Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Krzysztof Sienkiewicz
6 days left
Krzysztof Sienkiewicz , 32 years old

Odwróćmy skutki tragicznego wypadku! Pomóż mi znów stanąć na nogi!

Wakacje trzy lata temu. Dzień jak co dzień. Dwa dni po swoich 27. urodzinach Krzysiek skacze do Rzeki Ełk. Na główkę. Ten skok wywrócił jego życie do góry nogami. Po wypadku walczył o życie, teraz walczy o zdrowie. I zapowiada, że w tej walce nie zamierza złożyć broni. "Od razu po skoku, jeszcze pod wodą, wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie wiedziałem, co się stało, nie poczułem bólu, myślałem, że uderzyłem w bobra. Nie miałem żadnych obrażeń zewnętrznych, żadnego zadrapania. Z wody wyciągnął mnie kolega. Jak już się obudziłem w szpitalu, to lekarze mówili do mnie, że na 99 proc. zostanę warzywem. Jednak od początku wiedziałem i miałem pewność, że tak nie będzie. Zabolało mnie, że takie słowa padły w obecności mojej rodziny. Moi bliscy przeżywali prawdziwy horror. Gdy po operacji leżałem w śpiączce, dwa razy przeżyłem zatrzymanie akcji serca. Złapało mnie również zapalenie płuc. Lekarze powiedzieli moim bliskim, że nie przeżyję... Wygrałem walkę o życie, ale nie zachowałem jednak zdrowia. Poważny uraz kręgosłupa sparaliżował mnie i przykuł do łóżka. Nie zamierzam się poddać. Nie godzę się z takim losem. Już w szpitalu wyznaczyłem sobie cel – powrót do zdrowia – i zmobilizowałem do walki wszystkie siły! Zauważyłem po jakimś czasie, że zaczynam ruszać dłonią. Z czasem wychodziło to coraz lepiej i lepiej. Najbardziej pomogła mi silna wola. Mocny charakter odziedziczyłem po ojcu. Tata nie odstępuje mnie na krok i dba o mnie 24/h. Przygotowuje posiłki i pomaga we wszelkich czynnościach dnia codziennego, od karmienia po zabiegi higieniczne. Również bardzo sobie cenię pomoc znajomych i sąsiadów. Wierzę, że dobro wraca, dlatego sam również staram się pomagać innym. To kolejna cecha, jaką odziedziczyłem po ojcu – jeszcze przed wypadkiem często pomagałem sąsiadowi. Teraz sam potrzebuję pomocy. Na ten moment kluczowa jest rehabilitacja i pomoc specjalistów. Nieustannie pracuję nad nogami i staram się je wprawiać w ruch. Mam plan, którym jest powrót do sprawności. Jestem przekonany, że dzięki systematycznej pracy i nieustannej wizualizacji siebie w zdrowiej formie, prędzej czy później odzyskam pełnię władzy w nogach. Na razie jestem pionizowany na maszynie w pokoju. Pomimo tego, że większość dnia jestem unieruchomiony, nie mam czasu na nudę. Czas płynie mi szybko, głównie dzięki rehabilitacji. Nie mogę doczekać się kolejnej sesji, bo wiem, że każda przybliża mnie do wyznaczonego celu. Jedyne, na co mógłbym się poskarżyć to fakt, że nie można przyśpieszyć czasu. Do rehabilitacji podchodzę jak do obowiązku i chciałbym po prostu wypełniać owe obowiązki częściej i szybciej. Czuję, że jestem na dobrej drodze i myślę, że dam radę. Niektóre mięśnie nóg działają – czuję je, ale tak jakby były zabetonowane. Rehabilitacja kosztuje, a jej wydatki cały czas rosną. Środki, jakimi dysponuje moja rodzina, nie wystarczają na zapewnienie płynności procesu odzyskiwania zdrowia. Każda złotówka pomoże mi stanąć na nogi!" Krzysiek

3 338 zł
Marta Kusz
Marta Kusz , 14 years old

Siostra bliźniaczka jest w niebie! Zawalcz z nami o codzienność Marty!

Silne zapalenie przełyku zmusiło lekarzy do operacji antyrefluksowej i założenia PEG-a mojej córeczce. Przez komplikacje (ostry nieżyt jelitowy i ostrą infekcję dróg oddechowych) Martusia niemiłosiernie cierpiała i chudła w oczach. Doszło do pierwszego ataku padaczki… Za każdym razem mogłyśmy liczyć na Waszą pomoc – wsparcie wspaniałych, uczynnych ludzi. Znów musimy o nią prosić. Martusia wymaga dalszego leczenia. Tak bardzo chcę zapewnić jej spokojną codzienność… Z Tobą będzie o niebo łatwiej! Poznaj historię Marty: Ciąża bliźniacza, w którą udało mi się zajść, oznaczała podwójne wyzwanie, ale i podwójne szczęście. Niestety już po pierwszej wizycie u lekarza dowiedziałam się, że jedna z córeczek w wyniku zbierającego się płynu owodniowego nie doczeka terminu porodu i umrze. Chciałam wierzyć, że mimo utraty jednego dziecka, druga córeczka będzie zdrowa. Każdy dzień dłużej pod serduszkiem mamy był ważny. Bo to każdy dzień więcej dla dzielnej i silniejszej córeczki. W 29 tygodniu ciąży życie Julki się zakończyło. Jej ciało przestało się rozwijać. Wywołanie przedwczesnego porodu groziło utratą drugiej córeczki, której organizm nie zdążył się w pełni rozwinąć. Rozwijanie nowego życia Marty tuż obok martwego ciała Julki mogło wpłynąć na prawidłowy rozwój dziewczynki. Chciałam wierzyć, mimo że utraty nienarodzonego dziecka nic nie zwróci – druga córeczka będzie zdrowa. Ta myśl pozwalała mi przetrwać najtrudniejsze 60 dni. Przez kolejne 2 miesiące Marta walczyła o każdy dzień. W 8 miesiącu urodziły się obie. Julka, której życie w łonie mamy skończyło się 2 miesiące wcześniej i Marta – uratowana przez lekarzy. Radość i łzy, gdy usłyszałam głośny płacz, zobaczyłam zdrowy kolor skóry, gdy poczułam radość, że udało się uratować drugą córeczkę. Choć i ten czas radości szybko się skończył. Jeszcze tego samego dnia, w dniu narodzin, na oddział przyszła Pani doktor, która poinformowała, że w wyniku niedotlenienia okołoporodowego oraz zakażenia wewnątrzmacicznego Marta będzie niepełnosprawna. Jakie zakażenie? Jej życiu miało nic nie zagrażać.  W 2016 roku Marta przeszła 6 operacji stawów biodrowych, podczas których wdało się zakażenie gronkowcem. Była 8 miesięcy unieruchomiona w gipsie – teraz musimy nadrobić ten czas! Dla Marty najważniejsze jest to, aby się nie pogorszyło. By przykurcze wraz z jej wzrostem nie stawały się coraz silniejsze, a rączki bardziej sztywne. By postępy, jakie udało się osiągnąć po kolejnych turnusach, nie cofnęły się. Dla swojego dziecka zrobię wszystko. Zjem mniejszą porcję obiadu, nie opłacę na czas kolejnego rachunku, by rehabilitacja nie została przerwana. Niestety to wszystko to wciąż za mało. Martusi potrzebna jest systematyczna rehabilitacja. Tylko dzięki niej napięcie mięśni i ogromny ból, który temu towarzyszy się zmniejsza. Bardzo chciałabym wysłać córkę na kolejny kompleksowy turnus rehabilitacyjny. Jedyną barierą są pieniądze. A właściwie ich brak. Dla mnie nawet niewielka wpłata oznacza szansę na życie bez bólu dla mojego dziecka. Wierzę, że pewnego dnia Martusia za okazaną pomoc będzie mogła powiedzieć „dziękuję”. Violetta, mama Kwota zbiórki jest szacunkowa. ➡️ Poznaj bliżej Martę KLIK

3 337,00 zł ( 5.31% )
Still needed: 59 429,00 zł
Magdalena Malec
Magdalena Malec , 36 years old

NOWOTWÓR nie odpuszcza... Twoje wsparcie jest moim RATUNKIEM❗️

Spokojna, szczęśliwa, poukładana codzienność, rodzina, dom, szczęście. Tych słów mogłabym użyć jeszcze niedawno. Określały moje życie. Czym zostały zastąpione? Chorobą, cierpieniem, walką. Ratunku… Cały mój świat legł w gruzach, gdy pewnego dnia w pracy gorzej się poczułam. Wtedy jednak jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że ten moment będzie początkiem mojej wymagającej, niezwykle trudnej walki z przeciwnikiem, który nie odpuszcza. Nie obchodzą go moje nadzieje, plany, wspólna przyszłość z dziećmi i rodziną. Jest bezlitosny.  Tego dnia mąż przyjechał po mnie do pracy i wspólnie udaliśmy się do lekarza. Tam jednak uspokojono mnie, że te objawy są na pewno spowodowane przemęczeniem. Lekarze sugerowali, że powinnam odpocząć i na pewno wszystko wróci do normy. Tak się niestety nie stało. Udałam się do specjalisty, który skierował mnie na badanie tomografem komputerowym. Niestety wyniki nie pozostawiały już złudzeń. Zdiagnozowano u mnie nowotwór płaskonabłonkowy. Musiałam natychmiast rozpocząć leczenie. Wtedy życie wywróciło się do góry nogami. Lekarze wprowadzili chemioterapię, którą zaczęłam przyjmować w listopadzie tego roku. Specjaliści przewidują, że całe leczenie będzie trwało 2 lata. Równolegle z chemioterapią muszę przyjmować również immunoterapię i terapię celowaną oraz wspomagać organizm suplementami. Mam ogromne szczęście, bo wspiera mnie cała rodzina. Dzięki nim czuję, że w tej walce nie jestem sama i mam za sobą armię, która robi wszystko, by mi pomóc. To napawa mnie nadzieją. Mam dla kogo żyć, muszę wygrać! Niestety lekarze nie są w stanie przewidzieć, czy leczenie przyniesie pozytywne rezultaty. Liczą na cud – choroba jest teraz na bardzo zaawansowanym etapie, niezwykle trudno będzie ją powstrzymać. Nie mogę się jednak poddać! Muszę być silna szczególnie dla trójki moich dzieci, które są dla mnie największym wsparciem. Sebastian, Marysia i Witold to mój cały świat. Potrzebują mamy! Niestety choroba powoduje, że codziennie mierzę się z uciążliwymi dusznościami. Mam kłopoty z mową i oddychaniem. Hiperterapia i ozonoterapia pomogłyby mi swobodnie oddychać. Niestety wszystko, co niezbędne, jest również niezwykle kosztowne. Boję się, że nasz budżet domowy nie wytrzyma tych wszystkich kosztów, które spadły na naszą rodzinę znienacka. Jestem więc zmuszona prosić Was o pomoc. Ludzi o ogromnych sercach. Już niejednokrotnie pokazaliście, że macie wielką moc. Uratowaliście niejedno życie, czy zechcecie pomóc również mi? Wasze wsparcie jest moim ratunkiem… Magdalena z rodziną

3 337 zł
Radosław Lipiński
Radosław Lipiński , 36 years old

Walczymy póki tli się nadzieja! Pomóż!

Moje życie nigdy nie było łatwe.  Jestem matką 35-letniego, lecz tylko na papierze, dojrzałego mężczyzny. Rzeczywistość jest jednak inna. Radek zmaga się z wieloma zaburzeniami osobowości, napadami lękowymi i problemami psychicznymi. Wymaga opieki i mojej uwagi niemal całą dobę. Wiem, że bardzo mnie potrzebuje. Nie rozumie do końca otaczającego go świata, często naraża się niechciane sytuacje. Wielokrotnie miewał napady panicznego lęku. Pierwsze problemy w rozwoju zauważaliśmy już od czasów przedszkola. Radek był bardzo nadpobudliwy i wrażliwy na różne bodźce. Co roku trafialiśmy do poradni diagnostyczno-pedagogicznej. Tam stwierdzono u Radka nie tylko zaburzenia osobowości, nadpobudliwość, ale także dysleksję i dysortografię. Z tego względu od gimnazjum syn uczęszczał na zajęcia indywidualne w domu.  Radek nie raz potrzebował pomocy wielu specjalistów. Zły los nas naprawdę nie oszczędzał. W nodze syna, a dokładniej w udzie powstał tętniak. Z wysoką gorączką i strasznym bólem przyjęto go do szpitala. Początkowo lekarze ocenili stan na tyle poważny, że konieczna będzie amputacja. Na szczęście udało im się tego uniknąć i uratować nogę.  Niestety do dzisiaj mierzymy się z wszelkimi konsekwencjami tej sytuacji. Na nodze Radka pojawiają się otwarte i sączące rany, które trudno zagoić. Syn potrzebuje odpowiednich opatrunków i leków, które dadzą mu szansę na zwalczenie zakażenia.  Nie mam jednak wystarczających środków, by móc mu to zapewnić. Zaledwie dwa lata temu zmarł mój ukochany mąż. Przegrał najcięższą walkę, jaką przyszło mu podjąć – z nowotworem. Do dziś trudno mi się z tym pogodzić. Zostałam sama. Wszystko drożeje, boję się, że nie będziemy mieli za chwilę, za co żyć.  W tej sytuacji nie mam innego wyboru. Muszę prosić Was o wsparcie naszej trudnej codzienności. Zebrane środki pomogą pokryć mi wydatki związane z zakupem potrzebnych leków, opatrunków i dalszym leczeniem. Dorota, mama Radka

3 331 zł
Zuzanna Antonowicz-Sarangal
Zuzanna Antonowicz-Sarangal , 9 years old

By Zuzia mogła wydostać się z własnego świata i normalnie żyć!

Niesprawiedliwy los sprawił, że moja córeczka najlepiej czuje się zamknięta w swoim własnym świecie. Wychodzenie poza jego granice sprawia jej ogromną trudność i dyskomfort. Zuzia jest dzieckiem autystycznym. Ma problemy w odnalezieniu się w grupie rówieśników, nie potrafi odczytywać emocji i intencji innych. Największy trud sprawia jej komunikowanie się. Przez problemy z mową ciężko odnajduje się w relacjach społecznych. Pragnę, by wyrwała się z sideł własnego świata i potrafiła odnaleźć się w otaczającej rzeczywistości. To niezwykle ważne. Tylko tak będzie mogła prowadzić szczęśliwe i samodzielne życie. Zuzia chodzi teraz do przedszkola integracyjnego, które specjalizuje się w pomocy dzieciom z zaburzeniami rozwoju. Uczęszcza na liczne zajęcia wspomagające i terapie. Dzięki nim córeczka robi znaczne postępy, jednak by efekt był długofalowy, zajęcia muszę odbywać się regularnie i bez przerwy.  Ze względu na duże koszty terapii zwracam się z prośbą o pomoc. Moim największym marzeniem jest, by moja córka w przyszłości mogła być niezależną dorosłą osobą.   Elżbieta, mama

3 330 zł
Maciej Seweryn
Maciej Seweryn , 36 years old

Choroba zabrała mi wiele, ale wciąż mam nadzieję. Pomóż mi!

Choroba zdominowała całe moje życie, ale wiem, że nie pozwolę jej odebrać więcej. Chcę stanąć do walki i przejąć nad nią kontrolę. Wyjść z pułapki i zacząć nowy etap - tym razem bez strachu... Jak przez mgłę pamiętam czasy, kiedy moje życie nie toczyło się w rytmie choroby. Najgorsze jest to, że w momencie, w którym mogłem się tym cieszyć, nie zdawałem sobie sprawy. Byłem małym dzieckiem, a diagnozę usłyszałem - właściwie nie ja, a moi rodzice, kiedy miałem zaledwie 6 lat.  Nie spodziewałem się, że ograniczenia, liczenie i ważenie produktów staną się moją rzeczywistością. Nie przypuszczałem, że życie z cukrzycą oznacza niekończące się przeszkody, powtarzający się ból i obawy. Czasem czuję się jakby choroba była tykającą bombą bezlitośnie odmierzającą czas. Niestety, nie wiem do czego. Skuteczny lek na tę chorobę nie istnieje, a jedyna możliwość to nieustanna kontrola i trzymanie się ściśle określonych zasad.  Wszystkie reguły życia z cukrzycą znam na pamięć - miałem mnóstwo czasu, by podporządkować im całe swoje życie w obawie przed najgorszym.  Chciałbym poczuć smak prawdziwego życia, bez powracającej wizji nadchodzącej tragedii. Bo dla mnie utrata sprawności lub zapadnięcie w śpiączkę będzie osobistą tragedią. Nie jestem człowiekiem, który zawsze nastawia się na najgorsze, ale wiem, że historia zna wiele podobnych przypadków. Czasem wystarczy dosłownie chwila nieuwagi, jeden pomiar za mało, by ponieść bolesne konsekwencje związane z nagłym skokiem lub spadkiem poziomu cukru.  Moją szansą na utrzymanie choroby w ryzach jest nowa pompa insulinowa, umożliwiająca stałe śledzenie poziomu cukru. Na ten moment to najlepsze zabezpieczenie przed hiperglikemią. Dzięki zastosowaniu tego rozwiązania pomiary nie będą wiązały się z koniecznością wykonywania wielu bolesnych wkłuć dziennie. Niestety, zakup pompy to dla większości cukrzyków szczyt marzeń. Dla mnie również, bo jej cena zwala z nóg - potrzebuję kilkudziesięciu tysięcy złotych, by mieć szansę zapanowania nad niebezpieczeństwem. Potrzebuję pomocy - kilkudziesięciu bądź kilku tysięcy ludzi, którzy mogą mi pomóc w tej trudnej sytuacji. Twoje wsparcie to moja nadzieja na lepsze jutro. Na nowy etap. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, z czym osoby chorujące na cukrzycę mierzą się każdego dnia. Niewiele też wie, że zapadają na nią osoby, które nie mają problemów z pochłanianiem ogromnych ilości cukru.  Gdyby jeszcze jakiś czas temu ktoś powiedział mi, że będę musiał prosić o pomoc, nie uwierzyłbym. Dziś proszę o nadzieję na lepsze jutro. O życie, które stawia szanse, nie bariery.

3 326,00 zł ( 9.09% )
Still needed: 33 249,00 zł
Ajubchon Awazow
Urgent!
Ajubchon Awazow , 7 years old

KOSZMARNIE drogie leczenie ratunkiem przed ŚMIERCIĄ❗️POMOCY 🚨

KRYTYCZNIE PILNE! Nasz synek musi przyjąć terapię genową najpóźniej za rok. Do tego czasu MUSIMY uzbierać koszmarnie wysoką kwotę – aż 12 MILIONÓW! W innym wypadku nasze dziecko nie otrzyma szansy na pokonanie choroby! Błagamy, ratuj jego życie! Synek urodził się zdrowy. Rozwijał się w prawidłowym tempie – w odpowiednim momencie nauczył się chodzić, poruszał się samodzielnie, uczęszczał do przedszkola, gdzie uwielbiał bawić się z innymi dziećmi. Byliśmy najszczęśliwsi – każdego dnia mieliśmy setki powodów do uśmiechu… Mamy też córeczkę, razem tworzyliśmy wspaniałą rodzinę… Niestety nagle w naszym życiu zupełnie niespodziewanie nastał mrok… Świat się zatrzymał, kiedy lekarz powiedział nam, że podejrzewa u naszego synka Dystrofię mięśniową Duchenne'a. To śmiertelna choroba, która atakuje wszystkie mięśnie naszego dziecka – jeden po drugim. Nieleczona prowadzi do śmierci – bardzo bolesnej i przedwczesnej… Nie mogliśmy się z tym pogodzić! Ta koszmarna diagnoza zmieniła całe nasze życie. Teraz widzimy przyszłość w samych ciemnych barwach. Boimy się, że niebawem Ajubchon usiądzie na wózek inwalidzki, jego płuca przestaną pracować, a serce się zatrzyma i dojdzie do najgorszego – nasz syn umrze...  Nasz mały chłopiec już teraz nie może wchodzić po schodach, wstać z podłogi bez pomocy, nie potrafi skakać i musi dużo ćwiczyć, żeby w ogóle się ruszać. Z każdym dniem słabnie... Na szczęście życie naszego dziecka nie zostało jeszcze przekreślone. Istnieje lek, który daje nadzieję na lepszą przyszłość. Bez niego Ajubchon straci umiejętność chodzenia, usiądzie na wózku inwalidzkim i nie zdąży wsiąść do ostatniego pociągu, o nazwie „życie”... Bez leku, czyli bez 12. MILIONÓW ZŁOTYCH, przyszłość naszego synka nigdy nie nadejdzie… Mamy rok, żeby uzbierać tę kosmiczną kwotę. Ten bezlitosny wyrok, który został wydany przez los, można jeszcze poddać apelacji. DMD — to trzy litery, które niosą śmierć. Jednak dopóki jest nadzieja, nie odpuścimy. Nigdy nie przestaniemy walczyć o życie ukochanego dziecka. Błagamy o pomoc. Bez Ciebie nasz największy koszmar się ziści... Rodzice

3 324,00 zł ( 0.02% )
Still needed: 12 684 802,00 zł
Wiktor Dmoch
Wiktor Dmoch , 5 years old

Kolejny wróg stanął na drodze mojego synka! Terapia kosztuje majątek! POMOCY!

Ból pękającej skóry i całe ciało w ranach. Gdy jedne się goją, pojawiają się kolejne, bez przerwy, w nieskończoność… To wszystko dzieje się na ciele mojego synka, który nie zna dnia bez cierpienia. Tylko przez pierwszy miesiąc swojego życia był zdrowym, beztroskim maluszkiem. Później jego życie zamieniło się w koszmar… Na początku pojawiły się tylko małe krostki. Myślałam, że to jakaś niegroźna alergia. Jednak z każdym dniem krostek przybywało i były coraz bardziej uciążliwe dla mojego maluszka. Wiktor stawał się bardzo niespokojny i drażliwy. Widziałam jak bardzo cierpi! Z biegiem czasu, na całym ciele zaczęły robić mu się sączące rany. Były głównie na głowie, rękach, nogach, paluszkach i nadgarstkach. Atopowe łojotokowe zapalenie skóry – tak brzmi diagnoza. Mogłoby się to wydawać błahe, a kryje w sobie PIEKŁO, którego nadal, codziennie doświadcza mój ukochany synek! Choroba uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie. Nie może się bawić, ciężko jest mu chodzić. Bolesne rany pojawiają się nawet na palcach u jego stóp! Cierpienie mojego dziecka sprawia, że muszę uśmierzyć jego ból za wszelką cenę! Niestety, nie stać mnie na opłacenie całego leczenia... Maści i leki, jakie przepisują mu lekarze, pochłaniają ogromne środki finansowe. Do tego mam także starszą córkę, która choruje na padaczkę. Właściwie wszystkie pieniądze są przeznaczane na leczenie dzieci, a i tak ciągle ich brakuje… Jakby tego było mało, na drodze Wiktorka pojawił się kolejny, okrutny wróg. Oprócz ogromnych problemów ze skórą, u mojego synka zdiagnozowano autyzm i Zespół Aspergera. Wiktor wymaga bardzo drogich terapii, żeby móc sprawnie funkcjonować. Jest poddawany intensywnej rehabilitacji logopedycznej, integracji sensorycznej, hipoterapii, rehabilitacji i uczęszcza na trening umiejętności społecznych.  Wiktor robi postępy, jednak terapie są potrzebne cały czas, bo bez nich straci wypracowane efekty. Już wcześniej było mi bardzo ciężko, jednak teraz, to wszystko kompletnie przekracza możliwości finansowe nie tylko moje, ale również całej mojej rodziny. Wiem, że synek, jest w stanie osiągnąć bardzo dużo. Nie chcę, aby stracił możliwości na sprawne życie, przez brak pieniędzy. Stoję pod ścianą, a bardzo chciałabym móc już się nie martwić czy będę miała za co wykupić leki lub opłacić terapię dla mojego dziecka. Marzę, by zabrać te wszystkie trudności Wiktorkowi, ale do tego potrzebuję Waszego dalszego wsparcia. Towarzyszycie mi w tej drodze nie od dziś, dlatego doskonale wiecie, jak wiele Wasza pomoc jest w stanie zdziałać.  Beata, mama Wiktora

3 323,00 zł ( 3.9% )
Still needed: 81 784,00 zł
Beata Piechowiak
Beata Piechowiak , 57 years old

Przez nowotwór straciłam nogę❗️ Potrzebuję protezy!

Moje życie wywróciło się do góry nogami 15 lat temu, jednak pamiętam jakby to było wczoraj... usłyszałam wtedy potworną diagnozę – kostniakomięsak lewej kości udowej! Ciężko było mi uwierzyć w to, że mam nowotwór! Jak się okazało, to właśnie on odmienił moje życie już na zawsze.  Po rozpoznaniu u mnie raka kości, przeszłam operację usunięcia guza, lekarze przeprowadzili też endoprotezoplastykę stawu kolanowego. Myślałam wtedy, że moje problemy się kończą, a życie powoli będzie wracało do normy. Niestety, nie wiedziałam jeszcze jak bardzo się mylę… Po czasie doszło do obluzowania endoprotezy i w maju 2015 roku trzeba było ją wymienić. Musiałam spędzić kolejne dni w szpitalu. Znów ten stres i ból… Ale i tym razem to nie był koniec mojego cierpienia! Po operacji doszło do zakażenia i w mojej lewej nodze wywiązała się ropowica! Z wysoką gorączką i wymęczonym organizmem, trafiłam do szpitala. Po raz kolejny przeszłam operację. Tym razem nie było innego wyjścia – cała moja lewa noga została amputowana. Załamałam się! Na początku było mi niesamowicie trudno tym bardziej, że nie miałam wsparcia rodziny ani znajomych. Czułam się odrzucona i pozostawiona sama sobie. Wszystko to sprawiało, że jeszcze ciężej było mi zaakceptować sytuację, w jakiej się znalazłam. Musiałam nauczyć się chodzić na nowo, nie mogłam też kontynuować pracy. Byłam zdana jedynie na pomoc opieki społecznej i dobrych ludzi, spotykanych na wyjazdach rehabilitacyjnych czy pielgrzymkach.  Uwielbiam spacery na świeżym powietrzu, w szczególności po lesie czy parku. To miejsca, w których mogę się wyciszyć i zrelaksować. Na co dzień, poruszam się przy pomocy kul i muszę korzystać z protezy. Niestety ta, której używam, jest niewygodna i ciężka, co bardzo utrudnia mi przemieszczanie się. Każdy dzień poruszania się z pomocą protezy, którą obecnie posiadam, obciąża moją sprawną nogę. Ponadto doskwierają mi bóle fantomowe. Cały czas potrzebuję regularnej rehabilitacji – z tym również wiąże się wiele wydatków.  Rozwiązaniem wielu moich problemów byłaby nowa, lekka proteza. Dzięki niej codzienność stałaby się dla mnie przynajmniej odrobinę łatwiejsza. Niestety, jest to ogromny wydatek, przekraczający zupełnie moje możliwości. Dlatego proszę o pomoc! Bez Waszego wsparcia, moja sprawność będzie jedynie nieosiągalnym marzeniem… Beata

3 323,00 zł ( 1.32% )
Still needed: 247 741,00 zł