Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Filip Szajba
Urgent!
Filip Szajba , 10 years old

Bez operacji główki grozi mu ŚMIERĆ, pomocy❗️Pomóż dzielnemu Filipkowi!

PILNE! Dostaliśmy informację ze szpitala w Dallas, że operacja Filipka została wyznaczona na 18 czerwca! To oznacza, że mamy bardzo mało czasu, żeby uzbierać ogromną kwotę pieniędzy, od którego zależy dalsze życie naszego synka! Będzie to bardzo trudna i mocno obciążająca operacja. Filipek jednak potrzebuje jej, żeby dalej się rozwijać, inaczej jego życie będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Po raz kolejny musimy prosić o ratunek dla naszego synka! Kiedy Filipek przyszedł na świat, poznaliśmy, czym jest ogromna miłość i bezgraniczne zaufanie płynące prosto z jego oczu. Emocje, które towarzyszyły jego narodzinom, nie zniknęły nawet wtedy, gdy dowiedzieliśmy się, że synek jest chory. Na początku nikt nie wiedział, co dolega synkowi - lekarze byli tylko w szoku, że maleństwo ma zrośnięte paluszki. Jedynie pediatra podejrzewał, że Filipek ma zespół Aperta. Później okazało się, że niestety miała rację. W naszym kraju nie ma szpitali specjalizujących się w całościowym leczeniu zespołu Aperta – bardzo rzadkiego zespołu genetycznego, na który cierpi Filipek. Po omacku oswajaliśmy się z tym, co spotkało naszego synka. W Polsce rocznie rodzi się zaledwie kilkoro dzieci z tą wadą. Wszystkiemu winne są 2 geny, które spowodowały, że paluszki u rąk i u nóg Filipka były całkowicie zrośnięte, a główka zniekształcona... Ratunek dla takich dzieci jak nasz Filipek jest za oceanem, w USA. Tam w klinice w Dallas operuje największy autorytet, najlepszy na świecie specjalista od leczenia zespołu Aperta – dr Jeffrey Fearon. Największym zagrożeniem dla takich dzieci jest to, że mózg Filipka rośnie, ale czaszka nie. Trzeba ją poszerzać operacyjnie, w przeciwnym razie dojdzie do nieodwracalnego uszkodzenia mózgu i upośledzenia! Dr Jeffrey Fearon dokonał w życiu synka już jednego cudu – powiększył czaszkę o 2,5 cm, aby mózg miał miejsce na rośnięcie. Następnie rozdzielił paluszki dłoni i stóp, dzięki czemu dziś Filipek może normalnie funkcjonować. Niestety, po kilku latach przyszedł czas na kolejne operacje.  Teraz przed Filipkiem ostatnia operacja czaszki – Le Fort III, którą także przejdzie w klinice Craniofacial Center w Dallas w USA. Będzie ona najtrudniejsza i najbardziej obciążająca dla naszego synka... Operacja ma nie tylko poprawić jego wygląd, ale przede wszystkim przywrócić prawidłowy tor oddychania. Zmniejszyć ryzyko bezdechów, z którymi Filipek codziennie zmaga się w nocy, przez co sen nie przynosi mu ukojenia... Inaczej może dojść do ciężkich zagrożeń oddychania. Doprowadzi też do prawidłowego ustawienia żuchwy i zabezpieczy wzrok synka. Operacja będzie bardzo trudna, w jej trakcie zostanie założony zewnętrzny dystraktor, przymocowany śrubami do kości czaszki oraz do podniebienia górnego. Filipek będzie musiał go nosić przez 7 tygodni! Dystraktor codziennie będzie rozkręcany w celu wysunięcia twarzoczaszki do przodu. Następnie zostanie zdjęty operacyjnie. Potem syna czeka karmienie przez sondę oraz przyjmowanie wyłącznie płynnych pokarmów. Wiemy, że będzie bardzo dużo bólu, trudu i cierpienia, jednak operacja ta sprawi, że Filip będzie mógł rozwijać się dalej zdrowo i bezpiecznie! Lekarze zakładali, że Filipek może nie będzie chodzić. A on teraz nie chodzi, tylko biega. Twierdzili, że nie będzie mówił. A on chodzi do zwykłej szkoły i gada coraz więcej i więcej. Mówili, że nie będzie uprawiał sportu, a Filip jakby na przekór uczy się jeździć na łyżwach i gra z tatą w piłkę. Nic nie jest w stanie go zatrzymać! Wszystkiego chce spróbować! Oczywiście nie wszystko przychodzi mu łatwo, na sukcesy nieraz musi popracować ciężej i dłużej niż rówieśnicy,  ćwiczenia i rehabilitacja to jego codzienność, ale Filip podchodzi do wszystkiego z uśmiechem na twarzy. Nie odpuszcza, dla niego niemożliwe nie istnieje. Aby jednak tak było dalej, musi przejść operację. Czasu zostało już naprawdę niewiele, bo do 18 czerwca! Koszt Le Fort III jest ogromny - w przeliczeniu na złotówki to ponad 400 tysięcy! Sami nie damy rady nigdy zdobyć takiej kwoty. Nasz synek nigdy nie będzie taki jak inne dzieci. Zawsze będzie zmagał się z poważną chorobą, zawsze w ocenie nieznajomych będzie „inny”. Ale dla nas zawsze będzie najdzielniejszym wojownikiem. Małym człowiekiem z wielkimi marzeniami, o które warto walczyć.  Jest szczęśliwy, uśmiechnięty i radosny, jakby na przekór wszystkiemu! Nic nie jest w stanie go zatrzymać, a zespół Aperta, choć czasem utrudnia mu wykonywanie niektórych czynności, nie definiuje go. Codziennie zdobywa kolejne szczyty, a my razem z nim. Pomóżcie nam, proszę, by tak było już zawsze... Dajcie Filipkowi szansę na ratunek. Joanna i Jakub, rodzice Filipka

79 503,00 zł ( 74.73% )
Still needed: 26 880,00 zł
Urszula Sutkowy
Urszula Sutkowy , 35 years old

Choroba w ciągu tygodnia zmieniła życie w koszmar! Pomóż Uli wrócić do rodziny!

Dwa razy wzywano mnie do szpitala na ostatnie pożegnanie. W pewnym momencie mojej żonie nikt nie dawał szans. A jednak Urszula zaskoczyła wszystkich i pokazała, że nie wszystko stracone. Ona żyje i walczy o powrót do rodziny!  Trudno znaleźć słowa, które opiszą rozmiar tragedii, która nas spotkała. Najgorsze jest to, że nic nie wskazywało na nadchodzący dramat. W momencie, gdy wszystko zaczynało się układać… Urszula nagle poczuła się gorzej. Nie mogła spać, traciła pamięć. Dwa dni spadku energii mogą zdarzyć się każdemu, ale w przypadku mojej żony okazały się zwiastunem tragedii. Nagła utrata świadomości w środku nocy, karetka, szpital i rosnąca niepewność. W domu zostałem z dwójką małych dzieci, które wciąż pytały, gdzie jest mamusia…  Diagnostyka się przedłużała, bo lekarze nie mogli znaleźć przyczyny nagłego pogorszenia stanu zdrowia. Sprawdzano kolejne tropy, ale bezskutecznie. Żona trafiła na intensywną terapię w stanie krytycznym z m.in. środmiąższowym zapaleniem płuc, chwilę później badania wykazały zapalenie mózgu. Nie mogłem w to uwierzyć! W ciągu zaledwie tygodnia pełna energii, młoda kobieta leżała bez ruchu na szpitalnym łóżku… a od lekarzy płynęły najgorsze możliwe informacje. Kilka razy mówiono, że to koniec. Właśnie wtedy lekarze, pomimo obostrzeń, pozwolili mi na odwiedziny, bo koniec mógł nadejść w każdej chwili.  Życie toczyło się dalej, a moje serce rozrywała rozpacz. Wreszcie na przełomie listopada i grudnia lekarze przekazali wiadomość, która zmieniła wszystko - Ula zaczęła odzyskiwać świadomość! Zaczęło się od reakcji na bodźce i wodzenia wzrokiem, ale postępy pojawiają się w zaskakującym tempie. Za nami pierwszy, milowy krok. Teraz musimy stanąć do kolejnej walki, bo ciało Urszuli wymaga intensywnej rehabilitacji. Wiele miesięcy spędzonych na szpitalnym łóżku i osłabienie spowodowane chorobą doprowadziło do poważnych skutków, ale wierzymy, że tu również możemy zawalczyć.  Niestety, koszty rehabilitacji już teraz są wysokie, a musimy być przygotowani na to, że terapia będzie trwała wiele miesięcy, może nawet lat. Od paska zbiórki zależy sprawność mojej żony, dlatego nie mogłem podjąć innej decyzji - muszę prosić o pomoc!  Chciałbym powiedzieć dzieciom, że Mama wróci do domu. Chciałbym znów zobaczyć w oczach mojej żony tę iskierkę energii, której teraz tak bardzo mi brakuje. Bardzo tęsknię za naszą rutyną, beztroskim śmiechem i brakiem strachu. Uczucie, kiedy każdy telefon może zwiastować najgorsze bywa paraliżujące. Pomóż Urszuli pokonać chorobę! Twoje wsparcie to szansa dla Uli i całej naszej Rodziny. Dzięki Tobie może wrócić wiara, że wszystko będzie dobrze… Mąż Norbert

79 005,00 zł ( 84% )
Still needed: 15 038,00 zł
Mateusz Gwizdała
Mateusz Gwizdała , 12 years old

Nadzieja silniejsza od cierpienia... Pomagamy Mateuszowi!

Nikt nie potrafił zdiagnozować choroby naszego synka Mateusza. Osiem lat czekaliśmy na rozpoznanie – osiem lat bólu, prób pomocy i nieświadomości jakim zagrożeniem dla życia Mateusza jest choroba Hirschsprunga.  Nieprawidłowe unerwienie jelita spowodowało spustoszenie w organizmie mojego dziecka. Choroba poważnie zaburza naturalną perystaltykę jelit, co uniemożliwia regularne usuwanie resztek pokarmowych. Bolesną i wręcz śmiertelną konsekwencją są rozwijające się stany zapalne. Wieloetapowa operacja –  w tym usunięcie 45 cm jelita i założenie kolostomii miała przywrócić ciągłość pokarmową. Niestety plan leczenia nie idzie tak jak zakładano ze względu na nieoczekiwane komplikacje.  Półtora roku po operacji Mateuszek znowu uskarżal się na silne bóle brzucha, pojawiła się wysoka gorączka, a badania krwi wskazały wysoki stan zapalny. Strasznie się o niego baliśmy, nie chcieliśmy jechać do szpitala, ale nie było innego wyjścia. Mateusz ponownie trafił na stół operacyjny – doszło do rozlanego zapalenia i perforacji jelita. Lekarze z miejsca podjęli kolejną trudną, lecz ratującą życie decyzję o wyłonieniu ileostomii z jelita cienkiego. W związku z jego aktualnym stanem i leczeniem stanu zapalnego Mati bardzo schudł. Jego dziesięcioletnie ciało to dosłownie kości i skóra. Mając 140 cm wzrostu waży zaledwie 23 kg! Zaburzone wchłanianie składników odżywczych, witamin, minerałów –  to wszystko dodatkowo bardzo osłabia jego organizm. Lekarze mówią, że powinny być jeszcze dwie operacje, lecz ostatni proces leczenia pokazał nam jak dynamiczna i nieprzewidywalna jest choroba.  Najważniejsze co możemy teraz zrobić to wdrożyć zalecane leczenie, specjalistyczną rehabilitację, masaże, osteopatię, suplementację. Wszystko po to, by wzmocnić jego organizm przed kolejnymi ingerencjami chirurgicznymi, by nie stracił odporności. Wszystko wymaga szczegółowych konsultacji oraz regularnych badań.  Bardzo wierzymy, że to leczenie zakończy się pełnym sukcesem i nasz Mati w końcu będzie mógł wrócić do normalnego życia. Jako dziesięciolatek bardzo tęskni do kolegów, do szkoły, do prostych zabaw jak jazda na hulajnodze czy gra w piłkę. Teraz każdy ruch jest dla niego śmiertelnym zagrożeniem. Wierzymy, że otrzymane wsparcie pomoże nam z każdym dniem stawiać na nogi naszego ukochanego synka. Ewa i Damian – rodzice Mateusza ➡️  Licytacje dla Matiego

78 827 zł
Kuba Antczak
Urgent!
Kuba Antczak , 5 years old

❗️Nie oddamy Cię chorobie, synku... – Kubuś jak najszybciej musi przyjąć lek!

Na Kubusia czekaliśmy aż 8 lat. Nasz wyczekiwany pierwszy i jedyny synek. Gdy się urodził, wszyscy byliśmy najszczęśliwsi na świecie! Wtedy jednak nie mieliśmy pojęcia, jaka walka o jego życie nas czeka... W czwartym miesiącu dowiedzieliśmy się o wadzie serduszka, a dokładnie o 2 dziurkach w serduszku, z którymi nic nie da się zrobić... Już wtedy bardzo się baliśmy, by dziurki się nie powiększały! Okazało się, że to dopiero początek. 10 miesięcy później wylądowaliśmy na onkologii w trybie pilnym z powiększonymi węzłami w całym ciele naszego synka. Wyniki krwi wskazywały na białaczkę... Ziemia osunęła nam się spod nóg, nie wiedzieliśmy co dalej... Jednak diagnoza okazała się błędna. Po kilkukrotnym pobraniu szpiku zapadła kolejna diagnoza jeszcze gorsza – eozynofilowe zapalenie płuc... Świat się nam zawalił. Choroba, która nie jest jeszcze znana, chce odebrać nam nasze największe szczęście... Lekarze pobierali kolejne próbki krwi i szpiku do badań, z których wynikało, iż Kubuś ma zespół Klinefeltera.  Lekarze rozkładali ręce, nie wiedząc, co dokładnie jest naszemu synkowi, a on czuł się z dnia na dzień gorzej... Od zmian na skórze, które drapał do krwi po całkowity brak apetytu. Kolejne badanie – gastroskopia i znów strzał prosto w serce, choroba zajęła nie tylko płuca, ale i przełyk do tego jeszcze doszedł refluks... Wtedy już całkowicie się złamaliśmy... Po wielu trudnych konsultacjach wdrożono leczenie sterydami oraz specjalistyczną dietą. Od marca tego roku Kubuś był na ogromnych dawkach sterydów, jednak one niestety nie działają i potrzebne jest natychmiastowe wdrożenie innego leczenia, nierefundowanego.  Choroba już atakuje serduszko naszego synka! Jeśli nie zmienimy leczenia, nasz syn przegra walkę i choroba odbierze nam go na zawsze. Mamy bardzo mało czasu! Leczenie ma trwać pół roku, a koszt jednej dawki to ponad 4 tysiące złotych!  Niestety nie posiadamy tak olbrzymich pieniędzy, a do tego dochodzi jeszcze rehabilitacja, gdyż choroba opóźnia Kubusia we wszystkim... Nie jest nam łatwo błagać o pomoc, ale nic innego nam nie pozostało. Musimy zrobić wszystko, by nie spełnił się najgorszy scenariusz, w którym to choroba wygrywa! Błagamy o każdą pomoc – nasze jedyne dziecko musi żyć... Rodzice Kubusia Zbiórkę możesz również wesprzeć, biorąc udział w licytacjach na Facebooku: ➡️ Ratujemy Kubusia - licytacje ➡️ Przyjaciele Kubusia Antczaka - licytacje charytatywne

78 052,00 zł ( 48.91% )
Still needed: 81 522,00 zł
Jacek Pasierbowicz
Jacek Pasierbowicz , 55 years old

Paraliż nagle zmienił życie Jacka... Jedyna nadzieja w rehabilitacji!

Jeden nieszczęśliwy wypadek zmienił życie mojego męża w koszmar! Ułamek sekundy sprawił, że Jacek został przykuty do łóżka… Mówią, że początek roku daje mnóstwo perspektyw. Nasze zostały drastycznie zmniejszone. Najchętniej cofnęłabym czas i zrobiła wszystko, co możliwe, aby nie dopuścić do tej tragedii… Trzy tygodnie temu Jacek miał wypadek. Gdy dowiedziałam się o tym, serce na chwilę przestało mi bić. Po chwili zaczęło uderzać coraz szybciej, ponieważ okazało się, że doszło do złamania kręgosłupa na odcinku szyjnym z uszkodzeniem rdzenia kręgowego! Moje obawy się potwierdziły – mąż doznał porażenia czterokończynowego.  Jacek przeszedł dwie ciężkie i skomplikowane operacje. Lekarze zrobili, co mogli. Teraz jedyna nadzieja w rehabilitacji. Wiemy, że będzie musiała potrwać bardzo długo, aby mąż mógł odzyskać chociaż trochę utraconej sprawności. Już teraz widzimy bardzo drobne efekty, więc mamy pewność, że rehabilitacja działa! Przy tego typu porażeniu musimy uzbroić się w cierpliwość. Rezultaty będą przychodziły stopniowo, ale warunkiem jest systematyczna i intensywna rehabilitacja.   Jacek zawsze był aktywną osobą. Kocha zwierzęta i uwielbiał chodzić z naszymi psami na długie spacery. Nie siedział w miejscu i zawsze chętnie pomagał przyjaciołom oraz współpracownikom.  Dzisiaj jego dotychczasowy świat legł w gruzach. Możemy go odbudować, jednak sami nie podołamy wydatkom związanym z rehabilitacją. Każda Wasza pomoc pomoże spełnić marzenie mojego męża. Wszyscy, na czele z Jackiem, wierzymy, że to się uda. Z całego serca, serdecznie dziękujemy za każdą wpłatę. Dorota, żona

77 999 zł
Piotr Kowalski
Piotr Kowalski , 22 years old

Walczymy o przyszłość i lepsze życie Piotrka! Pomożesz nam?

Los niestety nie oszczędza naszej rodziny. Straciliśmy już dwoje ukochanych dzieci, a od 21 lat walczymy o przyszłość, zdrowie i życie Piotra. Nie poddajemy się, choć ciosy, które przyjmujemy, są bezlitosne i bardzo bolesne.  Piotrek urodził się w dwudziestym piątym tygodniu ciąży jako bliźniak. Jego brat zmarł w trzeciej dobie po urodzeniu, na skutek niedotlenienia mózgu. Żaden rodzic nie jest w stanie przygotować się na taką tragedię. Musieliśmy jednak wziąć się w garść i walczyć o Piotrka, który od urodzenia, cierpi na dziecięce porażenie mózgowe, czterokończynowe porażenie i całkowity niedowład kończyn dolnych.  Gdy syn skończył 3 lata, postanowiliśmy wyjechać do Anglii, żeby zapewnić mu odpowiednią opiekę lekarską. Nastąpiła poprawa, Piotruś mógł usiąść w wózku inwalidzkim. Niestety nie obyło się bez skutków ubocznych. Podczas rehabilitacji wypadły mu biodra z rzepek – ból i cierpienie były nie do zniesienia.  To był bardzo trudny czas. Piotrek przeszedł wymagającą operację, która przyniosła ze sobą wiele komplikacji. Zdarzyło się, że musieliśmy kilkanaście nocy z rzędu wzywać pogotowie, jednak nikt nie widział problemu. Faszerowano nasze dziecko morfiną. Jak się później okazało, po operacji doszło do infekcji, która wdała się do dróg oddechowych. Skutkiem były zaburzenia pracy serca i płuc, odwodnienie organizmu i dysfagia. Lekarze zasypywali nas tragicznymi informacjami, które docierały do nas jak przez mgłę. Twierdzili, że Piotruś nigdy nie będzie samodzielnie jadł ani pił. Padały również przypuszczenia, że nie przeżyje kolejnych 6. miesięcy. W momencie gdy usłyszeliśmy taką informację, nasz świat się zatrzymał. Zamarliśmy. Czuliśmy tylko przeszywający ból, ale musieliśmy wziąć się w garść. Przecież chodziło o życie naszego syna. Postanowiliśmy wrócić do Polski, w Anglii nie było już dla nas ratunku. Minęły dwa tygodnie pobytu w szpitalu w Lublinie i Piotrek zaczął sam przełykać. Niestety karmienie PEGiem w dalszym ciągu było koniecznością. Przez te wszystkie lata stoczyliśmy nierówną walką o życie dziecka. Piotrek na szczęście jest z nami, ale jego codzienność jest bardzo trudna. Syn codziennie przyjmuje bardzo silne leki, które mają uśmierzyć ból i poprawić jego funkcjonowanie. Z powodu długotrwałego leżenia na lewym boku, jego żebra zostały zdeformowane, klatka piersiowa się zapadła i pojawiły się problemy z sercem oraz płucami. Przez pewien czas Piotruś oddychał tylko jednym płucem. Narodowy Fundusz Zdrowia nie jest w stanie zapewnić mu rehabilitacji, dlatego od trzech lat opłacamy ją sami, prywatnie. Synek ma ćwiczenia pięć razy w tygodniu – każda dwugodzinna sesja kosztuje 320 złotych. Rehabilitacje bardzo pomagają Piotrkowi, zauważyliśmy, że nie ma już duszności, zanikły bezdechy, nie musimy już go wspomagać aparatem oddechowym i nie ma już tak mocnych przykurczy. Największym marzeniem Piotrka jest, by móc siedzieć w wózku i nie odczuwać bólu, co jest możliwe, dzięki intensywnej rehabilitacji. Dużym ułatwieniem byłby dla nas samochód specjalnie przystosowany do osoby niepełnosprawnej. Nie mielibyśmy kłopotu z przewożeniem Piotrka. Jakby tego było mało, spadła na nas kolejna druzgocąca diagnoza. Dowiedzieliśmy się, że tata Piotrka cierpi na nowotwór... Życie nie oszczędza naszej rodziny, bardzo potrzebujemy pomocy! Wasze wsparcie jest jedynym ratunkiem. Tylko dalsza rehabilitacja daje szansę na lepszą przyszłość. Wiemy, że Piotrek już na zawsze jest zależny od nas. Zrobimy wszystko, by mu pomóc. Pragniemy, by cierpiał jak najmniej… Rodzice Piotrka

77 859,00 zł ( 86.1% )
Still needed: 12 567,00 zł
Arkadiusz Radzio
8 days left
Arkadiusz Radzio , 33 years old

Straciłem nogę, nie chcę stracić przyszłości... Proszę o pomoc!

Urodziłem się zdrowy. Potem gdy jeszcze byłem niemowlakiem, zachorowałem na zapalenie stawu skokowego. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, jaki horror mnie czeka. Mnóstwo bólu, by na koniec stracić nogę… Bardzo Cię proszę o pomoc. Chcę normalnie żyć, chcę pracować, być potrzebny! To wszystko jest możliwe, bo są już nowoczesne protezy! Niestety, ich cena jest zabójcza… Sam nigdy nie będę w stanie sobie na taką pozwolić. Dlatego proszę o każde możliwe wsparcie… Mam na imię Arek i mam 32 lata. Nie mam nogi… Ale od początku. Moja historia dramatycznej walki o zdrowie i sprawność rozpoczęła się we wczesnym dzieciństwie… Przez zapalenie stawu kolanowego moja lewa noga przestała rosnąć… Gdy miałem 8 lat, przeszedłem pierwszą operację wydłużania nogi metodą Ilizerowa. Choć udało się i moje nogi znów były równe, to nadal rosłem, a noga z wiekiem stawała się wciąż krótsza i krótsza…  Przyszedł czas na kolejne wydłużenie. Tym razem jednak nie obyło się bez powikłań… Między operacjami dochodziło do zakażeń. Po ściągnięciu aparatu Ilzerowa, moje kości okazały się zbyt słabe. Złamałem lewą nogę w udzie…  Kolejne operacje, kolejny ból… Pół roku spędziłem w wyciągu, a potem wstawili mi płytkę tytanową. Zamiast na wakacje, jeździłem na turnusy rehabilitacyjne. To wszystko dawało niewielką poprawę… Noga nie rosła wraz ze mną, a staw kolanowy był w opłakanym stanie… Rehabilitowałem się do 18. roku życia. Mimo ogromnych trudności ze sprawnością, jako tako funkcjonowałem. Poszedłem do pracy. Parę lat później, w 2015 roku, kolejne nieszczęście… W pracy uległem wypadkowi i uszkodziłem lewe kolano. Przeszedłem operację wszczepienia protezy. Jakiś czas później, podczas zabawy z synem, coś strzeliło mi w udzie. Na SOR powiedzieli, że to złamanie przy protezie. Kolejna już operacja, a potem kolejne zakażenia…  Rehabilitacja, ból – tak wyglądały moje kolejne lata. Kolejne pomysły lekarzy, jak mi pomóc, kolejne badania – nie sposób tego wszystkiego opowiedzieć. Była opcja kolejnej protezy, ale to by groziło amputacją całej nogi, przy stawie biodrowym. Lekarz zaproponował amputację nadkolanową. Nie było innego wyjścia. Zgodziłem się… 17 lutego 2023 roku straciłem nogę. Jestem na rekonwalescencji. Całe swoje dotychczasowe życie, z małymi przerwami, spędziłem w szpitalach i na rehabilitacjach. I wszystko na nic…  Na lewą nogę przeszedłem łącznie 27 operacji. Nigdy w życiu nie biegałem, nigdy nie uklęknąłem, nigdy nie mogłem uprawiać żadnego sportu. Gdy 2 lata temu urodziła nam się córeczka, nie mogłem pójść z nią na spacer. Ból był zbyt duży, bym mógł normalnie żyć. A tak bardzo tego pragnę… Taka proteza pomoże mi wrócić do życia!   Dziś wiem, że jeśli kiedyś chciałbym zabrać rodzinę na spacer, poradzić sobie z najprostszymi czynnościami wokół siebie, podjąć pracę – muszę mieć dobrą protezę. Taka zastępcza noga, o nazwie Otto bock GENIUM X3 to koszt ponad 400 000 złotych… Tyle kosztują mieszkania. Taka jest cena za moje normalne życie i sprawność, której nie jestem w stanie sam zapłacić…  Bardzo proszę o pomoc w uzbieraniu środków na protezę. Żebym jeszcze mógł, po latach, poznać ten lepszy smak życia. Bym mógł być sprawnym tatą dla moich dzieci, zabrać żonę na wycieczkę za miasto, dłuższy spacer… Za każdą pomoc bardzo dziękuję.

77 846,00 zł ( 16.9% )
Still needed: 382 604,00 zł
Borys Kużel
Borys Kużel , 11 years old

GUZ ponownie może zagrozić Borysowi!

Z całego serca dziękujemy za okazane dobro! Kiedy kilka lat temu dowiedzieliśmy się o guzie, który zagraża życiu naszego dziecka, nasz bezpieczny świat się zawalił…  Nawet nie zdążyliśmy odpocząć i pozbierać fundamentów naszego bezpieczeństwa, które wcześniej okrutny los tak brutalnie zburzył! Walka zaczyna się na nowo… Nasza historia: Był październik 2017 roku. Po wykonaniu rezonansu, wykryto u naszego synka GUZA śródrdzeniowego z przerzutem do dolnego odcinka kanału kręgowego! Słowa te wzbudziły w nas ogromny strach. Od tamtej pory cały czas boimy się, że go bezpowrotnie stracimy…  Borys miał wtedy tylko 5 lat, był tylko malutkim chłopcem i nie do końca rozumiał, co się wokół niego dzieje. Jednak my staraliśmy się być stale obok, by czuł nasze wsparcie, by czuł się bezpiecznie...  Na początku 2018 roku główny guz został częściowo wycięty. Niestety, po operacji pojawiły się komplikacje: paraplegia, osteopenia, niedowład stopy, obniżone napięcie nerwowe prawej nogi, a także zaburzenie jej głębokiego czucia! Walka z guzem przeistoczyła się w walkę ze skutkami ubocznymi, które postanowiły jeszcze bardziej wszystko skomplikować! Potem Borys aż pięciokrotnie złamał prawą nogę! Mimo rehabilitacji i trzech refundowanych w NFZ operacji nogi, konieczne stały się nierefundowane operacje w Paley Institute w Warszawie, gdyż tylko one dawały szanse na zwiększenie sprawności i samodzielności synka. Z Waszą pomocą zabieg mógł się odbyć, ale nasze szczęście nie trwało długo… Ku naszemu przerażeniu guz niestety powraca! Ostatnie badania rezonansem potwierdziły, że na kręgosłupie Borysa znowu pojawił się ten straszny przeciwnik. Na razie musimy jednak czekać na kolejny wynik, który będzie znany pod koniec czerwca 2024. Drżymy ze strachu. Boimy się, że nasz syn znowu będzie musiał przechodzić przez ten koszmar! Wiemy jednak, że jeżeli będzie trzeba, ponownie staniemy do walki, którą zamierzamy wygrać! Niestety, to nie koniec złych wieści. W prawej nodze Borysa rozwija się osteoporoza, która przyczynia się do wielokrotnych złamań! Prawa strona syna jest bardzo osłabiona, a każdy krok sprawia mu trudność. Obecnie uczy się w 5 klasie szkoły podstawowej, a w szkole obecny był niecałe 2 lata. Przez resztę czasu i obecnie uczy się w trybie indywidualnego nauczania. Borys jednak się nie poddaje, a to dodaje nam siły i otuchy. Na co dzień syn porusza się przy pomocy kul, jednak w domu odkłada je i stara się być jak najbardziej samodzielny. Jednak, aby efekty dotychczasowych operacji i rehabilitacji były utrzymane, konieczne jest kontynuowanie intensywnej opieki. Jeżeli ktoś z Was zapyta, czy się boimy, wykrzyczymy: „Bardzo!”. Mamy jednak w sobie ogromne pokłady siły do walki o własne dziecko i nadzieję na pokonanie guza oraz zbudowanie sprawności naszego dziecka! Bez Was to wszystko stanie się jednak bardzo trudne… Prosimy, zostańcie z nami! Rodzice Borysa ➡️ Borys - astrocytoma fighter

77 135 zł
Igor Kozioł
Urgent!
Igor Kozioł , 2 years old

Śmiertelne niebezpieczeństwo! Neuroblastoma pożera mojego synka!

Igorek nie skończył roku, gdy lekarz wykrył w jego brzuszku agresywny nowotwór! W tym momencie całe życie stanęło mi przed oczami. Nie mogłam złapać oddechu, w jednej chwili oczy zaszły mi łzami. Zaczęło się od zapalenia ucha i oskrzeli. Po antybiotyku samopoczucie synka się polepszyło. Mimo wszystko poszliśmy do naszego pediatry na wizytę kontrolną. Podczas badania lekarza zaniepokoiła duża objętość brzuszka. Na cito dostaliśmy skierowanie na USG. Potem już wydarzenia nabrały tempa. W szpitalu potwierdziły się najgorsze przypuszczenia. Wykryto rzadki nowotwór – neuroblastoma. Zajmuje około 11 centymetrów! Znajduje się tuż przy kręgosłupie i uciska na wszystkie narządy. Było to dla mnie za dużo, chciałam, by to był koniec dramatycznych informacji, jednak tu dopiero zaczął się nasz koszmar. Słowa lekarzy do mnie nie docierały. Zawalił mi się świat. Czułam, jak kamienie spadają mi na głowę, a nogi bezwładnie uginają się pod ciężarem. W głowie była czarna dziura. Przed oczami przemykały najgorsze scenariusze. Igorek miał wtedy tylko 10 miesięcy.  Leczenie rozpoczęło się natychmiast. Pierwszą chemioterapie Igorek zniósł bardzo źle ze względu na brak apetytu, biegunki, wymioty oraz wysypkę. Wyniki morfologii były przerażające, ciągle spadały. Synek potrzebował przetoczenie płytek ze względu na liczne wybroczyny, siniaki i krwotoki. Moje maleńkie dziecko wyglądało na brutalnie pobite… Po pierwszych dwóch cyklach chemioterapii został zrobiony tomograf komputerowy. Czekając, na jego wynik czułam, jak powoli z każdej kolejnej godziny robi się doba. I kolejna, i kolejna. Po kilku dniach zostały przedstawione wyniki. Nie były satysfakcjonujące. Zapadła decyzja o 2. następnych cyklach chemii. Czekamy na moment, aż w końcu guz się zmniejszy, aż w końcu okaże się operacyjny i będziemy mogli zakończyć tę walkę.  Igorek okropnie przechodzi chemię. To, co się z nim dzieje, to istny koszmar. Pamiętam go sprzed diagnozy. Uśmiechnięty, pełen życia. Teraz jest słaby, blady i nerwowy. Wiem, że te wydarzenia odcisną się na całym jego życiu… Przychodzą chwilę zwątpienia, jednak nie pozwalamy, żeby nas pogrążyły. Musimy być silni… Wiem, że na razie nic nie jestem w stanie zrobić. Wierzę, że wszystko w rękach Boga i lekarzy. Malutki musi toczyć walkę, a my musimy go wspierać.  Pokonamy chorobę i będziemy cieszyć się każdą chwilą spędzona razem. Wiem, że z Twoją pomocą będzie o wiele prościej.  Dziękuję Ci za każde wsparcie! Weronika, mama ➡️ Licytuj i pomóż Igorkowi!

76 989 zł