak bardzo mi brakuje. Bardzo tęsknię za naszą rutyną, beztroskim śmiechem i brakiem strachu. Uczucie, kiedy każdy telefon może zwiastować najgorsze bywa paraliżujące. Pomóż Urszuli pokonać chorobę! Twoje wsparcie to szansa dla Uli i całej naszej Rodziny. Dzięki Tobie może wrócić wiara, że wszystko będzie dobrze… Mąż Norbert

79 005,00 zł ( 84% )
Brakuje: 15 038,00 zł
Maciej Ciepliński
Maciej Ciepliński , 18 lat

Do szczęścia Maćka potrzeba niewiele! Twoje wsparcie jest na wagę złota!

Maciej urodził się 8 sierpnia 2006 roku. Już w dniu narodzin pojawił się u niego problem z oddychaniem. Synek nie płakał. Po dalszych badaniach okazało się, że urodził się w zamartwicy, z niedotlenieniem i z wrodzonym zapaleniem płuc. Kolejne tygodnie nie były łatwe ani dla Maćka, ani dla nas. Maciuś bardzo płakał, doszły do tego dziwne zachowania. Trafiliśmy na oddział neurologii i neuroinfekcji, gdzie po bardzo dokładnych badaniach stwierdzono małogłowie, padaczkę lekooporną i mózgowe porażenie dziecięce. Ataki padaczki pojawiały się codziennie. Zdarzały się takie dni, że było ich ponad 15 dziennie! Maciek wymagał rehabilitacji, ale napady padaczkowe niestety nie pozwalały nam na ćwiczenia. Obecnie syn ma skończone 16 lat. Nie chodzi, nie mówi, nie sygnalizuje potrzeb fizjologicznych. Wymaga opieki przez całą dobę. Jest podopiecznym Krakowskiego Hospicjum ks.J. Tischnera. Uczęszcza na zajęcia rewalidacyjno-wychowawcze i świetlicę terapeutyczną. Obecnie ataki padaczki się wyciszyły do 4 dziennie. Syn jest rehabilitowany, korzysta z wielu sprzętów ortopedycznych. Jest przesympatycznym chłopcem, wesołym i pogodnym. Kontakt z nim mamy wzrokowy, ale rozumiemy się bez słów. Przez tyle lat wypracowaliśmy już sposób komunikacji, dzięki któremu Maciek jest w stanie przekazać nam jak się czuje i czego potrzebuje. W obecnej sytuacji brakuje nam pieniędzy na pieluchomajtki, leki i sprzęt, z którego Maciej wyrasta... W naszej rodzinie pracuje tylko mąż. Ja zrezygnowałam z zatrudnienia, aby opiekować się synem. Mamy też 10-letnią zdrową córkę, która też ma swoje potrzeby. Wierzymy, że przy wsparciu dobrych ludzi wokół nas uda się zabezpieczyć środki na najważniejsze potrzeby Maćka.  Wdzięczni Rodzice *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

17 873,00 zł ( 84% )
Brakuje: 3 404,00 zł
Leoś Kotarzewski
Leoś Kotarzewski , 3 latka

Jeden z dwustu! Leoś choruje na bardzo rzadką chorobę!

Leo od urodzenia zmaga się z wieloma problemami zdrowotnymi. Nasza droga od początku jest bardzo wyboista – długa rehabilitacja, w wieku 9 miesięcy operacja wnętrostwa, przepuklina pępkowa, problemy z karmieniem… Lekarze długo nas zwodzili, ale intuicja rodzica jest niezawodna. Czuliśmy, że problem leży gdzieś głębiej, dlatego zdecydowaliśmy się działać. Dzięki kosztownym badaniom genetycznym dostaliśmy odpowiedź. Mierzymy się z ultra rzadką chorobą genetyczną, czyli zespół Nicolaides and Baraitser. Dla nikogo nie brzmi znajomo, ponieważ ma ją zaledwie 200 osób na całym świecie! Jest to delecja genu, który Leo dostał w "pakiecie". Nie jest to cecha dziedziczona po nas. Diagnoza brzmi jak wyrok, ponieważ obciążenia związane z tą chorobą są bardzo duże, między innymi: niepełnosprawność intelektualna, ograniczenie lub całkowity brak mowy, padaczka, opóźnienie psycho-ruchowe i wiele, wiele innych.  Lata pomagałam w zbiórkach obcych dzieci i nie mogę uwierzyć, że teraz zakładam własną dla swojego syna, ale zrobię wszystko, żeby pomóc mu funkcjonować jak najlepiej się da. By to osiągnąć, potrzebujemy pieniędzy na kosztowną rehabilitację, zajęcia z neurologopedą, kształcenie SI. Przede wszystkim musimy zatrzymać ataki padaczek,  więc przed nami wiele wizyt specjalistycznych u neurologów, epileptologow itp. Każda Twoja złotówka będzie przeznaczona na jeden cel – walkę o normalne życie naszego superbohatera. Wiadomo, Leo to lew z imienia, a złożyło się też, że ze znaku zodiaku. Cechą naszego synka jest ogromna waleczność, ale potrzebuje Twojego wsparcia. Pomóż mu w tej walce! Klaudia i Jakub - rodzice

133 866,00 zł ( 83,88% )
Brakuje: 25 709,00 zł
Paweł Mackun
Paweł Mackun , 13 lat

Wada, która może odebrać sprawność postępuje... Pomóż w walce o sprawność Pawła!

O co walczymy? Pawełek to uśmiechnięty i pogodny dziesięciolatek. Niestety jego szanse na normalne życie pokrzyżowały współistniejące choroby. Robiliśmy i robimy wszystko, aby wyrównać Pawła szanse w życiu, żeby miał normalne dzieciństwo, mógł chodzić do szkoły i uczyć się z innymi dziećmi, żyć normalnie. Teraz stanęliśmy przed wyzwaniem zebrania środków finansowych na operację syna. Głównym celem operacji jest wydłużenie nogi o 7 cm, aby zapobiec dolegliwościom ortopedycznym, neurologicznym i skrzywieniu kręgosłupa. Nie jesteśmy w stanie sami pokryć kosztów operacji i rehabilitacji syna. Koszty są ogromne. Naszym marzeniem jest wyrównać szanse naszemu synowi i postawić go na dwie RÓWNE nogi. Dlatego też jako rodzice Pawła jesteśmy zmuszeni  prosić o wsparcie finansowe, bez którego nie podołamy dalszym kosztom leczenia syna. Paweł i jego historia choroby. Kiedy Paweł miał sześć miesięcy dowiedzieliśmy się, że ma zespół Recklinghausena. Choroba ta sprawiła, że Pawełek widzi tylko na jedno oko. Dodatkowo w rdzeniu kręgowym widoczne są powiększające się nerwiakowłókniaki, które mogą doprowadzić do skrzywień kręgosłupa. Kolejna diagnoza to zespół NOONAN. Konsekwencją tych chorób jest to, że w chwili obecnej lewa noga jest znacząco krótsza i nie rośnie. Różnica pomiędzy nóżkami cały czas się powiększa. Ma to wpływ na postawę ciała, sprawność fizyczną, w tym chodzenie i bieganie.  Występują bóle mięśni i stawów. Mimo że nasz syn jest obciążony chorobami genetycznymi i związanymi z tym dolegliwościami jest dzieckiem, które każdego dnia walczy o swoją sprawność i sukces w życiu, na co ma szansę. Jest członkiem drużyny piłkarskiej o nazwie Futbolowa Banda. Trenuje judo w Uczniowskim Klubie Judo 82. Trenuje ze wszystkich sił, bo chce być sprawny tak jak jego rówieśnicy. Aktywnie spędza czas z przyjaciółmi, angażuje się w naukę i to, czego na dziś potrzebuje to wsparcie w dalszym leczeniu i rozwoju.  Każda pomoc  jest bliska naszemu sercu. Prosimy o wsparcie w tej nierównej walce. Celina i Piotr, Rodzice Pawła

231 168,00 zł ( 83,7% )
Brakuje: 44 991,00 zł
Wojciech Adamczyk
12 dni do końca
Wojciech Adamczyk , 45 lat

Nagły udar zabrał już zbyt wiele...

Nie wiemy, jak dziękować Wam za wsparcie, okazaną pomoc i każdą wpłatę na poprzednią zbiórkę. Dzięki tym środkom Wojciech mógł trafić na półroczny turnus do kliniki PCRF w Krakowie. Jesteśmy bardzo wdzięczni za okazaną pomoc, dzięki Wam Wojtek jest wciąż intensywnie rehabilitowany.  Niestety ponownie musimy prosić o wsparcie... Proszę, zapoznaj się z naszą historią: Środa 23 listopada miała być kolejnym normalnym dniem pracy i obowiązków, jednak los chciał inaczej. Wojtek nagle źle się poczuł, potem wszystko działo się już szybko…  Wylew krwi do mózgu i stan bardzo ciężki, a w kolejnych dniach rozległy udar krwotoczny i duży obrzęk mózgu – z takimi obrażeniami nasz Wojtek trafił do szpitala. Od pierwszych godzin walki o życie został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. „Trzeba czekać…” – tak brzmiał najczęstszy komunikat od lekarzy. Nikt jednak nie odpowiadał na pytania: na co i jak długo…  To najgorszy czas w naszym życiu. Każdego dnia jego rodzina, bliscy, znajomi i klienci kawiarni, którą prowadził, drżeli w obawie o jego życie i zdrowie.  Minęło już pół roku od zdarzenia. Ile zmieniło się przez ten czas ? Zdecydowanie za dużo. Życie Wojtka, ale i także nasze wywróciły się do góry nogami. Przez te najdłuższe dla nas miesiące jego stan uległ poprawie, jednakże walka trwa i nikt w tej walce nie zamierza złożyć broni.  Nasz Wojtek jest z nami, obudził się i...WALCZY! W końcu po paru miesiącach oczekiwania na poprawę widzimy pierwsze efekty pracy fizjoterapeutów. Przez pierwsze 2 miesiące rehabilitacji trwała walka o ustabilizowanie parametrów. Postępy, jakie Wojtek poczynił od pierwszego dnia, przychodzą powoli, jednak to daje nam nadzieję, że jego organizm jest silny i  zdolny do spektakularnej poprawy.  Mój mąż codziennie jest poddawany specjalistycznym rehabilitacjom. Każdego dnia, przez wiele godzin sztab ludzi walczy o jego zdrowie. Choć Wojtek daje nam tak niewiele znaków, wiemy, że on też stara się ze wszystkich sił. Chce do nas wrócić, by być z nami i śmiać się jak dawniej.  Obecnie spędza całe dnie na wózku, jest bardziej przytomny, oddycha samodzielnie. Jest codziennie pionizowany, a jego parametry życiowe są bardzo stabilne. Ja co tydzień dostrzegam drobną poprawę, również jeśli chodzi o kontakt z Wojtkiem, który w dalszym ciągu jest bardzo ograniczony. Wiem, że on mnie słyszy, czuje naszą obecność i wsparcie. Są pewne symptomy, które dają mi nadzieję, że usłyszę jeszcze kiedyś mojego męża i że on wie, że jestem przy nim. Chcemy kontynuować rehabilitację najdłużej jak to możliwe i zachować Wojciecha w jak najlepszej formie, bo tylko w taki sposób ma szanse, na jakikolwiek powrót do mnie i do wszystkich, którzy na niego czekają. Niestety rehabilitacja jest bardzo kosztowna... Kochani przyjaciele, rodzino, znajomi i całkiem nam nieznani – dziękujemy Wam. Nasze serca przepełnia wdzięczność za każdą pomoc i za każde dobre słowo. Choć z trudem odnajdujemy się w tym nowym dla nas świecie, dziękujemy Bogu za ludzi, którymi nas otoczył. Prosimy, nie odwracajcie się od nas. Pomóżcie nam wygrać tę walkę! Żona i rodzina Wojtka ➡️ Artykuł o Wojtku w serwisie Medonet.pl

137 304,00 zł ( 83,7% )
Brakuje: 26 739,00 zł
Monika Mikołajczyk
Monika Mikołajczyk , 33 lata

Potrzebuję pomocy! Moja żona jest w ciężkim stanie!

Ostatnio coraz częściej wracam do wspomnień z naszych początków. Monika jest najpiękniejszym i najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Do niedawna byliśmy tak szczęśliwi... Nagłe zatrzymanie krążenia zmieniło wszystko. 20 czerwca 2024 roku pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Już nic nie jest takie samo. Gdy wracałem z zakupów do domu, zastałem nieprzytomną żonę. Nie dostrzegałem żadnych czynności życiowych, więc momentalnie przystąpiłem do reanimacji. Na miejsce przyjechało pogotowie. Resuscytacja trwała dziesięć minut. Po tym czasie serce Moniki zaczęło być. Niestety, skutki tej tragedii są z nami do dziś. Kiedy żona trafiła do szpitala jej stan był krytyczny. Pierwsze tygodnie po wypadku były nieustanną walką o życie. Trzymałem ją w szpitalu za rękę, przeżywając największą tragedię mojego życia. Choć na co dzień staram się być silny, w tamtej chwili płakałem jak bóbr. Mój Skarb był w śpiączce, a każdy jej oddech zależny był od respiratora... Żona do dziś nie oddycha samodzielnie.  W momencie, w którym Monika się obudziła, zyskałem nadzieję na poprawę naszej sytuacji. Po kilku tygodniach zaczynaliśmy widzieć postępy. Zaczęła reagować na głos siostrzeńca, uśmiechać się i ruszać kończynami. Niestety, jej świadomość jest minimalna. Bardzo mnie to martwi. Na całe szczęście lekarze są zdania, że żona ma szansę na powrót do zdrowia. Choć to dobra wiadomość, każdy kij ma dwa końce. Leczenie i rehabilitacja generują ogromne koszty, a ja wydałem już wszystkie moje oszczędności.  Dziś wiem, że nie ma gorszego uczucia niż bezradność. Chcę pomóc Moni, ale nie mogę. Potrzebuję Waszego wsparcia. Błagam, uratujmy moją żonę… Będę wdzięczny za każdy gest! Łukasz z rodziną

178 084,00 zł ( 83,69% )
Brakuje: 34 682,00 zł
Konrad Radecki
Konrad Radecki , 11 lat

Choroba zabrała Konradkowi spokojne dzieciństwo. Walczymy, by nie odebrała mu życia!

Walka Konradka trwa od kiedy był malutki. Zaczęło się od kilku ostrych infekcji. Później zapalenie płuc, zapalenie oskrzeli, zapalenie górnych dróg oddechowych, Wszystko to stopniowo przyczyniało się do zaburzeń neurologicznych, zabierając mu beztroskie dzieciństwo.  Przez kilka lat lekarze nie potrafili postawić właściwej diagnozy, a my rodzice robiliśmy wszystko, żeby dowiedzieć się, co tak naprawdę dolega naszemu dziecku, które każdego dnia zmaga się z okrutnie silnym bólem. Braliśmy udział w szkoleniach, konferencjach oraz kongresach medycznych. Słuchaliśmy wykładów online z całego świata. Przewertowaliśmy setki artykułów medycznych, książek. Na własną rękę robiliśmy dziesiątki badań metabolicznych, immunologicznych, neurologicznych — w Polsce, Stanach Zjednoczonych i Niemczech starając się znaleźć przyczynę wszystkich zaburzeń u naszego synka. Po 7 latach sami doszliśmy do diagnozy, która w Polsce została potwierdzona przez lekarzy z Centrum Medycznego w Gdańsku. Konrad cierpi na autoimmunologiczne zapalenia mózgu i rdzenia kręgowego — zespół PANS.  Wizyty i konsultacje u tak wielu specjalistów, przez te wszystkie lata nie pomagały zwalczyć groźnych symptomów choroby z którą Konradek musiał się zmagać każdego dnia. Od drugiego roku życia Konradek nieustannie jest badany, intensywnie leczony i rehabilitowany. Potrzebuje bardzo kosztownych suplementów, skomplikowanej diety oraz całodobowej opieki. Lekarze oceniają stan Konrada jako ciężki. Objawy choroby nasilają się i powodują sytuacje zagrażające życiu. Mimo że patrząc na naszego syna, na pierwszy rzut oka nie widać choroby, Konrad potrzebuje natychmiastowej pomocy! Jedyną nadzieją na jego powrót do zdrowia jest bardzo kosztowne leczenie. Polega ono na wlewach dożylnych z immunoglobuliny ludzkiej oraz terapii S.O.T – wspomagającej terapii oligonukleotydowej. Leczenie niestety nie jest refundowane. Pierwszy etap wyceniono na ponad 170 tysiące złotych! Tu chodzi o zdrowie i życie naszego synka. Prosimy o pomoc! Rodzice *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. ➤ Licytacje dla Konradka

611 758,00 zł ( 83,69% )
Brakuje: 119 200,00 zł
Julia Widera
Julia Widera , 15 lat

Julcia walczy o życie i zdrowie - padaczka zmieniła je w piekło❗️Ratunku!

Wzywamy do pełnej mobilizacji! Z Julką jest naprawdę źle… Ta zbiórka miała być inna, ale telefon do mamy dziewczynki pokazał nam, że sytuacja jest dramatyczna. Julka w czwartek trafiła na OIOM, dziś samolot medyczny zabrał ją do szpitala w Gdańsku. Co minutę jej małym ciałem szarpią serie ataków… Drgawki, brak oddechu… Julcia przestała mówić, traci kontakt, jest przerażona. Pilnie potrzebna jest pomoc! Do zebrania będzie prawdopodobnie około 200 tysięcy złotych... Rodzice Julki błagają o ratunek: Codziennie jeździmy do szpitala, w którym leży nasza córeczka. Możemy zobaczyć ją tylko na chwilę… Na oddziale wprowadzono restrykcyjne zalecenia co do odwiedzin z powodu pandemii. Gdy wychodzimy, Julka płacze, my też… Powtarzamy, że to minie, że musi być silna. Płacze, że ona już nie chce, że nie ma już siły… Widok jej łez i cierpienia łamie nam serce. Jesteśmy bezradni wobec jej choroby. Lekarze też… Tylko 2 lata dane nam było cieszyć się zdrową córeczką. Potem zaczął się szpitalny koszmar. Julka z dnia na dzień czuła się coraz gorzej… Zespół hemolityczno-mocznicowy - tak brzmiała diagnoza, która wywróciła nasze życie do góry nogami. Nerki Julci przestały pracować, córeczka spuchła tak, że ledwo było widać jej oczy… Podłączono ją do maszyny, która dializowała ją przez 20 godziny na dobę. Już wtedy nasz świat się rozsypał, wiedzieliśmy jednak, że musimy być silni, by być wsparciem dla Julci. Modliliśmy się, by choroba zniknęła. Po trudnych 6 tygodniach nasze modlitwy zostały wysłuchane… Nerki podjęły pracę, są jednak uszkodzone na zawsze. Myśleliśmy, że już nic gorszego w życiu nas nie spotka. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że prawdziwa walka o życie Julci jest dopiero przed nami.  Gdy Julka miała 9 lat, zaczął się nasz prawdziwy koszmar. Córeczka cały czas wymiotowała, lekarze badali żołądek… Gdy straciła przytomność, trafiliśmy na dziecięcy oddział neurologiczny. Dopiero tam powiedziano nam, że to padaczka… Mimo wdrożenia leczenia choroba przybrała na sile. Julcia zaczęła mieć ataki o ogromnej sile. Wykrzywiała jej się buzia, ciałem wstrząsały drgawki, ręce i nogi paliły piekącym bólem. Traciła przytomność… W jednej chwili śmiała się, biegała, jeździła na rowerze. W drugiej leżała na podłodze z oczami wywróconymi na drugą stronę, drgając i walcząc o życie. Jeździliśmy od lekarza do lekarza, próbowaliśmy różnych leków, ale padaczka uodparniała się na każdy z nich. Choroba w mgnieniu oka przejęła kontrolę nad naszym życiem… Zniknęła beztroska, zaczęło się życie pod dyktando strachu. Każdy dzień to lęk, czy kolejny atak nie będzie tak mocny, że skończy się wezwaniem karetki i szpitalem. Każda noc to czuwanie, żeby Julka nie zrobiła sobie krzywdy, a przy ataku nie udusiła własną śliną. Napady to ogromne obciążenie dla mózgu, straszny wysiłek. Córeczka przestała pisać, czytać, zaczęła mieć kłopoty z mową, pamięcią. Przestała chodzić do szkoły. Wcześniej marzyła o tym, by być nauczycielką… W październiku Julka wpadła w stan padaczkowy. Ataki miała praktycznie cały czas… Najpierw co 15 minut, potem co 5, a na koniec już co minutę… Trudno to opisać, jeszcze trudniej przeżyć. Z oczu same kapią łzy – człowiek, gdyby mógł, zabrał jej ten cały ból, sam zachorował, żeby tylko ona przestała cierpieć! Julka przez 5 dni była w śpiączce. Patrzyliśmy, jak nasze wymęczone chorobą dziecko śpi i modliliśmy się, by burza w jej główce zniknęła na zawsze… Niestety, po przebudzeniu choroba wróciła ze zdwojoną siłą. Spędziliśmy na OIOM-ie 3 tygodnie, patrząc, jak padaczka zabija nasze dziecko. Kiedy kończył się jeden atak, zaczynał następny… Julka krzyczała z bólu, drgała, z ust ciekła jej ślina. Po lekach miała omamy. Kiedy cierpi dziecko, sekundy wydają się wiecznością… Julka umierała, a my razem z nią. Lekarze zdecydowali o wycięciu ogniska padaczkowego, by ratować życie Julki. Usunięto jedno z nich, ale miejsca zapalne zdążyły się rozlać i zająć część czołową mózgu. Ataki nie ustąpiły. Zdarzają się nawet 40 razy w ciągu dnia. Przez chwilę było już lepiej, Julka znów zaczęła mówić… Aż do ostatniego tygodnia. Julka płakała, gdy trafiła na oddział. Wiedziała, co ją czeka, pamięta dobrze tamten ból, tamten szok, gdy zobaczyła się w lustrze po operacji. Padaczka zabrała jej nawet ukochane złote włosy… Marzy nam się, by zatrzymać to piekło, w którym żyje nasze dziecko. Chcemy zabrać Julkę na diagnostykę padaczki do kliniki w Niemczech, w której leczy się najcięższe formy tej choroby. Czekamy na kosztorys, ale już teraz wiemy, że będą to ogromne pieniądze. Na leczenie naszego dziecka, wyjazdy do lekarzy, pobyty w szpitalach i leki wydaliśmy wszystkie nasze oszczędności. Prosimy o pomoc, bo jesteśmy pod ścianą. Pomóż nam ratować Julkę! ➡️ Licytacje dla Julii

754 847,00 zł ( 83,53% )
Brakuje: 148 743,00 zł
Andrzej Woźniak
Andrzej Woźniak , 63 lata

Andrzej zawsze działał z myślą o innych, teraz sam jest w potrzebie!

Nazywam się Andrzej Woźniak, mam już prawie 60 lat i od urodzenia mieszkam w Wyszogrodzie – małym, urokliwym miasteczku z pięknym widokiem na Wisłę. Opowieść o moim życiu zawodowym rozpoczyna i zatrzymuje się tymczasowo w tym samym miejscu, ale o tym za chwilę. Możecie znać mnie Państwo jako zawodowego kierowcę, który przez wiele lat odpowiadał za dostarczanie do większości sklepów w naszej gminie świeżego pieczywa, warzyw i owoców. Być może spotkaliśmy się w letni weekend podczas jakiegoś wesela, chrztu lub Komunii Świętej, które od 1989 r. starałem się dla Państwa zatrzymywać w obiektywach swojej kamery i aparatu fotograficznego. Może to ktoś z Państwa oddawał na mnie głos w wyborach samorządowych do Rady Gminy i Miasta Wyszogród i może to właśnie dzięki temu głosowi miałem zaszczyt przez 16 lat pełnić funkcję Radnego odpowiedzialnego, za losy naszego miasta i jego mieszkańców, którzy mi zaufali. A może po prostu zaglądaliście Państwo od czasu do czasu do mojego „Żelaźniaka” albo małego kiosku, żeby puścić swój szczęśliwy los i zostać milionerem. Prywatnie od ponad 36 lat jestem szczęśliwym mężem, od ponad 35 lat dumnym ojcem a od prawie 3 lat zakochanym do szaleństwa w swoich Wnuczkach dziadkiem i kiedy mam podzielić się z Państwem swoimi pasjami to muszę przyznać, że największą z nich jest właśnie moja Rodzina. Najpierw więc Andrzej – mąż, tata i dziadek, potem Andrzej - społecznik, nauczony przez swoich Rodziców, bezinteresownego zaangażowania i działania dla dobra miejsca, w którym żyję i które jest domem nie tylko dla mnie, ale też dla mojej Rodziny. Na końcu dopiero Andrzej – grzybiarz, spędzający jesienią więcej czasu w lesie niż w domu, sternik motorowodny – podziwiający piękno nadwiślańskiego krajobrazu ze swojej łódki i stolarz - budujący domki na drzewie dla swoich Wnuczek. W ostatnim czasie przyszło mi natomiast występować w zupełnie innej roli - podopiecznego Fundacji Moc Pomocy, która w ramach Programu „Po Amputacji” wspiera osoby, u których konieczna była operacja odjęcia kończyny. W sierpniu br. po miesiącach postępującego zapalenia kości, któremu towarzyszył ból, tak silny, że odbierał mi radość życia, lekarze z Oddziału Chirurgii Ogólnej jednego z warszawskich szpitali przedstawili mi swoją diagnozę: zalecenia amputacji w wyniku niebezpiecznych dla życia następstw cukrzycy, na którą choruję od 20 lat. To właśnie w tym miejscu moja historia zatoczyła koło, ponieważ kiedyś sam zdobywałem w Łodzi wykształcenie z dziedziny protetyki i podczas stażu pracowałem z osobami po amputacjach kończyn, ucząc się przygotowywania dla nich protez. Dziś jestem po drugiej stronie i tak jak większość moich ówczesnych pacjentów mam plan na jak najszybszy powrót do sprawności. W dniu operacji umówiłem się ze swoim synem na grzyby w Januszewie, a po powrocie ze szpitala do domu obiecałem Kornelce i Poli - swoim Wnuczkom, wspólne spacery i pływanie w basenie i zamierzam wszystkich tych obietnic jak najszybciej dotrzymać. Wiem jednak, że przy wsparci ludzi dobrej woli będzie mi dużo łatwiej niż w pojedynkę, dlatego swoją historią chcę zainspirować do wsparcia mojego powrotu do pełnej sprawności. Andrzej

60 458,00 zł ( 83,53% )
Brakuje: 11 915,00 zł