Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcelek Leszczyński
Marcelek Leszczyński , 6 years old

Jego dzieciństwo mogło wyglądać inaczej - dziś walczymy o zdrowie synka❗️

‚‚Urodził się zdrowy...” Niestety, wiele historii czytanych tutaj na stronie tak się właśnie zaczyna. Każde mrożą krew w żyłach. U nas było tak samo. Marcelek był zdrowy, do czasu...  Miał 8 miesięcy kiedy przyszła pierwsza poważna choroba. Rotawirus, osłabienie, stres, lekarze i szpital. Ale nasz synek sobie poradził, już wtedy był niesamowicie silny.  Skończył półtora roku, gdy wróciliśmy do szpitala. Wymioty, przelewanie się przez ręce, odwodnienie. Wtedy wszystko było tłumaczone zatruciem, wirusami. Jednym słowem — za chwilę przejdzie! Marcel, wrócił do szpitala jeszcze dwa razy.  Po roku, gdy miał 3-latka zaczęła się nasza największa tragedia, nasz koszmar, który zmienił codzienność na zawsze.  Znów te same objawy, ból brzuszka, nieokreślony powód. Zostaliśmy na 2 dni na obserwacji w szpitalu. Wróciliśmy z niego w czwartek. W piątek synek czuł się lepiej, był na podwórku, bawił się, było dobrze!  W sobotę około 4:30 zaczął zwijać się z bólu. Płakał, wił się, był jak sparaliżowany, cierpiał! Zadzwoniliśmy po pogotowie, bo termometr zarówno jeden jak i drugi wskazywały na 34,4 stopnie Celsjusza! Ostatecznie musieliśmy pojechać sami, trzymałam syna na kolanach, z każdą chwilą było coraz gorzej. W szpitalu powiedziano nam, że jego brzuszek jest lekko wzdęty. Pobrano krew, kazano czekać. Marcel bardzo chciał się napić, ale więcej niż wypił, zwrócił za każdym razem.  W końcu padła pierwsza diagnoza — cukrzyca, świadczyła o tym wysoka glikemia. Pilnie wysłano nas do innego szpitala. Tam wydarzyło się coś bardzo niespodziewanego — DIAGNOZA SIĘ NIE SPRAWDZIŁA! Marcel trafił natychmiast w ręce chirurgów i jak się później dowiedzieliśmy... To były ostatnie minuty na ratowanie jego życia!  Dziś nasz synek żywiony jest pozajelitowo. Jego życie i nasz nabrało schematów, których musimy się trzymać. Przyjmuje leki i podpięty jest pod aparaturę, z którą musieliśmy się nauczyć żyć.  To nie jest łatwe. Nie tylko finansowo, ale również psychicznie. Wiemy, że nic nie będzie jak dawniej, a naszym celem jest zapewnienie Marcelkowi bezpieczeństwa!  Proszę, pomóż nam codziennie walczyć. Potrzebujemy środków na leczenie, rehabilitację i specjalistyczny sprzęt! Twoja pomoc naprawdę wiele dla nas znaczy!  Rodzice

35 079 zł
Grzegorz Kotwica
Grzegorz Kotwica , 30 years old

Twój mały gest może odmienić moją codzienność❗️

Wypadek odmienił moje życie. Wcześniej byłem aktywnym, energicznym mężczyzną. Pracowałem fizycznie, a w wolnych chwilach interesowałem się motoryzacją i majsterkowaniem. Nie spodziewałem się, że w ułamku sekundy moje życie legnie w gruzach… W trakcie wykonywania pracy spadłem z rusztowania z wysokości trzech metrów. Wtedy świat się zatrzymał. Konsekwencją wypadku jest niepełnosprawność narządów ruchu. Od tamtej pory poruszam się wyłącznie na wózku inwalidzkim. Mój stan wymaga tego, bym stale ćwiczył i uczęszczał na zajęcia rehabilitacyjne. Niestety wszystko, co niezbędne, generuje koszty, których nie jestem w stanie pokryć sam. Na co dzień mieszkam u rodziców, którzy się mną opiekują. Mama musi wspierać mnie w codziennych najprostszych czynnościach. Jest nam niezwykle ciężko, ale nie mogę się poddać. Mam przecież dopiero 30 lat, wiele planów i całe życie przed sobą… Dzięki rehabilitacji jest szansa, że mój stan nie będzie się pogarszał. Na szczęście dzięki mojej ciężkiej pracy i mobilizacji udało się wypracować samodzielne siadanie na wózku. To właśnie pokazuje, że bez rehabilitacji nie mam szans na poprawianie swojej sprawności i funkcjonowania. Bardzo proszę o wsparcie. W ośrodku rehabilitacyjnym miałbym zapewnione stałe ćwiczenia, opiekę i wsparcie specjalistów. Niestety 3-miesięczny pobyt w takim ośrodku generuje koszty, których nie będę w stanie pokryć sam. Liczę, że nie przejdziecie obojętnie obok mojej trudnej sytuacji. Każda złotówka ma ogromne znaczenie! Grzegorz

35 000,00 zł ( 43.57% )
Still needed: 45 330,00 zł
Małgorzata Łapacz
Małgorzata Łapacz , 61 years old

"Dopadł mnie już TRZECI raz!" – Gosia walczy z nowotworem! POMOCY!

Gosia jest naszą wychowawczynią z czasów szkoły podstawowej. Mimo że ciężko nam już nawet zliczyć, ile lat minęło od końca szkolnej przygody, przyjaźnimy się dalej jako klasa – trzymamy się razem w lepszych oraz gorszych chwilach. Tym razem to nasza wychowawczyni potrzebuje wsparcia, dlatego mobilizujemy wszystkie siły i prosimy Cię o pomoc. Życie jej nie oszczędzało. Przeszła wiele zawirowań życiowych – w krótkim czasie straciła dwóch synów. Dźwigając ten ciężar emocjonalny zapadła na chorobę nowotworową. Przez chorobę nie mogła podjąć się pracy, a w konsekwencji nie miała środków do życia. Wtedy do osiągnięcia wieku emerytalnego brakowała 8 miesięcy. Jej mąż nie mógł podjąć zatrudnienia z uwagi na operację kręgosłupa. Przez ten cały czas tj. do wypłaty pierwszej emerytury wspomagaliśmy Gosię finansowo, pomagając się utrzymać.  Choroba i poprzednie traumy doprowadziły ją do złego stanu psychicznego. Małgorzata pragnie podjąć próby konsultacji prywatnej z innymi lekarzami oraz spróbować nowatorskich terapii. Niedawno urodził się jej pierwszy wnuk i to dla niego chce walczyć o życie. My robimy wszystko, by wspierać ją w tych postanowieniach, dlatego z całego serca prosimy o pomoc! Poznaj historię Małgorzaty: Pierwszy raz potwór przebudził się w 2004 roku. Lekarze wykryli wtedy u mnie złośliwy nowotwór piersi, na szczęście w bardzo wczesnej fazie. Zadecydowali o rozległej operacji i uzupełniającej radioterapii. Po leczeniu zapanował spokój. Jednak do czasu! Potwór nie zniknął, a jedynie zasnął, by przebudzić się po 18 latach. W lipcu zeszłego roku lekarz wykrył guza w tej samej piersi. Po badaniach okazał się nowotworem złośliwym. Konsylium zdecydowało o całkowitej mastektomii piersi wraz z pozostałymi węzłami chłonnymi. 1,5 miesiąca po operacji rozpoczęłam chemioterapię z immunoterapią.  Bardzo źle przechodziłam chemioterapię – począwszy od utraty włosów po omdlenia, neuropatyczne bóle nóg, rąk i stawów, po zły stan psychiczny i ogromny stres, związany z wizytą u lekarza przed wlewem.  Leczenie trwało rok. Miesiąc temu podczas prywatnej wizyty u pani ginekolog dowiedziałam się, że wyczuwa drobne guzki w okolicach blizny pooperacyjnej. USG piersi wykazało zmiany chypoechogeniczne w okolicach blizny. Strach powrócił i odbijające się echem pytanie – dlaczego? Przecież jeździłam co 3 tygodnie ponad 70 km centrum onkologicznego. Teraz muszę szukać pomocy u prywatnych lekarzy, opłacać badania diagnostyczne i leczenie z własnej kieszeni. Bardzo proszę o pomoc! Gosia

34 816,00 zł ( 65.45% )
Still needed: 18 376,00 zł
Andrzej Szymko
Andrzej Szymko , 56 years old

Ukochany mąż, tata i dziadek walczy z SLA❗️

Walka z chorobą, jaką jest SLA, to ciągły strach, co przyniesie kolejny dzień. Lęk przed tym, jak wiele ten okrutny przeciwnik będzie w stanie zabrać. Stwardnienie zanikowe boczne postępuje u taty bardzo szybko, coraz bardziej osłabiając jego mięśnie… Pierwsze objawy, które udało nam się zaobserwować, jeszcze zanim pojawiła się diagnoza, to bezczynność, w którą coraz częściej popadał tata. Zauważyliśmy, że dłuższe dystanse podczas poruszania się, zaczynały go męczyć i sprawiać mu coraz większą trudność. To była lampka alarmowa, aby sprawdzić, co tak naprawdę dzieje się ze zdrowiem taty. Po konsultacjach okazało się, że za wszystkim stoi właśnie SLA - trzy litery, które zaczęły nam spędzać sen z powiek. Tata powtórzył jeszcze badania w innych klinikach, niestety, wyniki jedynie potwierdziły tę koszmarną diagnozę.  W końcu po wielu konsultacjach, trafiliśmę na panią neurolog, która dała nam nadzieję na zatrzymanie choroby. Istnieje lek, który za granicą jest już zatwierdzony, a w Polsce jest na etapie testowania. Leczenie daje szansę na spowolnienie postępów SLA. Jesteśmy pełni nadziei. Nie wiemy, czy terapia ostatecznie odniesie oczekiwany efekt, ale nie mamy innego wyjścia. To jedyna deska ratunku dla taty, więc robimy co w naszej mocy, aby choćby spróbować powstrzymać tę cały czas postępującą chorobę…  Na ten moment tata jest jeszcze w stanie samodzielnie się poruszać, ale tylko przy pomocy jakiegoś podparcia. Zauważamy już, że jedna stopa taty „ucieka” w dół. Tata ma też coraz większe problemy z wykonywaniem codziennych czynności np. odkręcaniem wody w kranie, czy trudności w samodzielnym jedzeniu.  Nie możemy dopuścić do tego, by choroba całkowicie odebrała mu sprawność. Tata ma jeszcze tyle planów. Chce bawić się z wnukami, być dla nas, dla rodziny, najwspanialszym i naujkochańszym mężem, tatą, dziadkiem. Koszty leczenia są jednak ogromne i sami nie damy rady ich pokryć. Bardzo prosimy o Wasze wsparcie, które umożliwi tacie rozpoczęcie terapii! Za każdy pomocny gest będziemy ogromnie wdzięczni!  Ewa, córka

34 769,00 zł ( 48.06% )
Still needed: 37 572,00 zł
Julia Olszyńska
Urgent!
Julia Olszyńska , 2 years old

Otwórz serce i pomóż Julci lepiej zobaczyć świat❗️

Walczymy o przyszłość Juleczki! Pilna operacja w Hiszpanii jest szansą na to, by ta mała dziewczynka mogła normalnie rozwijać się i widzieć! Julcia może być zupełnie zdrowa - na przeszkodzenie stoi tylko kwota, którą musimy zapłacić za operację! Prosimy o pomoc dla tego maleństwa! Nie tak wyobrażałam sobie dzień narodzin mojej córeczki. Jedyne czego chciałam, to by Julka była po prostu zdrowa. Wydawało się, że tak się stanie - wszystkie badania podczas ciąży wychodziły dobrze, nie było żadnych powodów do zmartwień. Czekaliśmy na zdrową dziewczynkę... Niestety, okazało się, że Julcia musi przejść trudną walkę, żeby być zdrowa. Córeczka przyszła na świat z rozszczepem podniebienia, lekkim niedotlenieniem i ptozą powieki. Ta ostatnia wada to ogromne zagrożenie dla Julci - opadnięta powieka wpływa na widzenie... Grozi to zezem, wadami wzroku. Mózg męczy się, odbierając obrazy z chorego oka, dlatego często całkowicie wyłącza widzenie w chorym oczku... Nie możemy do tego dopuścić! Wiedziałam, że zrobię wszystko, by dać Julci szansę na normalne życie, by widziała i żyła jak każde inne zdrowe dziecko... Od razu po wyjściu ze szpitala zaczęliśmy rehabilitację. Jest ona niezbędna do prawidłowego rozwoju córeczki. 24 listopada 2022 roku Julcia przeszła operację rozszczepu podniebienia, przechodzi teraz rehabilitację logopedyczną, żeby normalnie mówić. To dzięki naszej ciężkiej pracy jest dzisiaj w tak dobrym stanie. Niestety, sen z powiek spędza mi problem z powieką mojej córeczki... Ptoza staje się coraz bardziej widoczna. Ogranicza Julci widzenie i staje się coraz większym problemem. Bardzo dużo czasu spędziłam, szukając odpowiedniego leczenia dla mojej córeczki. Czekało mnie przykre zaskoczenie - takie wady w Polsce operuje się dopiero w wieku 4-6 lat... Wtedy oczko Julki może już być wyłączone z widzenia! Efekt jest często nienaturalny, a wada nierzadko także wraca... Rodzice innych dzieci z podobną wadą co Julci polecili mi klinikę w Hiszpanii. Tam uda się naprawić wadę Julki w ciągu jednej operacji! Co najważniejsze, nie trzeba czekać wiele lat... Operację chcielibyśmy zrobić już w maju. Julcia będzie widzieć i rozwijać się jak każde dziecko! Chcemy dla Julci, jak najlepiej, jednak nie jesteśmy w stanie zdobyć kwoty, która tak bardzo poprawi komfort jej życia. Będziemy wdzięczni za każdą okazaną pomoc! Magdalena, mama Julci *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

34 748,00 zł ( 54.43% )
Still needed: 29 082,00 zł
Arkadiusz Lankiewicz
6 days left
Arkadiusz Lankiewicz , 62 years old

Choroba zabiera mnie z dnia na dzień... Proszę, pomóż mi być krok przed nią❗️

Mam na imię Arkadiusz i do niedawna wiodłem w miarę spokojne życie. Niestety rok temu zaczęły się u mnie problemy z chodzeniem. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, jaka będzie ostateczna diagnoza i że tak bardzo odmieni moje życie...  Pierwsze wyniki wskazywały na uszkodzenie nerwu strzałkowego w prawej nodze. We wrześniu 2021 roku skierowano mnie na pilną operację. Przeszedłem zabieg, ale zarówno on, jak i kilkumiesięczna rehabilitacja nie poprawiła stanu mojego zdrowia. Było wręcz odwrotnie... Czułem się coraz gorzej. Szukałem odpowiedzi dalej. Rehabilitant zasugerował wizytę u dobrego neurologa, bo sprawa wyglądała poważnie. Zasugerowałem się jego słowami i wtedy rozpoczęło się najgorsze... Od maja 2022 roku przechodziłem ciągłe badania, dwa razy spędzałem długie 10 dni w szpitalu na oddziale neurologicznym. Czekałem, nadal nieświadomie na najgorsze. Wreszcie usłyszałem, to czego bardzo nie chciałem. Diagnoza: SLA, czyli stwardnienie boczne zanikowe. To śmiertelna choroba, która powoli zabiera wszystko — władzę w nogach, rękach, zabiera oddech... Jedyna rzecz, jaką mogę robić, by spowolnić postęp choroby, to rehabilitacja. Chciałbym postarać się być jak najdłużej krok przed tą okropną chorobą...  Jej koszty już dziś przekraczają moje możliwości finansowe. Dlatego, proszę, pomóż mi jak najdłużej zachować władzę nad własnym ciałem! Arek

34 732 zł
Patryk Retkowski
Patryk Retkowski , 9 years old

Ból i cierpienie niszczy życie Patryka! Uratuj go przed straszną chorobą!

Od kilku lat mój synek zmaga się z bólem i cierpieniem. Od kilku lat szukam pomocy gdzie tylko można. Teraz musimy walczyć do końca, nie możemy się poddać. Niestety, choroba nie chce odpuścić, a Patrykowi brakuje już sił do dalszej walki. Wszystko zaczęło się gdy Patryk miał 18 miesięcy. Po szczepionce 6 w 1 plus pneumokoki i meningokoki, którą podano mu w Szkocji, zauważyliśmy, że coś niepokojącego dzieje się z synkiem. Godzinę później już wiedziałam, że to zbyt dużo, jak dla tak małego dziecka. U Patryka pojawiła się wysoka gorączka oraz wysypka. Trafiliśmy do szpitala, gdzie lekarz zdiagnozował anginę. Lekarz przepisał leki, które braliśmy zgodnie z zaleceniem. W pewnej chwili na twarzy Patryka pojawiły się wypieki, a jego zachowanie było bardzo niepokojące. Z dnia na dzień stan synka się pogarszał. Jego zachowanie budziło niepokój, a napady szału zdawały się nie mieć końca. Dodatkowo nie chciał jeść, bardzo bolały go nóżki i mięśnie. Szukałam pomocy wszędzie gdzie się dało, zarówno za granicą, jak i w Polsce, niestety lekarze rozkładali ręce. Tysiące badań, wieczne czekanie na wyniki, aż wreszcie trafiliśmy na lekarza z Gdańska, który po wynikach stwierdził autoimmunologiczne limbiczne zapalenie mózgu oraz miano ANA  (antinuclear antibodies). Patryk zmaga się również z przeciwciałami M beta 2 oraz onkoneuronalnymi przeciwcialami HU. Ma także bardzo duże problemy jelitowe, wymaga to wielu wyrzeczeń, ponieważ syn musi być na ścisłej diecie. Z jednej strony była to dla mnie tragiczna wiadomość, z drugiej wiedziałam, że teraz będę już w stanie pomóc mojemu dziecku. Po rozmowach z lekarzami i szukaniu pomocy w internecie wiedziałam, że to będzie dla nas niezwykle męcząca walka, jednak dla Patryka zrobię, co w naszej mocy, by tylko był zdrowy! Niestety, nikt nie umiał zaplanować terapii, która skutecznie zwalczyłaby chorobę. Mijały miesiące, stan mojego syna zaczął się pogarszać, a objawy nasilać. Ból  zabrał Patrykowi normalne życie, zabrał mu dzieciństwo... Cierpienie, które mu towarzyszy jest o wiele gorsze niż to, z którym czasem mierzy się zdrowy człowiek. Dla nas był to bardzo trudny okres. Patrzyłam na synka i nie byłam mu w stanie pomóc. Po kilku latach cierpienia moejgo synka dowiedziałam się od specjalistów, że stan Patryka może się poprawić po podaniu wlewu z immunoglobin ludzkich, gdzie jeden wlew kosztuje około 23 tysięcy złotych. By zobaczyć czy choroba ustąpi potrzeba trzech takich wlewów. Jeśli choroba zacznie ustępować, to będą planowane kolejne. Dla mnie jest to kwota, której sama nie jestem w stanie zdobyć. Do tej pory koszty związane z leczeniem opłacałam z własnych oszczędności, które się skończyły. Proszę Was o pomoc, o ratunek dla mojego dziecka! Ewelina, mama Patryka __________________ Patryka można wesprzeć także poprzez licytację

34 661,00 zł ( 55.33% )
Still needed: 27 978,00 zł
Magdalena Larysz
Magdalena Larysz , 33 years old

By cierpienie przestało być codziennością! Pomóżmy Magdzie pokonać endometriozę!

Endometrioza IV stopnia – to moja codzienność. Choroba dotknęła mnie już jako młodą, trzynastoletnią dziewczynkę. Przez wiele lat cierpiałam z bólu, nie wiedząc, co mi dolega. Dziesiątki lekarzy, wizyt zarówno na NFZ, ale też tych prywatnych. Za każdym razem słyszałam to samo: ból jest normalny, jak urodzę dziecko, to mi przejdzie, mam pić więcej wody, taka Twoja uroda… Diagnoza dopiero niedawno została postawiona prawidłowo – endometrioza głęboko naciekająca na narządy w miednicy mniejszej, jelita i przestrzeń odbytniczo-pochwową. Ból, który towarzyszy mi co miesiąc, wywołuje u mnie ciągły strach, ponieważ nie wiem, jak będzie silny i czy dam radę wstać z łóżka. Całe moje młode życie podporządkowane było chorobie, o której istnieniu nawet nie wiedziałam, a której objawy lekarze ignorowali, przypisując to mojemu cyklowi miesięcznemu. Musiałam rezygnować z wielu wydarzeń w moim życiu, zaczynając od zwykłych rodzinnych spotkań, wyjazdów wakacyjnych, spotkań towarzyskich. Wiele ważnych etapów mojego życia jak egzaminy maturalne, egzaminy na studiach, obrony prac dyplomowych przetrwałam dzięki silnym lekom przepisywanym na receptę oraz licznych wizytach na SORze. Ból, który mi towarzyszy od lat obejmuje nie tylko skurcze macicy, ale również ból kręgosłupa, ból i drętwienie nóg, silne skurcze jelit oraz nudności, wymioty i omdlenia. Te wszystkie objawy sprawiały, że musiałam rezygnować z normalnego życia: różnego rodzaju wyjazdów – nie tylko wakacyjnych, ale również np. z wymian studenckich, które pozwoliłyby mi na rozwój zawodowy, ponieważ bałam się, że za granicą nikt nie będzie mi w stanie pomóc w cierpieniu. W latach szkolnych przy okazji każdej miesiączki zwijałam się z bólu na podłodze szkolnego korytarza, a moja mama musiał zwalniać się z pracy, aby mnie zabrać do domu. Już jako osoba dorosła wielokrotnie zwalniałam się w ciągu dnia z pracy, ponieważ nie byłam w stanie wykonywać swoich obowiązków. Nawet dzień mojego ślubu napawał mnie strachem, bo wypadał na czas tych trudnych dni. Stres związany z przygotowaniami do ślubu był dla mnie zbawienny, ponieważ wydłużył mi cykl. Dzięki temu nie cierpiałam w tym ważnym dla mnie dniu. Kilka miesięcy temu udałam się na wizytę kontrolną do lekarza, który na szczęście podczas badania USG coś zauważył. Podejrzewał torbiel endometrialną i zalecił dalszą diagnostykę. Pierwszy raz ktoś wspomniał przy mnie o endometriozie. Zaczęłam czytać o tej chorobie w internecie i znalazłam klinikę Medicus we Wrocławiu, która zajmuje się jej leczeniem. Oczywiście od razu umówiłam się na wizytę najbliższy możliwy termin. Pan doktor podczas wizyty po zbadaniu potwierdził endometriozę oraz skierował mnie na dalsze odpłatne badania (m.in. rezonans magnetyczny miednicy mniejszej), które pozwoliły zobrazować stan zaawansowania choroby. Endometrioza zaatakowała moją macicę, jajniki, jajowody i jelita. Narządy te są ze sobą zrośnięte i praktycznie unieruchomione kokonem ze zrostów, co powoduje ból i znacznie utrudnia zajście w ciążę. Po 18 latach cierpienia nareszcie okazało się, że mam szanse na normalne życie. Bez bólu i strachu przed bólem. Pojawiła się nadzieja na to, że to ja będę planować swoje życie, a nie moja choroba. Pomóc mi może tylko rozległa i skomplikowana operacja przeprowadzona w prywatnej klinice. Narodowy Fundusz Zdrowia nie refunduje operacyjnego leczenia endometriozy w takim stadium choroby, a w mojej sytuacji operacja jest jedyną drogą do wyzdrowienia i macierzyństwa. Termin operacji mam wyznaczony na 17 marca 2022. Do tego czasu muszę wpłacić wyznaczoną przez klinikę kwotę, której z mężem nie jesteśmy w stanie uzbierać. Nieprzeprowadzenie operacji w najbliższym czasie, może skutkować pogorszeniem się stanu mojego zdrowia i całkowitą utratą szansy na macierzyństwo. Dlatego proszę Cię o pomoc w powrocie do normalnego życia bez bólu, w którym będę mogła zostać mamą. Magda

34 594,00 zł ( 59.12% )
Still needed: 23 917,00 zł
Zuzanna Idec
Zuzanna Idec , 5 years old

By Zuzia nie tylko widziała, ale i słyszała świat. Pomóż mojej córeczce!

Chociaż tak bardzo bym chciała, nie mogłabym zmienić historii, która była nam pisana... Zuzia urodziła się całkowicie zdrowa, jednak od razu po urodzeniu zauważono deformację małżowiny usznej. W głębi serca wierzyłam, że ta sytuacja nie wpłynie źle na jej rozwój, jednak dość szybko okazało się, że potrzebna będzie operacja.  Wiedziałam, że nie mogę zrobić nic. Nic bowiem nie było w stanie sprawić, że Zuzia urodziłaby się całkowicie zdrowa. Deformacje uszu mogą nie przysparzać żadnych problemów i nie dawać o sobie znać do końca życia. U mojego maleństwa zdarzyło się odwrotnie. Nie chcę narażać córki na życie w ciszy, nie chcę, by miała problemy z mową. Chcę uniknąć sytuacji, w której będzie zmagać się ze stresem i obniżoną samooceną przez komentarze rówieśników.  Konieczna będzie operacja plastyki ucha oraz operacja wszczepienia implantu. Dodatkowym kosztem będą aparaty słuchowe, które córeczka będzie musiała wymieniać, być może już do końca życia… Wszystko to tworzy ogromny koszty, które za chwile będą przekraczać możliwości finansowe naszej rodziny.  Wciąż czekam na kosztorys operacji, jednak już dziś wiem, że musimy się liczyć z tym, że w grę wchodzą ogromne kwoty – których jako rodzice Zuzi, po prostu nie mamy. Pieniądze nie mogą jednak przekreślić szansy córeczki na to, że będzie mogła dobrze słyszeć i rozwijać się tak, jak inne dzieci.  Zuzia jest naszym aniołkiem i ogromnym szczęściem. Mimo problemów, z jakimi mierzy się od początku swojego krótkiego życia, uśmiech towarzyszy jej prawie w każdej chwili. Proszę, pomóż nam teraz, by potem nie było za późno... Daria, mama  

34 562 zł