Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Konrad Kurdek
Konrad Kurdek , 6 years old

Mały chłopiec, wielka walka! Pomóżmy pokonać nowotwór!

U 3-letniego Konrada zdiagnozowano rzadkiego chłoniaka. Chłoniak Burkitta zaatakował w trzech miejscach! Guz na kręgosłupie zajmuje aż 4 kręgi, przez co Konrad stracił czucie w nogach. Wdrożony został już plan leczenia, jednak walka będzie długa, a Konrad będzie potrzebował bardzo długiej rehabilitacji. Każda złotówka jest w stanie pomóc! Wszystko zaczęło się w lutym, od silnego bólu brzucha. Natychmiast zabraliśmy synka do lekarza, który przepisał mu leki. Niestety nie pomogło, dlatego kolejnym krokiem była wizyta na SOR. Badania nic nie wykazały, przez co padło podejrzenie, że to zaburzenia na tle nerwowym. Niestety objawy się nasilały. Któregoś dnia rano synek nie chciał wstać z łóżka. Okazało się, że nie jest w stanie chodzić... Znów SOR, pilna tomografia i kolejne podejrzenie – tym razem wirusowego zapalenia mózgu. Po kolejnych konsultacjach przewieziono Konrada na oddział neurologii w szpitalu w Gdańsku, gdzie usłyszeliśmy najgorsze słowa w naszym życiu! To nowotwór! Chłoniak Burkitta, który zaatakował w trzech miejscach: zatoce szczękowej, klatce piersiowej i na kręgosłupie. Dlatego synek dostał paraliżu od pasa w dół... Natychmiast zostaliśmy przeniesieni na hematologię, gdzie rozpoczęło się leczenie. Obecnie jesteśmy w trakcie chemioterapii, która ma potrwać do września. Choć to dopiero początek, Konrad walczy bardzo dzielnie. Chłoniak się cofa i zaczynamy mówić o "zanikającej tkance nowotworowej". Borykamy się niestety z powikłaniami. Nadal nie mamy dokładnych informacji, co z kręgosłupem. Nie wiemy, w jakim stopniu nowotwór wpłynie na sprawność Konrada w przyszłości.  Wiemy jedno – musimy zrobić wszystko, by pokonać chorobę i jej konsekwencje. Musimy zapewnić Konradowi jak najlepszą rehabilitację. Prosimy Was o pomoc – każdy grosz ma ogromne znaczenie!

37 414 zł
Zosia Matejek
Zosia Matejek , 3 years old

Zosia nie może czekać na ratunek! Potrzebuje go już teraz!

PILNE! Maleńkie serduszko Zosi woła o ratunek! Potrzebne kosztowne leczenie i rehabilitacja! Prosimy, usłyszcie nasze dramatyczne wołanie o pomoc...  ------ Nie wiedzieliśmy, że Zosia urodzi się chora. W żaden sposób nie mogliśmy się z tym oswoić, przygotować do walki… Diagnoza spadła na nas zupełnie niespodziewanie i wywróciła wszystko do góry nogami…  21 lipca 2021 roku – tego dnia na świcie pojawiła się nasza malutka, kochana i wspaniała córeczka. Spełnienie naszych marzeń i dopełnienie dużej, ośmioosobowej rodziny. Zosia ma sześcioro rodzeństwa, które z niecierpliwością wyczekiwało jej przyjścia na świat.  Wiedzieliśmy, że nasze życie się zmieni, ale czegoś takiego nie mogliśmy przewidzieć... Kiedy córeczka się urodziła usłyszeliśmy, że jest zupełnie zdrowa! Byliśmy bardzo szczęśliwi. Niestety, ta radość została nam szybko zabrana. Niecałą dobę po narodzinach Zosi jej saturacja drastycznie spadła, przez co pilnie przetransportowano ją do innego szpitala. Tam grunt osunął nam się spod stóp... Dowiedzieliśmy się, że serduszko Zosi jest śmiertelnie chore! Lekarze zdiagnozowali u niej wrodzoną wadę rozwojową pod postacią serca trójprzedsionkowego prawego z hipoplazją, a także ubytkami przegrody międzyprzedsionkowej i międzykomorowej. Byliśmy przerażeni! Słowa, które słyszeliśmy brzmiały jak wyrok. Trudno opisać słowami to, co czuje rodzic, kiedy dowiaduje się, że jego dziecko jest tak poważnie chore... Świat rozpada się na milion kawałeczków. Kolejne dni pamiętam jak przez mgłę. Usta Zosi robiły się coraz bardziej sine,  saturacja spadała, a serduszko nie miało siły pracować... Wiedziałam, że tylko operacja może uratować nasze dziecko!  W trybie pilnym Zosia została przetransportowana samolotem do Warszawy, gdzie 17 sierpnia przeszła skomplikowaną operację zamknięcie ubytku międzyprzedsionkowego łatką tkankową...  Choć operacja była bardzo poważna, zakończyła się powodzeniem. Zosia dzielnie walczyła. Z każdym dniem pokazywała nam, jak bardzo chce żyć. Jej stan powoli się stabilizował. Ona odzyskiwała siły, a my nadzieję, że wszystko się ułoży...  Po dwóch miesiącach w końcu mogliśmy wrócić do domu. I choć bardzo się cieszyliśmy, że znów jesteśmy wszyscy razem, wiedzieliśmy, że to dopiero początek. Lekarze jasno określili, że potrzebne będą kolejne zabiegi i dalsze leczenie... Już teraz nasze życie toczy się wokół ciągłych kontroli i wizyt u specjalistów. Regularnie jeździmy do Gdańska czy Elbląga wykonywać echo serca, spotykamy się z neurologiem, audiologiem, a także robimy wyczerpujące badania....  Niestety, nasze oszczędności są już na wyczerpaniu, a koszty nieustannie rosną – dojazdy do szpitali, wszelkie konsultacje, rehabilitacje, leki... Wydatków wciąż przybywa... Zrobimy wszystko, by serduszko naszej córeczki było bezpieczne, by biło jak najdłużej. Dlatego właśnie jesteśmy tu i prosimy Cię o pomoc. Wierzymy, że z Waszą pomocą będziemy w stanie uratować maleńkie serduszko Zosi.  Rodzice  

37 339 zł
Tomasz Szeptycki
6 days left
Tomasz Szeptycki , 57 years old

Straciłem już władzę w rękach, nie chcę poddać się chorobie❗️Proszę, pomóż mi walczyć...

Od 2019 roku mój tato zmaga się z poważną chorobą neurologiczną — stwardnieniem zanikowym bocznym, w skrócie SLA. To potwór, który zabiera z dnia na dzień władzę nad całym ciałem... Jest jeden, niestety bardzo kosztowny sposób, by choć trochę go zatrzymać!  Dziś, w związku z zanikiem mięśni ma już zupełnie niesprawne ręce. Jego codzienność jest przez to znacznie utrudniona. Zanikają mu również mięśnie w nogach, przez co ma coraz większe kłopoty z chodzeniem. Od kilku miesięcy jest niezdolny do pracy, a w codziennych sprawach wymaga pomocy drugiej osoby. Chciałbym zatrzymać jego cierpienie i poczucie braku samodzielności...  Walczyliśmy i będziemy walczyć! Niestety po trzech latach opóźniania postępów choroby doszliśmy do momentu, w którym sami nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z narastającymi trudnościami. Potrzebujemy dodatkowego wsparcia, by nigdy się nie zatrzymywać! Zbieramy pieniądze na rehabilitację oraz sprzęt rehabilitacyjny, leki i suplementy diety, a także dostosowanie przestrzeni, w której żyje tata. Dziękujemy za każdą wpłatę. Maksymilian, syn

37 339 zł
Artem Hudyma
Urgent!
2 days left
Artem Hudyma , 5 years old

DRAMATYCZNA SYTUACJA! Nowotwór może zabrać życie dziecka!

Artemek ma dopiero dwa latka. Ledwo zaczął poznawać świat, a on już pokazuje mu to, co najgorsze ma zaoferowania. Cierpienie, ból, strach... Atypowy teratoidalny guz mózgu IV stopnia. Niezwykle rzadki i agresywny... Nieodwierzanie miesza się z lękiem. Nie mogę w nocy spać, moje myśli bombardują mnie o każdej porze. Guz został już wycięty, lecz badania histopatologiczne wykazało, że ogromna walka dopiero przed nami.  Leczenie jest niebotycznie drogie. Kosztorysy opiewają na kwoty kilkuset tysięcy złotych. Przed Artemem chemioterapia, radioterapia i przeszczep szpiku. Jego stan zdrowia jest stale monitorowany, a decyzje podejmowane na bieżąco. Każdy dzień jest jak rosyjska ruletka, której stawką jest zdrowie i życie mojego maleńkiego synka. Sami nie damy rady zabezpieczyć finansowo jego leczenie, dlatego błagam o wsparcie. Nigdy nie pogodzę się z tym, że dostępne leczenie nie będzie nam dane z powodów finansowych. Pozostaje nam wiara w cud. W cud jakim jest dobroć ludzka! Bez niego wszystko przepadnie. Tylko wspólnymi siłami zdołamy ocalić życie dwuletniego, niewinnego dziecka – mojego ukochanego synka. Maria – mama Artemka ➡️ Licytacje dla Artemka

37 270,00 zł ( 26.26% )
Still needed: 104 644,00 zł
Krzyś Brodzik
Krzyś Brodzik , 9 years old

To fight for the future without fear!

We waited for Krzyś with joy. Our daughter could not wait for the birth of her brother. The pregnancy was book-like and, according to the attending physician, there was no reason to worry. I found out that Krzyś was wrapped twice in an umbilical cord at birth... Scraps of information, intrauterine hypoxia, first degree cerebral hemorrhage, immediate intubation of my son... All this was far from my imagination when it comes to our first meeting. We were sent home on the third day of life, and after five hours we returned to the hospital at the call of the doctors who announced that Krzyś was suffering from jaundice. The stay in the hospital entailed further complications, e-cola infection... When I thought the worst was behind us, we were sent home with a list of devastating diagnoses and the words that my little son will be in a vegetative state, he won't even be sitting. The journey through the specialists has begun. Not everyone was honest with us. On our way we also encountered those who did not undertake the treatment of Krzyś, describing him as too hard a case... There were also those who put their whole heart into improving Krzyś condition. We could not give up, we could not come to terms with the fact that, due to the negligence of doctors, our child would be condemned to vegetation. When Krzyś was one year old, I lost my husband ... Every day I face difficult everyday life, but I can't give up. I know that if I let go, if I give up, we will lose everything we have worked out with such effort thanks to our determination and the help of good people. Today Krzyś is 6 years old. I didn't hear the word mum from him, I wasn't able to cheer him on when he took the first step all ahead of us. We are currently waiting for an MRI, because cysts have appeared in Krzys, head and he has started to lose balance. I am haunted by terrible thoughts that I push away from myself ... We are also waiting for a consultation at the Dr. Paley Institute in Warsaw. We have high hopes for this visit. We want to believe that my son's valgus feet will soon be just an unpleasant memory, that Krzyś will forget how it hurt, that it will be fine ... I am asking you for support for my child. There are days when I don't think I can handle anymore, but I can't and won't give up. Thank you for being with me.

37 181,00 zł ( 29.88% )
Still needed: 87 230,00 zł
Ola Guziejko
Ola Guziejko , 24 years old

Tajemnicza choroba doprowadziła do tragedii! Ratujemy przyszłość Oli!

Jak to możliwe, że nikt nic wcześniej nie zauważył? Czy choroba aż tak dobrze maskowała się, by zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie? Ola jest studentką II roku Uniwersytetu Gdańskiego na wydziale Stosunków Międzynarodowych. Od kilku lat choruje na bardzo rzadką chorobę Takayasu typu I zwaną inaczej chorobą bez tętna. Niestety, została ona wykryta zbyt późno, dlatego dziś boję się, czy jeszcze kiedyś Ola wróci do dawnego życia... Kiedy już udało się znaleźć sposób, by zapobiec konsekwencjom choroby, pandemia pokrzyżowała nam plany. 30 lipca 2020 roku, na 11 dni przed planowanym zabiegiem udrażniania tętnic, córka doznała udaru mózgu. Zrozumiałam wtedy, że nigdy wcześniej, tak naprawdę nie poznałam, co to strach. Dopiero w tamtym momencie, kiedy zaczęłam się bać o zdrowie i życie mojego ukochanego dziecka, przekonałam się, co to znaczy. Co gorsza, podczas pobytu w szpitalu doznała kolejnego udaru. Jej szansa na planowany zabieg bezpowrotnie przepadła. Tętnica szyjna zamknęła się... Szczera rozmowa z lekarzem była jedną z tych najtrudniejszych. Usłyszałam, że nic nie da się już zrobić... Po 9 dniach pobytu w szpitalu córka wróciła do domu, jednak tylko na kilka godzin. Zaburzenia mowy, a także brak możliwości panowania nad własnym ciałem sprawiły, że Ola wróciła do szpitala szybciej, niż się spodziewaliśmy. Obrzęk mózgu spowodował, że konieczna była trepanacja czaszki.  Mimo nieustannej rehabilitacji Ola wciąż nie jest w stanie dobrze i sprawnie funkcjonować. Potrzebuje całodobowej opieki, ponieważ brak kości w czaszce powoduje ogromne osłabienie organizmu. Córka potrafi sama zjeść posiłek - ale nie da rady go przygotować, samodzielnie chodzi - ale potrzebuje asekuracji. W maju odkryto kolejną zaatakowaną przez chorobę tętnicę. Przez rok liczba smutnych wiadomości przygniotła całą naszą rodzinę. Ola jest w słabej kondycji psychicznej. Gdyby nie leki na depresję, mogłoby być naprawdę źle.  Od 11 sierpnia 2020 roku Oli czaszka była otwarta. Pandemia ponownie utrudniła dostanie się do szpitala na operację jej zamknięcia. Dziś córka ma to już za sobą, udało się i przeszła tak ważną dla niej operację. By mogła wrócić do pełnej sprawności potrzebna będzie długa i ciężka rehabilitacja. Choroba zabrała już tak wiele, pochłonęła ogromne środki finansowe, a przede wszystkim odebrała zdrowie Oli, dlatego proszę, pomóż... Renata - mama Oli → Olę można także wspierać poprzez licytacje na Facebook'u

37 151 zł
Jakub Dmitruk
Jakub Dmitruk , 12 years old

Kubuś po raz drugi walczy z RAKIEM❗️Prosimy dobrych ludzi o wsparcie jego walki!

RAK powrócił i zaatakował ponownie❗️Statystycznie to bardzo mało prawdopodobne, a jednak zdarzyło się... Kubuś walczył z rakiem jako 3-letni chłopczyk. Wydawało się, że koszmar mamy już za sobą, że pozostanie tylko złym wspomnieniem...  Niestety. Syn ma 11 lat i właśnie wykryto u niego drugi nowotwór, niepowiązany z tym, z którym walczył jako dziecko. Czeka nas dramatyczna walka, kolejna w krótkim życiu Kubusia... Tak bardzo potrzebujemy Waszej pomocy! Kubuś urodził się jako zdrowy chłopiec. Zwyczajne życie i beztroska dzieciństwa trwała do momentu, kiedy synek skończył 3,5 roku. Wtedy to nagle zachorował... Bolało go gardło. Poszliśmy do lekarza, który stwierdził po prostu zapalenie krtani i przepisał leki... Niestety, następnego dnia na szyi synka pojawiły się 3 guzy. Na kolejnej wizycie padło słowo, które odtąd zagościło w naszym życiu na zawsze - onkologia... Po pobraniu wycinka okazało się, że jest to nowotwór złośliwy. Ogromny szok i morze wylanych łez... Oddział onkologii, cykle chemioterapii, naświetlania, obchody, wizyty lekarskie, kontrole... Długi i bardzo trudny czas, pełen bólu i patrzenia na cierpienie dziecka. Dzieciństwo odłożone na później... Kubuś, mając zaledwie 3 latka, musiał zacząć walkę o swoje życie. Choć minęło już tyle lat, do dziś wracają wspomnienia. Wtedy wydawało się jednak, że to tylko koszmar, który kiedyś się skończy, tylko rozdział w życiu Kubusia, który szybko minie... Kiedy w końcu leczenie dobiegła końca, wróciło upragnione normalne życie, które wcześniej oglądaliśmy tylko przez okno szpitala. Synek wrócił do przedszkola, potem poszedł do szkoły... Żyliśmy jak zwyczajna rodzina, codzienność przerywały tylko, niczym rozbłysk złych wspomnień, kontrole co 3 miesiące. Na jednej z nich wykryto u Kubusia guzy na tarczycy. Na początku były tylko do obserwacji, dwukrotnie robiliśmy biopsję i wydawało się, że nie jest to nic groźnego... Niestety, ostatnie badania pokazały, że guz zezłośliwił się... 5 grudnia usłyszeliśmy diagnozę. Tydzień później byliśmy już w Centrum Zdrowia Dziecka. Kubuś choruje na nowotwór złośliwy tarczycy... To drugi nowotwór, z którym musi walczyć, a ma dopiero 11 lat! Myśl o tym, że drugi raz musi się mierzyć z tak strasznym przeciwnikiem, jest bardzo trudna... Kuba bardzo to przeżywa, pamięta chemię i traumę pobytu w szpitalu. Pogodzenie się z tym, że musi to przejść kolejny raz, jest dla niego naprawdę ciężkie. W lutym zaczynamy leczenie i wiemy, że czeka nas długa i trudna walka. Kuba jest ambitnym chłopcem, wiem, że zrobi wszystko, aby pokonać chorobę i wrócić do normalnego życia, by spełniać swoje marzenia. Aby tak się stało, potrzebujemy Waszej pomocy, bo lekarze przygotowują nas, że walka na pewno będzie ciężka. Dojazdy do Warszawy, leki, terapia - to wszystko kosztuje ogromne pieniądze. Przyszłość jest niepewna i jeszcze nie wiemy, jak wiele wydatków nas czeka, wiemy natomiast, że już teraz musimy prosić o pomoc. Za każdą złotówkę, która wesprze walkę Kubusia, będziemy bardzo wdzięczni. Mama Kuby

36 976 zł
Ewa Szacoń
Ewa Szacoń , 42 years old

Chcę jak najdłużej zachować sprawność, by nie być obciążeniem dla innych! Proszę, pomóż mi w tym...

Od 15 lat żyję z chorobą, która ma wpływ na moje życie, ale staram się, by go nie zdeterminowała. To bardzo trudne, bo zależy w dużej mierze od wysiłku, jaki włożę np. w rehabilitację. Ale niestety zależy też od finansów na rehabilitantów, a teraz również na nowy wózek… Jako bardzo młoda kobieta, bo w wieku 25 lat dowiedziałam się, że choruję na stwardnienie rozsiane. Byłam zdruzgotana, przerażona i załamana równocześnie… Wtedy nie za bardzo wiedziałam, z czym się mierzę, oprócz tego, że ta dolegliwość powoduje niepełnosprawność i jest nieuleczalna. Wypisując mnie ze szpitala z tą diagnozą, powiedziano mi tylko, że mam brać magnez i się nie stresować. Był rok 2007, więc dostęp do leczenia był bardzo mały… Dziś już jednak wiadomo, że dla zachowania sprawności niezbędne jest szybkie rozpoczęcie terapii!  Do programu leczenia dostałam się dopiero po 5 latach... Leki, które zaczęłam przyjmować, nie były już skuteczne. Stopniowo traciłam sprawność…  Początkowo miałam problemy z zachowaniem równowagi, więc zaczęłam poruszać się o kuli. Z czasem kula stała się niezbędna ze względu na coraz słabsze nogi. Z biegiem czasu jedna kula przestała być wystarczająca, więc zaczęłam posługiwać się dwiema. Dziś doszłam do stanu, że przemieszczam się na wózku… Nigdy nie chciałam pozwolić na to, żeby stwardnienie rozsiane zdominowało moje życie! Jestem matką i żoną. Jestem też dyplomowaną nauczycielką, a przede wszystkim młodą jeszcze kobietą, która stara się normalnie żyć!  Jednak żeby to było możliwe, niezbędna jest kosztowna rehabilitacja. Obecnie moim największym problemem jest silna, dokuczliwa i bolesna spastyka, czyli zaburzenie pracy mięśni, które polega na ich wzmożonym napięciu.  Nie chcę, żeby choroba zmusiła mnie do rezygnacji z pracy zawodowej, która daje mi mnóstwo radości i satysfakcji!  Nie chcę, stać się obciążeniem dla moich bliskich, którzy są dla mnie wsparciem i sensem życia!  Nie chcę, żeby musieli patrzeć na moje cierpienie!  Nie jest jeszcze za późno na walkę o siebie, ale sama nie dam rady. Potrzebuję pomocy specjalistów i nowego wózka inwalidzkiego, który ułatwi mi samodzielne przemieszczanie się.  Z całego serca proszę o wsparcie w moich codziennych zmaganiach… Mam tylko jedno marzenie – zachować samodzielność. Ewa

36 882,00 zł ( 63.09% )
Still needed: 21 576,00 zł
Kamil Bartkowiak
Kamil Bartkowiak , 17 years old

Ból nogi zmienił się w walkę o życie… Kamil ma dopiero 15 lat❗️

15-letniego chłopaka może boleć noga z różnych powodów: mógł się uderzyć, może źle stanął, nadwyrężył na treningu, to przecież normalne... Lekarz po konsultacji kazał nogę smarować maścią i brać leki przeciwbólowe. Po około 1,5 tygodnia minął ból i zniknął  obrzęk... Jednak po kilku dniach wszystko wróciło! Zlecony tomograf komputerowy niczego nie wykazał. W międzyczasie na nodze pojawiła się dziwna wypukłość. Nikt z nas nie pomyślał wtedy, że usłyszymy taką diagnozę! W kwietniu noga Kamila strasznie opuchła i uniemożliwiała mu swobodne poruszanie... Wykonaliśmy rezonans magnetyczny, tego samego dnia wieczorem otrzymaliśmy telefon, że rezonans musimy powtórzyć z kontrastem. Ta wiadomość już zasiała w nas ziarno niepokoju. Wynik, który przyszedł po kilku, dniach był dla nas ciosem. Podejrzenie nowotworu złośliwego...  To historie, o których się wiele słyszy. Jednak mało kto bierze pod uwagę, że może to spotkać właśnie jego! Kamil to radosny, bardzo aktywny chłopak, nasz ukochany syn... To wszystko nie może być prawdą!  Lekarz, który prowadził Kamila, natychmiast przekierował nas do szpitala w Poznaniu. Wizyta odbyła się kolejnego dnia, z samego rana. Doktor po zapoznaniu się z wynikami, powiedział tylko „jedźcie do Warszawy”. Sprawa wyglądała naprawdę poważnie…  Kolejnego dnia rano byliśmy już na wizycie w Instytucie Matki i Dziecka.... Trzymaliśmy się, mając w sobie nadzieję, że to pomyłka, że to wcale nie musi być nic groźnego... I z taką też myślą wróciliśmy do domu. Tego dnia nikt diagnozy nam jeszcze nie postawił. W kolejnym tygodniu wróciliśmy do Warszawy na pobranie wycinka do badania histopatologicznego. Nadal czekaliśmy, a to czekanie trwało jakby wieki… W kolejnym tygodniu powrót do Warszawy na badanie i wizytę w poradni. Podczas rozmowy z lekarzem ugięły się pod nami nogi! Dwa słowa, których żaden rodzic nie chce nigdy usłyszeć: złośliwy nowotwór. Konkretniej — mięsak Ewinga...  Kolejne dni były lawiną złych wieści – Guz miał 10 cm i naciekał już na kość piszczelową. Widoczne były też ogniska przerzutowe na płucach... Zastanawialiśmy się jak to możliwe, że to wszystko się dzieje? Dlaczego akurat nasz syn?  Dziś Kamil jest już po pierwszych wlewach chemii białej i czerwonej, ale to dopiero początek naszej długiej i ciężkiej walki. Czekają nas wizyty w Warszawie co dwa tygodnie na kolejnych dawkach. Kamil przejdzie też operację z usunięciem guza i fragmentu kości. Następnie konieczne będzie uzupełnieniem ubytku implantem.  Nasz syn dzielnie znosi leczenie. Mimo tego, że guz utrudnia mu poruszanie się i większość dnia spędza w łóżku, to często się uśmiecha i wierzy! Po operacji planowana jest już kolejna chemioterapia pooperacyjna i długa rehabilitacja. Jakie będą dalsze kroki i co nas czeka? Na ten moment jeszcze tego nie wiemy… Musimy mieć dużo sił i nadziei, że to wszystko się skończy! Wrócimy do naszego normalnego życia, a Kamil będzie spokojnie planował swoją przyszłość.  Koszty, które towarzyszą leczeniu Kamila, są ogromne. Częste wizyty w Warszawie i wyczerpująca rehabilitacja to kwoty, które przewyższają nasze możliwości. Jako rodzice jesteśmy gotowi zrobić wszystko. Dlatego też stajemy przed Wami i błagamy o pomoc! To jest walka o zdrowie naszego syna! Nie możemy się poddać…  Justyna i Tomek, rodzice Kamila   Cudowne wieści! Kamil otrzymał dużą wpłatę w wysokości 10 000 zł, dzięki uprzejmości Pana Bartosza Kmieciak.  Z prośbą, aby wszyscy dobrzy ludzie, którzy włożyli swoje serce w walkę o zdrowie Śp. Barbary, (www.siepomaga.pl/basia-kmieciak) wiedzieli, że ich wkład niesie dobrą energię dalej i daje nadzieję na wyzdrowienie innym!    

36 863 zł